Re: Wioska Otrawa Mniejsza

31
Niemal odetchnąłem z ulgą, kiedy kolejna, przyszła ofiara już bez walki, a dobrowolnie otworzyła mi drzwi. Mimowolny sukces zawdzięczałem jednak nie temu, że byłem wprawnym aktorem, bo ilekroć za dzieciaka skłamałem, zawsze kończyło się to pasem, lub rózgą od ojca. Rana zadana przez rudego chłopca na swój złośliwy sposób stanowiła przepustkę do ciepłej, przytulnej sieni. Na jak długo? Nieważne, oby jak najdłużej.

Po przekroczeniu progu, mimo fatalnego stanu, stopniowo lustrowałem wnętrze, nasłuchując każdego szmeru jaki tylko wydobywał się z wnętrz poszczególnych pomieszczeń. Nie zrozumcie mnie źle, mili moi, gdyż nie chcę wam w żaden sposób ubliżyć, niemniej gdybyście teraz zajęli moje miejsce, oszalelibyście z nadmiaru otrzymywanych bodźców. Trzaskanie płomieni w piecu, bicia serc, skrzypienie desek przy każdym kroku, odgłosy zwierząt będących na zewnątrz... elficki statek zapełniony setką (albo i więcej) marynarzy był przy tym oazą ciszy. Ale to może tylko moje prywatne odczucia. W końcu byłem ranny. A będąc zadźganym oberwańcem łatwo również o bycie nadwrażliwym. Spośród tego wszystkiego najbardziej moją uwagę przykuł obraz wiszący na ścianie. Mężczyzna trzymający dziecko, ze starszym synem u boku. Dało mi to bowiem pogląd na to, ilu teoretycznie może być domowników. Nie odpowiadałem na zadawane pytania. Zamiast tego gdy tylko weszliśmy do kuchni, syknąłem przeraźliwie , nieco wyolbrzymiając ból, jaki faktycznie mi doskwierał.
- Statek... ja.. nic nie mogę... pchnęli nożem...
Wystękałem- w istocie, nieszczególnie mijając się z prawdą, w dalszym ciągu trzymając w sekrecie ostatnie wydarzenia. Zresztą, nawet gdyby ten durny pastuch usłyszał całą prawdę, nie dałby mi wiary i uznałby to za majaki. Taki urok ludzi mieszkających na wsi co to z magią nigdy nie mieli do czynienia. Ale to się zmieni. Spokojnie. Jeszcze tylko chwila.

Było coś jeszcze. Jedzenie. Zapach jałowca wdarł się w moje nozdrza, podsuwając przed horyzont wspomnień wydarzenia z wcześniejszych lat, nim moja rodzina została zdruzgotana przez ciężki but zakonu Sakira- aresztowanie ojca, machloje matki... nie byli święci, to fakt, ale zawsze dbali abym był dobrze ubrany, w naszej posiadłości mieszkała liczna służba, a kucharz codziennie przygotowywał mi moje ulubione ciastka pszenne albo podpłomyki. Nawet gdy rodzice dawali karę na słodycze za podjadanie ze spiżarni. Ale poza łakociami były też te proste dania. Pieczywo, mięsiwa, drogie trunki, sok z kwiatów czarnego bzu.

To wszystko przepadło wraz z dotykiem Anabelle. Czułem z nią więź, i nienawidziłem zarazem. Z początku nawet chciałem ratować, albo wręcz pomścić, ale po czasie zrozumiałem jak bardzo mnie okaleczyła- mnie, głupca żądnego mocy. Na moje własne życzenie.
W jednym momencie, krótkim ułamku sekundy, szczerze znienawidziłem pasterza i całą jego rodzinę, tak jak w myślach szczerze potępiałem Rutherdorda, mimo, że to tak na prawdę ja byłem szkodnikiem na jego gruncie, a nie on na moim. Ale był inkwizytorem, przedstawicielem zakonu, przez który musiałem odejść na tułaczkę. I tak samo chłop, choć nie był winien temu, iż nigdy nie skosztuję dawnego życia, nakarmił mnie czystą złością. Tak silną, że zwierzęcy instynkt warknął gdzieś w głębi klatki piersiowej, niemal zmuszając mnie do obnażenia zaciśniętych z wściekłości zębów. Nadludzka pogarda uwięzła mi w gardle. Poczułem wstręt do wszystkiego co żywe. Przymknąłem oczy, nasłuchując kolejnych pytań gospodarza i udając, że ich nie słyszę. Stawiłem czoła wewnętrznej bestii.

"Zostanę potężnym magiem. Najpotężniejszym jaki chodził po tej ziemi. Nie dla władzy- nie potrzebuję jej. Zrobię to, by oczyścić świat i nagiąć go do swych pragnień. Choćbym musiał odesłać w niwecz tysiące dusz, a przeciwko ojcom prowadzić ożywione truchła ich synów poległych w boju. Choćbym miał przemienić całe Grenefod w nową kolebkę wampirzego królestwa. Choćbym miał utopić we krwi kolejne wsie. Zgłębię tajemnice życia oraz śmierci i przekuję je w moc, o jakiej nie śnili najwięksi czarnoksiężnicy. Nazywam się Crux Lowefell, jestem nocnym dziecięciem i nie będę Twoim niewolnikiem."

Pomyślałem, czując jak gniew stopniowo ustępuje, a jednocześnie przypominając sobie jaki mniej więcej rozkład pomieszczeń miała chatynka pasterza. Mieli piwnicę. To dobrze. Bardzo, bardzo dobrze.
Otworzyłem powoli oczy, zwieszając głowę.
- Powiem. Powiem wszystko, tylko zróbcie, żeby przestało boleć.
Odsapnąłem w końcu. Unikałem słowotoku i nadmiaru słów.


Nie rozmawia się z mięsem.
Obrazek

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

32
Mężczyzna był prawdziwie przejęty stanem swojego nieproszonego gościa. Nie należał do tych mieszczańskich gburów, czy arystokrackich elit, którzy nie przejmowali się losami nieznajomych. Wręcz przeciwnie. Nie zastanawiał się kim jest obcy, co tak naprawdę mu się stało, jakie ma zamiary, jakim jest człowiekiem. Zakładał, że podstawową cechą każdego człowieka (czy nieludzia) jest wrodzone dobro. Chciał więc uratować życie nieszczęśnika, nawet jeżeli ten w swojej przeszłości był złą personą. Samuel był wielkoduszną osobą, która z pewnością nie zasłużyła na śmierć. Z drugiej strony patrząc w sposób ewolucyjny na niego, to był zupełnym idiotom. Narażał właściwie życie nie tylko swoje, ale również ukochanej żony i dzieci. Nie dość, że wpuścił za próg swego domu zło wcielone, to jeszcze zamierzał je opatrzyć. Mógł od razu upuścić najbliższym krew, aby skrócić cierpienie, na które ich narażał.

- Spokojnie. Wszystko będzie w porządku. Rana nie jest tak poważna, jakby się wydawało – próbował uspokoić Cruxa, uciskając miejsce, w którym niedawno zatopione było ostrze – zaciskaj panie o tutaj, aby więcej krwi nie płynęło, a ja podam bimbru. On uśnieży każdy ból. I ten fizyczny, i ten który w głowie siedzi.

Pozostawił jedynie na chwilę na krześle czarodzieja, a on tylko sięgnął do jednej z szafek, gdzie trzymał alkohol własnej roboty. W tym czasie zdążyła przyjść żona mężczyzny. Była to kobieta o jasnej cerze i ciemnych prostych włosach, związanych w gruby warkocz. Miała szare oczy, które przypominały zasmucone niebo nad księstwem Grenefod. Była niewysoką osobą o szerokich biodrach lecz wiotkiej budowy. Miała na sobie białą suknię. Typową dla mieszkanek wsi. Mężczyznę przywitała skromnym uśmiechem, niosąc w jednej z rąk wiadro z wodą, a w drugiej trzymając płótna. Odstawiła je przy wejściu do ciemnej izby.

- Proszę. Czy potrzebujesz mojej pomocy? – pytania były skierowane do męża. Nie wypadało bowiem, żeby kobieta zajmowała się rannym obcym mężczyzną. Wampir jednak dodatkowo wyczuł w niej pewną obawę w stosunku do nieznajomego. Choć ona zachowała się właściwie do sytuacji i starała uniknąć kontaktu z potencjalnym niebezpieczeństwem – Pójdę do dzieci bo się zbudziły. Sara wydaje się znów gorączkować, a hałas dodatkowo ją zbudził.

- Dobrze kochanie. Pójdź na górę. – zwrócił się prędko jednak do mężczyzny, dorzucając do piecyka szczapę drewna i stawiając gar z wlaną wodą nad ogniem.

- Przyniosłam jeszcze maść z maklejki od starej Delowej. Odkazi ranę i przyśpieszy gojenie – dodała wychodząc i zaraz usłyszeć można było skrzypienie schodów.

Na blacie przy Cruxie stała już otwarta butelka wysokoprocentowego trunku, a gospodarz klęczał już przed nim wiadrem zagrzanej wody. Rozerwał jego koszulę, aby przyjrzeć się ranie. Nie wyglądała ona tak strasznie, jak na początku można było przypuszczać. Zresztą sam właściciel był zaskoczony, że nie jest w tak dobrym stanie. Jeszcze przed chwilą krwawił poważnie. Samuel przemył szramę, nałożył na nią jakieś mazidło, a następnie opatrzył gościa czystym białym płótnem.

- Myślę, że nie będzie problemu z przeżyciem – dodał żartobliwie, mając nadzieję, że wszystko będzie z nim dobrze – gdzie pan ze statku przybył bo nie zrozumiałem. Czy przyjmie pan gościnę i ułoży się w pokoju gościnnym? Poproszę Orę, aby przygotowała Panu posłanie. Zresztą nie przedstawiliśmy się sobie. Jestem Samuel. Miejscowy hodowca owiec. Zresztą jak wielu mieszkańców pobliskich wiosek.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

33
Zgodnie z poleceniem pasterza, uciskałem ranę na tyle, na ile potrafiłem to zrobić bez wyrządzania sobie dodatkowego bólu. Na widok gorzałki zrobiło mi się niedobrze, choć i tak dobrze, że uraz nie wymagał wypalenia, bo wtedy musiałbym działać bardziej niż szybko.
Przymykając oczy bardzo uważnie słuchałem dialogu mężczyzny z jego żoną, odławiając co istotniejsze informacje:

- córka chorowała
- mieli najpewniej dwójkę dzieci
- musieli mieć nie tak dalekie sąsiedztwo, z którym żyli w zgodzie
- we wiosce mieszkała babuleńka, która zapewne była zielarką, albo po prostu biegłą gospodynią domową
- wioskę dręczyli bandyci, najpewniej uzbrojeni

I tak dumając, zastygłem w nieco przygarbionej pozycji na krześle, analizując, myśląc i próbując to dobrze rozegrać. Dobrze dla mnie, oczywiście. Puszczenie z dymem całego Grenefod z powodu chłopa, który zdołał uciec z chatynki i zaalarmować resztę mieszkańców było bardziej niż nie do pomyślenia. I to nie wcale z braku umiejętności waszego pokornego sługi, mili moi- po prostu w pewnym momencie przeciwników mogłoby być zbyt wielu, a święte oficjum ściągnięte z Irios stanowiłoby gwóźdź do trumny. Ha, nie żebym nie lubił trumien, ale zabicie mogącego mnie teraz upierdliwie ścigać Rutherdorda musiało poczekać. Jeszcze nie teraz. Musiałem... zwolnić. To miejsce było świetną kryjówką. Azylem, oddalonym od wścibskich oczu oraz kolebką, z której mogłem zacząć wszystko od nowa.
Dopiero po chwili zauważyłem, że gospodarz do mnie mówi. Nie otwierając oczu odpowiedziałem, pijąc do faktu, iż wspomniał o jakichś zbójach.

- Płynęliśmy z Irios na północ. Jakiś sukinsyn nie zabezpieczył należycie ładunku i podczas większej fali statek nam się obalił. Miałem wtedy wachtę na bocianim gnieździe. Wszyscy poszli na dno- ocalałem tylko dlatego, że okręt nie uderzył masztem na tyle mocno o powierzchnię wody...
Zakaszlałem i syknąłem z bólu.
...żebym stracił równowagę i wyfrunął. Dryfowałem tutaj w beczce cholera wie po ilu dniach, aż obudziłem się z twarzą w piasku, zadeptywany przez jakichś rzezimieszków. Myśleli, że jak jestem marynarzem, w dodatku rozbitkiem, to na pewno mam jakieś złoto. No i zrobili mi to.

Przechyliłem się do tyłu i odgiąłem lekko głowę, nieco wyolbrzymiając cierpienie jakie obecnie przeżywałem (cierpienie, ta...)
- Będąc u pełni sił, załatwiłbym tych sukinsynów. Wszystkich. Bez względu ilu by ich nie było.
Krótka pauza na wzięcie oddechu. Kilka spokojniejszych wdechów i wydechów. Zaciągnięcie się zapachami pasterskiej sadyby.
- Jeremiasz Solgarden, żeglarz. Wybaczcie, że nie podam ręki, ale głowa boli mnie do tego stopnia...nie czuję reszty ciała.

Rzuciłem na koniec, w myślach uśmiechając się do samego siebie. Problemy z bandytami? Dobrze. W takim razie już wiadomo, na kogo będzie można w razie czego zrzucić winę. Pytanie, czy pasterz łyknie moje kłamstwo.
Obrazek

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

34
Mężczyzna zajmował się opatrywaniem swojego gościa. Przeczyścił ranę alkoholem, która nie wyglądała tak źle jak można było się zdawać. Wszystko za sprawą bardzo szybkiej regeneracji , którą zyskał wraz z przeobrażeniem się w nowy byt. Minęło już trochę czasu od przeteleportowania się z tonącego okrętu, a dotarciem do kuchni spokojnej rodziny przystrzygaczy owiec. Z opowiadań hodowcy można byłoby jednak wywnioskować, że nie mieszkało im się tutaj tak spokojnie z racji na bandytów, grasujących w okolicy. Jasnym płótnem owinął jego ciało i związał mocno przy jednym z boków. Nie wyglądało to na fachową robotę, ale z pewnością stanowiło dobry prowizoryczny sposób na zatamowanie krwotoku i zabezpieczenie miejsca przed dalszym uszkodzeniem.

- Nie słyszałem o żadnym statku, który płynął w naszą stronę. Najwidoczniej była to jakaś daleka dostawa. Niesamowite, że to przeżyłeś. Ci bandyci. To pewnie ci sami ludzie, którzy stoją na traktach i łupią nasze wozy. Wójt wioski nie zamierza nic z tym zrobić, bo nie mają pieniędzy, bo to zbyt duże przedsięwzięcie, bo jak nie ci, to znajdą się inni. Głupie gadanie. Gdybym tylko nasi mieszkańcy mieli trochę gorącej krwi, wziąłbym paru chłopów i sam pokazał gdzie ich miejsce. Wtedy to nic by ci się nie stało. No dobrze gotowe. Miło mi Cię poznać Jeremiaszu. Pójdę po jakieś czyste ciuchy dla Ciebie. Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Mamy na parterze pokój gościnny. Z wielką chęcią udzielę ci schronienia na czas powrotu do zdrowia. Zaprowadzę Cię tam. Przyniosę ci też balię z wodą. Potrzebujesz jeszcze czegoś? – wydawał się bardzo uprzejmy i pomocny. Dziwnym było, że ludzie potrafią być tak ufni wobec drugiego nieznajomego. Tym bardziej, że tak naprawdę we wnętrzu tego gościa czyhało prawdziwe zło.

Izba, o której wspominał Samuel nie była zbyt duża. Znajdowało się tutaj bowiem jedynie łóżko i jedna komoda. Okno wychodziło na las, który teraz był okryty zmierzchowym mrokiem. Wnętrze było bardzo schludne. Jasnobłękitna puchowa pościel. Na komodzie stał wazon malowany na biało z symetrycznymi niebieskimi wzorami, a wewnątrz stały świeże stokrotki. Jakby spodziewali się gości. Obok naczynia stanął właśnie świecznik, który rozświetlił nieznacznie pomieszczenie.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

35
- To dosyć prawdopodobne. Raczej nie trąbi się o tym kto, gdzie i jakim kursem płynie.
Skwitowałem wypowiedź pasterza, samemu starając się zachować wszelkie pozory bycia tylko biednym, zabiedzonym podróżnikiem.
A więc wieśniacy mieli problem z bandytami. Hm.
- Dziękuję Ci, ale nic więcej nie potrzebuję, przyjacielu. Miałbym jedynie prośbę, byście się nie trapili, jeśli nie wstanę o poranku, lub południu. Ostatnie dwie noce to była prawdziwa tragedia na pokładzie, a tę ranę lepiej będzie porządnie odleżeć.
Słowo "przyjacielu" przeszło mi przez gardło niczym łyżka świeżego, gorącego gnoju, ale musiałem być miły. Musiałem, bo od tego zależało całe moje życie.
Jeśli gospodarz odejdzie i raczy mnie zostawić, pierwsze co zrobię, to porządnie zasłonię okno i (jeśli będzie taka możliwość) zablokuję drzwi do swojej izby.

To będzie cholernie ciężkie przedsięwzięcie. Mogłem już teraz po prostu wyjść i najzwyczajniej zmasakrować zarówno pasterza jak i jego żonę, a dzieciaki... cóż, powiadają, że chcąc praktykować nekromancję, należy dokonywać poświęceń. I jeśli będę musiał złożyć na ołtarzu życie rodziny Samuela, nie miałem ku temu żadnych skrupułów. Co jednak, jeśli pewnego dnia do drzwi ich domu zapukają sąsiedzi chcący kupić owcze runo albo z czym innym? Jak się wytłumaczę? Nie mogłem sobie pozwolić na drugi tonący statek. I choć tutaj w przeciwieństwie do okrętu pełnego półelfów, miałem możliwość ucieczki, to planowałem dłuższy przystanek. Musiałem coś zrobić ze swoimi zdolnościami magicznymi. Musiałem coś zrobić Z SOBĄ.
Z drugiej strony, gdybym zdecydował się wypocząć do drugiej nocy i wyjść w poszukiwaniu bandytów napadających wieśniaków, a potem ich załatwić, mógłbym się wkupić w łaski nie tylko głupiego pastucha (na czym w sumie, nieszczególnie mi zależało), ale również tutejszego sołtysa, który na pewno nie omieszkałby mnie wynagrodzić za trudy. A ucięte głowy zbirów... mało kto będzie dociekał w jaki sposób zginęli, zwłaszcza, jeśli każdego wykończyć magią. Problem tego rozwiązania był jednak równie istotny- nie wiedziałem ilu było tych zbirów, a wychodzenie do otwartej walki ze zbrojnymi obwiesiami mogło mieć różne zakończenie. Poza tym, zużyłbym masę czasu na ich odnalezienie- jedna noc to mogłoby być za mało. Pozostawała też kwestia zaspokojenia głodu. No i nadużywania gościnności Samuela. Co prawda wątpiłem aby ten idiota domyślił się co jest nie tak, ale jego żona była cholernie nieufna. A to źle.
Mogłem też zabić rodzinę pasterza, a winę zrzucić na bandytów. Wówczas może sołtys w końcu zmobilizowałby wieśniaków i skupił się na aktualnym problemie, jednocześnie odwracając podejrzliwe spojrzenie od tajemniczego gościa z zatopionego statku?
Postanowiłem, że będę improwizował jak tylko powstanę z łoża. Na razie, musiałem odpocząć i w pełni się zregenerować.
Obrazek

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

36
Gospodarz wydawał się nad wyraz wyrozumiały wobec swojego gościa. Zaoferował mu nocleg pod dachem własnego domu, opatrzył ranę, zaoferował posiłek, przygotował balię z wodą, aby mógł przemyć się, a w ostateczności przytaknął jedynie głową na słowa o nietrapieniu nieznajomego o poranku. Fakty, które przedstawił Crux nie były może w pełni spójne, ale tworzyły względną logiczną całość, która była do przełknięcia przez podrzędnego pasterza, wychowanego w zacisznej prowincji Grenefod.

- Ważne, żebyś czuł się tutaj dobrze i doszedł do zdrowia. Życzę więc spokojnego snu. Gość w domu, Kariili opaczność nad twoją trzodą, jak mówi przysłowie – z uśmiechem na twarzy opuścił pokój, zamykając za sobą drzwi.

W końcu został sam. Był wyczerpany tymi wszystkimi ostatnimi wydarzeniami. Za dużo się działo w tak krótkim przedziale czasu. Opuszczenie Lady Anabel, która z pewnością skończyła jako kozioł ofiarny Rutherdordów. Ucieczka w kanałach, walka z bandytami, trafienie w trumnie na statek Stara Oldetta, ucieczka za pomocą teleportacji z tonącego okrętu, gdzie został zraniony, a teraz ten stan wynikający z magicznej podróży w domostwie jakiś wieśniaków. Potrzebował trochę czasu, aby zregenerować się. W chwili obecnej nie odczuwał zbyt dużego głodu. Raczej musiał stworzyć sobie plan jak przetrwać w tym wyspiarskim księstwie pod protektoratem Keronu.

Kilka uderzeń serca od chwili ułożenia się na łóżku, wampir odpłynął do krainy marzeń sennych. Siennik był naprawdę miękkie, co świadczyło o dużej gościnności właścicieli gospodarstwa. Samuel najwyraźniej bardzo brał do serca przysłowie, gdyż nie szczędził wygód dla gości. Czarodziejowi śniły się różne dziwne rzeczy, które ciężko byłoby opisać w jednym słowie. W ostateczności po przebudzeniu pamiętał tylko skrawki obrazów, które przypominały fragmenty puzzli, z kilku niepasujących do siebie układanek.

Ucieczka w kanałach przed wielkim szczurem. Tak wielkim, że potrafiłby go zjeść. Płonąca rezydencja. Nie. To stos, na którym ogień trawił Anabell. Jej głębokie spojrzenie, które go przeszyło. Wróżyło śmierć. Dłonie. Potworne długie palce zakończone szponami. Całe w krwi. Spojrzenie przed siebie. Niewinne dziecko zaszlachtowane jak wieprz w rzeźni. Był mordercą. Rzeźnikiem. Biesiada w Małej Otrawie. Wielki stół. Samuel ze swoją rodziną. Inni obcy ludzie. Wszyscy piją z miedzianych pucharków wino. Tylko ich spojrzenia wydają się takie obce. On biesiaduje z nimi. Las. Ciemny i mroczny, który wydaje się nie kończyć. Labirynt z drzew i krzewów. Którąkolwiek drogę wybierze, zawsze trafi w to samo miejsce. Zakon Sakira. Klątwa umierającej Anabell.

Wstał rześki. Był wieczór. Nie wiedział sam ile czasu spędził na śnie. Jego resztki nadal miał na powiekach i między sklejonymi rzęsami. Rana wydawała się prawie w całości zabliźniona. Została niewielki podłużny strup, stanowiący wspomnienie po walce z marynarzem. Nie stanowiła już niebezpieczeństwa dla jego zdrowia. Ciężko będzie wyjaśnić to mieszkańcom, jak zregenerował się tak szybko. Wypadałoby udawać jeszcze niezdatnego do dużego wysiłku i nosić bandaże, które w sumie były zabarwione jego osoczem. W środku panowała zupełna cisza. Był chyba już późny wieczór, a na wsiach o tej porze wszyscy już śpią. Wstają wraz z pianiem koguta, zasypiają wraz z zachodem słońca. Inaczej bywało w mieście, gdzie były latarnie, a świece i oliwa były o wiele tańsze. Czuł się wypoczęty i gotowy do działania. Odczuwał jedynie lekki głód, który nie wzbudzał w nim zwierzęcych instynktów i nie kierował rozumem.
Spoiler:

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

37
Cały sen zszedł, jakby to była zaledwie jedna godzina, a może nawet mniej. Te wszystkie wizje oraz wspomnienia związane z minionymi dniami tak się ze sobą zmieszały, że po podniesieniu głowy z dziennego letargu miałem w głowie zawiązany nie byle jaki węzeł, poprzeplatany kilkoma dodatkowymi linami, jakby jakiś niezdarny żeglarz próbował stworzyć z niego arcydzieło, a w efekcie spartolił robotę po całości.
Bosymi stopami dotknąłem chłodnych desek podłogi, uważając aby przypadkiem nie wydać zbyt głośnego szmeru lub skrzypnięcia, tak charakterystycznego dla przenoszenia zbyt dużej ilości ciężaru ciała na jedno miejsce.
Pokrótce ułożyłem plan. Niezbyt ambitny czy misterny, ale na początek w zupełności mi wystarczał. W chwili obecnej musiałem się skupić na tym... by wykończyć pasterza i całą jego rodzinę. Możliwie po cichu. Możliwie bez świadków. Czy było mi ich żal? Absolutnie nie, choć sporo scenariuszy jakie przewidziałem na dzisiejszą noc, zakładało pozostawienie przy życiu zarówno gospodarza, jak i reszty członków familii.

Sięgnąłem do swoich notatek z czasów nauki z mistrzem Angiusem żeby przypomnieć sobie przebieg pewnego rytuału mogącego mi pomóc w wykonaniu zadania, ale uczucie chorego podniecenia szybko ustąpiło cichemu syknięciu złości, gdy przewracając kolejne kartki zniszczonego notatnika uświadomiłem sobie, że nie dość, iż magia rytualna mi nie pomoże, to jeszcze wymagałaby asysty drugiej osoby. Czyli nie obędzie się bez skradania i chodzenia od pokoju do pokoju... to źle. Bardzo, bardzo źle. Zwłaszcza biorąc pod uwagę poprzednią sytuację na Starej Oldeccie. Ale instynkt bestii podpowiadał mi, że tym razem sytuacja jest inna. Nie ma tutaj wścibskich wachtowych, nie buja, nie ma nadmiaru oczu mogących dostrzec zagrożenie. A jednak żona Samuela darzyła mnie brakiem zaufania. Nic dziwnego. Tej nocy będzie tylko truchłem. Tylko i aż, bo miejmy nadzieję, że ten dom ma jakąś piwnicę.

Ale... po kolei.
Zbierając wcześniej wszystkie swoje rzeczy, bardzo cicho opuściłem swoją sień, uważnie nasłuchując odgłosów otoczenia. Jeśli z jakichś przyczyn odgłos bijących w ścianach tego domostwa serc nagle przyspieszy, bądź stanie się niespokojny, trzeba będzie przystanąć, będąc przylgniętym do ściany. Po pierwsze, muszę zlokalizować sypialnię dorosłych. Spróbujemy bez zaklęć. Im mniej hałasu, tym lepiej. W praktyce bywało różnie, ale tutaj byliśmy na odludziu- bez dziesiątek jak nie setek obserwujących nas par oczu, bez ciężko uzbrojonej straży... bez ważniejszych świadków, jeśli w ogóle jakichkolwiek. Będą tego chcieli czy nie, dopnę swego.

A potem trzeba będzie odnaleźć bandytów.
Tej nocy owce zamilkną.
Obrazek

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

38
Byłoby może wszystko gładko poszło. Może. A może jego plan musiałby ulec znacznym bądź skromnym zmianom. Tego się nie dowie, już nigdy. A wie, dlaczego się nie dowie? Nie wie? To zaraz będzie wiedział.

Gdy wąpierz, siła nieczysta i plugawa, czaił się jak pies na jeża, żeby wymordować wszystkich mieszkańców domostwa, rozległ się na zewnątrz krzyk, a potem coś pieprznęło z hukiem o ścianę domostwa i przestało krzyczeć. Wnet się gospodarze pobudzili, chłop chwycił lagę w dłoń i wraz ze swą babą po omacku opuścił pomieszczenie.
- Co to? Na bogi, co to znów? - Krzyczała żoneczka, krzykliwa jak to każda baba.
- Cichaj! Skund mam wiedzieć? - Odparł facet, jak to każdy facet najwięcej rok po ślubie,tracąc cierpliwość do jazgotu.

Był w każdym calu lepszy. To znaczy... moralnie był złamanym kutasem z cystami, ale jeśli chodziło o szlajanie się w ciemności to miał absolutną, niezaprzeczalną, kurewsko wielką przewagę. No i miał motywację, bo właśnie wyczuł na zewnątrz krew. Całkiem sporo krwi... Słyszał jeszcze głos, kobiecy, delikatny, młody, nerwowy i spanikowany.
Na zewnątrz jakaś kobieta chodziła an czworaka. Przy niej był ślad po twardym lądowaniu, tak jakby już nie mogła z tym światem i postanowiła się tak o, rozpędzić a potem z całej prędkości przypierdolić w dolną część ściany. Jako stworzenie nocy widział więcej przy tak skromnej dla zwykłego człeka ilości światła. Widział, że czegoś szuka. Widział, że ma okrwawione ubranie w okolicach brzucha.
- Gdzie to jest? Gdzie to jest? - Powtarzała sama do siebie, pełzając po ziemi.

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

39
Huk jaki niespodziewanie miał miejsce w izbie, całkowicie wytrącił mnie z równowagi. To znaczy, nie tak do końca, gdyż trzeba wam wiedzieć, mili moi, że wasz pokorny sługa pomimo wielu wad, posiadał niemal niezgłębione pokłady cierpliwości, które w chwilach takich jak ta znajdowały ujście i wypływały na zewnątrz strumieniem tak potężnym, że byłyby w stanie ugasić płonącą koronę wulkanu.
Co za porównanie...
W każdym razie, gdy tylko zobaczyłem miotającą się na podłodze młodą kobietę, z trudem powstrzymałem odruch chwycenia za kostur i wytłuczenia jej z czaszki resztek mózgu. Głosy zbudzonych gospodarzy tylko podsycały wewnętrzne apogeum jakie zaczęło bulgotać w moich żyłach, gdyż uświadomiłem sobie właśnie, iż oto kolejny raz z rzędu będę musiał uciekać przed jakąś bandą uzbrojonych po zęby skurwysynów tylko po to, żeby znowu musieć kogoś zabić. A potem uciekać. Cykl powtórzyć razy pięć.
...
...
...
Brak mi słów.

Czując jak z bezradności miękną mi kolana, chwyciłem dziewczę za szyję, a następnie silnym ruchem wciągnąłem na zaplecze kuchenne, co by Samuel z żonką za szybko nie zobaczyli nas razem i nie pomyśleli o zadawaniu dziwnych pytań. Zresztą, o czym ja mówię... nie będzie pytań, tylko wezwanie sąsiadów i miejscowej straży. Przyparłem nieznajomą do ściany- mocno, bez ceregieli czy specjalnej troski o to, czy połamię jej żebra. Wolną ręką (a raczej tą zajętą przez kijek) przywarłem jej kostur do ust. Mówiłem bardzo pospiesznie, możliwie najbardziej ściszonym głosem. Natura człowieka po raz kolejny walczyła z wampirzą.

- Słuchaj. Nie wiem kim jesteś, ani co tutaj robisz, ani dlaczego akurat teraz, ale właśnie koncertowo spieprzyłaś mi polowanie, które to polowanie jest kolejnym spieprzonym z rzędu, bo znowu będą mnie ścigać, a ja znowu będę musiał przebierać nogami, znowu tłumaczyć się miejscowym knechtom, albo znowu napierdalać zaklęciami aż mi puszczą zwieracze i zamiast błyskawicy, wyczaruję gówniany deszcz. Uciekanie na drugi koniec kontynentu to tak słaba opcja, że ja pierdolę, więc lepiej żebyś powstrzymała teraz ewentualne odruchy wymiotne i zabrała nas możliwie daleko stąd... albo Cię zabiję, a o to na prawdę nie będzie trudno.
Z trudem powstrzymałem odruch objęcia jej szyi swoimi szczękami i wbicia kłów w delikatną, kobiecą skórę, a miało to taki efekt, że z głodu i nerwów zacząłem szybciej oddychać.
- Mów. Gadaj. Już.
Gejzer cierpliwości tracił na sile. Korona wulkanu powoli zaczęła płonąć na nowo.
Obrazek

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

40
Straż? We wiosce? Nie, o to raczej się nie musiał obawiać. Prędzej o kilku chłopów chcących go rozczłonkować i zakopać jego paskudne, wynaturzone szczątki po czterech stronach tego zadupia, przez nich zwanego znanym światem (to jest okolica). Mogli to też spalić, albo naszpikować widłami, obijać sztachetami. A on... mógłby dość sporo uczynić w odwecie. Także były niezły pierdolnik tej nocy, gdyby nie udało się nakłonić nieznajomej do współpracy.

Kobieta wyglądała, jakby puszczała jego słowa mimo uszu. Spojrzenie w cholerę nieprzytomne, kierowało się gdzieś tam... tam, skąd ją przywlókł. Nos miała złamany, oko podbite, po twarzy ciekła jej krew.
- Tam... kamień... - Wychrypiała, gdy wreszcie ciut się opamiętawszy, szarpnęła go za rękaw, coby puścił jej szyję.

- Co jest kurwa wasza mać! - Krzyczał chłop
- Ja wam pałą dam, kurwie syny! Zaraz tu! Spierdalać z mojego domu! - Darł się i darł. Nic nie widział. Nie wiedział, co się stało. Wnioskował pewnie, że ktoś mu się do chaty wpierdolił w celach rabunkowych.

Ranna dziewczyna pokazywała dalej w to samo miejsce. Tam, gdzie wylądowała. No tam za rogiem, gdzie byli, nim ją tutaj zaciągnął.
- Kamień... Zabiorę...

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

41
Wdech. Wydech.
Trzaśnięcie dziewczyny w twarz. Lekkie jak na wampira, nie mające na celu wyrządzić krzywdy, a jedynie ją ocucić. Jeśli miałem stąd uciec, to jak najszybciej, bo wyglądało na to, że Samuel wcale nie będzie przebierał w środkach żeby mnie stąd wygonić.
I pomyśleć, że ten sam człowiek jeszcze kilkanaście godzin temu zdawał się być spokojnym, dobrze wychowanym pastuszkiem, który chciał jedynie okazać dobroć nowo poznanej osobie dźgniętej sztyletem...
Zagryzłem wargi, po czym wywlokłem nieznajomą na korytarz, uważnie lustrując podłogę korytarza.

Za czasów nauki u mistrza Angiusa, zwykłem się uczyć o różnych formach szybkiej podróży. Od przerabianej kilkakrotnie (i najbardziej niebezpiecznej) dematerializacji, po transmutację w inną formę cielesną, pod którą można by podróżować jako kruk, gołąb... albo cokolwiek innego.
Z perspektywy czasu zacząłem na prawdę mocno żałować, że w trakcie edukacji olałem ten temat, gdyż teraz mógłbym spokojnie zamienić się w polnego szczura i zwyczajnie wybiec z chałupy niezauważony i niedręczony przez nikogo. Albo- zakładając, że przełożyłbym szkołę przemiany nad zabawę w rozmowy z umarłymi- po prostu wyfrunąć i polecieć sobie do biblioteki w Kaarlgardzie. I nie byłoby takich chorych problemów, jaki miałem teraz, w dodatku z balastem na barku.
- Lepiej żebyś wiedziała co robisz- skwitowałem zgryźliwie, wracając do wodzenia ślepiami za tym "kamieniem", czy tam czymś innym, co według (w mojej opinii dosyć miernej) czarownicy mogłoby nam posłużyć jako źródło transportu.
Obrazek

Re: Wioska Otrawa Mniejsza

42
Bał się. Był zły. Dodawał sobie odwagi - może. Kto to wie? Z całą pewnością jednak, gospodarz miał zamiar wygonić nieznanego, jak do tej pory, intruza ze swojego domu. No, może nie był do końca przekonany, czy chce konfrontacji - w końcu lazł tutaj nieco ślamazarnie, więcej krzycząc niż faktycznie biorąc się za wypieprzanie intruza.

Wyczulony wzrok sprawniej pozwolił zlokalizować kamień. Leżał na podłodze, blisko kuchennego zaplecza, gdzie upadł zapewne, gdy jego posiadaczka rypnęła w ścianę, uprzednio musząc wypuścić go z rąk. Ale... jak się kurde bele w domu znalazła, nie?

Wystarczyło go tylko chwycić. Chwycić i dać dotknąć kobiecie. Ten chłopina z lagą przecież nawet się nie wyrobi, coby tutaj ich dorwać.

Chwycić i...

Siup! Zmienili się w czarny dym. Świat się zmienił. Zmętniał i rozmazał się. Wypadli przed otwartą drewnianą okiennicę, wzlecieli. Stali się jednym. Wirowali. Przemykali po niebie, aż do...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Księstwo Grenefod”