Re: Zapuszczone ziemie

32
Tu rozpoczyna się historia Argena Rows

Blady świt. Brudna szmata owijająca jego czaszkę. Zaschnięta krew. Wiatr wdzierający się przez nią do paskudnej rany po wczorajszych wydarzeniach w Wilborach. Jeszcze będzie z tego zakażenie...

Argena zbudził chłód poranka... I ordynarne odgłosy wydawanych przez zgraję mężczyzn.

Jego ucho wyławiało powoli kolejne odgłosy. Niemrawe trzaski dogasającego ogniska. Nieczyste skrzypienie metalu. Ktoś miał czkawkę. I jednocześnie pił, głośno gulgocząc.
Mężczyźni się o coś wykłócali. Padło słowo "konina". Chłopak jak na zawołanie otworzył oczy. Znajdował się na jakimś zamglonym pustkowiu. Związany. Razem z tą szajką. Kilku ludzi bez koszul dobierało się do jego czarnej klaczy. Paru innych, z zakrytymi torsami, ale równie obdrapanymi spodniami próbowało ich powstrzymać. Scenie kątem oka przyglądali się kątem oka siedzący na pobliskim próchnie czerwony od alkoholu, pijący swój trunek ze sporej butli krasnolud oraz niemiłosiernie blady elf, nienawistnie tarmoszący w rękach coś co wyglądało na małą wyrzutnię harpunów.

//Masz amnezję. Selektywną. Zrób sobie listę rzeczy których nie pamiętasz i daj ją na żółto w następnym poście. Im dłuższa, tym większego buffa ode mnie dostaniesz. Jakiego rodzaju, to jeszcze pomyślę. Przy okazji masz okazję rozszerzyć historię postaci o pojedyńcze wspomnienia.

33
Argen nie pamięta:
- jak się nazywa
- ile ma lat
- skąd pochodzi
- jak się nazywają jego rodzice i rodzeństwo


Niewiadomo jak długo Argen dryfował w pustce, niezmąconej żadnymi bodźcami. Była tylko ciemność, w której upływ czasu był relatywny. Nic nie czuł, nie widział i nie słyszał.

Nagle poczuł narastający chłód, z początku delikatny, powoli przybierał na sile. Po chwili doszły do niego chaotyczne obrazy, wizualizujące się na ułamek sekundy by znowu zostawić Argena samego z ciszą i narastającym zimnem. Ujadanie wściekłych psów obnażających kły. Rżenie konia, któremu piana kapała z pyska. Szczęk metalowego oręża. Na końcu zobaczył dużą willę w ogniu. Nie rozpoznawał jej, choć czuł, że wygląda znajomo.

Umysł Argena przeszył błysk powracającej świadomości. Poczuł smród spalenizny i zaschniętej krwi. Jednak nim zdążył zrobić cokolwiek, poczuł rozdzierający ból dobiegający z tyłu czaszki. Syknął cicho i podkurczył nogi. Zaczął rytmicznie oddychać, starając się oswoić z bólem. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że słyszy jakieś głosy. Powoli zaczęły też do niego docierać nowe odgłosy - ognisko, skrzypienie metalu czy czkawka. Jednak dopiero słowo konina zwróciło jego uwagę wystarczająco, by mógł zdobyć się na rozchylenie powiek. Dopiero wtedy poczuł jak bardzo jest głodny.

Słońce powoli wdrapywało się na nieboskłon. Choć nie było to ostre światło, Argen nie był w stanie otworzyć szeroko oczu. Rzęsy zniekształciły obraz, który przedstawił szare plamy zamiast poobdzieranych mężczyzn. Dopiero gdy źrenice Argena zaczęły się odzwyczajać od ciemności, był w stanie uważniej przyjrzeć się otoczeniu.

Szabrownicy. Zbierający pozostałości z rzeczy, które spotkali na swojej drodze. Szarpali się z czarnym koniem. Argen przyjrzał się uważniej zwierzęciu, wydawało mu się znajome. Jednak dalsze rozważania pokrzyżował pulsacyjny ból potylicy. Chłopak chciał sięgnąć dłonią do głowy, gdy zdał sobie sprawę że nie mógł, był związany.

Nagle dostrzegł dwójkę, która nie wyglądała na szabrowników. Chciał do nich krzyknąć, jednak wyschnięte gardło wydało z siebie tylko ciche charczenie, drażniąc przełyk chłopaka. Krasnolud i elf? Co oni tutaj robili? Chwila, tutaj to znaczy gdzie?

To był moment, w którym Argena uderzyło że nie wiedział gdzie jest. Kim są Ci ludzie? Chwila... Jak ja się nazywam? rana z tyłu głowy znowu dała o sobie znać, przeszywając ciało chłopaka przeciągłym bólem. Zawył cicho i przetoczył się na drugi bok, starając się opanować ból.

Re: Zapuszczone ziemie

34

Minibuff #1 Niezobowiązany
+1 do Siły Woli
Efekt znika przy zranieniu

Krasnolud, gdy usłyszał jego jęk, szturchnął towarzysza. Elf w odpowiedzi wyrżnął go prosto w twarz.

- Nikt nie zamierza się bezkarnie na potomków Turoniona!!! - ryknął rozwścieczony pokrzywdzony

Krasnolud próbował mu oddać w pijanym szale. Bezskutecznie. Elf uchylił się przed jego ciosami, unieruchomił i okładał pięściami po głowie bez opamiętania. W oczach oprawcy paliła się pierwotna, niepotrzebująca żadnego uzasadnienia żądza mordu. Nic nie wskazywało na to że zamierza przestać. Krasnolud nie był nawet w stanie przytrzymać ręki kata. Nie było w ogóle takiego ruchu którym mógł się wyrwać z jego uścisku. Ten sadysta robił to już wcześniej. Krasnolud wyraźnie tracił przytomność. Argen miał wrażenie że lada chwila czaszka jego i karła będą miały ze sobą wiele wspólnego, czy wręcz rozpadną się na dwoje.

- Starczy! - młody szlachcic mimowolnie wykrztusił

Elf odwrócił się w jego stronę. Taksował go wzrokiem przez chwilę, po czym ponownie przeniósł swoje zainteresowanie z powrotem na krasnoluda. Rzucił go w ognisko.

- Żaden zapijaczony kret nie kładzie swoich brudnych łap na... - elf urwał

- TY JESTEŚ NORMALNY, OSTROUCHU ?!!

To odezwał się jeden z ludzi. Jego ziomkowie rzucili się zdusić ogień którym zajął się pobity.
Okrzyczany, spojrzał człowiekowi w oczy. Nie było w nich cienia wstydu. Było natomiast... coś innego. Obcego. Chłopak zaczął przyglądać się mu uważniej...


To nie był elf. A przynajmniej nie był przedstawicielem żadnej z ras o której wiedział. Z wyglądu najbliżej mu było do śnieżnego elfa... Ale nimi były przecież były wyłącznie kobiety! Tak, zgadza się...?

Oczy Argena przeszył silny, lodowaty i miażdżący w naturze ból, który zmusił jego powieki do zamknięcia. Jego serce przyśpieszyło, wszystkie jego naczynia krwionośne pod skórą... PĘKŁY I ZALAŁY GO KRWIĄ OD STÓP DO GŁOWY ?!! Nie, to nie mogło się dziać, już by nie żył! Niestety nie mógł otworzyć oczu by się przekonać czy to prawda. Brunatne plamy przesłoniły prześwitujące prześwitujące przez powieki blade światło słoneczne mglistego poranka, topiąc go w czerwieni.

I oto się wyłoniła. W migotającym, wprost demoniczym braku szacunku do pojmowania ludzkiego świetle. Wieża. Wieża żyła! Niezliczone plugastwa ją tworzące zbudziły się i wiły w obrzydliwym tańcu. A była ledwie jednym z wielu wierzchołków korony noszonej przez ostrouchego tytana o okrutnym spojrzeniu. Wyłaniał się z gruzowiska podczas gdy głazy gruchotały z wyrzutem. Światło wciąż nie miało żadnego sensu i zmieniało się z chwili na chwilę. Olbrzym sunął w jego stronę, a i trzęsięnie ziemi stawało się coraz silniejsze z chwili na chwilę. Ostrzegawczo zaświeciły monstrualne kły w niezgłębionym i nieprzejednanym... czarnotęczowisku jego paszczy. Jego uszy się wydłużyły i pociągnęły do dołu. Znajdowały się w nich groteskowo wygięte kolczyki... z których zwisały klatki. Klatki z duszami żywych! Po obu stronach znajdowały się wyjątkowo potężne a zarazem żałośnie słabe, żeńskie duchy które tłumiły aury pozostałych... i się nim poddawaly. Furia i Hipnoza. Wiedźma i Wieszczka. Morganister i... Rashid-Lainara?

PIERSZA I OSTATNIA SZANSA


Błysk...
Żył. Widział.

- TY JESTEŚ NORMALNY, OSTROUCHU ?!!

Deja vu... Co to jest, podróż w czasie? Ta wizja... To nie była... jego wizja. Czyja?

Elf w ogóle nie słuchał człowieka.

- MÓWIĘ DO CIEBIE, SADYSTO JEBANY !!!

Osobnik uśmiechnął się kpiąco. Jego usta drgnęły i rozwarły się. Przymrużył oczy, jego język dosięgnął podniebienia... Subtelnie wyeksponował dolną wargę.

Splunął człowiekowi w twarz. Ilość śliny była nieprawdopodobna. Nie trzymał jej w ustach. Wyglądało to jakby wszystko w jednej chwili spłynęło mu ze ślinianek. I ten glut... Autentycznie zamarzł facetowi na facjacie!
Reszta bandytów cofnęła się.

- Mam większy wkład w łupy niż wy wszyscy razem wzięci. Żywię was wszystkich. Znam każdy wasz ruch. Ocaliłem was. I mogę was zabić w dowolnej chwili. Callisto we własnej osobie błagała mnie o życie. Stoicie przed nowym bogiem. I nie zamierzam wam więcej o tym przypominać.

Na standardy Herbii... Coś takiego mógł powiedzieć tylko chory umysłowo. Ale nikt się nie śmiał. Panowała grobowa cisza.

Ach, i jeszcze ty. - przeciął mu więzy

- Masz klacz do odzyskania. Ruchy, zaskocz mnie szlachciurku. Nie zabroniłem im cię dobić i zabrać twoich rzeczy z altruizmu.

Gdyby tak mu się nie kręciło w głowie, a łzy ustąpiły...

- Jak się nazywasz? Mów. Natychmiast.

Pytanie uderzyło go do głębi. Nie... wiedział jak się nazywa.

- Nie... - dobiegł go słaby głos

- Ty jeszcze mówisz, karle?! Język mam ci wyciąć?! - elf posłał absurdalną sumę decybeli w stronę czołgającego się, półżywego krasnoluda

- Zagramy o niego w karty jeszcze tego wieczoru. No... Dusotr... Robrux Dusotr z Eroli... Powiedz... Mi powiedz jak się nazywasz. - spojrzał na niego... błagalnie?

//Iuhh... Okej, koniec postu. Tutaj kolejny sajd nołt: raz na jakiś czas będę wymyślał do twojego wątku różnej maści zagadki. Niektóre zaimplementuję bez chwili zwłoki... a inne zachowam dla siebie - możesz w ogóle się nigdy o nich nie dowiedzieć, chyba że odczytasz moje myśli i podejmiesz dość konkretne działania. W międzyczasie będziesz otrzymywał mnie wskazówki rozsiane po moich postach. Te najważniejsze zawsze rozrzucę, ale niektóre "upgrade'y" twojej postaci sprawią że otrzymasz dodatkowe informacje. Gdy poczujesz się w miarę pewnie, możesz umieścić
w ramce cytatu, na jasnoniebiesko
swoją teorię. I teraz uwaga: żebym ją uznał, musisz w niej zawrzeć wskazówki i wynikające z nich wnioski, z czterech moich postów. Trochę to może poplątane, także powiem wprost - inspiruję się system dedukcji z
Sherlock Holmes: Crimes and Punishments ;)

Acha - i jeszcze jedno. Jak ci dobrze z tym pójdzie, kategorycznie wstawiam się za tobą w sprawie Cech i Medali. Póki co plaunję trzy.
Ostatnio zmieniony 26 kwie 2019, 21:10 przez Fong, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Zapuszczone ziemie

35
Argen nie pamięta:
- jak się nazywa
- ile ma lat
- skąd pochodzi
- jak się nazywają jego rodzice i rodzeństwo
- imienia swojej klaczy - Wandy
- instruktora jazdy konnej
- wszelkie informacje dotyczące rodziny Morganisterów


Czarne plamy zasłoniły wizję Argena. Ból przez chwilę stał się tak intensywny aż wstrząsnęły nim dreszcze. Krople potu wystąpiły na czoło młodzieńca gdy krasnolud upadł na ziemię powalony ciosem swojego towarzysza. Instynkt przetrwania nakazał chłopakowi otworzyć oczy.

Spojrzenie Argena nagle stało się wyraźne, ujrzał wtedy twarz elfa wykrzywioną we wściekłym grymasie. Zmarszczki dookoła ust odsłaniały wyszczerzone zęby a spod ściągniętych brwi błysnęły oczy. Straszne oczy. Martwe, wyprane z emocji, opanowane żądzą. Argen widział już wcześniej takie spojrzenie. Był świadkiem okrucieństw jakich ludzie byli w stanie się dopuścić. Jednak młody szlachcic widział elfa raz w życiu. I z pewnością nie wyglądał jak ten, który miał zaraz zatłuc pijanego krasnoluda.
Brodacz próbował osłonić się przed ciosami, jednak długie ramiona długouchego spadały na niego jak młot uderzający w kowadło. Łysa głowa pijanego odbijała się raz po raz od zaciśniętych bladych pięści.
Argen poczuł zastrzyk adrenaliny. Usłyszał chropowaty krzyk. Dopiero ból gardła uświadomił mu, że był to jego głos.

Wtedy elf stracił zainteresowanie swoją ofiarą. Jego spojrzenie skrzyżowało się z oczami szlachcica a skroplone oblicze długouchego przeraziło chłopaka. Instynktownie uniósł się na ramieniu, nie zważając na ból głowy spowodowany szybką zmianą poziomu. Chciał się podnieść i rzucić do ucieczki, jednak ciało Argena odmówiło mu posłuszeństwa.
Jednak... elf nie zaatakował. Obrzucał tylko szlachcica martwym spojrzeniem, wciąż stojąc nachylonym nad nieruszającym się ciałem krasnoluda. Argen zdjęty strachem nie odważył się poruszyć.

Po nieznośnie długiej chwili długouchy rzucił bezwładne ciało w ognisko. Ledwo rozpoczął swój monolog, gdy przerwał mu jeden z szabrowników. Gdy elf przerwał kontakt wzrokowy między nimi, Argen sapnął cicho. Czy on cały ten czas wstrzymywał oddech? Co tu się działo? Kim jest ten demon? Nie przypominał sobie by elfy miały tak bladą skórę. I te oczy... Był podobny do śnieżnego elfa, jednak z tego co pamiętał były nimi tylko kobiety. Z tego co pamiętał...

Nagle ból wrócił z dwukrotną siłą. Uderzył niespodziewanie, paraliżując młodego szlachcica. Świat zaszedł ciemną czerwienią, plamy w wizji wróciły. Argen poczuł że umiera, jak jego ciało traci resztki życia.

Wizja, która spłynęła na Argena nie wywołała w nim żadnych emocji. Nie czuł strachu, zdezorientowania, obrzydzenia. Był tylko świadkiem, biernym obserwatorem elfiego tytana sunącego w jego kierunku w swojej złowrogiej glorii. Korona z wież biła bladym, czerwonym światłem z czoła demona. Uwięzione dusze nawoływały Argena mimo dominujących je kobiecych duchów. Furia i Hipnoza. Wiedźma i Wieszczka. Morganister i... Rashid-Lainara?

Świat nagle wrócił do Argena. Znów leżał na chłodnej ziemi, pochlapany zaschniętą krwią, która w większości była jego. Spowrotem wśród obdartych szabrowników i elfa z którego wyparowała już żądza mordu zastąpiona przez obojętność.
- TY JESTEŚ NORMALNY, OSTROUCHU ?!! - usłyszał pytanie jednego z rabusiów jakby po raz wtóry.

Argen poczuł jakby tracił rozum. Wszystko co istniało w jego głowie obracało się wokół tu i teraz. Nie pamiętał nic, miał wrażenie jakby lewitował w miejscu położonym w pustce. Nie wiedział gdzie jest, kim są Ci ludzie. Nie ufał temu co widział, nie potrafił już chyba odróżnić rzeczywistości od mirażu. Morganister i Rashid-Lainara. Jedyne imiona w tym gąszczu pytań, które nie rodziły niczego prócz nowych pytań.

Słowa wypowiedziane przez elfa dotarły do Argena dopiero chwilę po tym gdy przeciął jego więzy. Spojrzał na twarz elfa wciąż ubrudzoną krwią nieobecnym wzrokiem. Wciąż widział twarz tytana, czuł trzęsąca się ziemię pod nogami.
Oswobodzony z więzów chciał się podnieść, jednak czuł że nie mógł. Usiadł tylko i dotknął swojej potylicy. Syknął przeciągle po czym uniósł zakrwawione palce do oczu.
- Ja... ja... - wychrypiał. Nie wiedział. Nieskutecznie próbował przedostać się przez barierę w swojej głowie.
- Czemu? - zapytał unosząc nieco bardziej wyostrzone spojrzenie na elfa. - Czemu im zabroniłeś?

Argen odsunął od siebie ból. Musiał wstać. Musiał stąd uciekać. Jak najdalej. Miał klacz do odzyskania? Młody szlachcic spojrzał na czarnego konia, przyglądającemu mu się kilka kroków dalej. Skoncentrował się i nie zważając na nikogo, spróbował stanąć na nogach.

// poczytałem trochę i chciałbym zasugerować kilka kierunków w jakich mogłaby się potoczyć moja fabuła. Rzecz jasna są to jedynie moje sugestie, ostatecznie pójdę w kierunku wskazanym przez Ciebie.
Dochodzę do wniosku, że najchętniej wykorzystałbym motyw szlacheckiego urodzenia do zrobienia wstępu do jakiejś intrygi politycznej. Argen nie jest magiem, nie ma też talentu magicznego więc raczej poszedłbym w rozgrywki na kerońskim dworze.
Znalazłem wpis na temat bram, okolice w których rozgrywamy aktualną sesję wpisują się w te ramy i byłaby to ciekawa oś akcji moim zdaniem.

Re: Zapuszczone ziemie

36
//Słowo wstępu.
Chcesz bramy? Dobrze się składa, akurat pasuje do lokacji którą planowałem od jakiegoś czasu. Dzięki że zlinkowałeś wątek, to ułatwia mi sprawę. Co do intryg, to potrzebuję to przemyśleć.
Teraz kilka uwag. Nie przeszkadza mi twoja tendencja do przepisywania moich postów twoimi słowami. Nawet ją na swój sposób lubię - mam dzięki temu pełniejszy obraz Argena. Chciałbym cię jednak prosić żebyś starał się dodawać coś od siebie. To twoja przygoda i po to masz kontrolę nad swoją postacią (i jej przeszłością) żeby z niej korzystać. Możesz "wrzucić na luz", w końcu nie po to ci prowadzę wątek, żeby cię ograniczać. Po prostu nie zagalopuj się za bardzo, a ja postaram się w miarę możliwości dopasować twoich życzeń.


Argenowi udało się jakoś wstać. Krasnolud nie doczekał się od niego odpowiedzi. Był wyraźnie rozczarowany. Rzeczywistość wokół jakby na sekundę przystanęła i uległa krystalizacji. Tym razem to jednak nie była sprawka elfa. I Argen nie był tym razem jedynym ze zbieraniny który doświadczył tego dziwnego dysonansu. Odbił się na wszystkich, ale elf jako jedyny się zachwiał. Co to było? Groźba zwrotna od kogoś nieobecnego w ich towarzystwie?

Ciszę przerwał odważniejszy z drabów. Ten który się z elfem skonfrontował. Zdrapał sobie z twarzy lodową maseczkę i począł mówić, tym razem spokojnie.

- Harpunniku. Jesteśmy na pustkowiu. Zapasy nam się kończą. Widzimy twoje szczere starania w kierunku naprawienia tego zacnego cuda techniki... - wskazał na leżący na kłodzie miotacz harpunów
- Niefortunnie się składa że gdy ci się uda, wciąż nie rozwiąże to naszego problemu z jedzeniem. Zwierzyny... brak. Gdzieby nie spojrzeć. Ale konia mamy. Czemu by nie poświęcić?

- Nie mogę się doczekać kiedy dojdziesz to wniosku, że w sumie czemu by nie poświęcić twoich ludzi. - odparł elf kpiąco

- Khem... Harpunniku...

- Nic nie mów. Konie są po to, żeby na nich jeździć. Nie żeby je jeść. A ten tutaj... Jest własnością pana którego zgarnęliśmy. Już wiesz do czego zmierzam?

Chwila ciszy. Elf skierował spojrzenie na szlachcica.

- Ja i chłopak jedziemy na zwiad. Wrócimy z jedzeniem.

Elf przyglądał się mu z zaciekawieniem. Zachęcił go wzrokiem by przydreptał do klaczy. Argen usłuchał.

- Oby tego kto rozpłupał ci potylicę dosięgł gniew bogów. - zaczął

- Pytałeś czemu zabroniłem im cię skrzywdzić. Krótko mówiąc...

Znacząco postukał w szablę u jego boku. Herb wygrawerowany na pochwie wydał się szlachcicowi znajomy.

- Mielibyśmy tyle do gadania... Powiedzmy że brakuje mi starego życia. No ale skoro nie pamiętasz własnego imienia to chyba nie mam na co liczyć. Mogłeś się jednak wysilić i coś zmyśleć. Nawet pseudonim. Jak mogłeś się przed chwilą przekonać, ja sam nie używam swojego prawdziwego imienia. Zrozumiałbym.

Z tymi to słowami, załadował Agrena na grzbiet Wandy. Sam złapał jakiś placak, chyba swój, usadowił się z tyłu i złapał za lejce.

- Wio!

Klacz usłuchała. Galopem ruszyli przed siebie. Podróż mijała im w milczeniu. Poranna mgła ustąpiła, ale na jej miejsce zaczęło siąpąć. Niedługo po tym rozpadało się na dobre. Przemierzali zadżdżone równiny w milczeniu. Wkrótce mokra pogoda ustąpiła. Elf zatrzymał konia, wyciągnął z plecaka kilka słoików, zostawił i zaczął grzebać patykiem w ziemi.Było coraz bliżej do południa. Tak na oko wyjechali o szóstej, a teraz była dziesiąta. Czyli byli w trasie tak ze cztery godzinki.

Okazja, żeby: (możesz wziąć kilka z tych opcji)

A) Zadać elfowi kilka męczących Argena pytań.
B) Przeszukać juki Wandy.
C) Przeszukać plecak elfa (tylko dyskretnie, tak? xd).
D) Zrobić dowolną inną sensowną rzecz, która ci przyjdzie do głowy.
Ostatnio zmieniony 02 maja 2019, 1:26 przez Fong, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Zapuszczone ziemie

37
Argen nie usłyszał słów krasnoluda. Pytanie zadane przez elfa dosłownie ogłuszyło i tak wystarczająco już skołowanego chłopaka. Nie był jedynym, który poczuł się wstrząśnięty, blady elf również nieco się zatoczył.
W uszach zdawał się słyszeć tylko przeciągły pisk jakby w jego uszach wystrzelono z muszkietu. Szurając podkutymi butami podszedł do leżącego krasnoluda. Dopiero po chwili do Argena dotarło jego pytanie.
- ...ja... nie wiem. Chyba ktoś mnie uderzył w głowę. - skrzywił się gdy schylił się i pomógł wstać pobitemu. - Ty też dostaniesz, jeżeli myślisz że będą stawką w Twojej grze. - dodał po czym klepnął go w rozcięty policzek.
Przywódca szabrowników niezrażony lodowym plunięciem, zaczął przekonywać elfa by przeznaczyć konia Argena na jedzenie. Chwila, mam konia? w zamglonym umyśle szlachcica błysnęła myśl. Szybko wyłowił ją wzrokiem na pustkowiu. Znajdowała się kilkanaście kroków przed nim i przyglądała się Argenowi uważnie.
Wtedy za plecami chłopaka odezwał się głos efla, który zwrócił jego uwagę.
Harpunnik powiedział o nim per pan. Szlachcic dopiero teraz przyjrzał się swojemu ubraniu, miał na sobie pancerz i skórzaną odzież, która jasno wskazywała że Argen nie jest plebejuszem. Widział to elf, na co szabrownicy zdawali się nie zwracać uwagi. Myśleli tylko o zapełnieniu swoich brzuchów, za to ich przywódca widział inne możliwości. Czyżby chciał wykorzystać urodzenie chłopaka do znalezienia jedzenia? I naprawy swojego niecodziennego uzbrojenia?
Spoiler:
Argen odwrócił się gdy elf zadał swoje nieme pytanie. Cisza się przeciągnęła gdy Argen znowu skrzyżował spojrzenia z zaciekawionym Harpunnikiem. Argen dysponował już trzeźwiejszym umysłem i mierzył bladego elfa podejrzliwym wzrokiem.


Razem z elfem podeszli do Wandy - dojrzałego konia o czarnym umaszczeniu. Zwierze parsknęło głośno i odskoczyło nieco gdy się zbliżyli. Argen powoli wyciągnął dłoń i pogładził konia po grzywie. Wanda jakby rozpoznała chłopaka i pozwoliła mu się zbliżyć. Zna mnie.
- Dziękuję. - odparł elfowi i spojrzał na podsuniętą szablę. - Znam ten herb. - powiedział cicho, ale wystarczająco głośno by pomagający mu we wsiadaniu na konia elf mógł go usłyszeć. Argen zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć skąd.
- Znasz te ziemie? - zapytał gdy już siedział na koniu. - Znasz mnie?

Po chwili ruszyli galopem, dając Argenowi trochę czasu na przeanalizowanie odpowiedzi elfa. Nagłe ataki bólu głowy ustąpiły lekkiemu lecz ciągłemu ćmieniu całej czaszki. Deszcz, który złapał ich na trakcie był orzeźwiający, strugi wody zmyły brud z twarzy Argena. Chłopak zamknął oczy i wciągnął nosem naozonowane powietrze.
Poukładał sobie już ten mętlik w głowie. Nie było to trudne bo cały czas nie wiedział za wiele. Nie ufał elfowi, szefowi bandy szabrowników na środku pustkowia, który bił bez litości swoich kompanów. Jednak z jakiegoś powodu dla Argena był łagodny a przyczyna wciąż obca.

Po jakimś czasie zrobili postój. Chłopak musiał zająć się swoją raną, przeszukał juki w poszukiwaniu czegokolwiek co mógł wykorzystać. Czy ja mam jakąś broń? pomyślał. Gdy znalazł potrzebne przedmioty, podszedł do elfa.
- Czy mógłbyś mnie opatrzyć? - rana z tyłu głowy była nieco problematyczna. Gdy Harpunnik się zgodził, Argen zapytał elfa:
- Co się wydarzyło tam na polu? Ten dysonans, który tak Tobą wstrząsnął - też go poczułem. Co to było?

Re: Zapuszczone ziemie

38
- Nie znam tych ziem. Nie znam ciebie. Obiło mi się ledwie raz o uszy że stary Troadec ze swoją córką, taką o *cmok* soczystą się przeprowadził w te okolice. Usłyszałem o tym zresztą w takim średnim położeniu, jak na moje standardy. Powiedziałbym - porównywalnym z obecnym. W więzieniu siedziałem, gdy pewien anonim wyciągnął mnie stamtąd i przekazał tą wiadomość. Dawniej, zanim przysłowiowo wszystko poszło się jebać, Troadecowie bywali w naszym dworku w interesach. Przyszedł moment, kiedy ja przejąłem po rodzicach pałeczkę. Pyszna spółka się szykowała tego dnia, szabeleczka, ta którą noszę, została ochrzczona Intratą w ramach celebracji. Tylko przykre zakończenie było... Zajazd... Wrogowie matki i ojca... W skrócie musiałem uciekać z domu i tak się złożyło że nigdy nie wróciłem. A szkoda, bo wszystko... było... wprost... idealnie. - elf nawijał o sobie w trasie aż mu się znudziło

W końcu przystanęli. Szlachcic z przerażeniem stwierdził że zgubił swój rynsztunek. Miecz i tarcza przepadły... Argen nie pamiętał wielu rzeczy od rąbnięcia, którym został uraczony w głowę, ale co do tego że był uzbrojony nie miał najmniejszych wątpliwości. Jak to się mogło stać?! Możliwości było wiele, tym bardziej że Argen był długi czas nieprzytomny. Mogły się dostać w ręce tego kto go zaatakował, mogły zlecieć z konia w trakcie jazdy, szabrownicy mogli sobie je przywłaszczyć i ukryć gdzieś przed nim... Przeszukiwał juki, żeby sprawdzić, co właściwie ma przy sobie. Wygrzebał mały łuk, strzały, niepodpisaną kryształową buteleczkę z czarnawą substancją w środku, pióro, atrament, niezapisany dziennik z herbem na skórzanej okładce i... list?
Spoiler:
Chłopak uznał że zanim pogrąży się w rozmyślaniach, warto by było spytać elfa o krystalizację rzeczywistości, która miała miejsce na polanie. Tym razem jednak elf nie był taki wygadany. Mruknął coś że nic nie rozumie, niematerialym bycie broniącego swojego terytorium, braku doświadczenia w magii czasu, rywalizacji, pysze i chciwości... Ogólnie rzecz biorąc, mówił tak cicho, że Argen nie usłyszał połowy. I taki był chyba jego zamiar.

Gdzieś w oddali rozległ się huk. Mężczyźni podnieśli głowy. Rozległ się kolejny huk. Bliżej. I kolejny. I kolejny! Bliżej, co raz bliżej! Aż mogli je wreszcie zobaczyć. Dziesiątki Bram wydobywających się spod ziemi otwierających się w lesie. I to co się przez nie z trudem przeciskało. Robakołaki...? Utytłane chyba każdą obrzydliwą substancją w całej Herbii, wzbudziły w Argenie odruch wymiotny i instynktowną chęć ucieczki. Elf wydawał się mieć jednak zgoła inne spojrzenie na tą sytuację.

- Nie! - krzyknął gdy zobaczył co się dzieje z chłopakiem

- "Ixa Xuu jest Trzecim z Jedenastu. Opuści swoje leże, by przynieść kres tym, którzy wyprostowani spoglądają na jego potomstwo. Za żadną cenę nie może połączyć się z resztą." To jego najdorodniejsze i najbardziej inteligentne sługi, ale przypłacają to liczebnością. Cokolwiek planuje, nie spodziewał się nas. Jeśli jest nam pisane żyć, musimy go natychmiast powstrzymać.

Argen nie ochłonął jeszcze po ataku po Wilbory, ani tym co się stało potem, a już działo się coś nowego, czego w ogóle nie rozumiał. Ale jego towarzysz mało sobie z tego robił.

- Na koń, już! - ryknął, gwałtownie wsadzając szlachcica z powrotem na wierzcha

Sam wzbił się jednym skokiem na czarnulkę i za nic sobie mając równowagę, czy ciężar, stojąc na niej wyciągnął Intratę z pochwy w walecznym geście, by następnie bez chwili zwłoki zmusić ją do cwału w samo epicentrum tego spontanicznego kataklizmu. Tego było już za dużo.

- Rozum ci odjęło?! Chcesz nas pozabijać?! - skomentował dość sceptycznie postawę kompana

- Morda w kubeł i osłaniaj mnie! Wiem co robię, to nasza jedyna szansa! - elf odpowiedział mu równie wyszukanie

Re: Zapuszczone ziemie

39
Gdy elf, wyraźnie niechętny do wyjaśniania osobliwości, która miała miejsce na polanie Argen odpuścił. Nie znał Harpuunika dobrze, ale już wystarczająco by wiedzieć, że namawianie go jest z góry skazane na porażkę. Nie ciągnął więc dalej tematu i w milczeniu zaczekał aż jego towarzysz dokończy opatrunek.
Wróciły wtedy do niego słowa elfa, gdy tu jechali. Nazwisko Troadec, które padło nic nie mówiło Argenowi, ale to już przestało go dziwić. Zaczął się oswajać ze świadomością, że porusza się po omacku. Rodzina szlachecka o której opowiadał Harpunnik nawet nie brzmiała znajomo.

Jednak słowa o zajeździe uderzyły Argena. Teraz gdy je wspominał, mógł wręcz go zobaczyć. Płonące strzechy drewnianych chat, ściany ubrudzone krwią. Był tam błysk miecza i krzyki umierających a potem... ciemność.
Po chwili Argen otrząsnął się z zamyślenia i podziękował Harpunnikowi skinieniem głowy. Odszedł na kilka kroków by przykucnąć przy jukach i rozejrzeć się za czymkolwiek co mogło się przydać podczas ich podróży w bliżej nieokreślonym kierunku.
Naciągnął cięciwę odnalezionego łuku. Broń była małych rozmiarów, więc zadanie nie sprawiło jakichkolwiek trudności rosłemu młodzieńcowi. Argen zważył broń w ręce, po czym przewiesił łuk przez plecy. Kołczan ze strzałami przytwierdził do pasa. Brak ostrza go zmartwił, miał dużą nadzieję na znalezienie czegoś do obrony wręcz. Ale cóż, jak się nie ma co się lubi...
Większą uwagę szlachcica przykuła tajemnicza buteleczka z tajemniczą zawartością. Ostrożnie zdjął korek i powąchał licząc na znalezienie jakiś wskazówek w zapachu. Najciekawszym przedmiotem okazał się list. Argen przeczytał szybko rękopis, przeskakując wzrokiem po schludnych literach.

Kochana Anyo... imię zapisane na papierze wyglądało bardzo znajomo, jakby nieraz je widział w przeszłości. Wypowiedział je cicho pod nosem. Przed oczami młodzieńca błysnęły długie blond włosy i brązowe oczy pod kotarą rzęs.
List był ostrzeżeniem, ewidentnie od przyjaciela, kogoś kto chciał ostrzec i uchronić przed niebezpieczeństwem. Wilobory, to też brzmiało znajomo! Argen czuł, że ta wieś mogła być odpowiedzią na jego pytania. I ten l'Eight Junior. Już chciał o to zapytać elfa, gdy jego wzrok padł na ostatni przedmiot - dziennik. Przewertował go szybko, konstatując że był pusty. Tylko ten herb na okładce. Szlachcic skupił się na godle...

Nagle rozległ się huk. Po chwili kolejne ostrzegły mężczyzn, zwiastując nadejście robakołaków. Gdy Argen ujrzał pierwszego z nich, poczuł jak żołądek podjeżdża mu do gardła. Może i stracił pamięć, ale był absolutnie przekonany że nie widział w swoim życiu czegoś równie odrażającego. Owłosione odnóża, ogromne oczy i napęczniałe odwłoki utytłane w jakiejś ciemnej mazi sprawiły, że Argen poczuł w gardle żółć.
Jego pierwszym odruchem była ucieczka w przeciwnym kierunku, jednak elf miał inne plany. Argen niewiele myśląc wskoczył na wierzchowca za Harpunnikiem, gdy ruszyli w galop. Z przerażeniem zorientował się, że zamiast uciekać szarżując prosto w środek tej ohydnej zbieraniny.
- Rozum ci odjęło?! Chcesz nas pozabijać?! - wrzasnął zaciskając uda na bokach Wandy. Odpowiedź choć niejednoznaczna, wskazywała raczej na to że dwaj kompani dokonają dzisiaj żywota.

Szlachcicowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Stworów zaczęło się robić coraz więcej dookoła. Strzyknęła adrenalina, dała o sobie znać pamięć mięśniowa. Argen naciągnął strzałę na cięciwę i zacisnął nogi by nie spaść z konia. Odchylił się w bok i posłał strzałę w kierunku stwora zastępującego im drogę. Nie czekając aż pocisk sięgnie celu, nakładał już kolejną i wyszukując wzrokiem kolejnych zagrożeń.

Re: Zapuszczone ziemie

40
Potwory, choć szybko padały pod ostrzałem Argena, nie marniały w liczebności. Wręcz przeciwnie. Czas potrzebny na naciągnięcie cięciwy odpowiadał wynurzeniu się spod ziemi od dwóch do pięciu nowych Bram. Widząc to, chłopak ograniczył się to zabijania robali które dopełzły niebezpiecznie blisko konia, tak żeby jak najbardziej odciążyć elfa i jego szablę. Im dłużej jechali, tym bardziej oczywisty stawał się dla niego fakt, że prędzej czy później stwory uzyskają przewagę liczebną, której nie sposób będzie sprostać. Harpunnik też musiał być tego świadom. Jeszcze bardziej popędził konia, wcisnął Argenowi za pas Intratę, złapał bagaż i w wiewiorczym tempie wspiął się na pobliskie drzewo. Przeskakiwał z gałęzi na gałąź, nie tracąc czasu na łapanie równowagi i w efekcie biegnąc w koronach szybciej od klaczy, lawirującą desperacko między skażonymi stawonogami. Argen nie mógł go obserwować, śmiertelnie skupiony na kierowaniu koniem i odpieraniu pomiotów. Kilkakrotnie jadowite szpony prawie go dosięgnęły, ale to nie wystarczyło żeby osłabić jego ducha walki.

Z nieba spadło coś czarnego. Sekundę po tym nastąpiło ogłuszające wyładowanie elektrostatyczne, które naruszyły strukturę portali i połączyło je kanałami plazmy. Eksplodowały, pociągąjąc za sobą z powrotem do piekła dziesiątki robakołaków. Bramy wydobywające się po eksplozji, rozpadały się od razu po powstaniu, topiąc las w granatowym dymie. Harpunnik, skacząc po drzewach zrzucił jeszcze kilka piorunujących bomb, czyszcząc Argenowi drogę wprost w oko cyklonu. Zeskoczył na Wandę ze szczególną troską o lekkie lądowanie. Klacz jednak mimo to się ugięła pod wpływem uderzenia. Elf odebrał od chłopaka Intratę, teraz całą ubabraną w hemolimfie.

Wanda zarżała w bólu.

Argen spadł z konia. Harpunnik w międzyczasie usiekł maszkarę, która raniła klacz. Rana jednak została już zadana, a zakażenie się wdało. Tyle dobrego że małe bombardowanie Harpunnika znacznie zwiększyło dystans między nimi a robakołakami. W oddali majaczył się Gościniec...

Mężowie biegli przed siebie - na tyle ile się da biec ciągnąć rannego konia. Lepszym określeniem na tą pośpieszną ucieczkę byłby zapewne trucht zakrawający o paniczny. Nie nam ich jednak oceniać. Byli oni świadkami początku końca. A pomnijcie, iż nijak nie sposób ratować świata będąc martwym, o czym smutnie się przekonali nasi polegli bohaterowie Bitwy o Nowe Hollar, gdy padli ofiarą plugawej nekromancji potomkini Wiedźmy. Podobnie też przerażająca jawi się wizja Argena niedobrowolnie zaangażowanego w konflikt, któremu w gwiazdach było jeszcze pisane zgasić dziesiątki milionów istnień na przestrzeni wszystkich krain Herbii...

Bohaterowie przeprawili się wskroś drogi. Biegła ona od horyzontu do horyzontu, a jej końca widać nie było. Wznieśli wzrok ponad wzgórze wznoszące się po drugiej stronie. Ich oczom ukazał się zrujnowany gmach porośnięty bluszczem. Otoczony wyniosłym, odkształconym w wielu miejscach spalonym ogrodzeniem. Na płot nabite były ludzkie czaszki w których gnieździły się karaluchy.

Pierwszym sygnałem były umierające drzewa. Liście wprost marniały w oczach. Żółkły i sypały się z koron garściami, poczynając następnie gnić. Kora odpadała a pnie próchniały aż skruszone zaczęły się łamać. Padające drzewa łatwo mogły zmiażdżyć nieszczęśnika, który znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Wypaczenie było początkiem. A rzeczy gorsze jeszcze miały nadejść.

Harpunnik i szlachcic wkroczyli żwawym krokiem na teren posesji. Złożyli klacz w małej szopie na podwórzu i wkroczyli do wnętrza rozpadającego się dworu.

Znaleźli się w wielkiej sali wypełnionej dziesiątkami stołów i ław. Tynk sypał się ze ścian. Przedsionek sprawiał wrażenie swoistej kapliczki. Przechadzając się między nimi zauważyli po lewej stronie od wejścia jedyne źródło światła w pokoju - małe okno przez które wpadały blade promienie słońca. Argenowi wydawało się przez chwilę, że w oknie majaczy się ludzka sylwetka... Uniosła się w górę i zniknęła mu z oczu gdy w to samo okno spojrzał Harpunnik.

Drzwi którymi weszli do domu zatrzasnęły się z hukiem. Posadzka zatrzęsła się, rozpadła na dwoje i uniosła w górę. Elfa i człowieka dzieliła teraz powiększająca się z każdą chwilą przepaść. Na wysepce ostrouchego znalazła się ściana z oknem i ołtarz. Po stronie szlachcica zaś niski balkon z organami. Harpunnik próbował przeskoczyć do niego ale w locie zbiła go pędząca z impetem ściana. Przesłoniła ona okno i centralnie staranowała drzwi wejściowe, więżąc chłopaka w ciemnościach.

Argen usłyszał szurganie stosunkowo dużego przedmiotu o podłogę. Leciał od strony ruchomej ściany. Schylił się i po omacku wymacał na podłodze szklany cylinder zabezpieczony metalową obudową. Elf musiał mu go rzucić zanim ściana się jeszcze całkiem ich rozdzieliła. Chłopak był w stanie wyczuć palcami małą dźwignię. Gdy ją pchnął obiekt się rozżarzył na tyle jasno, by służyć za swoistą lampę. Dostrzegł pędzące w jego stronę robaki. Rozgniótł butem część roju, reszta uciekła. W ciemności zobaczył drzwi. Wyglądało na to że musiał przez nie przejść jeśli chciał się stąd wydostać. Im dłużej jednak na nie patrzył tym bardziej jego wyobraźnia wymykała mu się spod kontroli i rosły jego obawy że nie chce przekonać się co jest po drugiej stronie. Może była inna droga? Był teraz zdany tylko na siebie...
Pierwszy boss fight! Na początek postanowiłem pójść w klimaty horrorowe. Później mogę ci coś zorganizować powiedzmy w pałacu na uczcie, bitwie, kwaterach wroga... Co akurat podpasuje. Jeśli chcesz przeżyć, musisz w odpowiedziach do moich postów zawierać wybory które zdecydujesz się podjąć. W przeciwieństwie do normalnej rozgrywki, nie zamierzam mówić ci wprost co możesz zrobić. Zamiast tego zawieram wskazówki w poście.

Nie chcę tego jakoś bardzo długo ciągnąć także z grubsza schemat będzie pewnie wyglądać tak:
Dam ci w nieokreślonej z góry kolejności
1 lub 2 posty w których możesz zginąć,
1 post który może ci może nieco uprzykrzyć życie
1 post który będzie kluczem do pokonania bossa.

Ponadto jeden z tych postów będzie zamykał starcie i informował o tym co się dalej działo. Czyli w tym przypadku... Nie mogę ci powiedzieć bo to byłby spoiler, co więcej - o czymś czego jeszcze w 100% nie przemyślałem. ;)

Acha i jeszcze jedno - nie zwracaj uwagi na to co napisałem na szaro. To coś bardziej długofalowego, bez związku z bossem.

Re: Zapuszczone ziemie

41
Koniec wiosny, 89. rok III ery Minął przeszło rok od kiedy Argen z rodu Rows'ów tułał się po ziemiach Zachodniej Prowincji. Młodzieniec liczył już niespełna dziewiętnaście wiosen i chociaż w pamięci gromadził wyłącznie wydarzenia ostatnich miesięcy. W głębi duszy czuł, że los na kartach zapisał mu więcej niżeli bezowocną tułaczkę.

Smukły i wysoki chłopak o młodzieńczych rysach twarzy, nieco wystających kościach policzkowych i szczecinie pokrywającej szczękę. Jasnej karnacji i włosach blond. Ciemniejszych gęstych brwiach ściągniętych ku nasadzie nosa spod której błyskały szare oczy. Właśnie on przez ostatni rok zawędrował na północne wybrzeża Zachodniej Prowincji. Wysoko ponad poziomem ostatniego ogromnego ośrodka - Srebrnego Fortu. Tak daleko, gdzie granica popierającej Króla Aidana prowincji ścierała się z ziemią Książęcego okręgu. W całej tej podróży: z chaty do chaty, z przytułku do przytułku, z wysłanej miękkim zielonym puchem ziemi pod gołym niebem do suchego naszprycowanego kamulcami podłoża, Argen parał się rozmaitymi robótkami. Łowił ryby, ale i kłusował to na własny użytek, to za kilka miedziaków. Młodzieniec podjął się kilkukrotnie najemnictwa. Wypożyczano go do stróżowania pół czy farm. Raz nawet doglądał karawany przewożącej jakieś - najwyraźniej - ważne szlachcianki. Poznał życie od strony tułacza, bo nim się wszakże stał - tułaczem Zachodniej Prowincji.

Było skwarno. Unoszące się powietrze skąpiło wilgoci na tyle, że usta pierzchły pomimo oblizywania. Argen przywiązał swoją klacz i próbował usnąć na ziemi, tuż przy dogorywającym ognisku. W końcu zamknął ślipia, a potem przyśnił mu się sen. Ten sam sen, który męczył go każdej nocy.
[img]https://i.imgur.com/Dt9nUPR.jpg[/img] Za plecami drewniane chatki zajęte były łuną pożarów. Dymna mgła uniosła się zupełnie, a przez zmatowione niebo zaczęła mocniej prześwitywać czerwona kula słońca. W okół unosił się żrący, gęsty smród paleniska. Wzbogacony kleistym odorem, nie dającym się dokładnie określić. Być może smród rozkładu, trupi cuch ostatecznej degeneracji. Zakapturzeni mężczyźni - tego był pewien - mordowali uciekające z domostw kobiety z dziećmi na rękach. Czuł, że jest jednym z nich, że lada chwilka ktoś dopadnie i go. Wtem miejsce podświetlone niewyraźną łuną, jak gdyby zachodzącym słońcem, poczęło się rozmazywać. Wszystko dookoła stało się płynne, cały obraz przelewał się niczym woda aż...

Huk wybudził Argena. Raptem otwarte oczy poraziła jasność nowego dnia. Nie wiedział co się dzieje. Było głośno i tłoczno. Otaczało go kilka, a może kilkanaście kasztanowych wierzchowców z jeźdźcami w siodłach. Jeden - chodzący pieszo - odciągał w dal przywiązaną wcześniej przez młodego mężczyznę czarną klacz.

- Lordzie Kussmaul, tutaj znaleźliśmy książęcego sługusa - meldował jeden z jeźdźców. I wtedy dwa ogiery rozeszły się na boki, a między nie wjechał nowy, dostojny i masywny. Potężny wierzchowiec o białych jak śnieg kopytach. Na grzbiecie niósł starca, a raczej siwego męża w podeszłym wieku. Chociaż wyglądał na sprawnego, liczne zmarszczki, łysina, a także blizny mogły świadczyć o wielu doświadczeniach. Twarz miał spochmurniałą. Krzaczaste brwi, krótko przystrzyżona broda i duży nos dodawały punktów jego wrogiej prezencji. Patrzył na chłopaka spode łba.

- Toż to młody Rows! - krzyknął zachrypłym i szorstkim, aczkolwiek uradowanym głosiskiem.

- Żaden książęcy sługus, kretynie - dodał karcąco spoglądając na donoszącego mu sługę.

Dookoła, pośród jeźdźców w siodłach rozległy się szepty. Mówili coś o Rows'ach, o rzezi w Wilborach. O zdradzie Megherenów. Dużo szeptali, dużo usłyszał, lecz nic z tego nie rozumiał, wszakże stracił pamięć.

Lord Kussmaul zszedł wartko z konia i pomaszerował prosto do Agrena.

Re: Zapuszczone ziemie

42
Ostatni rok nie był łaskawy dla Argena. Noce pod gołym niebem były codziennością a brzuch wypełniał zwierzyną upolowaną swoim łukiem. Nie raz głodował, szczególnie w trakcie zimy, która była prawdziwym testem instynktu przetrwania młodego chłopaka.
Jednak nie cierpiał z tego powodu. Wszakże nie znał innego życia od tego na trakcie. Utrata pamięci miała więc swoje zalety, nie tęsknił za miękkim łożem i pożywnym gulaszem bo stracił smak tych doznań. Teraz jedynym co znał, była tułaczka na trakcie.

Zachodnia Prowincja oferowała różne sposoby zarobku, gdy wiedziało się jak szukać. Na początku swojej wędrówki Argen polegał na gościnności napotykanych chat i ich mieszkańców. Młodzieńczy wiek pomagał w wzbudzeniu zaufania u gospodarzy a sam Argen starał się odpłacić za okazywaną mu dobroć jak tylko potrafił. Pomagał przy koniach, na polu a z czasem zaczął wykorzystywać swój talent do szabli. Nigdy jednak nie zagrzewał miejsca na dłużej w jednej okolicy niż na kilka dni, czuł swego rodzaju zew, który nakazywał mu iść dalej w poszukiwaniu odpowiedzi.
Klacz Argena - Wanda, stała się jego jedynym przyjacielem i dbał o nią na tyle na ile pozwalały mu warunki. Nie raz odejmował sobie od ust ostatnich kęsów jedzenia, by jego koń mógł się pożywić.

W końcu zima minęła, a na prerie Keronu wróciły ciepłe promienie słońca. Wiosna już dobiegała końca, ustępując skwarnemu latu. Argen dni temu minął Srebrny Fort i parł dalej na północ. Dzień dobiegał końca, gdy młodzieniec znalazł stosowne miejsce na rozbicie prowizorycznego obozu. Rozpalił ognisko, nad którym upiekł upolowanego zająca a po posiłku oporządził i wyszczotkował klacz. Gdy w końcu złożył głowę na siodle, które służyło mu za poduszkę, nie minęło kilka minut zanim usnął.
Wizje, które nawiedzały go po zamknięciu oczu, choć zawsze objawiały mu te same obrazy, za każdym razem były tak samo niepokojące. Łuna ognia zabarwiająca na pomarańczowo mgłę, która unosiła się ponad palącymi się strzechami chat oświetlała zakapturzone sylwetki prześladowców. Czuł dojmujący lęk, przed zbliżającym się niechybnie końcem, który niosły miecze najeźdźców. Ściany domostw były skąpane w czerwonej jusze niewinnych a zagrożenie zdawało się dyszeć w kark. Gdy wszystkie te doznania wraz z dławiącym odorem palącego się drewna zaczynały przytłaczać, wizja zaczynała się rozmywać...

Głośny trzask przywołał Argena spowrotem do rzeczywistości. Jasność nowego dnia chwilowo oślepiła młodzieńca, nieprzygotowanego na tak gwałtowną pobudkę. Dłoń odruchowo znalazła się na stylisku miecza. Pierwszym co zarejestrowały jego zmysły było parskanie koni. Gdy po kilku sekundach szok minął, Argen zdał sobie sprawę że jest otoczony przez oddział konnych, kątem oka zobaczył jak jeden ze zbrojnych odciąga wierzgającą klacz od zbiorowiska. Znajdował się w beznadziejnej sytuacji, wiedział że nie ma żadnych szans w ewentualnej potyczce. Dlatego puścił miecz i uniósł się na ramieniu z pozycji leżącej.

- Nie jestem niczyim sługusem. - warknął cicho, słysząc słowa jednego z jeźdźców. Próżno jednak było wyczekiwać dalszego ciągu tej dyskusji, gdy do stworzonego okręgu wokół Argena wpuszczono dowódcę. Olbrzymi siwy wierzchowiec górował ponad gromadą zbrojnych. Jego jeździec emanował charyzmą, wobec której ciężko było przejść obojętnie - oblicze Lorda Kussmaula było pochmurne i uważne, a jego aparycja zmącona wieloma znamionami minionych bitew jasno dawała do zrozumienia, że miało się do czynienia z doświadczonym weteranem.

Argen sapnął ciężko, przeczuwając że wyjaśnienie takiemu dowódcy swoich prawdziwych zamiarów i przekonanie o niewinności wobec stawianych zarzutów, jakoby był częścią jakiejś partyzantki czy czymkolwiek mieliby być książęcy sługusi, miało być trudną przeprawą. Ucieczka nie wchodziła w grę a zakucie w dyby w obecnej sytuacji wyglądało na najbardziej prawdopodobny rozwój wypadków.

Nagle obawy młodzieńca rozpierzchły się, gdy oblicze lorda pojaśniało gdy go ujrzał. Rows? zdziwienie jakie przeszyło myśli Argena musiało się odmalować na jego twarzy, podobnie jak na gębach konnych. Okrąg wokół młodzieńca rozluźnił się a on sam poderwał się na równe nogi, wciąż nieco zdezorientowany. Dowódca najprawdopodobniej musiał go z kimś pomylić, chłopak przez chwilę zastanawiał się czy należy go wyprowadzać z błędu, przecież to była jego najlepsza szansa na uratowanie skóry. Jednak kłamstwo nie leżało w naturze Argena.
- Wybacz lordzie, ale to chyba pomyłka. - powiedział gdy dowódca do niego podszedł.
- Ludzie mówią na mnie Szron. - dodał po czym pochylił lekko głowę, jakoby w geście prowizorycznego ukłonu. Taki pseudonim nadał mu chłopiec w jednej z pierwszych chałup jakie przyjęły go pod swój dach. Przezwisko pasowało do bladej karnacji i jasnych włosów młodzieńca, a on sam nie był w stanie wpaść na lepszą alternatywę więc tak zostało. Nie pamiętał swojego prawdziwego mienia, a musiał się jakoś przedstawiać.
- Mogę za to zapewnić, że nikomu nie służę. Jestem wędrowcem, niezwiązany ani z pojedynczą osobą ani ugrupowaniem. Zmierzam na północ. - powiedział badając wzrokiem reakcje na twarzy dowódcy.

Re: Zapuszczone ziemie

43
Lord Kussmaul nie przerywał, bojąc się, by napotkany młodzieniec nie zaczął płynąć pod prąd. Chwilę stał w miejscu, strzelił palcami, jakoby zahamował przed ochoczym powitaniem - jak mniemał - potomka rodu Rowsów. Przewodzący konnej eskapady nie żałował obrotu spraw. Pozornie zasmucił się, a potem coś uderzyło mu do głowy, odprężyło, rozwiązało język. Zanim lord się obejrzał, opowiedział mu o rzeczach, o których nigdy nie sądził, że opowie.

Doprawdy? - nie wytrzymał, lecz Argen zdążył się już nauczyć, że takie figury retoryczne, choć z pozoru będące pytaniami, nie tylko nie wymagały, ale wręcz zabraniały odpowiadania.

Z ust płynęły najróżniejsze historie, trudne do połączenia, jak roztrzaskane na tysiące kawałków lustro. Doświadczony wojownik głosił składnie, toteż nazbyt chaotycznie, ażeby utkać z tego przyczynowo-skutkowe włókno. Argen usłyszał wiele - potomek i nosiciel genu Karath'a Szarego. Wojownika, na którego męstwie budowano wiele szlacheckich przypowieści dla dzieci. Który wraz ze swoją małżonką - Christine Rows - odbudował, może nawet uratował mieszkańców tamtej mieściny, którą błyskawicznie wymówił lord. Wilbory - tak, teraz zapamiętał, kiedy Kussmaul powtórzył ją jeszcze raz czy dwa.

Dłonią przeczesał włosy na głowie, których nie miał. Przełknął ślinę. W momencie, gdy zaczął rozumieć, że jego słowa odbijają się echem, zaprzestał kontynuowania elaboratu.

- Twoi bracia. Twoja siostra. Pamiętasz ich? - spytał, unosząc brew. - Jesteś Argen Rows, najmłodszy z tego rodu - powiedział ponownie, w ogóle na niego już nie patrząc.

Nie do końca pojmował, co właściwie przydarzyło się młodemu chłopakowi, którego pamiętał jeszcze z wizyty w Wilborach u jego ojca - Karath'a. Denerwował się, na takiego przynajmniej wyglądał.

- Dokąd zatem i po co idziesz, kiedy twój dom zajmują najeźdźcy księcia Jakuba? Nie wolno bezmyślnie tracić czasu!

Re: Zapuszczone ziemie

44
Czyżby Argen zbyt ochoczo chciał rozwiać wątpliwości, które go otoczyły? Fakt, w kontakcie ze stróżami praw ludzi należało zachować powściągliwość, bo można chlapnąć coś niepotrzebnie. Młodzieniec przekonał się o tym w trakcie swojej podróży, więc dziw brał że nie zastosował się do tej lekcji. Cóż, można to zrzucić na gwałtowną pobudkę, która mogła jeszcze nieco kołować Argena.

Gdy dowódca strzelił palcami i zdziwił się retorycznie, Argen uświadomił sobie że wypadałoby teraz zamknąć gębę na kłódkę. Informacje, które zaczęły płynąć z ust lorda wywołały w chłopaku niemałe poruszenie. Był pewny że nigdy wcześniej nie słyszał ani o Karath Szarym i jego dokonaniach ani Christine Rows. Jednak gdy usłyszał nazwę wsi, którą odbudowało i otoczyło swoim protektoratem małżeństwo Rowsów, Argen poczuł jakby coś go uderzyło.

Chłopak kucnął przy jukach i zaczął je przetrzepywać gorączkowo. Po chwili wyciągnął list, jedyny dokument który łączył go z poprzednim życiem. Znalazł go na początku swojej wędrówki, całymi dniami analizował go do momentu aż nie potrafił wyrecytować jego treści z pamięci, ale teraz musiał się upewnić.
Kochana Anyo. Piszę w pośpiechu. Liczy się każda chwila. Odwołuję nasze spotkanie. Zaatakują Wilbory.
Czy to była właśnie odpowiedź, której poszukiwał tak długo?

Argen spojrzał na lorda, po czym podał mu wymięty skrawek papieru. Faktura nieco ucierpiała podczas tułaczki, jednak treść była nienaruszona. Czy to mogła być prawda? Był częścią zasłużonej rodziny szlacheckiej, która przeżyła straszną tragedię?

- Lordzie, moja pamięć sięga jedynie rok wstecz. Obudziłem się na mokradłach, daleko na południe stąd. Najprawdopodobniej dostałem czymś w łeb, bo guza i migrenę miałem okrutną. Od tamtej pory tułam się po traktach. - powiedział zbliżając się do Kussmaula, starając się mówić wystarczająco cicho by jego słowa nie dotarły do uszu jeźdźców. - Wygląda na to, że w końcu los się do mnie uśmiechnął. Jeżeli prawdą jest co lord prawi, w moim domu mieszkają intruzi. Wskaż mi drogę do niego, proszę. - dokończył. Czuł jak w piersi rośnie mu gniew i nowe doznanie. Poczucie misji.

Re: Zapuszczone ziemie

45
Argen przyskoczył do niego, zamachnął się papirusem, próbując wręczyć go lordowi. Kussmaul wykonał w zamian gest pozornie niedbały, lekki tylko ruch dłonią, ale i tego wystarczyło, by skrawek pisma skończył w jego skórzanej, aczkolwiek przetartej, rękawicy. On sam zatoczył się jak potrącony na pięcie, próbując dobrać słońca, co by oświetliło mu blaknące na żółtawym pergaminie litery wcześniej rozwiniętego liściku.

- Bieda będzie, synkowie - wtrącił wychylając łysy czerep zza nadszarpniętej zębem czasu rolki. Potem popatrzył po kamratach, ale żaden z wartowników nie skomentował. Nie zabrał również głosu jeden z dostojniejszych jeźdźców, który wyjątkowo na tle pozostałych osadzał podeszwy w strzemionach.

- Oj, uwidzicie, bieda będzie Jakobinom za ten akt zdrady - groził wymachując listem, który potem oddał młodzieńcowi. Kamraci stali, na podwórcu, pod gołym niebem, daleko od komnat i zamków. Wciąż nie odpowiadali. Kto wie, może nie rozumieli przesłanki lorda, a może najzwyczajniej bali się go. Lord Kussmaul wzbudzał strach. Nie tylko w swych poddanych, ale i w każdym, komu przyszło z nim obcować.

- Ochłoń, chłopcze! - sprowadził Argena na ziemię chłodnym skarceniem. - Sam nie odbijesz Wilborów, a jeśli przytrafiło ci się to o czym mówisz, musisz jeszcze zaciągnąć języka. Jedź ze mną. Pod Puszczykowem wznosi się stary fort. Przegrupujemy się tam, a potem... Potem, po omówieniu planu pojedziemy razem po Wilbory.


I tu młody szlachcic stanął przed kolejnym wyborem. Mógł skorzystać z wiedzy lorda, ażeby samotnie dostać się do rodzinnej osady. Mógł i wykorzystać dobroć pana, wszakże ten oferował pomoc w walce, o ile słuch Argena nie zwodził.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia prowincja”