Re: Sala Ceremonialna

16
Tak oto „dobro Zakonu”, umiłowana clausula generalis jego oddanych członków, w niewłaściwych rękach stwarzająca możliwość do nazbyt swobodnej interpretacji i naginania faktów, zakończyła udział Vespery w enigmatycznej wyprawie do kacerskich włości. Mogła wyłącznie przystać na taki stan rzeczy albo narazić się na gniew przełożonego, tedy wybór był oczywisty jak konieczność spalenia heretyka kalającego się apostazją.
- Tak jest. Z racji mojego rozeznania w topografii zinfiltrowanego obszaru, w razie potrzeby wyrażam gotowość do wsparcia służb zajmujących się tą sprawą. W innym wypadku miejsca i zdarzenia minionych dni uważam za niebyłe.

Potem przyszedł czas na przydział kolejnego zadania, wszak wypoczynek w Zakonie przybierał jeno formę łacniejszych do wykonania dyspozycji, nigdy zaś bezczynności. To bieżące jawiło się dość nieskomplikowanie, a wobec poważnych problemów takich jak walka z demonami czy prawdziwą herezją treść zaprezentowanych jej denuncjacji wyglądała wręcz niedorzecznie, toteż drobiazg ten traktowała jeno jako chwilę wytchnienia po wyczerpującej wyprawie. Cóż, najprawdopodobniej sprawa miała charakter raczej porządkowy - wewnętrzne zatargi zapewne poczęły zawadzać nawet tym z wyższego szczebla, zatem postanowiono oddelegować kłopot komuś niżej, kto ma jednakże wystarczającą pozycję, by formalnie dysponować koniecznymi kompetencjami.
Uporam się z zarzewiem konfliktów najrychlej, jak się da – odparła chłodno Osa w sposób niebudzący wątpliwości co do wkrótce zastosowanych przez nią radykalnych metod rozwiązania tego „problemu”. – Kiedy czasy trudne, nie można pozwolić na bezhołowie na własnym podwórzu.

Jeśli komtur nie będzie miał dla niej inszych przykazów, pożegna się z należnym mu ukłonem, a następnie opuści jego komnatę. Nie zamierzała jednak wybrać się od razu na dziedziniec, lecz wpierw zajść do kaplicy na przedpołudniowe nabożeństwo. Poza szczerą chęcią poświęcenia chwili Sakirowi kierowała nią takoż druga motywacja – tuszyła, że uda jej się spotkać tam Wysokiego Kapłana, któremu ongiś przed wyprawą przyrzekła wizytę. Vespera zawżdy dotrzymywała słowa, a była to także doskonała okazja do tego, by przed nowym zadaniem rozeznać się w opinii czcigodnego duchownego na temat elfiej swołoczy.
Obrazek

Re: Sala Ceremonialna

17
Komtur Ervin van Kullerhausen, po zapoznaniu się ze stanowiskiem podopiecznej zdecydował rozniecić rozbudzony w niej potencjał. Ponadto, uważał, że wyjaśnienie skąpo przedstawionej treści pozwoli poszerzyć pole manewrów Vespery. Wiedza to potęga, a im zasobniejsi są w nią podopieczni, tym więcej mogą dokonać. Wobec tego, zwraca się do chcącej opuścić już biuro kobiety.
- Sprawa wydaje się błaha - parsknął lekceważąco, zaś część rozproszonej śliny pofrunęła na wcześniej przedstawione dokumenty - ludzie histeryzują, lecz nie bezpodstawnie.
Nagle odsunął krzesło, tak, że siarczysty pisk zawdzięczał w uszach. Potem wstał, by skłonić się ku oknu. Odwrócony plecami do rozmówczyni, zaczyna spokojnie rozwijać swe myśli.
- Wprowadzenie tak dużej grupy uchodźców na nasze ziemie, nie tylko odmiennych rasowo, kulturowo, ale nade wszystko religijnie, sprawia, że prędzej czy później zrodzą się problemy. Wierz mi lub nie, moja droga, lecz widziałem wiele. Żyje trochę lat na tym padole niedoli i tylko wiara w najświętsze słowo Sakira trzyma mnie przy niesieniu prawości. Niosę ją słowem oraz mieczem, ale tak być musi. Czasem trzeba uderzyć psa, żeby potem nie odgryzł ci łba.
Zasysane przez nozdrza powietrze zasyczało głośno, kolejno wibrując podczas wydychania.
- Elfy... Niewierni bluźniercy. Oni tutaj nie mogą zostać. Po prostu nie mogą... - oparł rękę o szybę.
- Sprowadzili na siebie gniew pradawnych, bo nie potrafili żyć w porządku. Są jak zaraza, niszczą siebie i wszystko dookoła. Plugawe mieszańce! - wykrzyczał przez zaciśnięte zęby - I co teraz? Wyczerpią nasze i okoliczne zapasy, zabiorą pracę pobratymcą. Skargi o kradzieże nie są wzięte z powietrza, oni naprawdę kradną. A, kto wie, co za czary praktykują? Od niekontrolowanej magii blisko do zakazanej herezji.

Chwilę bił się z sobą przed oknem, chwilę gryzł przyłożoną do ust pięść. Vespera mogła dostrzec, jak z jednej z kostek sączy się strużka krwi. Na szczęście trwało to tylko chwilę. Kiedy był gotowy, odwrócił się do Osy. Spojrzał na nią oczyma pełnymi zaufania, po czym rzekł.
- Zakon przetrwał tyle lat, bo miał wspólnego wroga. Nic tak nie łączy, jak wspólne problemy oraz stawianie im czoła. Teraz... - ponownie pociągnął nosem - zapomnieli o mroku, który wyłącznie czeka, żeby uderzyć w najmniej oczekiwanym momencie. Struktura zakonu ulega dalekobieżnej modyfikacji. Silne fundamenty pękają pod naciskiem liberalnych haseł. Zakon przestaje być tarczą królestwa, my kroczymy ku upadkowi... Właśnie dlatego - rzucił przejęty - niezbędna jest reforma.

Stali w ciszy przez dobrych kilka minut, nim pozwolił jej odejść. Bez zbędnych poleceń, co najwyżej gesty. Posłusznie udała się do drzwi, jednakże podczas podróży dobiegło ją jeszcze kilka słów na pożegnanie.
- Niefortunnie, ale czasem cel uświęca środki.


[http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=24&t=2005]
ODPOWIEDZ

Wróć do „Srebrny Fort”