Re: Rynek główny

16
No dobra, co teraz? Niby przejście jakieś znalazłem, ale dalej byłem w patowej sytuacji. Teoretycznie bowiem mogło ono prowadzić wszędzie. Kanały, piwnica bez wyjścia (albo o zgrozo, z kolejną klapą)...krypta? Z nerwów drżała mi ręka, a skołatane myśli kłębiły się w głowie niczym lawina uderzająca z postrzępionych, górskich szczytów. Czasu miałem bardzo mało. Jeszcze przez ułamek sekundy myślę o przejściu przez drzwi jakie mam za plecami, lecz niespodziewanie do mych uszu dobiega cichy dźwięk miedzianej trwogi. Miedzianej, bo często z takiego materiału odlewane oraz wykonywane są klucze. Mógł to być właściciel magazynu, ale równie szukający mnie strażnicy miejscy (ta druga opcja była raczej mało prawdopodobna, lecz dalej możliwa). Nie patrząc na cokolwiek innego, decyduję o przejściu przez klapę. Odsuwam obie zasuwy, odchylam pokrywę, kostur oraz worek z rzeczami rzucam prosto w dół jak poprzednim razem... a następnie sam schodzę na dół dopilnowując by w miarę szybko zamknąć za sobą przejście.
Obrazek

Re: Rynek główny

17
Aniele mój, szukałem Cię, kiedy szczęście porwał wiatr.
Gdy złe słowa splotły sieć, nikt nie słyszał serca skarg. Tylko Ty mnie ocaliłeś przez wprowadzenie w skład. Mój świat umierał w snach, myśli wrogiem stały się. A teraz? Teraz nowa droga mego życia rozwija się, niczym ten czerwony dywan w królewskim pałacu. Tyle pustych dni nim uwolniłeś mnie z tamtych chwil. Każda minuta oddala ból, gdyż stres silniejszy niżeli rany po upadku jest.
I znowu by żyć, by nie otruć świata smutkiem łez, płyniesz w nieznane. Puste dni osiągnęły apogeum możliwości, schyłek dekady starego życia bije z klaty piersiowej.
Ona jedna w tej podłodze wita Cię, czeka byś zmacał jej lodowate zasuwy. Złapał je tęgą dłonią i szarpnął co galopem. A gdy już to zrobiłeś, radosne usta gruntu napełniasz podarkami.
Pierw kij, potem reszta maneli.
Troska wyśniona ocali Cię jeżeli wskoczysz do środka.
Lecz po ostatnim miocie nachylasz się nad nią i niczym zahipnotyzowany spoglądasz w czarne zwierciadło. Dłonią podpierasz podłoże, bo inaczej runiesz na podłogę; tak niewygodnie spoczywać pochylonym na kucaka. Rozum lustrem jest i ciągle szuka sił, by zapewnić duszę o słuszności skoku.
Nim jednak decydujesz się na skok z nieba dociera żeliwny zgrzyt. Rozum mówi " nie pytaj mnie ", toteż odwracasz łeb i nagle... Siarczysty but wita twą twarz. Dostrzegłeś wyłącznie podeszwę po czym mdlejesz. Czyjaś gorycz, strach, nawyk powala Cię na łopatki, kolejno snując ciało do lisiej nory; Śpisz w ciemnościach. To po prostu kwestia czasu, jestem pewien. Ale czas ucieka, i nie potrafisz się trzymać. Więc spróbuj tak mocno jak potrafisz-sprawić by twoje złamane ego było znów w całości. Bo jeśli wstaniesz nie czeka Cię miły widok.
Szara pożoga, długa jaskinia i zamknięta nad głową klapa, do której nawet nie dosięgniesz.

Re: Rynek główny

18
Niestety, tym razem okazałem się być zbyt wolny. Nim bowiem zdołałem podjąć jakąkolwiek sensowną akcję, odwróciłem głowę w stronę drzwi. Zamiast nich dostrzegłem jednak podeszwę buta i... ciemność.
Przez długi czas trwałem w grubej zasłonie mroku utkanej z nicości oraz własnej głupoty śniąc o wszystkim, a także niczym.
"ALEEE FAAAJNAAAA PODEEESZWAAA"
Szumiało mi we łbie przez okres trwania z całą pewnością mało naturalnego snu. Z chwilowego punktu widzenia mojego umysłu, otaczająca mnie rzeczywistość i tak nie istniała. Pozostał jedynie miraż cuchnącego rybami portu, ulic Irios oraz krótkie wspomnienie twardego lądowania na brudnej podłodze magazynu. Wkrótce jednak mózg zaczął odróżniać fałsz od prawdy- z męczącym mnie, chwilowym bólem głowy mogłem zauważyć kiedy to mgła nieprzytomności zostaje zepchnięta w siną dal, aby zaraz potem zastąpił ją niewyraźny, zamazany obraz otaczającego mnie otoczenia. Mówiąc w skrócie, wasz pokorny sługa był niemal całkowicie pewien, iż znalazł się właśnie w głębokiej dupie i być może siedzi w jednej z cel czekając na przesłuchanie Sakirowców. Wraz z procesem powolnego dochodzenia do siebie widziałem coraz więcej, i wówczas dostrzegłem, że siedzę w jaskini. Obolały, wściekły oraz nie do końca pewny tego co mnie czeka, powstałem z ziemi próbując dokonać dokładnych, wstępnych oględzin gdzie ja właściwie jestem.
No i... gdzie są moje rzeczy? I czy poza klapą istnieje jakieś inne wyjście?
Obrazek

Re: Rynek główny

19
Zaciskające pięści pomagają w wstawaniu,bo ból po upadku tłamsi nie tylko duszę, ale również ciało. Pierwotna gleba ni ma się do owego lotu. Bezwładne ciało wleciało przez otwór, by niczym worek na ziemniaki finalnie roztrzaskać się o wilgotne podłoże tego miejsca. Nie wspominając o poprzedzającym kopniaku w twarz. Najwyraźniej komuś zależało, aby jego "magazyn" pozostał w ukryciu; zaiste zostanie. Jak wydostać się w jaskini pod miastem? Klapę zamknięto, a nawet gdyby była otwarta, to i tak brakuje drabiny za pomocą której można byłoby się wspiąć.
Przy takowym obrocie spraw najlepiej pozbierać swoje manele z ziemi, kolejno ruszając w jedynym słusznym kierunku; głąb tunelu.


/Gracz opuszcza Rynek Główny.

Re: Rynek główny

20
Mówiono o nim później, że przybył z południa. Powiadano, że przyniósł go potężny przepływ. Prawda była jednak taka... że wszedł bramą. Jak wszyscy inni.

Znał miasto jak własną kieszeń. Znalezienie księgozbiorów w tak dużym mieście nie stanowiło dla niego wyzwania. Znacznie trudniejszym okazało się znalezienie w nich czegokolwiek wartościowego. Jak przystało na miasto mocno uduchowione, większość pism należała do kapłanów a te, nie koniecznie traktowały o dziwnych, obcych językach. W akcie desperacji mężczyzna zawitał nawet w okolicę latarni portowej. Tamtejsi marynarze natychmiast rozpoznali przedstawione na mapie południowe lasy. Co więcej, kilku z nich regularnie pływało w tamtym kierunku, aczkolwiek pisma nie poznał nikt.

Jedynie stary Zahi, zwany przez niektórych "szalonym" wzdrygnął się na widok kawałka papieru. - Zimno! Z... Z. Zzzzzz ziiimnooo! - marudził pod nosem. To niestety nie świadczyło o niczym Zahi mawiał różne rzeczy a jego specyficzne przezwisko nie było bezpodstawne. Opuszczając port Telion ruszył w kierunku ostatniej już znanej mu biblioteki, kiedy nagle z mijanej uliczki dobiegł go dziwny, zduszony głos.

- Pssst. Wodzu. Hej. Tutaj. Słyszałem, że masz do sprzedania mapę południa. To twój szczęśliwy dzień! Chciałbym odkupić od ciebie ten kawałek papieru za ładną, okrągłą sumkę. Mam dobry dzień, więc zapłacę jak za trzy takie. Chodź, zahandlujemy. Nieprzenikniony cień zaułka skrywał postać rozmówcy. Była to sytuacja o tyle niezwykła, że wszędzie wokoło było widno. Jako obywatel miasta Telion dobrze wiedział, że takie rzeczy czasem zdarzały się w okolicy dystryktu szczurów. Wiedział też, że żaden prawy obywatel nie chciał mieć nic wspólnego z tymże dystryktem.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Rynek główny

21
Przeszukiwanie setek księgozbiorów porozrzucanych po bibliotekach całego miasta nie przyniosło zamierzonego skutku poznania odpowiedzi. Na całe szczęście praktyczna wiedza pewnych marynarzy pozwoliła choć na częściowe rozwiązanie sprawy. Obszar zaznaczony na mapie rzeczywiście istniał, a to już coś. Wciąż jednak nikt nie miał pojęcia co znaczą tajemnicze symbole, naniesione na całym pergaminie. Zupełnie nikt, w całym Irios nigdy o nich nie słyszał. No, może poza szurniętym Zahi, który jako jedyny zareagował odmiennie po ich zobaczeniu. Biedny… - pomyślał chłopak. Wydawało się mu bowiem, że Zahi wcale nie był szurnięty, a przeżył jakąś traumę. Telion widział bowiem podobne zachowanie u pewnych rekrutów, gdy po raz pierwszy szli, a potem wracali ze swych pierwszych wojaczek oraz u ofiar gwałtów, zauważonych w jednym klasztorze, który miał okazję zwiedzić. Wszyscy ci miewali w późniejszym czasie jakieś skrzywienia na umyśle. Zresztą i on sam mógł coś o tym powiedzieć.

Czas leciał, a odpowiedzi jak nie było tak nie ma. Idąc w stronę ostatniej z bibliotek, jakiś skryty w cieniu jegomość zaczepił go i zaoferował pewną, niemała sumkę za mapę. Wysłuchawszy co dziwny handlarz ma do zaoferowania, niestrudzony w poszukiwaniach chłopaczyna grzecznie odmówił i szybkim krokiem oddalił się od nieznanej postaci, obierając swą ścieżkę tak, aby zawsze mieć w zasięgu wzroku jakiś oddział straży. Niespodziewany kontakt z obcymi zawsze strasznie stresował młodzieńca, zwłaszcza, jeśli nie miał przy sobie kosy, a i w tym przypadku nie było inaczej. Szlajanie się z potencjalnym narzędziem zbrodni nie było pochwalane przez straż ani mieszkańców, toteż Krwiopijca, jak to została nazwana kosa Teliona przez niego samego, spoczywała bezpiecznie w jego pokoju.
- Już tak godzina! - otrząsnął się, gdy spojrzał na wierzę zegarową. Miał bowiem jeszcze tego samego dnia dostarczyć kilka pomniejszych malowideł do jednego z karczmarzy. Chcąc nie chcąc przerywać swoich poszukiwań, czym prędzej skierował się do domu, na całe szczęście będącego nie dalej niż kwadrans drogi, żeby zaraz wrócić w okolicę rynku i dostarczyć zamówione obrazki.

Znalazłszy się w obrębie posiadłości, chwycił przesyłkę zaadresowaną do karczmarza i pędem udał się w drogę powrotną, gdy ledwo wyszedłszy z mieszkania tknęła go dziwna myśl.
Wymacał z torby zwinięty kawałek pergaminu i bacznie mu się przyjrzał. Niby nic niezwykłego, jakaś stara mapa. Dlaczego więc ktoś chciał zaoferować za nią taką sumę i czy będzie zdolny do jej kradzieży, po tym jak została odmówiona mu jej sprzedaż i czyżby wreszcie mapa skrywała w sobie jakąś tajemnicę? Chłopak wrócił się do domu i zamknął we własnym pokoju. Rozwinął podarowaną mu przez kapitana mapkę, następnie wziął kilka arkuszy czystego pergaminu i odpowiednio je przyciął .
Na pierwszy z nich naniósł to, co było widoczne na oryginale, z tą różnicą, że namalowany obszar nie był tym właściwym, a niebywale do niego podobnym, na pierwszy rzut oka nie różniący się wcale. Również i miejsca dziwnych symboli zostały pozamieniane, a każdy ze znaków znacznie poprzekształcany. W jednym dorysował dodatkową kreseczkę, drugiego nie namalował w całości i tak z każdym kolejnym, aż fałszywka była skończona. Zaś na sam koniec rozcieńczył jedną z farb i pochlapał nią nowy arkusz tak, żeby wydawał się starszy niż w rzeczywistości.
Następnie przyniósł w naczyniu trochę octu winnego i zamaczając w nim końcówkę pisadła, starannie przekopiował oryginał na dwa pozostałe pergaminy, na jednym rysując tylko mapę, na drugim tylko symbole, przez co, aby odczytać zapisane pergaminy, należało złączyć je ze sobą razem i skierować pod światło świecy, w innym razie wyglądały jak niezapisane kartki papieru.

Zadowolony ze swej roboty, schował oryginał mapy pod jedną z poluzowanych desek, pod którą zazwyczaj chował w wieku największej głupoty niezbyt przyzwoite obrazki, zdobywane na swój własny sposób, zaś fałszywkę i na pozór puste arkusze pergaminu schował do torby i wreszcie udał się w stronę karczmy, jednocześnie przypominając sobie w drodze, że poznany wczoraj starzec mógł tam na niego czekać.
- A nóż, to on będzie znał znaczenie symboli lub może wrócę później do zwariowanego marynarza i spróbuję coś wywnioskować z jego bełkotu...? - szeptał sam do siebie, gdy właśnie uchylał drzwi do wnętrza gospody.

Re: Rynek główny

22
Jak przystało na mieszkańca miasta portowego Telion widział w swoim życiu nie jedną mapę. Był przy tym raczej bystrym chłopakiem i radził sobie z kreśleniem różnych symboli... co jednak nie czyniło go żadnym kartografem. Wykonana przez Niego podróbka w dużym przybliżeniu przypominała oryginał, jednak doświadczony marynarz od razu rozpoznałby fałszywkę. Najzwyczajniej w świecie pewne z pozoru całkiem nieistotne linie, symbole czy oznaczenia czyniły mapę — mapą. Co za tym idzie, ich niedoskonałości czyniły z „mapy” całkiem ładny, abstrakcyjny obrazek. Obrazek, który w oczywisty sposób nic nie znaczył.

Droga do karczmy przebiegła bardzo spokojnie. Zamyślony młodzieniec przebył znajome ulice bez zwracania uwagi na okolicę. Czuł się bezpieczny. Złudne wrażenie towarzyszyło mu do momentu, kiedy tylko sięgał w kierunku drzwi przybytku. Najpierw poraził go blask księżycowej poświaty, odbitej od ostrza. Moment później jego ramię przeszył ból a potężne szarpnięcie, rzuciło nim o ścianę. Wszystko spowiła absolutna ciemność. Nie wiedział, co się stało. Nie był też pewien, ile czasu leżał nieprzytomny, ale ocknął się, leżąc w kałuży obok drzwi gospody. Mijający Go, nieliczni przechodnie omijali to miejsce szerokim łukiem. Nikt nie był pewien, dlaczego chłopak tu leży. Nikt też nie potrafił zrozumieć, co na klatce młodzieńca robi zmoczony, przyciśnięty niewielkim mieszkiem zwój. Mieszkiem, którego nikt nie odważył się ruszyć. Oczywiście nie wynikało to z wrodzonej uczciwości i dobra mieszkańców Iros. Po prostu z barku nieszczęśnika sterczał wbity weń sztylet. Bardzo charakterystyczną rękojeść broni zdobyły tańczące szczury. Lokalny półświatek uwielbiał zostawiać je na swoich ofiarach. Szczególnie tych zatrutych. W tych okolicach nadal pamiętano pewnego bogatego kupca, powalonego trucizną tak mocną, że samo dotknięcie jego zwłok powodowało kolejne zgony. Sakiewka nie była znowu aż tak wielka, by ryzykować dla niej gniew szczurów.

Leżąca na klatce Teliona kartka miała na sobie tylko dwa słowa. Przy ich pisaniu zastosowano chyba jakiś specjalny preparat, bo pomimo wody treść wciąż była czytelna. „Za mapę” głosił napis. Po odzyskaniu przytomności poza chłodem kałuży i bólem ramienia chłopak zauważył również brak swojej torby.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Rynek główny

23
Błysk...ból...ciemność - to ostatnie rzeczy jakie Telion pamiętał zaraz po ocknięciu się, leżąc w kałuży podczas, gdy przypadkowi gapie wpatrywali się w niego, nie ważąc się jednak podejść bliżej jak na kilka kroków. Młodzieniec podniósł się z zimnej ziemi czując, że coś go uwiera w bark. Odruchowo sięgnął ręką w okolice swędzącego miejsca i chciał się podrapać, żeby zaraz na powrót paść na kolana, klnąc cicho z powodu przeszywającego bólu.
Spostrzegł, że coś jakby od niego odpadło i z brzękiem uderzyło o bruk chodnika. Obejrzał się prędko, a jego oczom ukazał się zakrwawiony sztylet, o dość charakterystycznej rękojeści, zaś obok niego znajdował się zwitek papieru i mieszek, z którego wysypało się kilka monet. Drżąc na całym ciele, ofiara napaści, podniosła najpierw zwitek i odczytała zawartą w nim treść.
- A jednak, bogowie mnie uprzedzili. - wymamrotał do siebie, kiedy stało się jasne, co było powodem ataku. Zaraz też począł wpadać w histerię. Podniósłszy sztylet i bacznie mu się przyglądając, zdał sobie sprawę z konsekwencji jakie na niego czyhają, kiedy okaże się, że rabusie zostali wykiwani, i że to, co zrabowali, nie było do końca tym, czego oczekiwali.
Chłopak schował sztylet za pas, i schylił się po mieszek z brzęczącą zawartością czując przy tym, jak koszula lepi mu się do skóry. Co się jednak dziwić, w końcu leżał przez niewiadomy czas w wodzie, to normalne. A jednak nie do końca. Powtórnie macając się po plecach, spojrzał na dłonie. Jedna z nich była pobrudzona nie tylko kroplami wody, ale też czerwoną substancją. Na ten widok zachwiał się lekko biedaczek i sięgnął do torby, w której trzymał opatrunek. Nie ma jej. Ktoś pozbawił go nie tylko przytomności, ale również całej torby wraz z kilkoma drobiazgami.
- Niech to szlak! - zaklął. W tej samej torbie obok fałszywej mapki, znajdowały się przecież pergaminy z pełnoprawną kopią oryginalnej mapy. Nie miał pojęcia dlaczego przestępcy tak zależało na zdobyciu tego zwitka, zresztą nie miało to teraz większego znaczenia. Należało czym prędzej zacząć działać. Ale jak, ale co? Telion był w rozterce. Zawitanie do karczmy było bezsensowne, bo również i zamówione obrazki zostały skradzione. Opatrzenie rany - to było ważne, jednakże i równie niemożliwe, no bo czym? Udanie się do biura straży - tak, to było to. Młodzik nie wiedział ile czasu mu pozostało do następnego ataku, który z pewnością nastąpi, tym jednak razem być może z tragiczniejszym skutkiem. Dlatego też należało jak najszybciej powiadomić, kto wie, może i nawet samego kapitana o zaistniałej sytuacji i poprosić go o pomoc, i ochronę.

Odzyskawszy pełnię świadomości, pobiegł co sił w nogach w obranym kierunku, jedną ręką przyciskając skrawek suchego płaszcza do rany, drugą mocno zaciskając na rękojeści sztyletu. Czuł jak wzbiera w nim złość i gniew. Miał ochotę dorwać napastnika i osobiście go wypatroszyć własnym jego ostrzem, jednakże prędko zdał sobie sprawę, że sam temu nie podoła. Co więcej, od tego momentu nie tylko on był w niebezpieczeństwie. Być może, że od pewnego czasu był śledzony i zbrodniarze wiedzą, gdzie mieszka.
Na tą myśl potrząsnął głową i jeszcze bardziej przyśpieszył. Nie chciał ponownie przechodzić tego, co miało miejsce dwa lata temu. Nie wytrzymałby kolejnych błagalnych krzyków bliskich, dlatego też każda sekunda była na wagę złota. Dostać się do strażników, a następnie z zbrojną brygadą ruszyć ku domowi, nim będzie za późno.

Re: Rynek główny

24
Próba zatamowania rany okazała się dosyć rozsądnym pomysłem. Co prawda nie zatamowało to całkowicie krwotoku, ale ograniczyło go wystarczająco, by nie umarł. Całkiem dobry wynik, biorąc pod uwagę okoliczności. Droga w kierunku koszar nie należała do najprzyjemniejszych. Oczywiście mokre ubrania wydały się niczym więcej jak tylko drobną niedogodnością w porównaniu z raną ramienia. Zmęczenie, szok i utrata życiodajnego płynu sprawiły, że Telion kilkukrotnie stracił kontakt z rzeczywistością. Na szczęście był u siebie. Znane ulice i przejścia nie wymagały od niego aktywnej uwagi. Niesiony silną determinacją, wolą przetrwania i troską o rodzinę dotarł nareszcie do celu. Zupełnie sam. Malująca się na twarzy wściekłość, przekrwawiony płaszcz i pięść, zaciśnięta na sztylecie skutecznie zniechęciły wszystkich potencjalnych samarutaninów. Nie to, żeby Iros obfitowało w ludzi chętnych do bezinteresownej pomocy.

Pełniący wartę strażnik zmierzył młodzieńca ponurym spojrzeniem, po czym leniwym głosem wydał regulaminowe komendy. - W imieniu Najwyższego Władcy, Miłościwie Nam Panującego, Słońca Narodu i tak dalej, i tak dalej. Rzuć broń. Znajdujesz się na terenie podległym straży. Pomoc zostanie Ci udzielona a wszelkie sprawyyy iiii... tam cała reszta. Daj tę wykałaczkę i właź. Do medyka prosto i na prawo. - Po tej przydługiej formułce służbowej mężczyzna sięgnął po sztylet, otwierając drzwi do koszar. - Co znowu? - Mistrza kosy dobiegł znajomy głos, a z jednych z drzwi w głębi korytarza wychyliła się głowa młodego dowódcy straży.

Pojawienie się w koszarach gościa spowodowało pewne poruszenie. -Medyk. - Bardziej stwierdził, niż zawołał wpuszczający go strażnik. Tyle dobrze, że miejscowy łapiduch okazał się mniej flegmatyczny i na widok rannego pomknął w jego kierunku, rozpoczynając opatrywanie rany.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Rynek główny

25
Chociaż ledwo trzymał się na nogach, to jednak pozostał wśród żywych.
Wezwany przez jednego ze strażników medyk, świetnie wykonywał swoją robotę i zdawało się, że po ranie nie pozostanie zbyt duży ślad, a jedynym dowodem na jej istnienie będzie blizna, którą i tak nikt raczej nie zauważy.

Kwestie estetyczne nie miały jednak teraz znaczenia. Przybycie chłopaka do strażnicy nie wiązało się tylko z chęcią skorzystania z darmowej opieki medycznej, a miało wyższy i nie cierpiący zwłoki cel.
- Kapitanie! - zwrócił na siebie uwagę przywódcy straży. - Proszę, niech Pan wyśle kilku zbrojnych, aby obserwowali mój dom. Mam złe przeczucia. - przebierał w miejscu nogami, niespokojnie błądząc wzrokiem po zebranych szukając u nich poparcia swojego zdania.
- Gdybym tylko przystał na ofertę tego handlarza i sprzedał mu tą mapę. - mówił ni to do siebie, ni do dowódcy, robiąc sobie przy tym wyrzuty. Prawdziwie żałował swojej decyzji. Zakładając, że mapa doprowadzi go do...no właśnie, do czego? Sam przecież tego nie wiedział. Mogło się okazać, że zaznaczony na niej obszar rzeczywiście skrywał w sobie nieopisane skarby, ale również było prawdopodobne, że miejsce to, posiadało tylko wartość sentymentalną, ot co, jakieś stare kurhany czy urodziwy skrawek ziemi.
- Że też chciałem bawić się w odkrywcę. - kontynuował swój lament. - A teraz mam na głowie jakiś szczurzy gang. - Wywodom nie było końca i tylko poczucie wstydu i dobrego smaku powstrzymały Teliona przed stworzeniem całej litanii żalu i bólu jaki teraz przeżywał.

Nieco się uspokoiwszy, jeszcze raz poprosił dowódcę o radę i zbrojną ochronę.
Z pominięciem niepotrzebnych żalów i bezsensownego bełkotu, powtórnie wyjaśnił mu dokładnie co się stało, począwszy od spotkania, dziwnego kupca, sporządzenia fałszywek, aż do odzyskania przytomności i pojawienia się u bram strażnicy. Starał się nie pominąć żadnego szczegółu w nadziei, że będzie sprawa wyda się im nad wyraz poważna. Zadbał również o to, aby oczy zgromadzonych ujrzały otrzymaną od napastników wiadomość, a także, żeby zakrwawiony sztylet z dziwnymi zdobieniami został przekazany w ręce młodego dowódcy. Spodziewał się też uzyskania kilku odpowiedzi dotyczących samej mapy jak i wszystkiego, co się z na wiązało, a gdy dowie się wszystkiego, że jego prośby i błagania zostaną spełnione.

Re: Rynek główny

26
Słysząc słowa nieco spanikowanego obywatela, kapitan skinął głową w kierunku dwóch spośród swoich podkomendnych. - Na złe przeczucia to ja mógłbym przydzielić ochronę szlachcie. Tobie pomaga tylko rana po sztylecie i fakt moje dobre stosunki z Twoim ojcem. Przy czym bardziej to drugie. No? Opowiadaj.

Dowódca straży okazał się całkiem dobrym słuchaczem. Nie przerywał chłopakowi, od czasu do czasu wtrącając tylko pytanie o jakieś szczegóły. Tych natomiast było niepokojąco niewiele. Nie widział napastnika. Słyszał tylko jego głos. Chociaż na słowo "szczury", brew młodego oficera poszybowała ku górze, nie sprawiał wrażenia szczególnie spiętego. - Jeżeli to, co mówisz, jest prawdą, w co oczywiście nie wątpię, to sytuacja nie wydaje się aż tak poważna, jak by się to mogło wydawać. - Mówił spokojnym, zamyślonym tonem. - Szczury rzadko popełniają błędy. Nie przez przypadek stali się przodującą grupą przestępczą. Jeżeli żyjesz, to znaczy, że miałeś żyć. Biorąc pod uwagę możliwości tej organizacji, zapewne odkryją, że zdobyta przez nich mapa jest fałszywka. Nie chcę tracić ludzi na marne... - Westchnął ciężko, przerywając na dłuższą chwilę. - ... a nie mogę przydzielić Twojej rodzinie większej grupy. Moja rada? Znajdź ich, zanim zaczną Cię szukać. Dogadaj się.

Prawda była bolesna. Zwykły kapitan na koszarach niewiele mógł zdziałać przeciw prawie całemu półświatkowi. Sięgnąwszy za siebie, młody mężczyzna złapał za wiszący na krześle pas z mieczem, zbroję i przygotował do wyjścia. - Chodź, odprowadzę Cię. Ojciec wiem, ale jak tam siostra? Zdrowa? Nadal królowa lodu? - Zażartował lekko, żeby rozluźnić poszkodowanego. Wszyscy pozostali wydawali się nie być szczególnie przejęci sytuacją. Dzień jak co dzień. Praca.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Rynek główny

27
Jaja sobie ze mnie robisz!? - chłopak uniósł się z gniewu i podziwu, kiedy to przywódca tych, co niby mają za zadanie bronić obywateli, zaproponował dogadanie się chyba z najpotężniejszym gangiem w mieście. I nawet jeśli miałby posłuchać rady powiernika władzy, to co on, taki zwykły mieszczuch mógł zaproponować królowi lokalnego podziemia? Współpracę, oddanie mapy w zamian za nietykalność, a może zgoda na zostanie licencjonowanym fagasem jego córki czy też zaciągnięcie się jako jeden z przydupasów jego syna, o ile w ogóle Szczurzy Król posiadał potomstwo. Wszystkie te i wiele innych opcji kotłowało się w głowie strapionego młodzieńca, oczywiście nie zyskując u niego poparcia na wykonanie się żadnej z nich. Cóż jednak miał począć?
- Wybaczy Pan, trochę mnie poniosło. - przeprosił kapitana, gdy tylko zdał sobie sprawę, że przesadził. - Po prostu opcja pójścia na kompromis wydała mi się...dziwna. Zwłaszcza, że zaproponował to ktoś, taki jak Pan. - tłumaczył się, zarazem podnosząc obolałe ciało z ławki i kierując się w stronę wyjścia, po drodze prosząc odźwiernego o zwrot sztyletu.

Przez niemal całą drogę do domu nie odezwał się ani słowem. Głęboko rozważał słowa usłyszane w strażnicy, co pewien też czas spoglądając ukradkiem na eskortującego go zbrojnego, w głębi świadomości podejrzewając również i jego o konszachty z sprawcą całego zamieszania.
-A co jeśli miał rację... - począł mocno dumać nad daną mu propozycją. -Jeśli nie możesz ich pokonać, przyłącz się. - przypomniał sobie radę, któregoś stratega.
- W tym może być sens. - teraz już na głos wyrażając swoją aprobatę dla tych słów. Zaraz też poprawił mu się humor, co było zresztą widać po uśmiechu, który teraz szeroko malował się na jego bladej twarzy.

- Dzięki za eskortę. - rzekł do kapitana, gdy byli już pod domem. - Muszę sobie kilka spraw przemyśleć na osobności. - zaapelował wyciągając przyjaźnie dłoń w akcie podzięki. - I tak, moja siostra nadal pozostaje Królową Lodu, ale kto wie, może kiedyś ktoś ją odmieni. - Mrugnął do rozmówcy i zniknął w wnętrzu domostwa, ryglując za sobą drzwi.

- Jeśli nie możesz ich pokonać przyłącz się. - wtórował kilkukrotnie tą sentencję.
Miał plan. Sporządzić jeszcze jedną kopię mapy, a właściwie naniesionych na niej symboli, udanie się z nią w miejsce, gdzie ostatnio zaczepił go handlarz i przedstawienie mu, a właściwie jego panu propozycji nie do odrzucenia i wynikających z niej korzyści.

Re: Rynek główny

28
Kapitan nie sprawiał wrażenia szczególnie poruszonego postawą Telioa. Jego gniewne słowa skwitował wzruszeniem ramion. - Świat nie jest czarno biały. Życie składa się z szarości młody.

Komentarz dotyczący wieku wydawał się, delikatnie mówiąc niestosowny. Chodź dokładny wiek dowódcy nie był znany mistrzowi kosy, to na oko nie mógł być on starszy o więcej niż pięć lat. Dziwić może zatem, że swoje słowa wypowiedział z pewnością siebie i tak naturalnie, jak gdyby stanowiły oczywisty truizm. Dalsza droga do domu była najzwyczajniej w świecie nudna. Przemierzali znajome uliczki w ciszy, w której pochłoniętemu przez rozważania młodzieńcowi towarzyszył tylko ból zranionego ciała. Oczywiście lekarz doskonale wykonał swoją robotę, ale pierwsza pomoc nie mogła przecież w pełni wyleczyć tak poważnego urazu.

Zgodnie ze swoim planem, Telion dotarł do domu i zabrał się za kopiowanie. Dobrze, że wnętrze okazało się puste i nie musiał tłumaczyć się przed nikim zakrwawionym strojem. Z drugiej strony rodzina nie widziała go już od dłuższego czasu, a spontaniczne zniknięcie chłopaka raczej nie wyglądało zbyt dobrze. Po zakończeniu swoich przygotowań syn kupca ruszył w kierunku uliczki, przy której nie tak dawno temu składano mu hojną propozycję. Miejsce wyglądało dokładnie tak, jak je zapamiętał. Stał przed cichą, wąską i ciemną jak opal uliczką.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Rynek główny

29
- No dobra - chłopak cicho westchnął, gdy przyszło mu przekroczyć granicę zaułka. Nie miał najmniejszej ochoty zagłębiać się w jego czeluściach, ale to jedyne miejsce na spotkanie zbrodniczego handlarza, które przyszło mu do głowy.
Kilka skrzynek i beczek między, którymi przebiegały niewielkie myszki, odbijające nikłe światło kałuże, tylko tyle mógł dostrzec. Cała zaś reszta skrywała się w cieniu i mroku wysokich murów. Strach było myśleć, co mogło się w nich kryć, ale Telion nie miał wyboru. Jeśli chciał się czegoś dowiedzieć, musiał zagłębić się w ten niezbadany skrawek dzielnicy.
Spoiler:
Zrobił pierwszy, niepewny krok. Gwar ruchliwej ulicy zdawał się cichnąć z każdym następnym krokiem, tak jak i pewność śmiałka, który odważył się tutaj zapuścić.
Wytężając wszystkie zmysły, powoli dawał się pochłaniać cieniowi, zwracając uwagę na każdy, nawet najmniejszy dźwięk. Dłoń zdrowej ręki zaciskała się nerwowo na rękojeści sztyletu, który sprawił mu tyle bólu i gotowym do natychmiastowego użycia. Pisk myszy wydawał mu się teraz równie złowrogi i przerażający jak wycie wilków podczas samotnej wędrówki przez las, a spojrzenia ciekawskich wron i innego miejskiego ptactwa, spojrzeniem samych bogów, obserwujących i planujących dalsze losy swojej nowej, ludzkiej zabawki.
- Spokojnie, spokojnie... - pocieszał się na duchu. Pot zaczął ściekać mu po skroniach. Raz obracał się to co chwilę za siebie, raz wytężał wzrok przed, aby uchronić się przed niespodziewanym atakiem od frontu. - No kogo mogę tu spotkać? - rzucał kolejne słowa niczym jakiś niespełna rozumu. - Nieprzytomnego pijaka, młodą i jeszcze płochliwą dziwkę chowającą się przed pierwszymi klientami, trupa...rzezi-mieszka-a, kt-tórego po-poszukuję... - jego głos zdradzał, że z resztek determinacji i pewności siebie nie pozostało już zbyt wiele. Coraz usilniej rozważając drogę powrotną na główną ulicę, pomniejszał i tak ślamazarne tempo, żeby w końcu się zatrzymać zupełnie, pośród otaczającego go półcieniu budynków i wszelkich rupieci.
- Niech go diabli porwą, zasrany sukinkot! W dupę niech se wsadzi tą mapę. Niech ja go tylko dorwę! - Nie wytrzymał i począł wyładowywać się pierwszym lepszym przedmiocie, chlastając go niemiłosiernie sztyletem wciąż noszącym ślady jego własnej krwi, dopóki ledwo co opatrzona rana nie dała o sobie znać, a kolejna dawka bólu powstrzymała go od dalszego cięcia niczemu niewinnych śmieciach.

Dopiero teraz, zdyszany i zagniewany oparł się o chłodny kamienny mur i powoli odzyskując spokój ducha rozważał nad dalszymi poszukiwaniami napastnika i czy dalszy trud był w ogóle warty świeczki.

Re: Rynek główny

30
- Mamy względem niej nieco odmienne plany. - Cichy głos bandyty dobiegł znikąd i zewsząd równocześnie. - Rad byłbym, gdybyś nie niszczył mojego sztyletu. Ma wartość sentymentalną. - W głębi alejki, dosłownie kilka kroków od Teliona jedna ze ścian powoli zapadła się po ziemię. Cały proces odbył się niebywale płynnie i bezszelestnie.

Niewielkie pomieszczenie, do którego prowadził ukryty korytarz, rozświetlało ciepłe, szkarłatne światło z siedmiu latarni. Z jego ścian spoglądało siedem postaci, uwiecznionych na bogato zdobionych portretach. Przy jednej ze ścian stał siedmiomiejscowy stojak. Na sześciu z miejsc spoczywały różne typy oręża. Siódmy pozostawał wolny. Naprzeciw wejścia znajdowały się solidne, stalowe drzwi. Olbrzymi, spektakularnie umięśniony mężczyzna stał po ich lewej stronie. Rudowłosa piękność w krwistoczerwonej sukni zajęła prawą flankę, gestem wskazując wieszak. Przed drzwiami, leżało okryte czarnym płaszczem ciało. Krew wypływała z niego poprzez siedem ran kłutych.

- Zachowaj sztylet. Jemu już się nie przyda. Król zaprasza do siebie. - Głos kobiety wsiąkał w mężczyznę. Delikatny jak aksamit. Miękki niczym jedwab. Niósł w sobie cichą, niewypowiedzianą obietnicę, odbijającą się echem w płomienistym spojrzeniu jej czerwonych oczu. - Za drzwiami stań przed czwartą linią. - Na krótkie skinienie szkarłatnej damy osiłek uchylił drzwi ze swojego miejsca Telion widział siedem wyraźnych, czerwonych pasów w poprzek podłużnej sali na jej przeciwnym końcu stał spowity mrokiem tron. U jego podnóża rozsiadła się tajemnicza nieznajoma. Spojrzenie giganta opadło na kosę, a przestrzenią zawładnęła cisza.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Irios”