Re: Zapuszczone ziemie

46
Argen czekał z niecierpliwością, aż lord przeczyta krótką wiadomość. Spojrzał po pobrużdżonych twarzach jeźdźców, którzy bacznie obserwowali rozwój wypadków. Wyglądali na mężów zaprawionych w bojach, możliwe że Argen miał przed sobą samą gwardię przyboczną Kussmaula. Wyglądało na to, że wszyscy znali historię, którą głosił ich dowódca. Jeden ze zbrojnych przypatrywał się uważniej niż reszta, opierając podkute buty w metalowych strzemionach. Czy wyglądali bardziej na popleczników Aidana czy Jakuba? paranoja człowieka, któremu opróżniono głowę z wszelkich wspomnień i kontekstu znowu dała o sobie znać.

Argen otrząsnął się z zamyślenia gdy lord zacietrzewił się nieco. Oczywiście miał rację, to młodzieńczy zapał chciał wskoczyć na konia i wiać niczym wiatr do Wiloborów i wyciąć wszystkich jedną szablą. Ale teraz miał inne możliwości, potencjalnie mógł zawrzeć nowe sojusze.
- Wybacz mi lordzie, ale krew się we mnie gotuje gdy dowiaduję się że jednak mam dom, w którym śpią obcy. - powiedział obniżonym tonem, jednak w głosie wciąż grała nuta niecierpliwości. - Nie wiem jak mam dziękować! - dodał gdy usłyszał propozycję.
- Lordzie Kussmaulu, proszę mi wybaczyć ale z moją pamięcią nie jest najlepiej. Znasz mnie, jednak Twoja twarz jest dla mnie obca. Chciałbym wiedzieć komu i czyjej kompanii jestem dłużny. - powiedział po chwili. Argen chciał wiedzieć czy ma do czynienia z oddziałem partyzanckim czy właścicielem ziemskim. Jasnym było, że lord pałał niechęcią do Jakuba, a jeżeli to ludzie księcia spali pod jego dachem to mieli wspólnego wroga. Co prawda reszta konnych nie była tak wokalna w swoich przekonaniach jak ich wódz, wszakże dlaczego mają nadstawiać karku dla obcego włóczęgi?

- Dziękuję lordzie, zróbmy to razem. Ale muszę zobaczyć moją wieś, nawet jeśli nie wejdę tam dzisiaj. Wskaż mi drogę, zrobię wstępny rekonesans i spotkamy się pod Puszczykowem. Znam drogę. - zaproponował odbierając list do Anyi od dostojniejszego z jeźdźców i schował go do kieszeni.
Spoiler:

Re: Zapuszczone ziemie

47
Słońce zdążyło wspiąć się na niebo dopiero w jednej czwartej, kiedy lord Kussmaul tłumaczył młodemu podlotkowi, kim jest. Starszy weteran gotowy był już jechać, gdy młodzieniec postanowił odejść od kampanii. Planował udać się do rodzinnej posiadłości, a potem dalej - do Puszczykowa, gdzie znajdowała się twierdza będąca jedną z posiadłości lorda Kussmaula. Starzec chybko wyperswadował młodzieńcowi tę decyzję.

- Od Wilborów dzieli Cię kilka dni drogi, chłopcze - wycedził chrapliwym głosem, wsadzając nogę w strzemię swojego jabłkowego ogiera. - Moja twierdza w Puszczykowie jest pod drodze. Jedź ze mną. Tam się przegrupujemy, powiadomimy sojuszników. Mam mapy, coby odpowiednio przygotować natarcie.

Ciężko było odmówić lordowi logicznego przemyślenia tejże sprawy. Chociaż łeb miał żelazny, tym razem mówił rozsądnie. W miarę upływu czasu Argen mógł wyczuć coraz większą irytację ze strony Kussmaula. Przyboczni wydawali się tak przerażający i obcy, jakby byli zwierzętami przebranymi w ludzkie skóry.

Pozostało posłuchać się starszego, dosiąść klaczy i ruszyć do twierdzy w Puszczykowie.

Dobrał czarnego wierzchowca, który całą drogę podążał za ogierem Kussmaula. U boku pasa bujał się stalowy miecz jednoręczny obosieczny, z wypalonym symbolem Wiloborów na stylisku - jak się okazało. Do tego średniej wielkości tarcza z metalowym szkieletem, obita dębowymi deskami w wymalowanym godłem rodziny Argena.
*** Puszczykowo

[img]https://i.imgur.com/idE4tg2.jpg[/img]
Kiedy wreszcie słońce zeszło nisko nad ziemię, lord Kussmaul klasnął w dłonie i umilkły wszelkie głosy. Lord podniósł się i zsunął z siodła, wręczywszy konia paziowi ze stodoły pod fortecą. Byli na miejscu, lecz rozładunek zajął im dobrą chwilę. Pomogli rozsiodłać konie, napoić je, a także załatać dziurę w stajni.

Do fortu weszli, gdy na niebie ukazały się pierwsze gwiazdy, pozostawiając za sobą trawiaste pola z wiatrakami. Lord Kussmaul nie odezwał się do młodzieńca ani słowem i przez cały czas kroczył bardzo żwawym tempem.

- To twoja izba - wskazał palcem na solidne dębowe drzwi po prawej, oddalone kilkanaście stóp od rozwidlenia, w którym się znaleźli. - Umyj się, a potem oczekuję ciebie wyżej na kolacji.

Lord Kussmaul oddalał się w przeciwnym kierunku. Przeszedł korytarzem pełnym małych okiennic, jaki prowadził do krętych schodów z kamienia. Po drodze napotkał drobnego rudzielca. Wymiana zdań między właścicielem włości a podwładnym rozniosła się echem, że sam Argen wszystko usłyszał.

- Czy moje córki już przyjechały?

- Vada jest tutaj od trzech nocy.

- A Hana?

- Przyjechała dzisiaj rano.

- Miała przybyć z Vadą!

- Pani udała się na polowanie, co zajęło jej trochę czasu.

- Powiadom je, że mają zjawić się na kolacji.
- oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Kussmaul udał się na górę z parobkiem.

W tej samej chwili inni służący rozpalali świece w kandelabrach. Na korytarzu zrobiło się jasno, lecz od ścian tchnęło zimnem, którego nie godziły ani ciężkie onuce, ani gobeliny. Może w komnacie byłoby cieplej - pomyślał.

Przesunąwszy dębową płytę izby, do której polecił mu udać się sam lord Kussmaul, oślepił go blask jakiego nikt by się nie spodziewał. I nie był to blask świec, chociaż te płonęły na kolistych stolikach i na ścianach pełnym płomieniem. Dużym i jakby się zdawało gęstym. Był to blask iście nieziemski. Przy toaletce siedziała smukła, lecz rosła kobieta. Jej złocisty warkocz przepleciony był karminową chustą. Na szerokich jak na płeć piękną barkach nosiła niedźwiedzie futro, jakie okrywało część białej koszuli z dużymi metalowymi guzikami w odcieniach brązu. Spojrzał w dół, a tam, szerokie biodra idealnie podkreślające wąską w pasie talię. Okrytą ciemnoczerwoną suknią z żółtymi wykończeniami grubej nici. Mogąca odetchnąć pełną piersią dziewka powstała nerwowo, a wtem ujrzał nieelegancko przyciemnione oczy dookoła. Czerń farby podkreślała szare oczy od boków i powiek.

- Hana Kussmaul - odparła pochylając głowę i kłaniając się niezbyt elegancko. Była piękna, świeża a w tym nieudanym geście słodka, jak świeża róża skroplona poranną rosą.

- Co sprowadza Pana do mojej izby? - spytała odsłaniając śnieżnobiałe zęby i przesuwając piegi na cudownie wyeksponowane kości policzkowe.

Re: Zapuszczone ziemie

48
W rzyci to mam, muszę tam jechać choćby i miałoby to zająć miesiąc! Argen pomyślał w swoim młodzieńczym zapale. Nie chciał słuchać głosu rozsądku, wolał pędzić z wiatrem we włosach na spotkanie przeznaczenia. Wszakże intencje miał szlachetne, uczcić dopiero co odzyskaną pamięć swojej rodziny i wymierzyć sprawiedliwość stalą.

Jednak jeżeli było coś czego Argena nauczyło życie na trakcie, to że trzeba mierzyć siły na zamiary. I choć lord Kussmaul brzmiał niezwykle nudnie w swoim rozsądku i trzeźwości myślenia, Argen musiał powściągnąć swoje zapędy. Wszakże co mu to da jeżeli wjedzie do Wiloborów wymachując szablą skoro strąci go z siodła pierwszy celnie posłany bełt? Straci wówczas swoją szansę na zemstę. Potrząsnął głową na znak zgody i zaciskając szczęki dosiadł wierzchowca.


Droga upłynęła w milczeniu. Argen miał czas by ochłonąć i oswoić się ze świeżymi nowinami. Rows. Jednak miał nazwisko i rodzinę, choć dawno zdążył już w to zwątpić. Twoi bracia. Twoja siostra. Pamiętasz ich? Jesteś Argen Rows, najmłodszy z tego rodu słowa lorda kołatały mu się po głowie i choć taka wizja z początku wydawała mu się conajmniej abstrakcyjna, kiedy już się z nią oswoił poczuł zalążek radości. Jakby poczucie smutku i osamotnienia, które towarzyszyło mu przez ostatnie miesiące uniosło się nieco. Nieco, bo nie wiedział jak potoczyły się losy jego najbliższych i czy spotkała ich krzywda z rąk księcia Jakuba.

Argen wysunął odrobinę miecz z pochwy zwisającej przy siodle, by móc się lepiej przyjrzeć symbolowi Wiloborów. Kciukiem dłoni, która trzymała rękojeść potarł godło czując wypalone bruzdy pod skórą. Nie wiedział jaki los spotkał jego rodzinę, ale wiedział że to nie był jeszcze koniec ich historii.

***
Niebo chyliło się już ku zachodowi, gdy dotarli do włości lorda. Argen obserwował z siodła wieśniaków krzątających się po polach i między wiatrakami. Wyglądali na mocnych ludzi, niezaniedbanych przez swoich panów. Świadectwo temu dał sam lord osobiście pomagając przy załataniu dziury w stajni. Był to drobny gest, ale mówił wiele o tym jakim władcą był Kussmaul.
Argen również pomógł przy naprawie, zaraz po tym jak zdjął siodło, wyszczotkował i nakarmił swoją klacz.

Gdy wypełnili swoje obowiązki, Argen przytroczył swój miecz do pasa i ruszył za lordem wewnątrz fortu. Młodzieniec zdążył się zorientować, że Kussmaul nie lubił zbędnego kłapania gębą, więc milczał dopóki lord nie odezwał się pierwszy.

Argen skinął głową na znak, że zrozumiał instrukcje. Otworzył już usta by zapytać czy wiadomo coś na temat sojuszników, którzy mieliby ich wesprzeć w odbiciu Wiloborów o czym zostało wspomniane wcześniej, jednak nie miał okazji ponieważ lord odwrócił się na pięcie i odszedł wgłąb korytarza.
Uwagę Argena zwrócił rudowłosy młodzieniec, który wyszedł na spotkanie gospodarza. W momencie gdy zaczęli rozmowę, Argen ruszył w kierunku wskazanych drzwi nie chcąc podsłuchiwać prywatnej rozmowy, jednak kamienne ściany fortu i tak doniosły ich słowa do uszu bohatera.

Informacja o córkach lorda i jego chęci w uczestnictwie w kolacji nie była niczym nadzwyczajnym. Argen był przecież gościem lorda, etykieta nakazywała odpowiednie przedstawienie najbliższych członków rodziny. Jednak w głowie młodzieńca pojawiła się hipoteza, jakoby Kussmaul mógł mieć ukryte zamiary wobec niego, o których jeszcze nie wspomniał.

Jednak gdy przekroczył próg wskazanej izby te myśli szybko uleciały. Chłopak zdębiał początkowo, dopiero po kilku sekundach odzyskując rezon skonsternowanym chrząknięciem.
- Argen. Rows. - dodał swoje nazwisko po dworskim ukłonie, nowe miano najwyraźniej nie osiadło jeszcze na stałe w psychice młodzieńca. Hana Kussmaul to musiała być jedna z córek lorda o której rozmawiał na korytarzu z rudzielcem.
- Proszę mi wybaczyć Pani, musiałem pomylić izbę do której pokierował mnie lord. - odparł, ani trochę nie skrępowany. Choć powiedział co innego, był pewien że wszedł do właściwego pomieszczenia, więc Hana musiała tutaj być celowo.
- Mieliśmy się poznać na kolacji, ale widać los wolał inaczej. - powiedział uśmiechając się, choć nie tak szeroko jak jego rozmówczyni. Argen wciąż stojąc w progu, obejrzał się za siebie na korytarz jakby szukając wzrokiem odpowiednich drzwi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia prowincja”