Re: Ruiny starego fortu

106
Druidzi nie kazali Grimberowi czekać nazbyt długo. W parę chwil przydeptali żarzące się ostatkami płomieni ognisko, naprędce złożyli namiot i stanęli rychło przed nim, już w pełni gotowi do drogi. Skinęli głowami, dając gnomowi znać, że mogą wyruszać w każdym momencie. Horst poprowadził ich przez gęstwiny i wywiódł na ścieżkę. Juva oraz Grimber, z rogaczem na czele, pomaszerowali w kierunku sąsiedniej polany, na której od wieków stał samotnie kamienny krąg.

Re: Ruiny starego fortu

107
Lata mijały, a w życiu Breny nie nastąpiło zbyt wiele. Brudna robota zawsze znajdowała swego pracownika, i choć nie świadczyło to o prowadzeniu wdzięcznego życia, ona parła naprzód, zgarniając pieniądze za wykonaną pracę, śpiąc od zajazdu do zajazdu... po prostu trwając w tym, co robiła najlepiej. To zabicie utopców nieopodal wioski nad jeziorem, to wyplenienie kilku nieumarłych, którzy najwyraźniej zerwali się ze smyczy jakiemuś nieudolnemu apostacie, to znowu zarżnięcie jakiejś wielkiej abominacji zabijającej kupców na trakcie- było tego trochę, a żeby uczynić całość mniej znośną, często płacono za to wszystko na prawdę marnie.

Był też jednak okres, kiedy kobieta potrzebowała czasu dla siebie, a to oznaczało ponowną wizytę w siedzibie zakonu, celem odzyskania duchowej równowagi. Zresztą, co by dużo nie mówić, pomimo wszelkich wcześniejszych niesnasek wywołanych temperamentem Breny, mnisi powitali ją z otwartymi ramionami, oferując celę klasztorną oraz opierunek. Była u siebie. Tam, gdzie mogła czuć się bezpiecznie.
Niestety, przeszłość zawsze stanowiła część układanki życia i nigdy nie pozostanie od niej oderwana. Poszukiwaczka przygód miewała po nocach koszmary, a związane z nimi wspomnienia potwornego losu jaki wiodła do momentu rozstania z karawaną niewolników gnębiły ją za każdym razem, gdy składała głowę do snu, i znowuż podnosiła, czując jak po plecach przebiegają jej dreszcze, a ciarki galopują po powierzchni skóry, przywodząc na myśl ukłucia malutkich, lodowych igiełek.
Uwadze opata nie umknęła ta sytuacja i postanowił, że Brena nie powinna być w takiej sytuacji sama.
Postanowił, że przydzieli jej... uczennnicę. Zahrę Tano.

Zahra podobnie jak Brena również miała ciężko, choć nie tak, jak jej nowa mistrzyni. Pochodziła z domu pełnego przemocy, w którym ojciec notorycznie bił matkę, aż w końcu, pod wpływem alkoholu, dokonał jej żywotu co zaowocowało tym, że już za dziecka uciekła z domu. Obecnie, miała może dwadzieścia wiosen. Niewiele, lecz wystarczająco, by móc ruszyć w świat i służyć pomocą tej, której głos miał prawdopodobnie nigdy nie rozbrzmieć. Zaraz potem, wyruszyły.
Spoiler:
W chwili obecnej siedziały obydwie pośród ruin dawnej twierdzy, bardzo daleko od zakonu. Tuż przy płomieniach wielkiego ogniska, wieczerzając przy drewnianej misie suszonych daktyli (ostatnich, jakie zostały z prowiantu na drogę), jednej figi i młodej sowy, którą udało się odkupić za grosze od myśliwego wracającego z polowania. Był wieczór, pomiędzy murami świszczał wiatr wygrywający melodie dawnej świetności tego miejsca, a wam pomimo rozpalonych płomieni było nieco zimno- na tyle, że nawet Stokrotek drżał od czasu do czasu, leżąc nieopodal Breny i skubiąc ostatnie źdźbła trawy jakie jeszcze zostały w zasięgu jego łba. Ważne też, iż czas was nie naglił, a celu podróży jako takiego chwilowo nie było- ot, aby dotrzeć do najbliższej wioski, gospody lub miasta. Nic nie zapowiadało, by tego wieczora miało się wydarzyć coś szczególnego...
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

108
Brena dorzuciła drewna do ognia i przykucnęła przy ognisku, mocniej naciągając na siebie płaszcz. Kobiety rozbiły obóz pośród ruin dawnej twierdzy. Pozostałości po dawnych murach i ścianach dawały pewną osłonę od wiatru lecz od czasu do czasu hulający, jesienny wiatr docierał do kobiet. Brena spojrzała nad płomieniami na swoją podopieczną, obserwując jak kończy skromną kolację. Dzisiejsza droga chyba na tyle zmęczyła dziewczynę, że ta gaduła na razie zajęła się posiłkiem.

Mniszka rozłożyła w tym czasie posłanie na suchej i pozbawionej kamieni ziemi. Ciepło ogniska i ich własnych ciał powinno sprawić, że w nocy zbytnio nie zmarzną. Po oporządzeniu niewielkiego obozu i zajęciu się Stokrotkiem kobieta usiadła przy ogniu.
- Jutro powinniśmy trafić do jakiejś wioski gdzie uzupełnimy zapasy. - posłała myśl w kierunku dziewczyny - Połóż się, obejmę pierwszą wartę.
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

109
Wieczór się dłużył, a gdy tylko Zahra dopiła resztę wody ze swojego kufla, otarła usta z uśmiechem na twarzy, patrząc na trzaskające w płomieniach bierwiona.
- Dobrze, szefowo. Słowo daję, nóg nie czuję.- odpowiedziała na głos, uśmiechając się szeroko i korzystając z odrobiny swobody, jakiej momentami brakowało w murach klasztoru. Przy Brenie czuła się na swój sposób wolna. To znaczy... nie, żeby zakon jakoś ją ograniczał, ale oczywistym było, że nie mogła sobie pozwolić na podobny ton w obecności przełożonych.
Zgodnie z wolą towarzyszki podróży, legła na posłaniu nieopodal ognia, odwracając się tyłem do mniszki. I zapewne zasnęłaby, a przynajmniej próbowała, gdyby do waszych uszu nie dotarł dosyć specyficzny dialog. Ledwie słyszalny, jednakże na pewno mający miejsce gdzieś pośród tych ogromnych murów:

- E, Francis, masz coś jeszcze z tego wczorajszego gulaszu?- spytał pierwszy, sądząc po barwie głosu, srogo podpity.
- Wypierdalaj! Gówno ode mnie dostaniesz! Wisisz mi nadal te dwadzieścia gryfów z ostatniego napadu, pamiętasz?- odpowiedział drugi, zdecydowanie trzeźwy, natomiast bardzo nieprzyjemny.
- Tej, no. Nie bądź krasnal, daj chociaż kęs. Cały dzień dzisiaj nic nie jedliśmy.
- Wypierdalaj, powiedziałem! Orick tłukł Ci od rana, że Twoim zasranym obowiązkiem jest dzisiaj coś upolować! I co? Tymi dwiema wiewiórkami to rzyć se mogę podetrzeć! To wszystko Twoja wina!
- Zamknąć mordy!- odezwał się niespodziewanie inny głos, który wpadł między tryby rozmowy dwóch pozostałych, najpewniej gotowych rzucić się sobie do gardeł- tu ktoś jest. Widzę światło.

Nim obydwie kobiety się spostrzegły, zza muru wychynęło powolnym krokiem pięciu oprychów. Trzech, których do tej pory gadało oraz dwóch, do tej pory milczących. Byli w znacznej odległości, bodajże siedem łokci od ogniska, co niewątpliwie mogło dać Brenie i jej towarzyszce czas na reakcję. Nastąpiła długa cisza przerywana świstem wiatru, oraz trzeszczącym odgłosem paleniska.
Mężczyzna wyglądający na przywódcę, postąpił ostrożnie przed siebie- był to rosły człowiek o długiej, czarnej brodzie i twarzy naznaczonej znakiem czasu. Patrzał na obydwie podróżniczki jednym okiem, gdyż drugie skrywała czarna opaska idąca pod skosem przez czoło, zasłaniająca częściowo policzek. Nosił na sobie brudną przeszywanicę i workowate spodnie.

Na widok przybyszów, Zahra niemal natychmiast chwyciła za włócznię, przybierając pasywną pozycję, choć nie atakowała, gotowa na choćby skinienie palca Breny. Herszt bandy poczynił kolejny krok do przodu.
- Można?
Spytał nadzwyczaj pokojowo i wskazując dłonią na ognisko, choć widać było, że jego druga urękawiczniona ręka kładzie się rozległym płaszczem na głowni miecza, który trzymał u pasa. Reszta chłoptasiów za plecami swojego przywódcy siedziała cicho, choć po twarzy jednego z nich było widać subtelne, lubieżne spojrzenie to w stronę Zahry, to jej przełożonej. Grupa obcych, uzbrojonych facetów wyłażących z lasu budziła mieszane pokłady zaufania, jednakże jeszcze nie chwycili za broń. Decyzja co zrobić z obecną sytuacją, należała do mniszki.
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

110
Brena odwróciła wzrok od płomieni i wsłuchała się w ciszę. Kobieta usłyszała ledwie słyszalny dialog, a właściwie krótką kłótnie. Wynikało z niej, że podchodzący do obozowiska z pewnością nie są zwykłymi podróżnymi. Mniszka wstała i lekko się przeciągnęła. Spojrzała w prawo, na oparty o kamień dwuręczny miecz, upewniając się, że broń jest dalej tam gdzie ją zostawiła. Po tym kobieta splotła palce i wpatrzyła się w mrok.
- Przygotuj się, ktoś idzie. - rzuciła krótko do Zahry.

Po chwili pięciu mężczyzn weszło w krąg światła. Brena przejechała spokojnym wzrokiem po wychodzących z mroku postaciach. Oceniła ich wyposażenie jak i ich samych. Dwie grupy oddzielało palące się ognisko. Mniszka wysłuchała brodatego mężczyzny, który najwidoczniej przemawiał za nich wszystkich. Kobieta jedną ręką wskazała na puste miski, a drugą na ognisko.
- Powiedz im, że mogą ogrzać się przy ogniu ale nie ugościmy ich strawą, ponieważ same nic nie mamy. - posłała myśli w kierunku Zahry - Na razie nic nie rób ale nie spuszczaj z nich wzroku.
Powinnością było pozwolić się ogrzać podróżnym, szczególnie w tak paskudną pogodę jak ta. Ale Brenia nie ufała stojącej przed nią piątce ani trochę. Życie pokazało jej, że nie warto ufać obcym, a w szczególności mężczyzną.
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

111
Zahra trochę niechętnie, ale jednak, wykonała polecenie. Zwróciwszy się bezpośrednio do herszta bandytów, zaprosiła go do waszego obozowiska, uprzednio informując o takim a nie innym stanie rzeczy. Jeden z bandytów miał już coś powiedzieć, kiedy nagle jeden z "milczków" szturchnął go pięścią w ramię.

Usiedli. Niektórzy na ziemi, inni krążyli przez jakiś czas wokół ruin, aż znaleźli sobie jakąś starą belkę mogącą posłużyć za prowizoryczną ławkę. Śmierdzieli niemiłosiernie, a na dodatek ten, który podejrzanie długo obserwował Brenę, oraz jej towarzyszkę. Pomimo, iż w sumie siedział od kobiet najdalej, był chyba najbardziej odpychający. Reszta rzezimieszków raczej zajęła się sobą. Dwoje z nich zaczęło grać w kości, któryś zaczął czyścić broń. Czarnobrody bez oka usiadł najbliżej Breny, nie zrozumiawszy zapewne jeszcze, że nie potrafi mówić. Odkorkował skórzany bukłak, z którego (sądząc po pokrywającej go wilgoci) trochę ciekło. Z daleka było czuć, że to bimber. Pociągnął łyka z lekkim namaszczeniem, po czym przybliżył szyjkę w stronę mniszki, posyłając jej pytające spojrzenie.
- Idziemy ze wschodu. Ciężko teraz na trakcie. Nawet zasrani kramarze ostatnio zawyżyli ceny- poskarżył się trochę od niechcenia, jakby nie wiedział co lepszego powiedzieć, albo po prostu próbując jakoś zacząć rozmowę- Widzę, że uzbrojone. Po kuroliszka?
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

112
Brena czujnie obserwowała kręcących się dookoła ludzi i gdy ci zajęli miejsca ona również usiadła obok swojej broni. Obserwowała herszta ponad płomieniami ogniska. Obcy śmierdzieli ale mniszka nie dała nic po sobie poznać. Przez podróż one również nie pachniały fiołkami lecz nie doprowadziły się do takiego stanu, jak siedzący najdalej opryszek. Gdy brodacz wysunął w kierunku Breny bukłak z bimbrem ta pokręciła przecząco głową. Nieznajomy postanowił sam zacząć rozmowę, co było jedyną opcja. Brenę zaciekawiły słowa o zleceniu na kuroliszka. Może uda się wytargować od wieśniaków kilka monet. Szczególnie jeśli gad zaszedł im za skórę. - pomyślała kobieta.

Mniszka spojrzała przelotnie na swoją towarzyszkę. Zahra była w gorącej wodzie kąpana kąpana i jej temperament nie zawsze bywał pomocny.
- Zapytaj się ich gdzie jest ten kuroliszek i czy oni chcą wziąć na niego zlecenie. Ale wątpię, ich ofiarami raczej są kupcy. - odezwała się do niej - Może będziemy mijać wioskę po drodze i wyciągniemy od chłopów parę gryfów.
Brena przeniosła swoje spojrzenie z powrotem na jednookiego mężczyznę.
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

113
Uczennica postąpiła zgodnie z wolą Breny i zapytała.
Herszt jednak pokręcił stanowczo głową- My nie samobójcy. Ostatnio jak się znalazł śmiałek, to znaleźli go dnia następnego przy zejściu do kanałów. Rozerwanego w pół i rozsmarowanego. Świeć Panie nad jego duszą. Gdy tak rzekł, któryś z bandytów przeżegnał się zamaszyście, wracając do gry w kości, jakby słuchał waszej rozmowy od niechcenia. Zgodnie z wolą mniszki, czarnobrody oddalił bukłak, powracając do wgapiania się w ognisko i grzania rąk. Dłonie miał ponaznaczane licznymi bliznami, co sugerowało, że musiał mieć za sobą wiele walk.
- Jak chcecie, mogę wskazać wam drogę jak tam trafić. Tylko oczekujcie konkurencji, bo jużem dzisiaj widział kolejnego obwiesia, co mówił, że jedzie zrobić porządek z tym kurewstwem. Meriandos... tak. Ten potwór zaległ się w Meriandos. Ogłoszenie wywieszono gdzieś nieopodal tutejszej karczmy. Nawet jeśli ktoś je zerwał, to najpewniej dalej będzie aktualne.
Dwóch oprychów, w tym także ohydny lubieżnik, ułożyło się spać, a reszta powoli zaczęła składać rzeczy do kupy i przygotowywać ugniecione od podróży sienniki.
- Niemowa, co? To dopiero musi być przejebane- Stwierdził herszt zaraz po tym, jak dotarło do niego, że Brena nie wymówiła do tej pory ani słowa.
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

114
Cóż, może kuroliszek był średniej wielkości potworem ale był kurewsko niebezpieczny. Zawsze znajdzie się jakiś rycerz, chcący przypodobać się pannie albo Kmiot, który myśli, że jest sprytny. Mniszka pokiwała głową na znak, że wie gdzie znajduje się Meriandos. Był to dobry kawał drogi stąd i Brena wątpiła, że zawędrują aż na Wschodnią Prowincję. Bliżej im było do Srebrnego Fortu czy Ilios.

Nieznajomi powoli kładli się spać. Brena spojrzała na swoją towarzyszkę i lekko skinęła na nią głową.
- Połóż się spać, ja będę czuwać całą noc. - posłała jej myśl - Jeśli coś się będzie działo, to cię obudzę.
Mniszka była przyzwyczajona do nawet kilkudniowych medytacji, dodatkowa nieprzespana noc nie wpłynie na nią zbytnio. Wiedziała, że nie zaśnie i będzie miała cały czas opryszków na oku. Po wypowiedzianych słowach Brena wygodnie się rozłożyła i nakryła kocem. Ciepło ogniska, ubranie i blanket uchroni ją od zimnej nocy.
Gdy jednooki w końcu zorientował się, że jest niemową mniszka wzruszyła ramionami. Przyzwyczaiła się do ciągłego milczenia. Owszem, czasem było to uciążliwe ale można było z tym życia. Brena podniosłą tylko głowę do góry tak, by płomienie oświetliły jej szyję i przecinającą ją szramę. Ironią losu jest, że nie może mówić przez ludzi pokroju siedzącego przed nią brodacza.
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

115
Przez jakiś czas jeszcze wpatrywał się w ognisko, aż w końcu poszedł gdzieś w bok się odlać, a potem położyć.
Nim rozłożył swoje posłanie, czarnobrody przycupnął na moment koło Breny.
- Rozumiem, że trzymasz wartę. Jeśli zginiemy, to będzie Twoja wina.
Rzekł z uśmiechem na ustach, po czym wrócił na posłanie.
Noc była bardzo spokojna i praktycznie przez cały czas nic się nie działo. Wiatr dudnił o wysokie mury, gwieździste niebo przykryte granatowym nieboskłonem pełzło od prawej do lewej, czasami dało radę usłyszeć pohukiwanie jakiejś sowy. Do momentu... mniszka odpłynęła, zupełnie nieświadoma tego, że ją zmogło- trochę tak, jakby ktoś usilnie sprowadził na nią sen.

Był środek oceanu, a ona tonęła. Otoczona przez mrok, spienione fale oraz nicość, która ziała tuż pod nią, w morskich głębinach. Tonęła- to było pewne. Wychłodzona, zmarznięta, powoli opadała z sił, a sztorm jedynie przybierał na sile, wpychając jej w usta słoną, morską wodę i świszczący wiatr. Nie mogąc opanować sytuacji, w końcu osłabła, przestając przebierać panicznie rękoma, aż niemal nieświadomie znalazła się pod kryształową taflą, która z perspektywy tonącego wyglądała jak przesuwająca się kryształowa mozaika. To koniec, pomyślała. Ale czy na pewno? W pewnej chwili, gdy jej świadomość zaczęła milknąć pośród wrzasków burzy, ktoś uchwycił dłoń Breny. Dostrzegła go. Widziała, ponieważ stał na powierzchni wody, a jego osoba rozpraszała ciemność, świecąc na biało. Ubrany był w szatę z kapturem o tym samym kolorze, przez co wyglądał niczym magiczna pochodnia. I choć jego twarz była niewyraźna przez nakrycie głowy, a emocje niewyraźne, on jednym mocnym szarpnięciem wyciągnął ją spod wody i...
"-Chodź do mnie."


Obudziła się w takiej pozycji, w jakiej zasnęła- wypoczęta, choć nieco obolała. Sądząc po słońcu wdrapującym się na płomienisty horyzont, był wczesny ranek. Bandyci jeszcze spali, ale Zahra klęczała na swoim posłaniu z oczami wbitymi w mentorkę. W dłoniach trzymała złożoną na kolanach włócznię.
- Spałaś tak całą noc? Majaczyłaś. To znaczy... dziwnie poruszałaś głową na boki. Wszystko gra?
Spytała nieco zmartwiona.
- Co teraz?
Obrazek

Re: Ruiny starego fortu

116
Brena otworzyła nagle oczy wybudzona z nagłego snu. Chwilę jej zajęło ogarnięcie tego co się wokół niej dzieje. Mniszka potrząsnęła głową i powoli rozgrzała stawy. Nie miała pojęcia czemu zasnęła ani co reprezentował sen. Kobieta spojrzała na siedzącą obok dziewczynę.
- Tak, wszystko w porządku. To był... tylko zły sen. - rzuciła jej w myślach, rozglądając się po otaczających je ruinach.
Obcy jeszcze spali, co mniszka przyjęła z lekką ulgą. Brena wstała i przeciągnęła się.
- Zbierajmy się, nic tu po nas. A z tego co słyszałam, ani my ani oni nie mają co zjeść na śniadanie. Tylko cicho... - powiedziała do Zahri, zwijając obozowisko.

Mniszka stara się cicho zwinąć skromne obozowisko i wyprowadzić konia z ruin. Zarówno ona jak i jej towarzyszka stara się nie narobić zbytniego hałasu, by nie obudzić śpiących opryszków.
Obrazek

Wróć do „Zachodnia prowincja”