Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

31
Reakcje nieznajomego maga, który przedstawił się jako Vanad, zaintrygowała go. Odrobinę. Silva stłumił jakiekolwiek reakcje, chwilowe wrażenie otępienia po anulowaniu zaklęcia zawsze było nieprzyjemne. Wiedział, rozumiał... A jednak, zawsze pozostawała chęć by pozostać w wyższym stanie dłużej, najlepiej na zawsze... Westchnął. Może kiedyś, gdy jego potęga zbliży się do boskiej... może wtedy będzie w stanie dokonać podobnych rzeczy. Zerknął w miejsce gdzie jeszcze chwilę temu był w stanie dostrzec ścieżką many. Teraz jej tam nie było. Uśmiechnął się. Wygląda na to, że nawet w tej sprawie wciąż brakuje mu doświadczenia i praktyki. Powinien być w stanie zauważać wszelkie ślady magii, niezależnie od tego czy wspomaga się czarami czy nie. Ostatnie tygodnie... Zaniedbałem ćwiczenia. Czas wrócić do starej rutyny.

Nie zawrócił uwagi na wciąż padający śnieg. Nie zwykł kierować się śladami, a w tej chwili jego umysł zaprzątały inne rzeczy. Między innymi gryf... Będzie potrzebował sporo mięsa. Albo sam coś znajdzie... lub zabije któreś ze zwierzaków które widział przedtem. Lub skończą z kilkoma pieczonymi wieśniakami... banda idiotów. Choć tego wolałbym uniknąć... Reputacja lubi przysparzać kłopoty.

Brunet idąc przez wioskę wypatrzył kilka charakterystycznych miejsc. Kuźnię, czyli miejsce które często wzbudzało zainteresowanie, przynajmniej jego, zazwyczaj... Dawniej. Mało kto wie jakie skarby można znaleźć na takich odludziach. Powstrzymał się przed kopnięciem kupki śniegu, wyżywanie się w niczym mu nie pomoże. To takie dziecinne... Emocjonalne.

W końcu znalazł chatę której szukał. Zaśmiał się cicho, wyglądała dokładnie tak jak można to sobie wyobrazić. Schludne utrzymana, z całą masą zielska rosnącego dookoła. Sam nigdy nie interesował się alchemią ani zielarstwem, doceniał ich znaczenie i potencjał... Ale mimo wszystko, nie potrafił wyzbyć się nawyku nazywania roślin - zielskiem. Cienka wiązka światła błysnęła w jego oku, wyglądało na to, że ktokolwiek był wewnątrz, jeszcze nie spał.

Silva otworzył szerzej oczy zbliżając się, dźwięki nieznajomego języka bardzo go zaciekawiły. Od kilku lat planował nauczenie się kilku nowych, ale nie było okazji... Zapukał, nie obawiając się konsekwencji swojego najścia. Starał się nie uśmiechać słysząc ciche przekleństwa, z pewnością kierowana w jego stronę. Młodsza niż się spodziewałem... I jak widać, niezbyt zadowolona moim przybyciem... Oh, w końcu zauważyła, że nie jestem człowiekiem.

- Chciałbym wejść na chwilę, porozmawiać, dowiedzieć się czegoś więcej, o różnych rzeczach. Zapłacę za wiedzę, czy to monetą, czy pomocą, jak będziesz chciała. Przekręcił głowę w bok, uśmiechając się szeroko. Płaszcz skrywający jego moc zdążył już wrócić na miejsce, więc odsłonił go w kilkunastu procentach, na krótką chwilę. Spoglądał kobiecie w oczy, ciekawy czy wyczuła zmianę. A może i to wszystko co działo się chwilę temu? Mooooże? - Nie przyjmę odmowy. Dopowiedział łagodnym tonem. W jego oczach nie dało się dostrzec żadnych wyraźnych emocji...

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

32
Kobieta zarzuciła długie, kręcone włosy na plecy, po chwili cofając się i gościnnym ruchem ręki zapraszając gościa do wnętrza. Nie omieszkała przy okazji rozejrzeć się, czy aby nie zwróciła uwagi potencjalnych podglądaczy. W końcu w miejscach takich jak te każdy znał każdego i każdy o każdym wszystko wiedział. Miny jednak nie zmieniła, nadal wydawała się ona gorzka, niezadowolona z czegoś, poważna, nie była już jednak taka tęga. Jej skóra, niegdyś pewnie całkiem nieźle napięta, teraz wisiała na zakrytym przez rozpięty kożuch brzuchu, podobnie jak pod ramionami.

Wewnątrz było ciepło, bardzo ciepło. Silva od razu po przekroczeniu drzwi znalazł się w dość sporej, acz zagraconej izbie z kominkiem, w którym solidnie napalono. Pod ścianą rozłożono dwa sienniki, na środku znajdował się drewniany stół, na nim zaś poza papirusem, atramentem i piórem znajdowała się miska i kilka pęków „zielska”. Przy stole zaś… siedziała ciemnowłosa dziewczyna. Miała na sobie białą suknię, na którą narzuciła koc, pochylała się wyraźnie nad pergaminem, skubiąc paznokcie. Na Silvę tylko rzuciła okiem, po czym wróciła do lektury.

Miejscowa czarownica gestem wskazała elfowi, by ten usiadł na zydelku pod ścianą, sama zaś zajęła podobny koło podopiecznej.

- Pomoc bardziej się przyda, za pieniądze i tak niewiele się tu kupi – odezwała się w końcu niskim głosem. – Nie wiem, co takie ważne, żeby do mnie przychodzić. Jak już pan jest, niech pan pyta. I tak nie pójdę spać, nim ta dziewka nie napisze dobrze tego, co jej dyktuję od zmierzchu.

Wskazała głową młodą, która jakby skuliła się w sobie na samo wspomnienie. Elf mógł zauważyć, iż papirus był cały pokryty kleksami i skreśleniami. Kilka linijek najniżej dopiero zaczynało być „upiększane”. Sama kobieta złapała pierwszy z brzegu pęk ziół i zaczęła obrywać go z liści, wrzucając je do miski z wodą.

- Pomoże pan z jedzeniem, to i odpowiem, na co wiem. Ludzie rzadko tu chodzą, chyba że po jakieś lekarstwa albo amulety. Taak, boją się, a jak co do czego, to który nie podejdzie do Marty… - pokręciła głową, energicznym ruchem obrywając całą łodyżkę.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

33
Uśmiechnął się w duchu czując podmuch wręcz gorącego powietrza. Wypełniające pomieszczenie zapachy ziół przypadły mu do gustu. Zwrócił jedynie niewielką uwagę na wygląd kobiety, poza ogólnym zarysem nie interesowała go ona w najmniejszym stopniu. A ta czarnowłosa to musi być córka karczmarza, jak przypuszczam. Pokręcił krótko głową gdy zaoferowano mu by usiadł, interesował go zapisany pergamin i słowa, które słyszał wcześniej. Stanął za kobietami, spoglądając na biurko. Wysłuchał odpowiedzi nie poganiając kobiety, nie śpieszył się nigdzie.

- Tak, widziałem dość dosłownie jak to tutaj wygląda... Słyszałem, że jeśli coś upolują to zabiera im gryf? Co powiesz bym pomógł w polowaniu, zajął się latającym zwierzaczkiem i zadbał by porządne mięso trafiło do twojej chaty? Dopiero gdy skończył mówić zastanowił się, czy aby nie urazi jej nazywając dom - chatą. Mniejsza o to...

Pochylił się nad czarnowłosą, bez pytania podnosząc kartkę papieru. Przyjrzał się dokładnie literom, zastanawiając się czy już ich gdzieś wcześniej nie widział. - Ciekawe pismo, interesująca mowa którą słyszałem idąc tu. Czyżby to odmiana języka druidów? Czy może coś zupełnie innego? Spojrzał zielarce w oczy. - Powiem ci szczerze, mam gdzieś los tej wsi. Nikt kogo pytałem nie chciał pomocy, a dopóki ktoś taki się nie znajdzie, nie mam zamiaru ruszyć palcem w celu ratowania jej... Posiadasz cenną wiedzę i umiejętności, tak więc doradzę ci, uciekaj stąd. Jak najszybciej. Nie wiem kim jest wasz tajemniczy mag, istota stara... Potężna, bez wątpienia. Powiedział, że ta wieś ulegnie zniszczeniu. Przekazuję ci jego słowa, co z nimi zrobisz, to twoja sprawa... A teraz, wróćmy do gryfa, bo akurat on mnie najbardziej interesuje. Co możesz mi o nim powiedzieć?

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

34
Dziewczę zaprotestowało cicho, kiedy Silva zabrał pergamin, który leżał na stole. Sztywny, chropowaty papier nawet się nie zagiął, gdy został uniesiony. Jeszcze gdy młódka się nad nim pochylała, widział rzędy znaczków ani ludzkich, ani elfich – były bardziej kanciaste, z znacznie mniejszą ilością zawijasów. Gdy uniósł papirus, zauważył, że wiele symboli, chociaż podobnych, zapisanych było zupełnie inaczej – ot, niewprawny styl pisania. Była to najzwyklejsza lekcja kaligrafii i ortografii przy okazji. Niezbyt udana.

- Dobrze pan słyszał. Rzadko kiedy coś tu dociera nieuszkodzone. Bestia wyczuwa mięso na kilometry – starsza kobieta skinęła głową, rzucając mu dobitne spojrzenie. Dała mu nim znać, by odłożył papier na miejsce. – To jeden z języków Urk-hun. Niech się pan nie interesuje.

Włożyła rękę do miski, przemieszała w niej. Córka karczmarza siedziała na zydlu, nerwowo bawiąc się skrajem rękawa. Kiedy usłyszała o zbliżającym się niebezpieczeństwie, skuliła się w sobie. Czarownica zaś zachowała spokój, lecz i tak zerknęła na maga pytająco.

- I gdzie mamy potem iść, zielarka z uczennicą? Do Oros? Ha! Dobre sobie! Tylko tu jako tako nas traktują. W góry? Jeszcze szybciej umrzeć, niż nam pisane?

- Jak chce pan pomóc, to niech pan ucha nadstawi. Gryf musi gdzieś tu niedaleko gniazdo mieć. Dużo je, często poluje, to widzi konwoje, czasem go widać gdzieś wysoko, jak jest bez chmur. Takie brązowe pióra ma, nie sposób nie zauważyć, jak ląduje. Duży jest, wydaje mi się, że jest w jakiś sposób inteligentny… Widziałam go dwa razy. Raz przeleciał tuż pod domem, sekunda i owcy nie ma. Drugi raz, jak akurat odlatywał. To jest bydlę… - pokręciła głową. - A co, chce go pan wygonić stąd? Przyda się. Przeklęty.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

35
Litery naprawdę okazały się czymś ciekawym, pomijając ilość wpadek popełnionych przez czarnowłosą. Jedynie uniósł brwi widząc zdenerwowane spojrzenie zielarki, powstrzymał uśmiech mający ochotę wpełznąć mu na twarz. Posłusznie odłożył pergamin, z którego w tym momencie i tak wiele by się nie nauczył. Urk-hun, język gór...? Bardzo podobny w twardości do mowy orków. Totalne przeciwieństwo Elfiego. Czemu by nie?

- Po co od razu tyle goryczy? Wzruszył ramionami, dając kobiecie znać, że naprawdę mało obchodzi go co zrobi z przyniesionymi wieściami. - Może dzięki temu, że wiecie o niebezpieczeństwie, zdołacie przeżyć. Nic więcej, nic mniej... Jak już przy tym jesteśmy, przestań z tym "panem", będę wdzięczny...

Silva uśmiechnął się prawdziwie, pierwszy raz od miesięcy. Czy chciał "wygonić" gryfa? A i owszem, coś do niego miał, ale nie plany zabijania go. - Zabić go nie zabiję, no chyba, że w ostateczności. Takie rozwiązanie byłoby marnotrawstwem. Za to zabiorę go ze sobą, zobaczymy, może uda się go okiełznać skoro nie zdziczał do końca. Gryfy zawsze były bardzo inteligentną rasą... Przy okazji będzie trzeba zapolować na jakąś zwierzynę z okolic, jakieś wilki czy coś też się nadadzą... Kto w tej wiosce jest najlepszym łowczym? Sam się na tym nie znam, więc tropiciel będzie niezbędny... A gdy będzie po wszystkim, dostarczę ci mięso. W zamian nauczysz mnie podstaw opatrywania ran, może też zrobię coś więcej jeśli dodasz do tego książkę na ten temat. Może być?

- Jeśli wiesz dokładniej gdzie może być jego leże, powiedz, chyba, że wieśniacy wiedzą i ten łowczy też... Dodał wychodząc.

Pomyślał sobie, że przez te wszystkie lata które spędził wśród ludzi jego sposób mówienia zmienił się na dużo mniej dystyngowany. Potrafiłby posługiwać się mową formalną, ale nie z przyjemnością. Westchnął, poszedł sprawdzić co z jego koniem, a potem udał się do wskazanego przez zielarkę łowczego. Najlepiej będzie iść nocą, wtedy na pewno znajdziemy go w legowisku, a tak marnowałbym czas.

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

36
Gdy Silva wyznał, co planuje w związku z sprawą gryfa, zarówno młodsza, jak i starsza kobieta uniosła głowę w geście zaskoczenia. Ta pierwsza płynnym gestem sięgnęła po pergamin i położyła go przed sobą, druga powoli wzruszyła ramionami, kładąc oberwaną gałązkę koło siebie i sięgając po inny pęk.

- Łowczy? Bezpośredniego łowczego nie mamy, mieszka kawałek na północ, bliżej gór… - powiedziała Marta, rozwiązując dratwę. – Teraz to pewnie śpi. Maruda z niego, nikogo nie lubi. Możesz iść, ale później, rano. Za to nie wiem, gdzie to półptaszysko śpi i je. Przylatuje i odlatuje, tyle go widać.

- Byłybyśmy wdzięczne za mięso. Chyba powiedziałam wszystko, co wiem
– kobieta wzruszyła ramionami. – Jak nie znajdziesz, pytaj o Lamberta. Tak ma na imię, a tropi go, aż się kurzy, ha – parsknęła, po czym przemieszała w balii mokrą dłonią.

- Hana, dość na dziś. Możesz rozłożyć sienniki –
poleciła córce karczmarza. Ta natychmiast wstała i zajęła się, czym miała się zająć. – Tyle. Chce pan, może pan siodłać konia i jechać do Lamberta, jak nie, to spać. Późno już.

Silva już i tak zdecydował - najść łowczego w nocy. Pożegnał się tedy i wyszedł z chaty, w drodze przez odśnieżony ogródek usłyszał jeszcze za sobą kilka głośnych wyzwisk. O co się Marta podopiecznej czepiała? Czy to ważne?

Koń stał tam, gdzie właściciel go zostawił, elf wskoczył więc na jego grzbiet bez chwili zwłoki i ruszył w stronę majaczących w oddali gór Aron. W nocnej ciszy stukot kopyt zdawał się odbijać echem od skał i ośnieżonych pól, skacząc przez nie szybciej niż wiatr. Zimny powiew smagał twarz Silvy, gdy przemierzał kolejne staje. Góry nie zdawały się mimo to ani trochę bliżej. W końcu jednak na horyzoncie ukazało się coś na kształt chałupy, wraz ze zbliżeniem okazała się ona całkiem spora i solidna. W oknach nie widać było światła, jedynie z niewielkiej stajenki dochodziło ciche parskanie. Wędrowiec wprawnym ruchem zsiadł z wierzchowca, po czym, prowadząc go, podszedł do dużych, chyba ciężkich drzwi i zastukał w kołatę. Musiał odczekać chwilę, nim z wnętrza dobiegnie jakiś głos, lecz gdy już coś usłyszał, było to chyba "kogo tu niesie". Po kolejnej chwili szczęknęła zasuwa, a wrota otworzyły się. Wewnątrz stał brodaty jegomość z lampą, łypał na przybysza spod krzaczastych brwi. Na sobie miał zwykłą koszulę, na niej narzucony płaszcz. Gdy tylko zobaczył, że gość jest znacznie wyższy, odsunął się, by go wpuścić, mamrotając pod nosem, żeby odstawił konia. W końcu zatrzasnął drzwi, postawił lampę na stoliku i spojrzał na elfa.

- Kogo i po co niesie o tej porze?
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

37
Zaskoczenie dziewczyn na wieść o jego planach w pewien sposób sprawiło mu gorzką przyjemność. Strząsł z siebie nieprzyjemne myśli, dość już się nimi zamartwiał. Oni wszyscy umarli, pozostaje mi tylko iść dalej przed siebie. Mam dużo do zrobienia.

- Nie mam zamiaru czekać do rana, co jeśli poleci polować o świcie? Nie będę marnował całego dnia...

Skinął głową zielarce, czarnowłosą obrzucając jedynie krótkim spojrzeniem pozbawionym jakiegokolwiek zainteresowania. Wyszedł z chaty, udając się w stronę domu łowczego. Na odchodnym usłyszał trochę wyklinania ze strony starszej z kobiet. Puścił je mimochodem. Za to po drodze sprawdził czy nadal ma przy sobie wszystkie najważniejsze rzeczy. Zwykł wszystko zauważać, dawniej... Teraz zrobił się o wiele mniej czujny, chyba przez te wszystkie myśli zaprzątające mu głowę... Odwiedził konia w stajni, ale jedynie sprawdził czy wszystko z nim w porządku. W nocy i tak mu się nie przyda, skoro nie planuje jechać dalej. Powinien dać mu wypocząć...

Pieszo dotarł do miejsca zamieszkania łowczego, nie śpiesząc się, idąc spokojnym krokiem. Mimo odległości, długa trasa go nie zdenerwowała. Miał dość czasu by spokojnie przemyśleć co planuje zrobić z gryfem. Owszem, najlepiej byłoby gdyby po prostu zwierzę mu się poddało, lecz nie powinien liczyć na najkorzystniejszy obrót wydarzeń. W końcu on sam także nie ugiąłby kolan przed kimś silniejszym nie próbując stawić mu czoła w walce. W dumie możemy być do siebie całkiem podobni, ten zwierzak i ja. Chciałbym już go zobaczyć.

Powitanie jakie go zastała było dużo milsze, niż się spodziewał. Choć z początku miał wrażenie, że łowczy chciał go odprawić z kwitkiem i pogrozić pięścią, ale z hm... pewnego powodu z tego zrezygnował. No toż to zagadka, dlaczego? Wygląda na to, że ma więcej oleju w głowie niż większość z tych wieśniaków. Brunet rozejrzał się po wnętrzu domu, po czym odpowiedział na nieco szorstkie pytanie mężczyzny. Nie miał mu za złe tonu, wręcz przeciwnie, jego zachowanie sprawiło, że zdobył sobie u Elfa pewien szacunek. Jak duży i czy przypadkiem go zaraz nie straci, to się dopiero okaże.

- Jak widzisz, jestem Elfem. Kim dokładnie? W tym momencie jestem nikim. Moje imię... nazywaj mnie En, jeśli potrzebujesz słowa... Uśmiechnął się smutno. Dawne imiona mogą przynieść mu teraz tylko problemy. - Po co tu jestem? Chcę twojej pomocy w łapaniu gryfa. Zabić mógłbym go bez problemu, ale chwytanie, jeśli będzie się stawiał i to bez poranienia go... to inna sprawa. Będę potrzebował sieci, a także mięsa na przynętę - wystarczy, że pokażesz mi jakiegoś niedźwiedzia czy stado wilków, a mięso będzie gotowe... Nie wiem czym dysponujesz, więc proszę opisz mi to co masz, co może się przydać do obezwładnienia gryfa, a przygotujemy jakiś plan... To chyba dobra propozycja, nie sądzisz? Pozbędziecie się problemu, będziesz mógł spokojnie polować... Poza tym przyda mi się mięso, a raczej zielarce, a ona da mi za to trochę wartościowej wiedzy o lecznictwie... Co na to powiesz, Lambercie?

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

38
Mężczyzna wysoko uniósł brwi, kiedy Silva vel „En” wyłożył od razu swoje plany. Głową wskazał mu, by przeszedł trochę dalej, do izby, sam zaś przetarł oczy, pozbywając się resztek snu. Widać było, że oferta go zainteresowała i z całą pewnością była dość poważna, żeby nie zawrócić podróżnego wpół nocy.

- Jakże chcecie to zrobić, to mnie nie interesuje, panie En – odezwał się, podchodząc do ściany, na której nawieszono całkiem przyzwoite poroże czegoś wielkości łosia. Przejrzał zawartość stojącej pod nim komody, a w końcu wyciągnął kożuch, który założył na siebie natychmiast po zdjęciu domowego płaszcza. – Śpieszno?

- W górach są lasy, w lasach zwierzęta. Roślinożerców coraz mniej, bo nie mają już czego spod śniegu skubać, padlina leży, ale to nie o to chodzi. Nam trzeba czegoś więcej. Wilki? Całe stado? Nie, prędzej na niedźwiedzia. Jeden starczy. Dziś. Zaniesiemy padło na pola i czekać. Jak już ktoś chce się tym żarłokiem zająć, jeszcze elf, nie ma co się guzdrać. Trzeba się problemu pozbyć. Na koń i w drogę. Trochę jazda zejdzie. Kiedy? – zapytał, odwołując się do pory, o której mieliby wyjechać, by rozpocząć łowy.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

39
Ucieszył się z reakcji łowczego. Mężczyzna był widocznie chętny do współpracy, jego oczy przybrały bystry wyraz gdy tylko opuściła je senność. - Nie? A to szkoda, gdybyś spytał pewnie i tak bym nie powiedział, ale mimo to czuję żal, nie mogąc odmówić. Chyba nadal jestem za młody... Zerknął na poroże wiszące na ścianie, jak na niemagicznego człowieka, całkiem przyzwoite trofeum. Widząc jak Lambert już ma ochotę się ubierać, powstrzymał go gestem i odpowiedział na krótkie pytanie.

- Nie, nie. Chyba, że wiesz coś więcej o gryfach, choćby czy polują w nocy, czy dobrze widzą w ciemnościach... Jeśli tak, to możemy wyruszyć i teraz. Jeśli nie... To weź pod uwagę ile zajmie nam znalezienie niedźwiedzia, a wyruszymy tak, by rankiem posiłek kusił zapachem krwi budzącego się gryfa...

- Więc niedźwiedź, rozważałem wilki zastanawiając się czy aby wygłodniałe stado samo do nas nie przyjdzie, gdy wyczuje niedźwiedzią krew... Będziemy potrzebowali parę rzeczy. Po pierwsze mocną sieć z czterema lub więcej obciążeniami, by uziemić stwora jeśli coś pójdzie nie tak i będzie chciał odlecieć... Do sieci przywiązać stalowy łańcuch, może metrowy... Ładnie ją zawiesić na gałęzi pod drzewem jakimś, co by nie było dobrze widać... A jej rzuceniem się już sam zajmę, o ile nie popękają sznury gdy pociągnę za łańcuch... Do tego coś by z tym niedźwiedziem po prostu nie odleciał, jak sądzisz, da radę go unieść, czy trzeba będzie ciało do pniaka liną przywiązać?... Stłumił westchnięcie, pola, więc blisko wsi. - Trzeba też dać wieśniakom do zrozumienia, wszystkim, że mają się nie zbliżać. Jeśli któryś spróbuje zastrzelić gryfa z łuku, to własnoręcznie rzucę go wilkom na pożarcie... Pewnie i tak będą się gapili z daleka... Na to nic nie poradzimy, a nie ma większego sensu podróżować dalej. Zwierzak będzie szukał łatwej zdobyczy w wiosce, albo koło niej...

Uśmiechnął się lekko, podekscytowany możliwościami. Potem może sprawdzę co to był za cholerny krzyk w tej karczmie, który tylko ja słyszałem... - Spotkajmy się o świcie, przed domem tutejszego "szlachcica". Wejdę do niego wcześniej i "poproszę" Nie potrafił powstrzymać się od cichego śmiechu, wyobrażając sobie jak może potoczyć się jego rozmowa z kimś kto uważa się za ważniaka. - "Poproszę" o zebranie ludzi, łatwiej będzie powiedzieć tym pustym łbom o co chodzi, by się nie mieszali. Sam zresztą muszę się trochę przespać, jestem po całym dniu podróży... Miejmy nadzieję, że za pokój nie będzie chciał tyle samo co za jedzenie... Mam swój prowiant, a uzupełni się go jak zajmiemy się gryfem...

Skinął krótko głową łowczemu, po czym skierował się do wyjścia. Trzymał już dłoń na drzwiach, lecz wtedy postanowił zadać jeszcze jedno pytanie. - Widziałeś może w tej wsi coś niepokojącego? Nienaturalnego? Mam na myśli coś złego, co mogło się stać dawno, lub na dniach... Nie wiem czy wiesz, ale jakiś stary mag obwieścił mi, że ta wioska jest skazana na zagładę. Ile w tym prawdy... I czy to moja sprawa, obydwu tych rzeczy nie jestem pewny. Jednak warto ci to powiedzieć, może przeżyjesz, skoro nie jesteś praktycznie mieszkańcem wsi...

Wyszedł, udając się do karczmy, spokojnym tempem. Planował się przespać, a w międzyczasie zamówić pobudkę na godzinę przed świtem. Sam powinienem się obudzić, choć kto wie, lepiej być ubezpieczonym...

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

40
- Sieć, linę, co potrzeba, da się załatwić. Myślisz, że ile lat w tym siedzę? Mam to wszystko – Lambert wzruszył ramionami. – Gryf… czujne zwierzę, cholera. Poluje zwykle w rannych godzinach, czasem wieczorem. Jak się naje, to znika u siebie, dość widziałem, gdzie leci. Czasem latał w pełnym słońcu, o ile tak można powiedzieć o pogodzie, która jest. Miśka za to znajdziemy najszybciej w gawrze, kilka godzin do lasu, nad ranem byśmy byli. Jak rano jechać, będziemy później, w południe może. Twój wybór, Enie. Za to nie sądzę, żeby go uniósł. Zimno jest, mięso nie zgnije, można wrócić rano, ruszyć w nocy. Waga to w setkach kamieni jednak. Sami będziemy mieli problemy z wzięciem go.

- Pola, pola, pola sięgają daleko, dość daleko, żeby nikomu nie chciało się chodzić oglądać – na to machnął ręką. – najwyżej kilka osób się weźmie do pomocy i każe pójść w diabły.

Kiedy wydawało się, że to już wszystko, a Silva szykował się do odejścia, padło jeszcze jedno pytanie. Lambert zdążył się już odwrócić, ale spojrzał na elfa jeszcze raz, kiedy ten zagaił o rzeczy nienaturalne. Zastygł na chwilę, usiłując sobie coś przypomnieć. Chwilę pozostał w tej pozycji, ale w końcu wolno pokręcił głową w geście zaprzeczenia.

- Poza coraz gorszym głodem nic się nie działo i chyba nie będzie się dziać.

Zaraz potem go pozdrowił.

Droga, chociaż taka sama jak wcześniej, wydawała się krótsza. Coś może jednak było w tym znanym powiedzeniu, iż powrót zawsze trwa krócej. Zwłaszcza, że i delikatnie się rozpogodziło, toteż wędrówkę zakłócał jedynie monotonny, jednostajny dźwięk chrupiącego pod nogami śniegu. Po jakimś czasie wokół Silvy wyrosły chatki, a razem z nimi karczma, do której wszedł.

Gości już nie było, w powietrzu jednak nadal unosił się zapach mięsa. Karczmarz jedynie łypnął na niego, nic nie mówiąc, zgodził się jednak zbudzić podróżnika o umówionej godzinie. Gdy elf wchodził już na górę, rzucił jeszcze, że cena za pokój bez prowiantu to dziesięć koron.

Noc minęła spokojnie, chociaż niewygodnie. Karczmarz, jak mówił, że przyjdzie, tak rzeczywiście przyszedł. Burknął kilka słów i już go nie było. Mróz był taki, że w kościach mroziło, na oknie wykwitły kwiaty ze szronu. Trzeba było iść.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

41
- Z chęcią ruszyłbym i teraz, ale muszę trochę odpocząć, mimo wszystko lepiej niczego nie spieprzyć, nie sądzisz?... Pogadam z wielkim paniskiem, weźmie się wóz czy co, kilku mięśniaków do prowadzenia go... Do zobaczenia o świcie.

Niewiele rozmyślał w drodze powrotnej, większość rzeczy miał już obmyśloną więc tylko błądził we wspomnieniach. Tak jak się spodziewał, noc nie należała do najprzyjemniejszych, nic na to nie mógł poradzić. Ziewnął przeciągle, karczmarz dotrzymał słowa i obudził go o danej porze, za co był mu wdzięczny. Uśmiechnął się, zabrał swoje wszystkie rzeczy i poszedł w kierunku stajni. Oporządził konia, po czym przejechał na nim ten kawałek do rezydencji szlachcica.

Zsunął się z siodła, podprowadził zwierze bliżej drzwi za uzdę i zapukał kilkukrotnie, silnie. - Mam sprawę do starosty, czy jak to każe siebie tutaj tytułować. Niech się ubiera i tu przychodzi, wyjaśnię o co chodzi gdy będzie gotowy... Westchnął. Nie wiedzieć czemu zadał sobie pytanie czy mężczyzna ten ma dzieci, a jeśli tak, to czy mają w głowie więcej rozumu niż te które widział wcześniej... Jeśli otworzył mu właśnie właściciel domu, sformułował odpowiednio słowa, zwracając się bezpośrednio do niego, a nie mówiąc w trzeciej osobie.

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

42
Jak to w rezydencjach wielkich panów, sam właściciel domu nie otworzył drzwi. Zrobił to po minucie czy dwóch jeden z jego sług, należycie ubrany młodzian z poważnym, acz miłym wyrazem twarzy i sińcami pod oczami. Wysłuchał polecenia Silvy, spoglądając na niego z młodym profesjonalizmem, niezbyt jednak zadowolony z polecenia, jakie Wysoki Elf mu zadał. Śpiącym głosem nabąknął coś o tym, że starosta jeszcze śpi, ale postara się go wezwać, jeśli sprawa jest pilna.

Elf został zaproszony do sieni, coby nie stać na mrozie. Miejscowy władyka pojawił się dopiero po kilku minutach, strzelając naokoło błędnym spojrzeniem i wyrażając swoje nagłe obudzenie poprzez notoryczne ziewanie i przecieranie oczu. Przyszedł jednak, ubrany w nocny szlafrok. Na nieoczekiwanego gościa spojrzał beznamiętnie, podrapał się po brodzie. Zdawał się być osobą odrobinę inteligentniejszą niż swoi poddani, co było widać chociażby po tym, jak się zachowywał. Pochylił głowę przed gościem, powitał.

- Co sprowadza tu Wysokiego Elfa? – zapytał w końcu. – Jeśli chce pan pomóc, proszę mówić. Postaram się zrobić, co mogę, ale, jak widać, jestem niegotowy. Jeśli kwestia kilku słów, nie ma po co występować w najzdolniejszych strojach, prawda? Jeśli mam iść, przygotuję się. Domyślam się, że to dość ważna sprawa, skoro taka pora.
Obrazek

Erriz | Tricya

Re: Trakt prowadzący przez góry Aron

43
- Jedynie droga na północ, zawitałem tu ledwie przypadkiem. Miło mi poznać, jestem Enrivlieres, En, jeśli tak będzie prościej. Przyłożył prawą dłoń do serca, schylił lekko głowę, przymykając oczy. Po około sekundzie wrócił do zwykłej, rozluźnionej pozycji, przenosząc ciężar ciała na jedną nogę, drugą naturalnie uginając... Czasem lubił te staroświeckie powitania własnej rasy, choć nie użył by ich względem każdego kogo spotkał. Nie by miało to aż tak wiele wspólnego z rozmówcą... prędzej chodziło o jego własne zachcianki. Dla Silvy pierwsze wrażenie było bardzo ważne, a i zazwyczaj trafne. Polubił starostę, choćby za wykazywanie trzeźwości rozumu, a i za przyjście w nieformalnym stroju, by oszczędzić czas. - Najodpowiedniejsza, biorąc pod uwagę, że każda godzina zbliża co raz to bardziej, kolejne osoby do śmierci głodowej... Czy jakby to powiedzieć, śmierci z głupoty... Aż do ostatniego słowa Silva, jakby to powiedzieć, wydzielał przyjazną, pozytywną aurę. Często powiada się, że nastawienie nowo poznanej osoby powoduje, że odbieramy ją w konkretny sposób. Spojrzał mężczyźnie w oczy, zastanawiając się czy dostrzega chłód emanujący z jego własnych źrenic. Nie planował używać magii... Nawet tak z pozoru błahymi zaklęciami nie powinno się szastać na lewo i prawo.
- Nie bym cię nie polubił, ale mam kilka bardzo ważnych pytań. Wiesz, z początku naprawdę nie planowałem mieszać się w nieswoje sprawy, ale... Uśmiechnął się lodowato. - Dlaczego panuje powszechne przekonanie, że nie da się zdobyć jedzenia? A nawet jeśli to problem, lepsza nikła szansa niż czekanie na śmierć... Nawet tak prości ludzie jak ci tutaj powinni to rozumieć. Dlaczego macie tu gryfa, a nikt nie przybył go zabić, schwytać? To akurat proste, gdyż nikomu o nim nie mówiliście... Z jakiegoż to powodu nie posłaliście po łowców do miast? Wielu i bez zapłaty przybyłoby po pieniądze za skórę zwierzęcia, czy samą sławę pogromcy gryfów... Nikt nic nie wie, czy nikt nie mówi? Kto i dlaczego przeklął tę wioskę? Co ma ta mieścina wspólnego z historią ostatniej wojny? Dlaczego ktoś miałby chcieć ją zniszczyć?... Czy nałożyć na nią klątwę?

Mówił wiele, zadając masę pytań. Nie oczekiwał odpowiedzi na żadne z powyższych, dlatego podjął słowo... To co tu się działo nie miało najmniejszego sensu... A może? Powstrzymał westchnięcie, postanawiając oduczyć się tego głupiego nawyku. - Dlaczego przeklął was jeden z magów bojowych? Co macie wspólnego z kobietą krzyczącą, jakby ją żywcem obdzierano ze skóry?... To wszystko o co pytam, to moja ciekawość. A oświecenie mnie leży w twoim, waszym interesie. W tej chwili interesuje mnie tylko gryf, mam zamiar się nim zająć. Zabrać go ze sobą, lub w ostateczności, zabić. Zdobyć trochę mięsa, dać zielarce, nauczyć się od niej tego i owego... Przyjrzał się staroście, zastanawiając jak ubrać swoje zamiary w słowa. - Nie będę was osądzał, czegokolwiek się dowiem. Powiem ci tylko tyle, jeśli nikt nic nie zrobi, zginiecie, a ja nawet jak bym chciał, nic na to nie poradzę. Więc jeśli nic nie wiesz, to proponuję ci zebrać wszystkich na wieczór w jakimś dużym gmachu, a może się czegoś dowiesz, ty i ja. Do tego czasu powinniśmy uporać się z zwierzaczkiem...

Ponownie powstrzymał się przed wzdychaniem. Wysłuchał tego co szlachcic miał do powiedzenia, a potem przeszedł do rzeczy. - Dobrze, najpierw bieżące sprawunki. Wóz dość duży by unieść niedźwiedzia, dość chłopa by martwego zwierzaka unieść i na niego wsadzić, a potem potoczyć kawał drogi na pola. Resztą zajmiemy się z Lambertem... Proponuję byś poszedł z nami, z pewnością nie ma tu wielu interesujących rzeczy do roboty, a z chęcią z tobą na spokojnie porozmawiam w czasie drogi w tę i wewte...

Zostając sam, przymknął oczy i skupił się na tym co wyczuwał w domu. Mimo tego, że większość ludzi nie posiadała zdolności magicznych, to w prawie każdym tliła się choćby odrobina magii. A nawet ci którzy jej nie posiadali, wydzielali inny rodzaj energii, coś co można przypisać tylko duszom... Zastanawiał się czy starosta ma dzieci, stąd to przeszukiwanie. Przez te wszystkie lata tak przyzwyczaił się do obcowania z dzieciakami, że teraz dziwnie mu tego brakowało. Rozmowy z kimś o świeżym i jasnym umyśle... Jeśli wyczuł takową osobę, nie pytając się o zgodzę poszedł do niej. W innym wypadku, czekał na mężczyznę. Powinni mieć jeszcze trochę czasu, więc mogli zamienić więcej słów...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Południowa prowincja”