Kompleks Duchownych

16
POST BARDA
Wiosna 91 rok.
Trudy żywota sakirowca zaiste powinny zostać spisane w ogromnym tomiszczu, dedykowanym do czytania na kościelnych lekcjach dzieciom. By poznały jak trudny i wartościowy jest to żywot, nie tylko dla nich, ale i dla innych, by wiedziały, jak mają marzyć i jakie marzenia realizować. By wielu wstąpiło na ścieżkę miecza i pokazało, że ciężką pracą do zakonu wstąpić może każdy, no i walczyć ze złem, ale to raczej sprawa drugorzędna, bo pewnie i tak zginą po pierwszym dęciu w róg przed jakąś nadchodzącą bitwą... No właśnie. Bitwą, która rozgrywała się na sali, przed kaplicą. Nie dochodziło tutaj do rozlewu krwi per se, nikt nie umierał, a przynajmniej fizycznie i cieleśnie, ale ta pszczoła jednak kąsała, nie znała litości...

Bitwa spojrzeń, a raczej seria nieposkromionych ataków nie miała końca, poprawiona została jeszcze gradem słów, nie w jednego a w dwóch biednych paladynów zakonu... Należało ich przemusztrować.

Grant... Stał i przyjmował rugi, nie śmiał się odezwać. Już miał wielką nadzieję, że zostanie uratowany, przez wypadek kolegi. Chciałoby się rzec, że wręcz musiał się cieszyć z tego upadającego hełmu, widząc w nim wybawienie od tej pszczółki, niestety... Niestety to nie wystarczyło, bo jej uwaga szybko do niego wróciła, a zrugany mężczyzna skłonił się przepraszająco, nim zniknął... A potem zniknął, jak to mieli w zwyczaju robić ci, zrugani przez Vesperę, bo któż chciałby zostawać i podsycać ten nieugaszalny ogień? Grant jednak nie zdążył się ulotnić, ba! W tej chwili bałby się, że zostanie zrugany jeszcze bardziej, a może takie tylko sprawiał wrażenie? – Powiedział, że zwie się Kurt, ale to wszystko. Powinienem był wspomnieć od razu... — Mówił jednym tonem, jakby ta chwila upuszczanego przez kolegę hełmu dała mu czas na dokładne przemyślenie tych słów... Kto wie, może to wszystko było szczwanym zagraniem ze strony paladynów, by jakoś załagodzić sytuacje, bo w końcu... Tyle tych reprymend będzie, że kto by się nimi przejmował, prawda?

– Owszem, tak zrobię. Natychmiast go przyprowadzę. — Ponownie się ukłonił, a potem czekał na gest, jasny gest zwiastujący to, że może odejść. Dopiero potem się oddalił, ale jakoś przyśpieszył od razu kroku. Chyba się śpieszył...

Nie trzeba było tutaj mistrza dedukcji, by stwierdzić, że odetchnął gdy oddalił się na potencjalnie bezpieczną odległość. Inny inkwizytor - pomińmy go w tej chwili z imienia, na pewno przytrzymał Vesperę w rozmowie, choć kilka chwil, nie za długo, ale na pewno wystarczająco Grant był w stanie doprowadzić gościa na miejsce, w które miała udać się inkwizytorka. O czym właściwie Oxantres lubowała się rozmawiać z innymi ludźmi blisko swojej własnej pozycji? O metodach palenia na stosie, czy może o faktycznych zaleceniach Sakira i interpretacji jego wiary? Któż ją tam wie...

Pomieszczenie, do jakiego wkroczyła Vespera nie było ogromne, ale wystarczająco duże by nosiło się echo, wszak - jedynie do przyjmowania gości służyło i to nie tych najbardziej cenionych i wartościowych Nie należało do tych najwyższych lotów, ale ludzie niższego stanu nie mieli na co narzekać, meble, choć na pewno nieluksusowe były wytrzymałe, a to w końcu decydowało o tym czy idą na opał, czy nie. Poza tym przyjmować tutaj można było na dobrą sprawę każdego w kiepskich chwilach, bo rozmiar pozwalał na zagospodarowanie go na bieżąco. Drewniany stół, nie był okrągły co prawda, choć wielka to szkoda... Bo prostokątny był z rogami nieco zaokrąglonymi, kilkanaście krzeseł i właściwie to wszystko. Idealne miejsce, by zaprosić kogoś na rozmowę a później wyrzucić. Daleko do bramy nie było, ledwie kilka pomieszczeń i proszę, brama wyjściowa z Fortu stała przed nami. Po wkroczeniu inkwizytorka na pewno dostrzegła mężczyznę w rogu, tuż przy drzwiach wyjściowych. Nie sprawiał właściwie żadnego wrażenia. Brązowa koszula, spodnie, na to brązowy, pozszywany kaptur. Toż to rasowy wieśniak, prosto od wideł oderwany. Twarz? Na pewno wyglądał na nieco przestraszonego. Kiwał się nieco do przodu, jakby się chciał ukłonić, ale nie wiedział, czy już wolno, czy jeszcze nie. Odezwać nawet się nie śmiał. W dłoniach trzymał za to coś, co wyraźnie do niego nie należało. List! Tak, to był list, wyraźna wiadomość zwinięta w rulon, dostrzegałaś biały kolor tego pergaminu, drogi, świeży... Wydawała się wciąż zapieczętowana. Już z tej odległości dostrzegałaś, że widniej na niej jakiś symbol, ale cholera... Jaki? Do kogo należał? To już gorsza sprawa.


Kompleks Duchownych

17
Tylko jedno spojrzenie starczyło Vesperze, by skonstatować, iż „posłaniec” to nade szumne określenie na kmiotka, któremu łaska pańska pozwoliła admirować wnętrze niegodnej go fortecy. Po przestąpieniu progu komnaty otaksowała go wzrokiem i wbiła nań przenikliwe spojrzenie, niezbyt przyjemne i przeszywające na wylot jak strzała. Nie, nie z jakiejś konkretnej przyczyny. Ten odruch po prostu tak wszedł jej w krew, że od dawna wymykał się świadomości inkwizytorki. Schorzenie zawodowe, mawiali co więksi złośliwcy w pewnych kręgach zakonnych.

Usiadła na krześle przy krótszym boku stołu, w odległości na tyle komfortowej dla jej „interlokutora”, by nie zszedł jej tu zaraz z trwogi, szacunku czy Sakir jeden wiedział, jakich innych wewnętrznych poruszeń towarzyszącym wieśniakom. Srebrny symbol Zakonu wyszyty na czerni jej aksamitnego kaftanika był już wystarczającym czynnikiem stresogennym, tedy nie było jej intencją, by dodatkowo zadręczać rozmową zarówno włościanina, jak i przede wszystkim siebie.

Cóż to za wiadomość? – przeszła od razu ad rem, nie siląc się na uprzejmość. – Mów, kim jesteś i jak wszedłeś w posiadanie tych wieści.
Obrazek

Kompleks Duchownych

18
POST BARDA
Wiosna 91 rok. Godność... To było słowo, jakie można było rozumieć dwojako w zależności od kontekstu. Bo czy kmiot, czy też nie kmiot, godnym był do oglądania miejsc sobie nieprzeznaczonych? Miejsc, w których jego trzewik nie powinien nawet się pojawić? Może nawet do podobnego wniosku doszli zakonnicy, którzy go przyjmowali i z tego też tytułu... Nie został wpuszczony od razu. Dzięki twojej wspaniałomyślności i łasce ten kmiot miał okazje podziwiać przepych, jakiego pewnie w życiu nie widział. CUD! W forcie, że jeszcze na zawał nie padł i, że zachowywał się nawet odpowiednio. Czyżby był jednak wychowany? A może to zwyczajne pierwsze wrażenie i strach, który go przejmował?

Gdziekolwiek symbol na kaftaniku Vespery był wyszyty - nie śmiałby na niego spoglądać, wszak jeszcze by go posądzono o myśli niecne. Głowy więc nie podnosił i ukłonił się. – Jażem Kurt jest, pani Inkwi...Inkwizytorko — Blisko nie podchodził, utrzymał, nazwijmy to - bezpieczny dystans po drugiej stronie stołu.

Stół jak już wiedziałaś, był długi i pozwolił utrzymać między wami odpowiedni dystans, również oddzielając was od siebie, dokładnie tak jak robił to twój status. Grubą kreską. – Przybyłem... Yyyy... Blisko Białego fortu. Naszą wioskę zwą "szara". Tam mieszkam. Świnie pasę, właśnie od ich skóry koloru wioskę nazwali. — Ośmielił się delikatnie chwaląc się pracą swojego życia. Choć, wciąż nie było najgorzej - mógł chwalić się bardziej, ale dumy na pewno mu nie brakowało, skoro jawnie twierdził, że to od jego świnek wioskę nazwano. Podrapał się po głowie, jednym palcem i odchrząknął, kaszlnął... Chciałoby się powiedzieć, że i beknął, ale jakąś kulturę utrzymywał i na to trzecie sobie nie pozwolił. – List przekazał wędrowny kapłan Sakira. Tak się przedstawił. Był u nas w wiosce kilka dni już. Swojski bardzo... — Mówił miło o swoim spotkaniu z potencjalnym twórcą listu, o który było całe to zamieszanie. — Czy pani najważniejsza tu teraz? Czarna osa? Jej przekazać ów wiadomość miałem. Innej nie. — I pewnie z tego powodu również nie oddał go po prostu przy bramie strażnikom. Poza tym - czy można od zwykłego chłopka-roztropka wymagać znajomości stopni zakonnych, czy nawet symboli na ich strojach? Może i zwrócił się do ciebie jak do inkwizytorki, nawet i użył twojego pseudonimu, co już świadczyło, że ktoś obeznany w temacie miał z nim kontakt, albo nawet on był obeznany. Czy musiał wierzyć w to co mówisz pókiś się nie przedstawiła jak należy? Wszak pseudonim to jedno a potwierdzenie go - to drugie. Pszczół było wiele w tym ulu, ale tylko jedna mogła użądlić tak mocno, by każdy sobie to popamiętał.

Zwój - zbliżył się wystarczająco by położyć go na stole. Na samo pytanie o treść... Nie odpowiadał, trudno by znał treść zapieczętowanego listu, może uczyniono go zwyczajnie niemym posłańcem, który miał wcale nie znać treści tego co przenosił - może tak było lepiej i bezpieczniej, zwłaszcza że obecnie magowie panoszyli się wszędzie, apostaci i inni niezrzeszeni, albo gorzej - ci którzy identyfikowali się z Nowym Hollar, mogliby przechwycić takiego człowieka, albo nawet i zwyczajnego posłańca, gdyby tylko wiedzieli, że takowy został wysłany. Jakby tak się zastanowić to posłanie chłopka-roztropka nie było aż tak głupim rozwiązaniem. Ale czy Kurt rzeczywiście był chłopkiem-roztropkiem, na jakiego się kreował? Wszak czy nie ośmielił się zbyt szybko jak na takiego? Z drugiej strony... Kto by nadążył za wieśniakami.

Kompleks Duchownych

19
Vespera przyjęła rewelacje dotyczące etymologii nazwy wioski z zaskakującym jak na nią spokojem, oscylującym na granicy pogardy, braku zainteresowania i braku rewerencji.

Nie frasuj się. List przekazujesz we właściwe ręce – rozwiała krótko wszelkie rozterki Kurta, na wypadek gdyby świniopas, w wolnej chwili parający się posłannictwem, wciąż powątpiewał w profesjonalizm zakonników objawiający się kierowaniem wieści do właściwych adresatów. I na wypadek, gdyby zechciał raczyć ją dalej tematem wypasu świń, co mogłoby dlań zaowocować trudnymi do przewidzenia skutkami.

Tymczasem spotkanie nie przybrało jeszcze traumatycznego charakteru dla - pożal się Sakirze - emisariusza, bowiem nie zdążył jeszcze niczym rozsierdzić Vespery, tedy chwyciła za zwój i przyjrzała się pieczęci, oceniając jej autentyczność pod względem potencjalnej możliwości fałszerstwa. Potem zaś otworzyła list i przeszła do zapoznania się z treścią, dzięki czemu kłujące spojrzenie jej oczu dało już spokój biednemu wieśniakowi, a skupiło się na literach i wersach wymalowanych na karteluszu.

Nie widziała sensu w dalszej indagacji Kurta dopóty, dopóki nie dowie się, co zawiera wiadomość, toteż musiał stać tam cierpliwie i czekać, nim przeczyta wieści i zdecyduje się, czy apiać go przepytywać. Cóż, taki już los posłańca.
Obrazek

Kompleks Duchownych

20
POST BARDA
Wiosna 91 rok.
Nie zostawało mu zbyt wiele jak uwierzyć na słowo oświeconej przez Sakira pani. W końcu - kimże był Kurt, wypasacz szarych świń, by kłócić się z osobą o stopniu Inkwizytora? Chyba... Zostawmy jednak jego rozterki nad tym czy przekazał list we właściwe ręce, bo ostatecznie list trafił tam, gdzie miał trafić. Do Srebrnego Fortu i w ręce jakiejś kobiety - wszak osa to samo na usta się lgnie, że do pani jakiejś donieść musiał. Oświecona? Pani? Wszystko się zgadza, pewnie żadnej innej w zakonie o takim stopniu i tak by nie uświadczył...

Gdy tylko zwój znalazł się w dłoniach kobiety - Kurt wykonał delikatny i ostrożny krok w bok, posyłając jej bogobojny ukłon, delikatny, nieprowokujący. Zwój, który otrzymała nosił na sobie pieczęć - Zwój wciąż był zapieczętowany symbolem kielicha, nad którym unosiła się czerwona gwiazda. Woskowa pieczęć była jedynie - jak nazwa sama mówi - pieczęcią, zabezpieczeniem, które mogło zostać swobodnie zerwane po dostarczeniu wiadomości do odpowiedniej osoby - w tym przypadku - Ciebie, Vespero. Wspomniana pieczęć - na pewno była prawdziwa, ba! Kojarzyłaś ją nawet z archiwów, musiałabyś jednak do nich wrócić, by określić na temat jej pochodzenia coś więcej niżeli to, że była prawdziwa, oraz że należała do jednego... Szczególnego zakonnika. Wiele się o nim nie mówiło, ale pewne było to, że nie pojawiał się w Srebrnym forcie niemalże nigdy a wszelkie sprawy - załatwiał o tak, listownie - lub przez posłańców.

Jeśli by się zastanowić, to niektórzy zakonnicy otrzymywali taki zadania, że rzadko mieli okazję powrócić do fortu, nie byłby więc jedynym, którego spotkał taki los - czy z musu, czy z wyboru... Ciężko powiedzieć - Bogowie gotowali różne losy w tym garnku zwanym światem.

Wiosna 91 roku.
Piątego dnia po zaćmieniu.

Piszę tę wiadomość, by o wsparcie prosić. Jak mniemam, na Wiedźmę już ruszyli. Wspaniała to więc okazja, by do ciebie personalnie napisać Czarna Oso i spotkać się z tobą osobiście, czego nie mogę się najbardziej doczekać. Ośmieliłbym się przyznać, że jesteś moją nadzieją w tej czarnej chwili.

Piszę do ciebie, bo nasz pan polecił mi to zrobić. Jedynie ty unikniesz wszelkiego wykrycia przez plugawych magów, którzy rozpanoszyli się po świecie i wspomożesz mnie w moim fortelu przeciwko nikczemnym heretykom. Jeśli sama pomoc, innemu inkwizytorowi nie jest wystarczającym powodem, by zostawić fort i swoich braci pod komendą kogoś innego dla nabrania doświadczenia - wiedz, że być może przysłużysz się naszemu panu bardziej - tutaj.

Jestem pewien, że za jakiś czas zaatakują i spróbują odbić pojmanego, by zagarnąć jego wiedzę - a z tego co już wyciągnąłem, wynika, że jeśli te dotrą do Nowego Hollar - wszyscy będziemy mieli kłopoty.

Liczę na twoje przybycie do szarej, tuż pod Białym Fortem i wsparcie sprawy Zakonu.


P.S - Nie przejmuj się biednym Kurtem. Sądzę, że będzie bezpieczniejszy na drogach sam niż w towarzystwie zakonników - poza tym, musi odwiedzić krewnych w okolicy, więc nie przejmuj się nim i nie ciągnij go ze sobą.
P.S 2 - Zapomniałem napisać. Nie bierz ze sobą podkomendnych. Nie chcemy zdradzać naszej obecności.
Kevin
Włócznia Sakira
I tak też prezentowała się treść otrzymanego przez ciebie listu. Czy podobała ci się jego treść Vespero? Czy może jedynie rozsierdziła twoje nerwy? Sam list napisany był dosyć ładnym pismem, zaskakująco kaligraficznym jak na zakonnika wręcz - wyglądało to niemalże tak jakby ktoś starał się bardziej o jakość stawianych liter niż o samą treść - w dodatku - to nie wszystko. Autor wiadomości silił się na "oficjalność" jakkolwiek nieudolnie ona wyszła. Wnętrze listu natomiast pachniało truskawkami.


ODPOWIEDZ

Wróć do „Srebrny Fort”