Rynek główny

46
Podróż powrotna do domu obyła się bez większych problemów. Dwójka bliskich sobie, ale jakby odległych podróżnych przemierzyła góry i lasy, żeby na końcu drogi wrócić tam, gdzie wszystko miało swój początek.

Mury miejskie nie zmieniły się ani o jotę. Te same baszty i powiewające na nich flagi, ci sami strażnicy i posępnie snujący się mieszkańcy. Wszystko pozostało takie, jak pół roku temu, które przeminęło wręcz z zawrotną prędkością.

- Zaczekaj tutaj na mnie - wskazał ubogą szopkę nieopodal biegnącej do miasta dróżki.- Irios jest jak Alasheadur w stosunku do obcych ras. Postaram się załatwić jakieś ubrania dla ciebie i przemycić do mego domu- Zaprowadził ją więc do tymczasowego schronienia i pozostawił z zebraną w lesie żywnością oraz zagrabionym Finnowi kozikiem. Zima bowiem przeszła już dawno za pas i nigdzie nie leżała najmniejsza kupka śniegu, który elfka mogłaby użyć do czarów.

- Wrócę wieczorem, najpóźniej wczesnym rankiem. Jeśli do tego momentu nie przyjdę, skryj się w lesie. Odnajdę cię dzięki temu- Z kieszeni wyciągnął breloczek w kształcie toporka, który otrzymał na minione święta. Odpiął zapinkę od toporka i przekazał go Esildrze. Dzięki temu zawsze będzie mógł ją odnaleźć, gdziekolwiek by się nie znalazła.

- I jeszcze jedno - zbliżył się do matki jego dziecka i ucałował w czoło. Następnie wyszedł bez słowa pozostawiając ją samą sobie.
*** Matczyny uścisk był chyba najlepszą rzeczą jaka spotkała mężczyznę od wielu miesięcy. Chociaż Telion miał już prawie ćwierć wieku, to na widok matki cieszył się jak nigdy. Poczciwa kobiecina nie mogła oderwać oczu od odmienionego syna. Gładziła jego twarz jakby chciała się upewnić, że to rzeczywiście on.

- Nareszcie w domu. Tyle mam wam do opowiedzenia - mówił, gdy wreszcie zdołał oswobodzić się z uścisku.

Tylko no właśnie. Co miał powiedzieć. Sześć miesięcy temu rzekomo udał się z ekipą na wyprawę badawczą. Jak więc im powie o bandytach, magach i elfich amazonkach? Zdaje się, że będzie to bardzo długa pogawędka, a przecież gdzieś tam czekał na niego żywy dowód prawdziwości minionych wydarzeń.

Smutek nie tylko udzielił się jemu, ale i matce. Widział jak się śmieje, jak utula go czule, ale coś mu podpowiadało, że nie wszystko jest w porządku. Widział to w jej oczach.

- Mamo, czy wszystko dobrze? Smutna mi się wydajesz - zapytał z prawdziwą troską.

Rynek główny

47
Zaprawdę wspaniałe było ujrzeć mateczkę, choć okoliczności odbiegały od tych, o których piszą bajkopisarze w powieściach. Mężczyzna winien strudzony przekroczyć próg domostwa, z którego wnętrza dobiega zapach szarlotki z nutą cynamonu. Gdzie przypalona kruszona na górnej warstwie uderza w nozdrza po otwarciu skrzypiących drzwiczek. Tam przy wielkim okrągłym stole zasiada ojciec wraz z dziećmi, a nad nimi prezentująca wypiek mateczka... To były nieosiągalne marzenia głupca, bo gdzie się spotkali? Na targu, między miejskimi lumpami, którym niewiele brakowało do miana szczura, bo i te bywały czystsze.

Mój chłopiec — chwyciła za jego wychudzone lico stwardniałymi od ciężkiej pracy palcami — Opowiem Ci wszystko, ale nie tutaj — rozglądała się nerwowo, zupełnie jakby obawiała się, że ktoś ich zobaczy. A przecież był jej synem.

Chodźmy — poczuł jak matula chwyta go pod rękę i prowadzi w bliżej nieokreślonym kierunku.

Poszli korytarzem między starymi domostwami. Szczury były i tu, przemykały pod ścianami, popiskiwały z otchłani ciemnych bocznych przejść, pierzchały przed chwiejnym kręgiem światła rzucanym przez dziury w dachach. Telion dreptał szybko, starając się dotrzymać kroku sprawnej jak na sędziwe lata mateczce.

Posłuchaj mnie bardzo uważnie — szarpnęła chłopaka za kamizelkę, lekko przytrzymując pod kamienną ścianą.

Ojciec, siostra... Nikt. Dosłownie nikt z rodziny — podkreśliła — nie może się o dowiedzieć, że tu jesteś. — wychyliła się zza zaułka rzuciwszy spojrzenie w lewo i prawo, po czym wróciła do syna. — Spotkajmy się przed zmierzchem za miastem. Wszystko ci wyjaśnię. No, a teraz idź już, idź — otrzepała czarny płaszcz z kurzu, bom umorusał się podczas przeciskania między domami, zupełnie jak w jaskiniach Alasheadur.
*** Esildra wyszła na zewnątrz starej szopy jak tylko usłyszała, że ojciec jej dziecka zbliża się nieubłaganie. W opuszczonej chacie znalazła podziurawiony szary koc, który upięła w szeroki kaptur i ciągnącą się do łydek pelerynę. Wyglądała jak żebraczka w kreacji pożartej przez mole. Nie pasowało to do niej, wszakże należała do stanu kapłańskiego, lecz cóż innego pozostało im w tych niegościnnych ziemiach niż dary losu.

Szybko wróciłeś — odparła beznamiętnie zrywając na kolanach stokrotki, których dywan ciągnął się dookoła rozklekotanej budy z desek. — Coś się stało?

Rynek główny

48
Niezrozumiałe zachowanie matki zaniepokoiło Teliona. Co prawda mateczka nigdy nie należała do najcierpliwszych osób, jednakże jej obecne działanie nie pasowało do niej zupełnie. Nigdy by nie pomyślał, że będzie zdolna do tak absurdalnych rzeczy jak zaciągnięcie go w ciemny zaułek i poproszenie o rozmowę poza miastem. Bez zbędnych świadków i w tajemnicy przed ojcem oraz siostrami. Co tu się działo pod moją nieobecność?- zastanawiał się. Chciał ją o to wypytać, ale na odpowiedzi i tak pewnie musiałby zaczekać do wieczora.
*** Śnieżna driada nie wyglądała na zadowoloną. Zresztą trudno było się jej dziwić. Z dala od rodzimych ziem, bez dachu nad głową i kogokolwiek z kim mogłaby porozmawiać. Trudne nastały dla niej czasy i należało ją wesprzeć całąlym sobą.

- Sam chciałbym to wiedzieć. Zaraz ma ktoś tu podejść. Nie bój się. To moja matka. Ma mi coś ważnego do przekazania. Nie przejmuj się nią - tłumaczył tak rychłą porę przyjścia i uspokajał niepewną partnerkę o sprawy z niedalekiej przyszłości.

Sam zaś głowił się nad powodem rozmowy i wynikających z tego konsekwencji.

Rynek główny

49
Obrazek

Za zaklętym urokiem harmonii polem usłyszeli gwizd przerywany nierytmicznym trzaskiem. Skrzypot strzelających skorupek ślimaków, które wyszły na przed lesie jak grzyby po deszczu. Coś wielkiego rozniecało trawę po kolana, gniotąc ją i wyrywając.
Białowłosa elfka przez moment zastanawiała się, co jest przyczyną zamieszania za opłotkiem. Za siebie odwróciła głowę zostawiając zerwane stokrotki same, jej pełnym blasku oczom zamanifestował się obraz dobrze ubranej kobiety z wozem ciągniętym przez szarobrązowego osła. Wczepione w koła drewnianej przyczepy długie trawy wylatywały z korzeniem ponad poziomy głów. Ziemia za starszą panią fruwała, ale zdawała się nie przykładać do tego znacznej uwagi.

Synu — rzekła z rozwartymi na Teliona ramionami. Osioł stanął, a z nim przyczepa na dwóch starych kołach. Radośnie choć w otoczeniu aury strachu objęła syna za wątłe barki w geście powitania. Uścisk matczynych rąk był nieopisanym błogosławieństwem. Szczerą miłością, na którą od dawna nie mógł liczyć.

Wiem, że niepokoi cię moje zachowanie — niezręczna cisza musiała zostać przerwana w ten czy inny sposób. Matka Teliona nie lubiła trwonić czasu, była praktykiem. Od razu przeszła do konkretów nie zważając na elfkę, która wówczas zniknęła... Matka nie spotkała przyszłej synowej, bom ta niepewna przyjęcia skryła się za ścianą starej szopy. Nie mogła odejść daleko, być może liczyła na to, że kruczowłosy nie przedstawi jej, a rodzicielka szybko opuści najstarsze dziecko. Ale to zeszło na drugi plan, teraz liczyła się mama - nie wstydliwa elfka, chowająca się za ścianą kilka kroków dalej.

Nigdy cię o nic synu nie prosiłam — objęła jego dłonie. Sięgnęła z zawahaniem, jakby nie była to ręka dziecka, a śpiąca kobra. — Ale twój wuj - mój brat - bardzo cię potrzebuje. Nie posiada potomstwa — po tych słowach nerwowo przełknęła ślinę uciekając wzrokiem od syna — a ty jesteś jego najbliższym bratankiem. Mieszka daleko na wschodzie. — bardzo dziwne, że matka nigdy nie wspominała o swym rodzeństwie. Nie wiedział o tym nie tylko Telion, ale - tego był pewien - nie wiedziało rodzeństwo, ni papa. — Jest hrabią pięknego miasteczka. Zawsze chciałeś zwiedzić świat, pamiętasz? — rzuciła szybko w eter.

Niestety zapadł na nieuleczalną chorobę. Twardzina powoli go unieruchamia, aż na ostatek znieruchomieje na śmierć! Nie ma nikogo, komu może zaufać, a my jesteśmy jego rodziną. Dostałam list, przyjmie cię na dwór. Tutaj — odwróciła się do skrzyń na drewnianym powozie — masz świeże odzienie i strawę — niecierpliwiła się.

Kto to jest? — spytała wtem, zauważając kobietę za rogiem. Esildra wyszła z ukrycia, słyszała wszystko.

Rynek główny

50
Potok słów wylewany w pośpiechu przez matkę zamroczył na moment Teliona. Powtarzał sobie każde jej słowo jakby na nowo, poznając jego znaczenie. Jak to miał wuja? Jak to dwór szlachecki na Wschodzie i dlaczego nigdy o nim nie wspominała nawet tacie i siostrą? Dziwna i podejrzana była to sprawka. Synowi dotąd wydawało się, że dobrze zna swoją rodzicielkę, a tu proszę, jak nie nad wyraz odważne zachowanie, to wielka tajemnica, o której nawet najbliżsi nie mieli pojęcia. Chciał wiedzieć czym sobie, zasłużył na zaszczyt zamieszkania wśród możniejszych, gdyż usłyszany powód mało go przekonywał.

Gdy pierwszy szok zaczął ustępować, zaraz narodziła się kolejna obawa. Dotąd jedynym czym zarządzał, był on sam. A tu, po śmierci nigdy niepoznanego wuja wszedłby w posiadanie caluśkiej mieściny. Brunet dobrze zdawał sobie sprawę z obowiązków, jakie miały na nim spocząć. Dbanie o dobro poddanych, zarządzanie terenami, stawianie czoła nadętym burżujom i przymus uczestnictwa w wystawnych szopkach, gdzie niemal wszyscy goście noszą na twarzach sztuczne uśmiechy, a tak naprawdę byliby gotów sprzedać własną rodzinę za powiększenie wywieranych wpływów oraz ukrywający smród zgnilizny swoich duchów, pod litrami wylanych na siebie perfum i afrodyzjaków. Niezbyt ta wizja go cieszyła.

- Raczysz sobie ze mnie żartować?
– zapytał w celu upewnienia się, czy aby nie padł ofiarą jakiejś farsy. – Pół roku was nie widziałem, a teraz każesz mi odjechać do obcego mi miejsca, nie pozwoliwszy nawet zobaczyć reszty rodziny? – czynił wyrzuty.

Dotychczas posłuszny woli rodziców, tym razem zamierzał postawić się w pełni. Prawdą jest, że ciekawiły go najodleglejsze zakątki świata, ale po odbytej podróży, na jakiś czas jego pragnienie zamarzło. Nie po to wrócił, żeby zaraz musieć wyjeżdżać. Napotkawszy na swej drodze tyle zła i powodów do smutku należało mu się nieco wytchnienia, zwłaszcza że wraz z nim do domu przybyła kobieta, z którą się związał.

- Matko – przemówił oficjalnym tonem głosu. – Chociaż powinna, niezbyt mnie raduje twa prośba. Ale jeśli taka twoja wola, niech będzie – zaczynał poddawać się jej decyzji. – Chcę jednak, abyś powiadomiła tatę i te dwie diablice, że żyję i mam się dobrze – nakazał. – A także… - przerwał i podszedł do skrywającemu się przy szopce podsłuchiwaczowi. - …że będę mógł zabrać ze sobą ją – chwycił delikatnie aksamitną dłoń Esildry i podprowadził bliżej, nie odsłaniając na siłę oblicza elfki, a pozwalając, by sama to zrobiła. – Oto bowiem dzięki niej chodzę jeszcze po tym świecie. Pomogła mi podczas wielu niebezpieczeństw, jakie mi zagrażały – nie wspomniawszy, z jakimi rodzajami niebezpieczeństw przyszło mu się zmierzyć. – I poniosła tego straszliwą ofiarę. Jestem jej dłużnikiem – podsumował wzniośle.

Matka sprawiła mu niemałą niespodziankę, to więc i on nie pozostał dłużny. Podczas jego poprzedniego etapu życia nawet nie myślał o pozostaniu głową rodziny, odganiając każdą taką myśl i dobrze udając, że tego typu rzeczy wcale go nie interesują, tym większe teraz sprawiając zaskoczenie.

- A prócz tego… - objął osnutą w marny płaszczyk osóbkę i przyłożył dłoń do jej wypukłego już brzucha. – Ona, moja najdroższa, Esildra, da ci niebawem wnuka – przekazał radosną nowinę, która jak pocisk wystrzelony z machiny barobalisteycznej, uderzył w stojącą przed nimi kobietę.

Wypowiadając niniejsze słowa, sam zaś uświadomił sobie jedno. Krzywda, jaka zadziała mu się na mroźnej górze, tuż u bram mitycznego Alasheadur, nie mogła na długo pozbawić go emocjonalnego przywiązania do śnieżnej driady. W głowie wciąż krążyły mu tamte przykre słowa, co jednak nie zmieniało faktu, że zahartowane w ogniu wydarzeń uczucia, nie ostygły zupełnie.

Rynek główny

51
Telion widział błysk oczu w szparze opadających włosów, ozdobionych odrobiną starczego łoju. Kosmki opadały w nieładzie na policzki, gdy reszta fryzury sztywno trzymała fason upięta w elegancki kok. Serce łomotało jej w piersi, krew szumiała w skroniach, ręce trzęsły się odrobinę. Opanowała je zaciskając na jedwabnej chuście. Uspokajała się za pomocą wolnych wdechów i wydechów. Syn, zgodnie z przewidywaniem, nie odebrał wiadomości radośnie. Pierw stawał okoniem, podnosząc mateczce ciśnienie. Koniec końców matczyna wola rozmiotła niepewności. Szanował ją, a słowo rodzicielki jest droższe niż wszystkie skarby Turonu.

Rozluźniła ramiona, poruszyła zesztywniałym od zdenerwowania karkiem, gdy zaakceptował jej wolę. Ale ślina na języku mężczyzny niosła nowe żądania, jak szara chmura niesie grzmot. Z trudem przełknęła prośbę dotyczącą wizyty w Irios.

Jak tylko znikniesz, powiem ojcu i siostrom, że odwiedziłeś rodzinne strony... — spuściła głowę w dół niczym skarcony pies, lecz to nie był koniec przykrych niespodzianek. Syn miast zakończyć, ciągnął farsę dalej. Uchyliwszy kroku umknął w cień starej chawiry, skąd przybył w towarzystwie otulonej starym kocem elfki. Esildra niepewnie stawiała kroki, lecz obecność Teliona dodała jej otuchy na tyle, by mogła stanąć twarzą w twarz z babcią nadchodzącego potomka. Powoli, acz pewnie ściągnęła z głowy kaptur. Ze wschodu powiało chłodem, a skryte pod okryciem białe włosy zafalowały na wietrze jak śnieżna zamieć.

Matka cofnęła kroku. Widok elfki o pergaminowej skórze wstrząsnął nią, gdyby tylko wiedziała, co stanie się za chwilę.

Wnuk? Słowa syna, które dotąd koiły strudzone serce mateczki, poczęły straszliwie ziębić.

Szumiały poruszane wiatrem liście.

Westchnięcie kobiety wzniosło się o ton w górę, lecą aż za gęstwinę drzew przy przybocznym lesie. Żaden makijaż herbii nie zamaskowałby rozczarowania na jej zmarszczonej twarzy. Była w szoku. Nogi ciężkie jak dwa wbite w ziemie pale nie chciały drgnąć. Ledwie utrzymała równowagę, kładąc raptem dłoń na piersi.

Moje serce! — krzyknęła resztkami tchu, dalej opadając z lekka na drewniany powóz. Osioł zaryczał głośno.

Niezręczna cisza wypełniła przestrzeń między nimi. Chociaż słońce słaniało się ku zachodowi, widział matkę doskonale. Jej oczy były czerwone, przekrwione, takie dzikie. Podbródek dygotał niepewnie, lecz z ust nie uszło ani jedno słówko. Do czasu.

W Irios nie najmują elfów już nawet do służby — rzuciła z wyrzutem. — A takie wynaturzenia są od razu palone na stosie! — po wszystkim splunęła wulgarnie pod nogi elfki. No to introdukcję mielibyśmy za sobą, pomyślał, lecz mama nie poprzestała na powitaniu. — Musiałeś chędożyć takie coś, gdy wokół tyle panien, a tyś taki przystojny i wygadany? — łapała się za głowę. Nie wiedziała, co czyni. Była w szoku.

Nie żądaj ode mnie wiele — rzekła wtem uspokojona. — Kocham cię, synu, lecz błogosławieństwa mego nie otrzymasz. Jesteś kowalem własnego losu, wybierz mądrze. To nie da ci szczęścia, ni spokoju. Rada jestem, że ruszasz na wschodnie kresy. Tam lud bardziej tolerancyjny. Tu z nią byś spłonął na stosie.

Zamknęła się na chwilę, ledwie łapiąc tchu. Gromki monolog zmęczył staruszkę.

A ty byś się wstydziła — nie dała za wygraną duszności. Dowaliła do pieca. — Takie jak wy powinny być bezpłodne, bo to wynaturzenie wszelkie!

Esildra wyrwała rękę z objęcia Teliona, zacisnęła twardo pięść i na tym poprzestała. Nie ozwała się ani słowem.

Rynek główny

52
Ktoś mądry powiedział, że historia kołem się toczy. I dziwnym zrządzeniem losu owo powiedzenie było bliższe parze, którą połączyła zakazana miłość, niż komu innemu. Zarówna Leidora jak i człowiecza matka wzgardziła związkiem młodych kochanków. Jej słowa raniły bardziej niż ostrze miecza, a ból nimi wywołany był sroższy od tego, jaki obecnie doskwierało sercu starszej kobiety.

- Kobieto zamilcz! – syn przywrócił matkę do porządku, gdy przekleństwa słane w stronę jego lubej stały się zbyt mocne.

Wiejący od zachodu wiatr przybrał na sile. Osiołek deptał niespokojnie w miejscu, jakby wyczuwając narastające napięcie. Młodzieniec przywarł do ciężarnej elfki, chcąc w ten sposób osłonić ją od słanych ku niej ostrych słów. Krew w nim zabulgotała. Matka nigdy nie lubiła, gdy się jej sprzeciwiano, ale to, co obecnie wyprawiała, nie mogło pozostać przemilczane.

- Jak śmiesz tak do niej mówić – grzmiał. – Wstyd mi za ciebie. Nie zrobiła nic złego, a ty życzysz jej najgorszego tylko dlatego, że jest elfką!? – w głowie mu się nie mieściło, jak można żywić do kogoś nienawiść, nie znając go zupełnie, a ino opierając się na powszechnych przekonaniach.

Skoro zamierzała go w tajemnicy oddalić, po cóż więc robiła to w taki nieprzyjemny sposób. Nie mówiąc nic nikomu, nakazała mu po prostu opuścić dom i udać się hen daleko, być może i cicho marząc o tym, by nigdy nie wrócił czy chociażby wpadł w odwiedziny do starych rodziców, nie mówiąc już o pokazywaniu się w obecności przedstawiciela przeklętej rasy.

- Sprawiłaś mi przykrość jak nigdy dotąd, matko – posmutniał nagle. Głos mu zadrżał, a oczy zalśniły od wzbierających się w nich łez. – Ale skoro tego chcesz, nie zobaczysz mnie już nigdy – Wciąż kurczowo trzymając przy sobie białowłosą, pomógł jej wsiąść na wóz, po czym sam zasiadł na siedzisku i wziąwszy do ręki bat, smagnął nad uchem zwierzęcia.

- Bądźcie zdrów
– rzekł, gdy tylko koła zaczęły się toczyć.

Jeszcze raz rzucił smutne spojrzenie na dawny dom i mocno się skuliwszy, popędził osiołka, by jak najszybciej stracić z pola widzenia, stojącą na uboczu matkę.

Rynek główny

53
Telion, potrząsając czarną czupryną, kuląc się na siedzisku wśród świstu opadających liści, bezlitośnie smagał osła prowizorycznym palcatem. Zaprzęg niknął w kłębie czworonoga, tworząc ruchomą, bujającą pelerynę wokół szyi, pod którą dyndał dzwoneczek pozbawiony serca dzwonu. Niedaleko nich tańczyły woły wieśniaków rozbudzone okresem reprodukcji. Sielankowy obraz prostego życia pojawiał się i znikał, ustępując przerzedzonym kniejom.

Prześpij się — powiedziała nagle półgłosem zakapturzona elfka, przejmując od niego wodze, choć osioł ich w istocie nie potrzebował. Robiło się późno, a on był wyczerpany. Mieli zamienić się, gdy brzemienną Esildre nawiedzi dziadek sen.

Driada cmoknęła na ich skarogniadego osiołka, pojechał dalej, przebijając się przez usłane złocistym owsem pole, gdzie trakt rozmył się jak dym na wietrze.

Śpij — zachęcała.

Powieki stały się ciężkie jak ołów, a serce poczęło bić powolutku. Oparcie o naszprycowaną gęsim puchem poduszkę było silniejsze niż mógł to sobie wyobrazić. Okryty grubym czarnym kocem z kufra matki odpływał powoli.

***
Poświata poranka grała na skórze. Osioł nerwowo potrząsał powozem. Prostowane w porannym mrozie dłonie miast capnąć okrągłe fałdki elfki, przeleciały przezeń jak przez masło opadając na puste drewniane siedzenie obok. Gdzie jest Esildra, zerwał się nagle! Słońce nieprzyjemnie kuło w nieprzyzwyczajone źrenice. Dookoła łyse pole. Z dala od lasu czy jakiejkolwiek mieściny. Tylko on, osioł i powóz.

Niedbale zmieniając pozycję spostrzegł jak spod poduszki wylatuje stara pożółkła kartka, jakby z notesu.

Telionie,

Nie nam pisana jest miłość po życia kres. Twoja mateczka miała rację, mówiąc to wszystko. Chociaż pochodzimy z innych światów, mówimy innymi językami, bije w nas jedno serce. Ale za dużo zostało powiedziane. Zbyt wiele błędów popełniliśmy. Jesteśmy dla siebie, jak przebudzenie w środku nocy.

Gdy mowa o jutrze, nie ma nic pewnego, ale zajmę się naszym dzieckiem. Dobry uczynek nie unieważnia złych, ani zły dobrych. Za każdy należy się oddzielna odpłata. Muszę odnaleźć wiarołomcę Mordreda i go zabić. Tylko z jego głową w ręku wysokie kapłanki przyjmą mnie powtórnie na posługę w Alasheadur. Do mojego domu. To jest twój świat, nie mój. Kobieta biała jak zima, co ma księżyc we włosach nigdy nie zostanie przyjęta pośród ludzi. Czeka cię życie na dworze. Nowy życie. Wykorzystaj je dobrze, tak jak ja pragnę wykorzystać ostatnią szansę na powrót do domu.

Miłość to trucizna. Jej smak jest słodki, ale zabija cię niezawodnie...

Esildra
Spoiler:

Rynek główny

54
Nastał nowy dzień. Cichszy niż jakikolwiek inny. Wydziedziczony z rodziny, pozbawiony wszystkiego co miał, przeciągnął się rozprostowując zmarznięte paluchy. Po omacku szukał jedynej, która przy nim ostała. Nie znalazłszy jej nigdzie w zasięgu rąk, usiadł więc ospały na krawędzi wozu i rozglądając się wokoło, czekał na powrót śnieżnej damy.

- Poszła zapewne nazbierać kwiatów lub jagód - pomyślał, bazując na jej wcześniejszych zwyczajach.

Czas wlókł się dalej, a wyczekujący ukochanej zaczynał się niecierpliwić. Począł więc krążyć po najbliższej okolicy, nawołując ją imieniem i słodkimi określeniami. Odpowiedziało mu tylko echo i szum wiatru.

Nie sposób powiedzieć jak długo przeszukiwał każdy zakamarek, wspinał się na głazy i z nich jej wypatrywał, zaglądał pod pokrzywione korzenie, nigdzie, zupełnie nigdzie nie mógł jej dojrzeć.

Zmęczony wrócił do wozu, by zaczerpnąć z niego troszkę strawy. Wtem, zawinięty kawałek papieru wypadł z manetek. Wziąwszy go do ręki, rozwinął i przeczytał nakreślone na nim znaki.

Chociaż na niebie snuło się całe mnóstwo ciemnych chmur, to nie z nich spadły pierwsze krople. Z każdym kolejnym zdaniem mężczyzna czuł jak ulatują z niego siły. Upadł na ziemię. Wypuścił z drżących rąk skrawek papieru i wydawał z siebie krótkie dźwięki, składające się na histeryczny śmiech.

- Odeszła - żalił się osiołkowi.

Żałosny i pełen boleści krzyk wyrwał mu z piersi. Uderzył dłońmi o ziemię i schylił ku niej czoło. Tego było za wiele. Fala drastycznych i przykrych zmian zmiażdżyła jego psychikę i zupełnie wypompowała. Sam, pośród wszechogarniającej głuszy. Nawet nie miał gdzie się podziać, do kogo odezwać. Wszyscy go opuścili, a jedyna nadzieja jaka mu pozostała, to zupełnie obcy mu wujaszek. W tym momencie zdawało mu się, że miał przeciwko sobie cały świat. Zrezygnowany oparł się o drewniane koło powozu. Siedział i milczał bezsensownie wytrzeszczając oczy w krajobraz przed nim. Włożył zmarznięte ręce do kieszeni, chwilę później energicznym ruchem wyciągając coś z jednej kieszonki.

W garści trzymał kawałek błyskotki. Breloczek, który niegdyś otrzymał na święto Turoniona. Nagle otworzył do szeroka oczy jakby o czymś sobie przypominając. Powstał na nogi, nie odrywając spojrzenia od świecidełka. Mimowolnie począł wypowiadać pewne słowa. Czynił to kilkukrotnie, gdyż za każdym razem nachodziły go obawy, że skoro elfka opuściła go bez pożegnania, najwidoczniej nie chciała, aby ją zatrzymywano. To jednak nie zniechęciło kochanka. Wziąwszy się w końcu w garść, płynnie wyrecytował zaklętą sentencję. Pragnął, by Esildra do niego wróciła i wyrzekła się poprzedniego życia i wraz z nim zaczęła zupełnie nowe.

Rynek główny

55
Nie wszystko tu jest piękne, dla nieobytych ten świat to śmierć...

Najpierw zrobiło się bardzo ciemno, umysł wypłynął bowiem w stary las, między drzewa, których konary stykały się nad nurtem rzeki, tworząc sklepienie. Potem pojaśniało, las się skończył, a w ręku żarzyła się iskra nadziei. Mistyczny amulet, dar od samych stworzycieli wyszarpał mężczyznę z odmętów rozpaczy - ciemnego lasu. W czystej jak rzeka głowie pojawiły się kępy zielska, wynurzone wodorosty, pnie. Pomysł na odzyskanie utraconego. Pytaniem pozostawało, czy utracone doprawdy zostało utracone, czy też odeszło, jak odejść od matki musi potomek, by sam stać się rodzicem?

Gdy niebo rozbłyskiwało słońcem, widział na niebie białe kręgi, słyszał szum niesionych liści. Coś stale chlupało i pluskało, mlaskało i ciamkało. Wierciło w dłoni jakoby wskazując kierunek drogi.
Wyciągnąwszy przed siebie rękę spostrzegł, gdzie prowadzi go wyższa siła. Północny-wschód - tego był pewien - prosto ku Nowemu Hollar.

Stał w zadumie i milczeniu, pogrążony w myślach tak głęboko, że jego uwadze umknęła diametralnie zmieniająca się pogoda i hałas wichru, gniewny, złowrogi i przybierający na sile jak buczenie rozdrażnionych os.

Wicher świstał i wył, toczył po czarnej ziemi kule suchych chwastów.

Był sam. Znowu sam. Sam jak palec. Wieczny tułacz na rozdrożu. Tułacz z losem w rękach.

Idź w przyszłość, goń za przeszłością. Pozostało wybierać.
Spoiler:

Rynek główny

56
Los po raz kolejny rzucił mu pod nogi kłody i kazał wybrać między dwiema skrajnościami. Stał zupełnie sam na rozdrożu, w ręku trzymając klucz do otworzenia sobie ścieżki i podążenia za ukochaną, drugą zaś przytrzymując uzdę osiołka - symbol podróży i nowego domu. Obrócił głowę w lewo. New Hollar znajdowało się właśnie po tej stronie. Stolica magii i cudów. Oraz odwieczne miejsce potyczek czarodziejów i niejakich rycerzy Zakony Sakira. Właśnie tam kierował go duszek przewodnik i zabiło mocniej serce. Właśnie tam mógł znaleźć, jak mu się zdawało, towarzyszkę życia, która kierowana desperackim pragnieniem odkupienia swoich win, pognała, nie zważając zupełnie na swój stan, gotów do reszty poświęcić życie. W imię czego? Lodowych sióstr? Odwiecznego prawa, spod którego raz udało się jej wyłamać, i za które tak srogo ją ukarano?

Przeniósł wzrok na prawo. To gdzieś tam wyczekiwał na niego wujaszek, o istnieniu, którego przez dwadzieścia cztery lata swojego życia nie miał pojęcia. I o ironio. Właśnie ów nieznajomy pragnął go zobaczyć. Jedyny ze wszystkich, którzy nie życzyli mu źle, bądź przepędzali za niezgodny z powszechnym obyczajem wybór. Co mogło czekać na zagubionego w świecie młodzieńca we wschodnim miasteczku? Kto wie.

Lekki wiaterek rozwiał mu z dawna nieprzystrzyżone włosy, układając je raz na jednej części twarzy, raz na drugiej. I choć uczucia gnały go do Esildry, zaraz naprzeciw wychodziło im sumienie i obietnica złożona matce, a także i ciekawość ku nieznanemu. Podjęcie ostatecznej decyzji rozdzierało go wewnętrznie. Sprawiało fantomowy ból, na który nie istniało żadne remedium.

- Jeśli kochasz, to pozwól odejść - narzuciło mu się owo powiedzenie.

Tylko jak przyznać temu rację? Lub co gorsza, a co jeśli Esildra miała rację. Czy dwójka pochodzących ze skrajnie różnych światów osób mogła spędzić razem życie, bez obaw o szyderstwa i gróźb rzucanych w nich przez resztę życia? Świat potrafił skrzywdzić.

Wyboru nadszedł czas. Skoro najdroższa opuściła go w tajemnicy, to czy nie znaczyło, że nie chciała pozostać zatrzymana lub ryzykować, iż ulegnie naleganiom partnera i utraci szanse odzyskania łask swojej części rodziny, jakakolwiek by nie była? Telion darzył elfkę wielkim uczuciem, ale również nie zamierzał zmuszać jej siłą do trwania przy jego boku. Jeśli byli ku sobie przeznaczeni, z pewnością ponownie się spotkają. Jednak natenczas należało podporządkować się kolei rzeczy.

Z wielką powagą i smutkiem w oczach podszedł do najbliższego drzewa, składając u jego korzeni pamiątki wielkiej wędrówki do ziemi obiecanej, zakończonej rozłąką ze wszystkim, co dotychczas posiadał. Kosę - sędziego i mściciela oraz płaszcz, który na sobie nosił, i który dał jemu jak i jego ukochanej tyle ciepła. Następnie kozikiem wydrapał w korze drzewa kilka znaczących słów z listu Chociaż pochodzimy z innych światów, mówimy innymi językami, bije w nas jedno serce, po czym schowawszy brzęczące świecidełko głęboko do torby, ruszył na wschód.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Irios”