Trakt do Grenefod

1
wcześniej tutaj: http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?f=20&t=1585&start=15

Ubity trakt prowadzący z północy na południowy wschód aż do promu przewożącego podróżnych za drobną opłatą do stolicy księstwa. Krajobraz jest typowo nizinny, nie rosną tu lasy, nieużytki stanowią raczej łąki porośnięte na brzegach krzakami. Przez większą część trasy jednak drogę otaczają pastwiska lub pola.

Obecnie nawierzchnię traktu stanowiła mokra mieszanka błota, lodu, śniegu i kałuż. Zima w księstwie była zmienna jak kobieta i malowała krajobraz wszystkimi opadami jakie miała dostępne, nierzadko mieszając kilka rodzajów na raz. Teraz na przykład siąpił zimny deszcz bijący przy mocnych podmuchach wiatru drobnym gradem.

Trzech jeźdźców wyłoniło się zza widnokręgu.
- Jakie śpiewasz pieśni bardzie? - Krzyknął potężnym głosem Alfred Le Ver nie odwracając się do adresata pytania z oczywistych powodów.
Ostatnio zmieniony 23 lip 2014, 23:29 przez Mszczuj, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Trakt do Grenefod

2
Bard był zmęczony, zziębnięty, przemoczony i na dodatek bolało go całe ciało a najbardziej mięśnie nóg i tyłek. Gdy usłyszał krzyk Alfreda odkrzyknął, wiedząc, że ten usłyszy, mimo mniejszej głośności, w końcu był bardem, jego panowanie nad głosem było bez wątpienia lepsze niż przeciętnego człowieka. - Część z nich to pieśni morskie, ale zdaję sobie sprawę, że nie pasują one na dwór, chyba, że ktoś jest miłośnikiem takowych. Oczywiście będąc bardem znam kilka pieśni religijnych, niektórzy podtrzymują ten trend. Jednakże główną tematyką śpiewanych przeze mnie utworów jest to co trafia do wszystkich, bohaterstwo, z reguły nieistniejących, bądź legendarnych bohaterów, miłość, w każdym wymiarze, bądź mające rozśmieszyć, albo przynajmniej umilić atmosferę, brzmiąc w tle podczas rozmowy.
Rozśmieszające wolał jednak zostawić, większość była o urzędnikach, a nie wszyscy są obdarzeni dystansem do siebie, zawsze posiadał spory asortyment rozśmieszających przyśpiewek o zwierzętach. Zastanawiał się, czy rycerz jest przygłuchy, czy też hełm tłumi dźwięki i powoduje, że ten myśli, że mówi za cicho. Zawsze istniała opcja, w sumie najbardziej prawdopodobna, że wojownik został tak nauczony, żeby słyszano go na polu bitwy, bądź też chce przekazać pewność siebie i siłę nawet mówiąc. Po krótkiej przerwie powiedział również - Jeśli sam śpiew nie starczy mogę również grać na flecie, jest to bez wątpienia lepsze gdy głowa boli od ilości wypitego trunku, oraz godziny, a również nie przeszkadza tak bardzo, gdy prowadzi się rozmowy.
Nie był typowo dworowym bardem, ale był przygotowany na taką okoliczność, w końcu jego poprzednik na dworach zasłynął, a więc swemu następcy wszystko co wiedział przekazał. Kwestia praktyki - mruknął Balesio czekając na koniec podróży, jedyne co go cieszyło to to, że szło mu coraz lepiej i mimo bólu, czuł się na koniu pewnie.

Re: Trakt do Grenefod

3
- Wyśmienicie! - Odkrzyknął Le Ver. - Uwielbiam pieśni o bohaterach! O mnie mówiąc nieskromnie również krąży po świecie kilka opowieści... Kreilon!
- Tak panie?
- Mógłbyś zrobić coś z tą pogodą?
- Nie panie.
- Ach cóż za pożytek z maga w podróży, kiedy nie potrafi uciszyć pogody? - Zadał retoryczne pytanie zbrojny i poprawił sobie futro na plecach.
- Sztuka magiczna nie powinna służyć takim trywialnym zachciankom jak wygoda podróży, panie. - Odpowiedział czarny jeździec. - Najlepszym jej użyciem jest brak jej użycia i poszanowanie dla jej praw i potęgi.
- Zaiste! Słyszysz bardzie, co ten dziwak opowiada? Czy najlepszym użytkiem z twojej fujarki jest brak użytku z niej?

Re: Trakt do Grenefod

4
A więc Kreilon jest magiem, w sumie nic dziwnego. Nie wiedział co odpowiedzieć, wiedział, że flet a magia to inne sprawy, ale nie chciał przeciwstawiać się swemu źródłu zarobku, odpowiedział więc na pytanie bardzo konkretnie. -
Najlepszym użytkiem z mego fletu jest granie na nim, masz rację, panie. Taka metoda była bardzo skuteczna, o czym zdążył się przekonać już niejednokrotnie. Gdy skończyli rozmawiać i konie przeszły kilka metrów, spytał się krzyczącego zbrojnego -
Będzie nietaktem, jeślibym spytał, panie, o Twe dokonania, nie pochodzę z tych rejonów i nie słyszałem o wielu znanych postaciach z historii współczesnej.

Re: Trakt do Grenefod

5
- Moje dokonania! Ha! - Wydarł się ponownie rycerz. - Kazałbym mojemu nadwornemu poecie opowiedzieć ci o nich, ale nie ma go tutaj, dlatego powie ci o nich Kreilon. Kreilon! Opowiedz mu o moich dokonaniach!
Mag patrzył na spoufalającego się z rycerzem artystę mocno zirytowanym spojrzeniem. Przez chwilę myślał pewnie o sposobie na wyłganie się z tego poniżającego zajęcia, ale chyba nie znalazł odpowiednich argumentów bo zaczął mówić.
- Pan Alfred Le Ver w najwspanialszym swoim dokonaniu rozgromił armię animowanych ożywieńców oraz uśmiercił lisza Plagiusza V przywracając na ten czas spokój i porządek w zachodnich górach Ghuz Dun i skarbiąc sobie uznanie króla. Pozostałych wielkich czynów dokonał on tak wiele, że nie sposób ich wymieniać.
Przy okazji Balesio spostrzegł, że czarna szata oraz spiczasta czapka Kreilona jest całkowicie sucha.
- A w jakich to częściach świata ty śpiewałeś swoje pieśni, Morski Bardzie? - Zapytał uprzedzając ewentualne dalsze pytania na temat dokonań Le Vera.

Re: Trakt do Grenefod

6
Bard nie zauważył spojrzenia Kreilona, był zbyt zajęty bólem nóg. Zanotował w pamięci dokonania Le Vera, nie mając pojęcia czym są animowani ożywieńcy, w sumie nie interesowało go to. Kreilon był całkiem suchy, nic dziwnego, w końcu jest magiem, może to nie tyle magia co jakiś specjalny materiał? - przeszło mu przez myśl. Bez różnicy, moje ubrania są mokre, ale czy to mi przeszkadza, przecież spędziłem kilka lat na morzu, woda nie robi mi żadnej różnicy. Gdy mag spytał Blumbergera o miejsca, które odwiedził poinformował - Zaczynałem na Archipelagu, aczkolwiek to średnie miejsce dla Barda, jednak tam pływał statek, na którym się uczyłem. Następnie zwiedzałem głównie wschodnie wybrzeże. Zwiedziłem cały Keron z wyjątkiem dwóch miejsc, Księstwa Grenefordu oraz Gryfiego Gniazda. Do którego, również mam zamiar się wkrótce wybrać.

Gdy skończył opowieść oddał się rozmyślaniom na temat swego życia, oraz planował repertuar, mając nadzieję, że Le Ver wie czego chcą słuchać inni goście. Nie trwały one zbyt długo, koło minuty, bo kulka gradu uderzyła go w oko, na szczęście zdążył je zamknąć na czas.

Ile jeszcze czasu - spytał się w myślach sam siebie - chyba niedużo.

Re: Trakt do Grenefod

7
Droga mijała w miarowym dudnieniu kopyt o trakt i wyciu wiatru. Deszcz nie przestawał siąpić, co po jakimś czasie zaczynało być nie do zniesienia nawet dla zamkniętego w zbroi rycerza. Kilkukrotnie koń Balesio zbaczał z drogi i wędrował na pastwisko, gdzie dojrzał kępę zielonej trawy, po czym mając w poważaniu nieporadne próby nawrócenia go na drogę zjadał trawę i sam kierował się w odpowiednim kierunku. Zarówno rycerz jak i czarodziej śmiali się przy tych okazjach do rozpuku.
- Jesteśmy w połowie drogi od ostatniej wioski do promu! - Krzyknął Le Ver. - Co powiecie na buteleczkę miodu pitnego na trzech dla rozgrzania?
Czarny jeździec wzruszył ramionami jakby było mu to obojętne ale jednocześnie przytaknął.

Re: Trakt do Grenefod

8
Bard był zdenerwowany na konia, że ten nie chce go słuchać, ale w końcu się poddał. Widać zwierzę wiedziało co robić, wystarczy mu zaufać. Śmiech towarzyszy go nie irytował, mieli do tego prawo, sam by się śmiał na ich miejscu. Gdy Le Ver zaproponował miód, nie wiedział jak zareagować, z jednej strony niegrzecznie odmówić, z drugiej faktycznie by mu się przydało. Nie należy też zapominać, że nie powinien pić przed występem...
- Panie, jeśli mogę spytać, kiedy mam występować? Nie zwykłem pić alkoholu dzień przed występem.

Nie dopowiedział tego, że nawet buteleczka miodu może diametralnie zmienić jego stabilność w trakcie jazdy konnej, która w tym momencie była dobra, ale czuł, że wbrew pozorom niewiele brakuje do zmiany tego stanu.

Re: Trakt do Grenefod

9
- Myślę, że jeszcze dzisiaj, a później przez kolejne trzy dni bo tyle trwa uczta. Kreilon! Odkorkuj butelkę!
Czarodziej sięgnął do juków u siodła barda i wygrzebał z nich pękatą, starannie zapieczętowaną glinianą flaszeczkę. Nie zważając na to co wcześniej powiedział wlepił wzrok w naczynie i wymamrotał kilka obcobrzmiących słów, na co korek sam wystrzelił z gwinta. Mag podał flaszkę Le Verowi, który podniósł ją do ust i... Szyjka uderzyła o przyłbicę hełmu.
- Pioruny! - Krzyknął rycerz. - Cholerna przyłbica, nie sądziłem, że to będzie aż takie trudne! Nie dam ci się tak łatwo magu!
Po ostatnich słowach oddał miód Kreilonowi i ruszył stępa w kierunku Grenefod. Czarny jeździec zachichotał i przechylił butelkę.
- Tego mi było trzeba. Pijemy na dwóch?

Re: Trakt do Grenefod

10
- Wybacz, niestety nie mogę, nie chcę tracić formy przed występem. Dziękuję za propozycję, magu.
Domyślał się, że mag mógłby coś zrobić, żeby nie był podpity, ale wszakże nie do tego służy magia. Chociaż z drugiej strony to zapewne dużo nie kosztuje energii. No a poza tym, najlepiej zapobiegać, nie leczyć. Nie miało to jednak znaczenia, wolał nie być celem zaklęć. W sumie nawet przestawało go wszystko boleć, ale wiedział, że zakwasy będzie mieć wkrótce potworne.

Jeszcze raz sprawdził, czy flet i lutnia są odpowiednio zakryte, samo drewno było dobrze zabezpieczone, ale struny już gorzej. Na szczęście miał dużo zapasowych. Delikatnie się zachwiał, ale miał już wyczucie chodu konia, bez wątpienia to pomagało.

Re: Trakt do Grenefod

11
Kreilon wzruszył ramionami i sam jeszcze raz zdrowo pociągnął z butelki, po czym schował ją za pazuchę. Jego twarz oblała się rumieńcem z powodu ogarniającego go ciepła.
Nagle z pobliskich krzaków po prawej stronie drogi wyleciał bełt lub strzała. Pocisk trafił rumaka na którym jechał Le Ver, na co zwierzak runął na ziemię razem ze swoim panem przygniatając jego lewą nogę.

Re: Trakt do Grenefod

12
- O kurwa, co jest - szepnął Balesio wpatrując się w wydarzenie, które diametralnie zmieniło jego odczucia względem towarzystwa, z pracodawców stali się z powrotem ludźmi z wyższych sfer.
W sumie widział co, właśnie postrzelono hojnego dla niego rycerza. Instynkt mówił uciekaj, ale stwierdził, że jednak posłucha serca i postara się pomóc, chociaż nie za bardzo ma jak. Widział piratów, gdyby był na statku, wiedziałby co robić, na pięści potrafił się bić, ale niestety to nie był statek, a on siedział na koniu. Czasu nie było zbyt wiele, widoczność słaba, ale mimo to podjął dość ryzykowną decyzję. Zostać na koniu i czekać na rozkazy Kreilona. Bał się podejść do Le Vera, raz, że koń mógł zacząć szaleć, dwa, mogliby go zestrzelić, a jednak jego życie było dla niego raczej ważne.
Do licznych jego trosk dochodził jeszcze kłopot czy zostać na tym koniu czy jednak zmienić podjętą decyzję i jednak nie. Wiedział, że jest łatwiejszym celem na nim siedząc, że nie potrafi sterować wałachem, a mimo niewątpliwej inteligencji zwierzęcia, wolał zdać się na swoją.

Kreilonie, mam nadzieję, że jesteś magiem który ma bronić Le Vera, a nie tylko towarzyszem/naukowcem, przeszło bardowi przez myśl.

Schować się za koniem czy nie, kotłowało mu się w głowie. Ponoć pierwsza decyzja jest najlepsza, więc zdecydował się przy niej pozostać.

Re: Trakt do Grenefod

13
Bard zeskoczył z konia i "schował się" za nim o tyle o ile można się schować za stojącym koniem. Zwierzak stanął w miejscu i nie spłoszył się na widok padającego rycerza dzięki swojemu doskonałemu wyszkoleniu.
Kreilon zaczął wypowiadać słowa w języku elfów najpewniej chcąc rzucić jakieś zaklęcie, ale niestety odbiło mu się w połowie zdania miodem pitnym. Niezrażony zaczął od nowa ale tym razem przerwał mu toporek rzucony z krzaków, którego trajektoria lotu zbiegła się z pozycją twarzy maga. Czarny jeździec wyleciał z siodła i upadł tuż obok Balesio ukazując wystające z czoła narzędzie do rąbania drewna.
Szybki rzut oka na Le Vera wystarczył by dostrzec, że rycerz nie radzi sobie z wydostawaniem się spod zdechłego konia. Ruchy krępowała mu ciężka zbroja. Tymczasem zarośla, z których wyleciały pociski zatrzęsły się jakby ktoś się przez nie przedzierał. Z pewnością lada chwila napastnicy, kimkolwiek byli przypuszczą frontalny atak.

Re: Trakt do Grenefod

14
Niestety, ale Kreilon mi nie pomoże, stwierdził Balesio. Cóż, trzeba mu przyznać, percepcja była jego zaletą. Mógłbym zignorować Le Vera, ale wątpię, żeby mnie potem ocalono, ehhhh... Nie lubił angażować się w takie sytuacje, życie było mu raczej miłe. Ale koniec myślenia, czas na działanie, wiedząc, że może to niezbyt dobre dla jego profesji, ale wyciągnął lutnię i zasłonił nią twarz od strony zarośli, jeśli ją zniszczą to będą dwa wyjścia, albo mu się uda, dostanie nową, albo mu się nie uda, a wówczas brak lutni będzie najmniejszym problemem.

Zgodnie z tradycją jego statku wykrzyczał słynny okrętowy slogan - YOLOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO!!! - Nie miał pojęcia co to znaczy, ale tak krzyczeli piraci podczas abordażu, może pomoże? Pobiegł w kierunku Le Vera i o ile z lutni coś zostało odłożył ją na ziemię, starając się przepchnąć konia masą swojego ciała, jednocześnie bacznie obserwując zarośla. Jeśli zdążą wybiegnąć* zanim uda się odblokować Le Vera wyciąga swoją pałkę i lutnie i stara się dać mu czas, o ile następuje jakaś poprawa.


* - Niestety nie wiem jaka odległość, liczę, że jakieś 10m

Re: Trakt do Grenefod

15
Balesio z okrzykiem bojowym podbiegł do leżącego zbrojnego, zaparł się nogami o ziemię i brodząc po kostki w błotnej kałuży zaczął pchać z całej siły padlinę. Rezultat było widać od razu: rycerz wyszarpnął kilka centymetrów kończyny spod cielska rumaka i pozostało kwestią czasu zanim wyślizgnie się z uścisku. Tymczasem z krzaków wyskoczyło dwóch napastników. Obaj nosili wysłużone żołnierskie ubrania oraz mieli długie, posklejane włosy i brody. Najwidoczniej taki był ich sposób zarabiania na życie po dezercji z wojska. Ruszyli szybko w stronę barda i uziemionego jeszcze rycerza. Idący od lewej strony Balesio był uzbrojony w długi na pół metra morgensztern o okragłej główce nabijanej gęsto kolcami a od prawej w kiścień zakończony podobną kolczastą kulą. Blumberger bohatersko postanowił stawić im opór aby Le Ver zdołał wydostać się spod konia zanim ktoś wbije mu zakutą głowę w ziemię.
- Jest mój - warknął ten z kiścieniem i ruszył szybkimi krokami prosto na artystę. Drugi okrążał całą scenę aby dostać się do uwalniającego się rycerza.
Barbarzyńca zaszarżował na ostatnich krokach z okrzykiem na ustach. Wywinął nad głową młynka swoją kulą na łańcuchu i obniżył jej lot tak, żeby trafiła pół-elfa w głowę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Grenefod”