Re: Ruiny starego fortu

61
Grimber coraz szybciej szedł przed siebie, było ciemno, i zimno, gdyby nie perła dawno by zamarzł. Odczuwając już powoli trudy wędrówki ze zdziwieniem obserwował walkę pór roku, wojna jaką prowadziły dzieci natury była interesująca. Mimo mrozu i śniegu, dookoła było coraz więcej zieleni, pojawiały się nawet większe skupiska grzybów. Gnom był coraz bardziej zmęczony i ubłocony, gdyby pojawił się tak w mieście, wzięto by go za żebraka, lub pijaka z rynsztoku. Nic innego nie mogło przyjść ludziom do głowy na ten widok. chcąc nie chcąc szedł przed siebie, aż drogi nie zatarasowały olbrzymie konary i drzewa, musiał oddalić się od koryta, i dalsza drogę kontynuować bliżej lasu. Pełen czarnych przeczuć zbliżył się do cienia drzew i wzdłuż nich kontynuował drogę. Po dłuższej chwili po jego ciele przeszedł dreszcz, powodem była oznaka bytności ludzi, zgaszone lecz nie uprzątnięte ognisko, było zaledwie parę metrów przed nim. Ostrożnie zbliżył się i wybadał teren, na koniec przypadkowo nadepnął, na niedopalona gałązkę, wystającą z paleniska, momentalnie za sprawą wyższej siły, ognisko obudziło się do życia. But alchemika, zaczął płonąć i boleśnie parzyć jego stopę, szybko wyciągnął nogę z poza płomieni , a następnie próbował zdusić świeży płomień ziemią i błotem, której było pod dostatkiem, Postanowił jeżeli mu się tu uda, zbadać ognisko i następnie ruszyć w dalszą drogę. Nieszczęśliwy z zepsucia jednego z butów, z gniewem zabrał się do gaszenia ognia.

Re: Ruiny starego fortu

62
Wyłącznie dzięki własnej ostrożności gnom uniknął okropnych poparzeń. Oblepiona błotem podeszwa buta zajęła się ogniem, ale alchemik zdążył zrzucić z siebie obuwie, nim czerwone płomienie pożarły grubą warstwę utwardzonej skóry. Mężczyzna odskoczył od paleniska, wystraszony jego nagłym samozapłonem. Przez długą chwilę nic nie było słychać, oprócz skwierczenia mokrych gałązek i okrzyków zestresowanego Grimbera. Gdzieś przy drzewach odezwała się sowa, której zawtórowało upiorne wycie. Nad głową wędrowca przeleciał mroczek, machając błoniastymi skrzydłami. Ognisko nadal płonęło, rzucając na śnieg długie cienie.

Gnom stanął nagą stopą na śniegu. Jego prawy trzewik nie nadawał się już do niczego, za to lewy był nadal w dobrym stanie. Rozgrzewająca moc perły nie była w stanie do końca zniwelować zimna, które wstrząsnęło nim w tamtym momencie. Poznaczona odciskami noga dotknęła białego puchu i Grimber aż podskoczył. W dodatku miał wrażenie, że ogarnia go coraz poważniejsze zmęczenie. Popsuty trzewik stracił chyba swe magiczne właściwości. Alchemik poczuł jak jego ręce stają się ciężkie, a ruchy powolne i ospałe. Z trudem utrzymywał powieki w górze. Ciepło paleniska przyciągało go, kusząc obietnicą odpoczynku.

Podejrzana natura ogniska, które zapłonęła samo z siebie, wprawiła gnoma w zaciekawienie. Ignorując pierwsze oznaki wyczerpania, postanowił dobrze przyjrzeć się płonącym drwom. W tym celu przykucnął obok tańczących na wietrze płomieni i śledził ich szaleńcze ruchy. Było w nich coś hipnotyzującego, Grimber długo nie mógł oderwać od nich oczu. Choć patrzył na to wszystko przez parę minut, to nie zauważył nic nadzwyczajnego. Nic wartego uwagi.

Grimber nie zwlekał i po zbadaniu paleniska ruszył dalej... choć był naprawdę bardzo sterany. Ciągnął nogę za nogą, ubrany w jednego tylko buciora. Z trudem maszerował po śniegu, bez pochodni oświetlającej drogę. Już wkrótce zostawił za sobą dziwne ognisko i jego dającą ciepło aurę. Znalazł się na powrót śród mroków nocnej puszczy.

.

Re: Ruiny starego fortu

63
Grimber wpatrywał się w płomienie, skostniała noga, oraz coraz większe zmęczenie, powodowały że nawet płomień wydawał się wybawieniem. Otępiały mózg nie wykonywał poleceń, resztki jego woli popadały w skrajne otępienie. Zbierając się w sobie, z trudem oderwał się od ognika , zmęczony i zlodowaciał szedł naprzód. Nikt nie obiecywał że będzie lekko, ale tego się nie spodziewał. Zastanowił się czy perła rozgrzeje go, jeżeli pozbędzie się rękawa, by obwiązać nagą stopę, wolał nie ryzykować, że zimno odczuje w dwóch miejscach i próbował twardo iść przed siebie. Było coraz chłodniej, a wiatr utrudniał dodatkowo drogę, nieustannie spychając alchemika z wytyczonej ścieżki. Coraz częstsze mroczki przed oczami, świadczyły o tym iż jest coraz gorzej, gnom zbliżył się do drzew, mając na dzieje, że choć tam wiatr będzie mniej dokuczliwy, cały czas jednak bacznie obserwował, czy idzie wzdłuż rzeki. To była jedyna szansa na wydostanie się z zimnego koszmaru, jaka mu została.

Re: Ruiny starego fortu

64
Zniszczony ciągłą wędrówką gnom zaczynał z wolna panikować. Jego oddech znacznie przyspieszył, choć płuca bolały od nadmiaru lodowatego powietrza. Stracił niemal całkowicie czucie w odmrożonej stopie, co nie wróżyło nic dobrego. Choć śnieg ustępował miejsca zielonej trawie, to twarda ziemia wciąż emanowała paskudnym chłodem. Oczy piekły go niemiłosiernie i zamykały się same. Szum wody płynącej w rzecznym korycie prawie nie docierał do jego uszu - wypełniające głowę szmery zagłuszały wszystkie odgłosy. Mięśnie jęczały, prosząc o wytchnienie... ale on wytrwale maszerował przed siebie, kierowany pędem strumienia. W końcu się załamał. Zahaczając o własną nogę, runął na glebę jak powalona wiatrem kłoda. Uderzył głową w wystający spod błota kamień. Prawie natychmiast stracił przytomność. Zanim ogarnęła go ciemność, dostrzegł wyłaniające się zza drzew postaci o jelenich rogach i okrytych zwierzęcą skórą torsach. Poczuł krew spływającą na oczy... a potem nie było już nic.

*****************************************************************************************************************************************************************

Przez dziury w płóciennym dachu do wnętrza namiotu wdzierały się promienie słońca. Grimber otworzył oczy i przekonał się, że otaczające go czarne drzewa zniknęły. Leżał na wygodnej pryczy, otoczony porannym światłem. Szmery w głowie ucichły. Teraz wyraźnie słyszał świergot ptaków i szum listków pozatykanych na gałęziach. Nie miał pojęcia, gdzie się znajduje - ściany materiałowego namiotu ograniczały widzenie. Czuł się okropnie, odrętwiałe kończyny odmawiały posłuszeństwa i nie chciały pomóc mu zwlec się z łóżka. Leżał więc w bezruchu, spoglądając na świat zaspanymi ślepiami. Wciąż był zmęczony - bolączka nie ustępowała, choć te skromne niedogodności były niczym przy cierpieniu, którego doświadczył tamtej nocy...

Z zewnątrz dochodził go jakieś głosy. Nie mógł rozróżnić pojedynczych słów, ale był pewien, że w rozmowie padło zdanie: gnom mógł tego nie przeżyć. Różne ponure obrazy jawiły mu się pod kopułą. Miał na sobie swoje przemoczone, brudne ubrania. Brakowało jednak sztyletu - alchemik nie wyczuwał jego znajomego ciężaru przy pasie. To sprawiło, że zaczął się niepokoić...

Gnoma zalały wspomnienia. Marsz przez mroki puszczy był dla niego nie lada wyzwaniem. Przypomniał sobie upadek ze skarpy, a potem trudy mozolnego marszu. Na myśl przyszła mu czerwona perła... nie miał jej teraz przy sobie. Potem wspomniał to dziwne ognisko i swoje zniszczone buty; ponownie poczuł zimno, jakie musiała znosić jego lewa stopa. Nie czuł już tego zimna. Lewej stopy też już nie czuł. Pozostał po niej tylko owinięty zakrwawioną szmatą kikut.

.

Re: Ruiny starego fortu

65
Grimber szedł przed siebie, a jego ciało dziwnie ciążyło, powieki same się zamykały, wszelki hałas poza kojącym szumem wody znikał, oddech stał się płytki i sprawiał ból. Po chwili ogarnęła go ciemność, nie było mu już nawet zimno, był pewien że po prostu zasypia w swoim pięknym małym domu po dniu pracy, zadowolony z utargu. Wszelkie myśli jakie go trapiły, odeszły, zatarły się, kto by się przejmował jakimiś ludźmi, kiedy jest tak przyjemnie ciepło i cicho, po tej myśli zasnął. We śnie błądził po labiryncie pełnym złota, składników alchemicznych, dobrego jedzenia i muzyki. W jego zasięgu znajdywały się także najwspanialsze narzędzia jubilerskie, jak i olbrzymie młoty i kowadła, wszystko stało i czekało na niego. Składniki oraz półprodukty czekały na dokończenie, a jego dłonie rwały się do pracy. Nie czuł głodu ani pragnienia, a jedynie chęć pracy i osiągania zysków, Czytał księgi, powiększał wiedzę, przelewał ją w nowe mikstury błyskotki i przedmioty użytku codziennego. W pewnej chwili, kolejny raz poczuł niepokój. wszystko się zacierało i znikało,otoczyła go ciemność, pustka, czuł że rozpada się na kawałki, a następnie leci w dół, lecz gdzie był dół a gdzie góra. Stracił orientację, tracił samego siebie, zniknął. Po bliżej nie określonym czasie otworzył oczy, zaatakował go blask, szybko je zamknął, czuł ból ciała, w głowie pulsowało mu wiele myśli, podświadomie czuł że coś zyskał, a coś stracił. nie był w stanie się skupić, w głowie miał wiele myśli, po kilku minutach, ponownie mrugał oczami, chcąc przyzwyczaić je do światła. Bolesna lekcja szybko dała rezultat. Zaczął uważnie obserwować namiot, nie widział tam przepychu czy nadmiaru dóbr. Rejestrował wszystko i badał swoje ciało, ruchy dłoni i palców, sprawdził czy odebrano mu jego własność, niestety niczego nie było, wokół łózka nie było worka z jego rzeczami, ani sztyletu, nie wspominając o małej perle. Coraz bardziej zdumiony poczuł że coś jest bardzo nie w porządku, z jego nogami, nie czuł wszystkich palców, nie mógł nimi ruszać, z duszą na ramieniu spojrzał w dół, po chwili z jego gardła wydobyły się straszne jęki i zawodzenie, w szale zaczął się trzepać i niemalże spadł z łóżka, jego donośny krzyk przerwał cichą i rozmowę jaka miała miejsce w pomieszczeniu obok.
- Ahh, Bogowie ratunku, gdzie moja noga, bogowie ludzie, ktokolwiek ,pomóżcie,
Dźwięk wibrował spowodował że nagle w namiocie nie był już sam. Jego oczy dokładnie obserwowały zakrwawiony kikut, wszystko pozostało z jego stopy. Przerażony gnom obserwował ruch przy drzwiach, wrzasnął żałośnie w ich kierunku.

Kimkolwiek jesteś, wyjaśnij mi to, gdzie ja jestem, co się dzieje, błagam.

Po tym wszystkim, starając się podnieść na łokciach, obserwował otwierane drzwi i wchodzące osoby.

Re: Ruiny starego fortu

66
Okropny wrzask rozlał się pod wnętrzu ciasnego namiotu i wyleciał na zewnątrz. Gnom miotał się na pryczy, potępieńczo rycząc wniebogłosy. Podczas szamotaniny udająca bandaż szmatka odwiązała się i zsunęła z jego okaleczonej stopy, ujawniając przez zapłakanymi oczami ogrom nieszczęścia. Jeszcze większa rozpacz ogarnął alchemika, gdy zobaczył strugi stężałej krwi pokrywające to, co zostało z jego prawej kończyny dolnej. Przez swoje głośne krzyki Grimber nie usłyszał zamieszania, które powstało poza namiotem. Odgłos wielu głosów podniósł się, ale po sekundzie opadł w ciszę.

Poły cienkiego materiału rozsunęły się, wpuszczając do środka strugę żółtawego światła i powiew świeżego powietrza, który gnom przywitał z wielką ulgą. W przejściu stanęły dwie postacie, górujące nad nim wzrostem i posturą. Jego zamglony wzrok nie dostrzegał szczegółów, ale nawet w takim stanie Grimber zobaczył na głowie jednej z nich powykręcane rogi oraz długą brodę, targaną powiem przybierającego na sile wiatru. Druga osoba była na pewno kobietą. Nieco niższa od towarzysza, szczupła, ubrana w postrzępioną skórę jakiegoś zwierza, która odkrywała więcej ciała, niż odkrywać powinna.

Grimber wciąż cały dygotał, ale drgawki spowodowane były bardziej strachem niż bólem. Skąpo odziana kobieta podeszła do niego, wcale nie zwracając uwagi na to, co do niej mówił. Jej brodaty kompan stał w miejscu, krzyżując ręce na piersi. Poroże na jego głowie niemal zahaczało o tkaninę rozpostartą na dachu namiotu. Dziewczyna zatrzymała się przy łożu, patrząc z góry na zrozpaczonego alchemika. Potem usiadła na trawie, która robiła w namiocie za podłogę i wyrwała parę zielonych źdźbeł. Owinęła je sobie wokół wskazującego palca, tworząc coś na kształt pierścienia. Po momencie wstała i skinęła na brodacza - na jej znak mężczyzna wyszedł na zewnątrz. Dziewczyna bez skrępowania położyła dłoń na piersi Grimbera. Gnom na początku poczuł dziwne ciepło, ale zaraz płuca zaczęły go palić żywym ogniem. Drapanie w gardle zmusiło go do kaszlu. Kobieta oderwała od niego rękę. Trawiasta ozdóbka na jej palcu zmieniła kolor na żółty, odwiązała się i opadła lekko na ziemię.

- Powinno pomóc - odezwała się wyjątkowo piskliwym głosem. - Nazywam się Juva. Może dam radę zrobić coś z twoją stopą, o ile przestaniesz się tak wiercić. Jesteś tutaj bezpieczny. Horst znalazł cię gdzieś w lesie i przyniósł do naszego obozu... - dziewczyna ucichła na chwilę. - Jak masz na imię?

.

Re: Ruiny starego fortu

67
Zapłakany gnom wpatrywał się w uchylające się przejście, widok jaki ujrzał sprawił że nawet ból i strata gdzieś uciekły, Przerażony do granic możliwości obserwował dwie postacie, których na pewno jeszcze nigdy nie widział, choć zakładał że tak mogliby wyglądać druidzi, obcujący stale z naturą. Przestraszony przestał się odzywać, a trząsł uniemożliwiając spokojne obejrzenie go w tej opłakanej sytuacji. Zamglony wzrok, mimo iż przedtem był w miarę sprawny, uniemożliwiał dostrzeżenie szczegółów. Gdy kobieta zaczęła go badać i używać nieznanych mu sił, zaczął starać uciec się z zasięgu jej dłoni, nic to nie dało, usidliła go i pomogła, musiał to przyznać. Gdy zaproponowała dalej nieocenioną pomoc, oddał się jej pod opiekę, mając nadzieje, że może jednak powie coś więcej.

Re: Ruiny starego fortu

68
- Straciłeś głos od tych krzyków? - Mruknęła dziewczyna, gdy gnom nie odpowiedział na jej poprzednie pytanie. Jej opalona słońcem twarz zwrócona była w kierunku wyjścia z namiotu, a ręce bezwolnie zwisały wzdłuż ciała. Odkryte ramiona i brzuch poznaczone były w wielu miejscach śladami po niedawnej wysypce. Skórzane płaty okrywały tylko piersi oraz biodra młodej druidki. Grimber miał wrażenie, że są z nią zrośnięte, że to coś więcej, niż tylko zwyczajne ubrania.

Kobieta wstała z pryczy i z czułością spojrzała na alchemika, który wciąż niewiele ogarniał. Wtem to namiotu wszedł Horst - byczy mężczyzna z rogami na głowie. W ręku niósł zwinięte pędy paru nieznanych Grimberowi ziół, jabłko oraz... obciętą stopę. Gnom na ten widok prawie postradał zmysły. Okrwawiona kończyna wyglądała okropnie, opleciona palcami wielkoluda. Ponury wrzask mimowolnie wyrwał się z jego ust i nawet karcący wzrok ciemnowłosej dziewczyny nie zdołał go uspokoić. Dopiero kiedy rogaty druid stanął nad chorym, warcząc groźne, Grimber zdołał się nieco opanować. Było w nim - w Horście - coś zwierzęcego i dzikiego.

Juva zabrała od swego przyjaciela wszystkie rzeczy, bez oporów chwytając nawet sczerniałą stopę. Położyła zioła na trawie, a skróconą kończynę na łożu. Grimberowi zrobiło się niedobrze, zaczął się znowu rzucać. Ciemnowłosa westchnęła i znów skinęła na towarzysza. Ogromny mężczyzna złapał gnoma za ramiona i potężnym uściskiem przyszpilił go do pryczy. Wtedy druidka unieruchomiła jego okaleczony kikut, by po chwili przystawić do niego gnijącą stopę. Alchemik poczuł okropne swędzenie, ale nie mógł się nawet poruszyć. Mrowienie nie ustępowało, gdy kobieta zaczęła okładać nogę pacjenta mieszanką roślinnych pędów. Wiązała niektóre z nich wokół jego stopy, inne rozgniatała i wsmarowywała w spoconą skórę. Cały zabieg trwał nie dłużej niż dziesięć minut. Dziesięć minut ciągłej szarpaniny oraz potępieńczych krzyków.

Rogacz oderwał się od gnoma, a druidka pośpiesznie wstała z łóżka. Ściągnęła pożółkłe już i zwiędłe rośliny z jego stopy, odsłaniając zrośniętą kończynę. Po urżnięciu nie było nawet śladu. Noga nabrała trochę sinej barwy... ale była zdrowa. Gnom czuł ogromne zmęczenie - większe nawet, niż podczas niedawnej przeprawy przez las. Prawie tam zasnął, ale Juva poklepała go po policzku, aby jeszcze na chwilę odzyskał świadomość. Miała mu coś do powiedzenia.

- Udało się! Musisz być sterany, co? Odpocznij trochę, a potem przyjdź do nas. Będziemy na zewnątrz - dziewczyna wzięła od Horsta jabłko i przegryzła kęs. - Twoje rzeczy są w tym worze - wskazała palcem na leżącą śród trawy sakwę. - Aa, jeszcze jedno - powiedziała, zanim wyszła z namiotu. - Twoja stopa... musisz na nią uważać, bo... zresztą, nieważne. Czuj się u nas gościem.

- Uhm! - Warknął rogaty druid i po chwili oboje opuścili namiot.

.

Re: Ruiny starego fortu

69
Gnom nie miał siły odpowiedzieć, zachrypłe gardło łzy krzyki i ból to jedyne co go otaczało. Widok i sposób w jaki dwójka do niego podeszła odebrały mu niemal zmysły. Warczenie rogacza, zwanego Horstem zmusiło gnoma do tego by spróbować zamknąć się chodź na chwilę, jednak każdy ruch by zbyt bolesny, po chwili czuł tylko niesamowitą sile ramion druida, który za wszelką cenę chciał go uspokoić i zmusić do bezruchu. Chwila w której ujrzał odcięty kikut, sprawiła że na chwilę musiał odwrócić wzrok, w całym swoim życiu nie widział tyle krwi. nie chciał nawet uświadamiać sobie czyja była ta krew, to by go najpewniej zabiło. Dalszy przebieg leczenia był równie bolesny, co też skuteczny. Po kilku minutach, dłużących się w nieskończoność ból ustąpił, mrowienie ogarnęło całą jego prawą część, nasilając się i nużąc go. Zamknął powieki i po chwili nie było go już z nami. Delikatne poklepywanie wyrwało go z odrętwienia, twarz druidki nic nie mówiła, lecz jej słowa sprawiły iż mimo zmęczenie wpadł w zachwyt, szybki rzut oka na prawą stopę sprawił że zrobiło mu się niedobrze. Jego stopa palce, kolorystycznie odróżniały się od reszty ciała, wydawały się też twardsze, ale i wytrzymalsze. Zgodnie ze słowami wychodzącej kobiety, próbował na jednej nodze mimo zmęczenia ubrać się, i pozbierać ocalony ekwipunek, poza faktem braku obuwia odnalazł wszystko, nawet perłę, którą druid musiał z nim podnieść. Recepta, aparatura, wytrychy, składniki alchemiczne, nie stracił choć tego. Delikatnie stawiając krok za krokiem, skierował się do wyjścia, zostawiając tym czasowo worek w namiocie, wolał nie przeciążać kończyny, nim jeszcze wyszedł, oznajmił głośno przez materiał, który go oddzielał.

Jestem Grimber Indorau, jak widać gnom alchemik, jubiler, nie jestem tu z własnej woli, chciałem uratować przyjaciół, opętanych przez jakieś diabelskie nasienie w ruinach fortu. Znaleźliśmy się tam na skutek drobnej różnicy zdań między nami a czartem. Szukałem w lesie kleofonu, gdy zwiódł mnie ognik, zabłądziłem i odmroziłem stopę, jestem waszym dłużnikiem na zawsze, uratowaliście mi zdrowie i życie, czy mogę się wam jakoś odwdzięczyć? Oraz czy możecie wskazać mi drogę do tego przeklętego fortu? W między czasie muszę postarać się o jakiekolwiek obuwie.

Kończył już osłaniając twarz od słońca, jakie powitało go na zewnątrz. Musiał teraz zdać się kolejny raz na ich łaskę, nie wiedział gdzie jest i nie prędko miał zapewne wrócić do reszty grupy.

Re: Ruiny starego fortu

70
Grimber włożył na siebie ubrania, które znalazł w worze. Do pasa przytroczył swój sztylet. Choć ciuchy były znoszone i śmierdziały morską wodą, to czuł się w nich znacznie lepiej. Nie dojrzał w sakwie żadnych butów, ale to nie przeszkadzało mu aż tak bardzo. Wszędzie wkoło rosła zielona trawa, taka sama, jaka pokrywała podłogę w jego namiocie. Choć usilnie starał się nie stawać na sinej stopie, to w pewnym momencie stracił równowagę i dotknął nią podłoża. Nie poczuł bólu, ani wcześniejszego mrowienia. Wszystko było jak najlepszym porządku. Ostre źdźbła trawy łaskotały go po stopach, ale szybko do tego przywyknął. Gdy odział się już zupełnie, był gotowy do wyjścia.

Stojąc przed płachtą, stanowiącą wyjście z namiotu, gnom wyrecytował na bezdechu długą formułkę powitalną. Niejeden bard pozazdrościłby mu pojemności płuc. Alchemik przedstawił się i całą swoją historię w paru przydługich zdaniach. Niestety, jego wypowiedź spotkała się z zerowym odzewem. Grimber mówił sam do siebie. Kiedy wyjrzał na zewnątrz, to zrozumiał, że druidzi stoją zbyt daleko, aby go usłyszeć. Polana, na której rozbili swój obóz, była większa, niż mu się wydawało. Okrągła łączka, otoczona ze wszech stron wysokimi drzewami o grubych pniach, zalana była słonecznym światłem. Wszędzie było zielono. Liście, trawa i krzaki cieszyły oko swoimi barwami. Gnom nie zauważył żadnego namiotu, oprócz swojego. Przed nim, w dość sporej odległości, stały trzy osoby. Juva, opierając się o wystający z ziemi konar, rozmawiała z Horstem i trzecim druidem. Mężczyzna, którego imienia alchemik nie znał, wyglądał na bardzo młodego. Było w nim jednak coś dziwnego... i Grimber wiedział co. Złote oczy. Nawet stąd gnom dokładnie widział błysk jego żółtawych ślepi.

- Coś mówiłeś? - Usłyszał głos odzianej w skóry dziewczyny, która właśnie zmierzała w jego kierunku.

.

Re: Ruiny starego fortu

71
Gnom wyjrzał na zewnątrz i zrozumiał brak odzewu, początkowa myśl o lekceważeniu została szybko wyjaśniona, druidzi odeszli kawałek dalej i siedzieli w ciszy. Alchemik chcąc nie chcąc, musiał powtórzyć swoją mowę, tym razem upewniając się że dotrze ona choć do kobiety, która podeszła do niego. Skinął głową obecnym na polanie i zaczął od początku.

Witajcie jestem Grimber, Grimber Indorau. Jak widzicie jestem gnomem, zajmuję się alchemią, oraz jubilerstwem, znam tez podstawy kowalstwa, jednak nie szedłem w tym kierunku. Zawsze fasonowały mnie mikstury, to przez to tu jestem. Razem z moją grupą przez złośliwy dowcip pewnego czarta wylądowaliśmy nieopodal ruin starego fortu, gdzie spotkaliśmy przeklętego drowa. Zniewolił umysły mojej grupy, mag który z nami podróżował nie umiał im pomóc. Zdecydowaliśmy że tylko mikstura przywracająca świadomość może tu pomóc. Szedłem przez las i zaufałem ognikowi, który mnie zmylił i spowodował że wylądowałem tuż obok rzeki, wędrowałem wzdłuż jej brzegu i odnalazłem to czego szukałem, niestety dalej straciłem obuwie i niemalże zginąłem, zawdzięczam wam życie i zdrowie. Dalszą historię znacie lepiej ode mnie, byłem nieświadomy gdy mnie tu przynieśliście, za co będę waszym dłużnikiem już na zawsze. Muszę dostać się jak najszybciej do tych przeklętych ruin, podać przyjaciołom miksturę, którą wykonam. I modlić do bogów by podziałała. Czy jesteście w stanie mnie skierować w odpowiednie miejsce?

Gnom miał nadzieję, że druidzi pomogą jeszcze raz, będzie im zobowiązany i zapyta czy może też coś dla nich zrobić w późniejszym czasie, teraz od niego zależał los reszty grupy, nie mógł tracić więcej czasu.

Re: Ruiny starego fortu

72
Z ust Grimbera wyleciał kolejny potok słów. Bohater znów nabrał powietrza w płuca i zaczął recytować przygotowaną zawczasu formułkę. Tym razem jego opowieść dotarła do wszystkich obecnych. Ciemnoskóra kobieta zatrzymała się parę kroków od niego i słuchała, co gnom ma do powiedzenia. Nie chciała mu przeszkadzać. Jej towarzysze znajdowali się nieco dalej, ale z uwagą patrzyli na alchemika, bez trudu wyłapując wszystkie rzucone na wiatr zdania. Gdy bohater skończył już swój wywód, dwaj druidzi także podeszli w jego stronę. Horst wydawał się być najmniej zaciekawiony historią przybysza, dlatego tylko burknął coś pod nosem. Za to Juva i ten złotooki jegomość zaczęli zadawać pytania.

- Drowa? Co to takiego? Był przeklęty? - Zaciekawiła się dziewczyna.

- O jakich ruinach mówisz? W pobliżu jest tylko ten stary fort, w którym urzęduje mój brat... - powiedział młody mężczyzna, podnosząc z ziemi wyskubaną z ziarenek szyszkę.

Druidzi wyglądali na bardzo zainteresowanych. Tylko rogacz jakoś niezbyt, ale nikt się tym nie przejmował. Odziana w skóry panienka spoglądała na Grimbera, oczekując odpowiedzi. To samo czynił mężczyzna o żółtych oczach. Oboje nie spuszczali z niego wzroku.

Re: Ruiny starego fortu

73
Grimber głośno przełknął ślinę, spoglądał na druida i wyobraził sobie milion sposobów pozbawienia go świeżo odzyskanej stopy, jeżeli odpowiedź będzie zła. Zastanowił się chwilę i odrzekł.

Nie zrozumcie mnie źle, właśnie w tych ruinach ktoś wyglądający jak elf omamił mych przyjaciół, zadziałał na ich umysły, przejął nad nimi pełną kontrolę. Nie wiem czy to twój brat, lecz błagam pomóżcie bo nie wiem co tam może się dziać. Jest tam tylko napotkany p[rzez nas mag, na którego jak i na mnie, wpływ był zdecydowanie mniejszy, zwalczyliśmy go, nie udało się to reszcie, są niewolnikami. Zorbie wszystko by im pomóc, czy wskażecie mi chodź drogę ?

Po tym alchemik z równie palącym i błagalnym wzrokiem spoglądał na słuchającą go parę.

Re: Ruiny starego fortu

74
Grimber skończył mówić. Jego tłumaczenia wywarły na druidach bardzo dziwną reakcję. Ponura cisza zawisła w powietrzu, ale nagle przerwała ją salwa niekontrolowanego śmiechu. Juva nie była w stanie powstrzymać swojego rechotu, podobnie zresztą jak złotooki. Nawet Horst buczał tak jakoś weselej. Zdziwienie gnoma nie miało końca, podobnie jak radość jego nowych kompanów. Gdy uniesienie nieco opadło, ciemnoskóra dziewczyna zaczęła wyjaśniać alchemikowi powód ogólnego rozluźnienia.

- Ten mroczny drow, którego spotkaliście w ruinach, to tak naprawdę zwyczajny elf, brat Ismusa i nasz towarzysz. No... może zwyczajny to złe określenie. Razem z resztą naszego kręgu udał się do fortu, żeby sprawdzić o co chodzi z tym statkiem. Teraz wszystko jest już jasne!

- No właśnie! - odezwał się ten, którego kobieta nazwała Ismusem. - Ten statek to też wasza sprawka? Twoi znajomi są bezpieczni, nie martw się. Mój brat jest trochę specyficzny, ale zupełnie niegroźny. Zaraz ruszę do fortu, żeby to wyjaśnić. Wiem, że chciałbyś zobaczyć się ze swoimi ziomkami, ale lepiej będzie, jeżeli zostaniesz tutaj. Musisz oszczędzać nogę - powiedział, wskazując palcem na odsłoniętą stopę Grimbera, która odzyskała już normalny, zdrowy kolor.

Rogaty druid stał do tej pory w milczeniu, chrząkając coś od czasu do czasu. W pewnym momencie odłączył się od grupy i podszedł do położonego kawałek dalej paleniska. Rozniecenie ognia zajęło mu tylko parę minut, podczas których Juva zdążyła się już jakoś opanować. Ismus zniknął gdzieś w gęstwinie drzew. Wkrótce potem cała trójka podeszła do ogniska, by tam kontynuować rozmowę. Juva była gotowa udzielić gnomowi wszystkich wyjaśnień. Za to Horst nie mówił nic i w milczeniu dokładał drwa do buzujących płomieni.

.

Re: Ruiny starego fortu

75
Grimber początkowego strachu coraz szybciej nabierał kolorów na twarzy, zdziwienie i zawstydzenie wzięło górę nad złością, przez pewien czas się nie odzywał. Analizował słowa gromady sług natury, wygląda na to że niepotrzebnie ryzykował życie idąc do tego przeklętego lasu, nie wspominając już o amputacji i leczeniu jego stopy. Przyglądał się poruszającym po obozowisku, oraz Ismusa opuszczającego je. Podszedł bliżej do ognia by cieszyć się jego ciepłem, a szczególnie by jego noga zimna w dotyku, oprócz koloru zagrzała się. Wkrótce dołączyła do niego Juva, ciekawie mu się przyglądając. Alchemik miał wiele pytań, ale uznał że zada tylko te, które mogą poszerzyć mu wiedzę o świecie a może pogłębić jego zainteresowanie przyrodą.

Jesteście druidami prawda? Żyjecie w pełnej harmonii z naturą, ale chyba nie całą, w ruinach zaatakował mnie lis, był wściekły głodny i chyba zdesperowany, jego krew przypominała czarny skrzep, to nie był zwyczajny ssak.Co tu się wydarzyło, że spaczenie ogarnęło cały tamten teren, nawet drzewa są inne, pomijając fakt braku roślin w zimie, to było jeszcze co innego. Jako alchemik znam się na roślinach, pewnie nie tak dobrze jak Wy, ale mam spore pojęcie o nich i ich właściwościach, powinny tam być jakiekolwiek, tymczasem nie było tam niczego. Ostatnia taka rzecz, która mnie zdumiała, czy jesteś w stanie wyjaśnić, sposób w jaki przywróciłaś mi stopę? nie wiedziałem że takie coś jest możliwe. To albo zaawansowana magia, albo jakaś obca siła. Czy potrafisz to wyjaśnić ?

Gnom pytającym spojrzeniem obrócił kobietę, a jednocześnie obserwował jej milczącego towarzysza, chciał skorzystać z okazji i nauczyć się czegoś nowego.

Wróć do „Zachodnia prowincja”