Re: Ruiny starego fortu

76
Rogacz rozgarniał długaśnym patykiem przepalone fragmenty drewna, wzbijając w powietrze kaskady iskier oraz kłęby szarawego dymu. Ciepło emanujące z ogniska było przyjemne. Znoje paru ostatnich dni upuszczały ciało Grimbera, a na ich miejsce wstępował spokój. Gnom nie był senny, a jednak czuł się dziwnie. Była zima - i to nie byle jaka, bo najsroższa z tych, które Keron kiedykolwiek widział - a on siedział sobie przy palenisku, na zielonej trawce, obserwując panoszącą się dokoła zieleń rozkołysanych drzew. Widok był iście sielankowy, atmosfera także. Trzeszczące płomienie sprawiały, że alchemik wędrował myślami coraz dalej i dalej, aż w końcu prawie zapomniał o otaczającym go świecie...

Świadomość odzyskał dopiero wtedy, gdy poczuł okropne swędzenie. Swędziała go prawa stopa. Nie mogąc oprzeć się pokusie, Grimber wręcz odruchowo zaczął drapać uzdrowioną kończynę. Poczuł pod palcami coś twardego. Strup?

Gdy Juva przysiadła się do niego, zajmując miejsce blisko Horsta, gnom zaczął ją o różne rzeczy wypytywać. Druidka patrzyła na niego z uwagą, wsłuchując się w jego słowa. Od czasu do czasu zerknęła na ścianę lasu lub urwała jakieś dłuższe źdźbło trawy, mnąc je delikatnie w palcach. Była jednak skupiona, w odróżnieniu od rogatego mężczyzny. On zajmował się tylko utrzymaniem dużego ognia, powarkując co parę chwil. Grimberowi przypominał nieco dzikiego niedźwiedzia, choć jelenie poroże mogło być w tej kwestii mylące. Zwierzęca natura Horsta była widoczna na pierwszy rzut oka.

Juva nie spieszyła się z odpowiedzią, długo rozważając w głowie odpowiednie zdania, ale wreszcie zdecydowała się mówić. Jej nieco piskliwy głos z początku drażnił gnoma, ale szybko przestało go to męczyć. Alchemik został wręcz zasypany nowymi wiadomościami.

- Ano, jesteśmy druidami - zaczęła od wyjaśnienia pierwszej kwestii. - Nasz Krąg pilnuje tych lasów już od kilkunastu lat. Niedaleko stąd mamy swoją... siedzibę - dziewczyna miała oczywiście na myśli kamienny krąg, którego kapłani Sulona strzegą przed spaczeniem i z którego czerpią moc. Grimber czytał o tym już wcześniej. - Mówisz, że ta ziemia jest skażona? Pewnie masz rację. Znajdujemy się przecież na zachodzie Królestwa. Te tereny zostały ukształtowane podczas Bitwy przeciw śmierci. To było w... - druidka podrapała się po głowie - ... w 324 roku drugiej ery. Cała Zachodnia Prowincja była wtedy polem walk między magami. Działo się, oj działo.

W tym momencie, niespodzianie, odezwał się ogromny rogacz. Grimber miał po raz pierwszy okazję słuchać jego tubalnego głosu, który niósł się echem w głąb otaczającej ich puszczy. Horst wstał - chyba tylko po to, żeby rozprostować kości - a potem zaczął mówić.

- Juva zna się na rzeczy - bardziej warknął niż rzekł do alchemika. - Jej magia potrafi działać cuda. To trudna sztuka i nie będziesz w stanie jej zrozumieć. Juva... my wszyscy musieliśmy dużo poświęcić, aby dojść tu, gdzie teraz jesteśmy. Nie zrozum nie źle, ale wyjaśnienia nie będą ci potrzebne - elokwencja brodacza zadziwiła Grimbera chyba bardziej niż to, co usłyszał.

- Jak mówiłam, że musisz uważać na swoją nową nogę to byłam całkiem poważna - podjęła odziana w skóry dziewczyna. - Ona jest już całkiem sprawna, ale ma pewien... defekt. Powinnam była powiedzieć ci o tym wcześniej, ale byłeś chyba zbyt zaszokowany. Nie chciałam cię dobijać. W każdym razie... - kobieta wzięła głęboki wdech - ... zamienisz się w drzewo! Nie dosłownie! Ale twoja noga będzie porastać korą. Musisz usuwać tę narośl skrupulatnie, bo inaczej na nodze się nie skończy. Dam ci maść, która w tym pomoże. Mówisz że jesteś alchemikiem? To zapiszę dla ciebie przepis. To bardzo ważne, żebyś zdrapywał tę strupy, bo inaczej będzie słabo. Ale nie masz się co martwić. One wyrastają bardzo powoli... chyba, że wpływa na nie jakaś magia. Jestem pewna, że to nie będzie dla ciebie duży kłopot.

Druidka posłała Grimberowi krótki uśmiech, w którym zawarte było ciche przepraszam. Horst obejrzał się przez ramię, jakby nie chciał patrzeć na tę całą scenę. Po chwili wstał w bez słowa poszedł w las. Grimber został z Juvą sam na sam.

.

Re: Ruiny starego fortu

77
Grimber z uwagą słuchał opowieści o tym kogo spotkał i właśnie poznaje, zaciekawił go informacje, które mniej więcej znał z ksiąg jakie czytał. Intrygowało go niemalże wszystko, rozmowa z druidami ukazywała mu inne spojrzenie na temat natury, olbrzymi wpływ jaki mieli, oraz moc, z jaką działali w służbie natury. Każde kolejne spojrzenie utwierdzało go w tym, że gdyby chcieli, mogli by zniszczyć jego i jego grupę, pewnie nawet się nie męcząc. Przypatrywał się też warczącemu pilnującemu ognisko rogaczowi, był ciekaw czy tamten także obdarzony jest iskrą magii, czy po prostu pełni rolę druida wojownika, Jak widać zajęcie odnaleźć mógł tu każdy. Alchemik w swych myślach odleciał daleko, z trudem wrócił na ziemię i z uwagą słuchał tego co jeszcze ma do powiedzenia i starał wszystko zapamiętać, jak pokazała historia kłopoty traktowały go jak magnez, teraz już chyba nic go nie zdziwi, okazało się że niestety znów się mylił. Gdy kobieta zaczęła wyjaśniać sposób w jaki został uzdrowiony, a następnie jakie są efekty uboczne, Grimber roześmiał się sądząc że to żart. Widząc że tylko jemu dopisuje w tej chwili humor zaniepokojony dotknął swojej pięty. Po chwili zbladł śmiertelnie i wyszeptał po cichu.

Bogowie, jestem drzewem, jakim jestem drzewem? Jak szybko się to rozwija, i czy oddziaływuje włącznie na stopę, czy tez na całe ciało ? Czy wiecie by istniała jakaś forma wyplenienia tej tendencji z organizmu ? Jeżeli nie proszę przekaż mi receptę, będę stosować maść według zaleceń i codziennie usuwa narośle przed snem.

Lekko zdenerwowany gnom starł się być spokojny, tłumaczył sobie że zawsze mogło być o wiele gorzej, musiał być tylko systematyczny, akurat z tym nigdy nie miał problemu.

Re: Ruiny starego fortu

78
Druid z rogami na głowie jeszcze nie wracał. Knieja połknęła go i nie chciała wypluć. Juva siedziała naprzeciwko Grimbera, próbując go jakoś uspokoić. Nowe fakty nieco nim wstrząsnęły. Gnom nie panikował teraz tak, jak podczas zabiegu w namiocie, ale przerażenie wyraźnie odbijało się na jego twarzy. Dziewczyna pozwoliła alchemikowi na swobodne wykrzyczenie się i podjęła temat dopiero, gdy ten skończył wrzeszczeć. Choć gnom wciąż oddychał niespokojnie, to przynajmniej zaczął słuchać tego, co druidka ma do powiedzenia.

- No już, nie musisz panikować! Jak się nie ogarniesz, to zawołam Horsta! - Na usta kobiety wkradł się złośliwy uśmieszek. - Nie jesteś drzewem, tylko gnomem. Ale twoja noga przejęła... pewne roślinne cechy. W pęku trawy, którego użyłam do uleczenia cię, musiało być kilka ziarenek dębu. Twoja stopa porasta korą... i tyle. To nic wielkiego! - Juva uśmiechnęła się jeszcze szerzej i po chwili kontynuowała wyjaśnienia. - Musi minąć parę dni, nim narośl w ogóle zacznie rosnąć. Obecność silnej magii pobudza ją, dlatego bądź ostrożny! W normalnych warunkach pokrycie całej stopy zajęłoby... a bo ja wiem? Jakieś dwa tygodnie. Potem kora zacznie przenosić się na inne części twojego ciała. Musisz tylko pamiętać, aby ją zeskrobywać.

- Jak już oczyścisz nogę, to powinieneś mieć na kilka dni spokój! - Z takim okrzykiem z lasu wyłonił się rogacz. Pod pachą niósł pęk gałęzi, a w ogromnej dłoni trzymał... martwego psa.

Horst zajął się oporządzaniem zwierzyny. Widok nie należał do najprzyjemniejszych. Ściąganie skóry z sierściucha i porcjowanie mięsa zajmowało druida bez reszty. W międzyczasie Juva i Grimber przeszli do namiotu. Dziewczyna podyktowała mu przepis na dziwną maść, a potem wręczyła gnomowi drewniane pudełeczko z małym jej zapasem. Alchemik zanotował receptę na odwrocie opisu Uśmierzacza Codzienności. Skład kremu był dość prosty.
Grimber w notatkach pisze:Parę liści ptasiego rdestu zetrzeć na miazgę. Skropić to sokiem z łodyg świetliszki. Całość zmieszać z podgrzanym łojem, coby lepiej wsiąkało w skórę. Rozsmarowywać równomiernie. Stosować raz na jakiś czas.
Gdy magiczka i gnom wyszli ponownie na zewnątrz, pies już smażył się na prowizorycznym, zbudowanym z powyginanych patyków rożnie. Rogacz spojrzał na nich spode łba, warknął coś niezrozumiałego, a potem wrócił do pieczenia. Juva zajęła miejsca pośród wysokiej trawy i pokazała gnomowi, aby usiadł obok niej. - Masz jeszcze jakieś pytania? - Powiedziała, gdy już to uczynił.

.

Re: Ruiny starego fortu

79
Trochę skonsternowany gnom słuchał słów kobiety, miał chaos w głowie, jednak starał się wszystko opanować, przyswajał sobie szczegółowo wiedzę jaką otrzymywał. Zastanawiał nad niespodziewaną własnością stopy, ale też konsekwencjami jakie za sobą niosła. Z goryczą pomyślał że już nie musi nigdy kupować tłuczka, wystarczy nie zeskrobywać narośli ze stopy. Szukał wzrokiem dookoła ciekawych roślin, bacznie nasłuchując wszystkiego, przypomniał sobie o przepisie i maści. Zapytał o niego ponownie, by po chwili otrzymać zarówno odrobinę kremu, jak i gotowa receptę. Dalsze pytania przerwało pojawienie się rogatego druida. Posiłek jaki niósł ze sobą, sprawił że gnom z miejsca stracił apetyt, wiedząc jednak że jeść coś musi, starał się patrzeć w inną stronę, a z głowy wyrzucić obraz martwego psa. Skierował wzrok na druidkę, która zaczęła dyktować mu receptę i upewniać że dokładnie zapisuje, oraz rozumie wszystko, łącznie z ilością i częstotliwością, pudełeczko które otrzymał miało podobno wystarczyć na około 2 tygodnie, przyjmując stosowanie raz na trzy dni. Alchemik obiecywał sobie solennie zapamiętać te wskazania. Gdy Juva powiedziała że może śmiało pytać dalej zastanowił się chwile, i odpowiedział.

Mam jedno pytanie, a w zasadzie nawet prośbę, czy mogę nadużyć gościnności i poszukać składników na miksturę ? Z tego co pamiętam poza nieszczęsnym kleofonem i paroma pomniejszymi ziołami mam pustą sakwę, mały zapasik wystarczyłby mi na dalsza wędrówkę, nie musiałbym spowalniać marszu gdy będziemy podróżować dalej. A drugie pytanie to kiedy mniej więcej możemy spodziewać się przybycia twego towarzysza z moją grupą? Czy też to ja mam się tam udać do nich ?

Po tych pytaniach gnom faktycznie położył się na trawie, kawałek od Juvy i obserwował z zainteresowaniem niebo.

Re: Ruiny starego fortu

80
Juva pokiwała potakująco głową, patrząc Grimberowi prosto w oczy. Nie miała nic przeciwko temu, by gnom udał się na poszukiwania potrzebnych składników. Zapewniała nawet, że może mu pomóc. I faktycznie - pomogła. Gdy alchemik siedział przy ognisku, przegryzając z trudem kawałek psiego mięsa, ona wstała z miejsca i weszła za zasłonę krzaków. Nie było jej tylko przez chwilę. Kiedy wróciła, przyniosła ze sobą dosyć grubą, oprawioną w ciemną skórę księgę. Niewiele mówiąc, wręczyła obszerny wolumin Grimberowi. Na okładce widniał napis: Zielarstwo na terenach Keronu. Alchemik przyjął podarek z wdzięcznością. Na cienkich stronicach, zapisane głównie czarnym atramentem, stały liczne opisy roślin oraz grzybów, które spotkać można w całym niemal Królestwie. Taka księga to skarb dla każdego zielarza - a dla alchemika z chorą nogą nawet coś więcej.

Dziewczyna nic nie mówiła, nie czekała wcale na podziękowania. Horst także zajmował się swoimi sprawami, nie wywierając na Grimbera żadnej presji. Dopiero po jakimś czasie Juva odezwała się, chcąc przekonać gnoma, że nie musi się niczym martwić. W jej głosie była obecna pewna, ledwie wyczuwalna, nuta niepewności. Bohater był jednak zbyt poruszony, aby to dostrzec. Z pewnością ucieszył się, gdy druidka powiedziała, że Ismus wraz z pozostałymi powinien być z powrotem lada chwila.

- Niedługo wrócą, jestem pewna - rzuciła do gnoma. - Droga do fortu trwa jakąś godzinę, więc wkrótce powinni się zjawić. Ismus doskonale zna te okolice. Nie musisz się niczym przejmować. Twoi przyjaciele są na pewno cali i zdrowi. Magia Jace'a na nich zadziałała. Dlatego tak dziwnie się zachowywali. Jak złotooki się pojawi, to z pewnością wszystko ci wyjaśni...

I na tym odziana w skóry druidka skończyła swoją gadkę. W przedłużającej się ciszy słychać było tylko strzelanie ognia oraz pomruki zapatrzonego w płomienie Horsta. Nawet drzewa ucichły i przestały nagle szumieć. Grimber znów poczuł swędzenie na stopie i musiał się podrapać. W pewnym momencie rogaty mężczyzna zaproponował, że pójdzie z nim w głąb puszczy, aby pomóc w zbieraniu ziół. Gryząc psią kość, czekał na jednoznaczną odpowiedź.

.

Re: Ruiny starego fortu

81
Grimber wpatrywał się w płomienie i z wdzięcznością słuchał słów pociechy jakimi zasypywała go Juva, był pierwszy raz od wielu dni tak spokojny i szczęśliwy, było mu ciepło, był bezpieczny, miał co zjeść, i nie groziły mu przykre niespodzianki, przynajmniej tak myślał. Z błogiego raju wybudziła go dopiero informacja od kobiety, że coś dla niego ma. Głodny gnom, odebrał od niej kawałek twardego mięsa, udając że nie wie co zjada wbił zęby i począł zapełniać żołądek. Uśmiechnięta druidka stwierdziła że to nie wszystko, oddaliła się w kierunku zarośli nakazując zjeść mięso i nie ruszać się nigdzie. Po paru minutach wróciła niosąc sporej wielkości księgę. Alchemikowi oczy wyszły na wierzch gdy zobaczył tytuł księgi. Z trudem wypowiadając słowa i drżąc z ekscytacji odpowiedział.

Juvo, słońce, czy ty zdajesz sobie sprawę co właśnie mi podarowałaś? Toż to część zaginionego dzieła największego mistrza alchemii, każdy z nas marzył by choć spojrzeć na ten tom. Tak księga prawdopodobnie jest bezcenna, jesteś pewna że chcesz się jej pozbyć? Tu opisano zbawienny jak i mroczny wpływ wielu roślin. Z całym szacunkiem do druidów, każdy na pewno znajdzie w niej coś nowego dla siebie. Nie wiem jak mogę się odwdzięczyć, zwróciłaś mi zdrowie, życie, opiekujecie się mną, a teraz jeszcze ta księga. Niech bogowie mają was w opiece, nie umiem wam lepiej podziękować.

Gnom wpatrywał się w księgę jak zaczarowany, kartkował ją i odczytywał poszczególne informacje, pogłębiał swoją wiedzę, przed oczyma widział nowe wyzwanie, dostarczyć księgę do biblioteki, ale najpierw skopiować na własny użytek, nie czas jednak na to, z marzeń kolejny raz wyrwał go głos, tym razem o dziwo, należał on od rogatego druida. Na pytanie czy wyjdzie z nim, z wahaniem spojrzał na Juvę, widząc wesołość na jej twarzy odpowiedział Horstowi.

Oczywiście, już się zbieram, tylko odniosę księgę do namiotu i wyruszamy.


Drapiąc podeszwę wstał i ruszył do namiotu, odłożył księgę do swojego worka i ruszył w kierunku lasu, próbując dogonić druida.

Re: Ruiny starego fortu

82
Księga została umieszczona w worze, a Grimber opuścił namiot. Raźnym krokiem przeszedł obok ogniska, gdzie Juva posłała mu skromny uśmiech, a potem ruszył w ślad za rogaczem. Horst nie miał zamiaru na niego czekać. Zmierzał w kierunku drzew, sunąc po trawie jak duch. Gnom zrównał się z nim dopiero na samej granicy polany. Mężczyzna obrzucił go krótkim spojrzeniem małych oczu, skinął zwieńczoną rogami głową i wprowadził alchemika w głąb ciemnozielonej puszczy.

Poruszali się po wydeptanej przez zwierzęta ścieżce, która wiła się między konarami. Grimber był boso, ale nie odczuwał przez to żadnych poważnych niedogodności. Ot, czasem nadepnął na jakąś szyszkę lub zahaczył o wystający spod ziemi korzeń. Druid szedł przodem, a bohater kroczył tuż za nim. Wszędzie dokoła sterczały czarne pnie, a pod nimi kładły się paprocie oraz owocowe krzaki. Jeszcze niżej, tonąc w mokrej od rosy ściółce, rosły licznie grzyby oraz różne drobne zioła. Grimber obserwował je wszystkie bardzo uważnie, szukając tych potrzebnych do sporządzenia maści.

Krajobraz zmieniał się. Im dalej odchodzili od druidzkiego kręgu, tym mroczniejsza aura spowijała wszystko dokoła. Choć korony drzew były w tej okolicy niemal nagie, to jednak słońce nie docierało do najniższych warstw poszycia. Konary malały i wykręcały się, a wszelka roślinność zanikała. Ćwierkanie ptaków coraz częściej zagłuszały jakieś podejrzane odgłosy.
Niebo nad zachodnią prowincją Keronu zawsze przykryte jest całunem utkanym z szarych chmur. Grobowa aura napływa nad tę część kontynentu od strony morza, przytargana przez szalejące w Cieśninie Martwego Ptactwa wichry i zawieje. Okolice Srebrnego Fortu porastają rzadkie, ponure lasy, w których aż roi się od wszelkiego rodzaju drapieżników. Można tam spotkać przeróżne bestie, przy których nawet ogromne wilki zdają się być potulnymi szczeniakami. Niewielka ilość życiodajnego światła potrafi przedrzeć się przez zasłonę pierzastych obłoków. Żałobna atmosfera, powodowana obecnością Wysp Umarłych, nie pozwala roślinom swobodnie kwitnąć. Obleczone czarną korą drzewa wyrastają strzeliście ze skażonej śmiercią ziemi, chwytając cienkimi gałęziami ostatki słonecznych promieni. Powykręcane konary przybierają upiorne kształty, jak gdyby były przerażone swą własną istnością. Tuż obok obrośniętego pomarańczową pleśnią głazu alchemik dostrzegł parę sztuk świetliszki. Rogacz zorientował się, że gnom zszedł z drogi, aby zerwać szukane zioła i sam także zwolnił kroku. Jego oczy śledziły mroki lasu. Wyglądał na zaniepokojonego, choć nie odzywał się wcale. Podczas gdy alchemik bawił się w ogrodnika, on czujnie nasłuchiwał wycia wiatru.

.

Re: Ruiny starego fortu

83
Gnom szybko dreptał bosymi stopami by zrównać się z dużo większym druidem. Ogrom zieleni zapierał dech w piersiach, jednak Grimber szukał tylko tego co potrzebne było do wytworzenia mikstury, resztę zapasów mógł uzupełnić w bardziej sprzyjających warunkach. Ścieżka którą się poruszali była dobrze oświetlona, bose stopy przyjemnie grzała ciepła ziemia, od czasu do czasu alchemik stąpał na gałązkę lub szyszkę, zwiadowcą nie był, nie starał się tego nawet ukryć. Zagłębiali się w las a droga była coraz mniej przyjemna, robiło się ciemniej, chłodniej, gnom zgadywał że magia natury działała tu coraz słabiej, im dalej szli, tym bardziej utwierdzał się w tej myśli. Chciał już odezwać się by zawrócili, gdy ujrzał że Horst stanął i zaczął rozglądać się zaniepokojony, gnom chciał podejść do niego, lecz ujrzał jedną z potrzebnych roślin, widząc że tamten go popędza, ostrożnie i po cichu starał się podejść do rośliny i zebrać jej listki. Następnie chciał wycofać się i zwrócić do rogacza.

Przyjacielu, widzę twój niepokój, sam też czuję że coś jest nie tak, czy możemy wrócić do obozu? Żaden ze mnie wojownik czy zwiadowca, nie wspomogę cię w przypadku ataku, ledwo dałem radę pokonać spaczonego lisa.

Jeżeli tamten wyrazi zgodę, gnom skrzętnie będzie chciał wrócić na polane, mając nadzieję że tym razem nie trafią ani na ognika, ani nie zabłądzą.

Re: Ruiny starego fortu

84
Zerwanie listków świetliszki było kwestią paru sekund. Dłużej gnom męczył się ze zdobyciem łodyżek, których użycie uwzględniał przepis. Cienkie korzenie dość mocno trzymały zielsko w ziemi i za nic nie chciały odpuścić. Odrobina wysiłku ze strony alchemika zmusiła je jednak do kapitulacji. Już po chwili Grimber był bogatszy o dwa ociekające wonnym sokiem badyle. Wrócił więc do Horsta, mocno zaniepokojony jego dziwnym zachowaniem. Stanął przy nim i z miejsca wyłożył druidowi wszystkie swoje obawy. Ale ten nie odpowiedział, co zresztą wcale gnoma nie zdziwiło.

Warknięcie, które wydobyło się zamiast tego z gardła rogacza, było jakby groźniejsze niż do tej pory. Stanowczy pomruk nakazał Grimberowi bezwzględne milczenie. Mężczyzna dodatkowo przyłożył palec do ust, upewniając bohatera w tym, że ma siedzieć cicho i nie przeszkadzać. Sam też nie wydał z siebie żadnego niemal dźwięku. Ostrożnie ruszył parę kroków naprzód, gdzie śród brudnozielonej trawy zobaczył sporą kałużę krwi. Wyczuł ją już wcześniej, jednak nie informował o tym gnoma, który pewnie i tak przeszedłby obok niej obojętnie. W takiej okolicy widok odrobiny juchy nie przyciągnąłby nawet niczyjej uwagi. I rzeczywiście - alchemik spojrzał na czerwoną plamę dopiero wtedy, gdy rogaty podszedł doń i zaczął ją wąchać.

- Mamy kłopoty... - powiedział Horst, raczej do siebie niż do towarzysza. Ten jednak wyraźnie usłyszał jego słowa, a potem odpowiednio zareagował, gdy druid nagle wstał na równe nogi, by po chwili wpaść z krzykiem w rosnącą opodal gęstwinę. Dysząc ciężko, wleciał w zarośla i tyle było go widać. Grimber, niespodzianie, został sam na ścieżce. Horst może potrzebować jego pomocy.

.

Re: Ruiny starego fortu

85
Gnom po cichu podszedł i zaczął zrywać potrzebne mu roślinki, dopiero łodyga uznała że warto stawić mu opór. Musiał bardzo uważać by nie rozerwać łodyg przed uzyskaniem ich zawartości. Ostatecznie porwał i schował co miał, i udał się do Horsta, po jego minie gdy mówił wiedział że nic z tego nie będzie. Tamten tylko warknął groźnie i dosadnie pokazał że ma się zamknąć, zlękniony gnom przystał bez gadania na jego propozycję. Poruszał się krok za krokiem za towarzyszem gdy ten stanął jak wryty, po chwili alchemik ujrzał przed nim kałużę krwi, którą ten dokładnie badał, gnomowi zrobiło się słabo, jednak starał się opanować, nie miał pojęcia co mogło stracić tyle krwi i mieć jeszcze siłę by uciekać, chyba że zostało porwane. Z głębokiej myśli wyrwał go wściekły wrzask i rumor, to Horst wpadł w zarośla bez słowa komentarza i gnał przed siebie, bez opamiętania. Przerażony alchemik wyciągnął swój sztylet i ruszył w ślad za nim, starał się nadążyć, by kolejny raz nie zgubić się w głuszy, tego miał już po dziurki w gnomim nosie.

Re: Ruiny starego fortu

86
Usiane kolcami krzaki zasłaniały Grimberowi widok jak kurtyna zasłania scenę przed wzrokiem zniecierpliwionych widzów. Gnom przeprawił się przez nie z niemałym trudem i zarobił przy tym parę niegroźnych zadrapań. Dla kogoś jego postury taka przeszkoda stanowiła poważny kłopot. Horst nie miał z tym problemów - jednym susem znalazł się po drugiej stronie. Gdy alchemik uporał się już z zagradzającymi drogę gałęziami oraz splątanymi pędami, jego oczom ukazał się iście makabryczny widok. Jeszcze nigdy nie był świadkiem czegoś podobnego - nawet na pokładzie Muszelki, zaraz po niedawnej katastrofie, obraz był chyba nieco mniej przerażający.

Przed gnomem rozciągała się niewielka polana, przecięta pośrodku przez zamarznięty strumyk. Jej nieregularną granicę wyznaczały rosnące dokoła zarośla. Na samej łące znajdowały się jeszcze dwa duże drzewa - dęby zapewne. A pod nimi leżały zakrwawione ciała. Posoka barwiła śnieg na czerwono. Jucha spływała po białym puchu, tworząc nowy strumyk obok tego, które był obecnie skuty lodem. Osiem trupów martwych tak, że już bardziej się nie da. Strach na twarzy Grimbera był jak wyryty ostrym rylcem i widoczny już na pierwszy rzut oka. Zmienił się w totalną rozpacz, gdy gnom rozpoznał śród martwych swoich towarzyszy.

Rogaty druid klęczał przy truchłach, bezceremonialnie przenosząc je z miejsca na miejsce. Położył wszystkie tak, że ich blade twarze zwrócone były ku niebu. Potem zaczął się im bacznie przyglądać. Nie widział, co alchemik robił w tym czasie, ale też niewiele go to obchodziło. Oceniał rany, jakie nosiły na sobie ciała. W większości były to dość głębokie cięcia - nawet skończony amator rozpoznałby w nich ślady po ostrzu. Dwa trupy miały dodatkowo poparzoną skórę. Spalona cera świadczyła o użyciu ognia. Ale dokoła nie było żadnych śladów paleniska.

Gnom stał na środku polany, mocno wystraszony. Ściskał w dłoni swój sztylet, a palce mu kostniały z zimna. Patrząc na swoje bose stopy dostrzegł w śniegu odciśnięte ślady końskich kopyt. Doskonale widział odbite kształty wielu ciężkich podków. A nieco dalej zauważył jeszcze kupę kobylego łajna. To nasuwało mu na myśl pewne oczywiste wnioski.

- To pewnie twoi przyjaciele? - Horst wskazał na cztery trupy leżące przy jednym z dębów.

Istotnie, truchła Caski, Zervana, Gutsa i Cynthii spoczywały w cieniu wielkiego drzewa. Alchemik mógł jedynie pokiwać głową. Prawdę mówiąc, to łeb sam opadł mu ze smutku na piersi. Rogacz wziął to za potwierdzenie. Zrobił parę kroków w bok i stanął pod drugim drzewem.

- Ci tutaj są z kręgu - kontynuował prawie szeptem. Głos mu się łamał i wiązł w gardle.

Grimber dostrzegł cztery kolejne postacie. Martwe postacie. Dwa złotookie elfy - Ismus oraz jego brat - były oparte plecami o gruby konar. Dwa pozostałe ciała leżały na wznak. Ich gnom nie pamiętał. Musiał być czujny, w końcu mordercy powinni być niedaleko. Okoliczne gęstwiny stanowiły zasłonę dla nich, ale równie dobrze mogły też ukrywać potencjalnych agresorów. Napięcie, które wisiało przecież w powietrzu, było prawie namacalne. Gnom miał poważny mętlik w głowie, a jego ciało drżało jak tamtej nocy, gdy niemal zamarz na śmierć. Teraz też było mu jakoś zimno... ale to bardziej przez paniczny strach niż niską temperaturę.

.

Re: Ruiny starego fortu

87
Grimber pędem biegł przez zarośla usiłując dotrzeć tam gdzie jego olbrzymi towarzysz. Gdyby nie ślady i stratowane krzaki oraz trawa, pewnie kolejny raz by się zgubił. Syknął z bólu gdy otarł się o pierwsze kolczaste krzewy, następne nie stanowiły już takiego problemu, czuł jak bolesne zadrapania i ukłucia robią się wilgotne, niezawodny znak że przeklęte krzewy upuściły mu sporo krwi. Biegnąc chwilę tracił kolejny raz orientację. Nie pamiętał jak biegła ścieżka gdy w pośpiechu ją opuszczali. Po chwili przestał słyszeć także trzask gałęzi, niewiele później wpadł na polanę i dowiedział czemu rogacz przestał biec. Widok jaki zastał zapewne będzie śnic mu się do końca życia. Zapach śmierci, krew, rany ,puste spojrzenia, dziwne pozycje w jakich ciała spotkał koniec. A na sam koniec najgorsze, twarze przyjaciół, z którymi przemierzał kontynent od kilku dobry tygodni. Tego było mu za wiele. Podbiegł bliżej by się upewnić i zaczął gorzko płakać, strach i przerażenie odbijało się na zapłakanej twarzy, jego oddech był urywany, stwarzał zbyt wiele hałasu, wkrótce też towarzysz go odciągnął kawałek, nakazując ciszę. W pobliżu nie było już bezpiecznie, skoro tak potężna grupa została zniszczona, kto mógł się im oprzeć. Alchemik przełamał się i szeptem odrzekł do Horsta.

To nie cała gromada, tu powinien być jeszcze trup maga, który towarzyszył nam w drodze od portu, ciągle były z nim problemy, nie wiem jaką rolę odegrał, ale nie czuję by był tu dobrym charakterem, nie mam najmniejszej ochoty go szukać, wycofajmy się jak najszybciej do obozowiska i cofnijmy gdzieś gdzie będziemy bezpieczniejsi, skoro tak liczna grupa poległa, co zrobisz sam, moje umiejętności bojowe są tragiczne. niech wszystkie czorty pochłoną tych morderców, co my tu możemy sami zrobić, zawracajmy.

Po tym Grimber nadal obserwował ślady koni zastanawiając się, kim mogli być mordercy, czego od nich chcieli, ale nade wszystko, czy maczał w tym palce mag...

Re: Ruiny starego fortu

88
- Przed namiotem wspominałeś o jakimś magu... - powiedział Horst, gdy gnom zauważył brak jednego z towarzyszy. Zdało się, że druid jednak uważnie słuchał tego, co bohater miał w tedy do powiedzenia. Jego głos był trochę pewniejszy niż przedtem, ale wolny od pomruków oraz warknięć i wciąż przyciszony. - Nie ma go tutaj? Pewnie spieprzył stąd jak tylko poczuł zagrożenie. Magowie tak mają - rogacz westchnął, a potem obrzucił leżące opodal zwłoki smutnym spojrzeniem. - Wracajmy, musimy o ostrzec Juvę. Nic tu po nas, im już nie pomożemy.

Choć Grimber chciał się już zbierać, druid kazał mu jeszcze zaczekać. Zanim znów wkroczyli na ścieżkę, rogaty mężczyzna zaczął przeszukiwać ciała swoich towarzyszy. Długo szperał w ich szatach, uważnie oglądając wszystkie wyciągnięte przedmioty. Marynarzy nie dotykał. Gdy uwinął się już z robotą, poprowadził alchemika w drogę powrotną przez zarośla. Tym razem przejście było znacznie prostsze - gnom miał przed sobą wielkiego przewodnika, który dosłownie rozrywał wszystko, co stało im na przeszkodzie. Po paru minutach znaleźli się przy obrośniętym pomarańczowym nalotem głazie. Stąd droga wiodła już wprost do obozu druidów.

Horst podczas wędrówki nie odezwał się nawet jednym słowem. Szedł naprzód, a jego zakręcone rogi zahaczały o gałęzie co poniektórych drzew. Ciemnozielone liście spadały mu na głowę. Alchemik kroczył za nim, pogrążony we własnych myślach. Ostatnio spotykały go same przykrości. Wokół niego nigdy nie było tyle śmierci. Przyjaciele umierali, znikali lub po prostu przestawali być mu bliscy. To każdego potrafiłoby złamać na duchu. Grimber wciąż czuł wysychające łzy na policzkach. Zimny wiatr strącał je z jego twarzy. Choć cicha wędrówka i ostatnie wydarzenia mocno przygnębiły gnoma, jego humor nieznacznie się poprawił, gdy na powrót znalazł się on w strefie działania druidycznej magii. Soczysta trawa, wysokie i zdrowe konary oraz śpiewające ptaki, które wiją sobie gniazda gdzieś na ich szczytach - widok podnoszący na duchu.

Przekraczając ścianę lasu, rogacz i gnom stanęli na łące. Na jej drugim końcu widniał biały namiot, a obok niego dogasające ognisko. Juvy nie było na horyzoncie. Horst wyszedł spomiędzy drzew i mruknął coś pod nosem. Widząc nieobecność swojej towarzyszki przyspieszył kroku. Maszerował w kierunku paleniska, rozglądając się nerwowo na wszystkie strony. Na alchemika, który był u jego boku, praktycznie nie zwracał teraz uwagi.

.

Re: Ruiny starego fortu

89
Grimber chciał idąc za przykładem rogacza przeszukać ciała towarzyszy, ale widząc że czasu jest mało porzucił ten pomysł. Bał się też trochę przeszukiwać trupy ludzi z którymi tyle przeszedł, w duchu polecił ich bogom, jeżeli jeszcze jacyś czuwają nad tym zapomnianym przez wszystkich obszarem. Ze strachem rozglądał się dookoła i wytężał swoje duże uszy, jednak poza zwykłymi odgłosami lasu i Horstem niczego nie wyłowił. Po chwili Horst podszedł do niego i bez słowa minął, oboje wiedzieli gdzie muszą iść, z pośpiechem bez specjalnego skradania się truchtem poruszali się w kierunku obozu. W czasie drogi myśli gnoma krążyły wokół osoby czarodzieja, zastanawiał się czy myśl jego przewodnika jest słuszna, czy jednak odegrał inną rolę, ślady na ciałach nie wykluczały magii, niektóre były przypalone, niekoniecznie pochodnią. Z ponurych rozmyślań wyrwało go ciche warknięcie Horsta, dotarli na skraj polany, wyglądała jak przed jej opuszczeniem, Jedyna różnica to brak Juvy, druid rzucił się jej szukać, Gnom natomiast pobiegł w kierunku namiotu, po cichu zajrzał do niego by zabrać księgę i swoje rzeczy, jeżeli się z tym upora, natychmiast pomoże rogaczowi, będzie też trzymać się blisko niego, nie miał zamiaru zabłądzić i zginąć w tym lesie, którego miał już serdecznie dość, zaczął żałować swojego pomysłu z życzeniem dla czarta, które rozpoczęło całą serię jego kłopotów.

Re: Ruiny starego fortu

90
Rogacz maszerował w stronę paleniska, rozgniatając pod drodze kępy traw i polne kwiaty. Szybko posuwał się naprzód, wodząc wzrokiem po całej okolicy. Ognisko wciąż płonęło, choć już znacznie mniejszym płomieniem. Przy kupce popiołu leżało parę kawałków upieczonego mięsiwa oraz skóra, którą Horst zdjął z psa zawczasu. Na ruszcie wciąż wisiało jego okrwawione cielsko, w niektórych miejscach pokryte czarną spalenizną. Mężczyzna ominął ogień obojętnie i wszedł w rosnące po lewej stronie krzaki. Na chwilę zniknął Grimberowi z oczu.

Gnom z kolei udał się wprost do namiotu. Zerknął na pichcącego się zwierzaka, a potem wszedł do środka, rozchylając ostrożnie poły białego materiału. Chciał jedynie zabrać swoje rzeczy, ale został na dłużej, kiedy zobaczył Juvę skuloną na pryczy. Dziewczyna leżała z kolanami podciągniętymi pod samą brodę, trzęsąc się w drgawkach. Gdy tylko alchemik stanął w przejściu, a wpuszczone przez niego światło spadło na jej twarz, kobieta otworzyła oczy z bardzo cichym stęknięciem. Obrzuciła bohatera spojrzeniem zmęczonych oczy i uniosła się na łokciach. Gnom zauważył na jej brodzie oraz piersiach ślady plugawych wymiocin.

- Już wróciliście? - Powiedziała słabym głosem, wymuszając uśmiech na spękanych ustach.

Grimber nie zdążył odpowiedzieć, gdy za jego plecami pojawił się Horst.

.

Wróć do „Zachodnia prowincja”