Nie pierwszą i zapewne nie ostatnią noc przyszło Neshkali spędzić pośród gąszczu drzew, w samym sercu dotąd niedostępnego dla dwunoga terenu. Przyszykowawszy sobie posłanie ze świeżo ściętych gałęzi drzew iglastych i umieściwszy je wewnątrz prowizorycznie wykonanego szałasu, zajęła się zbieraniem gałązek i kawałków roztrzaskanych kłód, które jeszcze nie zdążyły mocno zawilgotnieć od zalegającego na nich śniegu. Co prawda futrzany płaszcz, jaki na sobie nosiła idealnie, sprawdzał się jako wymiennik ciepła, ogrzewając jej ciało wtedy, kiedy należało i chłodząc je, gdy robiło się zbyt ciepło, jednak zaprawiona w sztuce przetrwania wojowniczka wiedziała, że ogień nie służy tylko do ogrzania, ale i odstraszania dzikich zwierząt, których z pozoru nie było jak dotąd widać wcale. Zwłaszcza drapieżników. Mistrzów łowów i łowców nieostrożnych myśliwych.
Samotna i zdana wyłącznie na łaskawy los, właśnie robiła ostatnie poprawki w swoim małym obozie. Niski murek, jaki wykonała z kamieni i dłuższych kawałków drewna, ułożony tuż przy ognisku świetnie odbijał ciepło płomienia, kierując go w stronę szałasu i sprawiając, że temperatura wewnątrz kręgu sięgała wystarczająco wysoko, by móc komfortowo wypocząć, bez ryzyka odmrożenia sobie podczas snu palców i uszu.
Zbierając na zapas jeszcze trochę chrustu oraz patyków, coś sprawiło, że dotąd spokojna i beztroska, uniosła głowę ku górze niczym spłoszona łania. Badając lśniącymi oczami koloru kasztanowego najbliższą okolicę, próbowała mimo panującego półmroku, określić położenie obserwującej ją istoty.
- Zwierzaki - przyszło jej na myśl.
- Gryzące czy nie gryzące? - zadawała sobie pytanie.
Powstawszy z kolan powoli i ostrożnie sięgnęła po torebkę, w której trzymała niezbędne narzędzia. Wymacawszy z jej wnętrza króliczy ząbek, upuściła go na ziemię.
- Arrajw - wyrzekła cicho zaklęcie w języku swoich ojców.
Wraz z wypowiedzeniem słowa mocy, nastąpił nagły podmuch wiatru, który skumulował się w postaci przezroczystej kuli w miejscu, gdzie leżał ząb. Oczy Neshkali na krótką chwilę zmieniły barwę na żółtą, a końcówki włosów uniosły się. Zamierzała przyzwać upiora szaraka, by ten na jej rozkaz przeczesał okolicę, a gdy natrafi na coś lub kogoś, dał sygnał. Jeden skrzek, gdy będzie to zwierzyna łowna, dwa gdy drapieżnik i wielokrotny, gdy człowiek. Sama zaś wymacała trzonek przewieszonej przez plecy włóczni i zamarła w bezruchu.