Re: Wodny Fort

46
Milczał jakiś czas, nim przemówił, a jego oczy pilnie przyglądały się jej twarzy. Poczuła ciarki na plecach i karku. W tym facecie było coś, co określiłaby mianem tajemniczego.

- Bideven Cadan. Możesz mi wierzyć, że ciężko jest nie słyszeć o pierwszej kobiecie w straży Albiona, nawet poza bramami Fortu wieści roznoszą się błyskawicznie. Bo faktycznie, pracowałem trochę w Oros. Widziałem cię w rezydencji, wraz z Keirem i jego kompanią. Zaledwie raz, więc nie dziw się, że mnie nie zapamiętałaś, była tam kupa ludzi. A, tak przy okazji - nachylił się do niej i ściszył głos. - Gratuluje pozbycia się Lesviga. Sam chciałem to zrobić, ale sprawnie wam to poszło.

Licho zmroziło do szpiku kości. Ten oto jegomość znał sprawę Lesviga, wiedział, co się stało, mógł zatem znać ją, jej przeszłość, wszystko. Nie dodał nic przez chwilę, tylko ponownie oparł się o siedzisko i pociągnął z kufla, wypatrując jej reakcji.

- Trupy to Habal i Gorreck, dwaj pijacy i hazardziści. Grywali wspólnie, by kantować innych, potem dzielili się nagrodą. Niedawno sprawa się wydała i ktoś mógł poczuć się dotknięty. Ale w sumie sam w to nie wierzę. Cóż, wszczęte zostanie śledztwo, może się wszystko wyjaśni. Boli mnie odrobinkę, że nie ufasz w moje czyste intencje. Od razu zaciekawiłem się tobą, teraz była okazja, zaprosiłem na szklanicę przedniego napoju. Chcesz jeszcze?

Skinął głową na Jankę i pokazał dłonią stół. Już po chwili cały dzban czekał na blacie, gotowy do dalszych degustacji. Bideven nie marnował czasu, od razu dolał do swego naczynia i pytająco spojrzał na awanturniczkę.

Ona miała jednak kilka pytań w głowie. Skąd wiedział o Lesvigu? Ile wiedział o niej? Skąd w ogóle się tutaj wziął? Czy można mu zaufać? Czy dobrze zrobiła w ogóle pijąc trunek? Kto dawał gwarancję, że nie jest zatruty, albo, że kufel nie został nasmarowany jakimś szkodliwym cholerstwem? A może zwyczajnie przesadzała, bo sprawa dotyczyła podłego gnoja, który wywrócił jej życie do góry nogami?

A to, co było w nim najdziwniejsze i mogło budzić niepokój to fakt, że ani razu od początku rozmowy nie spojrzał, nie zerknął nawet, na rozsznurowaną koszulę, ukazującą wiele piękna. Czy tak zachowuje się mężczyzna mający naprzeciw siebie piękną kobietę?

Re: Wodny Fort

47
Zamarła nad kuflem z umoczonymi ustami. Popatrzyła mężczyźnie w oczy i skończyła łyk. Nie poruszyła się przedtem, nie drgnęła, odkąd pochylił ku niej głowę i obniżył głos, wspominając imię tamtego chutliwego bydlaka oraz krwawą łaźnię, jaką zgotowała bandycie na służebnym sienniku. Zacisnęła palce na naczyniu, tylko na chwilę. Lesvig dotknął jej wtedy, sapiąc z podniecenia i pękła. Nie przestała wymierzać ciosów, póki nie przygniotło jej stygnące ścierwo. Zamordowała go. Nie przyniosło to ani ulgi, ani spokoju, ani wytchnienia tęsknocie. Ale nic by nie zmieniła. Jedynie tylko, gdyby mógł cierpieć bardziej. Umierać długo i parszywie, i żałośnie, wiedząc, że zdycha w mękach nie, ponieważ ją zgwałcił i skatował, a ponieważ podniósł rękę na jej bliskich. Żeby wrzeszcząc, żałował tego dnia.

Przestań. Ogłupiejesz od myślenia, a nic zmienisz.

Licho prychnęła. — Lej. — Nie ustąpiła i nie spuszczała wzroku z Cadana. Nie zesztywniała nawet, oparta swobodnie o zydel ze skrzyżowanymi nogami. Widziała, że badał na jej twarzy echo, jakie wywołała posiadana przez niego wiedza. Sam pozostawał przeklętą zagadką. Wiedziała też jednako, że czegokolwiek szukał — napięcia, strachu, obawy — nie zamierzała mu tego dawać, ni cholery. Jedyny człowiek, którego się kiedykolwiek mogła prawdziwie bać, sczezł jak wściekły kundel, dając dowód, że wszystko dało się zabić. Nawet koszmary.

Pierdolę Habala i Gorrecka, niech im ziemia lekką będzie. — Wzruszyła ramionami. — Wolę wiedzieć teraz, ktoś ty. Szybko. I więcej, niż imię, psiakrew. Ktoś jest, co tu robisz i skąd wiesz o Oros. O Lesvigu. — Ugryzła się w język, nim dorzuciła cokolwiek, co się tyczyło jej. Grasanctwa. Znikąd nie pamiętała ni twarzy, ni miana mężczyzny, wżdy na pewno nie z bandyckich dni. Nie było tedy mądrze wyjawiać, że się frasowała, czy nie wiedział aby zbyt dużo. Gdyby wiedział, starczyłoby jedno słowo u dowództwa, a ciągnięto by ją na pętlę najkrótszą drogą — jeśli słuchy chodziły prawdziwe, Blatmac Albion był honorny, jak ostatni skurczygnat. — I co znów tak cię zaciekawiło. A spróbuj odpowiedzieć, że przyjemność towarzystwa...

Odebrała kufel i przechyliła bez zawahania. Jeśli durną rzecz czyniła, częstując się, było już i tak za późno. Równie dobrze mogła dokończyć — miód był wcale przedni, nawet jeśli doprawiony jakimś świństwem. Słodycz na ustach i ciepło w trzewiach.

Tknęło ją jeszcze, gdy przełknęła. — Sprawnie mi poszło — poprawiła ostro. — Porachunek był mój i ja zajęłam się skurwysynem. — Kimkolwiek Cadan był — to, że nie wydał jej jeszcze, ani że nie zwaliła się dotąd pod stół sina od trucizny, nie oznaczało, iż miał dobre zamiary. A przynajmniej takie, które jej było dobre. Wiedział o Lesvigu, lecz jeśli istniała szansa, że nie znał szczegółów ani udziału Keira w morderstwie, wolała, by tak pozostało.

Re: Wodny Fort

48
Chłodny wzrok morskich oczu nie zmienił się ani odrobinę. Choć domagała się natychmiastowej odpowiedzi, nie wzruszyło go to ani odrobinę. Upił tylko kolejny łyk i zaczepił przechodzącą obok Jankę, szepcząc coś wprost do ucha. Dziewczę skłoniło się i odeszło. Wtedy dopiero Cadan zainteresował się nią.

- Jestem od ciebie straszy wiekiem, stażem i stopniem. Mógłbym teraz wypytać cię o morderstwo tych dwóch pijaków, o szczegółowy raport waszej misji w Oros, a gdyby twoje wyjaśnienia nie spodobały mi się, kazałbym wrzucić cię do lochu z podejrzeniem o zdradę. I oficer Keir mógłby tylko się przyglądać. Ale zaciekawiłaś mnie. I miałem ochotę na odrobinę przyjemności związanej z przebywaniem w dobrym towarzystwie. - Przez cały czas oczy mężczyzny były tak samo obojętne i zimne. Aż ciarki szły, jednak Licho opanowała się. - Powściągnij więc język i ciesz się chwilą.

Janka postawiła na stole kawał baraniego udźca, mocno doprawionego, ze skwierczącą skórką, pokrojonego w plastry. Zaraz obok pojawił się talerz z dwoma mniejszymi bochnami chleba. Jej rozmówca nie krępował się, sięgnął po mięsiwo i wypiek.

- Porachunek był twój, powiadasz? A jakiż to porachunek mieliście? Co was tak poróżniło? - Po raz pierwszy, w czasie tej rozmowy, jego kamienna twarz zmieniła się w sprytny, ale groźny uśmiech. Jakby przyłapał ją na gorącym uczynku. - Częstuj się śmiało. Ale nie rób ze mnie idioty, bo bardzo tego nie lubię. Keir ci pomagał, to oczywiste. Wyszłaś z córką rajcy, zaraz po tobie wyszedł Lesvig. Oboje dłuższy czas byliście nieobecni. Potem ty wróciłaś, zabrałaś ze sobą naszego dzielnego oficera i ponownie wróciłaś sama. Keira jeszcze jakiś czas widać nie było, ale i on się znalazł. Szkoda, że nigdy więcej nikt nie zobaczył tego przeklętego bandyty. Nie znaleziono ciała, krwi, żadnych śladów. Kwas, inna alchemia? Zresztą, sam go kiedyś o to zapytam, mógł nie chcieć opowiadać o szczegółach ukochanej.

Bez krępacji wziął następną pajdę i raczył się nią. Licho zrozumiała, że rozmówca jest niesamowicie inteligentny, potrafi uważnie słuchać i obserwować, czego dowodziła jego relacja. Pozostawało pytanie - jakie miał wobec niej zamiary, czy mówił prawdę o dobrym towarzystwie, czy też miał w tym swój cel? Pewnego była w jednej sprawie; ostrożność musiała zachować najwyższą.

Re: Wodny Fort

49
Moglibyście — zgodziła się awanturniczka, zastanawiając się w duchu, ile z tego, co mówił mężczyzna, rzeczywiście było prawdą. Mogła kazać mu odchędożyć się na dobre i poddać blef śmiałej próbie, lecz wtedy prawda ta mogła kosztować ją dużo. Wcale dużo. Zwłaszcza, gdy przychodziło do stażów oraz stopni, gdzie kolejny raz wpadała na mur, jaki dzielił surową służbę a jej dotychczasowe życie i zajęcia ze wszystkimi ich wolnościami. Zaczynało się to robić niepomiernie irytujące. Licho z trudem przełknęła słowa, które same cisnęły się jej na usta. — Moglibyście, jeszcze nim mnie tu sprosiliście, ale nie zrobiliście tego.

Prychnęła, uśmiechając się krzywo. — Zwykłam cieszyć się każdą chwilą, kiedy nie grozi mi się lochami ani sądami za zdradę. Zwłaszcza, jeśli niesłusznymi. Niektórzy mężczyźni mają całkiem odmienny pogląd na to, jak się czerpie przyjemność z dobrego towarzystwa dziewki, Cadan. Cholernie odmienny — odparła na oskarżenie. Nie zamierzała pozwolić, żeby choćby słowo usłyszał o Mirnym. Nie tylko dlatego, iż osłaniać musiała teraz nie dość, że własne plecy, to i oficera, którego jej dekonspiracja mogła szybko pociągnąć ze sobą za żelazne kraty, a potem na chwiejący się pod stopami zydel, gdyby wydało się, że wiedział o niej od początku. A nie wątpiła, że nie udawałby, iż nie wiedział. Mirne, przede wszystkim, nie było sprawą, o której byle miglanc dający stanowiskiem po oczach mógł słuchać. — Pogląd Lesviga odmienny był na tyle, żeby nas nieszczęśliwie poróżnić. Ot, cały porachunek. Głupia śmierć — nie utrzymać interesu w spodniach. Ale doigrał się.

Licho zignorowała rozstawione przez Jankę danie oraz zaproszenie do częstowania się. Odstawiła opróżniony niemal do dna kufel, ramiona splotła na piersi. Znad pieczonej baraniny smużka ciepła unosiła się jeszcze, pachnąc soczyście, lecz straszenie pozycjami, stażami, lochami i przesłuchiwaniami skutecznie odbierało apetyt.

Winna zarzutów. — Odchyliła się z grymasem na krześle. Cadan nie spuszczał z niej wzroku, a dziewczyna nie pozostawała mu dłużna, mrużąc ciemne oczy. Okazał się inteligentny, mało tego, w przebiegły i chwytający się szczegółów sposób. Licho zmuszona była ważyć każde słowo, jak tylko ważyć słowa umiała. Czyli słabo. Wiedział sporo, wyłapywał niemniej, a ona wciąż nie miała nic, poza nazwiskiem oraz pustymi domniemaniami. Nie wierzyła jednako, żeby mężczyzna, który pierwej zapraszał do karczmy na miód i żarcie, zaś choćby jedno oko nie spłynęło mu na rozchełstany babski dekolt, potem wyciągał ni z tego, ni z owego sprawę, o jakiej wiedzieć nie powinien żadną miarą, a w końcu groził wysokim stopniem, z którego cisnąć ją mógł do dziury za samo niepowściąganie mowy, za jedyny interes utrzymywał sobie drobną przyjemność towarzystwa. Ugryzła się, mimo wszystko, w język, nim powtórzyła mu to na głos. Inteligentny nie oznaczało, że cierpliwy.

Prawda — podjęła — wyszłam wtedy odprowadzić smarkulę do komnaty, a skurwysyn wyszedł za mną. Poczekał, aż wracałam sama, zaciągnął do izby. Zabiłam go, bo nie zostawił mi innego wyboru, chyba, że rozłożyć nogi grzecznie i zacisnąć zęby. Tego robić, wystawcie sobie, nie zamierzałam. Keir pozbył się po wszystkim ciała, jak spostrzegawczo wytknęliście, a „ukochana” w rzyci miała szczegóły. Nie o nich wtedy myślałam. Nie wiem, co z nim zrobił. Ja więcej go nie widziałam. Wyglądam, jakbym była w stanie udźwignąć i wytargać gdzieś siedem stóp martwego chłopa?

Dowiem się, jaki jest prawdziwy cel naszego spotkania? Czy jeszcze nie zaspokoiłam waszej ciekawości oraz pragnienia towarzystwa? — skończyła, starając się ostrożnie dobierać słowa, nie czynić żądań. Jeśli wspominał o wypytywaniu Keira, mógł tedy rzeczywiście przenosić rangą nawet oficera. I uprzykrzyć im życie, obrażony.

Re: Wodny Fort

50
- Ja też znam wiele takich sposobów, ale z szacunku dla naszego oficera, nie proponowałem żadnego z nich. A i słyszę, że czynie prawidłowo. Lesvig obrał złą taktykę i skończył marnie. Cóż, gdybyś nie ty go zabiła, zapewne Keir by to zrobił. A przynajmniej spróbowałby. To mogłaby być ciekawa konfrontacja, nie sądzisz? Zresztą, dajmy temu spokój. O rozpuszczonych w alchemii trupach nie ma co rozprawiać. Naprawdę się nie skusisz? Dobre. Nie zatrute. I za darmo.

Sam sięgnął po kolejny plaster. Wyglądało na to, że tajemnice przeszłości Licho były bezpieczne, przynajmniej w tym momencie. Zdawało się, że Cadana nie interesuje poprzednie życie dziewczyny, a to było na jej korzyść. Jeszcze musiałby go zabić, a przecież ostatnio w Forcie trup ścielił się gęsto.

- Wybacz, jeżeli cię wystraszyłem, nie to było moim celem. Nie wyglądasz na strachliwą. Ale nie lubię, kiedy mi się każe coś zrobić i to szybko. Strasznie mnie to irytuje. Prawdziwy cel spotkania już ci podałem. Chciałem poznać cię, czerpać przyjemność z twojego towarzystwa, pogadać, zjeść i wypić. Jeżeli jednak jesteś znużona mną, to tam są drzwi, śmiało możesz opuścić budynek. Cokolwiek między nami padło, nie wyjdzie poza drzwi tej karczmy.

Podeszła z boku, zza pleców Licha. Była ładna, nieco od niej wyższa. Długi, gruby warkocz spływał na jej kształtne piersi. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia kilka lat. Uśmiechała się wdzięcznie, miękkim krokiem zbliżając się do mężczyzny.

- Bideven – powiedziała cicho Jenny, najsławniejsza panna do towarzystwa w całym Forcie. – Panno Licho – skłoniła i ku niej głowę, a figlarny uśmieszek nie schodził z jej zarumienionej twarzyczki. – Może dziś w końcu skusisz się na kilka miłych chwil? Jak dla ciebie… Gratis. Powiedzmy, że byłbyś moją zdobyczą.

Bideven nie spuszczał wzroku z awanturniczki, popijając z kufla, choć zręczne dłonie Jenny masowały jego klatkę piersiową. Dopiero po chwili przeniósł wzrok na dziewczynę.

- Widzisz, może i bym się skusił. Jeżeli Licho będzie nam integralnie towarzyszyć. A okazuje się, że ona chce już iść i jest znudzona. Więc przykro mi, ale chyba nie tym razem.
- Z tobą i panną Licho? – zapytała szybko Jenny i usiadła na zydlu obok niej, zaglądając w jej wielkie oczy. – Z tak pięknym ciałkiem nie mam nic przeciwko towarzystwu – jej dłoń musnęła lekko kolano i udo zakryte przez opięte portki. – Zgodzisz się? Pójdziesz z nami? Nie pożałujesz… - dodała zmysłowym, ściszonym tonem.

Cadan tymczasem uśmiechał się w najlepsze, jakby cała sytuacja bawiła go niesamowicie.

Re: Wodny Fort

51
Licho przekrzywiła głowę, nie zostając dłużną i uśmiechając się perfidnie, mrugnęła przelotnie do kobiety. Wzruszyła ramionami. — Czemu to? Potrzebujecie, żeby pokazać wam, gdzie się wkłada? — zacmokała i sięgnęła od niechcenia po kawałek soczystej baraniny. — Z pewnością jakoś sobie poradzicie. I obawiam się, że prędzej poszłabym z samą tylko Jenny. To byłaby, rzeczywiście, jakaś sensacja.

Nie łgał na temat męsiwa, żadną miarą nie mogło być zatrute. Było za to wcale, wcale smaczne. Licho przełknęła kęs i popiła resztką słodkiego miodu, podniosła się z siedzenia. Przeciągnęła się.

Nie wątpię, że bym nie pożałowała, biorąc w rozważanie, jakie słuchy chodzą po koszarach. Ha, nie w części przynajmniej. Bywajcie, Cadan — uśmiechnęła się krzywo i bez dalszego słowa skierowała się w stronę wyjścia, nurkując między gości. Przecisnęła się zwinnie do drzwi, na zewnątrz, gdzie przywitał ją chłód.

Zapsioczyła plugawie, wytaczając się z ciepłej, półciemnej karczmy wypełnionej po krokwie dymem z fajek i z plujących iskrami palenisk na dziedziniec zasypany śniegiem, za którym najświeżsi rekruci powoli przestawali nadążać. Wiał zimny wiatr, wył, zawodził, jęczał w każdej dziurze i każdej wyrwie, jaką znalazł. Załoga krzątała się, jak w co dzień — robota nie baczyła na porę ni pogodę — w ciepłych, grubych futrach oraz podszytych kubrakach, przeklinając zimę. Zwłaszcza, gdy któryś wywinął na wyślizganych przejściach. Licho chwyciła poły kurtki i zasłoniła się, truchtem śpiesząc z powrotem do twierdzy, fukając pod nosem. Nigdzie indziej nie mogła się już podziać. Towarzystwo wyżej postawionych nużyło ją, zwłaszcza, gdy lubili o tym przypomnieć, mordując najmniejszy zalążek dobrej zabawy, jaki się mógł znaleźć. Zaskakująca propozycja Cadana przez chwilę brzmiała wcale kusząco, lecz dziewczyna prychnęła. Nie zamierzała dawać robić z siebie byle wymówki. Ani kłaść się z byle mężczyzną. Biesiada w gospodzie toczyła się tak porywająca, że pamiętała huczniejsze pogrzeby, ziemia na placu do ćwiczeń zmarzła i pokryła się śniegiem, a o nauce u Draxa nawet myśleć nie chciała, bo nosiło ją. Keir-kretyn, przepadł od świtu, zaś wszyscy albo pochłonięci byli robotą, albo paskudnym odkryciem z minionej nocy.

Awanturniczka pokręciła nosem i skierowała się do koszar, licząc, że przynajmniej jedna żywa i wesoła dusza znajdzie się na partię kości. Albo grom z niebios wybawi ją z tego ciągnącego się, jak flaki dnia. Jeszcze wrócisz zdychać z zimna na trakcie, pomyślała ponuro.

Re: Wodny Fort

52
Dotarła do wieży wcale szybko, zimno poganiało ją skuteczniej, niźli jakikolwiek bat. Pokręciła się trochę po budynku, pogwarzyła z kilkoma ludźmi, wszyscy rozprawiali o zbrodni, jaką popełniono. Do znudzenia powtarzano jakiegoś ducha, kłótnię przy grze w karty i pijacką awanturę. Licho, nie dając szczególnie wiary żadnej z plotek, zwyczajnie odwróciła się na pięcie i odeszła w stronę komnaty Keira. Zmierzchało powoli.

Po drodze natknęła się na Tursta. Szedł powoli, ospale, pod oczami miał sine kręgi, efekt ogromnego zmęczenia. Zagadnęła go i rozmawiali chwilę, ale był markotny i małomówny. Oddalił się zresztą szybko, tłumacząc to pragnieniem wypicia czegoś mocniejszego. Awanturniczka, która czuła jeszcze ciepło mocnego miodu, nie podchwyciła pomysłu i poszła w swoim kierunku.

Kwatera oficerska była pusta. Nie zmieniło się nic, od kiedy wyszła. Zmęczona, w zasadzie bez żadnego większego powodu, położyła się na chwilę i przysnęła, sama nie wiedząc kiedy. Nie pamiętała żadnych snów, obudziła się nagle, ze strachem, jakby groziło jej niebezpieczeństwo.

Keir siedział na zydlu, wpatrując się w mrok za oknem. Zapalił kilka świec, które rzucały migotliwy cień na pokój. Zdawał sobie sprawę z jej przebudzenia, ale początkowo nie spojrzał na nią. Wypatrywał czegoś.

- Cześć, babo - rzucił w końcu, wstał i kucnął przy niej, siedzącej na łożu. - Wybacz, mieliśmy dwa ataki na kupieckie karawany, goniliśmy się po lasach, jak idioci, a i tak nie wszystkich dopadliśmy. Bez Tursta jest trochę ciężko, ale chyba słabo spał w nocy, rano nie nadawał się do niczego. - Złożył krótki pocałunek na jej ustach, muskając palcami policzek. - A ty co robiłaś przez cały dzień? Próbowałaś rozwiązać może zagadkę zabójstwa dwóch dzielnych kompanionów? A, byłbym zapomniał, mam coś dla ciebie.

Sięgnął za plecy i położył na jej nogach niewielki pakunek oprawiony w skóry. Po otwarciu przekonała się, że jest to krótka kolczuga, na jej oko dopasowana do kurtki. Miała długie rękawy, zakończone pasemkami wyprawionej skóry, żeby dłużej utrzymać ją w jednym kawałku.

- Nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać. Więc, co robiłaś?

Re: Wodny Fort

53
Licho stęknęła i przekręciła się na łóżku w jego stronę. — Cześć, chłopie — odgryzła się. — Czego tam wyglądasz? — nie zdążyła uzyskać odpowiedzi, zanim przymknął jej usta krótkim pocałunkiem. Wysłuchała go, kiedy opowiadał o kłopotach na trakcie, a kącik wargi drgnął jej mimowolnie. Nie zazdrościła tym biednym skurczysynom, tam na zewnątrz. Zimowy czas był cholernie ciężki, nawet w grupie, mroźny, głodny. Nie wątpiła, że do wiosny Keir i pozostałe drużyny mieli się ścigać jeszcze za wieloma takimi bandami — kiedy brak grosza zaczynał zaglądać w oczy, mnóstwo bandytów chwytało się brzytwy, napadając, na co popadło i wypadło. Bogatych rozbójników włożyć można było między bajki. Zazwyczaj.

Z początku nie odpowiedziała. Siadła na skraju siennika i rozłożyła podarunek na kolanach, palcami przesuwając po gładkich pierścieniach krótko i wąsko skrojonej kolczugi, niechybnie robionej na nią. Zwykła opadłaby do kolan. A machając rozłożonymi ramionami, Licho mogłaby robić za flagę. Awanturniczka bez słowa siadła, krzyżując nogi, rozdziana z koszuli i spodni, i niezdarnie wciągnęła kolczugę przez głowę. Zimne żelazo z brzękiem przesunęło się po jej skórze, przeszedł ją krótki dreszcz.

Jak wyglądam? Pewnie kretyńsko. Czuję się kretyńsko. Zaraza, gniecie mi cycki...

Pokręciła głową, przyglądając się bliżej skórzanym wykończeniom rękawów. Dziwnie się czuła w tym ustrojstwie, prawdziwie dziwnie — nigdy nie nosiła nic cięższego, niźli podszyta wilkiem i nabita ćwiekami, skórzana kurtka, wspaniała rzecz, którą zmuszona była sprzedać zeszłej zimy, żeby nie przekręcić się z głodu. Nigdzie potem nie znalazła podobnej. Nawet, gdyby stać by ją było na kupno lub kradzież. W żelazie czuła się obco. Nawykła walczyć w niczym więcej, jak koszuli na grzbiecie i zwykle z nie lepiej opancerzonymi przeciwnikami się mierzyć, wszyscy byli tak przyzwyczajeni. Żelastwo było drogie, krępowało ruchy, ciążyło koniowi na grzbiecie, a zwieszenie się karkołomnie w galopie z siodła czyniło niewykonalnym... ale gdy zawiodły refleks i szczęście, było niezawodne na ostrze czy na grot.

Morghtowi rzyci nie uratowało, wzruszyła ramionami.

Popatrzyła spode łba, kiedy spytał o robotę, dając do zrozumienie, co myślała o porywających zajęciach w stajni, nie wspomniawszy oddzielania ładnych lotek od brzydkich lotek oraz oglądania każdego pojedynczego drzewca strzały. Nie można było jej zarzucić, że nie przykładała się. Ale nie potrafiła ścierpieć takiej pracy, takiego trwania od godziny do godziny, od dnia do dnia. Nie patrzyła nigdy z pogardą na ludzi trudniących się spokojnymi, statecznymi robotami, na nikogo nie patrzyła z pogardą, Kevan wybił jej to z głowy, zanim zdążyło zakiełkować i nie gorzej nauczyło ją dzieciństwo w Ujściu. Nigdy ich jednak nie mogła zrozumieć — jak umieli przeżyć życie w bezpieczeństwie i długich latach, ale nie odważając się nigdy na więcej, na... coś. Nie wiedziała sama dokładnie, co. Wiedziała tylko, że tutaj tego nie czuła.

Skrzywiła się jednak swym zdrożnym, niejasnym uśmiechem. — Wartowników w pijackim szale i awanturze zabił duch, po tym, jak go bezczelnie orżnęli w karty. Daję głowę, że gadało się jeszcze o potworze spod łóżek, ale nie wiem, jaką odegrał w tym rolę. Żaden nie był nadgryziony... Wciąż mi nie powiedziałeś, co rzekł kapitan o wieży i magu — przypomniała. Przeciągnęła się i wyciągnęła znowu na brzegu łóżka, podpierając głowę o ramię i twarz zwracając ku jego twarzy. Ściągnęła wcześniej kolczugę. — A Turst cięgiem źle wygląda, widziałam go wcześniej. Niechże go któryś ma na oku. — Zmarszczyła nosek. — Znasz Cadana? Bidevena Cadana?

Re: Wodny Fort

54
- Daj spokój, wyglądasz pociągająco... - rzekł jej cicho do ucha, przesuwając szorstką dłonią po jej nagiej nodze, jednocześnie całując po szyi i policzku. Przybliżał się do niej.

Kiedy opowiedziała mu o sytuacji w Forcie, parsknął śmiechem, nie przestając jej całować. Poczuła, jak sprawne palce błądzą po wewnętrznej stronie jej uda, a podbrzusze rozgrzewa przyjemne ciepło. Jak zwykle pachniał dymem, potem, końmi. Jak żołnierz. Przestał jednak, kiedy zapytała o Bidevena. Powoli odsunął się od niej i spojrzał z ciekawością.

- Znam go. To człowiek do zadań specjalnych Baltmaca. Taki, co to wykonuje rozkazy, których inni nie są w stanie wykonać. Mówi chyba w pięciu językach, cholernie inteligentny, cholernie sprawy fizycznie. Legendy o nim krążą w pewnych sferach. Bardziej mnie ciekawi, skąd ty znasz to nazwisko i czemu o niego pytasz? Spotkałaś go tutaj?

Wyglądało na to, że znowu na drodze Licho stanął ktoś, kto nie powinien nigdy mijać się, a tym bardziej interesować, prostą awanturniczką z bandycką przyszłością. Najpierw jakiś rycerz, teraz niemal nadczłowiek. Wiedziała, że sobie poradzi, zawsze tak było, ale niepokój w oczach Keira był niecodzienną rzeczą, zwykle błyszczała w nich wesołość.

Oficer przysunął ją do siebie, wciąż obleczoną w kolczugę i uważnym wzrokiem lustrował jej twarz. Przez chwilę jakby nie wiedział co powiedzieć, ale wydukał w końcu.

- Oboje wiemy, że masz tendencje do dziwnych przygód i spotykania nieodpowiednich ludzi. Teraz i kiedyś. Nie chcę jednak, żebyś miała kontakt z Cadanem. Jeżeli domyśli się czegoś, odkryje twoją sytuację... Wszystkiego możemy się przy nim spodziewać. To podły drań, bez krzty sumienia i skrupułów. Najlepiej nie zawierzaj niczemu, co ci mówi.

Licho czuła, jak silne palce zaciskają się stanowczo na jej ramionach. Zrozumiała po chwili, że on się o nią boi. Kim mógł być mężczyzna, który wzbudzał obawy jej oficera? Czy chciała się tego dowiedzieć?

Re: Wodny Fort

55
Dziewczyna westchnęła mimowolnie, kiedy usta mężczyzny zagłębiły się w jej szyję, ciepły oddech załaskotał skórę. Palce pobłądziły zwinnie wzdłuż uda. Wierutną bzdurą było gadanie, że od miecza psuły się dłonie. Dłonie Keira były niebywale sprawne i zręczne, i... Licho zachłysnęła się lekko powietrzem. Odchyliła się z powrotem na plecy, wyprężyła pod dotykiem. Znajome ciepło popłynęło mrowieniem po ciele, a srebrny wisiorek na piersi zaczął wznosić się i opadać coraz szybciej. Miała na końcu języka kilka zuchwałych i bardzo zachęcających uwag, kiedy Keir niespodziewanie przerwał. Fuknęła ze złością, dźwignęła się z powrotem na łokciach. Łypnęła na mężczyznę spode łba, na wpół wciąż podniecona, na wpół zgaszona nagłym i niegrzecznym zakończeniem uciechy.

Oficer chwycił ją jednak za ramiona, zmuszając do spojrzenia mu w oczy i wysłuchania. Często to robił. Jakby próbował usadzić na miejscu krnąbrnego dzieciaka. Skończył mówić, wtedy Licho wywróciła niebieskimi ślepiami, a kącik ust sam powędrował jej ku górze w znajomym uśmiechu.

Musisz przestać się o mnie martwić — westchnęła i na kolanach przysunęła się bliżej mężczyzny, kawałek po kawałku, póki nie znalazła się bezpośrednio nad nim, przyklękając lekko. Całkowicie celowo i z perfidnym zamiarem. — Mhm? — Przekrzywiła głowę. Dłonią masowała jego pierś, powędrowała po szyi, karku i tyle głowy, wplatając palce w ciemne włosy oficera. — Nie dałabym się jakiemuś chędożonemu poliglocie, pies z nim tańcował. Radzę sobie, zawsze. Wiesz przecież. — W końcu wyciągnęła się i przylgnęła do niego, objęła ramionami, opierając brodę o głowę mężczyzny. — Choć zgadłeś... jest tutaj. — Mięśnie zesztywniały na nim w mgnieniu oka. Licho znów wywróciła oczami.

Wypatrzył mnie w zbiegowisku przy zabitych chłopakach — wyjaśniła szybko — i zwabił na pogawędkę do gospody. Nie patrz koso, bo zeza dostaniesz — obsobaczyła go i z premedytacją przysiadła z powrotem. — Pół dnia zapełniałam kołczany, napić się tylko chciałam. Ni cholery nie wiedziałam, kim jest. Potem zaczął straszyć stażem i stopniem — wzruszyła ramionami. Umilkła na chwilę, lecz wiedziała, że musiał się dowiedzieć. — Zna prawdę o Lesvigu. Widział nas w Oros, na uczcie Blatmaca. Prawdy o mnie — nie. Zaraza, wierzę, że nie. Myśli, że Lesvig chciał mnie zgwałcić i stamtąd poszła cała awantura. Diabli go tylko wiedzą, czy nie będzie jeszcze pytać. A pyta dużo. Ale nic więcej ode mnie nie słyszał, klnę się na żywot — zapewniła. — Umknęłam, nim mnie zdążył zaciągnąć do łóżka z Jenny... Widzisz? Radzę sobie.

Re: Wodny Fort

56
Keir wydawał się być nieco spokojniejszy, jakby każde słowo dziewczyny było dla niego, niczym balsam na rany. Czuła, jak rozluźnia mięśnie, odzyskuje pewność siebie. A wszystko to umknęło, jak gdyby bańka mydlana, kiedy wspomniała o Lesvigu i zdecydowanie zbyt dużej wiedzy Cadana.

- Co takiego? - Puścił ją i odwrócił się do niej plecami, aby za chwilę zbliżyć się do okna i gapić się w plamę ciemności, na której, gdzieniegdzie, kwitły jasnożółte plamy pochodni rozstawionych po umocnieniach. - Będzie węszył. To parszywy pies, tropiciel przeklęty, będzie węszył, aż wywęszy. I wtedy zadyndamy razem. Romantycznie, aż mi się niedobrze robi.

Odszedł do okna, by chwycić dzbanek z winem i zaczerpnąć z niego kilka długich łyków. Czerwona smuga popłynęła mu po brodzie, do złudzenia przypominając krew. Licho poczuła nagły zawrót głowy i w nagłym przebłysku dostrzegła zwłoki Keira, przebite mieczami, a z warg właśnie krew płynęła. Ni to wizja, ni majak, zniknęły równie szybko, jak się pojawiły.

Oficer tymczasem otarł rękawem napój z twarzy i podał dzbanek Licho, nim zdążyła przemyśleć, co to właściwie było. Znała ten zapach, słodki, owocowy, przypominający wiosnę, której wyczekiwała. Prawdopodobnie przywiezione z Oros.

- Wierzę, że nic mu nie rzekłaś, ale niewiele nam to daje. To nie przypadek, że się tobą zainteresował. Szuka czegoś, czuje to. - Zbladł nagle i spojrzał na nią. - Czy jesteś pewna, że nikt z bandy Lesviga cię nie poznał? Możesz mi przysiąc, że żaden z tych obszczymurków nie miał możliwości donieść na ciebie?

Wydawało im się, że śmierć byłego herszta bandy załatwi sprawę. Oto miało być już lepiej, a kolejny rozdział z przeszłości mógł zostać zamknięty. A teraz okazuje się, że przeszłość to podły drań, który gryzie w tyłek, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Co więcej, kłopoty, które ciągnęły do niej, jak pszczoły do miodu, przechodziły niby zaraza na ludzi, którymi się otaczała. Keir miał świadomość tego, z kim się wiąże, ale czy mógł podejrzewać, że wszelkiej maści problemy stanął się jego drugą rzeczywistością?

Re: Wodny Fort

57
Licho zaklęła brzydko, porzucona niespodziewanie na sienniku. Popatrzyła na mężczyznę ze złością, lecz po chwili w ustach zaschło jej, a gardło się ścisnęło. Nie ze strachu przed tym, co powiedział. Przed tym, co zobaczyła. Przed tamtym okrutnym ułamkiem sekundy, kiedy strużka czerwonego wina spływająca z kącika ust oficera obróciła się w krew, a ciemne oczy spojrzały na nią martwo znad sterczącej z piersi klingi. Trwało to mgnienie, może krócej. Ale nie mogła przestać tego widzieć, póki nie podszedł bliżej.

Doigrałaś się, dziewczyno. Oszalałaś. Kompletnie ci odbiło.

Nie zdążyła wstać, zanim podał jej dzban. Upiła łyk, oblizała wargi. Smakowało słodko. Awanturniczka odstawiła naczynie na stolik przy łożu i podniosła się płynnym ruchem, zbliżyła do mężczyzny. Chciała powiedzieć coś od razu, coś śmiałego, co na dobre wybiłoby mu z głowy czarne wizje, jej — upiorne przywidzenia; po raz pierwszy jednak brakowało jej słów. Zamiast tego przysunęła się i przylgnęła do piersi oficera, do napiętych i twardych mięśni, wyrobionych w walce, do łomocącego miarowo serca. Wsunęła dłoń pod materiał jego koszuli, aż dotknęła nierównych brzegów blizny. Lubiła ją, lubiła czuć ją pod palcami, kiedy się kochali. Teraz jednak wydawała jej się przerażająca — omal go nie zabiła.

Nie mogę — odparła w końcu. — Może mnie rozpoznali. Może nie. Myślę, że nie. To zgraja rębajłów i zakutych pał, tępych nawet jak bandytów. Lesvig, niech się skurwysyn przewraca w otchłani, był cwany i lubował się w strachu. W bólu też. Wolał to wykorzystać, zamiast kłapać gębą u rajcy, ale gdyby to oni się dowiedzieli, nie wyjechalibyśmy z miasta bez krwawej awantury. Psiakrew, o ile byśmy wyjechali. Poza tym... — zawahała się, ale potrząsnęła głową z zacięciem. — Poza tym, drań chciał mnie dla siebie. Niechybnie dopilnował, żeby tym razem tak było — przekonywała miękkim głosem, na wpół kojącą, na wpół wkradała się w niego jeszcze gorycz, którą zdusiła prędko. — Myślę też, że gdyby twój pies gończy znał prawdę o mnie i chciał coś z tym uczynić, już by uczynił. Że jeśli jest, jaki mówisz, już byśmy wisieli romantycznie szyja w szyję. Keir — ujęła mężczyznę pod brodą i zadarła głowę, patrząc mu w oczy. — Nie tkną mnie, zobaczysz. Ani nas nie powieszą. — Nie skłamała, nie o swoją skórę się martwiła. I nie na szubienicy go ujrzała. Prawdy jednak sama się obawiała. — Czemu bym go miała zajmować, mhm? Jestem tylko zwiadowczynią. Nie będziemy wchodzić sukinsynowi w drogę i będziemy się zachowywać, jak co dzień, nie damy mu powodu do węszenia. Ale chcę, żebyś trzymał się z daleka od niego. I uważał... na wszystko. Na wszystkich. Mam złe przeczucia. Obiecałeś mi, że nie dasz się zabić, pamiętasz? Zamierzam dopilnować, żebyś dotrzymał tej obietnicy.

Pocałowała go, długo smakując słodkiego wina na jego ustach. Miała do powiedzenia znacznie więcej, ale tego, co pozostało, nie chciała mówić już wtedy, już w tamtej chwili. Że bała się o niego. Że wierzyła głupio w zwidy i ponure sny, czy zsyłali je bogowie, czy robił to ślepy los. Że śmierć zdawała się kroczyć za nią, dokądkolwiek poszła, ale dosięgać tylko tych, których kochała. I że tak bardzo nie chciała, żeby Keir dołączył do nich. Była gotowa siodłać konia i uciekać w środek zimy, byle tego uniknąć. Nawet jeśli oznaczało to, że uciekałaby sama.

Licho oderwała się od warg wojownika i zmusiła do uśmiechu, na przekór. — Przestań się zamartwiać na godzinę, głupku. — Otarła się, niby przypadkowo, biodrami o niego. — Mamy całą noc na zamartwianie się. Dzisiaj i tak nic już nie zrobimy z tym, jeśli nie mam go zadźgać. Nie? Chodź tedy. Rano pomyślimy, co czynić. Słowa jednego mężczyzny chyba nie zdołały odebrać ci chęci na mnie?

Mogłaby spędzić z nim ostatnią noc i odejść w mroku. Wymknąć się cicho, bez szelestu, a świtem być już bardzo daleko. Daleko od Fortu, daleko od lochów Oros, od Cadana. Od Keira. Bogowie jedni wiedzieli, powinna była to zrobić. Chciała wierzyć, że nie, ale sama myśl, iż miałaby sprowadzić śmierć na niego... Że miałby po prostu zginąć, jak Bren i Kevan, jak Friese... Była głupia. Była głupia, zostawając na zimę w Forcie. Głupi byli oboje, że nie rozeszli się po tamtej jednej nocy, każde w swoją stronę. Teraz mogli zapłacić za to cenę. Zwłaszcza oficer. Licho powinna była odejść bez słowa, ale przeklęła się w myślach, czując jego bliskość — nie mogła, nie umiała. Przynajmniej nie wtedy, nie tamtej nocy. Jeszcze nie umiała.

Nie miała pojęcia, czy oficer nie mylił się, co do Cadana. Ale tym razem nie zamierzała ryzykować. Chciała, by nie zbliżał się do niego, na ile tylko to było możliwe — jakby grasujący w twierdzy morderca nie czynił dość zagrożenia — ale nie znaczyło to, że to samo tyczyło się jej. Zamierzała się dowiedzieć, czego szukał. Jakoś.

Re: Wodny Fort

58
Słuchał jej, bez słowa, bez grymasu, słuchał. Nie zareagował nawet wtedy, gdy jej palce prześlizgnęły się po obszernej bliźnie. Jednak kiedy skończyła, otarła się o niego, uśmiechnął się pod nosem, potem lekko parsknął. Zmierzył ją wzrokiem, dłużej okalając piersi, które tak często pieścił, potem objął dziewczynę w pasie, podniósł do góry i teraz to on zainicjował pocałunek, ona zaś objęła go nogami i przywarła całą sobą.

To była bardzo wyjątkowa noc. Nie mogli równać jej z żadną poprzednia. Oboje mieli świadomość, że śmierć krąży ostatnio wokół nich jakby intensywniej. Najpierw Oros, potem wieża z demonem i szalonym magiem, teraz zabójca krążący po Forcie i Bideven Cadan, wściubiający nos w nie swoje sprawy. Dlatego też szalona namiętność przeplatała się wśród nich z delikatnością i ostrożnością. Raz zapamiętale całowali swe ciała, by zaraz potem badać się wzajemnie powoli, rozkoszując się każdą chwilą. Komnatę oficera wypełniło gorąco, przyspieszone oddechy, cichsze lub głośniejsze westchnienia i jęki. Niewiele snu zaznali tej nocy.

Obudzili się z pierwszym brzaskiem. Mimo zmęczenia długimi zmaganiami, byli odprężeni i szczęśliwi. Ubrali się wspólnie, pomagając sobie nawzajem. Wszystko w ciszy, co było niepodobne zarówno do jednego, jak i drugiego. Razem zeszli na śniadanie, które zjedli w towarzystwie swych starych znajomków. Licho stwierdziła, że zapowiada się piękny dzień, bowiem słońce święciło jasno, a na niebie nie było nawet jednej chmurki. Nawet Turst wyglądał lepiej, jadł z apetytem i żartował po swojemu z Bumbra. Zaraz po śniadaniu wszystko szlag trafił.

Znaleziono kolejne dwa trupy. Leoj i Erwan. Zginęli tak samo, jak poprzednicy; z własnymi nożami wbitymi w gardło. Na Fort padł cień strachu, którego nawet wspaniała pogoda nie była już w stanie rozjaśnić.

Tego dnia Licho nie dostała już taryfy ulgowej. Kolejny raz spędziła pół dnia w stajni, a potem drugie pół na nauce języka migowego zwiadowców, który był całkiem prosty, jednak nudny, jak dla niej. Sam Drax, który ją instruował, był przygnębiony i mało chętny do współpracy. W międzyczasie przyglądała się, jak Keir ćwiczy rekrutów w walce mieczem, a Agrit strzelania z łuku. W chwili przerwy sama pobrała u młodzieńca kilka lekcji, choć efekt był opłakany, a jego komentarze bezlitośnie okrutne.

Wieczorem, kiedy zmęczona i zziębnięta wracała do wieży na kolację, ze zgrabiałymi palcami po naprawieniu kilku pełnych strzał kołczanów, została zatrzymana przez nieznanego jej żołnierza, oznajmiającego, że kapitan Ferris wzywa ją do siebie. Wezwanie mogło zdziwić, gdyż sama nigdy nie była u dowódcy, ale dyskusje były bez sensu. Poszła więc.

Komnata Ferrisa znajdowała się na samej górze. Była przestronna, dwupokojowa. Pierwszym pomieszczeniem był gabinet ze stołem, regałem z książkami i ścianami obwieszonymi arrasami. Drugi, choć awanturniczka musiała się domyślać, zapewne służył za sypialnie.

Półelf spojrzał na nią znad pergaminu, który czytał z uwagą. Był poważny, skupiony. I groźny. Tak, jak przy ich pierwszym spotkaniu. Wskazał jej karła po przeciwnej stronie stołu, bezgłośnie przyzwalając, aby usiadła, z czego skorzystała skwapliwie.

- Witaj, Licho. Wybacz, że będę bezpośredni i powiem bez owijania w bawełnę, ale nie mam na to czasu ani chęci. Przede wszystkim, wszystko, co tutaj powiem, nie może wyjść za te piękne, rzeźbione drzwi. Nawet do oficera Keira nic nie może dotrzeć. To rozkaz. Dalej, w Forcie mamy cztery trupy. Zabite identycznie, mniej więcej w tym samym czasie. Zawsze są to strażnicy patrolujący korytarze.

Przerwał, żeby wstać i nalać do pucharku wina. Po chwili namysłu nalał i do drugiego, który zawędrował do rąk byłej bandytki. Cóż, kapitanowi się nie odmawia. Upiła łyk. Musiało być drogie, bo w życiu lepszego nie piła. Ale i okazji do próbowania nie było za dużo, w karczmach przy traktach nie dawali takich przysmaków.

- Musze podjąć odpowiednie kroki, ale nie ufam już niemal nikomu. Powiem krótko, mam dla ciebie zadanie. Dzisiejszej nocy, w tajemnicy przed wszystkimi, wyjdziesz na korytarze i spróbujesz odnaleźć sprawcę. Z raportu Keira wynika, że potrafisz być cicho i przemykać się niepostrzeżenie. Potrzeba mi kogoś takiego. Zdaję sobie sprawę, że to niebezpieczne. Ale jesteś teraz żołnierzem, wiesz o tym, prawda?

Spojrzał na nią po raz drugi, odkąd przybyła do jego pokoi. Przenikliwy wzrok wydawał się wiercić gdzieś głęboko w jej duszy. Mierzyli się tak, aż znowu poczuła zawroty głowy. Próbowała się opanować, ale w błysku kolejnej wizji ujrzała Ferrisa, powieszonego na grubym, konopnym sznurze. I, podobnie jak było z Keirem, obraz trwał jedynie mgnienie oka.

- Dobrze się czujesz? Zbladłaś okropnie. Nie chciałem cie wystraszyć, byłem pewien, żeś nie z tych strachliwych.

Re: Wodny Fort

59
Kiedy z zapadającym zmierzchem jeden spośród ludzi zaczepił ją i odesłał do kapitana, Licho z początku zareagowała tylko pełnym umęczenia jękiem. Nachodził wieczór, awanturniczka była głodna i była diablo zmęczona. Bolał ją kark, bolały nogi i ramiona, ścierpły palce. A z całym zachwytem, jakiego minionej nocy nie omieszkała głośno i wielokrotnie wyrazić nad „technikami ofensywnymi” oficera, uda oraz lędźwie dziewczyny przez większość nowo nastałego dnia przy każdym żywszym ruchu cierpiały katusze iście nie gorsze, niźli po bardzo długiej i do tego nieprzerwanej podróży w szerokiej kulbace. Twardej, jak na złość. Nie spodziewała się dotąd, że posiadała mięśnie w miejscach, w których czuła je naciągnięte. W stajniach bez wyrzutów sumienia wysługiwała się tedy chłopaczkami, ale zydel w zbrojowni znów wystawił ją ciężką próbę, zaś Agrit, gdy zeszła na dziedziniec, do ćwiczących, nie okazał krzty współczucia. Młodzieniec nie szczędził złośliwości, kiedy dziewka uparła się, że rychło w czas przyszło zacząć uczyć się strzelać i posługiwać łukiem. Nie pozostawała mu dłużna, ale wtedy, zwyczajnie, kazał jej stawać do pozycji na szerzej rozstawionych nogach lub unieść wyżej łokieć i szybko podziwiał grymas bólu na jej twarzy.

Awanturniczka nie miała innego wyboru, jak usłuchać nagłego wezwania, tedy usłuchała i udała się po niezliczonych stopniach na szczyt twierdzy, do pokoi kapitana. Rzadko widywała Ferrisa osobiście, a nie rozmawiała z nim, ni chybi, odkąd przywiało ją do Fortu po raz pierwszy, odkąd ją i rycerza drużyna wybroniła śmierci spod ostrza. Przez myśl przeszło rozbójniczce, jak się mogły potoczyć losy Daimona po ich rozstaniu, ale zapomniała o nim w mgnieniu oka, zaledwie przekroczyła rzeźbione odrzwia komnaty. Ferris siedział za stołem, pochylał się nad pergaminem. Licho tknął niepokój. Przypomniała sobie obawy Keira i nagle nie wydały jej się tak głupie, tak nadto zatroskane, kiedy pomyślała, że z kapitanem mógł rozmówić się wcześniej Cadan. Zasiadła na karle, chętna czy niechętna, i półelf szybko rozwiał jej obawy względem przyczyny niespodziewanego zawezwania. Przysporzył zaś kolejnych. Nawet wyśmienity smak wina nie mógł ich zabić, kiedy dziewczyna wspomniała krew na posadzkach korytarza, w którym świtem znaleziono dwa ciała.

Licho słuchała wcale uważnie, zmarszczyła lekko czoło. Kiedy jednak kapitan posłał jej dłuższe spojrzenie, znów zachłysnęła się płytko na widok krótkiego, upiornego obrazu, jaki mignął jej przed oczami. Dziewczyna zamrugała i nic nagle nie ściskało żylastej szyi półelfa, skóra była gładka, nie posiniaczona od sznura, a twarz niezsiniała. Co ujrzała, wiedziała jednak. Przeszedł ją chłód i niemal bezwolnie pokręciła głową na słowa kapitana, nim się w końcu otrząsnęła.

Awanturniczka zaprzeczyła pytaniu. — To nic. To nie to, nie boję się... psiakrew.

Potarła skroń. W głowie wciąż jej się kręciło, a podbrzusze ścisnął nagły skurcz, lecz jedno z drugim ustępowało, tak jak wcześniej zniknął koszmarny widok. Tym razem napędził jej nerwów. Pojmowała Keira — wystraszyła się wtedy nie na żarty, ale pojmowała — dbała o niego bardziej, niźli o innych, troszczyła się, a los nauczył ją dotąd, że nie był łaskaw dla bliskich jej osób. Teraz, poza niejasnymi przeczuciami, powoli przestawała pojmować, mogła mieć tylko podejrzenia. Ujrzała Ferrisa na sznurze i przez myśl przemknął jej Cadan, po części jakimś tknięciem, po części... kto inny mógłby zaprowadzić na szubienicę samego kapitana?

Rozkaz — Licho ze wzruszeniem ramion odparła krótko na wcześniejsze zapytanie. Skrzywiła jednak dziewczęce usta. — Zrobię, co trzeba, ino... czemu nie Bękart? Jest lepszy ode mnie, gdy idzie o podkradanie się i to cholernie lepszy. Ja ledwie podlazłam pod wieżę i psim szczęściem udało mi się nie wpaść po drodze na matecznik, ani się nie potknąć w tamtych chędożonych ciemnościach. To nie znaczy, że się umiem skradać... Ale pójdę, jeśli nalegacie — zgodziła się, wiedząc dobrze, iż nie miała, tak naprawdę, wyboru. Nikt jej nie prosił. Rozkazywał jej. — Będę musiała wiedzieć, kto i gdzie pilnuje korytarzy w tę noc, biedne dranie. I dobrze, gdybyście byli w pogotowiu, gdyby ktokolwiek był. Nie widzi mi się kończyć, jak Habal i Gorrek, ani jak dzisiejsze chłopaki. Nie zdradzę też nic, skoro bronicie... lecz Keir będzie pytał, pewna jestem na żywot. Psiakrew, będzie pytał, cokolwiek mu powiem. Gdybyście zdołali go zająć...

Sama zamyśliła się chwilę, lecz nic chytrego nie przyszło jej do głowy. Mogła połechtać próżność oficera i przyznać, wcale tak nie łżąc, że wciąż była obolała po ostatniej wspólnej nocy. Z całą pewnością jednak nie znalazłby tego jako wiarygodnego wytłumaczenia, dlaczego następnej nie była tedy w stanie po prostu położyć się z nim w łóżku i zasnąć spokojnie. Wymknięcie się w środku nocy mogło zaś oznaczać wymknięcie się zbyt późno.

Licho spojrzała z powrotem na kapitana. Nie spytała o ostatnią sprawę względem powierzanego zadania.

Zabić? Nie będę łgać — jeśli mnie przymusi, nie zamierzam ryzykować własną szyją. Ale chcecie go żywego, jeśli nie przymusi? — W duchu dziewczyna liczyła, że odpowiedź zabrzmi nie. Nie łudziła się, ale liczyła. Łatwiej było zabić przeciwnika, niż jego i siebie utrzymać jednocześnie przy życiu. — Jeśli to wszystko... mam pytanie. I prośbę — dodała śmiało, lecz na wkradający się w ładny, miękki głos, mimowolny szacunek nie musiała się silić. Jak bardzo się nie różnili i jak zapamiętałymi wrogami mogliby nie być zaledwie rok wcześniej, nie umiała odmówić Ferrisowi szacunku, gdy ten na niego zasługiwał. — Kim jest Bideven Cadan? Słyszałam jedynie, że człowiekiem rajcy, a ze słuchu wydał się ważny. Przyjechał z jakiejś przyczyny?... I nim wyjdę w nocy, to zajęcie dla Keira... byłabym wdzięczna, gdybyście nie pakowali go nim w żadne ryzyko. Choćby tylko dziś.

Ugryzła się w język, zanim zuchwale przestrzegła także samego kapitana. Zanim uprzedziła, by baczył... na co? Na kogo? Na Cadana? Na nocnego zabójcę? Na małodobrego mistrza z katowskiej szubienicy? Sama, do diabła, nie wiedziała i sprzedałaby duszę, żeby się dowiedzieć. Zwłaszcza, kiedy chodziło o Keira. Mogło być to nic, tylko puste zwidy i niesprawdzone koszmary. A mogła być nadciągająca śmierć, przed którą nie wiedziała jeszcze, jak uchronić swojego mężczyznę.

Re: Wodny Fort

60
Ferris usiadł naprzeciw niej, w swoim krześle, zmęczony był wyraźnie, ale mówił pewnie i bez wahania.

- Chcę, żeby wszystko wyglądało naturalnie, nie mogę wybrać nikogo z tych, co w nocy powinni pracować. A Turst będzie pracował, razem z Keirem i resztą oddziału przydzielę ich do patrolowania murów i bramy. Twój oddział tej nocy ma wolne, więc nikt nie zauważy, że nie ma cię w łóżku. A przynajmniej nie powinien, postaraj się o to. - Wychylił kielich do dna i nalał sobie kolejną porcje. - Powinno to być bezpieczne zajęcie, ale nie proś mnie więcej o trzymanie go z dala od niebezpieczeństw. To żołnierz, zna cenę swojego zawodu. Nie myśl, że nie wiem, jak się czujesz.

W jego głosie przez chwilę słychać było gorycz połączoną ze smutkiem. Licho nie mogła nic wiedzieć o kapitanie, bo i znała go tyle, co nic, ale być może był kiedyś w sytuacji podobnej do niej? Może stracił kogoś bliskiego w ogniu walki? Nie wiedziała, czy dowie się kiedykolwiek tej prawdy.

- Opowiem ci wszystko, czego potrzebujesz, dokładne rozmieszczenie patroli, liczebność ludzi. Nie martw się tym. Wszelkie informacje, jakich zażądasz. Oczywiście, walcz tak, żeby ujść z życiem, ale będę rad bardziej z żywego, niźli martwego. Z trupa ciężko wyciągnąć informacje, a ja muszę wiedzieć... Dlaczego zabijał, co nim powodowało. Czemu zdradził ludzi, z którymi służył. Zanim go zetnę, muszę spojrzeć mu w oczy. Ale nie martw się, żadnych konsekwencji nie poniesiesz, gdybyś chlasnęła za mocno.

Niewątpliwie była to wiadomość pocieszająca. Awanturniczka i tak broniłaby się po swojemu, to pewne, ale odgórne przyzwolenie zawsze podnosi morale i napawa optymizmem.

- Czy Bideven jest ważny? Z pewnością. Przynajmniej na tyle, że nie odpowiada przede mną, ale bezpośrednio przed rajcą Albionem. Ja, jako zarządca Fortu, muszę spełnić wszystko, czego ode mnie oczekuje, nawet, gdyby chciał spać w moich komnatach. Nie mówił mi, po co tu przyjechał, nie opowiadał mi o tym, a ja nie pytałem. Może ma jakieś własne śledztwo, może skądś wraca? Po nim nigdy nie zgadniesz. - Zerknął na nią ciekawie. - Czemu pytasz? Rozmawiał z tobą? Nie przejmuj się nim, jak chce, potrafi dużo i irytująco mówić, ale co mu do zwykłej zwiadowczyni? Nic, pewnie zaciekawił się jeno, bo kobieta przy broni to rzadkość w tym miejscu. Zapomnij o Cadanie, on zapewne już o tobie nie pamięta.

Licho mogła mieć wątpliwości, co do tej opinii, ale wytłumaczenie kapitana wydawało się mieć ręce i nogi. Może faktycznie chodziło tylko o poznanie baby w wojsku swojego pana? Jak wtedy wytłumaczyć te wizje śmierci Keira i Ferrisa? Czy zasłużyła sobie w jakikolwiek sposób na takie wyróżnienie, lub też przekleństwo, że nieznana siła wyższa postanowiła ją tak obdarzyć? A może po prostu robiło jej się coś z głową? Mało to nasłuchała się opowieści o szalonej wieszczce, Marii jakiejś tam, które bez przerwy widywała końce świata?

- Na koniec, Licho... Wiedz, że jeżeli ci się powiedzie, wszyscy tu będziemy ci wdzięczni. A to naprawdę nie byle co.

Wróć do „Południowa prowincja”