Wioska Otrawa Mniejsza

1
W odróżnieniu od Otrawy, która swoją nazwę zawdzięcza pierwszym słowom wypowiedzianym przez księcia Grenefod przejeżdżającego przez tę wioskę na widok pierwszej zielonej trawy przebijającej się spod śniegu owego roku, Otrawa Mniejsza otrzymała swoją nazwę na mocy danej Staroście panującemu w księstwie po rewolcie, który po prostu nie miał pomysłu na kolejną nazwę.

Pogoda w tych okolicach najczęściej jest paskudna, niebo może na jeden tydzień w całym roku odsłania swój błękit i raczy mieszkańców niezbyt ostrymi promieniami słońca. Przez resztę roku panują odcienie szarości i cała paleta opadów dobieranych przez Sulona bez większego baczenia na obecną porę roku. Warto wspomnieć, że wymienieni mieszkańcy to w dziewięćdziesięciu procentach pokryte grubą wełną owce, dziesiątkowane bezlitośnie przez ostre zimy i wilki żyjące w pobliskich lasach. Nikt nie zapuszcza się w tych okolicach do lasu, jeżeli nie ma ku temu ważnego powodu. Nie raz i nie dwa razy zapalony grzybiarz wracał do domu bez kosza, z którym wyszedł bo brakowało mu rąk do niesienia go po bliskim spotkaniu z ogromnym niedźwiedziem północnym.

Pomimo mało przyjaznego życiu klimatowi mieszkańcy Otrawy Mniejszej zdawali się żyć szczęśliwie. Na ogół nie brakowało jedzenia - większość obiadów obfitowała w baraninę. Każdy miał zajęcie, z którego mógł się utrzymać, poborca podatków nie naciskał mocno z terminami a wójt był ogólnie lubianym, pociesznym grubasem, z którym interesy ubija się przy szklaneczce miodu pitnego.

Ashleigh wychowała się tutaj karmiona opowieściami o wielkim świecie i przygodach, które czekały na wędrowców. Dwadzieścia pięć ulewnych wiosen minęło i wyrosła na urodziwą pannę, za którą każdy kawaler z okolicy obracał głowę.
Tego dnia akurat przechadzała się po pastwisku wśród owiec sąsiada, bawiąc się przy okazji z kudłatym pasterskim psem. Nagle szare niebo przeciął z ogromną prędkością czarny kształt, coś jakby ptak. Sokoły zdarzały się w tej okolicy, ale były mniejsze i zawsze po takim nurkowaniu podnosiły się z ziemi i odlatywały ze swoją zdobyczą (no chyba, że zdobycz zwiała). Czarny obiekt spadł na ziemię bezgłośnie i zniknął w trawach pastwiska. Na oko Ash miała do miejsca jego upadku dwieście metrów. Pies-pasterz widząc zajście, a może słysząc coś niesłyszalnego dla ludzkiego ucha wypuścił z pyska patyk i zastrzygł uszami. Owce pasące się dotychczas spokojnie również podniosły głowy.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

2
Żyjąc i wychowując się w Otrawie Mniejszej, Ash zdążyła się przyzwyczaić do pogody, która sprzyjała raczej pesymistycznym myślom, niźli wędrówkom przez pola i marzeniom. Mimo to, dziewczyna miała w sobie wewnętrzne "światło"; było w niej to coś, dzięki czemu człowiek sam uśmiechał się ot tak, bez powodu; sama też była pozytywną postacią wśród ludzkich mieszkańców osady i zawsze można było usłyszeć od niej ciepłe słowo.
Choć Ash strachliwą dziewką nie była, przystanęła w miejscu, widząc ciemną masę spadającą na ziemię. Ptak to, czy demon jakiś? Trudno było to z tej odległości cokolwiek stwierdzić, jednak ciekawość Ashleigh przezwyciężyła. Ruszyła więc w kierunku upadku dziwnej masy, wyciągając zza paska jeden z noży do rzucania; a wraz z nią szedł jej psi towarzysz, który przybrał niską postawę jak do polowania czy też zaganiania owiec. Ashlyn zdała się na węch i słuch zwierzęcia, mając tylko nadzieję, że ostrzeże ją przed ewentualnym zagrożeniem, które mogło w każdym momencie się pojawić.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

3
Dziewczyna zachowała wszelkie środki ostrożności, w końcu nie codziennie niezidentyfikowane obiekty spadały z nieba. Z kozikiem w pogotowiu i psem gotowym do obrony (albo ucieczki, trudno powiedzieć) zbliżyła się do miejsca, w którym nastąpił upadek.
Na ziemi, na krótkiej trawie pastwiska leżał wielki jak orzeł czarny ptak. Miał prosty dziób gruby jak grot strzały do balisty, grubą szyję i szeroką klatkę piersiową. Jego skrzydła były częściowo rozłożone, ich rozpiętość musiała spokojnie dorównywać wzrostowi Ashleigh. Co ciekawe, czego nie było widać tak wyraźnie po upierzeniu głowy, szyi i korpusu ptaka, na skrzydłach wyraźnie szło dostrzec, że nie jest on pokryty piórami. Zamiast piór miał czarne, gładkie jak powierzchnia bardzo drogiej zbroi łuski. Dodając do obrazu wielkie, lśniące jak wyrzeźbione z onyksu szpony można było podsumować to piękne stworzenie jako ogromnego kruka ubranego w misterną zbroję z czarnego żelaza.
Ptak leżał na boku trzymając jedno skrzydło rozpostarte pod dziwnym kątem sygnalizującym złamanie. Czujne spojrzenie małych oczek świdrowało teraz dwójkę gapiów. Do jego lewej łapy był przymocowany cylindryczny pojemnik, mogący zawierać zwój, choć prawdę mówiąc był na tyle duży, że pomieściłby i małego kota.
Rzut oka pozwolił Ash zorientować się, że jej kudłaty towarzysz zatrzymał się nieco wcześniej i obserwował zajście na ugiętych łapach stojąc krok za nią.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

4
Dziewczyna, na tak niecodzienny widok, stanęła jak zamurowana w miejscu. Co to, u licha, jest?, pomyślała. Wszak tylko w legendach można było słyszeć o ptakach tych rozmiarów, służących wielmożom i czarownikom do różnych celów - od zwykłego noszenia poczty, po walczenie ręka w rękę z wojami podczas wojen. Gdyby kiedyś ktoś powiedział Ash, że takie stworzenie spotka, wyśmiałaby tą osobę i zapewne by nazwała tą osobę szaleńcem.
Jednak mimo wszystko było to stworzenie, które potrzebowało pomocy. Ashleigh sama nie znała się zbytnio na leczeniu zwierząt, co utrudniało jej sprawę, mogła jedynie pomóc ptaku, chwilowo uśmierzając ból w złamanym skrzydle.
- Lyall, biegnij do wsi i sprowadź kogoś, kto mógłby pomóc. - powiedziała do psa, kucając przy nim i głaszcząc po łebku. Był zwierzęciem nader mądrym, więc Ash też nie miała problemu, gdy go prosiła o "przysługi". - Pospiesz się tylko - pogoniła go, lekko popychając go w stronę wsi. Nie trzeba było psu tłumaczyć nic więcej, poleciał czym prędzej do wsi, znikając wśród pól.
Sama Ash zaczęła w pobliżu szukać różnych ziół, które mogłyby pomóc jej, żeby złagodzić ból w skrzydle ptaka, jak i wspomóc gojenie się wszelakich ran, które mogły podczas upadku kruka powstać. Szukała głównie skrzypu polnego, krwawnika pospolitego i nagietka - a według wiedzy Ash zioła te działały antyseptycznie i przeciwbólowo. Miała tylko nadzieję, że nie będzie musiała długo ich szukać, i że Lyall dotrze na czas do osady i wróci z kimś do pomocy w miarę szybko.

//Informacji odnośnie ziół i ich działania szukałam tutaj.//

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

5
Pies wysłuchał polecenia i pobiegł w kierunku wioski, jednak zatrzymał się po trzydziestu metrach, odwrócił w stronę Ashleigh i zaszczekał wesoło oczekując kiedy Pani rzuci mu patyk. Ash przypomniała sobie, że stare psisko zna tylko proste komendy a poza tym nie opuści pastwiska ze stadem owiec dopóki nie przyjdzie po niego właściciel i razem nie zagonią trzody do owczarni. Rozglądając się po pastwisku istotnie znalazła powszechny tu skrzyp i krwawnik ale nagietków nie widziano w tych okolicach zbyt często.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

6
Ash jednak przeliczyła się sądząc, iż pies posłucha jej prośby. Wprawdzie musiała sama zawołać kogoś z wioski, lecz wpierw chciała opatrzyć skrzydło ptaku. Skrzyp i krwawnik uzupełniały się wspaniale, miały też razem podobne działanie jak nagietek, którego nie znalazła. Gdy doszła do polany, gdzie leżał ptak, klęknęła w pewnej odległości od niego, kładąc zioła na trawie. Ash za pomocą noża podzieliła na mniejsze części liście krwawnika, jak i górne części skrzypu, chwilę je przeżuła, po czym w rękach trochę je "wymiętosiła", tworząc z nich kleistą papkę.
- No, bracie - odparła do ptaka. - Musiałabym cię opatrzyć. Tylko miejmy nadzieję, że nie będziesz mnie atakował. - dodała, mówiąc już bardziej do siebie. Ashleigh przypomniała sobie nagle, że nie ma jak opatrzyć skrzydła, więc roztargała w dolnej części suknię, tworząc długie i wąskie pasmo sukna. Trzymając tak w jednej dłoni papkę z ziół, a w drugiej sukno, zaczęła podchodzić do kruka modląc się w myślach, by ten nie był agresywny i nie chciał jej zabić.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

7
Ptak zerwał się z ziemi wydając z siebie pisk tak głośny i przenikliwy, że straciła chwilowo słuch. Stał teraz na łapach nadal nie mogąc złożyć skrzydła i wlepiał w swoją niedoszłą wybawczynię błyszczące ślepka. Wyglądał dosyć groźnie biorąc pod uwagę, że w innych okolicznościach mógłby polować na istoty rozmiaru Ash (choć znajomi tropiciele zawsze mówili, że kruki to padlinożercy). W jej głowie zrodziły się spore wątpliwości odnośnie dalszego zbliżania się do zwierza wywołane jej instynktem samozachowawczym.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

8
Rzeczywiście było dość niebezpiecznie zbliżać się do zwierza, gdy nie wiadomo, jak zareaguje na dalsze próby pomocy ze strony dziewczyny. Ash tą sytuacją była nieco sfrustrowana, ale wiadomo - zwierzę zawsze przedkłada własne życie nad wszelkie inne rzeczy. W końcu dziewka odeszła z powrotem w miejsce, gdzie zostawiła resztę ziół, i położyła obok na ziemi sukno i na tym zielną papkę, po czym pobiegła czym prędzej do wioski po pomoc.
- Lyall, chodź! - zawołała jeszcze psa, by nie próbował się zbliżać do ptaka. "Kogo zawołać?", pomyślała. "Przecie nie piekarzy czy grabarza, bo to nic nie pomoże". W końcu Ashleigh zdecydowała się pobiec do ojca, Dunstana, by on poradził coś w tej sytuacji.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

9
Pies nie pobiegł posłusznie za towarzyszką zabaw. Wyglądało na to, że czuł się zobowiązany pilnować powierzonego mu stada owiec. Wrócił do zaganiania wełnianych istot tak, aby żadna nie zbliżała się do ptaszyska.

Po dotarciu do wioski Ashleigh udała się prosto do kuźni swojego ojca. Stary kowal właśnie uderzał w bliżej nie ukształtowany jeszcze kawałek żelaza młotem. Uśmiechnął się na widok swojej córki i wesoło zapytał:
- Co tak biegniesz dziecko? Pali się gdzie?

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

10
Ashleigh zdyszana przystanęła przy kuźni; zanim jednak mogła odpowiedzieć ojcu, musiała nieco odetchnąć - w końcu pędziła tu na złamanie karku.
- Tatko... tam jest... ptak. Wielki ptak... - zaczęła, nabierając co słowo hausty powietrza. - Jest... ranny... znaczy się... skrzydło ma ranne... chyba złamane. Próbowałam... opatrzyć... ale odskoczył, i przybiegłam tu. Trzeba mu pomóc!
Dziewczyna nie zauważyła, jak z każdym kolejnym słowem Dunstan robił coraz to większe oczy, szczególnie po słowach "wielki ptak" jego zdziwienie było wyraźnie większe. Niemniej jednak położył nieukształtowany jeszcze metal i młot na kowadło i chwycił Ash za ramiona.
- Uspokój się nieco, Ash! - Dłonią pogłaskał jej policzek. - Spójrz się na mnie. Jaki to był ptak? Orzeł, może sokół? I jak wielki? - Dziewczyna jak na rozkaz spojrzała się na ojca, prawie mając łzy w oczach. Dawno już nie było dnia, by ojciec tak troszczył się o nią, zazwyczaj był zajęty w swym warsztacie. Był czuły wobec niej, opiekuńczy - jak to ojciec, ale nie słyszała w jego głosie jeszcze takiej troski.
- Wygląda jak nieco przerośnięty kruk - odparła. Jej oddech już nieco się uspokoił po biegu. - Wzrostem dorównuje mnie samej. Choć skrzydła wyglądają, jakby miał je pokryte łuskami, imitującymi drogą, czarną zbroję. I do jednej łap miał jakiś cylinder przywiązany, choć nie wiem, co w nim jest...
- Dobrze już, dziecko. - Dunstan przytulił Ashlyn do piersi. - Zaraz kogoś zawołamy, i pokażesz nam, gdzie jest to ptaszysko, dobrze? - Ash jedynie pokiwała głową na potwierdzenie, że zrozumiała ojca.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

11
Kowal i jego córka przeszli się po domostwach i szybko zgromadzili grupę dwunastu osób ciekawych co takiego spadło na ich łąkę. Był wśród nich piekarz, który akurat nie miał nic do roboty, szewc i hodowcy owiec (w tym zaalarmowany właściciel psa i stada na łące - stary Bronson) oraz ich żony. Kilku wzięło do obrony widły, przez co wyprawa wyglądała trochę jakby miała zamiar upolować ogra.

Po dotarciu na łąkę okazało się, że ptak nadal stoi na ziemi i rozgląda się dookoła zdezorientowany. Skrzydła nie udało mu się złożyć, co zdawało się potwierdzać hipotezę o jego złamaniu. Po grupie gapiów poniósł się pomruk zaciekawienia, gdy jeden przez drugiego dostrzegał misterny układ łusek na ciele zwierzęcia.
- Powiem tak - odezwał się nagle szewc. - Dajmy mu młotkiem w łeb i zakopmy zanim zwoła swoich plugawych pobratymców. Spójrzcie, ma na nodze wiadomość, pewno posłaną z samego piekła.
Dwie osoby przytaknęły tej opinii ale reszta nie była nastawiona tak bojowo.
- Widzę, że naszykowałaś zioła, żeby uśmierzyć jego ból - powiedział Dunstan nie bacząc na swojego przedmówcę. - Musimy znaleźć sposób aby mu je podać a później nastawić mu skrzydło o ile nam się uda. Myślisz, że sprostasz temu zadaniu Ash? Jesteś z nas najbardziej obeznana z naukami przyrodniczymi.
Ludzie niepewnie pokiwali głowami, najwyraźniej niechętni przemocy, ale widać było z wyrazów ich twarzy, że raczej nie mają zamiaru zbliżać się do ptaszyska ani na krok, nie mówiąc o nastawianiu mu skrzydła. Zanim Ashleigh sama zdążyła się wypowiedzieć odezwał się jeszcze Bronson.
- To moja łąka i wszystko co na nią spada należy do mnie. A ja widzę to ptaszysko jako piękną ozdobę nad moim kominkiem. Podaj no widły bracie - zwrócił się do stojącego obok chłopa i wyrwał mu narzędzie rolnicze z rąk. - Dobrze by było, jakbyście ludzie pomogli zagonić go z każdej strony, żeby nie uciekał mi na nogach.
Dwóch młodych chłopaków posłuchało rady i pobiegło okrążać ptaka. Szewc również podniósł z ziemi jakiegoś kija i zaczął obchodzić zwierzaka dookoła. Obiekt ataku zdezorientowany rozglądał się po zaistniałej sytuacji. Bronson trzymając widły przed sobą szykował się do frontalnego ataku.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

12
Cóż za piękna okolica, napiszę kiedyś o niej balladę! - wykrzyknął Balasio, gdy wraz ze swymi kompanami wędrował dokądkolwiek z niesprecyzowanym celem. Spotkał ich w tawernie, jego umiejętności mogły im się przydać, przynajmniej tak twierdzili, aczkolwiek, niestety, a może i stety, Morski Bard był żywiony tylko po to, aby mógł śpiewać przy wieczornych postojach, przewodnik karawany widać nie wiedział o jego innych zdolnościach. Było mu to na rękę, kolejne dni życia bez ryzyka, kto by tego nie chciał. W dodatku podróżował w zadaszonym wozie, razem z całkiem ładną pannicą, Mathilde, synową Scarra, właściciela wozów.
Wtem spostrzegł zgromadzenie ludzi, nie wiedział co się dzieje, ale jak mówi jego przysłowie: "Gdzie tłum, tam miejsce na barda!". Nie miał dużo czasu, pocałował Mathilde w usta, pierwszy raz, swoje niecne zamiary zostawiając na hipotetyczne następne spotkanie. Blond dziewczyna zarumieniła się i zapytała się Balesia co robi, ten powiedział po orczemu nieznany mu zwrot, zasłyszany kiedyś w tawernie, udając, że to pożegnanie, po czym wyskoczył z wozu i truchtając w kierunku tłumku wykrzyknął: Do rychłego, Scarr, trzymaj się i dbaj o ładunek!. Po czym wolnym krokiem, mając nadzieję, że wysoki handlarz nie spostrzeże się, iż podkradziono mu kilka litrów trunku, stanął przy tłumie, spytał nieobserwując ludzi. Zacni Panowie, Piękne Panie, o cóż się rozchodzi, jakem Wielki Morski Bard - Balesio?

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

14
Sprawy nie potoczyły się tak, jak Ash myślała. Z przerażeniem słuchała każdej kolejnej osoby; ptaszysko - choć nie za bardzo rozumiało, co się dzieje - również było w coraz większym strachu.
- Tatko, zrób coś! - powiedziała po cichu do Dunstana sądząc, że jej pomoże. Niestety ojciec nie słyszał jej słów, będąc zajętym uspokajaniem ludzi. Wtem dziewczyna bez namysłu wbiegła na środek, zasłoniła sobą ptaka, krzycząc: - STOP!!! Nie po to prosiłam was o pomoc, byście teraz...
Nikt jej jednak nie słuchał, bo w tym samym momencie wszyscy zwrócili się w stronę nadchodzącej postaci - barda, który przedstawił się mianem Wielkiego Barda Morskiego Balesio. Rozległy się szepty wzdłuż i wszerz. Jedna z kobiet zagadnęła nawet obcego, co on myśli o tymże stworzeniu. Sama Ashleigh jednak nie odezwała się do obcego, jednak jej postawa ciała i wzrok, błagający o litość dla zwierzęcia, mogły zwrócić uwagę podróżnika na to, co się dzieje.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

15
Balesio zwrócił uwagę na ptaka dopiero gdy zapytała go o niego staruszka. Nie miał pojęcia co to jest, w każdym razie, nie na pewno. Słyszał co prawda o żelaznych ptakach z północy, a Greneford na północy leży, no ale nigdy nie widział, czy to jest to? Coż, nawet jeśli, nie może wyjść na niedoinformowanego, szczególnie w obliczu tak pięknej białogłowy, jaką była nieznana mu z imienia wieśniaczka zasłaniająca ptaka swym, co musiał przyznać, całkiem ładnym ciałem.
Droga publiczności, pewnikiem jest to ptak z północy, ptak z żelaza, jak zazwyczaj go się nazywa. Nic groźnego, dar dobrych Bogów. Jeśli dalej o radę pytać mie chcecie, z chęcią jej udzielę. Dajcie go znalazcy, nic za niego nie dostaniecie, jeno stracić urody możecie, gdy ktoś niedoinformowany się znajdzie, ptak jak ptak, rzadki, ale mało to takich gatunków? Każdy jeden ważny dla współżycia! Jeść też nie radzę, jak mnie mój majster uczył, trujący on, a do przygotowania niełatwy.
Liczył, że względny autorytet i monolog pozwoli uratować życie ptakowi.
A to ci niespodzianka! Jakimże ulubieńcem Bogów trzeba być, aby na coś takiego natrafić. - przemknęło mu przez myśl, gdy oczekiwał na reakcję wioski.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Grenefod”