Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

16
Promienie słoneczne zaczęły wychylać się zza śniegowych chmur witając wysoką Elfkę przyjemnym poczuciem bezpieczeństwa. Znajdowała się w jednej z przydrożnych karczm, które witały swoich gości albo rozpierduchą, albo przyjemnym zapachem świeżo sporządzonej potrawki. Callisto bez żadnego słowa ubrała się i zebrała swoje rzeczy, aby pożegnawszy się z cycatą blond dziewczyną za ladą, wyruszyć w dalszą drogę. Na trakcie znajdowało się sporo śniegu, koń ledwo brodził kopytami w świeżo opadłym białym puchu. Okolica dopiero zaczęła się budzić ze snu. Słońce powoli wspinało się po nieboskłonie, zapowiadał się piękny dzień. Ruszyła w stronę Srebrnego Portu, aby załapać się na jakiś statek kupiecki i przetransportować się gdzieś poza zasięgiem nieprzyjemnych władz Keronu. Ostatnimi czasy nastroje w tej prowincji nie napawały optymizmem. Sam fakt, że wszyscy patrzyli krzywo widząc jej spiczaste uszy świadczył o tym, że woleliby nigdy jej nie widzieć.
Nie odeszła daleko od swojego miejsca noclegu, gdy jej oczom ukazywał się coraz dziwniejszy, niepokojący obraz. Wyjeżdżając zza jednego z zakrętów zobaczyła obóz. Ogniska dogorywały jarząc się jeszcze ciepławym światłem zwęglonych kawałków drewna. Odgłosy bólu i cierpienia słychać było już bardzo wyraźnie. Schowawszy się za jednym z drzew i uspokoiwszy konia, zaczęła przyglądać się całej eskapadzie z bezpiecznej odległości. Po chwili obserwacji doliczyła się 10 elfów różnej maści skutych w kajdany. Pilnowało ich 5 ludzi o posturach… Powiedzmy, że z całą pewnością ciężary umieją podnosić, a ciężka praca odbiła się na ich fizyczności. Trzymając bicze poganiali kulące się istoty do pobudki. Najwidoczniej mieli zaraz wyruszyć w drogę…
Ciało elfki przeszył oszałamiający dreszcz, gdy podobni do niej, skuci i skrępowani linami za szyję, musieli iść jeden za drugim przywiązani do koni. Co chwilę ktoś przewracał się, pociągając za sobą innych i szarpiąc ich za karki. Wszyscy szlochali, dyszeli rozpaczliwie, albo dławili się własnymi przekleństwami. Konie parskały i porykiwały, agresorzy szczękali zbrojami i krzyczeli na swoich więźniów. Widać, że oszołomy lubią znęcać się nad innymi, ale czy byli na tyle mądrzy, aby oprzeć się podstępowi i działaniu z odległości
?

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

17
Co za plecami, to przeszłość i nie wróci już. Nowy dzień o poranku przynosi również nowe nadzieje, wszelkie incydenty ostatniej nocy odlatują w eter, by móc zacząć żyć teraźniejszością.
Mniej więcej takowym podejściem emanuje osobowość elfickiej czarownicy, podczas gdy śnieg skrzypi pod ciężarem kopyt jej konia. Oxer jako reprezentant rasy Fryz jest szczególnie przystosowany do pracy w trudnych warunkach, tych klimatycznych i związanych z trasą. Dobre zwierzęta na długie dystanse. Odznaczają się ogromną siłą, wszak należą do zimnokrwistych.
Niestety brakuje im szybkości zająca, są raczej typem pewnego transportera niżeli sportowca.
Jednakże w zależności od potrzeby można je pobudzić do skoku tudzież chwilowego cwału.
Tym razem nic z wygórowanych czynów nie jest porządane od karego giganta. Powoli przenosi Callisto (wraz ekwipunkiem) na kolejne punkty traktu. Obrana ścieżka wiąże się z pokonaniem kilkunastu kilometrów na wschód. Dalekobierzne plany zakładały, iż prześwietli dany areał, a w przypadku braku potencjalnych ofiar lub ofert, wróci tam skąd przybyła. Na północy- zachód, gdzie ulokowana jest chata po zmarłym nakromancie. Zdobyty w karczmie pokar rozwiązuje czasowo problem głodu, więc nie widać przeciwwskazań do reemigracji.
Z tym że sokole oko nie omieszka zignorować podejrzanego smogu dymu. Kłęby szarej masy wznoszą się ponad korony drzew, tym samym określając centrum emisji. Damski mózg nie potrafi pracować racjonalnie, ciekawość prawie zawsze bierze górę nad trzeźwą analizą. W związku z tym lewa łydka dopięła ogiera. Jeden sygnał i kierunek trasy zostaje zmodyfikowany do obecnych potrzeb. Callisto wjeżdża w kłęby gaju, gdzie wartko ukrywa swój środek transportu. Sama zaś postanowiła oprzeć się o drzewo i niczym szpieg spojrzeć nieco głębiej. Ku zaskoczeniu, zmysłom wzroku oraz słuchu zostaje zaprezentowany dość uciążliwy obraz. Na tle białego puchu widać, jak grupa warchlaków ciemięży dziesięciu pobratyńców. Nie jest to przyjemne przeżycie, jednak nie generuję znacznego oburzenia ze strony kobiety. Egoizm oraz własne dobro sa priorytetami, więc czemu pomagać tym ofiarą losu? Z drugiej strony, Callisto nie wie dlaczego ich pojmano. Może reprezentują szajkę przestępców to też innych gachów, którzy mogliby być przydatni w interesach wiedźmy.
Ciąg rozmyśleń " co by było gdyby " przerywa zmiana położenia grupy. Agresorzy oraz ofiary biorą co swoje, dalej gnając w nieznane. Ostatnia szansa na jakąkolwiek akcję.
Napięcie sięga zeniutu, blada elfka instynktownie podwija rękawy postrzępionej togi po byłym gospodarzu. Kolejno sztywnieją jej palce, jakby chciała ciąć nimi drewno lub coś w tym stylu. Za pomocą sztywnych dłoni rozpoczął się fikuśny taniec rąk. Lewo, prawo, fale wraz z dynamicznym strzykaniem kosteczek palców. Wszystko kończy wzniesienie dłoni ponad głowę z inkantacją. W wyniku tego nad karawaną zebrał się kompleks czarnych chmur. Nienaturalne obłoki powoli zgrzytają, aż największy z nich ciśnie piorunem w dół. Błyskawica miała pozbyć się ludzi, lecz gdzie dokładnie trafiła, tego nie wie nikt. Czar rzucono z pewnej odległości, jedynej bezpiecznej dla Callisto. Gdyby coś poszło nie tak, wciąż pozostał czas, ażeby dosiąśc Oxera i uciec.

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

18
Takie to uroki bycia kobietą. Mimo, że racjonalne myślenie podpowiada, aby odpuścić, ciekawskość i ochota wściubiania nosa w nieswoje sprawy, nie pozwalają na takie zachowanie. Cóż, jak widać nasza ‘czarownica’, czy ‘czarodziejka z księżyca’ była kobieta z krwi i kości, co miało swoje odzwierciedlenie w zachowaniu.
Niektóre z elfów szlochały idąc krok za krokiem w górę drogi, zupełnie bezwolnie i bez nadziei. Nawet gdyby w tym momencie ktoś teraz zaatakował, zaczął zabijać ich ciemiężców i przeciął sznur, staliby i gapili zupełnie bezwiednie, jak owce. Szli jeszcze chwilę, przewracali się na oblodzonych kamieniach, potykali się o korzenie. Niektórzy cały czas ściskali sznur, starając się poluzować dławiące ich pętle, niektórzy tracili już powoli czucie w palcach, a co gorsza, jeśli się potykali, albo ktoś upadł, ciągnął sąsiada w dół, po prostu wieszał go na chwilę na linie.
Gdy znaleźli się nieopodal małego mostu prowadzącego przez strumień, jeden z nich zaczął dostrzegać gromadzące się nad ich głowami czarne chmury.
Dwóch więzionych zaczęło szeptać między sobą

- O bogowie, to nie zwiastuje nic dobrego. Chroń nas Sulonie, nie pozwól, aby stała się nam krzywda!
A potem ich szemranie i szlochy wezbrały nagle, jak woda w powodzi, nieszczęśni brańcy zaczęli błagać , krzyczeć, złorzeczyć, z każdym krokiem szarpać się coraz rozpaczliwiej. Wydawało się, że zaraz im się uda, że zaraz poluzują pętle i rozbiegną się we wszystkich kierunkach. Pioruny zaczęły trzaskać o podłoże zaraz obok jeńców, jak i ich ciemiężców. Mężczyzna ujeżdżający konia, do którego przywiązana była lina krępująca elfy, dostał jednym z wyładowań i spadł na ziemię. Koń spłoszył się i ruszył galopem przed siebie nie zważając, że do jego siodła uwiązani są inne istoty. Pociągnął ich za sobą. Jeden z agresorów ruszył za zwierzęciem, aby zatrzymać tę zwariowaną karuzelę zdarzeń, a następni trzej zaczęli się rozglądać dookoła. Jeden z nich krzyczał coś w niezrozumianym dla Callisto języku, drugi w czasie rozglądania się mamrotał coś pod nosem. Trzeci wyciągnął łuk i zaczął mierzyć w miejsca, gdzie mogli znajdować się potencjalni sprawcy bałaganu. W pewnym momencie strzała została wycelowana prosto w stronę elfki…

Sulon chyba już do końca wyrzekł się swoich dzieci...

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

19
Przeklinam po stokroć starych Bogów- wyskoczyło z ust Callisto. Otoczone parą wodną słowa, unoszą się coraz to wyżej i wyżej. Z każdym oddechem zima daje o sobie znać, czy to w postaci skraplanego oddechu czy gęsiej skórki. Niekorzystne warunki pogodowe oraz zaistniała farsa najlepiej określają religijność kobiety. Callisto jako reprezentantka członu Wysokich Elfów nie jest Bogobojna. Zna religię, historię i charakterystyki Bóstw, aczkolwiek nigdy nie była skwarnie pobożna. W jej mniemaniu największą potęgą są czyny własnych rąk, samozaparcie, praca, wiedza i spryt.
Dwa odłamy Bóstw wraz z ich dziećmi prezentują, w mniemaniu elfki, wyidealizowane i nieprawdziwe wartości. Sprawiedliwość i łaska Turiona, Sulon ze swoją mądrością...Wyłącznie Drawimir jest najbliższy ludzkości, tak jak oni posiada wady, a jednak jest panem czegoś. W przeciwieństwie do innych dzieci Hyurina. Może marny los kobiety nakazuje jej czuć bliskość do tych mroczniejszych bożków, ale co innego jej zostało? Stwórca elfów Sulon wypiął się na nich, jakby to wysokie elfy w ogóle interesowało. Te małe leśne skrzaty pewnie cierpią, jednakże dawni dominanci (teraz zdegradowani do niewielkiego kompleksu w Nowym Hollar) dawno temu odwróciły się do "swojego" pana. Wszak po co był im Bóg, od którego niczego nie uzyskali, wszystko zawdzięczają pracy własnych rąk. Nawet podczas wojny wolał przyglądać się cierpieniu dzieci, niżeli im pomóc. I może jakieś elfy mają z nim poprawne stosunki, pewne jest, że Callisto do nich nie należy. ( Nie wie również nic na temat wydarzeń w Fenistei. Katastrofa miała miejsce nieco ponad rok temu. W tym czasie elfka przebywała zamknięta w chacie nekromanty )
Za swoich zwierzchników w apogeum duchowej pustki przyjmuje Krinn- panią pokusy, zwodniczego i niebezpiecznego piękna lub potępionego przez większość Garona, gdyż jak On jest buntownikiem i nienawidzi ludzkości.
Ową nienawiść z pewnością wzmaga zaistniała sytuacja. Podczas wywołanego sztormu grupa nieudaczników została pociągnięta przez wierzchowca, w wyniku czego wykreowano taki wesoły elfi kulig. Turlające się ciała po śniegu, co za uciecha dla oka. Co więcej, czar zabił jednego z agresorów. Błyskawiczny piorun pali jego wnętrzności, jednocześnie uśmiercając kolesia. Pozostaje jeszcze trójka: rozgoryczeni bełkoczą coś w nieznanym dla czarownicy języku. Gdyby ich nie widziała pewnie obstawiłaby, że ma do czynienia z orkami tudzież trollami. Zaiste obstawiłaby, lecz ów czas ma większy problem. Jeden z napastników lokalizuję Callisto, drań musiał dostrzec, jak zakapturzony majestat stoi obok wielkiego drzewa. Szara, postrzępiona toga zapewne nie budzi pozytywnych odczuć u mężczyzn, nic dziwnego; w tym odzianiu przypomina typowego heretyka, nie wspominając o bladych dłoniach, które wystają spod rękawów. No, ale wygląd kobiety pełni rolę drugoplanową, bowiem staje się celem łucznika. Samiec wyposażony w prymitywny, ale duży łuk, namierza jej miano. Prawdopodobnie jest gotowy do wystrzału.
Serce zaczyna bić szybciej, żołądek trafia do gardła, a całe ciało zapomina o zmęczeniu spowodowanym wcześniej rzuconym zaklęciem. " W co Ty się wpakowałaś kretynko "
Pewna swych zdolności jest w stanie zneutralizować ostrzał, z tym że na jak długo? Czarownica czy nie, nigdy wcześniej nie toczyła boju z trójką wandali. Krok w tył zdaje się być najlepszą opcją, dlatego w ułamku sekundy znika za objętością drzewa przy którym stoi. Teraz łucznik jej nie trafi, a jeżeli podejdą. Lepiej nie, bo czarna magia już wyłania się spod togi.

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

20
Gdyby nie fakt, że to z winy Callisto odbył się owy „wesoły kulig”, cała sytuacja ze strony obserwatora, mogłaby się wydać przynajmniej śmieszna. Zależy też kto byłby tym obserwatorem. Jeśli spoglądałby na to elf, który nie ejst aż tak samolubny jak nasza bohaterka, zapewne już wściekły miotałby w agresorów czymkolwiek, czy to bronią ostrą, czy też czarami. Z kolei, jeśli byłby to mieszkaniec Gryfiego Gniazda, zapewne, albo inaczej… Pewne byłoby, że śmiałby się do rozpuku zwijając się na ziemi i dopingując konia, który ciągnął żywy zaprzęg. Trafiło jednak na nią, czarownicę z piekła rodem, która zamiast pomóc, podgrzała atmosferę do czerwoności, narażając przy tym także i siebie.
Mężczyzna trzymający łuk, w dalszym ciągu nie spuszczał elfki z „celownika”, miał na nią oko, nawet, gdy spłoszona ukryła się za drzewem, chcąc odnaleźć jakiś sposób na wywinięcie się z sytuacji.
Wtem poczuła, że ziemia pod jej stopami zaczyna się dziwnie poruszać. Najpierw pomyślała, że to po prostu tętent nadjeżdżającego powozu, jednak i drzewo, o które była oparta zaczęło wypuszczać nowe gałęzie. Callisto od razu, gdy zorientowała się, że coś jest nie tak postanowiła, że postara się wywinąć ze zbliżającego niebezpieczeństwa, powiedzmy, że prawie jej się to udało… Gdyby nie korzeń, który wyrósł z ziemi i ograniczył ruch jednej z nóg zmuszając ją do upadku.
Ten dziwny język okazał się być jakąś magią, może związany był z zabawą w manipulowanie fauną, najważniejsze, że efka po prostu nie domyśliła się, że może to być obca magia, taka, której jeszcze nie doznała.
Leżąc wiedziała, że się zbliżają. Dźwięk maga, który dalej mamrotał jakąś hipnotyzującą drzewo formułkę, zdawał się być coraz wyraźniejszy…

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

21
Przeklinanie Bogów nie wyszło na dobre. Kobieta niczym kaleka potyka się o drobne wytwory nadziemnego systemu korzeniowego. W wyniku tego jej osoba pochyla się do przodu, a przed urazem twarzy chronią ówcześnie usytuowane dłonie, to właśnie one pierwsze spotykają się z lodowatą pokrywą śnieżną; jakby samego mrozu było mało.
Rozdygotana, z całych sił próbuje wstać na nogi, jednakże ten feralny pęd za cholery nie chce puścić. Pomimo energicznej szarpaniny noga wciąż pozostaje ulokowana w tym samym miejscu in situ cała persona Callisto. Gniew, apatia i wszystko co najgorsze powoli osiąga maximum elfickiej tolerancji. Zacierane zęby trą się o siebie nawzajem, podczas gdy uszy odbierają kolejne dźwięki o niesionym zagrożeniu.
Nosz kurwa! przeklęte zielsko - szarpnęła nogą po raz ostatni.
Po tym, jakby straciła wiarę na lepsze jutro. Ze spuszczoną głową pozwala, aby czarne włosy totalnie pokryły jej twarz. Uogólniając obraz nędzy oraz rozpaczy, jakaś zakapturzona osoba, której resztki godności maskują kłaki. Tym z pewnością nie zrobi dobrego wrażenia na nadciągających gościach. Ale co to? Pozorna kapitulacja przybiera odmienną barwę, gdy długie palce tych delikatnych dłoni wbijają się w śnieg, niczym krucze szpony przeczesując teren.
Kolejno spod majestatu poległego, na świat wydobywa się dziwna plama czarnej, jak smoła substancji. Bagienko otacza kobietę, przysłania śnieg to też wszystko inne w odległości kilku metrów od centrum.
Ascendio de Relasio... I jeszcze raz głośniej. Ascendio de Relasio!

Cóż za złowroga siła nadaje tej czarownicy chyżości. W ostatniej chwili rzuca zaklęcie aury mroku, by zablokować dostęp do siebie . Wszak wiadome, że każdy kto znajdzie się w eminencji ciemności, zostanie ogarnięty przez ślepotę tudzież panikę. Co więcej, próbę zewnętrznego ataku uniemożliwią macki, które nie tylko mogą bronić Callisto, także mogą walczyć w jej imieniu. Wystarczy, że o tego zechce, a one zaczną egzystować.
Zatem w jaki sposób obcy podejdą do zabójczej wiedźmy. Ona sama jest równie niebezpieczna, co oni. Kto pierwszy ustąpi? A może się porozumieją? Czas pokaże...

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

22
Cała sytuacja zdawała się być chora jeszcze przed tym, jak Callisto wkroczyła do akcji, chcąc nieco pokrzyżować zamiary dla ciemiężców jej rasy. Teraz już leżała na ziemi i ograniczona ruchowo, czekała na rozstrzygnięcie swojego losu.
Czarna aura otoczyła jej osobę, uwolniła się z więzów w ostatniej chwili. W pobliżu dźwięki zbliżających się przeciwników były coraz to głośniejsze. Macki Elfki zaczęły atakować jednego po drugim, rozprawiając się z jednym, drugiemu poczynając wielką, otwartą ranę na lewej nodze. Trzeci zdążył wycelować swoim łukiem i przebić się na wylot przez prawą dłoń naszej bohaterki. Zaraz po tym chował się za drzewem. Przestał być słyszalny i widzialny, co działało tylko na niekorzyść Callisto. Czyżby jednak jakimś cudem został zabity przez macki? A może uciekł w pośpiechu, zostawiając towarzyszy na pastwę magii? Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Jeden, który definitywnie była magiem, uruchomił jakąś barierę i macki nie mogły zrobić mu nic niedobrego. Zważywszy na fakt, że złożył dłonie i zastygł w bezruchu, mamrocząc coś pod nosem w niezrozumiałym języku, mogło to oznaczać, że przygotowuje się do czegoś większego.

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

23
Życiowa energia czarownicy właśnie sięga granic swej okazałości. Zdesperowana zagląda do studni możliwości, gdzie próbuje wydrapać resztki wody; ów czas symbolu witalności.
Kolejny czar, kolejna potyczka może okazać się przysłowiowym gwoździem do trumny. Dłoń ocieka z krwi, nogi tracą swój grunt, a w głowie huczy od całego zamieszania. Jak długo salonowa jednostka zniesie takowe warunki? Tylko Bogowie wiedzą.
Jednakże ambicja i wola walki nie pozwala na kapitulację, magazyn siły otworzył się.
Jego okazałość nadaje nadzieję, a z tą zawsze do przodu.
W związku z obecnością chwilowej adrenaliny, Pani postanawia przystąpić do ostatniej lini obrony. Potęgi, w której czuje się najlepiej, a jej znajomość przepełnia umysł.
Otworzyła usta, skąd bucha para. Tuż po nich wymerdała rękoma skomplikowane manewry, jakie kończą się na scaleniu nadgarstków. Nadgarstki złożone, dłonie wręcz przeciwnie; rozstawione od siebie, jakby szykowały się na przyjęcie czegoś w objętości wykreowanej przez ich granice.
I pomimo tego że z jednej ciurkiem szepczą krople krwi, to inwokacja Callvorio le Confringo sprowadza niebieski komponent. Błękitna kula wiruje między dłońmi czekając na wykorzystanie.
Lecz, jak zabierze się za to Callisto? Przerażona nie chce już atakować maga, ze względu na jego barierę ochronną. Gdyby ten jednak postanowił zaatakowac pierwszy, kula z pewnością posłużyłaby do uformowania stożka skalnego, którego majestat ochroni przed naciągającym atakiem. Ściana lodu, odwrót do konia i ucieczka. Taki plan przyjmuje w ostateczności czarownica.

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

24
Wrogi mag skończył inkantacje i nagle zapanowała kompletna cisza. Jakby dźwięk został kompletnie wymazany z najbliższej okolicy. Wiedźma nie była przygotowana na taki obrót spraw, a zwłaszcza na takiego przeciwnika. Kolejny gest wroga, bardzo dynamiczny i tak bardzo pełen mocy. Macki wyparowały, kula w rękach czarodziejki wyparowała. a ona sama poczuła jak cała magia z najbliższej okolicy powędrowała w stronę czarodzieja.

- Nawet nie próbuj żadnych sztuczek, brudna elfko. - donośny, cholernie męski i seksowny głos magusa był jedynym dźwiękiem w tej przeklętej ciszy. - Mój towarzysz już ma na ciebie skierowaną strzałę, - Callisto poczuła w tym zdaniu taką pogardę, iż mogłaby przysiąc, że "Ciebie" było wypowiedziane małą literą. - a jej grot przebije się przez wszelką magię. Nie wspominając skromnie o mnie, bo w tej chwili mógłbym cię zgnieść niczym zgniłe jabłko. Dla przykładu... - dość spory kamień pierdolnął Callisto w plecy. Nie da się tego inaczej opisać, po prostu nie da. Ból był potworny, a sama kobieta przeleciała w powietrzu dobre kilka metrów zanim upadła. Gdyby nie magiczna asekuracja ze strony czarodzieja, solidny upadek na pewno strzaskałby jej kości. Zbliżywszy się do niego(w niezbyt komfortowy sposób) mogła wreszcie ujrzeć jego twarz. Miał na pewno ponad 60 lat i był potwornie brzydki. Oczy głęboko osadzone w twarzy, zapadnięte poliki, resztki źle ogolonego zarostu, zmarszczki które można mierzyć łokciem krawieckim, jedno ucho poszarpane a drugiego prawie kompletny brak, choć włosy miał kruczoczarne, zadbane, i może gdyby nie łysina zajmująca 3/4 głowy od czoła do potylicy to byłyby jedynym ładnym elementem w tym mężczyźnie. Poza tym miał on zdecydowanie za długie ręce co do jego wzrostu, był niski(koło 160cm) i ogólnie pokraczny. Kobieta podświadomie zastanawiała się dlaczego natura wykazała się takim paskudnym poczuciem humoru i dała temu potworowi taki głęboki, męski i taaaaaki podniecający głos. Ubrany był w zdobioną fioletową szatę, miał na piersiach solidny, czarny napierśnik z białymi runami, a ręce aż do dłoni miał opancerzone(czarne, zbrojnikowe rękawy z blaszanymi wzmocnieniami na łokciach, ramionach i przedramieniu).

- Nazywam się Sindri Myr, uprzedzając Twoją ciekawość, elfko. Nie mam zamiaru cię zabijać, nas, magów jest niewielu, powinniśmy się trzymać razem ponad podziałami. Nie zmienia to faktu, iż za pozbawienie mnie mego, hmm, ładunku powinienem cię na miejscu rozkrzyżować i pokryć moim ogierem. Będziesz musiała mi to odpracować, jeśli chcesz jeszcze pożyć. Zacznijmy od Twojego imienia i wytłumaczenia, dlaczego w taki zabawny sposób pozbawiłaś mnie moich więźniów. Twoja dłoń poczeka, niech cię jeszcze trochę poboli. A, to jest Salomon, - dodał wskazując na ubranego w całości na brązowo łucznika, który nadszedł z niewiadomego kierunku. - lecz to aktualnie nieważne. Mów.
Nie otwierać, pełno materiałów heretycich
Spoiler:
Obrazek

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

25
Krwawiąca dłoń, obite plecy i święci wiedzą co jeszcze. Tyle dobroci spotyka "cycatą czarodziejkę" podczas pozornie bezpiecznej podróży na wschód; z dala od Zakonu Sakir.
Wystarczyło, że wtrąciła swoje trzy grosze tam, gdzie nie trzeba i dostaje to na co zasłużyła. Reasumując, wścibskość nie popłaca. Ów czas klęczy przed majestatem okropnego wytworu matki natury, obleśne to, ale jak że pociągające dla zepsutej kobiety. Istoty szanującej wyłącznie wiedzę, bo wiedza to potęga, a wiedza magiczna to... Tak, tak Callisto jest maniakiem wiedzy mistycznej, stąd ten dziwny zachwyt. Jednakże osoba wysokiego elfa nie zawiera w zestawie swoich zachowań czegoś co nazywamy skruchą tudzież szacunkiem wobec innych. Od dziecka była piętnowana na typową księżniczkę, więc sytuacja w jakiej przyszło zaistnieć jest dość obca. A to z kolei przekłada się na irracjonalne zachowanie panienki. Niegdyś problemem było zbyt mało drewna w kominku, teraz ledwo oddycha przez "kamienny uścisk" przyjaciela.
Do sedna, bidulka klęczy podczas gdy z dłoni sika jasna czerwień i maluje kreatywne wzory na śnieżnej bieli. Chcąc nie chcąc, musi poczynić kroki, w innym wypadku będzie tego gorzko żałować.
Zatem ze spuszczonym łbem, niczym przyłapane na kradzieży dziecko, mamrota coś pod nosem. Nie widać ruchu ust, bo twarz przykrwa sterta długich, kruczych włosów o jedwabnej strukturze.

- Moje miano Callisto Morganister, Sir. Nie wiedziałam, że jesteście tym kim jesteście. Chciałam tylko uwolnić te elfy, wszak nikt nie lubi być ciemiężony. Prowadziliście ich na zachód, przypuściłam żeś Sakirowiec...
Odwróciła głowę w jeszcze dalej, tak by uniknąć jakiejkolwiek interakcji.

- To też w błędzie jestem, tyś nie Sakirowiec. Tyś niemalże Bóg, Sir.

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

26
Sindri mocno się roześmiał, a jego zmarszczki rozciągnęły się w wręcz niewyobrażalny sposób. Ciągle chichocząc pod nosem przetarł jedno, lekko załzawione oko, a drugą pstryknął. Dźwięki powróciły i zalały sobą całą okolicę. Jakby nic, kompletnie nic się nie stało. Wtedy elfka usłyszała sapanie i delikatne stęknięcia dochodzące od strony łucznika. Widocznie też nieźle oberwał w czasie walki, pewnie od którejś z macek. Po odwołaniu czaru mag ponownie przemówił.

- Utrafiłaś w moje słabe miejsce, Callisto. Moja próżność nie ustępuje w niczym mojemu kompletnemu brakowi skromności. Choć w jednej kwestii popełniłaś błąd, dalej nie wiesz kim jestem. Znasz jedynie moje imię, a ono nie ma prawa ci mówić czegokolwiek. No, wstawaj i ogarnij się dziewczyno, zrób coś z tą ręką bo się wykrwawisz, dostałaś już nauczkę. I nie odwracaj ode mnie oczu, dziecko, to mnie peszy.

Ehh, ideały... Co one robią z ludźmi? Wato było ryzykować dla kilku nieznanych ci elfów? Widzisz co cię teraz spotkało? Choć w sumie może kiedyś będziesz dziękować za to losowi, zobaczymy co przyniesie czas. Co do Zakonu Sakira, to mam wobec niego własne plany. Na pewno nie są one pokojowe, oj nie. Wiesz co? Już wiem jak spłacisz swój dług. Powiedz mi co potrafisz. Nie chodzi mi oczywiście o rzeczy wyczyniane w alkowie czy inne tego typu niepotrzebności, a o sztukę magiczną. Potrafiłabyś podtrzymać portal do innego wymiaru? Rzucić na kogoś klątwę? Zatruć i zmącić komuś umysł tak, aby wyglądało to jak atak apopleksji?
- Sindri zadał wreszcie wszystkie pytania, wyraźnie akcentując te ostatnie. Widocznie Callisto trafiła w łapy jakiegoś niezbyt miłego maga, albo przynajmniej takiego który zostałby spalony na stosie w każdym mieście Keronu.

* * *

Brasdir wędrował po trakcie, swoją olbrzymiością dominując całą okolicę. Za zakrętem pokrytej śniegiem drogi ujrzał dość nietypową scenkę. Kobieta w czarnej szacie, lekko pochylała się i trzymała za dłoń, jednocześnie rozmawiając z jakimś pokracznym mężczyzną w fioletowej szacie i czarnym napierśniku. Wszystkiemu z dystansu przyglądał się całkowicie ubrany na brązowo łucznik. W całej okolicy za to widać było ślady walki, krew, osmalony i stopiony śnieg, ogólny rozgardiasz. Wszyscy dziwni ludzie byli tak pochłonięci sobą, iż orka nikt jeszcze nie zauważył.
Nie otwierać, pełno materiałów heretycich
Spoiler:
Obrazek

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

27
Utrzymawszy pochyloną głowę, pani wysłuchuje sędziwego zrzędzenia. Prawie przypomniały jej się epizody z Nowego Hollar, gdzie podczas studiowania musiała absorbować wszystkie uwagi przełożonych. Oczywiście nie przychodziło jej to łatwo, toteż m.in dlatego opuściła wygodne życie , opłacanej przez ojca, studentki.
Tak i tym razem starszy wyładowuje swe frustracje na biednej dziewce, chociaż jaka ona tam biedna.
Skomle i jęczy, pieprzy o dupie marynie. Tacy chyba nigdy nie byli brani na poważnie, stąd te mnogie kompleksy związane z parciem na szkło.
W końcu na zewnątrz wypływa informacja o powstaniu, ogarnięciu się oraz zachowaniu godnej rozmowy postawy. Zaszczuta strachem musi postępować zgodnie z poleceniami agresora.
Przeto sięga do podręcznej torby po jedną ze ścierek, za pomocą której owija już wcześniej wyczyszczoną w śniegu ranę.
[ Scierka znajduje się w wyposażeniu czarownicy. Informacje zawarte w Karcie Postaci ]
Dalej, niczym feniks z popiołów wznosi swe oblicze. Powoli sunie do góry, a otaczająca jej blade ciało szata poczyna przylepiać się do skóry, jednocześnie zakreślając okrągłości. Na koniec zamaszysty ruch głową, aby kępa włosów odsłoniła twarz. Idealnie rozczesane kłaki przykrywają ramiona, a na czole pozostaje tylko niewielkie pasmo. Grzywka zakrywa połowę lewego oka.
Bezwymiarowy, suczy wizerunek spogląda na Sindiria. Stoją naprzeciw siebie.
W końcu dolna warga obsuwa się, a z jamy ustnej bucha para, tuż za nią informacja.

-Do otwierania, podtrzymwania portali potrzeba więcej niż dwóch apostatów, ktoś taki jak Ty winien to wiedzieć, Sir.
Ostatni fragment wymknął się niespodziewanie. Cóż za głupia dziewka, nie potrafi utrzymać złośliwości za zębami, oby dziadek okazał się łaskawy.

- W dodatku bez odpowiednich artefaktów ich nie otworzysz. Balansowanie na granicy światów jest niebezpieczne, to świat demonów...

I wtedy modliła się do tych, w których nie wieży, aby nikomu nie przyszło do głowy dobrać się do osadzonego nieopodal konia. Pod siodłem znajduje się jej kostur, a w torbie przy nim księga. Pismo zawiłe, aczkolwiek o niepoznanej mocy, bo opisuje różne rytuały, jak np. przyzwanie demona.
Żeby zagasić temat portali musiała wartko zwrócić uwagę na coś innego, stąd te słowa:

- Jeśli przez klątwę rozumiesz nieuleczalne choroby, to coś tam wie. Jednakże nie są to czary niskich lotów, wymagają specyficznych warunków.
Mąceniem w głowie najchętniej sama bym Cię doświadczyła, gdybyś tylko zaprzestał wygaszania magii, Sir.

Dodała, oblizując spierzchnięte od mrozu usta.

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

28
Mróz taki przyjemny. Myślał wsłuchując się w rytmiczny chrupot śniegu pod swoimi stopami. Jakiś czas szedł traktem nie bardzo wiedząc w zasadzie dokąd powinien zmierzać. Dopiero co przybył do tego zimnego kraju i priorytetem było znalezienie dla siebie zajęcia, a z przyzwyczajenia wiedział, że na gościńcach zawsze szlaja się coś do ubicia. Zresztą miał nadzieję, że dotrze w końcu do jakiejś mniejszej mieściny, gdzie będzie potrzebny zręczny kowal. Niemniej jednak wędrówka upływała mu godnie, gdyż panujący chłód bardzo przypadł mu do gustu. Zdecydowanie wolał zimno od upałów panujących na południu. Mijając kolejny zakręt olbrzym zatrzymał swój ciężki pochód wyglądając zza rzucającego cień kaptura. Rozejrzał się zaniepokojony dostrzegając wszechobecne pobojowisko. Wyszczerzył spod skrytej ochrony zębiska przez, które przebił się dźwięk groźnego powarkiwania przypominającego mieszankę warczenia warga i niedźwiedzia (w podpisie link).
- Czuję krew... Nie widzę trupów. - Zaciągnął nosem mrużąc oczy starając się dostrzec coś jeszcze, ale panująca biel nieco mu to utrudniała. Skupienie wzroku jednak się opłaciło i czarne ślepia spostrzegły trzy postacie - jedna z nich wyglądała na kobietę, ale, by wysunąć jakieś konkretniejsze wnioski musiał podejść bliżej. Instynktownie wyciągnął z pochew oba miecze kładąc je sobie na barkach i wolnym krokiem kierując się w stronę nieznajomych. Śnieg rozchodził się na boki od tąpnięć potężnych nóg olbrzyma dając sygnał co do jego wagi. Zakapturzona postać zatrzymała się dwa metry przed ludźmi rzucając na nich delikatnie cień.
- Karzełki, kto Wy? Bandyci? - Zapytał agresywnie dostrzegając z jakimi krasnoludkami ma do czynienia. Dla niego wszyscy w tym kraju byli kieszonkowymi konusami, a trzeba przyznać, że nie był do tego przyzwyczajony. Południe rodzi dużo większe istoty - wszelkie odmiany orków, czarnych ludzi... Dziwnym uczuciem było aż w takim stopniu górować nad innymi. Twarz Brasdira była niewidoczna z powodu kaptura, ale wydmuchiwane kłęby mrożonego powietrza, spoczywające miecze na spiętych pikowanych ramionach świadczyły o gotowości bojowej byłego gladiatora.
Głos Mówiony - Miecze - Odzież - Powarkiwania, ryk, skowyt itp

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

29
- Oh, pardon - wymsknęło się Sindriemu, krotki gest z jego strony i Callisto znowu poczuła, że może rzucać czary. -O dodatkowych apostatów się nie martw, Callisto, pytanie było zadane z czystej ciekawości. Dobrze iż mniej więcej orientujesz się o co chodzi, choć też we wszystkim nie masz kompletnie racji. Młode to, głupie, dopiero poznaje świat... Może tak?...

Callisto, od dziś idziesz do mnie na służbę. Będziesz wykonywała moje polecenia, a ja ewentualnie pomogę ci zgłębić tajniki magii nie do końca wykładanej na uniwersytecie w Oros. Takiej magii, za którą zostałbym spalony na stosie nawet przez nekromantów z Portu Salu. Zainteresowana? Na pewno zżera cię ciekawość, co ja się dopytuję. Zresztą, też czuję w Tobie niezbyt czystą magię, a uwierzz staremu człowiekowi, po 80 latach świadomego rzucania czarów i zgłębiania wiedzy na temat tego co nas otacza potrafisz wyczuć takie rzeczy.

Demony... Zobaczysz, jak magia dominuje nad materią jak tylko dojedziemy do mojej siedziby. Zaraz, czekaj, co to za olbrzym?


Elfka obróciła się w te samą stronę, w którą patrzyli teraz jednocześnie Salomon i Sindri. Wielka, większa od największych ludzi abominacja. Wyglądało to trochę jak ork, trochę jak nie-wiadomo-co i miało ze sobą dwa miecze, każdy wielkości przeciętnej ludzkiej kobiety. Łucznik natychmiast wycelował w potwora strzałę a Callisto poczuła, jak Sindri kumuluje w sobie energie. Choć na razie z niej nie korzystał, a na jego twarzy widać był wyraz bezgranicznej ciekawości. Znów usłyszała wspaniały głos maga. A może demonologa?

- Przyjacielu, od bycia bandytami nam równie daleko, jak Tobie od bycia maluczkim. Powiedzmy, że to co działo się tutaj było jedynie przyjacielską sprzeczką. Pozwolę się spytać... Czym ty do cholery jesteś, co? Nie wyglądasz mi jak cokolwiek, co mogłoby mieć związek z naturalnym powstaniem. Nie z takim wzrostem, nie w tych stronach. Wybacz ciekawość oczywiście, starzy ludzie już tak mają. Pozwolę się jeszcze zapytać, jak brzmi Twoje miano? - po chwili dodał szeptem, słyszalnym tylko przez Callisto - Miejmy nadzieję że to coś ma zwoje mózgowe, inaczej poszatkujemy się wzajemnie
Nie otwierać, pełno materiałów heretycich
Spoiler:
Obrazek

Re: Trakt Oros - Srebrny fort.

30
Zmasowany atak słów w kierunku kobiet jest na tyle irytujący, iż otwory uszne jakby się zamknęły.
Wszystkie dźwięki są odseparowane od świadomości. Akustyczna fala przypomina strumień wody, która natrafia na opór, dalej nie mogąc się przemieścić.
Jednakże nadszedł moment zwrotny, kiedy czarownik wszedł na podłoże odmienne niżeli pouczanie tudzież szydzenie z kobiety. Istotą zachodzących zmian jest fakt, że Callisto, jak każda kobieta jest łasa na władzę oraz wygodę. W jej mniemaniu wcześniejsze dwa skarby może posiąść wyłącznie poprzez rozwój zdolności metafizycznych.
Wszelkie znaki na niebie wskazują właściwie, że młoda elfka ma zostać, zaraz szkolona. A wszystko pod okiem sędziwego, aczkolwiek przemądrzałego apostaty. Człowieka wzbudzającego w czarnowłosej ekscytację, podniecenie, ale również strach. Nie trudno uwieść Callisto, bądź silny i wpływowy...
Typowa dziwka, a ma się za Sulon wie kogo, głuptaska.
To też z otwartymi ustami wsłuchuje się w przemowę Pana, oczy się jej świecą i sutki sterczą.
Doznaje mentalnego uniesienia, na wieść o potępieniu ze strony nekromantów.
" Jak, że potężny musi być mój mistrz skoro najmroczniejsi go wyklinają? "
Nie wiadomo do czego doszłoby dalej, gdyby nie zastopowanie wywodu. Przerwa na skutek pojawiającego się znikąd olbrzyma. Liczy on nieco ponad dwa metry, ma czarne oczy i wyrzeźbioną sylwetką. Na barkach ciemięży długie ostrza i aby tego było mało, warczy...
Callisto czuje, jak w takt strachu kołysze się cała i czujność ją trochę mdli. Co tam uszkodzona dłoń, co tam zimno; przed nami potwór- pierwszy taki w historii kobiety.
Oczywiście sytuacje prostuje nie kto inny, jak Sindiri. Od razu zagaduję bestię, co potencjalnie rodzi bezpieczeństwo. Gorzej, gdy schowana za plecami dziewka, słyszy:
"Miejmy nadzieję że to coś ma zwoje mózgowe, inaczej poszatkujemy się wzajemnie "
ODPOWIEDZ

Wróć do „Zachodnia prowincja”