Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

16
Grimber może nie był na bieżąco z wydarzeniami, ale o przemieszczaniu się wojsk słyszał i wcale nie był zbyt szczęśliwy. Wizja spotkania z wojskowymi i tłumaczenia co tu robi i co gorsza w towarzystwie druidów, nie było by to łatwe nawet dla doświadczonego łgarza, nie początkującego kłamczucha jakim był. Zastanawiał się nad słowami wojownika i przyglądał jego uzbrojeniu, oraz widocznym śladom na zbroi, mówiącym iż nie miał on lekkiego życia, zwłaszcza ostatnimi czasy. Zmarznięty i ledwo żywy, poważnie osłabiony, tylko tyle wyczytał z jego postawy i wyrazu twarzy. Zwrócił się do druidów mówiąc. Wiem że nie jest to wam na rękę, wiem że go nie znamy, wiem też że się bardzo spieszymy, ale może zabierzemy go ze sobą, chociaż do najbliższej ludzkiej siedziby? Patrzcie w jakim jest stanie, po to go ratowaliśmy by teraz zamarzł? To już lepiej było by pozwolić kelpie go utopić, było by szybciej i nie cierpiał by przed śmiercią zbyt wiele, co wy na to ? Nie czekając na odpowiedź zwrócił się o rycerza. Widzisz, kelpie to bestia, która opanowała umysł i ciało tego konia, to stworzenie ma za zadanie utopić każdą osobę która dosiądzie opętane zwierze, to naprawdę zła i mroczna siła, żyjesz dzięki nam, więc nie sprawiaj problemu i maszeruj dzielnie, musimy przetrwać nawet taką pogodę. Po czym czekał na decyzję pozostałej dwójki, gotowy ruszyć w każdej chwili dalej.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

17
Dobrze. Bierzemy go ze sobą - powiedział Horst po krótkiej przerwie poprzedzonej monologiem gnoma. Juva wpatrywała się w niego przez cały czas i to w jej oczach rogacz zobaczył prośbę, którą trudno było mu tak po prostu zignorować. Mężczyzna, o którym była mowa, wydawał się zdezorientowany, jego wzrok wędrował od twarzy do twarzy. Grimber próbował w międzyczasie wytłumaczyć mu ostatnie zajścia oraz to, jak znalazł się w ich towarzystwie - gadał jednak na próżno, bo większość słów wcale do żołnierza nie docierała. Zmęczenie okazało się zbyt poważne. Pechowiec nawet nie komentował tego, co bohater mu przedstawiał. Jego zęby szczękały tak mocno, że próba powiedzenia czegokolwiek mogłaby poskutkować odgryzieniem języka.

Dawka zachęty, którą gnom obdarował go na końcu swojej wypowiedzi, poskutkowała niespodziewanie dobrze. Mężczyzna, co prawda, nie dał rady wydobyć z siebie nawet jednego zdania, ale posłusznie zebrał się do marszu i nie sprawiał żadnych problemów. Cała drużyna szybko wróciła na drogę i drepcząc po obsypanej śniegiem ścieżce ruszyła dalej - na wschód. Teraz to Juva szła z przodu, mając za plecami swojego partnera. Gnom wraz z osłabionym mężczyzną maszerowali z tyłu. Rycerz nie miał dość siły, aby podróżować szybciej. Grimber za to czuł jak coś - porastające stopę strupy - go uwiera w bucie, przez co wolał trzymać się na tyłach. Z oczywistych powodów - z żołnierzem nie rozmawiał zbyt wiele. Cisza wypełniona była świstem wiatru i pluskami dochodzącymi od strony Yanga. Niepokojące dźwięki raz po raz zagłuszane były przez głos któregoś ze steranych wędrowców...


Wędrujesz wciąż na wschód.
W głowie siedzi mi dalszy ciąg opowieści, coś tam zaplanowałem.
Teraz masz jednak szansę, aby lepiej poznać swojego nowego towarzysza podróży.
Następny post poświęć na zadawanie pytań i wczucie się w atmosferę.
Potem może nie być ku temu sposobności...

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

18
Gnom zaciskając zęby brnął do przodu mimo iż wcale nie czuł się najlepiej. W duchu podziwiał wojownika który do nich dołączył, mimo zmęczenia, przerażenia tym co go spotkało, a nade wszystko mętliku w głowie radził sobie chyba nawet lepiej niż nasz nieborak. Jego niezwykła dolegliwość nie ułatwiła mu też wcale a wcale marszu, w pewnym momencie nawet zaczęła sprowadzać na niego powolne igiełki niepewności, zmuszające go do wytężenie resztki szarych komórek. Zaskoczony swym przypuszczeniem przyspieszył by dogonić, a następnie zrównać się z prowadzącą grupę Juvą. Upewniając się że nikt inny go nie usłyszy powiedział do kobiety

Słuchaj, mam złe przeczucia do do tego człowieka, strupy jakby zaczęły szybciej rosnąć i bardziej uwierać, czuję jakby mnie niemalże oplatały, nie mówię nawet o trudności w chodzeniu, bardziej chodzi o fakt w jakim tempie i w którym momencie przyspieszyły. Z tego co pamiętam,miały uaktywniać się gdy w pobliżu mamy do czynienia, z szczególnie silną magią, nie obraź się, le przy tobie nigdy tak mi nie doskwierały, musimy dobrze przyjrzeć się temu mężczyźnie na postoju, a póki co uważajmy na niego, dobrze ?


Po czym nie czekając na odpowiedź, zwolnił i dał się wyprzedzić obu mężczyznom za nim, chcąc zamknąć pochód, jednocześnie ukradkiem sprawdził, czy jego sztylet z łatwością da się wykorzystać, gdyby nieoczekiwana walka lub wymiana ciosów, wymagała tego.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

19
Postać Juvy zasłonięta była ogromnym ciałem maszerującego za nią Horsta. Gnom przyspieszył nieco kroku - co w jego stanie okazało się zadaniem wcale niełatwym - żeby wyprzedzić rogacza i zrównać się z dziewczyną. Zmęczonego życiem żołnierza zostawił za sobą, nie chcąc dotrzymać mu towarzystwa. Juva zerknęła na Grimbera idącego obok niej i zwolniła trochę, dostosowując tempo marszu do jego wymagań. Nie przerywając pochodu, skłoniła głowę w jego stronę, aby dosłyszeć o czym bohater ma zamiar ją poinformować. Jakimś sposobem wyłapała jego szept wśród skowyczącego wiatru.

- Nie masz powodu do obaw - odpowiedziała z przekonaniem. - Nie sądzę, żeby ten człowiek stwarzał jakieś zagrożenie. Twoja noga mogła zareagować równie dobrze na obecność kelpie... - To wytłumaczenie musiało gnomowi wystarczyć, bo po tych słowach Juva nie miała już nic więcej dodania. Uśmiechnęła się do niego jakoś pobłażliwie. - Co nie zmienia faktu, że możesz się mu przyjrzeć - rzucił Horst, kiedy znowu przechodził obok alchemika. Rogacz słyszał całą rozmowę. W jego chropowatym głosie dało się wyczuć jakąś nutę niepokoju. Grimber przystanął i zaczekał, aż zostanie na samym końcu szeregu. Mężczyzna, którego chwilę temu uratował od śmierci, stał się teraz w jego oczach potencjalnym wrogiem. Gdy go minął, odruchowo sięgnął dłonią do pasa... jego ręka nie natrafiła jednak na znajomą rękojeść. Bohater zatrzymał się i zorientował, że broń została przy zwłokach opętanego konia. W całym zamieszaniu, związanym z oczarowanym jeźdźcem, zwyczajnie zapomniał wyciągnąć jej z czerepu martwego zwierzaka.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

20
Gnom z przerażeniem macał dłonią powietrze, jego wspaniała broń zwyczajnie została porzucona, w tej chwili poczuł się najgłupszym osobnikiem na całym świecie, rwąc włosy i przeklinając rzucił. Przykro mi, ale musimy zawrócić i to natychmiast. Zostawiłem moja broń przy zwłokach tego konia, nie ruszę się bez niej choćbym miał iść dalej sam, jeśli chcecie poszukajcie tu schronienia, ja muszę wrócić, oby tylko nie zniknęła, teraz już wszystko jest możliwe, postaram się iść po śladach, ale przez pogodę nie będzie lekko. Nie czekając na nic ruszył swoim tempem, starając sie jednak brnąc jak najszybciej i patrząc pilnie pod nogi, w duchu przerażony swoją głupotą i bezbronnością wobec otoczenia.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

21
Okazało się, że adamantowy sztylet jest dla gnoma bardzo ważny. Pamiątka po nieszczerym przyjacielu była w jego posiadaniu od czasu, gdy na pokładzie statku opuścił Qerel. Na pewno miała dla niego ogromną wartość - była przecież nośnikiem wielu wspomnień i jedyną rzeczą, która przypominała mu o dawnym życiu. Nic dziwnego, że bohater postanowił odzyskać swoją broń za wszelką cenę. Choć wiatr przeradzał się z wolna w prawdziwą śnieżycę, a wieczór przechodził już w noc, Grimber chciał wrócić do końskiego truchła. Droga nie była wcale daleka, bo jego drużyna nie zdążyła zanadto oddalić się od miejsca, w którym kelpie ostatecznie padła martwa. Nie zwracając uwagi na słowa swoich towarzyszy, bohater i tak udał się z powrotem.

Horst próbował przekonywać go, że to bezcelowe. - Nie możemy teraz tu zostać, jest za zimno, zaraz zrobi się ciemnica. Daruj sobie ten brzeszczot, on nie jest tego wart. Tutaj nie jest bezpiecznie... - krzyczał za gnomem, który odwrócił się do niego plecami i zmierzał w stronę, z której przedtem przyszedł. Starania Juvy również na niewiele się zdały. Dziewczyna powiedziała nawet, że może pomóc mu odzyskać ostrze, ale zaraz potem przypominała sobie o osłabionym żołnierzu, którym będzie musiała się zaopiekować. Grimber musiał radzić sobie sam.

- Znajdziemy gdzieś tutaj schronienie i zaczekamy na ciebie - obiecała Juva wrzeszcząc przez wiatr. Bohater z trudem dosłyszał jej zapewnienia. Dotarły do niego w postaci niewyraźnych szumów. Grimber musiał odzyskać swoją własność, a potem odnaleźć jakoś swoich kompanów pośród śniegów oraz wyrastających zewsząd zasp. Zadanie z pozoru nietrudne - biorąc pod uwagę stan, w jakim bohater się znajdował - mogło sprawić mu trochę problemów. Pozostawiony sam sobie alchemik ruszył schowaną pod białym puchem drogą...

Wierzchowiec leżał na boku - tak jak go zostawiono. Krążących nad nim much nie było już widać, pewnie się nażarły albo poumierały na tym przerażającym mrozie. Grimber jeszcze jakoś się trzymał. Zawierucha ciskała śniegiem, a on przez łzawiące oczy spoglądał na martwą górę mięsa, do której zbliżał się z każdym krokiem. A każdy następny krok kosztował go wiele wysiłku. Gnom już stąd widział rękojeść swojego sztyletu sterczącą z końskiego czerepu. Stąpając ostrożnie po oblodzonej glebie, którą wody jeziora podmywały raz na jakiś czas, dotarł w końcu do celu. Jego ręka automatycznie powędrowała po broń i zacisnęła się na niej w czułym geście. Bohater był zadowolony z tego, że obyło się bez większych przeszkód, ale przez swoje zaaferowanie nie dosłyszał cichego warczenia, które rozlewało się w zimowym powietrzu. Spod zwłok kobyły wyłoniła się nagle wysoka - choć z perspektywy gnoma każdy był wyrośnięty - oraz przygarbiona postać. Ociekający wodą utopiec wydał z siebie gardłowy odgłos, a potem wyszczerzył rząd okrwawionych zębów. Świeże truchło musiało go zwabić z dna jeziora. Prawdopodobnie uznał Grimbera za swój następny posiłek...

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

22
Gnom wędrował pośród lodowego piekła, jak określił pogodę, okolicę i nawierzchnię po jakiej się poruszał. Zaaferowany i spanikowany tym że zgubił swoje doskonałe ostrze, całkowicie zlekceważył wszelkie środki bezpieczeństwa, nie interesował go fakt że może się zgubić, ani to że na drodze może spotkać jakiegoś w jego przypadku trudnego przeciwnika. Nasz mikrus drałował a coraz większa panika gnała go i dodawała sił. Z trudem mimo niewielkiego dystansu odnalazł truchło, teraz już pozbawione owadów, które najwidoczniej w przeciwieństwie do gnoma, nie przetrwały mrozu. Wzrokiem uchwycił sztylet i zdecydowanie przygarnął go do siebie. Szczęśliwy iż odnalazł swoją zgubę chciał już odwrócić się i jak najszybciej zacząć gonić grupę, gdy dotarł do niego przerażający dźwięk, a chwilę potem wyrosła przed nim wielka, i zakrwawiona sylwetka, niestety nie był to zmartwychwstały wierzchowiec. Okazało się że okolica, a szczególnie jezioro ma jednak lokatorów. Z początkowej ciemności twarzy alchemika ukazała się kolejna tego dnia bestia. Przełykając głośno ślinę, niezdolny do powiedzenia słowa, wpatrywał się w górującego nad nim utopca, sytuacja w jakiej znalazł się bohater przewyższała go całkowicie. Rozglądając się dyskretnie, starał się oddalać bardzo powoli, poza bezpośredni zasięg bestii. Wiedząc że tylko spryt może mu pomóc, starał się uspokoić i zachować trzeźwość umysłu. Głuchy warkot nie pomagał mu w tym zadaniu. Drżąca dłoń dzierżąca sztylet skutecznie informowała w jakim stanie znajdował się Grimber, jak był zdenerwowany i przerażony. Wpatrywał się w nadciągającego przeciwnika, postanawiając dźgać i unikać ataków, skokami na bok, ufając że okaże się wystarczająco szybki, skoro brakowało mu sił, musiał wykazać się naturalną dla jego rasy zwinnością. starając się skupić wyczekiwał ataku, bacznie obserwując potwora , nie starając się planować swoich ukłuć, a bardziej skupiając na uratowaniu skóry. ?Wiedział tylko że cały czas musi starać się dotrzeć do swej grupy i właśnie w tamtą stronę się cofać, oraz stosować uniki i kontrataki.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

23
Gnom cofał się ostrożnie, zachowując dystans dwu kroków od zmierzającego w jego stronę stwora. Bohater trząsł się - ni to z zimna, ni to ze strachu. Broń w jego rękach drżała jak szarpana wiatrem struna. Chcąc obronić się przed atakami agresywnego utopca, przyjaciel druidów machał nieumiejętnie sztyletem. Ciął raz na płasko, raz od góry, nie szczędził też groźnych dla przeciwnika sztychów. Wszystkie te ciosy zdawały się nie robić na potworze dużego wrażenia. Krótkie ramiona Grimbera i nawet krótsze ostrze nie pozwalały mu dosięgnąć utopca. Jego taktyka sprawdzała się jedynie w pierwszych chwilach starcia. Bohater odparł dwukrotnie pazury stwora, blokując je za pomocą adamantowej klingi. Potem jednak sytuacja zaczęła się pogarszać. Wiatr nagle zmienił kierunek i zaczął z pełną mocą dąć w twarz bohatera. Jakby tego było mało, idąc tyłem, gnom nie widział, co znajdowało się za jego plecami. Pech chciał, że śnieg utworzył na jego drodze niemałą zaspę. Alchemik, zajęty swoim wrogiem, nie zauważył zimowej przeszkody - zachwiał się, wdepnął jedną nogą w górę śniegu, a potem runął z jękiem na ziemię. Nie przestał, co prawda, ściskać rękojeści swojego oręża, ale i tak na niewiele mu się to zdało. Utopiec, nauczony ostrożności jego dotychczasowymi atakami, nie rzucił mu się od razu do gardła, ale nie omieszkał potraktować gnoma szponami. Haczykowate pazury rozryły skórę na policzku Grimbera. Potwór zawarczał i odskoczył na bok, spodziewając się kontrataku. Bohater nie był w stanie wykonać żadnej kontry, ale zyskał za to parę cennych sekund na jakąkolwiek reakcję...

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

24
Gnom z jękiem upadł, a następnie z okrzykiem bólu złapał się za krwawiący policzek, czując ból jakiego jeszcze nie doświadczył, szybko wstał na nogi, los nie chciał obejść się z nim tym razem łaskawie. Widząc że utopiec chwilowo został zatrzymany, i nie planuje ataku w tej chwili, szybko obrócił się i runął przed siebie, starał się odbiec jak najdalej, jednocześnie od czasu do czasu rzucając spojrzenia w tył, jeżeli wróg będzie zbyt blisko, kolejny raz będzie szukał szczęścia w obronie i kontrataku, wiedział że rana nie jest groźna, a mróz z pewnością sprawi że krew nie będzie płynąć zbyt długo. Patrząc pod nogi i od czasu do czasu za siebie, próbował uciec, wierząc że adrenalina doda mu choć trochę energii.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

25
Jeno bogowie wiedzą, skąd gnom brał siłę do dalszego biegu. Może to zwyczajna chęć zachowania życia determinowała go do ucieczki? Lub jakaś specyficzna wola przetrwania niwelowała jego zmęczenie? To nie istotne. Ważne, że biegł - i to tak, jakby po piętach deptała mu sama śmierć z ponurą kosą w kościstych łapach. Grimber odwrócił się od utopca, który na swoje nieszczęście poniechał ostatniego ataku, a potem runął pędem w drogę powrotną. Potwór musiał się jeszcze trochę pomęczyć, żeby zrobić z alchemika swoją przekąskę. Bohater popędził co sił w nogach do swoich towarzyszy, a nędzny stwór ruszył w ślad za nim.

Grimber nie czuł, co prawda, paskudnego oddechu na swoim karku, ale nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że utopiec jest tuż za jego plecami. Wyraźnie słyszał człapanie boniastych stóp. Zimny wiatr chłostał go po twarzy, gdy tak bez tchu gnał przez wąską ścieżkę. Zaczerwienione oczy z trudem oglądały przesłonięty wieczorną ciemnością świat. Choć wszędzie dookoła leżał śnieg, rozjaśniający nieco nagromadzoną pomrokę, to gnom i tak miał problemy z rozróżnieniem drogi. Jakimś cudem udało mu się jednak dotrzeć od celu...

Pomarańczowe światło ogniska zamajaczyło gdzieś daleko przed bohaterem. Jaśniejący punkt na czarno-białym pejzażu. Obozowisko jego kompanów znajdowało się jakieś sto lub dwieście kroków od niego, ulokowane pod rozłożystym drzewem. Grimber czuł ogromne zmęczenie i z ledwością ruszał nogami. Utopiec - na szczęście - też. Przez załzawione oczy bohater zobaczył jak w jego stronę zmierza jakaś postać, która oderwała się od paleniska. Teraz wystarczyło jakoś do niej dobiec.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

26
Gnom mimo krańcowego wyczerpania biegł dalej, dziwiąc się że jeszcze żyje, chyba jednak powinien zacząć odprawiac modły do któregoś z bogów, może i częściej miewał pecha, jednak w ratowaniu życia byli wielce przydatni, czyniąc to conajmniej dwukrotnie. Praktycznie naginając wolę do granic możliwości parł naprzód, zdeterminowany i przerażony. Ku jego ogromnej radości dojrzał odległy ogień, a nawet sylwetke, zmierzająca w jego stronę. Nie zastanawiał się ani chwili, tylko sadząc susy swymi krótkimi nogami wrzeszczał do pobliskiej postaci.

Ratunku, pomocy, za mną, pomocy.

Jednocześnie cały czas modląc się by niespodziewanie szpony go nie przbiły, starał się [patrzeć pod nogi i dobiec do obzu, jeżeli nie byłby w stanie, próbował by bronić się i unikac za wszelką cene trafienia, czekajac aż obozowisko go wesprze.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

27
Teraz gnom nie widział już nic. Gnał absolutnie na ślepo, nie otwierał nawet oczu. Za nim zdążał rozwścieczony potwór, rozrzucając błoniastymi stopami śnieg. Gonitwa zmierzała właśnie do końca, a na pewno miała za parę sekund przybrać zupełnie odmienny obrót. Do tej pory to Grimber uciekał, to on miał paść ofiarą kłów i pazurów, jednak w jego stronę zmierzała właśnie pomoc. Choć wiatr nie pozwalał gnomowi zobaczyć ratownika, to jego słuch działał wcale sprawnie. Bohater usłyszał chrzęst pancerza, tak charakterystyczny dla ocierających się o siebie kawałków blaszanej zbroi - a potem poleciał na ziemię. Poczuł na plecach ciężar przygniatającego go utopca.

Wszystko działo się tak szybko! Jakby każde wydarzenie zamknęło się w jednym momencie. Biegnący żołnierz, nie zwalniając tempa, wpadł z impetem na stwora, który przygniatał Grimbera do podłoża. Dwa ciała - jedno pokryte butwiejącą skórą, a drugie metalową ochroną - zwarły się ze sobą i runęły na śnieg. Mężczyzna odepchnął utopca od bohatera i razem z nim zaczął tarzać się w między usypanymi przez wicher zaspami. Ostrze puginału pojawiło nagle w jego odsłoniętej ręce i bez pardonu wbiło się w głowę wierzgającego monstra. Mocne uderzenia posłały potwora prosto do Usala - czy w inne miejsce, do którego takie paskudne kurestwa po śmierci trafiają. Żołnierz odrzucił na bok truchło dopiero co położonego stwora, a potem podniósł się na nogi. Gnom też zdążył już wstać i właśnie przypatrywał się swojemu wybawcy.

- Życie za życie - powiedział tamten posępnie. - Jesteśmy chyba kwita.

Zaraz potem dołączyła do nich Juva. Horst został przy ognisku.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

28
Gnom pędem bez zastanowienia biegł do obozu, jego jedyny cel,niby tak bliski, a przez strach tak dla niego odległy. Czując że nie ma już sił i dalej nie pobiegnie, niemal zatoczył się osłabiony, by zostać następnie oblonym przez goniące go monstrum. Czując bliską śmierć zamknął oczy i przeklinał swój los, gdy stał się cud. Odsiecz w postaci napotkanego rycerza, zrzuciła potwora, a następnie starła się z nim w śmiertelnym pojedynku. Wojownik nie pozwalał utopcowi na najmnejszy nawet atak, całkowicie spychając go do obrony, a na koniec zabijjąc go sztyletem. Odrzucił zwłoki pokonanego i zwrócił uwagę na leżącego achemika, widząc że nasz bohater żyje. Poinoformował w krótkich słowach, że między nimi rachunki wyrównane. Grimber nie miał nawet siły podziękować. Spojrzał na nadbiegającą Juvę, słabym głosem zapytał w jej kierunku.

Czy możesz zalepić czymś slad pazura na mojej twarzy oraz wyczyścić rankę? niby jest mała ,ale przy tej pogodzie i padlinie jakiej dotykała... Terz już wszysko jest możliwe. Po czym wlokąc sie noga za nogą, ruszył do ogniska, by chodź ogrzxac się po niesamowitym dla niego wysiłku,.

Re: Droga na wschód [Jezioro Yanga]

29
Przygoda zawieszona. Gracz nie może jej kontynuować. - Jasne, jasne... - ciemnowłosa spoglądała na gnoma z niemym przerażeniem wyrysowanym na twarzy. - Uzdrowię cię przy ognisku... chodźmy. Dereck, pomóż mu - zwróciła się do żołnierza, który najwidoczniej właśnie tak miał na imię. Mężczyzna podszedł do bohatera i złapał go za ramię. Juva podeszła do martwego utopca i zaczęła przy nim grzebać. Dereck nie czekał na nią nawet przez chwilę - westchnął ciężko, prowadząc osłabionego Grimbera w stronę paleniska. Ten sunął po śniegu, utrzymując się na nogach wyłącznie dzięki jego pomocy. Nie czuł zimna, nie czuł zmęczenia, nie czuł w sumie nic. Wszystko było mi obojętne.

Przy ognisku rosło drzewo - pokaźnych rozmiarów kasztanowiec - pozbawione teraz zielonej korony. Gnom oparł się o jego gruby konar. Nie wiedział za bardzo, co dzieje się dookoła niego. Juva co chwilę potrząsała nim, podawała mu do picia jakieś napoje, szeptała mu coś do ucha. Co jakiś czas odzywał się też Horst, ale bohater nie mógł zrozumieć, co rogacz ma do powiedzenia. Żołnierza nie było słychać, choć Grimber wiedział, że jest gdzieś w pobliżu.

Z dziwnego pół-snu obudziło go uderzenie w policzek. Juva klęczała tuż obok i chcąc przywrócić gnomowi świadomość, poklepała go po twarzy - akurat w miejsce, które rozorały pazury utopsa. Bohater zasyczał z bólu, podrywając się nagle do góry. Było mu już trochę lepiej. Cokolwiek podali mu druidzi - zadziałało. - Och, przepraszam! - Powiedziała dziewczyna, podnosząc gnoma z ziemi. - Okropna rana, zostanie po tym jakaś blizna. Jak się czujesz? Mam nadzieję, że dobrze, bo musimy ruszać do przodu. Zbiera się chyba na burzę...

Re: [Jezioro Yanga] Droga na wschód

30
(S)Tahu Sakiew zawędrował w te okolice prosto stąd: http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=22&t=1715

Szlamowate błocko zalewało szeroką dość ścieżkę niemalże po całości i nie chciało puszczać podeszew butów Taha nawet na moment. Szarobrązowa masa otaczała Jezioro Yanga zakosem i ochoczo pochłaniała wodę oferowaną przez akwen oraz przez częste tam deszcze. Choć przeważnie odradzano wędrowcom podróż tą drogą właśnie ze wschodu na zachód – a to z powodu rozstawienia band rabusiów oraz słuchów o demonach – staremu Sakiewowi fama ta nie przeszkadzała wcale a wcale. Chęć dotarcia do Fortu przeważała nad strachem, tudzież rozumiem, a nawet dodawała mu zdeterminowania do bezustannego stawiania kroków w mule. Przechodząc nad zalewem siwiec obserwował następstwa ostatnich zmian w naturze. Niedawna, dwuletnia bez mała zima doszła wreszcie końca i obecnie nastał czas roztopów. Na świecie panowała teraz czczość wraz z zarazą. Tahu miał to szczęście, że mimo zaawansowanego wieku nie chorował wcale często, nie musiał też martwić się ssaniem w brzuchu. Lecz mimo to, zmartwień wcale mu nie brakowało.

Staruszek co rusz uderzał kosturem w rozmoczoną ziemię przed sobą. W ten sposób starał się ustrzec przed wleceniem w schowaną pod błotem dziurę. Lub inną, równie nieciekawą niespodziankę. Ostrożne trzaskanie prętem rozrzucało błoto w każdą stronę. W uszach Sakiewa rozbrzmiewało chodzące w parze z taką zabawą dudnienie. Bum. Bum. Bum. Znudzenie monotonną podróżą mocno działało na naszego bohatera, także dawno przestał on słuchać owego mlaszczącego dźwięku. A zamiast tego Tahu maszerował hardo przed siebie, często patrząc na zachmurzone, szarawe niebo, darmo chcąc dostrzec na nim choć skrawek niebieskawego ubarwienia.

Bez resztek pochłaniała go melancholia, aż wnet stało się coś nieoczekiwanego.

Kostur z miedzi znów trzasnął w szlamową maź, ale zamiast normalnego dudnienia odezwało się ciche brzęczenie. Lacha zatrzęsła się mu w rękach i nieomal osunęła z kurczowego uścisku. Brzęczenie to zaalarmowało siwca, kazało mu stanąć w bezruchu, oderwać się od obserwowania nieboskłonu. Patrząc zatem na ziemię w poszukiwaniu powodu zmienienia — niezmiennego zdawało się — dźwięku, wzrok czarownika zaatakowało rażące światło. Oto słońce pokazało się zza obłoków i zionęło blaskiem na sterczącą z błocka, metalową tarczę. Na resztę elementów pancerza również – a w mule walało się ich mnóstwo. Rozerwana siatka, część naramiennika, parę hełmów oraz rękawic, dodatkowo połamane ostrza, uwalone krwią koszule. A w nich martwe ciała, zimne twarze, zmasakrowane i zostawione na pastwę kruków. Sakiew odruchowo zaczął zerkać dookoła. Na prawo wóz, na wozie pusto. Z boku zaszlachtowane dwa konie oraz coś...

Staruch nie wiedział od razu, co pełza za truchłem wierzchowca. Musiał się skoncentrować i wtem dotarło doń, że ta umorusana posoką oraz ziemią rzecz, to w istocie człowiek. Osoba ocalała z rzezi, która ewidentnie tu zaszła.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia prowincja”