Trakt jak trakt. Gdzieniegdzie przez ziemię przebijały kamienie, po prawej lasy, po lewej rzeka i pola. Nic dodać, nic ująć.
Tydzień później.
Meira siedziała na Arandalu. Siwy ogier szedł niestrudzenie po pełnej kolein i dziur piaskowej drodze. Dało to Meirze czas do namysłu, wiele czasu aby przestudiować wydarzenia ostatnich dni. Po krótkiej rozmowie z przeoryszą zemdlała, i obudziła się dopiero dwa dni później. W tym czasie bunt nekromantów został zduszony, inkwizytorzy postawili barierę antymagiczną, i wszystkich wyłapano bez większych szkód. Obecność demona również została wyjaśniona. Inkwizytor Hanlar miał przesłuchać chłopca z pobliskiej wsi, który opowiadał o dziwnych zjawiskach: Pomorze krów, gnijących drzewach w lesie, czarnieniu zboża, koszmarach nawiedzających w nocy wszystkich mieszkańców. Ojciec chłopaka został odesłany, zaś młodego zatrzymano. Przed rozpoczęciu przesłuchania Hanlar miał złe przeczucia, dlatego zebrał dwóch kapłanów i chciał wracać do lochów, gdy spotkał Meirę, która nie zgodziła się mu pomóc. Po powrocie na miejsce okazało się że chłopiec jest wszędzie. Na ścianach, podłodze, krzesłach, ciałach strażników… W każdym razie, Hanlar dostrzegł dymne monstrum w celi, i padł na kolana. Rozłożywszy szeroko ręce począł modlić się do Sakira, tworząc barierę mającą powstrzymać demona. Niestety, sługa czarnych bogów zniszczył barierę i wszedł do ciała Hanlara. Za jego pomocą otworzył klatki, zabijając strażników których znalazł po drodze. Następnie wysłał chłopca po Meirę, planując zabić ją gdy będzie sama.
Po wszystkich wydarzeniach zdecydowano że należy do wsi, która okazała się leżeć nad traktem do Irios, wysłać brygadę dochodzeniową, składającą się z Mistrza Inkwizytora, o którą to funkcję na czas wyprawy sam poprosił Salazar, Maricka, który miał pełnić funkcję ciężkozbrojnego, Tropiciela, jednego ze specjalnie szkolonych przez Zakon do tego typu misji, Pomocnika sprawującego pieczę nad zapasami oraz wsparcia duchowego, czyli Meiry. Vanessa nie mogła być częścią brygady, gdyż nie wybudziła się jeszcze ze śpiączki spowodowanej obrażeniami głowy. Meirę czekały więc ciężkie dni na szlaku, otoczona przez mężczyzn z których połowy nie znała, a co do jednego jeszcze się nie przekonała. Jedyne wsparcie mogła mieć w Mistrzu Inkwizytorze Salazarze, będącym dla niej niczym ojciec.
Pięć osób jechało gościńcem ustawieni w kolumnę, Salazar na początku, na potężnym koniu bojowym, Meira za nim na swoim siwku, następnie mały wóz z zaopatrzeniem powożony przez pomocnika mającego na imię Run. Obok wozu zwykle jechał tropiciel ubrany w długi zielony płaszcz z kapturem, który zdawał się migotać i zlewać z tłem podczas jazdy. Kazał nazywać siebie Ósemką, a w obecnej chwili był jakieś dwieście kroków przed nimi, wypatrując ewentualnych niebezpieczeństw z łukiem w lewej ręce. Z tyłu jechał Marick w ciężkiej płytowej zbroi, na bojowym rumaku z elementami pancerza chroniącymi szyję zwierzęcia. Za parę godzin miał zapaść zmrok, a dzień upłynął póki co bez większych trudności. Była co prawda mała grupka bandytów pobierających myto za przejazd, ale uciekli na widok emblematów zakonu Sakira.
- Trzymasz się? – Zapytał Salazar wstrzymując konia aby się z nią zrównać. Ostatnie wydarzenia musiały nieźle na nią wpłynąć.
Trakt Srebrny Fort - Irios
1Near a tree by a river
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right
But he 'll never
Never fight over you
There's a hole in the ground
Where an old man of Aran
Goes around and around
And his mind is a beacon
In the veil of the night
For a strange kind of fashion
There's a wrong and a right
But he 'll never
Never fight over you