[Okolice Zatoki Keronu] Droga na zachód

1
Samotna wędrówka często zmusza podróżnika do różnorakich przemyśleń. Zgłębianie własnej osobowości jest nieodłącznym elementem każdej udanej wyprawy. Lorda Vlaira podobne doświadczenia wcale nie ominęły. Nie przeszły bokiem, ale dopadły go w najgorszym momencie - gdy samotnie maszerował po Wzgórzach Meriandos, pozbawiony towarzystwa, jedzenia, wierzchowca oraz innych rzeczy, które znacznie ułatwiają przetrwanie na mrozie. Jednak wola życia w bohaterze była godna podziwu, bo wspierana przez jasno wytyczony cel. Te trudne chwile - zimne noce oraz zimne dnie - przeszły i pewnie więcej już nie wrócą. Dzięki samozaparciu i odrobinie magii Lord poradził sobie z wyzwaniem. Szwendając się po bezdrożach miał jeno jedno marzenie.

Wracał właśnie na ścieżkę, którą obrał sobie dawno, dawno temu. Ścieżkę zapomnianą. Kierował się na Czarcie Góry. Potrzebował naprawdę czystego, potężnego okazu krwawego rubinu, żeby przywrócić swą matkę do życia. Obiecał sobie, że z nią porozmawia. Jego moc była wystarczająca, umiejętności też dość rozwinięte, ale rytuał ożywienia wymagał jeszcze pewnej opłaty. Bo na tym świecie nic nie ma za darmo. Kopalnie na terenach Urh-Hun jako jedyne na całym kontynencie oferowały mu swoje skarby. Wyprawa w tamte strony zawsze bywa niebezpieczna, ale nagroda jest zazwyczaj adekwatna do poziomu ryzyka. Dla Darkera będzie ogromna - życie matki warte jest tego, aby zapuścić się na ziemie zielonoskórych. Niekończąca się zima w Keronie uniemożliwia handel z południem, a sprawę pogarsza jeszcze rozpoczęta niedawno wojna pod Ujściem. Jedynym sposobem na uzyskanie choć małego fragmentu krwawego rubinu jest samodzielna podróż po wyjątkowy towar. Vlair nie mógł liczyć na pośredników - jak robił do tej pory. Teraz musiał zaangażować się osobiście, zakasać rękawy i trochę popracować.

Spod Meriandos nogi zaprowadziły go w okolice okupowanego Ujścia. Zatoka Keronu rozciągała się niebieską plamą na horyzoncie. Lord widział szare dymy unoszące się w powietrze, a po drodze nie raz i nie dwa przeszedł obok doszczętnie spalonych domostw czy nawet całych gospodarstw. Obraz zniszczenia rysował się wszędzie dokoła. Gdzie nie spojrzeć - pożoga. Jakimś cudem bohaterowi udawało się wędrować bezpiecznie, co w takich warunkach było naprawdę niezwykłym wyczynem. Być może opiekował się nim Usal albo dopisywało mu zwyczajne, prostackie szczęście. Bądź co bądź, po pewnym czasie nawet Darker miał dość tego wszystkiego. Od tej pory wędrował prawie wyłącznie lasem. Dzięki temu szansa na spotkanie oddziałów goblinów znacznie malała. Tak było, po prostu, nieco bezpieczniej. Drzewa dawały mu schronienie.

Nadciągnęła noc. Nie tak okrutna jak wcześniejsze, ale jednak bardzo mroźna. Lord ciaśniej okrył się swoją czarną szatą, która na takim chłodzie i tak niewiele pomagała. Usiadł obok ogniska, które dopiero zaczynało płonąć. Rozpalanie ognia nie było może najlepszym pomysłem - światło mogło ściągnąć nie tylko leśną zwierzynę, ale też wrogie wojska spod miasta - jednak wydawało się koniecznością w tych niesprzyjających warunkach. Ciepło paleniska przyjemnie drapało go po zmarzniętym ciele. Posłanie z sosnowych igiełek oraz gałęzi i mchu czekało aż na nim spocznie. Przyzwyczajony do spania w takich okolicznościach - Vlair prawie w ogóle nie narzekał. Udało mu się za pomocą pioruna upolować biegającego opodal obozowiska psa. Na kolację w sam raz. Uderzenie błyskawicy nie powinno nikogo przywołać ani zdziwić, bo burze w tych rejonach są dość powszechne. Wszystko wskazywało na to, że tej nocy Darker może spać spokojnie, a nawet z napełnionym brzuchem. Dwa księżyce wisiały ciężko na niebie. Lord siedział przy ogniu i zajmował się swoimi sprawami. Zastanawiał się jak dojść do podnóża Czarcich Gór. Ala zanim wymaszeruje, należało jeszcze jakoś oporządzić martwego zwierzaka. No i zdrzemnąć się chociaż krótką chwilę.
A co wtedy? To się jeszcze okaże...

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

2
- Cholera, ale zimnica. W teorii brak wiosny to brak życia, chłopi powiedzieliby że nekromanta powinien być zadowolony... to ciekawe czemu nie jestem - Szeptał sam do siebie.
Zerknął w gwiazdy wychylające się z pomiędzy chmur. Z jednej strony samotność, która mu niby nie przeszkadza, ale z drugiej tęsknota. Jeśli wola Usala będzie przychylna to Vlair będzie mógł spotkać się z matką.
"Tylko jak przedostać się przez ziemie podległe zakonowi... ci bezmyślni bojaźliwi tchórze pragną krwi każdego maga. A co dopiero kogoś kto jest ponad ich rozumem... ponad ograniczeniami które osłabiają ludzkie możliwości".
Popatrzył na południowy-zachód.
"Gdzieś tam są armie zielonych. Z kolei na zachodzie czekają mnie Sakiro-psychole..."
Oporządził beznamiętnie psa, tak by pozostał sam szkielet, mięso usmażył na ognisku, i już zdecydowanie bardziej zadowolony przypatrzył się kościom zwierza. Skupił się i wypowiedział formułę:
"Bestiae in vita, post mortem ipsius. Usal et corporis vinculis liberavit, et servient mihi in solutione ad ultimum reditum."

A mówiła ona dokładnie : "Za życia bestia, po śmierci sługa. Ja cię uwolnię od okowów Usala, a w zamian po kres swego tworu mi służyć będziesz."
Zwierzę powinno przez całą noc pilnować mężczyzny, i w razie zagrożenia ostrzec go.
"Nekromancja to zaprawdę pożyteczny rodzaj magii..."
Przez czas gdy próbował zasnąć, a zimny wicher mu to utrudniał, rozmyślał dalej. Stwierdził że woli zielonych od Sakirowców, choć zarówno jedni jak i drudzy byli tępi. Jednak orkowie mogą docenić siłę magii Usala...
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

3
Łagodne podmuchy wiatru podsycały pomarańczowe, skaczące płomienie. Śnieg rozpuszczał się z wolna dokoła ogniska i wyswobadzał spod mokrego puchu okrąg szarawej trawy. Sobacze mięso ociekało roztopionym tłuszczem. Charakterystyczny zapach dotarł do nozdrzy Lorda i nalał słodką ślinę w jego usta. Bohater obrócił pieczeń nad ogniem.

Obwieszony resztkami skóry trup przysiadł na kościstym zadzie tuż obok niego. Strzępy ścięgien oblepiały pokrwawione gnaty wskrzeszonego psa. Choć po części martwy - zwierz zachowywał się całkiem normalnie. Jego żebra opadały równomiernie, mimo to, że nie był on w stanie już dłużej oddychać. Masywna szczęka kłapała co jakiś czas, chcąc złapać wieczorne powietrze między szpiczaste zęby. Odrobina magicznej mocy oraz odpowiednia sentencja - nic więcej nie potrzeba, aby pośrednio oszukać śmierć. Lord nakazał kościotrupowi czuwać nad obozowiskiem, a on nie był w stanie przeć się rozkazom. Psiak zamarł w bezruchu i wpatrywał się w ciemną ścianę lasu.

Mięcho okazało się niezbyt smaczne. Pozbawione jakichkolwiek przypraw, twarde, nie przypadło Darkerowi do gustu. Jednak jego żołądek nie protestował, a nawet domagał się następnych kawałków. Bohater tak dawno nie miał nic w gębie, że z łatwością olewał kaprysy czułego podniebienia. Skowyczenie wiatru pochłonęło go w całości. Nekromanta ogrzewał się przy palenisku, przywołując w głowie obrazy swoich planów. Wyobrażał sobie drogę przez kerońskie równiny oraz poszarpane szczyty. Trudna przeprawa czeka go na dniach, biorąc pod uwagę to, że Czarcie Góry są naprawdę trudno dostępnym miejscem. Z książek czy zasłyszanych po karczmach opowieści Vlair dowiedział się, że tamte rejony zamieszkują wyjątkowo nieprzyjazne szczepy czarnych orków oraz południowych krasnoludów. Obie te nacje mają w posiadaniu to, czego on akurat potrzebuje. Zawarcie paktu z brodaczami lub kuzynami zielonoskórych może się okazać jedyną opcją na zdobycie krwawego rubinu. Lord wybiegał myślami daleko w przyszłość...

Jego podróż po marzeniach przerwał bardzo niepokojący odgłos. Ożywiony czworonóg zerwał się z miejsca i zaczął uporczywie machać paszczą. Próbował chyba szczekać, ale brak narządów wewnętrznych znacznie utrudniał mu to zadanie. Zwierz skierował puste oczodoły w stronę drzew rosnących na skraju polany. Darker poszedł za jego przykładem i wpatrywał się uważnie w przemykające nad krzami cienie. Światło niebieskawego Zarula oraz całego kordonu gwiazd rozlewało się na świeżym śniegu. Bohater dostrzegł dwie postacie czyhające gdzieś za zasłoną konarów. Do jego uszu doleciała wiązanka cichych szeptów. Nad głową nekromanty przeleciał mroczek, a on wciąż siedział obok paleniska, obserwując rozedrgane oblicze puszczy.

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

4
Stan spokoju i zadumy nagle przerwało mu klekotanie szczęk "Kostka" jak zdążył nazwać zwierzaczka.
Jeszcze jako młody chłopak, zawsze chciał mieć psa. Cóż, życie go nie rozpieszczało, a odkąd ojciec zaczął pić sam musiał dorabiać na utrzymanie matki oraz swoją szkołę.
Te myśli szybko jednak odeszły na dalszy plan, te wspomnienia znikły, jak pęka bańka.
Czyżby te dwa stworzenia to zieloni?
- Ekhem... Wybaczcie że przeszkodzę ale was słychać. Kim jesteście i czemu zawracacie głowę wielkiemu Lordowi Vlairowi?
Jesli to zieloniaki, to powinny nabrać trochę szacunku po usłyszeniu tytułu... a jeśli nie, to najwyżej jeszcze jeden piorun uderzy z nieba.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

5
Lord Darker powiedział wcześniej, że bardziej zależy mu na spotkaniu z zielonoskórymi niż na towarzystwie sakirowców. Jego prośby zostały chyba wysłuchane, bo postacie czające się za drzewami rzeczywiście miały skórę ciemnozielonej barwy. Dwa wystraszone gobliny (a może hobgobliny - były raczej zbyt wysokie jak na przedstawicieli czystej rasy) stanęły niepewnie na granicy obozowiska. Pojedyncze elementy opancerzenia, mające chronić ich dziwnie powykrzywiane ciała, świadczyły pewnie o tym, że są to żołnierze spod Ujścia. Skoro tak, to zakute w blachę stopy poniosły ich trochę daleko od oblężonego miasta. Znad Zatoki Keronu nie było nawet widać płonących pod murami ognisk. Szczęk oręża i odgłosy bitwy też tutaj nie docierały.

Kościana sobaka nie przestawała prób szczekania. Co ciekawe, widok ujadającego szkieletu wcale nie przerażał nocnych gości. Skrępowane obecnością Darkera mieszańce stały wciąż pod puszczą jak wmurowane w glebę słupy. Oczywiście, godność Lorda nie zrobiła na nich żadnego wrażenia. Skąd proste żołdaki miałyby znać taką personę? Wobec tego wszystkiego, zielonoskórzy dezerterzy czekali chyba na jakaś reakcję zdezorientowanego Vlaira. Sami nie chcieli podejmować żadnych kroków. Być może obecność warczącego czworonoga utrudniała im zrobienie czegokolwiek. A może ograniczała ich ta okoliczność, że nie nosili przy sobie broni. Nawet zwyczajnego noża. Dopiero teraz bohater dostrzegł, że hobgobliny przyszły do niego bez pakunków, bez oręża.
Czyżby miały pokojowe zamiary? A może to jednak jakaś zasadzka?

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

6
Możliwość zasadzki była dosyć możliwa, ale nawet jeśli, to raczej sobie powinien poradzić... chyba ze jest ich spora grupka... cóz, "Zaryzykujmy, jeśli się uda, to właśnie zdobyłem kartę przejazdową do Czarcich Gór".
Ruszył powoli w kierunku Goblinów, wziął parę palących się patyków tworząc prymitywną pochodnię i oświetlił je lepiej.
Bez broni nie powinni sprawiać zagrożenia, zwłaszcza jeśli są sami. Prawdopodobnie inteligencją nie grzeszą, albo są wystraszeni. Cóż...
- Czyście nie są dezerterami ? Jeżeli tak to nie macie się czego bać. Można powiedzieć że jestem neutralny na tej wojnie, nawet bardziej wam sprzyjam niż przeszkadzam.
Zerknął na kawałki mięsa które leżały na drewnianym talerzu przy ognisku, nie jest to nic przepysznego, ale może zechcą się posilić...
- Mam trochę jedzenia i ogień, ogrzejcie się jeśli chcecie, a zapewne potrzeba wam tego.
Jeśli uda sie mu ich sobie zjednać, to hobgobliny mogą mu pomóc dotrzeć do Czarcich Gór, a nawet po śmierci w boju służyć mu jeszcze jakiś czas... Sługi o silnej ręce i niezawyżonych wymaganiach. Tego trzeba każdemu złemu władcy. Na razie dwóch, ale to bardzo dobry początek.
- To jak?
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

7
Choć możliwość zasadzki była dosyć możliwa... bohater zdecydował się postawić wszystko na jedną kartę. Bo co mogło się stać? Towarzyszył mu przecież przywrócony do życia szkielet wyrośniętego psa, a za ewentualnych przeciwników miał jedynie parę przestraszonych hobgoblinów. Sam bezbronny za to nie był - zawsze miał pod ręką zestaw przydatnych czarów, które już nie raz ratowały mu skórę. Lord od samego początku był przyjaźnie nastawiony do swoich gości. Nie przez grzeczność, rzecz jasna. Widział w nich szansę na bezpieczniejszą podróż. Kto mógłby robić za lepszego przewodnika po południowych krainach niż dwu mieszkańców rodem z tamtych stron? Darker postanowił, że nie przepuści takiej ewentualności. Nie co dzień spotyka się w puszczy zielonoskórych, którzy w dodatku są skorzy do współpracy. Usal chyba naprawdę czuwał dziś nad swym wyznawcą.

Płonące gałęzie bohater trzymał daleko przed sobą. Beznadziejne światło, które z siebie dawały, okazało się tak słabe, że równie dobrze mógł ugasić pożerający je ogień. Chłodny wiatr wkrótce go w tym wyręczył. Vlair podszedł do obcych żołnierzy pewnym krokiem. Jeden z nich wydobył z siebie cichy warkot, na co ten drugi odpowiedział równie niegłośnym stęknięciem. Rozmawiali ze sobą w ojczystym języku. Do uszu Lorda dotarło raptem parę niewyraźnych słów, z których i tak nic nie zrozumiał...

- Som dezerterzy - powiedział któryś z nich już we wspólnej mowie. Jego towarzysz potwierdził to energicznym ruchem głowy. W ciemności trudno było ich od siebie odróżnić, jednak Darker zauważył, że jego rozmówca ma jedno oko przykryte bielmem i przecięte szramą. Dalsza konwersacja obeszła się bez uprzejmości. - Skorzystamy! Już nam dupy od mrozu puchną - dodał ten potakujący i ruszył do ogniska. Lord także powrócił na swoje miejsce, idąc obok drugiego hobgoblina. Charakterystyczny dla wojskowych smród potu oraz niemytych jajec wdarł mu się do nosa. Bohater skrzywił się mimowolnie. Zastanawiał się teraz czy przez całą podróż będzie musiał znosić ten paskudny zapach. Odechciało mu się nagle jeść. Oddał zielonoskórym resztę swojego żarcia, zyskując przez to czas na zadawanie pytań. Ciężko jest pytać, gdy ma się gębę napchaną twardym mięchem.

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

8
Sposób mówienia hobgoblinów tylko utwierdzał mężczyznę w mniemaniu, że te zwykłe wojaki (w dodatku tchórzliwe) nie grzeszą inteligencją. Mimo to gdyby byli odważni, bardziej by mu się przydali. Jedno jest jednak pewne- jak wszyscy zieloni, i ci są na pewno chciwi i żądni pieniędzy, a jeśli znajdzie krwawy rubin, to na pewno także inne klejnoty wpadną mu w łapska. Idąc tym tropem powiedział:
- Zjedzcie, na pewno się wam przyda. I zmieniając temat, skoro uciekliście z armii, to jeśli wrócicie na tereny działań wojennych może się to dla was nieprzyjemnie skończyć...
Wskazał ręką w kierunku Ujścia. I drapiąc się po brodzie, silnie wskazując gestykulacją na zastanowienie, rzekł :
- Jednak możecie uciec stąd, a w dodatku zarobić trochę pięknych klejnotów. Drogocennych i oczywiście tylko dla was. Ja potrzebuje zaledwie jednego, kiedy wy dostaniecie o wiele więcej.
Kiedy uznał że zachęcił ich wystarczajaco, począł kontynuować wywód.
- Po prostu musicie ruszyć ze mną w kierunku Czarcich Gór. Będziecie mnie chronić i wspierać, a w zamian zdobędziecie kosztowności. Co wy na to ?
Po chwili dopowiedział jeszcze:
- I jak was zwą?
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

9
Mniemanie Lorda na temat południowców miało bardzo wiele wspólnego z rzeczywistością. Jego goście okazali się typowymi przedstawicielami swojej rasy. Od samego początku dezerterzy zaprezentowali się jako bardzo nieokrzesani oraz gburowaci. Darkerowi niezbyt to przeszkadzało, bo podczas wędrówek zdążył przywyknąć do podobnych zwyczajów. Ot - hobgobliny narobiły nieco zamieszania, szarpiąc się o ostatnie kawały mięsa, ale nie doszło przecież do żadnych poważnych utarczek między nimi. Gdy żarcie się skończyło, a nerwowa atmosfera opadła, Lord wreszcie otrzymał od żołnierzy wyjaśnienia, na które z zapartym tchem czekał. Wstał z ośnieżonej trawy i usiadł na leżącym opodal konarze. Tam było mu wygodniej. Wskrzeszone zwierze stało obok niego, świecąc ogołoconymi kościami. Jeden z zielonych - ten z poranioną twarzą - odezwał się skrzeczącym głosem.

- Nie wracamy do wojska! Po to dałem drapaka, żeby nie musieć znowu tam wracać...

- Dobrze gada! - Dorzucił ten drugi hobgoblin, wchodząc swojemu towarzyszowi w słowo.

- Morda, Szago! - upomniał go ten pierwszy. - Pod miastem możemy umrzeć, a nam jeszcze nieśpieszno do grobu. Skoro i tak maszerujemy na południe, to możemy chyba zabrać się z tobą. Masz jedzenie i moc od naszego pana - dezerter wskazał palcem na klekoczącego gnatami psa. - Nasze air’qu-shok też wiedzą jak czarować, ale nie zabieramy ich na wojnę. Co prawda, Czarcie Góry są daleko od naszego domu, ale nic się nie stanie, jak pójdziemy na około. Trzeba będzie uważać, bo tamtych stronach są przecież plemiona urd'orq i osady tych paskudnych brodaczy.

- Normalnie nie zapuszczamy się w tamte strony. Prawda, Szego, bracie? - Dodał ten drugi - Ale nie mamy teraz nic lepszego do roboty. Do wojska nie wracamy. No... ale po co ty się tam wybierasz, człowieku? Na co ci jakieś kamienie? Nie sądzisz chyba, że krasnoludy tak po prostu wpuszczą cię do swoich kopalni, co? Łatwo zarobić od nich kilofem w czachę. A czarni orkowie wcale nie są bardziej towarzyscy. No, to po co tam leziesz?

- Leziemy tam razem - poprawił go ten ze szramą na gębie. - Przecież wybieramy się razem z nim.

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

10
- Świetne że się zgadzacie. Wobec tego ruszamy z rana, a do tego czasu proponuje wam się przespać.

Sam wolał pilnować żołdaków, gdyż zaufać im jeszcze nie mógł. Myśłał też czy nie kazać pilnować się dalej "Kostkowi". Zdecydował że prześpi się z godzinkę rano, gdy jeszcze tamci zieloni będą spali.
-Po co mi ten kryształ? Jest on wyjątkowym okazem do mojej... kolekcji.
Inną sprawą było gdzie teraz ruszyć. Po dłuższym namyśle zaproponował:
- Wobec tego ruszamy z rana do Zaavral. Stamtąd do Czarcich Gór...
Po drodze powinien drodze nawiązać sojusz z krasnoludami. W zamian za co? Każdy ma swoje potrzeby, a więc także i brodacze.
Ogrzał się przy ognisku i przypatrzył niebu. Gwiazdy wydawały się sprzyjać jego zamierzeniom. Sam jednak wiedział że z losem różnie bywa, i lepiej chuchać na zimne, co było dosyć figlarnym stwierdzeniem w takich mroźnych dniach jak teraz.
Vlair dalej jednak zastanawiał się nad czarnymi orkami. Osobiście uznawał gobliny i orki za istoty zbyt tępe jak na sługi Usala. Mimo to trzeba przyznać że wszyscy są podlegli wyższej "istancji" jaką jest sam Zsyłający Noc. A On nie daje życia słabym... nie na długo. Jednak Darker nie przepadał za bogami bliskimi Usalowi, gdyż hierachia często niszczy potężne jednostki. Tak, mężczyzna uważał Usala za wyzwoliciela. Dlaczego zabijanie nie odrzuca, a przywracanie do życia tak? Przecież to logicznie dobre! Cóż, wyciągnał z torby suszone grzybki . Przekąska lepsza niż jakieś psie mięso. Przypatrzył się "Kostkowi" . Ciekawe co się by mu stało gdyby zrozumiał że jest stworzony z samych kości, może zacząłby sam się gryźć? Kto wie.
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

11
Na wieść o tym, że pierwszym przystaniem będzie Zaavral, dezerterzy zareagowali jedynie głośnym westchnięciem. - Znowu trzeba będzie maszerować w śniegu... - powtarzali z wyrzutem, ale szybko dali się przekonać co do tego, że wędrówka przez góry Daugon będzie lepszym pomysłem, niż podróż przez objęte działaniami wojennymi ziemie w pobliżu Ujścia. Żołnierze naprawdę nie chcieli wracać do wojska, ani nawet w okolice swoich dawnych posterunków, dlatego bez dalszych pytań zgodzili się na plan Darkera. W sumie, było im wszystko jedno, więc Lord nie musiał nic więcej tłumaczyć.

Choć bohater życzył już swoim towarzyszom dobrej nocy, sam nie miał zamiaru kłaść się spać. Nie ufał zielonym - całkiem zresztą słusznie - więc postanowił czuwać do samego rana. Co więcej, jego nowi kompani też nie byli wcale zmęczeni. Na pewno nie zanosiło się na to, że tę noc grzecznie prześpią. Szego - ten z poharataną twarzą - wyciągnął skądś strugane w drewnie kości i zaczął sobie z bratem pogrywać. Mężczyźni rechotali przy każdym rzucie, a od czasu do czasu wyrywali sobie kostki z rąk. Lord obserwował to wszystko z boku, siedząc wciąż przy psie strażniczym. W międzyczasie zastanawiał się nad różnymi rzeczami, w tym także nad powodzeniem swojej wyprawy. Nawet gdyby jednak zmienił zdanie i zechciał zasnąć, wrzaski zielonoskórych skutecznie mu to uniemożliwiły. Ta noc zapowiadała się na długą...

Darker nie wiedział, kiedy zamknął oczy. Obudził się rano z bólem w plecach. Spał na pniu, który wcześniej służył mu za oparcie. Gdy się ocknął, zobaczył nad sobą Kostka. Hobgobliny siedziały przy rozpalonym na nowo ognisku. - Obudził się... - usłyszał głos któregoś z nich. Nad paleniskiem smażyły się pojedyncze kawałki mięsa, które zostały jeszcze z wczoraj. Szego podszedł do Lorda i podał mu jego porcję na drewnianym talerzu. Wskrzeszony kundel usiadł na zadzie. - Jak zjesz, to możemy ruszać - powiedział żołnierz, patrząc się nie na niego, ale na psa.

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

12
Lord nie będąc nadal zbyt ufnym, przypatrzył się mięsu. Nie wyczuwał niczego niepewnego, więc małymi gryzami zaczął jeść, ale już po chwili coraz łapczywiej. Brzuch go bolał z głodu.
Gdy tylko skończył rzekł:
- Dobrze, możemy ruszać. Znajdźcie sobie jakieś grube kije, chyba że macie broń. Bo po drodze różne rzeczy mogą nas napotkać. I w razie czego Ja będę mówił bo...
Zastanowił się jak by to ując w nie obraźliwy sposób.
- Potrafię przekonać niektóre osoby by bez powodu nie próbowały zlać wam zadków.
Argument bolącej dupy zazwyczaj działa, więc Vlair zadowolony wstał, stękając nieznacznie bo plecy dość mu doskwierały. Rozglądnął się i odetchnął głęboko.
Wyciągnął z torby mapę Herbii, szybko przypomniał sobie drogę i wolnym krokiem ruszył przez śnieg. Z dala od traktu, przez mało znane górzyste ścieżeczki, które jednak dobrze znał, jako ze mieszkał tu parę dobrych lat...
Wstąpić do swojego azylu? Cóż, na pewno nie z zielonymi "kolegami". Zostało mu powoli acz wytrwale iść na południe z nadzieją ze jest tam cieplej...
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

13
Ostrożności nigdy za wiele! Lord uważnie obejrzał swoje śniadanie, zanim zdecydował się na jego pożarcie. Nieufność, jaką darzył nowych kompanów, dobrze o nim świadczyła. Kto w dzisiejszych czasach od tak sobie zjada mięso, które otrzymał od dezerterów napotkanych dzień wcześniej w lesie? Na pewno nie Darker, on miał w sobie pewną dozę rozsądku. Na szczęście - posiłek okazał się bezpieczny, a to oznaczało dla nekromanty oraz zielonoskórych możliwość dalszej współpracy.

Żołnierze zniknęli na parę chwil w puszczy. Gdy już wrócili do obozowiska, trzymali w rękach pokaźne gałęzie. Okazało się, że ich oręż - podobnie jak cała resztą ekwipunku - został na posterunku strażniczym. Zostawili tam swoje rzeczy bojąc się, że z pakunkami nie zdołają uciec niepostrzeżenie. Teraz za ich jedyną obronę robiły sosnowe lagi, przez co wartość bojowa drużyny była raczej znikoma. Ale z drugiej strony - celem ich wyprawy nie była przecież żadna bitwa, a jedynie bezpieczne dotarcie w pobliże Czarcich Gór.

Argument bolącej dupy podziałał tak, jak Lord się tego spodziewał. Hobgobliny obiecały, że jeżeli zajdzie taka konieczność, to nie będą się odzywać. Ale nawet teraz - przed podróżą - były jakoś mało rozgadane. Nieprzespana noc chyba dawała im się we znaki, bo zamiast słów z ich ust wylatywały same ziewnięcia. Podczas, gdy Darker przeglądał swoje mapy, jego towarzysze zaczęli zbierać się do drogi. Ugaszone ognisko syczało po cichu. Kostek siedział w bezruchu i spoglądał na całe to zamieszanie. Lord znalazł już na kartach odpowiednią ścieżkę - wiedział w którym kierunku iść, żeby trafić do Zaavral. Teraz miał jeszcze chwilę czasu na ostatnie przygotowania. Potem czekała go - oraz jego zieloną obstawę - długa podróż na zachód.

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

14
Z wolna, i przyznam ze leniwie, Lord zapakował wszystko co trzeba. Zaczynał żałować ze nie posiada konia. Może znajdzie jakiegoś i go ożywi? Tylko jak na takim wygodnie usiąść?
Gdy wszystko było gotowe zawołał do Szego i Szago:
- Ruszamy, nie zostawajcie w tyle.
Wyciągnał z torby małego grzybka, który powinien go wzmocnić. Znał się w miarę na takich specyfikach, więc był pewien ze to dobry grzyb. Ugryzł go i po chwili poczuł przyjemne mrowienie w nogach. Zerknął na gobliny. Lagi nie wyglądały przekonująco, i tych dwoje raczej nie budziło grozy, ale może chociaż wieśniaków w miarę odstraszą. Wzdrygnął się od zimna ale po chwili wrócił do siebie i stwierdził że najwyższy czas ruszać.
Nie zważając na pogodę powoli stawiał kolejne kroki ku Zaavral.
Spoiler:
Nie miej mi za złe jeśli się czasami nie rozpiszę . Czasem trudno jest dużo napisać o prostych rzeczach.
Jeśli nie mam dobrego powodu, to zawsze odpisuje możliwie jak najszybciej .
Tego samego oczekuję

Przestaliśmy szukać potworów pod łóżkiem gdy zrozumieliśmy że one są w nas ... Kartoteka

Re: Droga na zachód [okolice Zatoki Keronu]

15
Drużynie Lorda od samego początku towarzyszyło uporczywe ćwierkanie budzących się ze snu ptaków. W tak skrajnych warunkach większość z nich powinna już dawno zamarznąć na śmierć. Wędrowcy nie opuścili jeszcze lasu. Dwaj zielonoskórzy żołnierze maszerowali obok nekromanty niczym jego prywatni ochroniarze - taka groteskowa wersja rycerzy z pałami zamiast mieczy. Otaczające ich drzewa rosły w stronę słońca, którego było pod chmurami tyle, co na lekarstwo. Śnieg nie przedzierał się w dużych ilościach przez rozłożyste gałęzie, więc podróż była mało męcząca.

Darker właśnie teraz przypomniał sobie o tym, że zostawił Kostka w starym obozowisku. Nie było mu wcale szkoda. Wiedział, że jego czary przestaną działać za jakieś dwa dni - a wtedy pies rozpadnie się w nicość. Pocieszał się tym, że martwy zwierzak nie będzie marzł na mrozie. Hobgobliny też nie zaprzątały sobie tym głowy. Podczas marszu mówili niewiele, ograniczając się do narzekania na pogodę oraz obgadywania towarzyszy z opuszczonego posterunku. Lord - chyba z nudów - wsłuchał się w ich rozmowę i dosłyszał, że Ujście zostało już w zasadzie zdobyte, a wszystkie okoliczne ziemie do cna splądrowane. Podobno królewska armia gromadzi siły gdzieś w górach. Bohater ucieszył się, że właśnie opuszczał tereny bliskie miastu. Im dalej od centrum potyczek, tym większa dla nich szansa na uniknięcie nieprzyjemności.

Droga była pusta. Szego uważał, że to dobry znak. Powtarzał bez przerwy, że lepiej jest iść samemu niż z komandem wściekłych orków za plecami. Nie zdążył właśnie po raz kolejny dokończyć tego zdania, gdy musiał się nagle ugryźć w język. Ścieżka - do tej pory opustoszała - została zablokowana przez nadciągający wóz. Ciągnący go koń stąpał po śniegu, a kręcące się koła rozrzucały błoto na we wszystkich kierunkach. Skryty pod płaszczem woźnica nie popędzał kobyły i fura toczyła się dosyć powoli. Była od podróżnych oddalona o jakieś pięćdziesiąt kroków. Hobgobliny spojrzały po sobie, a potem zerknęły na nekromantę, czekając chyba na jakieś polecenie. Ich ręce - mimo wszystko - mocniej zacisnęły się na przywiązanych do pasa lagach. Wóz jechał do przodu, zupełnie jakby powożący nim człowiek nie widział przed sobą trzech niezwykłych podróżników.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”