Lasy na północ od Grenefod

61
POST POSTACI
Goniący za biedną dziewczyną rycerze wreszcie odpuścili. Czy to z winy zapadającego mroku i strachu przed zgubieniem drogi w lesie czy też innych im znanych powodów, dali dzikusce za wygraną i przynajmniej na jakiś czas postanowili zaniechać dalszego pościgu.

Zmachana długim biegiem siadła u stóp wysokiego drzewa, by zaczerpnąć nieco tchu. Chociaż temperatura powietrza nie była znów tak wysoka, to z jej twarzy ściekały gęste krople potu wymieszane z krzepnącą krwią. Nabrawszy w spętane ręce garść śniegu, przetarła się nim, zmazując znój mijającego dnia.

Lica jej poczerwieniały, a zimny dreszcz przebiegł wzdłuż całego ciała. Jednak nie był to skutek dotknięcie białym puchem, lecz znak od intuicji. Poderwawszy oczy ku górze, natrafiła na stojącą nieopodal sylwetkę znanego jej osobnika. Krążąca wokół niego bestyja łudząco przypominała tę, która kilka dni temu poświęciła się w obronie pana, kiedy to armia zjaw, golemów czy czymkolwiek te sobą reprezentowały, postanowiła włączyć zagubionych w lesie podróżników we własne, upiorne szeregi i patrząc po ów rysiu, po części coś zdołali pozyskać.
Niegdysiejsze zwierzę, a teraz jego niematerialna manifestacja nie pozostawało osamotnione. Podczas gdy te krążyło wokół, jakby czegoś szukając lub oczekując, zaraz obok stała kolejna persona. W bladym świetle księżyca wyglądała jak właściciel zwierzaka. Nawet blizny miał takie same. Różnica polegała na tym, że tamten mędrzec lub czarownik, nie chełpił się nimi, ino bezustannie kryjąc się za grubą warstwą ubrań, starał się jak najściślej je zakrywać.

Neshkala nawet nie przypuszczała, że kiedykolwiek ucieszy się na widok Zirte. Człowieka, który tak jej chciał dopomóc, a w zamian nie otrzymał nawet słowa podzięki, ba! Zamiast tego otrzymał kolejną bliznę.

- Blu-faja? - kobieta wymamrotała cicho i podejrzliwie imię mężczyzny. Mrużąc oczy, próbowała lepiej dostrzec rysy sylwetki, ale wszechogarniająca ciemność i skrzące się w świetle księżyca płatki, utrudniały ten wysiłek.

Poderwawszy zadek do góry, poczłapała parę kroczków w jego stronę, podnosząc ręce na wysokość piersi i wyciągając je w przód, ukazała, w czym tkwi cały problem.

- Blu-faja cat rołps. Ijon kidnapd mi - tym razem ton jej głosu uległ zmianie. Oschłość przerodziła się w ton pełen nadziei z wyczuwalną krztą radości. Nawet delikatny uśmieszek zdołał jakoś się pojawić, wśród zmartwionego oblicza. Widok znanej jej osoby dawała nowe nadzieje. Wszystko, czego teraz potrzebowała, to małej pomocy w oswobodzeniu i znalezienie dobrej kryjówki.

Lasy na północ od Grenefod

62
POST BARDA
Pościg za Neshkalą ustał, gdy wojownicy zapewne uznali, że mieli dziką z głowy - ciemność, mróz i przeklęty las musiały zrobić swoje i szybko pozbawić Neshkalę możliwości dalszego im przeszkadzania, a co więcej - pozbawić ją życia.

Przetarwszy twarz śniegiem, kobieta poczuła małe otrzeźwienie, choć wciąż huczało jej w uszach. Widziała jednak wyraźnie - nieumarły ryś szczerzył w miarę możliwości kły w wyraźnie negatywnych zamiarach, jednak nie atakował, wstrzymywany przez swojego pana.

Blu-faja nie zrobił nawet jednego gestu w stronę Neshkali. Nie zareagował, gdy ta podeszła w jego stronę, jedynie spuścił puste spojrzenie na związane ręce.

- Musisz uciekać. - Głos Zirte nie był jego naturalnym. Jakby pozbawiony uczuć, tak obojętny, jak zima zabierająca kolejne życie w mroźnych objęciach. - Natychmiast. Wracaj do ijon. Ran.

Powiedziawszy, Zirte zaczął zbliżać się do Neshkali, by ostatecznie unieść dłoń i położyć ją na spętanych nadgarstkach. Nie mając ostrza, nie mógł jej łatwo oswobodzić, Neshkala jednak odczuła temperaturę jego bladych, wręcz sinych palców - zbliżoną, o ile nie jeszcze chłodniejszą od otoczenia.
Obrazek

Lasy na północ od Grenefod

63
Kolejny zimny dreszcz przebiegł po grzbiecie kobiety. Dotyk trupio-bladych i zimnych jak lód dłoni odstraszył ją na tyle, by w miarę możliwości znaleźć się poza zasięgiem łap nie tak dawnego znajomego, od którego obecnie oczekiwała pomocy.

- Not Zirte. Not him. Gołst? - dzika prędko wyczuła, że coś z nim było nie do końca takie samo.

Nakaz powrotu do ijon zabrzmiał dla niej zupełnie tak, jakby ktoś rozkazał samotnej owieczce wkroczyć w sam środek legowiska wilków. Potrząsając głową, dała jednoznaczny znak, iż nie ma zamiaru spełnić tej prośby. Dopiero co zdołała zbiec, nie widziało jej się więc danie okazji przeciwnikom do ponownego jej schwytania. Z drugiej jednak strony Blu-Faja podczas ich krótkiego czasu spędzonego razem, nie życzył jej źle czy też nie podejmował najmniejszej akcji przeciwko niej. Dlaczegoż to tym razem zaproponował dobrowolne poddanie się? Tego nie mogła dociec, zwłaszcza że ten mówiła po cześci w cieniu tajemnicy.

Ciężko wzdychając Neshkala rozważała nad tą sprawą. Jedyne co jej przyszło do głowy to to, że duch próbował ją przed czymś przestrzec a oferta zostania więźniem z wyboru, miała w rzeczywistości uchronić ją od większego niebezpieczeństwa. Kto wie, gdzie ci przeklęci ludzie żelaza ją wywieźli. Wszakże mogło okazać się tak, że znów zawlekli ją do nawiedzonego lasu, gdzie dziesiątki wściekłych upiorów tylko czyhało na to, by czy to z zawiści, czy czystego gniewu pozbawić napotkane osoby życia. Nes świetnie pamiętała tamtą noc i za nic w świecie nie chciała powtórki minionych wydarzeń.

Spojrzawszy ostatni raz w zniekształcone oblicze czarownika, posłała mu niewymowny grymas niezadowolenia połączony z cichym warknięciem. Ulegając jego woli, zawróciła i udała się drogą, którą niedawno przybiegła. Krocząc niechętnie z powrotem, wyładowywała nagromadzoną złość na upierdliwych więzach, trąc nimi o poszarpane głazy.
Rzecz jasna nie zamierzała ot, tak dołączyć do ijon. Postanowiła trzymać się od nich na dystans. Tak, aby to ona miała ich na oku, a nie oni ją.

Lasy na północ od Grenefod

64
POST BARDA
Choć Neshkala potrzebowała czasu, by dostrzec, że Zirte nie jest tym samym magiem, którego wcześniej spotkała, las wydawał się rozpoznawać go jako swojego. Nie było atakujących znikąd ptaków, pościgu zwierzyny, nawet wycie ucichło. Zdawało się, że Zirte życzy jej dobrze, a jednocześnie opiera się mocy, która złapała go w swoje sidła.

Jedna spętana dzika nie mogła stawić czoła zimie sama. Zbrojni mądrze zostali przy brzegu lasu, nie zapuszczając się między drzewa nocą. Neshkala powinna była zrobić to samo...

Neshkala zamierzała wrócić do ijon, jednak nie była w stanie odnaleźć drogi. Rozglądając się za śladami, nie zobaczyła żadnych - zupełnie jakby sypki śnieg na nowo spadł i zamazał trop. Kobiecie udało się postrzępić linę, jednak ta nadal trzymała jej nadgarstki. W końcu trafiła na przejaśnienie, a zbliżywszy się do niego, natrafiła na wioskę.
Spoiler:


Wydawało się, że budynki zostały opuszczone wiele lat wcześniej. Ściany niektórych zawaliły się, dachy pozapadały, po płotkach nie było śladu. Na środku osady, tam, gdzie kiedyś musiała znajdować się studnia, wirował śnieg, jakby mróz rozszalał się w widowiskowym wirze, łapiącym i odbijającym światło gwiazd. Neshkalę ciągnęło w stronę fenomenu, jednak nim magiczna siła przywiodła ją ku mroźnemu ogniowi, instynkt ostrzegł ją przed kolejnym niebezpieczeństwem. Między budynkami czaiła się postać. Choć jej sylwetka wydawała się mieć ludzkie kształty, na wysoko wzniesionej głowie jawiły się nienaturalne wzory, niczym poroże łosia, a może jelenia. Postać nie poruszała się. Wydawało się, że obserwuje.
Spoiler:
Neshkala poczuła, jak temperatura, choć już mroźna, spada jeszcze bardziej. Szron przypruszył końcówki jej włosów, a palce mierziły, gdy powoli opuszczało je czucie. Wydawało jej się, że nie może zawrócic - postać, choć nieruchoma, z pewnością dorwałaby ją między drzewami, uznając je za swój rewir.
Obrazek

Lasy na północ od Grenefod

65
POST POSTACI
Zmiana zdania co do postępowania z ijon nie wyszła dzikiej na dobre. Mogłoby się zdawać, że wszelkie siły nie chciały dopuścić do tego, aby ktoś przynależący do klanu natury, zadawał się z kimś jej przeciwnym. Od momentu zgubienia pościgu, przez krótkie spotkanie z Blu-Faj'ą lub jego duchem nie minęło znów wcale tak wiele czasu. Świeży śnieg nie zdążyłby zakryć wydeptanych ciężką nogą śladów, chyba że do zupełnego zgubienia tropu przyczyniły się siły nadnaturalne. I w sumie ów domniemanie nie było zaledwie pierwszym lepszym pomysłem, wygodnym wyjaśnieniem, dla którego doświadczona łowczyni, dziecię lasów, pośredniczka między bóstwami natury a zwykłym człowiekiem sobie przyjęła dla własnego usprawiedliwienia.

Krocząc więc tak poprzez zaśnieżone krzewy i nagie drzewa w pewnym momencie natrafiła na wyrwę wśród roślinności, bramę oddzielającą niczym nieokiełznaną przyrodę od żałosnego bastionu ludzi cywilizowanych, a właściwie tego, co z niego zostało.
Pozostałości po skromnych chatach przyniosło dzikiej zarówno ulgę jak i zdenerwowanie. Ku jej szczęściu nie natrafiła na sforę żelaznych i pogrążonych w szale zabijania psów, które od kilku dni bezustannie ją nachodzą. Ba! Pośród zgliszczy jej bystre oczy nie wychwyciły nawet marnego kmiotka.

Wtem zmrożone dd wyjątkowo dokuczliwego w tej okolicy zimna palce drygnęły nerwowo, a płuca uwięziły w swych wnętrznościach haust powietrza. Źrenice oczu rozszerzyły się do granic możliwości, słuszny strach sparaliżował nogi i większość ciała sprawiając, iż kobieta przypominała raczej jedną z kamiennych rzeźb, aniżeli żywą istotę.

- Łendigo. Prauling end bladfersti gołst - znająca doskonale wszelkie żywe jak i duchowe istoty szamanka nie potrzebowała dużo czasu, aby uświadomić sobie z czym przyszło jej do czynienia.

Te mściwe i ludożerne upiory należały do jednych z najniebezpieczniejszych stworzeń, na jakie można było się nadtknąć, chodząc po tym świecie. Wyjątkowo agresywne i łaknące krwi bestie siały postrach wszędzie tam, gdzie tylko wybrzmiała ich nazwa. W tym właśnie momencie Neshkali przyszły na myśl wszystkie straszne historie, które opowiadano jej jeszcze za czasów, kiedy to ledwie nabrała zdolności pojmowania otaczających ją rzeczy. Na jej nieszczęście właśnie jedna z bajek o przerażającym potworze okazała się być prawdą. Niezdolna do krzyku wydawała z siebie tylko ciche i przytłumione piski. Ucieczka nie miała najmniejszego sensu. Rogata postać najpewniej dorwałaby ją w przeciągu jednego mrugnięcia okiem, może dwóch. Wciąż spętane dłonie wcale nie ułatwiały zadania. Jedyne, na co mogła teraz liczyć, to to, że rogacz jej nie zauważył, chociaż to mało prawdopodobne. On lub trafniej to stało niewzruszenie, jakby oczekując na pierwszy ruch intruza.

Dziewczyna, odzyskawszy zdolność poruszania gałkami oczu, przebiegła wzrokiem po najbliższej okolicy szukając złotego środka, magicznego talizmanu, zdolnego do odgonienia złego ducha. Potrzebowała ognia. Łendigo bał się ognia tak samo, jak teraz ona jego. Tylko gdzie znaleźć źródło płomienia pośród zasypanej śniegiem wiosce. A może lepiej nadal pozostać w bezruchu i czekać, aż tamten sobie pójdzie, lub dojść do porozumienia, o ile było to w ogóle możliwe? Wszakże wściekłe duchy w swej całej zawiści i gniewie szukają dla siebie tak naprawdę źródła spokoju. I podczas gdy dla jednych wystarczy pochować pozostałości materialnego ciała, innym wystarczą słowa przebaczenia osoby, której coś zawiniły. Ale, czego może pragnąć on. Najwścieklejszy z upiorów?

Lasy na północ od Grenefod

66
POST BARDA
Chłód nie odpuszczał, wydawało się wręcz, że z każdą chwilą jest silniejszy. Szron wkrótce pokrył jej włosy, ubranie, gryzł w nos. Mięśnie sztywniały, jakby temperatura już się do nich dorwała i zapragnęła uwiecznić Neshkalę jako lodową statuę.

Stworzenie postąpiło krok do przodu, choć wcale nie wyglądąło, jakby do przemieszczania używało stóp, a sunęło nad śniegiem, unosiło się. Kopyta zostawiały w zmrożonym podłożu ślady dwóch racic, wyróżniając się w białym śniegu niczym wypalone. Powoli, acz nieuchronnie, bestia zbliżała się ku Neshkali, zamarłej w przestrachu.

Kobieta w najbliższej okolicy nie dostrzegła niczego, co wprost mogłoby zabić łendigo. Ogień, który dostrzegła, płonął niebieskim światłem. Magiczny wir wydawał się pochodzić nie z tego świata, falował w powietrzu jakby mieszając się między wymiarami.

- Bój się.

Słowa potwora nie były wypowiedziane w żadnym języku, który znałaby Neshkala, dość powiedzieć, że bestia nie posiadała nawet ust. Starożytna, złowieszcza mowa nie niosła za soba żadnego znaczenia i jednocześnie przekazywała wszystko. Łowczyni odebrała jego przekaz.

Tuż po jej lewej stronie znajdowała się waląca się chatka. Choć jej dach się zapadł, ściany trzymały pion. Po prawej natomiast widniał otwór, który niegdyś musiał być wylotem studni. Zniszczony murek wciąż z jednej strony okalał czeluść, odcinającą się czernią na tle zmarzliny.
Obrazek

Lasy na północ od Grenefod

67
POST POSTACI
Sytuacja z sekundy na sekundę robiła się coraz to bardziej beznadziejna. Mściwy duch zniecierpliwiony bierną postawą domniemanej ofiary sam postanowił wykonać pierwszy ruch. Zbliżał się, chociaż pozostawał nieruchomy. Wypalał na ziemi ślady, ale nogi jego nie drgnęły. Mówił, jednak usta jego pozostawały nieruchome. Dął zimnym powietrzem, a pewnie płuc nie miał.

Nadciągające niebezpieczeństwo sprawiło, iż kobieta przestawała myśleć po ludzku, tym samym dając ponieść się czysto zwierzęcym instynktom. Jeszcze nigdy nie będąc równie przerażoną, obracała głową to w jedną, to w drugą stronę, szukając desperacko jakiejkolwiek kryjówki. I oto znalazła dwie możliwe ścieżki. Jedna prowadziła do zrujnowanego domostwa, druga zaś w głąb ziemi. Pomimo tego, że mury nadgryzione przez ząb czasu i jeszcze jakie nieszczęście trzymały się całkiem całkiem, mogły one w rzeczywistości okazać się pułapką. Dach bowiem przestał istnieć, a dla demona pokroju łendigo, przeskoczenie tudzież sforsowanie, którejś ze ścian nie stanowiło większego problemu.

Patrząc z kolei na drugą opcję, tak naprawdę nie mogła przewidzieć, co znajduje się na dnie. Gdyby głęboki otwór nadal pozostawał zalany wodą, prędko doszłoby do wyziębienia i sam stwór nie musiałby się trudzić, by dorwać pierzchającą zdobycz. Rozważając jeszcze jedną możliwość, istniało spore ryzyko, iż na dnie pozostały tylko twarde i zmrożone kamienie. I nawet jeśli rzucenie się na łeb na szyję nie przyniosłoby katastrofalnego skutku, to przecież wystąpienie ryzyka zwichnięcia lub nawet złamania kości wiązałoby się z poważnym problemem kub agonią w długich męczarniach.

Neshkala chcąc nie chcąc decyzję podjąć musiała. W ostateczności zachowując się jak rasowy królik, długim susłem dała nura wprost do wnętrza niczym nieogarniętej czeluści wykopanego w ziemi otworu. Od biedy podczas lotu rozłożyłaby nogi, by własnymi stopami trzeć o ścianki, w ten sposób zmniejszając prędkość spadania. Zresztą i tak byłaby to lepsza opcja, niż zapędzenie się w cztery rogi murowanej klatki, a tak, przynajmniej posiadała cień szansy, iż goniąca za nią bestia nie puści się jej śladem i nie pogna za nią jak ten myśliwski pies uporczywie chcący dorwać zdobycz dla swego pana.

Lasy na północ od Grenefod

68
POST BARDA
Nie chcąc paść kolejną ofiarą bestii, Neshkala postanowiła rzucić się w otchłań studni. Opierając się o ścianki murowanego komina, udało jej się nieco wyhamować, choć mróz nie pozostawił powierzchni zupełnie gładką - ostre krawędzie lodu cięły dłonie Nesh. Nie to jednak było najgorsze.

Dzika spadła na samo dno, najpierw uderzając o taflę lodu, która pokrywała podziemne jezioro, a następnie, gdy zmrożona warstwa pękła pod jej ciężarem, skąpała się w lodowatej wodzie. Szczęściem szybko udało jej się wydostać, gdy dno było na wyciągnięcie stóp, a następnie wyjść z czeluści jeziora, łamiąc cienki lód i prąc ku suchemu lądowi. Brzeg był niedaleko, jednak dzika nie miała łatwego zadania, gdy jej mokre ubrania ciążyły.

Wykaraskawszy się z największych tarapatów, Neshkala nie bez zdziwienia spostrzegła, że pod ziemią jest jakby... ciszej, ale również cieplej. Na jej odczucia mógła mieć wpływ temperatura wody, w której chwilę wcześniej pływała, jednak ciepły podmuch dobiegał ze szczeliny w skale. Nesh nie miała innego wyjścia, jak tylko podążyć za kojącym temperaturą prądem. Potwór musiał zostać na powierzchni i nie wydawało się, by ją gonił, przynajmniej na razie. Po pokonaniu szczeliny, oczom Neshkali ukazał się... cmentarz.
Spoiler:


Niekończące się rzędy czegoś, co wyglądało jak nagrobki, ciągnęły się wzdłuż centralnego przejścia, zakręcającego wraz z krzywizną jaskini. Zasypane mauzoleum, zapewne pochodzące sprzed wieków i zapomniane przez wszystkich, ogrzewane było takim samym niebieskim blaskiem, jaki na powierzchni formował niebieski płomień. Dzika nie miała wielu dróg do obrania - mogła wspiąć się z powrotem studnią lub przeć przed siebie, obok nagrobków. Z tyłu czekał na nią łendigo, natomiast z przodu - nieznane.
Obrazek

Lasy na północ od Grenefod

69
POST POSTACI
Jakby można się było tego spodziewać, studnia wcale nie pozostawała zupełnie wyschnięta, tudzież woda w niej zamarznięta na kość. Po dość nieprzyjemnym w skutkach upadku, przyszło lodowate otrzęsienie. Futrzany płaszcz przesiąkł w ułamku sekund, stając się nieznośnie ciężkim i przykrym w dotyku. Wykonana ze skóry tunika przywarła ściśle do ciała, krępując ruchy i wywołując falę dreszczy, które nie chciały ustąpić. Neshkala wydała z siebie mimowolny okrzyk. Mieląc lodowatą wodę sztywniejącymi w zastraszającym tempie kończynami, powolutku brnęła w stronę brzegu, nim temperatura jej ciała niebezpiecznie by spadła.

Po zaledwie kilkunastu sekundach porządnie zmarznięta i przemoczona dobrnęła do krańca wodnego zbiornika. Wylazłszy z niego padła zmachana na kamienną podłogę. Wokół niej zaczęła tworzyć się kałuża. Skoczywszy w miarę możliwości na nogi, odpięła cięższy o kilka dobrych kilogramów płaszcz, a zaraz za nim zrzuciła resztę uciskającej i zimnej odzieży.

Wbrew wszelkim oczekiwaniom podziemia okazały się być znacznie cieplejsze w porównaniu do warunków panujących na powierzchni. Bijący skądś miły w odczuciu podmuch muskał ciało dzikiej, osuszając ją z resztek wilgoci. Wziąwszy więc na ramiona stertę mokrych szmat, podążyła tam, skąd jak domniemała, mogło istnieć jakieś źródło ciepła.

Przecisnąwszy się przez skalną szczelinę, rozwarła szeroko oczy i usta. Grota, do której weszła, wręcz przytłaczała rozmiarami. Spuściwszy wzrok na dół, zrobiła raptownie kilka kroków w tył, niemal ponownie wciskając się w przesmyk. Na niemalże płaskiej powierzchni spoczywało kilka batalionów lub nawet pułk szkieletów, ułożonych starannie jeden obok drugiego. Co ciekawe, ktoś nawet zadbał o to, aby komnata bezustannie pozostawała oświetlona płomieniem koloru niebieskiego, tak że odwiedzający nie mieli problemów z poruszaniem się między szczątkami lub też samym zmarłym świeciła wieczna jasność.

Nes nie miała większego wyboru. Jeśli chciała wydostać się z obecnej sytuacji, musiała przeć naprzód. Za nic w świecie nie zamierzała wracać na powierzchnię, wiedząc, co się na niej znajduje. Toteż stawiając z chwili na chwilę coraz to śmielsze kroki, pląsała między szkieletami, zbaczając na moment z głównej ścieżki, aby dostać się wreszcie do jednego z bliżej ustawionych płomyków. Wyciągnąwszy rękę w jego stronę, sprawdzała, czy jego temperatura nada się na osuszenie ubrań. Ku jej wielkiemu zdziwieniu płomień nie emanował ciepłem. Jego jedyną właściwością pozostawała luminescencja.

Niepocieszona tym faktem, wydała z siebie cichy pomruk. Co prawda dziesiątki o ile nie setki pustych oczodołów nie mogły podziwiać jej w pełni wystawionemu na pokaz ciała, to jednak zawsze milej, jak coś stanowiło dodatkową ochronę przeciw zimnu, aniżeli samo powietrzne, nawet jeśli z pozoru wystarczało.

Nes nie wiedziała co w takim przypadku ma ze sobą począć. Zwinąwszy dobytek w ociekający rulon, bez większego zachwytu postępowała pośród trupów dalej, z uwagą nasłuchując każdy dźwięk i co rusz obracając się za siebie w celu upewnienia czy łendigo nie kroczy jej śladami.

Lasy na północ od Grenefod

70
POST BARDA
Zimna kąpiel nie była najprzyjemniejsza. Neshkala wygramoliła się na brzeg i w rozsądnym ruchu ściągnęła z siebie przemoczone ubrania. Choć bez okrycia, czuła ciepły powiew z wnętrza ziemi, który pozwolił jej przetrwać otaczający zewsząd mróz.

Ciszę przerywał jedynie odgłos kapiącej wody. W przepastnych podziemiach każdy szmer potęgowany był do huku, gdy echo łapało każdy dźwięk. Kroki Neshkali, choć tak ostrożne, odbijały się od ścian, zdradzając jej położenie w jaskini. Lecz mimo tego, iż nie mogła się skradać, nie było nikogo, kto mógłby na nią czyhać.

Szkielety leżały, niektóre kompletne, inne porozrzucane. Część nagrobków zachowała swą integralność i skrywała szczątki pod kamienną płytą, część rozpadła się całkowicie i kości bielały w mdłym świetle ogników. Duża część komnaty została zalana - woda, zapewne ta sama, która następnie płynęła do kolejnej groty i stawała się źródłem dla studni, obmywała kadawerów, porywała resztki, rozpuszczała to, co pozostawało z potwornej armii. Cieniutka tafla lodu nie mogła stanowić podpory pod stopy Neshkali.

Podążając między grobami, Neshkala podziwiała miejsce spoczynku dawno zapomnianych. Wśród kamiennych resztek i trupów, dostrzegła mnogość dawno pogiętych i zmruszałych kosztowności. Stal i złoto błyszczały, stara broń prosiła się o to, by ktoś jeszcze raz wziął ją w dłoń, jednak nie nadawała się już do niczego. Drobne szlachetne kamienie wydawały się jedynymi kosztownościami, które Neshkala mogłaby skraść z grobów.

Podążając ku końcowi groty, Nesh dostrzegła największy, najbadziej wystawny z grobów. Na podwyższeniu znajdowała się kamienna trumna, przyozdobiona zdobieniami w kształcie jelenich poroży. Gdy dziewczyna dotarła do celu, dostrzegła, że to to miejsce emanuje dziwnym ciepłem, ale, co gorsza, grób jest pusty. Kamienna płyta została odrzucona na bok, ukazując miejsce, gdzie niegdyś spoczywał przywódca upiornej armii.

Wtem Neshkala usłyszała za sobą szczęk kości i ogłos pękających kamieni.
Obrazek

Lasy na północ od Grenefod

71
Kosztowności jak i skruszałe części oręża nie interesowały Neshkali. Wychodziła bowiem z założenia, że to, co należy do umarłych, umarłym należy pozostawić, gdyż w przeciwnym wypadku można narazić się na gniew ich duchów.

Krocząc wzdłuż ścieżki, natrafiła na małą przeszkodę w postaci zmrożonej wody. Nacisnąwszy lekko stopą na lodowe zwierciadło, usłyszała, jak to pęka. Zawahawszy się na moment, rozważała czy przejść ten krótki odcinek, będąc atakowana przez dreszcze po tym jak porządnie schłodzona ciecz obmyje jej nogi czy dać sobie spokój i poszukać alternatywnego rozwiązania.

Ciekawość przemawiała do niej bardziej, niż nieprzyjemne, aczkolwiek chwilowe doznanie. Widząc kunsztownie rzeźbiony w skale sarkofag, nie omieszkała sprawdzić jego zawartości. Toteż pokonując w miarę jak najszybciej najgorszy odcinek, wkrótce stanęła u boku czyjegoś grobu. Wielkim zdziwieniem okazało się dla niej, że w środku nikogo nie było. Odwalona na bok płyta sugerowała, iż zwłoki wyniesiono wraz z darami dla zmarłego lub co gorsza, podczas grabieży, postanowiono je zbezcześcić, rozrzucając je po całej sali.

Oparłszy się o ściankę grobowca, dzika poczuła bijące od niej ciepło, czego wcześniej nie zauważyła. Korzystając z okazji, rozwinęła mokre ubrania i rozwiesiła je na bokach trumny, by te mogły wyschnąć. Sama zaś ułożyła się wewnątrz by i siebie nieco bardziej dogrzać.

I dobrze zrobiła, bo oto, gdy ledwie wgramoliła się do środka, dobiegł ją dźwięk przestawianych kości i kruszonej skały. Z obawy przed tym, że to jej prześladowca zdołał jakoś przedostać się za nią przedostać, nie ważyła wyściubić nosa spoza obręb mogiły, tylko leżąc na wznak, prosiła wszelkie bóstwa, by ją ustrzegły od niebezpieczeństwa.

Lasy na północ od Grenefod

72
POST BARDA
Grób, do którego podeszła Neshkala, był pusty. Na dnie zebrała się jedynie odrobinka wody, ściank były wilgotne, zdradzając, że to od nich ibje to niesamowtie ciepło. Miejsce z pewnością przepełnione było magią, której jednak Neshkala nie znała.

To jednak nie miało znaczenia. Trumna była jakby pod nią skrojona, idealna na długość i szerokość. Ciepło objęło ją jak najgrubszy koc, odcinając od mrozu panującego w jaskini. Spięte, drżące ciało rozluźniło się, pozwalając, by temperatura rozwiązała sploty zbolałych mięśni.

Kiedy dzika rozłożyła się w mogile dawnego przywódcy, ogarnął ją spokój. Magia działała, uspokajając nie tylko ducha, ale również ciało. Wkrótce przestała obawiać się dźwięków zzewnątrz.

Klekot suchych kości, szuranie po kamiennej posadzce, brzęk stali o stal, człapanie w wodzie... to wszystko mieszało się w muzykę umarłych, a gdy ta ucichła, Neshkala otworzyła oczy.
Spoiler:
Puste oczodoły czterech szkieletów wlepiły niewidzący wzrok w kobietę. Dalej, za podwyższeniem, zebrała się upiorna armia - wielu bez części ciała, jednak żaden nieprzejęty brakującymi żuchwami, rękoma, czy nawet nogami, ciągnąć resztę ciała po ziemi przy pomocy pozostałych członków. Każdy był uzbrojony, każdy gotowy do boju.

Ten ze szkieletów, który stanął od strony nóg Neshkali, trzymał w rękach dar - przerdzewiały, lecz wciąż trzymający swój kształt hełm. Wyryte na nim rzeźbienia i ozdoby przypominały tylko jedno - jelenie poroże.
Obrazek

Lasy na północ od Grenefod

73
POST POSTACI
Przyjemne ciepło, jakie objęło zmarznięte ciało kobiety, działało kojąco na zszargane nerwy i obkurczone z powodu zimna mięśnie oraz ścięgna. Dochodzące z niedaleko szuranie, szczękanie, głuchy odgłos kroków nijak mógł pozbawić jej nabytego za sprawą nieznanych sił spokoju. Przymknęła patrzałki raz, drugi i jeszcze jeden, tym razem na dłużej.

Otworzywszy lśniące oczęta, nieomal nie pozbawiła się serca, które w ułamku sekundy przyśpieszyło do maksymalnej częstotliwości uderzeń, tak że pierś dzikiej nie zdążyła nawet w pełni opaść. Strach odebrał jej zdolność mowy, obawiała się bowiem, że za chwile grób, który zaaranżowała pod własną wygodę, stanie się miejscem jej wiecznego spoczynku. Zamknąwszy powieki, przygryzła wargi, zacisnęła palce dłoni oraz nóg wyczekując na nadejście ciosu. O dziwo nic takiego nie miało miejsca. Oblepiona potem, jaki okrył jej czoło, odważyła się w końcu jeszcze raz zerknąć. Czwórka kościeji stała tuż przy niej, najwyraźniej czegoś oczekując. Oderwawszy niepewnie plecy od podłoża, Nes dostrzegła widok, który zabrał jej dech. Niemal wszystkie szkielety jakoby na powrót zyskały namiastkę życia i teraz zmierzały, by uczcić swego nowego wodza - zwykłą ludzką kobietę, w dodatku cieszącą się pełnią sił witalnych.

- Yz yt for mi? - zapytała piskliwym głosikiem szkielet, stojący u jej podnóżka.

Z jakiegoś powodu zachowanie trupów było zgoła odmienne od dotychczas napotkanych upiorów oraz niesławnego wendigo, tak zajadle polującego na wszelką istotę.

Chociaż tego wcale nie pragnęła, obyta w pradawną wiedzę i niezanieczyszczona nowoczesnym światem wojowniczka została wcielona w rolę przywódcy - a przynajmniej tak jej się zdawało - armii nieumarłych. Co więc jej pozostało, jak tylko przyjąć ten nieoczekiwany zaszczyt. Odebrawszy od przybocznego podarek, Neshkala wygramoliła się z mogiły i stanąwszy tuż przed nią, z twarzą skierowaną w stronę swoich podwładnych.

- Led mi tu de zurfes - rozkazała, tonem prawdziwego generała.

Lasy na północ od Grenefod

74
POST BARDA
Neshkala zajęła miejsce wodza w trumnie dla niego skrojonej, jednak pozbawionej doczesnych zwłok wielkiego króla. Czy kościeje uznali Neshkalę za zabójcę ich wcześniejszego władcy, czy też za władcę tego właśnie, pozostawało zagadką.

Szkielet, który darował jej hełm, starał się mówić. Jego żuchwa ruszała się w górę i w dół, jednak będąc pozbawionym aparatu głosowego, nie był w stanie wydobyć z siebie nic, aniżeli szczęk dawno zastygłych stawów. Rozpracowując skotniałe łączenia, wkrótce stracił żuchwę, gdy ta odpadła, najpierw z prawej, a następnie z lewej strony, wcześniej zwisając smętnie na resztkach łączeń. Sam trup wydawał się nie zauważyć, że stracił część czaszki.

Dzika wspaniale wczuła się w rolę przywódcy. Odbierając dar od swojej nowej armii, zażądała poprowadzenia ku powierzchni, jednak kościej, ten sam, który stracił szczękę, nie poruszył się ani o milimetr, wlepiając w Neshkalę puste oczodoły. Najwyraźniej czekał na coś jeszcze - bo cóż to za królowa bez korony na głowie?

Tymczasem, opuściwszy grób, Nesh poczuła, jak na nowo ogarnia ją chłód. Pozbawiona futra, za to wciąż mokra, ze zdwojoną siłą odczuła zimny powiew.
Obrazek

Lasy na północ od Grenefod

75
Rozkaz wyprowadzenia nowego przywódcy odbił się echem. Stojący najbliżej kobiety szkielet wykonując raptem kilka mało znaczących ruchów szczęką, stracił ją najzupełniej. I tyle. Armia truposzy sterczała u podnóża piedestału, oczekując w sumie nie wiadomo na co, albo kogo.

Niezręczna cisza przerywana spontanicznym klekotem starych gnatów stawała się z każdą chwilą coraz to bardziej frustrująca. Sięgnąwszy po urwany kawałek ciała przybocznego, Neshkala wprawiła mu go na nowo w zawiasy. Wtem zdała sobie sprawę z jednej rzeczy. Chociaż zastępy żywych śmierci nijak mogły skalać wzrokiem, to jednak świecenie przed nimi swoimi wdziękami, napawało ją nieprzyjemnym uczuciem lub świeża dawka chłodnego powietrza właśnie liznęła wyeksponowaną w nadmiarze skórę. Przeciągnąwszy dłonią po rozwieszonych ubraniach, Nes wydała z siebie odgłos zażenowania. Nawet jeśli sam kamień grobowy emanował delikatnym ciepłem, jednak nie wystarczał na osuszenie przesiąkniętych wodą części garderoby. No trudno. Przynajmniej w podziemnej nekropolii dało się jako tako wytrzymać, ale co po wyjściu na powierzchnię? Mroźny wiatr w mig wyziębiłby organizm, a od tego już stanie się pełnoprawnym, lodowym upiorem nie dzieliło wiele.

Nie mogąc opuścić pieczary, dopóki ubrania wciąż pozostawały mokre, dzika przysiadła na skraju sarkofagu. Założywszy nogę na nogę, skrzyżowała obie ręce na piersiach, głowiąc się od niechcenia nad biednymi nieszczęśnikami, których frywolne szczątki wciąż wykazywały chęci do zaznania krzty życia. Strasznie znudzona wzięła w końcu podarek do rąk. Niby z pozoru wyglądał jak zwyczajny hełm, dodatkowo stan jego zaświadczał o tym, że najlepsze czasy miał już za sobą. Z braku laku nałożyła go sobie na głowę. Ciężar dawał się we znaki, ale dało się wytrzymać.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Grenefod”