Re: Willa Morganisterów

136
- Nie, nie tylko. Śmiem jednak mniemać, że dyplomatyczne rozwiązania Cię nie interesują - wrogowie muszą zginąć, muszą ponieść karę. Zatem lepiej mieć na owego wroga miecz, niż liczyć, iż owa broń potrzebna nie będzie. - W skrócie powiedział po prostu, że lepiej mieć niż nie mieć, szczególnie, gdy nie kosztuje to ani grosza.

- Dobrze ją znasz... - Uśmiechnął się. - Widziałaś. Czułaś. Istoty przenikające w cieniu, wieczni myśliwi, zgłodniali i niestrudzeni. Normalnie... Normalnie możemy zaglądać przez zasłonę tylko w pewnych okolicznościach, konkretną porą roku. Dwa światy ocierają się o siebie a wtedy zaczynamy żer. Niemniej, jeśli tylko raczysz otworzyć bramę. Tą bramę, którą widziałem tam na dole. - Niedbałym gestem dłoni przywołał jak wymalowaną na ciemnej ścianie marę, gdzie ona i jej magowie spoglądali na siłą wtrąconego do tego świata demona. - Wtedy pokażę Ci, jak z pomocą mych sił okiełznać łowców. Prawda, nie wyrosną zrazu dla Cię legiony, ale z czasem... Kto wie? - Rozłożył ręce.

Re: Willa Morganisterów

137
- Więc uważasz, że wykorzystanie potencjału bramy jest odpowiednim posunięciem. Hmm... - teatralnie przekręciła głowę w taki sposób, iż pęczek kruczoczarnych włosów osunął się na osłonięty równie mroczną togą obojczyk. Lewą dłonią podparła podbródek, jakoby próbując go przytrzymać. W tym samym czasie prawa kończyna obejmowała pas. Mimo wszystko Callisto czuła się nieswojo w krainie snów. Zważywszy na fakt, iż nie przebywała w niej sama, a w obecności niebezpiecznego intruza.

- Brama od początku początków stanowiła ostateczność i to nie uległo zmianie, mój drogi przyjacielu. - zwróciła się zawężając dzielącą ich odległość. - Chylę czoła przed twą mądrością, bowiem wspólnymi siłami dokonamy wielkich rzeczy. Czerpać pragnę z twych doświadczeń i wtajemniczenia w zakazanych sztukach. A spłacę cię po sto kroć obiecaną wolnością.

- Przyjdzie nam jednak uporać się ze sprawkami nieprostymi. - podjęła nieco chłodniejszym, otulonym nerwowością tonem. - Sytuacja w Nowym Hollar wymyka mi się spod kontroli. Sypie się, jak gorący piasek Uruk-Hun przez palce. Pierwej winnam skokietować kastę czarodziei, by cała rada było po mojej stronie. Usunąć buntowników i zjednoczyć mieszczan oraz środowisko uczelniane pod jednym sztandarem. Potem... - przełknęła ślinę kilkukrotnie eksponując czarne żyły w okolicach górnych partii szyi - potem przyjdzie zawiązać sojusze, bowiem nikt nie wygra wojny w pojedynkę. Chociażby był najmężniejszym z graczy. A Nowe Hollar - spojrzała w znikającą w odmętach mroku marę - nie jest fortecą. Nie mamy wielkich murów, ni zamków. Bram i fos. Piękne to miasto, lecz bezbronne jak moje dzieci.

Re: Willa Morganisterów

138
- Dobrze. Tym prędzej rozzuchwalony wróg spróbuje ataku i wpadnie w uszykowane sidła. Nie wiesz, że myśmy są łowcami? - Podarował sobie oczekiwania na odpowiedź. - Niemniej... Ja służę za zapłatę, to nie moja wojna, prawda? Zatem uczynimy, jak będziesz sobie życzyła i kiedy będziesz sobie życzyła. Tymczasem, jeśli nie mamy sobie już nic do powiedzenia, pozwolę sobie odjeść. Jeśli zechcesz ze mną porozmawiać, pomyśl o mnie. - Ukłonił się niezwykle płytko, grzecznościowo. Potem zniknął, a ona zapadła się w ciemność i błogą nieświadomość.

Resztą nocy przespała spokojnie, nie śniąc o niczym.

Rankiem mżyło, zaś szare chmury skrywały niebo. Słychać było tupot butów na korytarzach i pokrzykiwania na dworze - normalny dzień i służba rozpoczęła już swoją pracę.
Dziś, na śniadanie, zaproponowano jej talerz serów, kapłona pieczonego w ziołach, świeży chleb, naturalnie dobrane zostały dwa wina aby zarówno do obiadu jak i de-serów miała co pić.

Przy śniadaniu naszła ją jedna ze służących, informując iż pierwszy z gości, Mistrz Ignaz, właśnie oczekuje. Nekromanta i zaklinacz, poczekał, jeśli taka była jej wola.
- Pragniesz mnie widzieć, pani? - Zapytał, nieśpiesznym krokiem zmierzając do biurka.

Re: Willa Morganisterów

139
- Tak, zaklinaczu. - odparła podnosząc się z majestatycznego siedziska, w którym zatopiona minutę temu konsumowała pierwszy posiłek tegoż ponurego poranka. Zamaszystym ruchem ręki wskazała na skromniejsze, lecz wciąż dostojne krzesło po drugiej stronie ciemnego dębowego biurka, po którym poza naczyniami leżały niechlujnie złożone sterty papirusów, kilka nadszarpniętych przez czas księgozbiorów oraz gęsie pióro wraz z atramentem.

- Pozwól, że zaczekamy na mojego adepta. - dodała kolejno werbując służkę do sprzątnięcia pozostałości po obfitym śniadaniu. W tym czasie Callisto udała się pod ogromny witraż. Obok niego, tuż przy ścianie stał kredens. Chwyciwszy za kryształowe uchwyty, otworzyła prawe skrzydło. Nim służka uwinęła się z porządkami, na blacie pojawiły się trzy posrebrzane kielichy z malowniczymi wykończeniami. Sprawnym ruchem przelała, bez uronienia kropli, zawartość karafki do pucharków.

Tuż po przybyciu najmłodszego z grona - Serafina - kruczowłosa elfka w czarnej todze stanęła za swym carskim krzesłem o wysokim oparciu. Lewą dłonią objęła metalową kulę, będącą szczytowym wykończeniem. W prawej zaś dzierżyła puchar z karminowym rarytasem tutejszych winnic.

- Moi panowie. - rozpoczęło nieco mentorskim tonem, lecz brakowało w tym pewności siebie. Prędzej z jej słów emanował smutek bądź chłodne utrapienie. - Oczy maluczkich, jak i wielkich spoglądają na Nowe Hollar, upatrując odpowiedzi w tymże domostwie. - objęła teatralnie ściany gestem prawej kończyny. - Jesteście najbardziej lojalnymi z przyjaciół naszej sprawy, dlatego zapragnęłam skonsultować się z wami. Musimy zjednoczyć Nowe Hollar pod jednym sztandarem. Rada miasta, kasta czarodziei winna służyć naszym interesom, nie odwrotnie. Niestety - zakołysała nietęgo głową spuszczając wzrok na odmienną trajektorię - większość z nich konspiruję przeciwko mnie. Mistrzu - zwróciła się do nekromanty Ignaza - czy masz jakieś sugestie? Twoje rady są nieocenione. Przyznam, że myślałam o pojawieniu się na zebraniu rady, lecz wciąż nie posiadam karty przetargowej, którą mogłabym nakłonić szlachtę do swych przekonań. Może warto byłoby przejąć ich siłą lub zastraszyć. Czy spacyfikowanie miasta nie byłoby roztropne?

Po zakończonych dyskusjach przyszedł czas na zajmującego najmniejsze z siedzisk, młodszego adepta, studenta akademii magii w Nowym Hollar - Serafina. Callisto zawsze traktowała chłopaka z dystansem, należycie sprowadzając go do poziomu marionetki. Wierzyła, że w pokorze ujrzy więcej niż pysze. Dziś zaś elf objął wyższą rangę o czym świadczyć mogły rzucane w agenturze słowa, jak i ich ujmujący ton.

- Żyjesz pośród innych studentów. Powiedz mi, Serafinie. Jak scalić tak podzielone grono uczniów? Apatyt nie widzi tyle, co ty, dlatego go tutaj nie ma. Studenci muszą rozwijać się, muszą ćwiczyć i muszą walczyć. Czy istnieje sposób, by zaszczepić w nich ducha walki?

Re: Willa Morganisterów

140
- To niezwykle przykre, iż niektórzy z naszych braci w sztuce przeciwstawiają się oferowanej im szansie na wolność i wolą pokornie znosić uciemiężenie. Niemniej... To Mistrz Zaastri jest z nas wszystkich najlepiej obeznany w polityce. - Człowiek mówił o elfie, z którym niewoliła demona. Elficki Arcynekromanta był tutaj przywódcą i mistrzem wielu sztuk. - Jeśli jednak koniecznie chcesz poznać moje zdanie... - Wznowił. - To mądry człowiek powiedział kiedyś, że miłość i szacunek ludu zawsze będą lepsze od strachu. Gdybym miał wyjaśnić, jak rozumiem te słowa, rzekłbym, iż szacunek, podobnie jak strach, wiąże się z siłą a tą podlegli muszą w Tobie dostrzegać i również muszą obawiać się jej. Miłość z kolei... Lud musi uznać Cię za przywódczynię, za wybawicielkę, po prostu za kogoś, kto jest im przyjacielem. Bo jak to mawiają... Z niewolnika nie zrobisz sojusznika. - Odchrząknął, mierząc ją wzrokiem.
- My, pani, jesteśmy z Tobą, ponieważ przyświeca nam ta sama idea. Idea do której musisz przekonać innych, zarówno magów jak i zwykłych obywateli miasta. Obawiam się, że zastraszanie zrodzi tylko kolejne ogniska buntu i w chwili próby sklejona naprędce terrorem maszyneria... jak to mówi pospólstwo... weźmie w dupę.

Na twarz ucznia z impetem wpadł ponury grymas. Serafin otworzył zaciśnięte usta i przemówił. - To owce... Nic więcej jak tylko ślepe owce. Nie staną do walki o swoją wolność, bo strach im na to nie pozwala. Wolą dać się poniewierać jak szmaty i nawet z sakirowiskim mieczem przyłożonym do szyi będą jęczeć, kwiczeć i opluwać się, próbując wyjaśnić swoją niewinność. Zepchnięci nad przepaść, nie podejmą ostatniego choćby zrywu. - Wyjaśnił. Gniewnie.

Re: Willa Morganisterów

141
Bacznie wysłuchano słów towarzyszy tejże niebezpiecznej eskapady. Jedne z nich były chłodne inne zaś wichrzyły się w gniewie. Wszystkie lejkowato zbiegały jednak do wspólnego ujścia. Słuszna sprawa - takowym mianem orzeknięto interesy kolaborujących z demonami czarodziejów i czarodziejek. Callisto z rodu Morganisterów oparła się wygodnie na dostojnie wykończonym siedzisku tuż pod okiennicą. Odchylona głowa wznosiła czoło jeszcze wyżej niż zazwyczaj, zaś wzrok kobiety ginął gdzieś w oddali, jakoby doszukiwała się odpowiedzi na pytania, których nigdy nie chciała usłyszeć. Przychodziły zewsząd, wtłaczane przez ostro zakończone uszy. Piętrząc gonitwę myśli, postawiły wysoką elfkę przed niełatwym wyborem.

- Sanktuarium. - podjęła znikąd, a ślepe spojrzenie powróciło na usytuowanych naprzeciwko mężczyzn. Sanktuarium było jedną z najstarszych budowli w Nowym Hollar. Wzniesione nieopodal placu głównego przed ratuszem, który wyłożony został ozdobnymi kamiennymi płytami. W nocy płyty te połyskują różnymi kolorami, tworząc fantazyjne wzory. Czasem jest tu nawet zbyt kolorowo. Sanktuarium poza funkcją kulturową, gdyż zgromadzone są tam kosztowne dzieła elfów wysokiego pochodzenia, po dziś dzień pełni rolę ośrodka naukowego. Na szczycie tejże spiralnej wieży o kilku kondygnacjach zlokalizowane są olbrzymie teleskopy, za pomocą których uczeni badają nieboskłon po zmroku. Niższe poziomy zajmują studenci oraz kadra akademicka, albowiem sanktuarium podlega pod uniwersytet magiczny w Nowym Hollar. Dlatego w ciągu dnia odbywają się tam zajęcia. Powierzchownie delikatny twór z białego drzewa jest kunsztem elfickiej architektury i smaku.

- Dziesięciu mężczyzn z południowo-wschodniej części miasta niechaj zjawi się w lochach. Sir Grim i twoi słudzy doskonale nadają się do obezwładnienia tej ludzkiej hałastry. Po wszystkim wzniosą ogień w slumsach, ażeby tam skupiła się uwaga maluczkich. Na terenie posesji przebierzemy ich w uniformy zakonne, a nieprzytomnym "sakirowcom" spętam umysły. Inkwizycja w Nowym Hollar wzbudzi podejrzenia, tak jak i wzniecone pożary. Przekażemy im beczki z oliwą, by spalili kolebkę naszej cywilizacji - sanktuarium... Nie ma bardziej godzącego ciosu, niż obrócenie w pył tegoż przestarzałego astrarium. Nasi dzielni mężowie domagać się będą wydania burmistrza. Wzrok całego Hollar zwróci się na plac przed ratuszem, pogrążony w płomieniach archaicznej budowli. A z nich wyłonię się ja, ratując honor tych, którzy zbłądzili. Przyszedł czas, aby przypomnieć dawną świetność naszym braciom i siostrom.

Re: Willa Morganisterów

142
- To, jeśli byś mnie pani pytała, bardzo lekkomyślny plan. Zakładanie powiedzenia przy tak wielu zmiennych jest nieroztropne. Wszelkie podpalenia w tym mieście grożą ogromnym pożarem, który trudno będzie opanować - zginie wielu, a jeśli reszta dojdzie do tego, kto wzniecił pożary, nie będzie już ufności. A mogą dojść, albowiem w miejsce zakonników wstawić chcesz kilku nieokrzesanych popaprańców - oczarujesz ich umysły, ale nie zmienisz tego, kim są. - Mierzył ją spokojnym wzrokiem. Mieli wspólny interes, musieli dbać nawzajem o siebie. Bez nich zostałaby prawie sama wobec tego chaosu. - Jesteście pani, pochopną osobą. Brak wam należytej łagodności, a raczej... brak wam udawania tej łagodności. Bo czemu by nie zadbać o mieszkańców? Czemu by nie stać się ich opoką? Czemu nie uciszyć zamieszek? Czemu by nie zagrać sprytniej pionkami, które stworzyłaś? Zyskać zaufanie i je wykorzystać? Ludzie i nieludzie, oni wszyscy w czasach niepokoju pragną sanktuarium. Daj im namiastkę i pokaż, jak mogą zdobyć więcej. Bądź takim liderem, jakiego lud pragnie.

- Jak śmiesz?! - Serafin podniósł się z miejsca. Wrzały w nim emocje.

- Oszczędź swego ognia dla słuszniejszej sprawy. Dodaj nim sobie sił, gdy przyjdzie czas, ale niech nie pochłania rozumu.

Re: Willa Morganisterów

143
Callisto podniosła spierzchnięte wargi, odsłaniając proste, lecz matowe zęby. Skóra na policzkach napięła się, uwydatniając wpuklenia już i tak kościstej twarzy. Wyraz zmieszanego uśmiechu zastygł. Utrzymywany długo konfundował mądrzącego się zaklinacza, jak i niesubordynowanego młodego adepta sztuk magicznych.

- To takie mądre. - podsumowała odstawiając srebrny puchar z karminowym trunkiem, który bezsprzecznie przyćmił jej umysł. Dłonie zaparte o blat przez krótką chwilę wystukiwały nierytmiczny ciąg, nim kobieta wstała bez ostrzeżenia. Spoglądając na siedzących z góry podjęła raptownie.

- Co mamy robić? Obsypać ich kwiatkami lub rozdawać ciepły chleb? - rzucała kąśliwie szczerząc się teatralnie. Jej ton był groteskowy, zaś mimika rodem z taniego przedstawienia na placu w południe.

- Rozpoczęłam rewolucję w imię większego dobra, a wy mi w tym pomogliście. Posłaliśmy czarną śmierć w kierunku stolicy. Zbuntowaliśmy Nowe Hollar przeciwko koronie. W mojej dłoni kłębi się demon z najmroczniejszych czeluści. Mogę otworzyć wrota, których mieszkańcy zaleją ten świat, ale oni nie znają litości. Moi właśni pobratymcy konspirują, próbując przywrócić niemoc. Jak mam stworzyć potęgę otoczona niedołęgami? Jak? - żądała odpowiedzi, chociaż żaden nie odważyłby się zabrać ów czas głosu, bowiem rozwścieczona elfka zamierzała kontynuować surowy monolog.

- Uciszyć zamieszki. Jak? Pionki... - parsknęła lekceważąco - burmistrz, Apatyt i szlachcic na nic się zdają. Nie jestem politykiem. Preferuję bardziej praktyczne podejście, więc wspomóż mnie swą myślą, nekromanto lub powołaj mistrza Zaastriego, bo dosyć mam bezowocnych mądrości.

Re: Willa Morganisterów

144
- Być może. - Odparł mag. - Być może. Ci uciśnieni z całą pewnością chcą enklawy w której mogliby uprawiać sztukę bez ciągłego strachu przed Zakonem czy kaprysami możnych, ale nie potrafią się o nią upomnieć. Uświadamiają mi to słowa tego młodzieńca. - Wskazał na Serafina. - Owieczki nie chcą walki. Wojna kłóci się z ich pragnieniami, tedy proponuję, abyś uspokoiła Apatyta i zakończyła całą tą szopkę. Walcz inaczej i podstępniej, naucz się tego, albowiem nawet z wielką mocą będziesz zgubiona, stając przeciwko tak licznym.

- Nie słyszałeś, starcze? Jeden gest naszej pani wystarczy, aby rozwarły się bramy, które pochłoną ten świat. Czy to nie dostateczna moc? - Oburzony student wtrącił się raz jeszcze, ganiąc mówiącego o podstępach czarodzieja.

- Być może... Ale co da skazanie wroga na zagładę, jeśli samemu też jej się nie uniknie? Pomyśl, młodzieńcze, pomyśl. Te wszystkie monstra wychyną na świat i nie oszczędzą nikogo. Ona nie ma mocy, by nad wszystkim zapanować.

- Nasza pani ma wielką moc. Ujarzmiła demona, ujarzmi i kolejne. - Warknął, ale niepewne spojrzenie spoczęło na czarownicy. Nie powiedział słowa, ale pytał.

Re: Willa Morganisterów

145
Kobieta zamknęła powieki, godząc słowną sprzeczkę dwóch pokoleń. Wewnątrz znalazła ukojenie. Uwierzyła, że odpowiednio dobrane środki pozwolą dostosować istniejący układ do panujących warunków. Wysokie elfy zawsze były ambitne i żądne wiedzy, a cechy te wielokrotnie przesłaniały naukę religii czy etyki. Ponadprzeciętnie inteligentna, bystra a także obdarzona naturalnym talentem magicznym rasa bezsprzecznie winna dążyć do odzyskania świetności dawnych wieków. Współpraca z kagankiem tegoż odłamu długouchych była w interesie nie tylko kruczowłosej czarodziejki, lecz całego Nowego Hollar. Żeby pokonać wrogów, którzy mieli przewagę liczebną jak i militarną, musieli postępować mądrze. Tak jak najwięksi z władców.

- Istnieje sposób - odparła mentorskim tonem spoglądając w oczy młodego adepta, potem zaklinacza. Pragnęła ich uspokoić, jednocześnie przestrzec o siłach niebotycznych, z którymi obcowała i obcować może. - Przeszłam przez czeluści śmierci widząc archaiczne bóstwa. Nie istnieją arkany, których nie posiądę - dodała pewnie - lecz pierwszoplanową rolę odgrywa cena, jaką przyjdzie mi za to zapłacić.


- Jesteśmy Akademią Sztuk Magicznych. Indywidualną jednostką nie ograniczającą się, jak inne podrzędne uniwersytety. W naszych żyłach płynie indywidualizm, dlatego powszechnie zakazane sztuki w Nowym Hollar mogą stanowić obiekt badań i rozważań. Nikt nie ceni bardziej nauki, niż my. To, moi panowie, to jest ponad wszelkimi podziałami - mówiła płynnie i powoli, jak podczas przygotowanej wcześniej przemowy. Mimo to słowa te nie trąciły fałszem, zaś najszczerszą prawdą prosto z głębi duszy. Wysokie elfy potrafiły porzucić wszystko w imię rozwoju, poszerzania horyzontów i odkrywania nieodkrytego.

- Zbierz swych przyjaciół, mistrzu. Udamy się z wizytą do samego rektora akademii. Niechaj Apatyt poluźni uprzęż, bowiem nowa kadra nauczycielska przyjdzie nauczać sztuk zapomnianych. - Katastrofa w Oros sprawiła, że niemalże wszyscy nieludzie udali się do Nowego Hollar. Sale były przepełnione, a studentom brakowało mentorów. Sama Pogoda zwróciła się niegdyś do Callisto z prośbą o podjęcie posady nauczycielki. Był to czas, aby kruczowłosa oraz pozostali nekromanci przysłużyli się miastu. I z tym wojować nie mogłoby nawet kolegium czarodziejów, wszakże ich interesy zbiegały się w jednym punkcie. Ponadto wyłączone zostaną przymusowe fakultety obronne, by chłonni wiedzy adepci mogli w zgodzie z sumieniem rozwijać swoje upodobania. Rada uczelniana stanowiła większość rajców w miasteczku, toteż kolaboracja z nimi byłaby iście lukratywna.

Re: Willa Morganisterów

146
W takim wypadku miała przed sobą bardzo ciekawe zadanie, bo przyjdzie jej jednać w słusznej sprawie kierowanych ambicją indywidualistów. Masami kierować jest łatwo - ciemny lud z rzadka myśli, lęka się znaków i zabobonów, o małego uczą takich respektować autorytet panów. Ale ci myślący... ci myślący zazwyczaj coś kombinują, knują, grają, wszelkie znaki i fakty obracają ku swojemu pożytkowi. Z tych drugich wywodzą się jej opozycjoniści, choć wypada też przyznać, że niektórym narzędziom brak należytego sprytu.

- Poinformuję Mistrza Zaastriego o twoich postanowieniach, pani. Wkrótce otrzymasz odpowiedź. - Mag podniósł się z siedziska, skłonił w płytkim a nieśpiesznym ruchu a następnie opuścił pomieszczenie. Została sam na sam z Serafinem, który właściwie konkretnego przydziału w tym planie nie dostał, poza sprawdzaniem nastawienia studentów, o którym to już chyba dość powiedział, aby klarowną była obecna sytuacja na uczelni.

Tak więc... Jeśli miała mu coś jeszcze do powiedzenia, to chyba był najlepszy moment, a jeśli już wszystko zostało powiedziane, to i młody adept byłby wyszedł. W końcu musiał wracać właśnie na uczelnię.
*** Arcynekromanta zapowiedział się na krótko przed swoim przybyciem, za pomocą jednego z jej sług. Przykazał owemu przekazać, iż pojawi się niebawem, aby omówić szczegóły planu. Zgodnie z zapowiedzią, zjawił się we względnie niedługim czasie, jak zwykle nosząc swą poczernianą zbroję.

- Pani... - Zaczął obleczony w skórę bladą skórę i resztki mięsa elfi szkielet. Płytkie grzecznościowe skinienie głową odbyło się w marszu - widywali się dość często, dzień w dzień, tedy bardziej ubogacone powitania chyba byłby zbędną fatygą. - Być może nazwiesz mnie ignorantem, ale nie dostrzegam pełni korzyści płynących z twego planu. Naturalnie pojmuję, jak ważnym jest otwarcie umysłów tych młodych i starych na sztuki dotąd zaniedbywane. Rozumiem, jak istotnym jest, aby znieść ograniczenia zbudowane na fundamencie tak zwanej "moralności". Niemniej... - Ponure oczy jak zwykle patrzyły na nią poważnie, badawczo, pozornie leniwie. - ...obawiam się, że karmione papką kłamstw rozumki nie tak szybko zaakceptują zmiany a owe oliwą będą do ognia wzniecanego przez twych nieprzyjaciół.

No elf nekromanta oderwanym od świata nie jest - przynajmniej jeśli mowa o stanie umysłu bo bogowie raczą wiedzieć, jak to jest fizycznie. Ba, dowiódł, że coś tam o wojnie i polityce wie. Toteż śmiało można zakładać, że sytuacje rozumie i wykazuje sceptycyzm z tego tytułu, iż niekoniecznie byłoby mu w smak, aby przez pochopność zamiarów cały misterny plan poszedł się jebać w pizdu, być może nawet uwzględniając podróż do owego "pizdu" ich samych.
Czy wiedział, jakimi są elfy? O tak, oczywiście... Długie uszy, konkretny wzrost, ponadprzeciętny potencjał magiczny i gadał całkiem do rzeczy - był elfem, jak w mordę jebał. I tu wychodziło na to, że pomimo pewnych rasowych predyspozycji i pielęgnowanych w społeczeństwie przekonań, to te elfy są często całkiem różne. I tutaj zaczyna się problem, bo jeśli coś nie pójdzie gładko i kolejna fala niezadowolenia przejdzie po Akademii, to jak muchy do gnoju ściągną opozycjoniści, wykorzystując sytuację. Świętoszkowaci moraliści, przeciwnicy tej tak zwanej "czarnej magii" - no w większości banda pierdolonych hipokrytów jadących po tobie dla korzyści a nie z przekonania. Jednak wierzyć w to co mówisz nie musisz, ważne, żeby inni uwierzyli, że wierzysz - to klucz. Wystarczy z gorliwością godną sakirowca "wymachiwać" swymi argumentami niczym ekshibicjonista fiutem a lud chwyci jak dziwka.
A co z tymi mądrzejszymi? Tymi, co na "siusiaka" się nie połaszczą? Pewnie niektórzy by nic przeciwko nie mieli - pasowałoby im. Inni być może dołączyliby do niej. Sęk w tym, że nieźle by się wtedy porobiło.

No to dlatego pytał. Jeśli jednak chciała zapytać, jaki to on ma błyskotliwy plan, to przyznał się, że takowego nie ma. To nie takie łatwe, powoli coś im się klarowało ale sytuacja zaprawdę wymagała czegoś solidnego.
W tej chwili mógł jej zasugerować, aby sama udała się nauczać do Akademii i coby nie próbowała wprowadzać drastycznych zmian. Osobiste wybadanie gruntu, budowanie zaufania, dosłowne "oczarowanie" kogoś - może w tę stronę. Tylko spokojnie, przemyślanie - budowanie solidnych fundamentów dla władzy jest kluczowe, albowiem kolos o glinianych nogach zawsze jest skazany na upadek.
Nie zawsze trzeba wysadzać/ palić budynki infrastruktury miejskiej, aby osiągnąć cel. Nie zawsze konieczna jest drastyczność. Szczególnie owe odważne posunięcia są niewskazane, gdy chce się uspokoić gniazdo mrówek a nie narobić w nim jeszcze większego chaosu.

Re: Willa Morganisterów

147
Westchnęła głęboko spojrzawszy na cherlawego czarownika. Poliki miał zapadnięte, oczy mętne. Włosy przerzedzone i usta spierzchłe. Brakowało w nim potęgi ducha, a mimo wszystko bacznie nadzorował poczynania pochopnej, a także roztropnej elfki. Mości Callisto była kobieta wybuchową. To wiedział każdy, komu przyszło z nią obcować. Bezwzględną, marudną, władczą. Była ucieleśnieniem wszystkich nikczemnych pokus. Obrazem prężnego lidera. Tyrana, który miażdży przeciwności w imię wyższych idei. Swoich idei. Brakowało jej toż to empatii, w konsekwencji białogłowa nie pojmowała odmiennych zdań, podejść do problemów. Tych z kolei miała aż nadto. Eliminując jednego wroga, stwarzała dwóch nowych. Wszystko wskazywało na to, że długo nie zazna spokoju. A, jak mawiają erudyci, największym przekleństwem jest obyś żył w ciekawych czasach.

- Wojna to sztuka podstępu, takoż i polityka. - rzuciła pospolitym cytatem, albowiem sama na to by nie wpadła. Podpierając czarnobrązowy blat zwróciła się ponownie do arcymistrza - Nie jestem politykiem, ty to wiesz. Radzisz mi swą mądrością, często cenną. - dodała niesmacznie, jakoby nie wszystkie uwagi nekromanty były użyteczne. W głębi duszy wiedziała, że wstąpienie w szeregi wykładowców tylko wznieci i tak hulające już nastroje. Tedy krok po kroku poczęła odbiegać od pierwotnych zamysłów.

- Dziękuję ci, przyjacielu. - oznajmiła mentorskim tonem. Pożegnanie było nad wyraz uprzejme, biorąc pod uwagę ostatnie nastroje Pani Morgansiter. Zapragnęła zostać sama. A kiedy drzwi agentury zatrzasnęły się, sięgnęła po pierścień. Lewą dłonią delikatnie dotknęła sygnetu, zwracając się do zgiętej w pięść dłoni.

- Tylko w czeluściach mroku odnajdę potęgę godną bogów. Któż z mych pobratymców przeciwstawi się pani z armią zdolną ochronić to upadające miasto? Czymże będą oni wobec nowej potęgi? Zdradź tajemnicę, bom o wolność przyszło walczyć. Tobie i mnie.

Re: Willa Morganisterów

148
Szerzeniem fałszu byłoby można zwać odbieranie elfiemu nekromancie siły ducha, albowiem tej mu żadną miarą nie brakowało i kilkukrotnie zdołał już dowieść, iż faktycznie tak jest. Oczywiście brakowało mu talentu Callisto, ale ona sama była wszak wybitnie uzdolniona w dziedzinie sztuk magicznych i prędzej było jej szukać rywali w obcych sferach niźli na tym marnym padole łez. Jednak... kwestia wieku, obycia oraz wpływów nadal czyniła z Zaastriego wyjątkowo cennego sojusznika w tych jakże skomplikowanych rozgrywkach.

- Jeśli chcesz zwyciężać, pani, być może musisz się nim stać. - Odparł, niezrażony jej tonem. W końcu dobrze wiedział, jaka jest i jakie ma podejście. Jednak miał nadzieję, bo przecież wiedźma głupia nie była i być może z czasem pojmie sztukę knucia na tyle dobrze, aby nie robić sobie wszędzie wrogów i władać finalnie czymś więcej niźli zgliszczami.

- Chętnie służę radą. - Odpowiedział, nachylił łba i zgodnie z jej pragnieniem, oddalił się czynić postępy w swych badaniach. Jak pewnie dobrze wiedziała, nekromanci nie robili tu sobie wywczasu a ciężko pracowali wraz z akolitami - i to kolejny powód, aby właśnie nie odrywać ich od aktualnych zajęć. Ale o tym już postanowiła, prawda?
*** I chyba postanowiła także zwrócić się do mrocznych sił... Bardziej złowrogich niż ona sama.

Świat wokoło niej zniknął, zamazał się a czarownica pomknęła wgłąb własnych jaźni, gdzie pośród wszechogarniającej czerni ponownie spotkała się z NIM. Gość i teraz przyjmował postać przystojnego, krzepkiego elfa o wyjątkowo ostrych rysach twarzy.
- Przybywam i jestem posłuszny... - Rozłożył przed sobą ręce, wysoko. Łeb lekko przychylił, aż czarne włosy opadając, zasłoniły lico.
- Pionkami wznoszącymi ręce ku swej wybawicielce. Jeno głupcy spróbują Ci się oprzeć. Ale głupcom należy dać umrzeć, aby świat był lepszym miejscem, prawda? - Uśmiechnął się. - O co chcesz pytać? Czego dokładnie pragniesz?

Re: Willa Morganisterów

149
Jest wiele rzeczy, o które chciałabym pytać, lecz brakuje mi czasu, przyjacielu. - odparła równie taktownie, co rozmówca. Istota z czeluści mroku paktowała z równie mroczną materią świata żywych. W ich grach nie brakowało jednak etykiety. Oboje baczyli na słowa, zachowując odpowiedni ton. Subtelnie dobierano je, jak i gesty, których nie mogło być z byt wiele. Wszystkie sztywne, krótkie i w dobrym tonie. Można rzec, iż traktowali niczym dawni elfowie najzacniejszych rodów. Dziś nawet pośród wysokich przedstawicieli rasy długouchych trwoga doszukiwać się manier ostatniego ćwierćwiecza. Rozbicie na pomniejsze frakcje, a jakże kolaborowanie z tym psim miotem - ludźmi - sprawiło, że wysokie elfy wpadły w pogłębiający się proces autodestrukcji kulturowej. Tej samej, z której słynęli przez setki lat.

- Powiadałeś, że ciemność skrywa to, czego pragnie ma dusza. Że w ciemności żyją istoty, które tylko ja mogę spętać. Niezliczona armia oddanych krwiożerców przed, którą zatrzęsą się najmężniejsi z mężów. Powiedz mi, cóż przyjdzie uczynić? Jaką cenę zapłacić za sprowadzenie tychże nieświadomie kroczących stworzeń? - spytała równie kunsztownie, co chłodno, a jej głos nie zadrżał ani razu. Nim twór zdołał popuścić języka, mości Callisto kontynuowała zagajenie.

- Bo czy istnieje inny sposób, by zjednoczyć mych marnych braci i siostry, niżeli nie eliminacja przeciwników? Czy twa mądrość, przed którą się korzę, o wielki. Czy ona zna drogę do pałacu burmistrza? Armią wygrywa się wojny, nie zostaje królową. - Zakończyła wypowiedź oczywistą płętą. Kruczowłosa czarownica pragnęła zjednoczyć wysokie elfy pod jednym sztandarem, lecz wszystkie jej plany zdawały się w oczach sprzymierzeńców szaleństwem. Wiecznie negowana, powoli poczęła wątpić w swe wybitne zdolności. Pojednanie poróżnionych pod jej przewodem było wszakże celem nadrzędnym, albowiem wyłącznie wspólnota byłaby zdolna zmienić układ sił w Keronie. Ów czas osamotniała Callisto knuła przeciwko koronie, szerząc w kierunku stolicy zarazę. Ona budował armię nieumarłych, zdolną ochronić Nowe Hollar. A gdzie byli mieszkańcy, handlarze, wojsko i magowie z kastą czarodziei na czele? Potrzebowała ich, jak nigdy dotąd. Razem ochronią to bajeczne miasto przed nieprzyjacielem. Tylko razem stworzą kolektyw roztaczający swe wpływy na północ, południe, wschód a nawet zachód kontynentu.

Re: Willa Morganisterów

150
- Proporcjonalna do wielkości armii. - Odparł. - Moje sługi będą na Twe wezwanie, jeśli przyobiecasz mi wolność. Zawrzemy wiążący pakt, abyś miała pewność, iż Cię nie oszukam i aby ja miał taką samą gwarancję. Jeśli zaś pożądać będziesz większych sił, znaczniejszej potęgi... Zawezwać mogę innych, którzy zechcą się z Tobą układać. - Patrzył jej w oczy. Ręce splotły się za plecami. - Jeśli pytasz natomiast o inną cenę, jaką przyjdzie Ci zapłacić... Cóż, chyba sama wiesz, że nim padną przed Tobą na kolana, będę próbowali się zerwać, prawda? Ta armia to bat, którego sama nie jesteś w stanie ukręcić. To szybka droga gwałtowności i strachu... Ale czyż nie tego pożądasz? Bez gierek, ceregieli a w końcu i tak nazwą cię swoją panią. Czy to ważne, że ze strachu? - Uśmiechnął się. - Tak po prawdzie, wiele zależy od tego, gdzież twój gniew popędzi mrok.

- Weź siłą, to czego pragniesz i niech klękają. Gry i układziki nie przyniosą Ci zwycięstwa, zmarnotrawią czas, którego i tak nie masz, prawda? Wrogowie na południu, wrogowie na północy... na wchodzie i zachodzie. I tutaj też. - Wyciągnął otwartą dłoń w jej kierunku. - Bądź ze sobą szczera i powiedz, kto cię miłuje? Kto ci zaufa? W kim masz poparcie? Hm?... Dla tego króla jesteś problemem. Dla jego brata stanowisz problem nieco odleglejszy, którym w końcu będzie trzeba się zająć. Zakon ani chybi przeciwko tobie knuje. Nawet magiczna brać spogląda na ciebie spode łba. Mało komu jesteś na rękę.

Tak więc... zdania jej "popleczników" i "doradców" się różniły. I co na to sama wiedźma? Ufała komuś? Postrzegała czyjś plan jako lepszy? Hm?

Wróć do „Nowe Hollar”