3
autor: Kinaret
Obydwaj poruszyli się delikatnie gdy Taizo ich skarcił,jakby bali się bury od swojego rówieśnika. Tak też właśnie było,choć obaj swą posturą przerastali Taiza ufali mu bezgranicznie i grzecznie słuchali każdego polecania wydanego przez młodego marzyciela. Wyglądli niemal jak bliźniacy,wysocy o ostrych rysach twarzy mimo młodego wieku,a do tego krótko ścięte ciemne włosy,nadawali się na rolę przybocznych w sposób doskonały. Drgneli poraz kolejny gdy Taizo wydał polecenie,jeden z nich odrzekł pokornie.
-Wybacz Taizo...to się nie powtórzy
Chwilę potem swoje trzy grosze dorzucił drugi przyboczny.
-Tak Taizo,Flavio ma racje.Twój ojciec zasługuje na szacunek.
kończąc wypiął dumnie pierś gdyż przebił swego przyjaciela w złożoności wypowiedzi. Tak długie zdania dla tej dwójki nie były wcale taką oczywistością,a i możliwość podlizania się szefowi była wysoce ceniona u obojga. Obaj stali już niemal na baczność i równym krokiem maszerowali tuż przy dwójce braci.
Odchylili drewnianą imitację drzwi i odrazu dostrzegli gęsto spowite grubymi,burzowymi chmurami niebo. W Greneford zza tych chmur rzadko spoglądało słońce.Choć niektórzy mówią,że to przez Jakuba i jego popleczników słońce rzadko tu gości...ci myślący racjonalnie wiedzą,że powodują to prądy morskie i położenie,ale niewielu Grenefordczyków myśli racjonalnie w ostatnim czasie. Podobnie jak w całym Keronie także i tutaj zima trzymała się długo. Nikogo więc nie zdziwił biały puch zalegający na ulicach,widać było,że rzadko kto tu odśnieża,tylko niewielkie ścieżki były stosunkowo możliwe do przejścia,ale i tam zalegało błoto podobne do tych które widać w czasie wiosennych roztopów. Niewielu ludzi widać było teraz na ulicach,choć zbliżała się godzina targowa. Codzienny targ to jedyna rozrywka dla większości mieszkańców. Można tam kupić coś do jedzenia,ubrania..ba nawet miejscowe kurwy mają tam swoje stragany. Po chwili zadumy młody Kaizo zaczął.
- Ojciec ma problem w warsztacie,właściciela nie ma,jacyś ludzie przyszli i złota chcą,więc pobiegłem po Ciebie. Pośpieszmy się.
Gdy tylko to doszło do uszu całej Trójki przyśpieszyli kroku i niemal biegnąc ruszyli w kierunku warsztatu kamieniarskiego w którym pracował Thoran ojciec Taiza i Kaiza.
Biegli krętymi i chaotycznymi alejami dzielnicy portowej gdy,przez tyle lat,które tu spędzili znali je wręcz na pamięć,choć dla zwykłego człowieka nie związanego z Greneford przez tyle lat co grupka chłopaków nie znalazł by tu nic czego szuka. Zabudowa była niezrozumiała było wiele ślepych uliczek,a niektóre kończyły się w domostwach. Prowadził Taizo,który z zamkniętymi oczami trafiłby do rzeczonego warsztatu. Leżał on niemal na końcu dzielnicy niedaleko chaty,należącej do Thorana i Sagi,rodziców szefa zakonu płonącego księżyca. Po niemal piętnastu minutach dotarli do miejsca zamieszania. Sporych rozmiarów warsztat przytulony do rzędu chat. Jednak przed nim było sporo wolnego miejsca wypełnionego teraz przez kamienne bloki. Oprócz przedmiotu pracy kamieniarzy na placu znajdowała się spora grupka ludzi,wśród nich Taizo rozpoznał swego ojca spierającego się z piątką oprychów.
-Dawaj te pieniądze kurwisynu,opłata za ochronę,chyba nie chcesz żeby stała ci się krzywda.
-Sam żeś kurwisyn szczylu. Nic ci nie dam bo nic nie mam,weź swoich przydupasów i wynoś się stąd bo straż zawołam
Można było słyszeć,że kłótnia rozgorzała na dobre. Straż w dzielnicy portowej dobre sobie,z rzadka się tu zapuszczają. Obrażony bandzior uniósł się i zbliżył do Thorana chcąc mu już wyperswadować pięścią,że musi dać te pieniądze,spostrzegł grupkę Taiza i zrezygnował z ciosu. Próbując przepłoszyć tych którzy mogli być dla niego konkurencją.
-Wypierdalać stąd obszczymurki bo i wam mordy obijemy. Ty z blizną,myślisz,żeś groźny,wynoś się bo ryj obije.