Re: Zapuszczone ziemie.

16
Chwała boskiej łaskawości, wreszcie krzyna pomyślności! Presumpcja okazała się prawdziwa, bowiem przemóc światłości nie zdołała stwora niegodziwa. Niestety nie był to czas najwłaściwszy, by popadać w czcze zachwyty, tedy miast mitrężyć Sakirowa Osa żwawo przystąpiła do stosownego działania. Wprzódy ręce – te musiała w pełni wyswobodzić, by zatlić pochodnię, niepodobna jednak było demona ostawić bez wiązki zbawiennego światła, co go olsnąć zdołało i w tamtym położeniu utrzymywało. Przeto Vespera wbiła miecz w ziemię w miejscu, do którego promienie przedzierały się przez mroczną knieję w ten sposób, iże gładka powierzchnia dalej kierowała je w stronę łba przeklętego dziwotwora.

Wyścig z czasem rozpoczął swój bieg, a ta czarna dewastatorka głuszy bynajmniej nie zamierzała w nim przepaść. Pochodnia, krzesiwo, hubka – z frenezją przedmioty te wylądowały na ziemi, wydobyte tamże z otchłani torby podróżnej. Niecierpliwe przykucnięcie, próba skrzesania ognia, iskra z wściekłością wdzierająca się w preparowaną uprzednio głownię. Wpierw nieśmiało, zrazu sierdziście jęło gorzeć łuczywo, i tak oto wnet śmielsza Vespera powstała, dzierżąc w dłoni żagiew gotową zapalać płomień wiary.

Repulsja nią targnęła, nienawiść w ciemnych oczach zatańczyła, gdy de novo wzrok swój zwróciła na podłą kreaturę. Chwyciła drugą dłonią za rękojeść miecza, z uszanowaniem z ziemi go wydobyła i na sekundę w gotowości zastygła. Cóż czynić, Sakirze? Czyż taka Twa wola, by to uchybienie przeciw prawości tu i teraz z tej pierwotnie zdesakralizowanej ziemi wykorzenić? Anihilować demona, świętym płomieniem spopielić, niechże skwierczy w boleści bezecny pomiot! Ślepe odium podszeptywało umysłowi, aspiracje wychynęły z jego ciemnych odmętów, wahanie zastygło w powietrzu, przeciętym mimowolnie mieczem.

A potem samej utknąć w pierścieniu ognia? Stracić czas i siły przed inszym, nieznanym zagrożeniem? A może i sam żywot nieroztropnie oddać na ołtarzu ziemi niczyjej, miast wykonać najważniejszy przecie rozkaz Zakonu? Ambicja wznosi, ambicja gubi, toteż Vespera poczyniła krok. Nazad. Rzuciła się w pęd wprost ku wejściu do jaskini, w pełni przychylając się do twierdzenia, iże czasem trzeba zrobić krok w tył, by potem móc uczynić dwa do przodu.
Obrazek

Re: Zapuszczone ziemie.

17
Szmer powietrza zaświszczał głośno, gdy osa rozpoczęła wyścig z czasem. Jej smukłe ciało poczęło rozcinać gazy dookoła, a każdy następczy ruch zdawał się być szybszy od poprzedniego.
Otumaniony taflą światła demon nie był w stanie dostatecznie wartko zareagować. Odbite promienia słońca oślepiły go na tyle intensywnie, iż zawahał się dokonać jakiegokolwiek posunięcia.
A gdy centrum aktywne zaprzestało razić, wtedy było już za późno. Vespera spięła mięśnie, by po chwili z ugiętych nóg, niczym sarna, wystrzelić wprost na jaskinię. Wyścig czas zacząć.
Demon domyśliwszy się zamiaru niewiasty, osobiście zmierza w jej kierunku.
Wznosi potężne oblicze i kroczy co galopem. Jest już za Vesperą, gdy ta finalnie szybuje ku otworowi. Smukły lot przypomina wyciągającego się kocura, który próbuje złapać mysz za pomocą błyskawicznego skoku. I chce ją capnąć, gdyż długie ręce Leszego liczą kilkanaście stóp. Już prawie chwyta za kostkę, już prawie zaciska szpony unieruchamiając kobietę. Już prawie, albowiem sakirowskie odzienie wyślizguje się z obręczy drewnianych palców demona.
Vespera leci dalej, ulotniła się z powierzchni by trafić pod nią.

Serce łomocze głośno, oddech jest szybki, a po plecach ciekną kroplę potu- "Ja żyję". Tak, wysłanniczka Sakira przeżyła starcie z Leszym, a teraz leży zdemilitaryzowana na ziemi. Rozrzucone są pozostałości. Miecz odleciał gdzieś na lewo, torba leży koło stóp, natomiast pochodnia rozświetla czeluści jaskini z najniższego poziomu. Wypadałoby powstać i zebrać manele zanim coś jeszcze wleci przez otwór. Im dalej od wejścia, tym bezpieczniej dla osy.
Trzeba przyznać, iż wnętrze jaskini zapowiada się okazale. Nie są to komnaty królewskie, lecz z pewnością nie jest to naturalna grota. Zbyt tutaj czysto i schludnie, jakby ktoś dbał o porządek.
Ciekawość ponosi za sobą konsekwencję infiltracji, dlatego nasienie inkwizycji postanawia zagłębić się w strukturze tunelu. Początkowo zadziwia ją wyłącznie czystość, lecz nic ponad to. W końcu owalne ściany przybierają wymiar kanciasty, w całości idzie dostrzec ludzką rękę. Z prawej strony ujawniają się nawet różnorodne symbole. Przedstawiają one wielki zamek, ofiary z ludzi, demoniczne istoty, które pożerają niemowlęta. Idąc tropem obrazów natrafiasz na murowaną ścianę. Czyżby tunel dobiegł końca? Co ciekawe, na tej ścianie widnieje mechanizm składający się z gwiazdek, które można ze sobą połączyć. A jeśli spojrzysz przez lewe ramie, dostrzeżesz malowidło kompatybilne do rozmieszczenia gwiazd na frontowej zaporze.

Obrazek
Spoiler:

Re: Zapuszczone ziemie.

18
Vesperze zdawało się, jak gdyby długie dni minęły od owego spotkania z Leszym, a przecie jeno chwilę temu uniknęła starcia z anonimową śmiercią w mrocznej głuszy. Gdy pierwotny dreszcz uleciał, nieco otuchy wstąpiło w jej duszycę, uświadomiła sobie bowiem, iże to Sakir miał baczenie na jej kruchy żywot i bestię w czas zmitygował. Konsolacja ta okazała się jeszcze skuteczniejsza, gdy wzrok jej począł dostrzegać okrutne petroglify, tańczące złowieszczo cieniami chwiejnego światła łuczywa. Cokolwiek czaiło się w środku, dalekie było od boskiego błogosławieństwa.

Poprosiwszy Sakira o Boże wsparcie w tym bezecnym miejscu, Osa przemierzyła obmierzły korytarz i dotarła wreszcie do jego domniemanego końca. Nie dała się zwieść pozornemu zamknięciu, a miast tego obrzuciła wzrokiem malowidło, by po chwili pomyślunku przystąpić do działania przy mechanizmie ściennym. Nie mitrężyła przy przesuwaniu gwiazdek, czasem jeno zerkając na wzorcowe malowidło, jak gdyby dla upewnienia. Wreszcie dzieło zostało skończone, Vespera chwyciła za ostatnie wieloramienne ogniwo mechanizmu i jęła je powoli przesuwać. Tuż przed końcem zatrzymała dłoń, zastanowiła się chwilę, zmówiła modlitwę do Sakira.

Fiat voluntas Tua.

Ostatnia gwiazdka została doprowadzona na właściwe miejsce, zaś Vespera na wszelki wypadek instynktownie przycisnęła się do bocznej ściany, gotowa w każdej chwili chwycić za rękojeść miecza lub sztyletu. Przezornego Sakir chroni, a kto wie, czy jakieś pułapki przypadkiem nie czyhały tu na nieproszonych gości.
Spoiler:
Obrazek

Re: Zapuszczone ziemie.

19
Przesunięcie ostatniego elementu układanki skutkuje pobudzeniem wrót. Kamienne przejście pierwotnie zgrzyta, kolejno wywołując nie lada drgania. Apogeum wyładowań kończy rozsunięcie bariery. Okrąg rozjeżdża się na boki, w taki sposób, że równe połowy toną w przeciwnych ścianach.
Wprowadzona kombinacja była poprawna, bowiem można kroczyć dalej- wgłąb mrocznych czeluści.
Instruowany tajemnym mechanizmem kamienny twór- rozstąpił się płynnie- to daje do myślenia.
Jeśli automatyzm działa poprawnie, rozstąpieniu wrót nie towarzyszy chmara dymów i pyłów- wniosek jest oczywisty.
Jest zbyt gorąco by spłonąć, zbyt wysoko aby spaść. Jesteś zbyt głęboko, żeby się wynurzyć z tunelu. Daleko zaszłaś i musisz kroczyć zdeterminowana dalej- do przodu. Więc weź głęboki oddech i po prostu zanurkuj, kontynuuj wspinaczkę. A jeśli się nie cofniesz- czeka cię kolejny korytarz. Czysty korytarz, wypełniony świeżym powietrzem jak po letniej burzy. Nie różni się wiele od przesmyków w Białym Forcie. Bardziej palącą kwestią od budowy przejścia jest jego zakończenie. Długi kamienny tunel kończy się skrawkiem podłoża o rudej glebie. Kamienny marmur częściowo zanika na rzecz karminowej gliny. Wszystko ma swój koniec, także niegustowna komora.
Zaniedbana część tunelu jest protoplastą dla przepaści, w którą łatwo wpaść o ile nie zaopatrzysz się w źródło światła. Ślepy zaułek, koniec gry- nie tym razem.
Vespera zauważa metalowy trójnóg na skraju przepaści. Poruszając pochodnią wzwyż, dostrzegasz górne partie stojaka, na szczycie którego leży szary kamulec. Trójnogi, żeliwny stolik z kryształkiem jakich wiele- tylko dlaczego postawiony nad przepaścią w cuchnącym diabelstwem tunelu? Z czymś takim Vespera się jeszcze nie spotkała, albowiem nie był to zwykły stojak. Kiedy stopa osy spoczęła na czerwonym podłożu, wtedy minerał zamigotał radośnie. Błyski były krótkie, ale intensywne, aż zaowocowały czymś- czego Vespera nigdy by się nie spodziewała.
Z kryształu wyświetliła się projekcja zasłoniętej maską twarzy, był to mężczyzna, który nadał krótki komunikat. - W moim lesie nie ma drewna i zwierzyny. W moim oceanie nie ma wody. W mojej pustyni nie ma piachu. W domostwach nikt nie mieszka.
Czym jestem?
Jedno słowo, a przejdziesz.
- projekcja zgasła.

Jasne stało się, że to kolejna zagadka. Wyłącznie poprawna odpowiedź umożliwia przejście dalej, no chyba że Vesperze wyrosną skrzydła, za pomocą których pokona przepaść.

Re: Zapuszczone ziemie.

20
Minąwszy uruchomione wrota, Vespera wkroczyła naprzód w nieznane zagrożenie. Coraz to dalej, coraz to głębiej – oto droga dla odważnych, droga bez odwrotu. Wokół jeno samotność potęgująca skupienie, brak żywego ducha atutem był, co implikował brak walki i uspokojenie. Zelatorka dokładnie starała się indagować sekretne przejście, lecz nic prócz kolorytu gleby nie dawało potencjalnych wskazówek. Wreszcie nadszedł koniec milczącej niewiedzy, z półmroku wychynęły przedziwności, które sprawiły kacerskie wszeteczności. Myśl, że ma szansę je unicestwić dodała jej siły.

Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie. Vespera spojrzała w przepaść, a ta odwzajemniła spojrzenie – twarzą, która znikąd pojawiła się w powietrzu i po zadaniu enigmy ulotniła się w eter. Intelektualnych zagwozdek ciąg dalszy, pomyślała Osa całkiem ponuro, bowiem w pierwszej chwili żaden respons nie zdołał uroić jej się w głowie. Myśli skupiła, w skoncentrowaniu znieruchomiała, umysł zaś począł tworzyć liczne skojarzenia, tak absurdalne niekiedy, iże sama je karciła w feralnym nieprzekonaniu. I gdy już prawie nic jej do głowy nie przychodziło, wtenczas jak objawienie przypomniał jej się dzisiejszy poranek, a wraz z nim zbroje strażników w lochach Srebrnego Fortu, które światło pochodni tak sprawnie odbijały. Potem w umyśle zamigotał obraz starcia z Leszym, który przecież zastygnął rażony miecza odbiciem. Czyżby znów pomyślność wyprawy miały sprawić odbicia? Gdy tak deliberowała, całkiem sensownie jej się to do zagadki jęło wpasowywać, acz naturalnie pewności żadnej nie miała.

Czym jestem?, pytała maska.

- Lustrem – odparła stanowczo Vespera, w duchu przeklinając apostatów i ich magiczne sztuczki. Gdyby "lustro" nie zadziałało, jeszcze "zwierciadłem" jako werbalnym zaklęciem zamyślała atakować.
Obrazek

Re: Zapuszczone ziemie.

21
Tsy, tsy. Kszty, ksztyyy. Grrru, gruu- różne dźwięki wypełniają pomieszczenie zanim oczom Vespery, ponownie okaże się mistyczna projekcja. Maszyneria na stoliku- instruowana nieznaną zewnętrzną siłą, poczyna kręcić metalowymi drucikami. Emanujące rudym połyskiem elementy, kołyszą się z lewa na prawo lub zataczają koła. Cóż to za mechanizm? W sumie to wcale nie machina, be nie ma tam żadnego mechanizmu, tylko dwa zwierciadła, czarna aksamitna kotara, pudło, dwie soczewki, cztery lampy, no i oczywiście diament. Wszystko osadzone w metalowej konstrukcji. Gdy ona wypowiada słowo "zwierciadło", światło z dwóch lamp pada na diament. Ten z kolei idealnie załamuje wiązkę, która de facto trafia w następne dwie lampy, a te już wysyłają promień prosto do soczewek i ponownie na diament. Krótki maraton jasności, wygenerował projekcję wcześniej widzianego mężczyzny w masce. Obraz jest niewyraźny, czasami się zacina, lecz najważniejsze treści zostają wypowiedziane.

Projekcja z megaskopu- Nie raczono podać hasła. Zbędne słowa suną po jaskini. Kłamca! Kłamca!
Intruz! Intruz! Klucza nie uzyska. Bez klucza przejścia nie będzie. Wróci, skąd przybyło.


I projekcja zgasła, lampy zakończyły świecić. Instruowana ich intensywnością konstrukcja również opadła z sił. Pozostała Vespera i stolik z bezużytecznym wynalazkiem czarodziei. Podane hasło musiało być niepoprawne, skoro nad przepaścią nie pojawiło się żadne przejście. Żaden most nie zawisł, ani nie wzniósł się z czeluści ciemności. Czyżby wyprawa umknęła sprzed nosa, tak samo jak awans w hierarchii zakonnej? A może pokusić się o ostateczność i spróbować przeskoczyć przepaść? Nie. Żaden śmiertelnik tego nie przeskoczy. Żaden, sprawny gimnastyk czy czterokopytny centaur- nikt nie przeskoczy! Żeby tak być świadom i umieć mosty konstruować.
A niech to czort - pomyślała, robiąc krok do tyłu, tak na znak zmarnowania. Podbicie obuwia lekko wnika w stosunkowo miękką skałę- dziwny, czerwony minerał z możliwością zatopienia w nim podłużnego, kłującego elementu. Tak jakby mokry piach, ale to skała. Taka kończy przejście do przepaści i identyczna widnieje po drugiej jej stronie.

Re: Zapuszczone ziemie.

22
Płoń długo i boleśnie. Gorej nierychliwie, ale sprawiedliwie, złorzeczyła mściwie Vespera apostacie, który poważył się stworzyć to kuglarskie diabelstwo. Potem przystąpiła do stosownego działania, w myśl zasady, iże kiedy Zakon Sakira przybywa do kogoś w odwiedziny, a tenże arogant drzwi przed nosem mu zamyka, Zakon owe dźwierza sam sobie otwiera. Rewizja ekwipunku przyniosła upragnione rozwiązanie – podziękowawszy w myślach Alfredowi za przezorność, Osa chwyciła za linę, by zrobić z niej właściwy w tej sytuacji użytek.

Kacerska maszyneria miała ani chybi jedną zaletę - trójnogą podstawę, która mogła posłużyć za solidne oparcie, z czego Vespera nie omieszkała skorzystać. Najpierw otoczyła stolik liną, a następnie zawiązała mocny węzeł. Gdy już tak jedną stronę drogi nad przepaścią narychtowała, przeszła do drugiego końca sznura i dobywszy zza pasa sztylet, oplotła powrozem rękojeść i głownię broni tak, by podczas rzutu postronek się nie ześlizgnął. Z tak przygotowanym prowizorycznym zaczepem stanęła przed skrajem przepaści i wymiarkowała dystans, by odpowiednio naszykować się do postawy wykrocznej. Z racji oplotu sznurem górnej części sztyletu zmuszona była trzymać broń za sam koniec ostrza, prostopadle do przedramienia, z ręką skierowaną knykciami do góry. Umieściwszy ostrze między kciukiem a palcem wskazującym, wyciągnęła ramię na całą długość w kierunku obranego punktu. Nadgarstek wyprostowany, chwila oddechu... a potem chybki wymach prosto w cel - górną część brzegu przepaści.

Jeśli uda się, a sztylet zatopi się w skale, wpierw Vespera sprawdzi wytrzymałość utworzonego przez siebie połączenia z liny. Gdy przekona się, że jest ono w stanie znieść ciężar jej ciała, powoli balansując ciałem postara się przedostać* poziomo z jednego krańca przepaści na drugi. Nieco kłopotliwa może okazać się wówczas pochodnia, tę jednakże po przeanalizowaniu sytuacji i możliwości albo chwyci w zęby, albo ostawi gorzejącą na krańcu przepaści, coby nie wadziła w powietrznej akrobacji. Wszak Alfred nie poskąpił jej drugiej żagwi w swej skromnej odprawie.

*4:40
Obrazek

Re: Zapuszczone ziemie.

23
Choć tak się spieszyła, tak ponaglała wierzchowca, tak piliła i tak piekliła, Vespera gości w mrocznych korytarzach na cały niemal dzień. Z jakich powodów? Zmyślne korytarze o testach na przepustki w niemalże każdym odcinku, i każdy czasochłonny jak poród przerośniętego pierworodnego. Ci zaś, którzy chcieli osę poskromić, warto by wiedzieli, że upór jej godny podziwu. Opór przez wiarę, a dalej przez miłość, wszak ona nie jedno ma imię. To dla niej z głowy cisną pomysły, jak ten sztylet, co to w karminowej skale ugrzązł. Posłużył do zaczepienia przejścia, które wcześniej nie istniało. Z kolei ów przejście, po nie lada wysiłku, umożliwia przemieszczenie poprzez czeluści otchłani. Bądź co bądź z trudem, przez otarte od włókien sznura dłonie, strach przed spadkiem i wszystkim innym, które czeka w następstwie.

Vespera zeszła ze sznura, rozdygotana klęczy na miękkim podłożu w kolorze krwistej czerwieni. A jakby tak potwór teraz zaatakował z ciemności, z zasadzki, chicho i wrednie? Różne myśli kolebią się w łepetynie, gdy dookoła nieznane. Ty, samotna z wiarą w piersi i niczym więcej. Dobrze zawinąć manele, by ruszyć dalej, ku kolejnym głupim tunelom. Tunel, korytarz, kanał jak wcześniej, tylko odwrotnie zmienia wizerunek. Po poprzedniej stronie kamienny wystrój ustąpił glinie, z kolei tutaj ognista skała ustąpiła kamieniu. Czuć ingerencję inteligentnej istoty, w ziemne tunele można wierzyć, jednakże te wysadzone kamulcami muszą być czyjaś sprawką.
Ciągną się trochę, aż doprowadzają do nieco szerszego odłamu. Wciąż prowadzi dalej, tyle że zwiększa zajmowaną powierzchnię dwu lub trzy, a nawet czterokrotnie. Vespera wchodzi na szeroki, prostokątny fragment tunelu. Po bokach podtrzymywany filarami, trzy z każdej strony. Za nimi mrok, dlatego ciężko określić jak bardzo szeroki jest ten odcinek. Okaleczone posuwaniem dłonie są znacząco uciążliwe, zatem kobieta chciałaby w końcu móc wydostać się i w spokoju zagościć w Srebrnym Forcie. Naturalnie podąża przez szerszy fragment, stawiając nogę jedna za drugą. W przeciwieństwie do wcześniejszych odcinków, tutaj od kamiennej podłogi tchnęło zimnem, którego nie godziły ani skarpety ani sakirowskie obuwie. Podłoga ziębi w stopy przez grube podeszwy. Gdy trafiasz pomiędzy drugi a trzeci filar, z zakamarków ciemności dobiega dziwny dźwięk, jakby łańcuchów. Automatycznie świecisz w tę stronę, użytą pochodnią odpychasz częściowo mrok. Podziemna ciemność unosi się frakcjami, z każdą z nich widzisz coraz więcej. Przez zmatowiony widok, dostrzegasz jak pod ścianą siedzi nagie dziecię. Chłopczyk o kasztanowych włosach i identycznych oczach, widzisz je jak tylko podniesie zrozpaczoną twarz. Na twój widok od razu rusza! Odbił się od ziemi i z każdą sekundą jest coraz to bliżej i bliżej. Mknie niczym błyskawica. Z wzniesionymi jak do uścisku rękoma, leci bez opamiętania. I donośny zgrzyt!
Kajdany na dłoniach chłopca, które przez łańcuch wiążą go do ściany, właśnie mówią "stop". Dziecko drastycznie cofa się do tyłu, na tyle drastycznie, iż upada sponiewierane własną głupotą.
Przez zaciśnięte zęby próbuje wycedzić jakieś słowa- Mam...ma...Mam... - płacze. Głośne wdechy podczas szlochania ujawniają jego nieludzką chudość. Żebra wystają, brzuszka nie widać, a rączki to marne pęcinki. Oddech powoli wskakuje na zrównoważony ton.
- Kim jesteś? Nie jesteś nimi? Przyszłaś mnie uwolnić? Zakuli mnie!- łzy ciekną po policzkach, a smarki przez usta po brodzie.

Re: Zapuszczone ziemie.

24
Wiara to spiritus movens potęgi Sakirowców, a jako że nigdy nie brakowało jej Vesperze, przeto nie dziwota, że z taką zawziętością brnęła przed siebie niczym oddział ciężkiej konnicy. Przeprawa nad przepaścią nieco sponiewierała jej dłonie, jednakże z zaciśniętych ust nie wydobył się nawet jęk skargi, gdy dotarłszy na drugą stronę czeluści, legła sterana na podłoże. Gdy spoczywała chwilę, by zregenerować siły, wydobyła sztylet z krwistej ziemi i schowała za pas, natomiast kraniec liny zaczepiła o wbite niewielkie ostrze, którego straty jej ekwipunek ani chybi nie odczuje. Wszak szkoda było tracić dobrą sakirową stal, a niewiada też, czy tędy przyjdzie jej znów kroczyć, toteż ewentualnej drogi powrotnej w żadnym razie nie lza się pozbawiać. Po krótkim wytchnieniu czas przyszedł na dalszą inspekcję, do czego Osa wartko przystąpiła bez zbędnej zwłoki.

Królestwo ciemności ciągnęło się niemiłosiernie, a chybotliwy płomień pochodni odkrywał coraz to kolejne połacie architektonicznych struktur. W owym obszarze Vespera niezwykle wyczuliła zmysły, stąpając bacznie niczym łowca, który upatrzywszy ofiarę Argusowym okiem, podąża za nią choćby na stracenie. I właśnie w tejże chwili wzmożonej percepcji wychynęło ku niej pełne dziecięcej ufności utrapienie, które nacięło się na entuzjastyczny brak pomyślunku skutkujący bolesnym zderzeniem z podłogą.
Bydlaki, Osa z posępnym odrętwieniem skonstatowała widok przed sobą, który w każdym normalnym stworzeniu wywołałby co najmniej rozwścieczenie.


Ciii, nie hałasuj tak, bo usłyszą – rzekła półgłosem, kładąc palec na ustach i zbliżając się do szlochającego dziecka. Przykucnęła przy nim i poczekała, aż uspokoi się na tyle, by dało się nawiązać z nim kontakt. W międzyczasie wzrokiem oceniała łańcuchy krępujące chłopca, próbując wymiarkować, czy dadzą się przeciąć, czy konieczne będzie odnalezienie klucza.
Dobry Sakir przysłał mnie, bym zabrała cię z powrotem do twojej matki. Jednak by to uczynić, będę potrzebowała twojej pomocy, dlatego przez chwilę musisz się skupić i opowiedzieć mi wszystko, co wiesz. Kim są oni i jak się tu znalazłeś? – Nie wiedząc, jak pohamować lament dziecka, Vespera wyjęła z podróżnego ekwipunku kawałek ciasta i wręczyła mu do chudej rączki na zachętę.
Obrazek

Re: Zapuszczone ziemie.

25
Chłodny palec szybko zaklinował aparat mowy, skąd prócz rozżarzonych oddechów tryskał wyłącznie strach. Jeden prosty paluch i słowa trafiają do żołądka, niczym skonsumowany podwieczorek.
Zimny ożywczy powiew,dostojna cisza, zupełnie jakby komendant rozkazał żołnierzom. Tak dzieciak odpuszcza emocjom, na trzeźwo spogląda w oczy Osy, infiltrując duszę. Wszak pojmuje jej słowa, powagę sytuacji, w której obojgu przyszło bytować. Z kolei kierująca się także dobrem młodzieńca, Vespera d’Oxantres, poruszyła motyw matki rodzicielki tudzież opiekunki oraz inną znaczącą kwestię, kwestię uwolnienia z tłumiących swobodę ruchu łańcuchów. Naturalnie nie zabrakło przedmiotowości, jaka w gruncie rzeczy była, jest i będzie numerem czołowym tejże wyprawy. Odwieczne "coś za coś", musiało paść w tchnącym chłodem korytarzu. W następstwie tego ceną uwolnienia miała być informacja, toż wiedza rządzi światem, nie siła.

Brak możliwości posuwa dziecię do przyjęcia warunków bohaterki, ochoczo przyjmuję postawę przemysłowca, za sprawą której pocznie wykupywać wolność.
- Oni...- wymamrotał szeptem- Ci, której słuchają umarli, która narusza spokój gwiazd, rządzi żywiołami. Zimno drętwiło usta i kuło, toteż młodzik oblizał ust i za pomocą lewego przedramienia, otarł cieknące smarki. Żółtawa maź sączona z nozdrzy, dalej rozlewuje się w kierunku kącików warg. Zważając na stan chłopaka, dramat posuwa go w ramiona kruczowłosej. Na łapu capu obejmuje ją w pasie, mocno przytrzymując. Jego głowa opiera się na brzuchu, zaś lepkie łapki owijają się na tyłach. Piękny to moment, każdy bard opowiadałby tę historię, jako symbol czystości dziecięcej. Każdy, który widziałby ją na własne oczy, jednakowoż poza Osą i dzieckiem nikogo tutaj nie ma. Cichy skowyt ponownie gości, wzruszenie miękczy krwisty mięsień, zatem oddechy zdają się być coraz głośniejsze.
Sytuacja wymagała poszanowania, lecz profesjonalistka nie może zezwolić na powrót histerii. Ryzyko, że ktoś ich usłyszy było ogromne. Dlatego sięga po kawałek domowego wypieku. Ciasto z kuchni Srebrnego Fortu, wypieczone przez czcigodną Barbarę, ulubienicę Vespery.
Ogólnie nie można stwierdzić czy widok ciasta uspokoił chłopaka, czy było to wiercenie, które musiała sprawić, ażeby posiąść drożdżówkę z majestatu podróżnej torby. Najoględniej mówiąc, chłopiec zaprzestaje uścisku, jednocześnie wchodząc w klęk przed Vesperą. Usytuowane odgórnie dłonie niosą ciasto, które momentalnie wypada z rąk. Wartki miot trafia w dłonie kobiety, tym samym wybijając wypiek. Ciasto przelatuje pod granice ciemności, zaś Osa nie może otrząsnąć się z osłupienia. Bachor uderzył ją w rękę. Jak tylko zwróci ku niemu wzrok, dostrzega nienaturalne przeobrażenie w sferze twarzy. Oczy zmieniły koloryt z białego na czarny, jakoby znachor wstrzyknął do gałki atrament. Zaś tęczówka wyblakła. Całe ciało robi się jeszcze bardziej blade, aż tchnęło chłodem. Chwilę po incydencie, ujawniony pomiot otworzył usta, parskając jak rozwścieczony kot. Drażniący uszy syk na tyle przestraszył Osę, że pochyliła się do tyłu, upadając. Wszystko dzieję się tak szybko, nie mija kolejna sekunda, a pierwotne odruchy podnoszą ją z podłogi. Niestety znajduje się dostatecznie blisko monstrum, aby być w jego zasięgu. Potwór nie omieszkał o tym zapomnieć, przeto dopada szyi niewiasty. Nie w zwyczajny sposób, błyskawicznie wznosi się w przestworza, jakby zamiast nóg miał członowane odnóża pasikonika. Trajektoria lotu obrana jest w taki sposób, iż lądowanie odbywa się na barkach inwkizytorki. Mroczny pomiot zasiadł "na barana", nogami oplatując kark. Z kolei obślizgłe łapska wtapiają się we włosy, szarpiąc je niemiłosiernie. Krzyki, piski i ból dochodzą od teraz z korytarza. Tylko w jaki sposób walczyć z czymś, co szamota się na twych plecach, a jeden nieprzemyślany ruch może doprowadzić do złamania karku?

Spoiler:

Re: Zapuszczone ziemie.

26
Vespera nigdy nie miała podejścia do dziatwy, fakt ten jak gdyby od dawien wpisywał się w jej osobowość. Obecna sytuacja stanowiła najlepsze potwierdzenie owych słów, otóż bowiem zawżdy niezłomna inkwizytorka teraz dosłownie dała sobie wejść na głowę. W obliczu takiego obyczajowego rozkiełznania należało odłożyć na bok bezstresowe wychowanie, a destruktywny permisywizm zastąpić konserwatywną ręką zakonnej pedagogiki.

Karny jeżyk nadciągnął niespodziewanie, wytrząśnięty z rękawa Czarnej Osy w postaci niewielkiego ostrza - wszak zbyt to była delikatna sprawa, by ryzykować szastaniem sztyletem w obrębie jej karku. Chwyciwszy precyzyjnie w dłoń kawałek metalu, wycelowała nim w bok cielska potwora, by szpikulcem przeryć całą jego długość w dół. Wszystkie kończyny stwora były zajęte, toteż tuszyła, iż z powodzeniem wykona tenże element planu, a jeśli nie w bok, to ostrze zanurzy choćby w brzuchu lub plecach paskudy.

Zamyśliła bowiem, że kiedy pokraka otrzyma długą ciętą ranę, na chwilę poluzuje swój uścisk, a wtenczas Vespera rozewrze jej skrzyżowane nogi. Jeśli potwór po zadaniu mu obrażeń choćby na sekundę przestanie tarmosić jej włosy, inkwizytorka nie puszczając jego dolnych kończyn wykona lekki przechył, a potem postara się przerzucić go ponad swą głowę, by upadł na ziemię. Natomiast w razie dalszego szarpania włosów, ostrożnie balansując ciałem nadal będzie zadawać mu rany cięte… a potem pomyśli, co dalej. W duchu modliła się jednak, by nie doszło do tego ostatniego, najgorszego scenariusza.

Finalnie mogła jeno zganić samą siebie za bezmyślną empatię. Nie dziwota, że niekiedy starszym inkwizytorom przypisuje się serca z kamienia… Gdy człowieka za dużo bezecnych wynaturzeń na drodze spotyka, dusza jego nieodwracalnie hardzieje.
Obrazek

Re: Zapuszczone ziemie.

27
Skrytym gestem wyciągnięto klingę - wymiar sprawiedliwości. Nigdy obiektywny, wręcz przeciwnie, zawsze przesunięty ku pasmom wewnętrznych pobudek. Tak dziś manewruje smukła dłoń rękojeścią ze stali. Ostrze ochoczo balansuje pomiędzy palcami, aż nadejdzie chwila, w której nie będzie miało niczego do powiedzenia, albowiem zewnętrzna siła ogarnie je w całości. Klamka zapada zgodnie z ruchem zaciskającej się pięści. Uchwyt został przechwycony całkowicie, nikt tego nie kwestionuje. I nikt nie jest świadom nadchodzącej zasadzki, bo cel uświęca środki, a w porze niepokoju chwytasz się wszelakich zagrywek, chociażby tych najpodlejszych.

Z przedłużonym o naście miar ramieniem, kruczowłosa bić będzie w plugastwo nieczyste. Rychło, co galopem podnosi kończynę, jednocześnie kalkulując docelową metę sprintera. Raz, dw... Czarna spuścizna o konsystencji ludzkiej krwi ścieka po wąskim ramieniu inkwizytorki. Piekielny smród drażni receptory w nozdrzach, jakoby wąchano najohydniejsze szczyny świata. Zaś do uszu dobiega cichy skowyt poległego antagonisty. Trafiony-zatopiony chciałoby się rzec.

A tonący brzytwy się chwyta, by chociaż z tej sceny zejść niepokonanym. Widzisz tylko to, co chcesz widzieć. Jak życie może być takie, jakie chcesz by było, skoro ograniczasz wolność innych?
Cały świat bazuje na empirycznych naukach, toteż oczywiste, iż akcja wywoła reakcję. Ostatnia wola dziecka ma być uszanowana przez Usala, dlatego poza piskiem z gardzieli słychać będzie jeszcze jeden zabójczy brzęk. Krótki pyk ocieranych o siebie nasad kostnych. Błyskawiczny skręt rusztowania ciała, po którego uszkodzeniu opada ono niczym burzona forteca. Kolana trzaskają o kamienisty parkiet, ciągnąc za sobą resztę. Leżysz bezwładnie, pozbawiona władzy nad samą sobą, gdy chwilę temu decydowałaś o czyimś życiu lub nieżyciu. Teraz rozumujesz, bo szum w uszach nie przestaje cichnąć. Centrum logistyki wciąż pracuje, chociaż ciało odmawia posłuszeństwa. Oczy widzą poległego obok dzieciaka z klingą w brzuchu i flakami na wierzchu. Ależ co to? Nie zamykasz oczu, gdy obraz mizernieje w perspektywie czasu. Czy to?
Tak, to twoja śmierć...
Spoiler:

Re: Zapuszczone ziemie

28
Minął kolejny dzień, a ty jesteś tu sama. Jak tak może być, że on skończył z tobą. Nigdy się nie pożegnał. Niech ktoś powie, dlaczego!
Czy musiał odejść i zostawić twój świat takim chłodnym?


Bo chłód zakradł się od strony stóp, cierpkim ruchem przechodzi od pięt po szyję, aż ostatecznie skacze do twych oczu. Zlodowaciałe łzy stają się coraz bardziej zmącone, toteż gaśnie ostatni promyk nadziei, ostatni błysk w oku. Tłamszone ogniki podrygują po raz ostatni, walcząc z nieuniknionym. Nie zamknęłaś oczu, a i tak przyszła ciemność.


Ale w czeluściach otchłani dusza widzi bez pomocy wzroku. Dostrzega drogi kręte, niepojęte. Widzi rzeczy małe i duże, stare i młode.
Ściany oznaczone deseniem karminowych wężyków cieknących z sufitu. Wyłaniają się z krawędzi tylko po to, żeby ściągnąć je w dół. Kiedy tylko poczną spływać, płoną. Cieknąca ze ścian krew, która bucha żarem bez ustanku. Czy to piekło? Na pierwszy rzut przypomina koszary zakonne, ale im więcej widać, tym bardziej odbiega to od pierwowzoru.


W centrum widnieje okrągły stół z zajętymi przez przeróżne osoby krzesłami. Wszystkie są odrażające, spasione i obleśne. To jedyne cechy wspólne, albowiem pod względem pozostałych kryteriów różnią się diametralnie. Skrzydła ze szponami, gadzie języki czy szczurze ogony. Samce oraz samice. Istoty ludzkie, jak i nieludzkie, wszystkie walczą o białego baranka ze stołu. Wzajemnie podkładają sobie świństwa, wbijają noże w plecy, odciągają pozostałych byle jak najdalej. Sprytniejsze dziwactwa zakradają się od strony nijakiej, gdzie ukradkiem odcinają nóżkę barana centymetr po centymetrze. Odważni mężowie w lśniących zbrojach z eksponowanym na pokaz krzyżem biją humanoidalne istoty po twarzach. Wszyscy mają zdeformowane buzie, jakoby nikt nie był prawdziwie piękny. Ależ nie, są i cudne dzieci, które proszą o chociażby kęs zwierza.
W końcu ktoś chwyta jedno z nich, przez co przerażone ściąga maskę, pod którą kryje się otyły diakon. Ci także zaczynają walczyć. Wszyscy walczą, a pośród nich żywy baranek, który już nawet nie beczy o pomoc, bo znikąd pomocy.


Ktoś chwycił za ramiona. Obraz nędzy i rozpaczy oddala się coraz bardziej, aż finalnie nie widać niczego, poza maleńką czerwoną plamą pośród bijącej jasnością bieli.
Leżysz w tej bieli bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Oczy również są bezwładne, tak samo jak i uszy wraz ze wszystkimi zmysłami. Pomimo tego, w niewyjaśniony sposób odbierasz bodźce z otoczenia. Bo przecież słyszysz pomrukiwanie z głębi bieli. Coś szepcze ci do ucha mówiąc:
Jak miłość mogła tak przemknąć? Nie masz miłości, zatraciłaś ją. Czujesz pustkę i brak Ci wiary i sił, by oddychać.
Ale chcę ci powiedzieć, że może być lepiej. Masz wielkość we wnętrzu siebie! Wystarczy stanąć ponad strachem i przywołać anioły z serca do serca.
A teraz wstań, bo nie jesteś sama.
Jestem tu z tobą
Choć jesteś tak daleko
Zawsze jesteś w moim sercu
Nie jesteś sama



Biały pokój zmniejsza objętość w ułamkach sekundy, znika on, czerwona plama i głos. Ginie wewnątrz wiru, który wprowadził inny nurt. Plusk! Oko mrugnęło. Plusk! Brew zadrżała. Plusk! Strzyknął staw. Wszystko po staremu, leżysz na chłodnej ziemi w lochach, tuż obok poległy pomiot, a nieopodal pochodnia. Zniknął miecz, którym zabito chłopca. Czy to się stało naprawdę? A może to zwykły sen? Tylko gdzie jest ten przeklęty oręż?
Pochodnia traci płomień, lepiej się śpieszyć. Zostało mało czasu, a korytarz zdaje się być jeszcze długi.

Re: Zapuszczone ziemie

29
Ad mortem festinamus...

Czemu serce wypełnia żałość nieprzebrana? Czemu czernią spływa krew na mym ramieniu? Świadomość wzbiera w mroku nad gasnącym truchłem, czas dłużej nie bytuje u progu żywota. Wyostrzone zmysły z trudem pojmują ostatki rzeczywistości, gdy ciemne krople strugami żgają boleść młodej duszy. Stracona to potyczka z mrowiem obojętności, gdyż swąd śmierci smętarnym zimnem szatkuje bezwładne kończyny. Iskra życia tli się wraz z ostatnim widokiem pochodni, a ta coraz wolniej dogorywa na podłożu - żagiew wiary, którą unicestwić mogła jeszcze niejedno kacerskie istnienie. Zamierają słowa w krtani niewypowiedzianego żalu, urywa się wątła nitka niespełnionego przeznaczenia.
A potem przyszła już tylko indolencja, i nie ostało się nic prócz ciemności.

... peccare desistamus.

Krótkie życie tak niespodziewanie się kończy, śmierć przybywa nagle do tych, którzy nie szanują innych. Śmierć niszczy wszystko i nie ma miłosierdzia, nie przyjmuje supliki ni kontestacji. Idę do Ciebie, myślała spowita cieniem Vespera, czekając poza nieistniejącym czasem na nadejście Jego. Wyczekiwała, lecz On nie nadchodził, a mrok przybierał kształt nadziei, co wychynęła w godzinie jutrzni z cichego zmierzchu rozpaczy.

I zoczyła wtenczas Vespera mury Srebrnego Fortu, atoli zrozumiała, iż nie są one święte, lecz przez Boga przeklęte. Próżno było szukać oczyszczenia w tym kaduczym profanum, płomień palił świadomość i winę rzezał krwią w bezecnych sumieniach. Przestrach targnął duszycą, żal i niezrozumienie, jakże to jej żywot mógł zasłużyć na wieczne potępienie. I ujrzała służka pańska stwory jakoby z iluminacji ksiąg wyjęte, grzechów personifikacje i świętokradztwa żywe a niepojęte. Nieprawda! Przestańcie!, pragnęła krzyczeć zlękniona dusza całym swym jestestwem, gdy oni pławili się we wszeteczności przy stole grzechu. Horrendum narastało, ból przeszywał jej istotę, w paroksyzmie cierpienia czuła kolejne piętna katowskiego żelaza przewiny. Dla tych bowiem, którzy żywot służbie boskiej poświęcają, nie ma gorszej udręki niźli boleść duszy. O Sakirze, czemu nie pozwolisz przejść do swego królestwa jako błogosławiona?

I wtedy, gdy kres sił wobec niepomiernego grzechu zdawał się bliski, biel nastała i ozwał się Głos, który ukoił cierpienie. Głos, który dodawał otuchy. Głos, którego mogła słuchać przez wieczność. Nie jestem sama. Wstanę. Świat zawirował, a chłód wiekuisty zastąpiło zmysłowe poczucie zimna posadzki. Vespera z wolna uniosła się do pozycji siedzącej, niespiesznie ruszając każdą kończyną, jak gdyby nie dowierzając, iże znów ma nad nimi kontrolę. Sen to czy oścień śmierci? Gdzież to ostrze, którym straciła pomiot? Czasu tak mało, pytań zbyt wiele. Zdawało się, jakby dekady minęły od feralnej walki, a przecież cielsko stwora jeszcze ciepłe, tedy ledwo co chwila po jej własnej śmierci, od której boski Sakir uchował. Owa eksperiencja krwawym żeleźcem wbiła się w duszycę Osy, ostawiając w niej zarówno pragnienie gorliwszej służby Bogu, jak i palący gniew na to, co z bólem ujrzała w piekielnym widzeniu.
- Sakirze, Panie mój, miłuję Cię całym moim sercem i dziękuję za Twą opatrzność. Chroń mnie dalej podczas tej wyprawy – wyszeptała, chwyciwszy pochodnię z posadzki i poderwawszy się na nogi. Na ofiarniejsze podziękowania przyjdzie jeszcze dogodniejsza chwila w zamkowej kaplicy.

Czas obudzić się z niewłaściwego snu o śmierci. I choć gdzieś na dnie jej świadomości wciąż czaiły się pokraczne stwory z pośmiertnej wizji, Vespera ruszyła w głąb korytarza, gotowa zgładzić ku chwale Sakira wszelkie plugastwa, które tym razem poważą się stanąć na jej drodze.
Obrazek

Re: Zapuszczone ziemie

30
Konformistyczny głos wygłosił mowę i sprowadził teatralne wizjonerstwo, by jego wierna służebnica, jedyna oddana intencjom Pana, jedyna w pełni lubująca najświętszy kodeks, jedyna gorliwa i tylko ona czysta od plugawych pokus rzeczowych tudzież cielesnych, poprowadziła zbłąkaną owcę ku ścieżce prawa i sprawiedliwości. Apoteoza z ramienia patrona wojny szlachetnej działa kojąco na wszelakie urazy przeszłości, wliczając ubytki prawdziwe, jak i te astralne.
Struga życiodajnej wiary obligatoryjnie wymusza podążanie w nieznane, albowiem światło Pana mrok rozświetli w trwodze i zatraceniu..


Repertuar sił, z którym obcowała zakonna rekrutka poinstruował ją do następczej infiltracji mrocznych lochów. Dzierżona w dłoni pochodnia odpychała plugawą ciemność tam, gdzie stała służebnica Pańska, atoli duch jej moc rozniecenia miał tak ogromną, że czerń stłumiłby w nic nieznaczący okruszek. Loch wyciągał się, a ona zapominała o tym, co za plecami, bo za nimi szła ciemność – grzech ją studiować, grzech.


Próżny trud – szło myśleć kobiecie, odkąd podziemny szyb zdawał się nieskończonością. Syzyfowa praca, bo chociażby stawić milion kroków i tak otoczenie inertne zostanie. Przed i za mrok. Chciałoby się parsknąć lekceważąco, ale kto wątpiłby w słowa Pana. Nie wątpiła, ażeby zostać nagrodzoną, wszak nic nie może wiecznie trwać, jak mawiał pewien zakonny erudyta.
Tak też schyłek uchyla się przed rozwidleniem, jakie w gruncie rzeczy kreuję pokaźną salę z szarego kamienia. Trącą chłodem i wilgocią ściany oraz podłoże. Rozwidlenie jako tandem powiązanych korytarzy imituje serce, z którym związane są naczynia niosące żywotny płyn.
Ścieżek od niego jest kilka, jedne większe a inne mniejsze. Sam pośrednik zajmuje areał godny miejskiej chaty. Wszystko wybrukowane z dostojnymi posążkami niewidzianych wcześniej istot.
Jakoby małe kreatury o różnorodnych modyfikacjach twarzy, kończyn. To też jest ich niewiele, dużo tutaj niezagospodarowanej pustki. Ona z kolei nadaje klarowny wgląd w samo pomieszczenie, jak i także jego rozgałęzienia. Dlatego po uprzedniej analizie wizualnej, zakonna Osa postanawia zwiedzić lokum. Interesuje ją zwłaszcza mały zakątek, gdzie kończy się wpływ ludzkiej architektury, a powraca matka natura – glina wraz z zbitym piaskowcem. Cóż za dar od losu, że właśnie tam zajrzała. Toż to składzik lub coś podobnego. Pełno stołów dębowych, beczek i skrzyń. Vespera zna swoje zadanie, zatem na łapu capu pobiera pomniejsze artefakty. Niestety jej torba ma ograniczone dno, przeto ilość zbiorów będzie skromna. Tak czy owak w ręce rekturki trafia kilka złotych i srebrnych figurek o przeróżnych kształtach. Powiedziałaby kto, że nieliczne mają detale rodem z kaplic samego Sakira. Ażeby łup był zróżnicowany, Vespera chwyta za słomiane kukiełki, rzemykowe łańcuszki z dodatkami kości, palców lub wilczych kłów. Jak na młodą intelektualistkę przystało w jednej ze skrzyń doszperała się zwoju, a i rozlatującą księgę skądś wytrzasnęła. Podczas opuszczania pomieszczenia na ziemi dostrzega miedziany sygnet z smolistym kamulcem w środku. Ochoczo kuca, sięgając po zdobycz. Ponownie trafiła do komnaty przejściowej, skąd niepojęty głos nakazywał uciec prędko. Vespera rozejrzała się po raz ostatni. Z lewej strony biegły trzy korytarze w ponurym klimacie, rodem z miejskich opowieści. Pomiędzy dwoma pierwszymi stało obfite zwierciadło. Wielkie na dwóch chłopów, tak że kilka osób mogłoby naraz się przeglądać. Jego powierzchnia była idealnie gładka, lecz nietypowa. Światło pochodni nie odbijało się w tafli, tylko w niej ginęło. Vespera poczuła mrowienie w karku, ktoś kazał jej iść, dlatego odeszła.


O trwogo, że pomysł tej szaleńczej eskapady nie obejmuje szybkiego powrotu do siedziby zakonu. Vespera ponownie zmuszona była do pokonania trasy równie niebezpiecznej co nudnej. A to dlatego, że mogła umrzeć przez rutynę lub za sprawą czającego się dookoła zła. Wcześniej wynaturzenie pod postacią dziecka próbowało podarować służebnicę Usalowi. Fortunnie służy innemu patronowi, toteż łapska pana śmierci nie sięgnęły jej skromnej osobistości.
Obawiała się powrotu przez komnatę, gdzie spoczywało już chłodne ciało chłopca. Było wysuszone na wiór, a skóra zapadła się, jakoby coś wyciągnęło z niego wszelkie wnętrzności. Był to okropny widok, na tyle obrzydliwy, że bez chwili zastanowienia wskoczyła wgłąb glinianego tunelu. Gdyby nie przepaść, naturalne przejście byłoby najbezpieczniejszym odcinkiem podziemnego szlaku. Zero ukrytych przejść, pajęczyn i tym podobnych detali. Tylko glina, ubity piaskowiec i Vespera z przygasającą pochodnią. Płomyki malutkie, chwiejne i drgające, a światło ich ciemniało. Nie oznaczało to niczego dobrego zwłaszcza, że nadszedł czas przedostania się na drugą stronę tunelu. Prymitywny most, jako połączenie dwóch stabilnych zaczepów liną, wcześniej umożliwił kobiecie oszukanie śmierci i przedostanie się nad przepaścią. Tym razem było podobnie. Zakonna osa pełzała wzdłuż liny, ocierając się skrzyżowanymi nogami oraz podciągając rękoma. Pochodnia została na ziemi, zaś jej żywot dobiegł końca, jak tylko zdyszane łopatki Vespery wylądowały po drugiej stronie. Z podwyższonym tętnem czuła łomotanie serca wraz z napływającą falą gorąca, nie był to wynik zmęczenia, a stresu, który towarzyszył translokacji nad przepaścią. W dodatku gasnąca pochodnia. Jednakże ostatni płomyk maleńki i słaby zatańczył kilka okrążeń na pożegnanie kobiety. Kobiety otrzepującej resztki piachu z siebie, odchodzącej w murowane kanały. Wielce się owo miejsce inkwizytorce podobało, była niedaleko wyjścia. To tutaj rozwiązała układankę gwiazd, otwierając tym samym kamienne wrota. I do tej pory pozostały otwarte, gościły wchodzących, a wychodzącym umożliwiały opuszczenie siedziby heretyków. Wyczerpana, znużona brakiem snu, którego nie rekompensowały nerwowe drzemki w trakcie wyprawy, taka szła dalej. Pokonała kolejne mury, zatracające się w niechlujności matki natury. Było blisko, korzenie przebijały się do wnętrza. Wiedziała, że zaraz ujrzy światło dzienne. Próby wspinaczki zdawały się katorgą z piekła rodem. Ostatecznie jednak dotarła na szczyt, skąd odsłoniła pęk kolczastych krzaków, a fala jasności przewierciła jej oczy. Źrenice stały się małe, nie pozwalając dostrzec otaczającego świata. Potrzebowała chwili, żeby spojrzeć na las. I zaskoczyło ją to, że był zielony. Biały puch zniknął, pozostawiając wyłącznie wilgoć. Cóż się stało przez te kilkanaście dni, kiedy przebywała pod ziemią. Cóż za reorientacje zaszły na świecie, co ją ominęło? Pewne jest tylko to, że odejście zimy było wyłącznie początkiem następczych zmian.


Usłyszwszy wołanie pani, kary wierzchowiec zaryczał donośnie pomagając określić swoje położenie. Dotarła do niego wartko, gdy tylko uporała się ze stertą badyli i bagiennym podłożem. Na tym obszarze roztopy nigdy nie powodowały aż takich modyfikacji gruntów. Koń zabełkotał coś pod nosem, jak go dosiadano. Był wychudzony, flejtuchowaty i cherlawy. Nie dziwota, w końcu pozostawiono go na kilkanaście nocy samotnego, uwiązanego. Zwierze żywiło się korą drzew, resztkami pozostawionymi przez właścicielkę i wszystkim innym, co znalazło się w jego zasięgu.
Sam jeździec także był głody, wszystkie zapasy zużyła w podziemiach, a jeszcze czekała na nią wyprawa nadziemna. Gdyby rozwiodła się nad marnym losem w tej chwili, być może nie dożyłaby jutra. Przeto pięta załaskotała podbrzusze wierzchowca, zaś ten, jak batem strzelił pocwałował na złamanie karku. Opuścili areał lasu, kolejno wkraczając na stabilny grunt wiejskich szlaków.
Transport nie odbył się bez noclegu. Postoju niezbędnego im obojgu, bo chociaż w sercach siły mieli sporo, to ciało usychało. I nastał wiekopomny dzień, podczas którego inkwizytorka ujrzała wieże Srebrnego Fortu, bowiem tam się zmierzała.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia prowincja”