Re: "Stary Topór"

31
Callisto ruszyła za dziewczyną zostawiając Raswalda samego na dziedzińcu. Ostrożnie ruszyła za stodołę, sprawdzając czy nikt za nią nie idzie. Wytężając oczy w mroku zobaczyła, że jedna z desek jest uchylona. Tak jak podejrzewała, dziewczyna weszła do środka. Ona również wsunęła się do środka, uważając by nic jej nie zaskoczyło.

Światło w środku dawały dwie lampy. Elfka ostrożnie wysunęła się zza pustego boksu. Klatka stała na swoim miejscu lecz wydobywały się z niej złowieszcze odgłosy. Krzyki z zewnątrz widocznie denerwowały strzygę. Wszystkie konie stały na swoich miejscach, nerwowo przebierają kopytami. Oxer również tam był, stał w pierwszym boksie przy wyjściu. Elfka zobaczyła Adrię. Klęczała obok rannego starca, uważnie oglądając jego plecy.
- A jesteś. Powiedz... jak bardzo zależy ci na tym pijanym rycerzyku? Zobacz. - powiedziała patrząc na Callisto - No chodź, przecież Cię nie zjem. Zapomnijmy o tym co się stało przed chwilą.
Dziewczyna wstała i podeszła do klatki. Uważnie obejrzała zamknięcie i zawiasy. Krzyki z zewnątrz zaczęły nabierać na sile.
- Oglądnij jego plecy i zabierz stąd konia. Pokaże Ci bezpieczne miejsce choć wątpię, że będziesz chciała tu zostać.
Dziewczyna oparła się ramieniem o klatkę i uważnie obserwowała wiedźmę.
Obrazek

Re: "Stary Topór"

32
Na widok tego przeklętego bachora mroczny grymas zagościł na twarzy Callisto. Miała gdzieś, co potrafi zmutowany brzdąc. Ówczas jest przygotowana na wszystko, nie zaskoczy jej żadnym posunięciem. W innym wypadku posmakuje potęgi magii, jakiej nie zapomni do końca życia. Życia, które wnet dobiegnie końca, bo niema pojedynczej jednostki, która oparłaby się potędze mroku lub mrozu. W dodatku panienki zostały sam na sam. W większej grupie próba rozpętania burzy zaklęć byłaby zbyteczna. Kto inny przerwałby czar i przebił wiedźmę swym sztyletem.
Desperacja jest potężną kochanką, przytłacza zdrowy rozsądek i posuwa w kąt irracjonalizmu.
Dlatego lepiej, aby do niczego nie doszło, rycerze z zewnątrz nie będą przychylni magi śmierci.
Jednakowoż mała Adria, jak gdyby nigdy nic, zadaje pytanie o relację z mężczyzną. I uzyskuje odpowiedź w chamskim tonie.
- Nie interesuje mnie ten mały rycerzyk. On i jego gwardia to zwykła banda osłów, którzy byli mi potrzebni.
Najwyraźniej dziewczynka nie ciągnie tematu, udaje że nie dosłyszała lub po prostu ignoruje wypowiedź Callisto. Za to chcę, aby ta do niej podeszłą i pomogła kalece.
- W co Ty pogrywasz? I czym Ty jesteś? Nie ma mowy, żebym do Ciebie podeszła i nie próbuj tego samego, bo uwierz... Zetrę Cię na proch.
Nastała chwila ciszy.
- Poza tym, to sakirowiec. Zabiłby Cię, gdyby mógł, więc skróć jego cierpienie.

Re: "Stary Topór"

33
Dziewczyna przejechała sobie dłonią po twarzy z wyraźną oznaką zrezygnowania. Westchnęła i podeszła do Szakirowca. Złapała jego koszulę i naciągnęła na głowę. Na plecach miał olbrzymi, czarny run.
- Powinnaś uważniej patrzeć na małych, bo to ich jest najwięcej. Nie jesteś pępkiem świata i jak mówię, że ci nic nie zrobię to tak będzie. - warknęła - Ten znak ma coś wspólnego z tymi na zewnątrz ale w tym więzieniu nie wyczuję co. A ten starzec... to on mnie tak urządził i zostawił z tym bydlakiem.
Dziewczyna naciągnęła koszulę starca z wyrazem zamyślenia.
- Nie chodzi tu o mnie. O ciebie też nie. Muszą chcieć tą strzygę z klatki...
Nie zwracała uwagi na pytania Callisto rozmyślnie je ignorując. Stanęła przy drzwiach i spojrzała na wiedźmę.
- Jestem nikim dla tak wielmożnej Pani jak ty, wielkiej magiczki. Ale cokolwiek, co zostanie w tej stodole zginie. Zrób jak mówię, weź konia i powiedz, że ustępujesz im miejsca. Nie przyjmą go, nie są głupcami. Zamkniemy konia i pomyślimy co dalej... Albo... Dalej zgrywaj wielkie paniątko i groźnie się nadymaj. Zawszę mogę dogadać się z tamtymi....
Ostatnie zdanie powiedziała jakby do siebie. Kobieta otworzyła drzwi od stodoły i wyszła na dziedziniec. Wiedźma została sama z końmi i groźnie warczącą klatką.


Wędrowiec na koniu jechał traktem. Była noc lecz w oddali widział światła jakiegoś zajazdu. Poklepał konia po grzywie, zwierze dobrze wyczuło ludzi wyprowadzając go z ciemnego lasu. Atleif znalazł tam dziwne rzeczy, wymalowane krwią runy na drzewach. Nie wiedział czyja to sprawka ale przeszły go wtedy ciarki. Lecz widoczne przed nim światła wskazywały bezpieczną drogę. Były jak latarnia, które spraszają zagubione statki do bezpiecznego portu.
Obrazek

Re: "Stary Topór"

34
Zaczynało się ściemniać. Wolał nie podróżować po nocy, gdyż ostatnimi czasy coś dziwnego działo się w świecie. Łowca słyszał plotki o demonach na północy i kolejnych wojnach. Co do tej drugiej sprawy to nie był zdziwiony. Ludzie, elfy, krasnoludy i inne rasy były już takie, że wcześniej czy później muszą się wziąć za mordę. Jednak to go nie dotyczyło. Nie należał do wojska, zaś to do czego zmusiłby go ojciec, teraz było bez znaczenia. Był wolnym strzelcem i sam wyznaczał sobie pracę.
- Cii Girv. Już prawie jesteśmy. Dobrze się spisałeś. - powiedział poklepując swojego czarnego rumaka po grzywie. Dość szybko udało mu się wyprowadzić Atleifa z ciemnego lasu. Wiele razy nocował pod drzewami, lecz dzisiejszego wieczoru wolał spędzić noc w Karczmie. Jakoś nie podobała mu się wizja wypoczynku przy drzewach, na których ktoś wysmarował krwią, jakieś dziwne runy. "Świrów nie brak na tym świecie." pomyślał zbliżając się do budynku. Chciał się tylko najeść i wyspać. Od tygodnia jest w drodze.
- Uważaj mały. - powiedział zeskakując z siodła i prowadząc swojego zwierzaka do stajni. Równocześnie poprawił miecz przy pasie i swój sztylet. Jakoś w dalszym ciągu miał wątpliwości.

Re: "Stary Topór"

35
Sytuacja nabiera tempa, wszystko jest zagmatwane i mulaste. Coraz więcej ludzi, coraz więcej doznań. Zamieszanie w środku nocy z emitującym serową poświatą księżycem. Migrena to mało powiedziane, że dolega Callisto, jej łeb aż pulsuje od nadmiaru emocji. W dodatku bachor jeszcze prawi kazania, jakby była mędrcem z zasiedmiogórogrodu.
" Za kogo ona się uważa? Teraz opcja śmierci głodowej wydaje się być całkiem niezła ".
I nawet nie dokończyła myśli, gdyż Adria wyślizgnęła się ukradkiem. Wartko opuściła stodołę, toteż Callisto pozostała sam na sam z szalejącym w żeliwnym więzieniu monstrum. Kątem oka przyglądała się bestii, jednak strach dostatecznie uniemożliwia otwartą analizę. Istnieje pewien konflikt interesów pomiędzy tym, co warto począć. Wolny wybór ma to do siebie, że zawsze ponosisz konsekwencję działania i jeśli skutki są tragiczne, obarczyć winą możesz wyłącznie siebie.
Opcja numer jeden wiąże się z wskoczeniem na rumaka i ucieczką w siną dal. Niestety dookoła mrok, a kobieta już raz przegrała z siłami natury, wiec czemu tym razem miałoby być inaczej? Zdana tylko na swoje zdolności, w ciemnym lesie jest banalnym łupem dla śmierci.
Opcja numer dwa składa się z pochopnych i szalonych kroków, albowiem polegałaby na ślepym podażeniu za dzieckiem, postawieniu wszystkiego na jedną kartę i być może braniu udziału w bójce.
Oba wyjścia są wysoce ryzykowne, lecz stawienie czoła problemowi nie jest w zupełności intratne. Ewidentnie frakcja takowego rozwiązania zawiera w majestacie pozytywne dla elfki zakończenie.
W związku z tym musi zrobić to do czego została powołana. Niech walczy z całych sił, niech pokonuje ułomności. Pewnym krokiem uchyla drzwi stodoły, przez pryzmat mroku ciężko dostrzec jakiekolwiek postury, na szczęście pochodnie oraz pozawieszane lampy naftowe przedzierają się w głąb ciemności. Warto wstrzymać od translokacji, pozycja pod szopą może uchronić przed rozróbą, a i tak najważniejsze dostrzeże, wszak stoją niedaleko.

Re: "Stary Topór"

36
Atleif wjechał na oświetlony dziedziniec i zatrzymał się zdziwiony. Na dziedzińcu przed karczmą odgrywało się nie lada zamieszanie. Dziesięciu żołnierzy otoczyło swojego lorda trzymając go przed natarciem na zakapturzonego giganta. Lord musiał być pijany bo krzyczał coś bez ładu i składu. Nagle wyrwał się kompanom i zamachnął się mieczem na stojącą spokojnie postać. Był to zakapturzony osobnik, w czarnym futrze mierzący ponad dwa metry. Na plecach nosił wielki miecz. Olbrzym złapał w locie dłoń młodego lorda i drugą ręką uderzył w twarz. Na koni znajdowała się druga, zakapturzona postać. Ta byłą niższa. Obok stał jeszcze młody chłopak w pospolitym ubraniu.

Callisto wyszła ze stodoły by zobaczyć co się dzieję. Była gotowa by włączyć się w bójkę lecz... nie było w co się włączać. Zobaczyła spadający jak kowadło cios na głowę Raswalda. Lord padł jak długi ze złamanym nosem. Żołnierze stanęli jak wryci, wpatrując się w giganta, nie wiedząc co robić. Odezwał się Eryk:
- Panie... wybacz mu, za dużo wypił. Możesz skorzystać ze stajni.
- Obejdzie się. - powiedział młody chłopak.
Drugi nieznajomy zsiadł z konia i rzucił chłopakowi lejce.
, który ruszył z końmii w stronę lasu. Callisto zauważyła, że cały czas się jej przyglądał. I wtedy to poczuła, magię, która chuchnęła. Chuchnęła śmiercią. Zamaskowani osobnicy weszli do karczmy, znikając z pola widzenia.
- Mówiłam Ci. - usłyszała z boku - Wygląda na to, że najwyższy czas obrać stronę.
Adria stała w cieniu, niedaleko niej. Niemożliwie dobrze udawało jej się znikać mroku. Żołnierze zaczęli cucić Raswalda, a na dziedziniec wjechał kolejny przybysz.

Do Atleifa podszedł krepy karczmarz. Był niski, i łysy jak kolano.
- Wybacz panie za te niedogodność. Chciałbyś się u nas zatrzymać i coś zjeść? Nie policzę drogo.
Obrazek

Re: "Stary Topór"

37
Stukot kopyt o kamienie brzmiały bardzo spokojnie. Atleif ze znużeniem wjechał na oświetlony dziedziniec myśląc już o tym, żeby coś zjeść i się wyspać. Jednak na razie nie dane mu było odpocząć. Uwagę szarookiego niemal natychmiast przykuła dość ciekawa scena, która rozgrywała się przed karczmą. Jakiś gówniarz, który wypił za dużo wszczynał burdę. W sumie nic nowego w tym świecie. Przynajmniej jego ludzie mieli wystarczająco oleju w głowie, żeby powstrzymywać chłopaka, przed głupstwem. Atleif gwizdnął cicho obserwując jak zakapturzony olbrzym płynnie unika ciosu i załatwia pijanego. Sam lekko wysunął swój miecz z pochwy, lecz widząc, że sytuacja już się uspokoiła, ponownie okrył się płaszczem. Zaczynało się robić coraz chłodniej. Poklepał Girva, który już się niecierpliwił. Koń też był głodny i należał mu się odpoczynek. Na szczęście chwilę po tym jak zakapturzeni osobnicy weszli do wnętrza budynku. do łowcy głów podszedł karczmarz.
- Nic się nie stało. Widywałem gorsze przypadki. - mruknął mężczyzna, po czym ściągnął kaptur z głowy. - Właśnie po to się tutaj zatrzymałem. Jednak na początek niech ktoś zajmie się moim koniem. Trzeba go wyczyścić, napoić i nakarmić. Po za tym. - tutaj szermierz zniżył głos. - O co się pokłócili karczmarzu?

Re: "Stary Topór"

38
Niespodziewany zbieg okoliczności porusza konstrukcję struktur, w wyniku której cały ten galimatias przestaje egzystować. Pijany amant zostaje ośmieszony, a jego gwardia zamiast pomóc, to wybiera poniżającą dla nich samych pozycję defensywy. Niczym błazny przepraszają zakapturzone pomioty. "Co za mężczyźni trafiają ówcześnie do gwardii? Czyżby świat chylił się ku upadkowi?"- Myślała Callisto podczas wnikliwej obserwacji zaistniałej sytuacji.
Deprecjonowanie jej przeszłemu obiektowi zainteresowań przez nieznane osobniki najwyraźniej wpływa na punkt widzenia kobiety. W dodatku emanująca z olbrzymów magia, aż pobudza do działania. Na tyle, aby wywołać gęsią skórkę.
Skoro nie zabili Roswalda, pewnie nie zależy im na zbędnych morderstwach in situ nie są mordercami, a to duży plus. Gdyby tak udało się z nimi skomunikować, wiele ścieżek przybrało by inna poświatę.
Wszak była już gwałcona, udawała kogoś kim nie jest, znosiła natrętnego adoratora i terror tego bachora. Zestaw ściśle pokrewnych uwłaczeń prawdopodobnie wzbogaci się o spotkanie z nieznajomymi. Dziecko rzecze " obierz jedną ze stron ", zatem Callisto ją obiera i z pewnością nie jest nią sojusz pomiędzy elfką a dzieckiem.
- Żegnaj mała.
Dodała, po czym z wzniesioną do nieba głową, pokonuje na wskroś usytuowane podwórze. Duma nie pozwoliła zauważyć nadciągającego przybysza, w dodatku całą uwagę i tak skupił na sobie kapitan. Pijany dureń miota się jak szatan od żołnierza do żołnierza.
W tym samym czasie czarownica pokonała schody i otworzyła drzwi, aby finalnie ujrzeć siedzących w środku mocarzy. Takowy czyn obliguje do kolejnej akcji, więc bez namysłu zasiada przy nieodległym stole, jakby chciała by widzieli, iż ich obserwuję.

Re: "Stary Topór"

39
Callisto ruszyła w stronę karczmy. Zgodzie z zaleceniem obrała jedną ze stron, ruszyła za zamaskowanymi przybyszami. Przechodząc obok dziewczyny usłyszała tylko.
- Dobrze, zobaczymy jak na tym wyjdziesz. Tylko jak następnym razem się spotkamy uważaj... żebyś się nie sparzyła. - powiedziała zagadkowo.

Atleif zsiadł z konia i rzucił lejce karczmarzowi. Ten zaczął odpowiadać na jego pytania.
- Nie wiem, to dziwni ludzie. Ale nie zaprzątaj sobie tym głowy, zapraszam do środka. Adria! Ona zajmie się waszym koniem, Panie. A ten Lord, ma w stajni strzygę. Słowo daję, doliczę mu do rachunku. Oka pewnie dziś nie zmrużę.
Do najemnika młoda dziewczyna, miała koło dwunastu lat. To co się rzucało w oczy jako pierwsze, to jej wściekle rude włosy. Miała miłą buzię, z pięknymi, zielonymi oczyma i lekko piegowatym noskiem. Ubrana była w chłopieńce ciuchy, lekko poplamione spodnie i czystą koszulę. Gdy odbierała od karczmarza lejce, mężczyzna mógł zobaczyć wyraźnie widoczne żyły na jej spracowanych dłoniach.
- Pozwól Panie, że pomogę. - powiedziała miło.
Gdy odchodziła w kierunku stajni, mężczyzna zobaczył na jej plechach ciemne plamy krwi. Karczmarz również zostawił go samego. Żołnierzom udało się docucić swojego Lorda i jeden z nich odprowadził go do środka. Reszta wróciła do stodoły.

Callisto usiadła przy stoliku, nie ukrywając, że obserwuje nieznajomych. Ci również na nią patrzyli. Mogła się im lepiej przyjrzeć. Niższy z zakapturzonych był naprawdę niższy. Wcześniej widok ten maskowało siedzenie na koniu. Obcy miał około metra sześćdziesiąt, co przy ponad dwumetrowym towarzyszu było bardzo widoczne. Gdy gruba karczmarka podeszłą do nich by odebrać zamówienie, niższa z postaci tylko odprawiła ją skinieniem dłoni. Ukryta w mroku twarz uważnie obserwowała wiedźmę. Po chwili do sali wszedł młody chłopaczek, trzeci z nieznajomych. Podszedł on do lady i szybko wypowiedział co i ile chcą. Wiedźma mogła mu się przyjrzeć, miał pospolitą, wiejską urodę. Brązowe oczy i włosy, był dość chuderlawy. Gdy podszedł do swoich kamratów, niższy skinął na niego dłonią. Wyszeptał mu kilka słów do ucha, a ten pokiwał głową. Zadziornym krokiem ruszył w kierunku stolika wiedźmy.
- Witaj Piękna. Wybacz, że przerywam Ci obserwację lecz moja Pani pyta się, czy czegoś Ci nie potrzeba.
Callisto drgnęła zaskoczona, czyżby niższy z obcych był kobietą?
Obrazek

Re: "Stary Topór"

40
Cała sytuacja na dziedzińcu dość szybko się wyklarowała. Zakapturzeni przybysze udali się do środka karczmy, gdzie podążyła za nimi pewna kobietach o czarnych jak smoła włosach. Zapowiadał się dość ciekawy wieczór. Atleif podał lejce młodej dziewczynie.
- Tylko uważaj na niego. Potrafi ugryźć, albo kopnąć. W sumie to wredny jest. – rzekł mężczyzna poklepując konia. Ten w odpowiedzi zarżał i chciał ugryźć swojego pana. – Spokój Girv, bo cię strzyga zeżre.
Po tych słowach sprawdził czy miecz dobrze siedzi i udał się do karczmy. Coś mu tu śmierdziało. I to na pewno nie był ten pijany lord. Kiedy znalazł się w środku usiadł przy wolnym stoliku, który znajdował się tuż obok tego gdzie siedziała ciemnowłosa piękność. Niedaleko od niego znajdował się młody lord. Łowca poprawił pas i czekał na karczmarza.

Re: "Stary Topór"

41
Callisto zauważyła zbliżającego się człowieka. Początkowo wydawał się groźniejszy i jakiś większy, natomiast teraz, w blasku świec oraz lamp naftowych, przypomina wiejskiego wyrostka, tyle że gigantycznego. Skoro nadciąga, to nie pozostaje nic innego, jak utrzymać dobrą minę do złej gry, albowiem wszystko prowadzi do jednego celu, odkrycia ich tajemnicy. W zaistniałych warunkach wzrok przeszywa podchodzącego chłopa i z grymasem na twarzy oczekuje jego przybycia, aż w końcu można usłyszeć:
"Witaj Piękna. Wybacz, że przerywam Ci obserwację lecz moja Pani pyta się, czy czegoś Ci nie potrzeba."
Nie lada zaskoczeniem jest fakt, iż ten mały dyplomata z podwórka, okazuje się ów czas być kobietą. Przeto szczęka czarownicy osuwa się nieco w dół, a otwarta jama ustna identyfikuje przed obcym jej niedowierzenie. Jednakowoż repertuar sił koncentracji, niczym chłodne wiadro wody wpływa na przybranie normalnego wyrazu twarzy. Kiedy mimika została opanowana, czas przejść do odpowiedzi
- Czy ja czegoś potrzebuję?- pyta pretensjonalnym tonem.
- Oczywiście, że nie.
Najwyższa pora, aby wziąć dupę w troki i opuścić ten lokal.
- Dobranoc.
Powiedziała wiedźma, po czym wstała i udała się w kierunku wyjścia. Będąc na zewnątrz od razu zmierzyła do stajni, gdzie przywitała swego karego wierzchowca. Koń był wypoczęty, więc też gotowy do drogi. Fortunnie i noc posuwała oblicze w sen, albowiem ranek zbliżał się wielkimi krokami.
- Musimy się zbierać, to nie miejsce dla Nas. No dalej, ruszaj!
Poganiając wierzchowca opuszcza stajnię, a następnie nienormalną przystań. Po upływie kilkunastu minut trafia na trakt, gdzie rozpocznie nową przygodę życia.

Spoiler:

Re: "Stary Topór"

42
Najemnik widział jak tajemnicza kobieta wstaje i odchodzi. Chłopak, który z nią wcześniej gadał wrócił do swoich mocodawców. Do środka weszło również dwóch żołdaków pobitego Lorda.
- ... jakby rzuciło coś na mnie zaklęcie, nic nie mogłem zrobić.
- Noo... takie uczucie paniki. Przecież powinniśmy się na...
Najemnikowi udało się podsłuchać jedynie urywek ich rozmowy. Na zewnątrz usłyszał parskanie nie swojego konia. Karczmarz wyszedł z zaplecza i zamienił dwa słowa z żołdakami. Następnie dziarskim krokiem podszedł do stolika Atleifa.
- Co podać Panie?
Obrazek

Re: "Stary Topór"

43
Dobrze było od czasu do czasu zejść z konia i rozprostować kości. Pomimo podróżniczego trybu życia i spędzania na zwierzęciu większości czasu, to Atleif musiał czasami usiąść i przespać się na czymś innym niż siodło i płaszcz. Wyciągnął z przyjemnością nogi i delikatnie się przeciągnął. W tym momencie jego płaszcz podciągnął się delikatnie i rękojeść jego miecza ujrzała światło karczmy. Jednak nie na długo, gdyż łowca dość szybko wrócił do poprzedniej pozycji. Właśnie wtedy do środka budowli weszło dwóch mężczyzn, którzy zapewne służyli u młodego Lorda. Atleif słyszał kawałek ich rozmowy lecz nie interesował się tym za bardzo. Lata niebezpieczeństw nauczyły go doskonale, że lepiej jest nie wpychać nosa w nie swoje sprawy. Zazwyczaj może się to skończyć oberwaniem po łapach. A tego najemnik nie chciał. Kiedy w końcu karczmarz łaskawie się do niego dotoczył wojownik był już bardzo głodny. Szybko zjadł podane jedzenie i wypił napój. Po tej miłej kolacji brązowowłosy udał się do swojego pokoju, gdzie wziął kąpiel w bali. Może nie były to najwyższe warunki, lecz bywało gorzej. Po tej czynności mężczyzna położył się do łóżka uprzednio kładąc pod poduszkę sztylet, a miecz z adamantu pod ręką. Stare nawyki ciężko zniwelować.

Po nocy spędzonej w dość czystym łóżku i porządnym śniadaniu Atleif wrócił na szlak. Nigdy nie zostawał nigdzie zbyt długo, gdyż to mu się zwyczajnie nie kalkulowało. Musiał być w ciągłym ruchu by zabijać i samemu nie dać się zabić.

Re: „Stary Topór”

44
Leżał wygodnie na łące. Zmęczony podróżą uwalił się na trawie pociągając łyk kompociku. Na niebie królik gonił smoka. Chmury zderzały się ze sobą tworząc maszkarony, których nie sposób spotkać na ziemi. Znalazł sobie miejsce na odpoczynek na niewielkim, trawiastym wzgórzu z widokiem na okoliczne wsie i karczmę. Miesiąc temu skończył batalię z rozliczeniem podatkowym pewnej kapłanki Kariili, za co otrzymał trochę prowiantu i przepis na kompot z dzikich pomarańczy. Podobno, kto raz zakosztuje nie będzie miał ochoty na nic innego. Trochę go to martwiło. Mimo wszystko smakował mu kompot z malin czy rabarbaru i wizja wyłączenia ich ze swojej diety do końca życia była smutna.
Chodził więc po wsiach i pytał o owe pomarańcze na co mieszkańcy widząc cudacznie ubranego starca wykręcali gesty mające odpędzać złe moce. Bardzo dobrze. Tahu wpadał wtedy w szał nauczycielski tłumacząc, że najlepszym znakiem odpędzającym zło jest odwrócony okrąg nad piersią i jedynym skutecznym sposobem wypędzania zła jest wynajęcie maga lub egzorcysty.
Zwiedził więc farmy na północy, jednak nie było tam ani jednej pomarańczy, jedynie ziemniaki i owce. Zawędrował na południe po drodze odczyniając złe uroki oraz zajmując się szeroko pojętą księgowością zawędrował do krainy, którą mieszkańcy nazywali Zachodnią Prowincją.
- Ah. Pomarańczo. Kiedyś będziesz moją. - Chciał, by chmura przybrała jej kształt. Niestety, nie wiedział jak wygląda. Jakiego jest koloru. Czy rośnie na drzewie? A może w ziemi jak ziemniaki? Wiedział tylko, że kompot pomarańczowy należy zaprawić dziurawcem i rumiankiem, wtedy będzie miał najlepszy aromat. Najlepszy, znaczy jaki?
- HEJ POMARAŃCZO! PRZYJDŹ DO MNIE POMARAŃCZO! - Krzyknął tak głośno, że z pobliskich drzew poderwała się chmara ptaków, a w wiosce na końcu drogi odezwały się psy. Nie pomogło. Zrezygnowany udał się do budynku, który z daleka przypominał karczmę. Na tyle na ile budynek może przypominać taki przybytek.

Wpadł do środka napierając barkiem z całej siły na drzwi. Omiótł szybko groźnym wzrokiem przybyszy po czym wypalił krótkie "sieńdobry" Podszedł do lady.
- Panie karczmarzu! Trochę kompotu i informacji dla starego księgowego. Widział pan może jakieś pomarańcze w pobliżu?

Re: „Stary Topór”

45
To właśnie podmuch wiatru zatrzasnął za Tahem sosnowe drzwi do Starego Topora, choć wcale nie musiał się za to zabierać, bo Sakiew wmaszerował do środka dziarsko i ochoczo popchnął rzeczone wrota, przez co trzasku w żaden sposób nie dało się zaniechać. Zatem trzasło, a zakurzone, zacienione częściowo wnętrze zatrzęsło się od mocarnego uderzenia. Parę osób podniosło się nawet znad stołów i usiadło zaraz potem, widząc w progu – wbrew oczekiwaniom – nie zdziczałego orka, ale zniedołężniałego dziada na kosturze. Tenże, nie bacząc za bardzo na ich obecność, zaczął wrzaskiem obwieszczać zamówienie na – co zdziwiło zarówno karczmarza, dziewkę karczemną oraz siedzącego przed kontuarem krasnoluda – soczek z owoców. I niebawem ten soczek dostał. Brodata, nieduża istota, pochodzące z Turonu dziecię Turoniona, posunęło się nieco w bok na ławie, robiąc zmęczonemu bohaterowi trochę przestrzeni, którą on z wdzięcznością zaanektował dla siebie. Brązowawa para oczu gospodarza obserwowała go znad brązowawego wąsa. Zaraz potem odezwała się schowana w zaroście para ust.

Ja to nie wiem nic o pomarańczach — powiedział smutną nowinę włodarz goszczącego Taha baru, na pociechę zalewając zabrudzoną szklanicę cieczą w kolorze zachodzącego słońca. — Jak to coś ważnego, mogę sprawdzić w komórce. Ostatnio nazbierałem trochę śmiecia, a nie chce mi się go do miasta na bazar wieść. Zwłaszcza, że na traktach jest niewesoło, nawet tu, na zachodzie...

Ee tam — przerwał mu przed końcem pan krasnolud, bełkocząc coś niezrozumiałego na rauszu. — Pomarańsza, karszmaszu, to takie owoczowo czoś, małe, kwaszne i trochu śmirdzonce. Nieszmaczne to wczale a wczale, choś dobre ze wódeszką abo rumem. Jak kcesz, chopaczku, to ci powiem dzie moszesz pomarańsze, hehe, dostacz. Postaw mie browarka, to mosze nabiorę ochotę na, hehe, rozmowę.

Gospodarz z rozbawieniem uśmiechnął się pod nosem, a potem wnet mina mu zrzedła, bo – również pon nosem – rozeznał smród krasnoludowego oddechu. Chcąc odsunąć się na moment od kontuaru i zaczerpnąć haustu świeższego powietrza, włodarz podał Tahowi szklanicę z kompotem, a sam udał się w stronę otwartego na roścież okna. Zamiast wąsacza przed barem pokazała się natomiast cudna. zarumieniona od bezustannego ganiania z talerzami po izbie dziewka. Sakiew miał szczęście natknąć się podczas pięćdziesięciu roków chodzenia po Herbii na całą masę krasnego kwiecia, a ostatni kwiat — krucha kapłanka Kariili, która podarowała mu przepis na kompot z pomarańczek — powalała resztę chwastów swą urodą. Karczmareczce niewiele jednak doń brakowało. Ot – paru lat na karku oraz paru rozmiarów w biuście.

Podać panom coś jeszcze? — zaszczebiotała skromnie.

Sakiew patrzał na sterczącą przed nim szklanicę i musiał się zastanowić. Za to brodacz zarechotał cicho, chcąc pewnie rzucić w stronę dziewczęcia coś obscenicznego, ale zanim uszło mu choć jedno zabarwione zboczenien słowo, biedak zaczął czkać i krztusić się tak niefortunnie, że musiał całą swą zalaną piwskiem duszę skoncentrować na wciskaniu powietrza do płuc, wobec czego na dokuczanie karczmareczce zabrakło mu czasu.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia prowincja”