Przystań
: 29 kwie 2021, 22:39
Nehema odetchnęła głęboko. Zaćmienie słońca przekonało ją, że cała ich przewaga opierała się dotąd na magii. Świat oraz patroni stali się dla nich samych, a także misternie uknutego planu, realnym zagrożeniem. Jedyną szansą było to, żeby czym prędzej opuścić Nowe Hollar, które ów czas jest na świeczniku wielu nieprzychylnych im organizacjom i bytom.
Czarownica wbiła szpony w twarde kanty zbroi z czarnej stali. Z trudem podnosiła zesztywniałe ciało. Gdzieś strzelił kręg, gdzieś zaskrzeczała kostka. Powoli acz sukcesywnie wspinała się po Mordredzie, jakoby był górą, na którą uporczywie próbują wejść niesforne dzieciaki. I w końcu stanęła obok niego. Z lekka rozkojarzona dygała na boki choć wicher żaden nie zawiał ani razu.
— Trudno ukryć się przed czymś, czego nie znamy — odparła rozprostowując lędźwie. W oczach Mordreda wzbierała na sile, zupełnie jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wracała stara Nehema. W przeciwieństwie do Vacka...
Trupioblady młodzieniec nagle chlusnął na deski czarną mazią. Lepka, gęsta ciecz przypominała smołę, lecz w przeciwieństwie do niej trąciła żrącym odorem. Smród gryzł nozdrza i drapał w gardło. Nehema kaszlnęła. A gdy wzrok wszystkich ponownie skupił się na chłopaku, spostrzegli, jak skóra jego dłoni staje się cienka. Dotąd pergaminowa, w chwili zaćmienia była już przezroczysta. Wyzbyta pigmentu aż prześwitywały przezeń dechy pomostu. Brakło żył, mięśni czy też kości.
— Magia opuszcza cię — czarodziejka ponownie uklękła, tym razem przed chłopakiem. Delikatnie objęła głowę, układając ją na swoich nogach.
— Jesteś...
— Zaklętym wspomnieniem — dokończył za nią, zaś tuż po wypowiedzianych słowach popłynęła czarna wydzielina z ust. — Rubinooki przywrócił mnie na swój sposób. Oszukał Usala, jak wielu pozostałych. Ale teraz — kaszel co rusz urywał wypowiadane fragmenty — jego magia mnie opuściła — oznajmił.
Huknęło, grunt zadrżał pod stopami, z pali pomostu oderwały się deski. Ciemnością snuł się i płoził stukot dziesiątek onucy.
— Na pomost! Szukać mordercy, daleko nie uciekł — dobiegły gromkie okrzyki strażników z okolicy groty.
Myśli ciążyły jak młyński kamień.
— Uciekajcie — szepnął resztkami tchu chłopak, kierując wymownie wzrok na przyboczną łódź.
— Nie zostawimy cię tutaj — negowała Nehema, nie wypuszczając Vacka z rąk.
Drgania wezbrały na sile.
— Mordredzie, proszę — wyciągnął ku niemu zanikającą dłoń. Nie mógł wznieść jej wysoko, a gdy próbował sięgnąć kompana, ręka całkowicie wyparowała. Pod stopę posłannika nowego świata spadł drobny kluczyk. Prosty, o długim trzonie i dwóch ząbkach. Z uchwytem w kształcie głowy miast standardowego koła.
Czarownica wbiła szpony w twarde kanty zbroi z czarnej stali. Z trudem podnosiła zesztywniałe ciało. Gdzieś strzelił kręg, gdzieś zaskrzeczała kostka. Powoli acz sukcesywnie wspinała się po Mordredzie, jakoby był górą, na którą uporczywie próbują wejść niesforne dzieciaki. I w końcu stanęła obok niego. Z lekka rozkojarzona dygała na boki choć wicher żaden nie zawiał ani razu.
— Trudno ukryć się przed czymś, czego nie znamy — odparła rozprostowując lędźwie. W oczach Mordreda wzbierała na sile, zupełnie jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wracała stara Nehema. W przeciwieństwie do Vacka...
Trupioblady młodzieniec nagle chlusnął na deski czarną mazią. Lepka, gęsta ciecz przypominała smołę, lecz w przeciwieństwie do niej trąciła żrącym odorem. Smród gryzł nozdrza i drapał w gardło. Nehema kaszlnęła. A gdy wzrok wszystkich ponownie skupił się na chłopaku, spostrzegli, jak skóra jego dłoni staje się cienka. Dotąd pergaminowa, w chwili zaćmienia była już przezroczysta. Wyzbyta pigmentu aż prześwitywały przezeń dechy pomostu. Brakło żył, mięśni czy też kości.
— Magia opuszcza cię — czarodziejka ponownie uklękła, tym razem przed chłopakiem. Delikatnie objęła głowę, układając ją na swoich nogach.
— Jesteś...
— Zaklętym wspomnieniem — dokończył za nią, zaś tuż po wypowiedzianych słowach popłynęła czarna wydzielina z ust. — Rubinooki przywrócił mnie na swój sposób. Oszukał Usala, jak wielu pozostałych. Ale teraz — kaszel co rusz urywał wypowiadane fragmenty — jego magia mnie opuściła — oznajmił.
Huknęło, grunt zadrżał pod stopami, z pali pomostu oderwały się deski. Ciemnością snuł się i płoził stukot dziesiątek onucy.
— Na pomost! Szukać mordercy, daleko nie uciekł — dobiegły gromkie okrzyki strażników z okolicy groty.
Myśli ciążyły jak młyński kamień.
— Uciekajcie — szepnął resztkami tchu chłopak, kierując wymownie wzrok na przyboczną łódź.
— Nie zostawimy cię tutaj — negowała Nehema, nie wypuszczając Vacka z rąk.
Drgania wezbrały na sile.
— Mordredzie, proszę — wyciągnął ku niemu zanikającą dłoń. Nie mógł wznieść jej wysoko, a gdy próbował sięgnąć kompana, ręka całkowicie wyparowała. Pod stopę posłannika nowego świata spadł drobny kluczyk. Prosty, o długim trzonie i dwóch ząbkach. Z uchwytem w kształcie głowy miast standardowego koła.