Re: Willa Morganisterów

166
Atmosfera w pomieszczeniu była gęsta. Nasturcja oczywiście starała szybko doprowadzić się do porządku, nie wypowiadając na głos ewentualnych wątpliwości. Jej gestom brakowało wigoru, a równie zauważalne dla Callisto było jej zaniepokojenie mocą mrocznej latorośli. Siedziała skulona blisko Samuela. Władcza i chłodna aura Callisto skutecznie zamykała wszystkim usta, obecni unikali jej spojrzeń, czekając na kolejny ruch. Samuel miał strapioną minę, zerkał na czarnookiego chłopca, jednak i on nic nie powiedział. Służący smagani wzrokiem panny Morganister szybko zniknęli, nie chcąc jeszcze bardziej jej irytować. Natomiast nieświadomi powagi sytuacji, Zirael i Leariz nie odstępowali siebie nawet na moment. Po łzach na twarzy dziecka nie został ślad, a rozkrzyczany przed momentem powód całego zamieszania siedział cicho w uroczym objęciu brata. Wydawać by się mogło, że te dwa małe osobniki tworzą pewną całość, która dąży do naturalnej równowagi. Co by się stało, gdyby jednego z nich zabrakło?
Chłopcy byli zadowoleni z uścisku matki - najwidoczniej to magiczne wybryki były kluczem do skupienia na sobie uwagi zapracowanej rodzicielki. Władająca potężną magią, zdolna zsyłać niszczące klątwy, orędowniczka nowego porządku i przy tym matka, niezbyt zainteresowana czymś tak przyziemnym, jak wychowanie potomstwa.
Elfka z zaciekawieniem spojrzała na czarownicę, sięgającą po niezbyt rzucającą się w oczy księgę. Gdy Callisto zapisała imię swojego syna, nic się nie działo. Przez myśl przeszło jej, że może moc księgi się wyczerpała. Wpatrywała się w zgrabne litery, oczekując jakiegokolwiek efektu. Wtedy papier zaczął nasiąkać gęstą czernią. W losowych miejscach pojawiały się wilgotne plamy, które przypominały atrament wymieszany z gęstą juchą. Trwało to krótki moment, aż cała strona była bezdennie czarna, przypominając kobiecie widok oczu Ziraela. Spojrzenie syna niosące ze sobą wspomnienia najgorszego sortu. Przeszły ją dreszcze. Niedługo później z nieprzyjemnym mlaśnięciem dziwna ciecz została wessana w kartkę, nie pozostał po niej nawet drobny kleks. Zniknęło także słowo zapisane ręką czarownicy. Księgą pochłonęła imię chłopca. Co ciekawe Callisto widziała wcześniej inne nazwiska zapisane na kilkunastu stronicach. Czyżby tym razem coś poszło nie tak? Mogła spróbować jeszcze raz zapisać imię potomka albo zbadać księgę przed następną próbą. Prawdopodobnie nieoczekiwany efekt nie był zupełnie przypadkowy. Artefakty przepowiadające przyszłość bywały wielce kapryśne. Jednak w momencie, kiedy chciała odłożyć książkę, stronicę zaczęły pokrywać słowa. Nie pojawiały się powoli, nie wypływały z kartki niczym niewidzialny barwnik. Przypominało to raczej szybkie ruchy ręki, pospieszne pismo o ostrych krawędziach, lekko pochyłe, charakterystyczne dla młodej ręki. Zdania były nierówne, odstępy nieregularne, wielkość liter choć podobna nie była idealnie dopasowana. Pojawiały się tam również słowa w obcych językach pisane zupełnie innym stylem, były jednak szybko przekreślane. Callisto patrzyła na księgę zaintrygowana, momentami spostrzegała swoje imię, szybko zamazywane wraz z obcym pismem. Nie nadążała z czytaniem kolejnych słów, aż w końcu cała stronica została zapełniona.
Spoiler:
Poczuć można było coś nowego. Księga emanowała dziwną mocą, której wcześniej czarownica nie wyczuwała. Wypisanie nowego imienia pozostawiło w książce jakąś nienamacalną zmianę. Co ciekawe litery zaczęły szybko blednąć, znikały niczym topniejący śnieg, aż w końcu po zapiskach nie został ślad. Callisto odruchowo przerzuciła strony, upewniając się, czy wcześniejsze zapiski również zniknęły. Nadal tam były. Zamazane plamami przepowiednie, a nad nimi nic nieznaczące dla niej nazwiska. W myślach zaczęła powtarzać słowa przepowiedni, nie chcąc, żeby najmniejszy szczegół umknął jej pamięci. Zirael, Studnia wypełniona po brzegi. Przyszłość jej syna zapowiadała się wielce ciekawie. Callisto była jednak przekonana, że nie był to ostatni "niewinny" incydent Ziraela. Samuel i Nasturcja wpatrywali się w kobietę wyczekująco.Czy coś się stało, pani? — zapytał niepewnie swoją mentorkę.

Re: Willa Morganisterów

167
Pochyliwszy się nad mistycznym księgozbiorem, ujrzała przecudne czary. Magiczne wspaniałości zaklętego artefaktu, który jak rzucający ogarowi patyk pan, bawi się z nią w ganianego. Co rychlej atrament wsiąkał bezpowrotnie w grube, zażółcone i nadszarpnięte zębem czasu stronice. Wszelka karta naznaczona deseniem czerni bądź granatu z kałamarza, po chwili ustąpiła miejsca czystej karcie. A może ten cały niebieski odcień atramentu pierw skąpał się czernią i kolejno znikł? Sama już nie wiedziała, co ujrzała. Bo wszystko działo się bardzo szybko, chaotycznie.

Znikąd pojawiły się pierwsze słówka, jakoby spisane niepewną ręką młodego kronikarza. Raptem zniknęły albo je przekreślono, a postawiona kresa umiejętnie pokryła wcześniej odnotowaną treść. Toteż chociażby z lupą zapragnęła przestudiować centymetr po centymetrze, krzty treści z tego by nie wyciągnęła. A nawet jeśli lupę by dobrała i rozszyfrowywała zamazane słowo, te wartko znikały.
Na Sulona — zaklęła w myślach Callisto obserwując cały ten literacki cyrk. Fint? Nieśmieszną grę złośliwych duszków, chochlików? Nie. To była wina jej potomka. Krwi z krwi. Zrodzonego w odmętach mroku, gdzie i sam mrok opuścił swój dom, ażeby permanentnie zagościć w niewinnym chłopcu.

Nadszedł czas na przepowiednie. A wiadomym było, że pani Morganister do wieszczek nie należała. A i z interpretacją eterycznych projekcji czy wróżb miała problem. Każdy wiedział, że to nie ten typ czarownicy. Nie znachorka z zabitej deskami nory, gdzie w ukryciu dogorywa biednego żywota. Impuls, siła, determinacja. Tak oto w skrócie można było zdefiniować — tę iście intrygującą dla wielu — elfkę. Studnia, woda, moc z innego świata — i bez przepowiedni przeczuwała, że Zirael jest inny. Że tamtej nocy współżyła nie tylko z wojownikiem, ale także z potężną siłą tam bytującą — mrokiem. I wtem spochmurniała na słowa o gniewie bez spojrzenia, o łonie. Bo czymże ono było. Nią? Czy tym mrokiem? Czy powinna udać się z Ziraelem, tam gdzie go poczęto? Nie wiedziała. Tak samo nie zrozumiała 11 studni. One wzbudzały największe emocje. Domniemała, lecz niczego nie była pewna. 11 żywotów? 11 ciał? I dlaczego właśnie 11?

Odwróciwszy wzrok w kierunku Samuela, rzekła pełnym dramaturgii tonem:

— On Studnia - zbiornik tajemnicy!
Woda w niej tak ... daleko,
Aż w oczach wzbiera ... ...
Mieszka tam z innego świata moc.
.............................................
I jedenaście oczu Studnia pochłonie,
Kruchy dom o dno ... rozbity.
Nie zburzy Studni Król, Zdobywca ani Mag,
................... tylko Łono.
A wtedy gniew bez spojrzenia
U boku Matki Karmicielki stanie.
........................................


Jednym szybkim ruchem zamknęła księgę i skryła ją pod pachą. W milczeniu doglądała bliźniaków. Doszukując się w nich tego, czego do tej pory widzieć nie chciała. I chociaż na stole pulsowało w szklanym słoju tętniące serce demona, cała uwaga skupiona była na dzieciach. Tych małych zagadkowych pociechach.

Re: Willa Morganisterów

168
Dzieciaki nadal zajmowały się sobą. Bracia siedzieli na podłodze, od czasu do czasu spoglądając w stronę matki. Callisto patrząc na swoje dzieci, nie dostrzegała niczego, co wzbudziło by jej ciekawość. Wszystko wydawało się takie, jakim widziała ostatnim razem. Słowa przepowiedni nie zrobiły na nich wrażenia, jednak głos matki sprawiał im wyraźną przyjemność, tak samo, jak jej niecodzienna obecność pełna zainteresowania ich małymi osobami. Oczywiście bardziej przejęci byli Nasturcja i Samuel. Kobieta nie doszła jeszcze do siebie po niedawnym incydencie. Jej twarz pełna skupienia sugerowała, że w swoich myślach analizuje kolejne wersy przepowiedni. Podobnie czynił Samuel, mrucząc pod nosem, powtarzając zastanawiające słowa. Przepowiadanie przyszłości, jak i zaglądanie w przeszłość, od lat pozostają w pełni niezbadaną sztuką magiczną. Niekiedy pospolite guślarki albo zgnuśniali pustelnicy otrzymują po prostu ten dar. Akademie magiczne nauczają tych arkanów, zatrudniając, ich mniemaniem, najznamienitszych specjalistów od widzeń i wizji. Są też tacy, którzy pomagają sobie halucynogennymi substancjami albo specyficznymi ziołami, uważając, że tylko tak mogą przebić się przez zasłonę czasu i wtajemniczenia. Mimo usilnych starań oraz upływu lat prekognicja i znaczenie poszczególnych przepowiedni przysparzają, nie tylko czarodziejom, olbrzymich trudów.Moc nie z tego świata... czy Zireal jest niebezpieczny? — zapytał mężczyzna. — Łono i Matka Karmicielka, czy to o tobie, pani? Jedenaście, kruchy dom. Nic z tego nie pojmuję.Mężczyzna nerwowo przeczesał włosy. Nasturcja milczała, najwidoczniej nie chcąc powracać do tematu Znaku ograniczającego moc. Czy rzeczywiście Zirael był zdolny do powtórzenia swoich brutalnych czynów? I czy znajdzie się sposób, żeby go od tego odwieść. Zanim Callisto coś powiedziała, Nasturcja zebrała się w sobie i zabrała głos.To ty jesteś jego matką — powiedziała, spuszczając wzrok. — Jest jeszcze coś. Nieubłaganie zbliża się ważna rocznica. Prawie pięćset lat temu rozpoczęła się budowa Nowego Hollar. Wśród mieszkańców słychać głosy, wyrażające ich wysokie oczekiwania. Służba donosi, że to równie ważny obowiązek, jak każdy inny. Wszystko się komplikuje.Elfka spojrzała ze smutkiem na dzieci. Czarownica musiała przyznać jej rację. Do tej pory przeszła niełatwą drogę, jednak nadal czekał ją ogrom pracy. Nie wszystko można było załatwić czarami, nie każdy zlęknie się nawet najstraszniejszej klątwy. Podbudowywanie swojej pozycji było celem samym w sobie. Nie można było zaprzeczyć, że historia Callisto ma znaczny wpływ na losy całej Herbii. Jej najbliżsi współpracownicy i podwładni doskonale to wiedzą. Czy panna Morganister poradzi sobie z rodzinnymi problemami, pozostając nadal tą samą silną postacią w świecie polityki, zmierzając do ustanowienia nowego porządku. Macki mrocznych sił mogły kierować postępowaniem Ziraela, podburzając tym samym władzę oraz pozycję jego matki. Przepowiednia, zamiast przynieść upragnione odpowiedzi, zasiała ziarno niepewności, które już niedługo miało szybko wznieść się ponad ziemię, rzucając gęsty cień na rozstawione figury w polityczno-magicznej grze.

Re: Willa Morganisterów

169
Oparła plecy o okryty czerwonym płaszczem fotel, mając za plecami zwierciadło w hebanowej ramie i gobelin przedstawiający przytulone do ściany z białego drewna zamczysko przeglądające się w wodzie górskiego jeziora. Któryż to już raz, pomyślała Callisto, któryż to raz wszystko wali się niczym kolos na glinianych nogach. Znowuż miała siedzieć tak bezczynnie i rozmyślać, aż do zapadnięcia zmroku i później, w ciemnościach izby? Bez żadnego efektu? Dumając tylko?

Zrobiło się chłodno. Nadchodził kolejny wieczór. Czarodziejka sięgnęła do pobliskiego barku po karafkę z karminowym przysmakiem, której zawartością wartko wypełniła do połowy żeliwny pucharek. Zmoczyła po raz pierwszy spierzchnięte wargi i wróciła na miejsce — obok dzieci. Nastrucji i Samuela. Nadal kontemplowała falowanie wina w kołysanym pucharze, aż podniosła zmącony wzrok.

Uczyłam się o tym, ale nie jestem wieszczką, więc... — zakołysała winem po ścianach naczynia. — Udaj się do akademii, a tam poleć rektorowi interpretację słów przepowiedni przez najznamienitszych ze specjalistów.

Potem pstryknęła głośno palcami i rzekła:
I jeszcze jedno. Powiadom Ignaza oraz resztę o przygotowaniach do 500-lecia miasta.

Tobie dziękuję. Możesz odejść — podjęła w kierunku elfki, lecz obrócona była plecami. Pożegnanie przypadło na oddelegowujące kiwnięcie głową przez ramię. Niezbyt eleganckie. Ale cóż... Była panią, mogła.

Kiedy została wreszcie sama z synami, upewniwszy się, że wszystkie wejścia do izby są zamknięte. Polała kolejny pełny puchar wina, a potem jednym duszkiem wypiła go. I w ten oto sposób uzurpatorka z Nowego Hollar, jej nietuzinkowi synowie. Przepowiadająca przyszłość księga, a także bijące serce demona. Wszyscy znaleźli się w tym samym miejscu. Otuleni poświatą świec z kandelabrów dookoła.

Rocznica — parsknęła do siebie, machając przy tym pustym kielichem po winie. I nie zwracając uwagi na obserwujących monolog matki potomków.

Teraz będziemy zabawiać zdrajców i niedojdy. Pewnie spotkacie w tłumie swojego ojca.

Na obwieszonym czerwoną tkaniną fotelu siedziała rozgoryczona, w rozchełstanym kołnierzu żołnierskiej togi, z głową przekrzywioną na ramię. Doglądała pociech, gdy nagle wzrok skierował się na wyciosaną z jesionu ławę. A na niej, w szklanym słoju, pulsowało sine serce demona. Uśmiechnęła się pod nosem, przytaczając ostatnie słowa istoty: "Ponownie wprowadź mnie do swego domu, zapewnij bezpieczeństwo, a podzielę się z tobą moją wiedzą, pokażę ci więcej, odkryję przed tobą to, co do tej pory było nieznane."

I znowu objęła ją czarna i mięciutka nicość.

Wpojona w mrok, pragnęła nawiązać mentalny kontakt z właścicielem narządu z szklanego naczynia.
Czymże oni są, przyjacielu? Jaką tajemnice skrywają ślepe oczy Leariza? Co kryją kosmate myśli Ziraela? Czego w przepowiedni nie ujrzałam, choć bardzo tego chciałam?

Re: Willa Morganisterów

170
Wino smakowało dobrze. W końcu elfka, której los wcześniej nie oszczędzał, miała na wyciągnięcie ręki wszelkie luksusy bogatego życia. Uniżona służba, smaczne jedzenie, drogie alkohole, wygodne meble, przepiękne ozdoby. Do tego wzbudzała szacunek, niekiedy respekt albo strach. Niektórzy na pewno zastanawiają się jaka tak naprawdę jest Callisto i czy jest gotowa poświęcić swoją rodzinę na rzecz polityki i władania Nowym Hollar. Za oknem dzień ustępował nocy, chłód z wolna zaczął wkradać się do komnaty. Gdzieś dalej słychać było krzątaninę służących, pośpieszne kroki zapracowanych i zazwyczaj niewidzialnych osób.
Samuel i Nasturcja z uniżeniem przyjęli polecenia swojej pani. Czarownica spostrzegła w oczach mężczyzny troskę, może lekki niepokój. Nie wypowiedział ich jednak na głos, skłonił głowę i wyszedł z izby. Twarz Nasturcji nie zdradzała teraz żadnych emocji, przypominając nagrobną płytę bez wyrazu, ale i skrywającą rzeczy przykre i smutne. Świece dawały niewiele światła, tworząc dookoła przyjemny półmrok. Chłopcy zaczęli przysypiać oparci o siebie z niewinnymi wyrazami buziek. Głos matki od czasu do czasu wybudzał ich z płytkiego snu, a wtedy śmiali się cicho, by zaraz ponownie zamknąć powieki.
Serce demona przypominało ekscentryczną ozdobę albo dziwny obiekt naukowych badań. Od szklanego naczynia odbijało się światło płomyków, tworząc piękne refleksy. Wyglądało niepozornie, a zawierało w sobie tak wielką moc. Żywy, niepokojący puls przypominał Callisto, że siła organu jest wiecznie żywa, nie odstępuje jej. Gdy w myślach przekazała imię Ziraela, serce na chwilę zamarło. Callisto nie otrzymała wyraźnej odpowiedzi, lecz narastające w niej poczucie niepokoju. Czuła, że w głowie formuje się jakieś słowo, nie widziała go, nie słyszała, ale ono tam było. Potrzebowała chwili, żeby w końcu je odgadnąć. Śmierć to właśnie było to słowo.Kiedy w jej głowie wykiełkowała ta klarowna myśl, zorientowała się, że już świta i ktoś dobija się do drzwi. W rękach trzymała nóż do rozcinania pieczęci. Siedziała na podłodze odwrócona w stronę synów, którzy zasnęli we własnych objęciach. Stukanie do drzwi nie ustępowało.Pani Callisto, czy wszystko w porządku. — Zaniepokojony głos Samuela. — Niedługo przybędzie Ignaz i doradcy, mam też wieści z akademii, nie chciałbym przeszkadzać, ale...Elfka poczuła, że bolą ją nogi oraz ręce, były zdrętwiałe i lekko zziębnięte. Rozprostowała plecy, spojrzała na dłoń, w której spoczywało drobne ostrze. Nie pamiętała żeby sięgała po nożyk. Właściwie, gdy starała się przypomnieć wieczór pierwsze co przychodziło jej na myśl to śmierć. Możliwe, że przespała całą noc, jednakże nadal była zmęczona. Może to nie był sen, lecz długa wędrówka w pustej ciemności. Chociaż dla niej ciemność nigdy nie była pusta, ktoś tam na nią czekał. A raczej coś. Zerknęła na naczynie z sercem. Może jej się tylko wydawało, ale szkło było przesunięte, nie stało w tym samym miejscu. Kolejne stukanie. Samuel wiedział, że Callisto lubiła zaszyć się w samotności, snuć plany i studiować tajemne arkana, ale po wczorajszym incydencie wszyscy byli zaniepokojeni.

Re: Willa Morganisterów

171
Gdy wstawała, zaczęły jej drżeć ręce. Schowała nóż w cholewce buta. Z najwyższą trudnością radziła sobie z haftkami, sprzączkami i guzikami lekko rozpiętej ku górze togi. Zapięła jedną część, potem sięgnęła za mniejsze sprzączki. Nie doczekawszy się reakcji, porzuciła próby poprawy uniformu. Dobiegające zza drzwi stukanie ucznia wzmagało stres, a przeto irytację. Zmuszona była porzucić wtem sprawy okrycia, by udać się do drzwi. Szarpnięta klamka z hukiem zawarczała w dębowej płycie. Drzwi otworzyły się na pół metra, a w nich stała nie kto inny, jak sama przewodniczka Nowego Hollar - mości Callisto Morganister. Nie wyglądała najlepiej. Przynajmniej nie tak jak zazwyczaj. Nierozczesane włosy, rozmazane cienie pod oczami, jak kleksy w zeszycie młodego studenta. Niedopięta toga z zwisającą tarczką na jednej sprzączce, podpinanej na trzy.

Dobrze — podsumowała beznamiętnie słowa przyszłego czarodzieja. Zamknęli za sobą drzwi. Callisto niewiele mówiła, słuchała chłopaka, kiedy zmierzali do łazienek na piętrze. Mijając wymuskane przez służbę korytarze, rozmyślała o "śmierci" jaka nawiedziła jej spaczony umysł w nocy. A i teraz przychodziła nieproszona, wołając głęboko w głowie. Cichy szept, głuche wołanie bez echa — śmierć. Samuel towarzyszył jej aż do łazienki. Niemal aż do cembrowiny z białego drewna dookoła płytkiej wanny, pełnej parującej i pachnącej wody.

Woda szybko traciła pierwotną temperaturę, tak jakby całą ciepłotę pochłaniała goszcząca wewnątrz — zanurzona po samą szyję — kruczowłosa elfka. Dłonie spoczęły na frymuśnych wykończeniach palonej magicznymi językami drewnianej wanienki. Silnie zaparta, ostrożnie wysnuwała się, odkrywając coraz to więcej nagiego ciała. Pokryta drobnymi kropelkami, zwilgotniała blada skóra nie odczuwała chłodu. W pomieszczeniu panował skwar i duchota. Podeszła powoli do długiego lustra w kształcie elipsy na ścianie. Przecierając zaparowane zwierciadło ujrzała siebie w pełni okazałości. Przypozowała najpierw lewym, potem prawym bokiem. Ugięła nogę wypychając przeciwne biodro, by nadać kształtu talii. Przeszła dwa kroki do przodu, by następnie wrócić w to samo miejsce. W końcu stała twarzą w twarz z lustrzanym odbiciem. Smukłe palce powędrowały na podbrzusze, gdzieś w okolicach pod pępkiem. Uniosła wzrok, a kocie oczy zawrzały w bezbarwnej tafli. Patrzyła tak na siebie głaskając brzuch i myśląc o tym, co wydała na świat. O tym, kim są jej pociechy i do czego będzie musiała się posunąć ażeby zapewnić im bezpieczeństwo. Wtem mrugnęła, zaś wszystkie troski odeszły w zapomnienie. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Jedno oklapnięcie powiek, a umysł elfki nawiedziły sprawy miasta: renowacja murów, kopanie fosy, poziom egzaminów w akademii. Modernizacja wojska. 500-lecie Nowego Hollar. Śmierć na północy, którą sama sprowadziła, a ta zaczęła już zbierać żniwa. Klątwa rozprzestrzeniła wpływy, niosąc śmierć i cierpienie — uśmiechnęła się do lustra sięgając po szczotkę z włosa dzika. Zabiegi kosmetyczne trwały dobrych kilka chwil, lecz efekt był zdumiewający. O czym przekonał się Samul, widząc ponownie swą przewodniczkę, nauczycielkę, mentorkę.

Oddany student otworzył drzwi do agentury niegdyś jej pana ojca. W izbie zasiadali wszyscy goście. Rektor akademii w Nowym Hollar — Ignaz Kēli. Dowódca straży miejskiej — Edvar Le’neil. Mistrz Zaastri — oczy i uszy elfiej prowincji. Nie zabrakło żywej śmierci. Powołanego by służył Pani Morganister, tytana, postrachu rycerzy — sir Grima. Callisto minęła ich zwiewnym krokiem, zachodząc za długie biurko od wewnętrznej strony. Tak by od tej pory zasiadać naprzeciwko doradców. Z tym że kobieta nie usiadła. Docierając do miejsca, położyła dłoń na wyszlifowanej przez cieślę kuli u szczytu oparcia krzesła. Dostojnego siedziska pełniącego rolę królewskiego tronu w biurze na piętrze. Dalej przeszła obok i w takiej oto pozycji — ze złożonymi jak do modlitwy dłońmi na miednicy — rozpoczęła naradę.

Moi panowie — powiedziała Callisto, odchylając głowę w kierunku karafki z winem tak, że jej kurczoczarne włosy rozpłynęły się po barkach jak małe czarne żmijki. Spojrzała ponownie na doradców, a potem znów na alkohol. Z początku nadrabiała miną. Wyprostowana, z hardo zadartą głową i kamienną twarzą odepchnęła pokusę. Śmiało i wyzywająco spoglądała budząc grozę.
Zbliża się pięćsetlecie Nowego Hollar. Liczę na waszą inicjatywę w tym jakże ważnym wydarzeniu. Na opinie, a także pomysły — dodała patrząc spod rzęs, zaś wzrok ten miał zaktywizować mężczyzn do pracy. — Przygotowania rozpoczniemy lada dzień. Na ulicach stanąć mają magiczne lampiony, świece oraz światła. Więcej niż dotychczas. Nowe Hollar ma błyszczeć niczym Mimbra w pełni. W dniu obchodów piromanci zabawiać będą mieszczan najznamienitszymi tworami z ognia. Zaczarowane fontanny wypuszczać bicze wodne na ulice. Na terenie akademii chcę widzieć lewitujące księgi wraz z piórami. Święto podzielimy na dwa główne fronty. Pierwszy dla mieszkańców Nowego Hollar. Zlokalizowany w centrum miasta i przy pałacu burmistrza. Przejdzie tamtędy defilada. Pokażcie siłę, musztrę, bogactwo naszych sił. Nie zawiedź mnie, Edvarze. Kupców i handlarzy ściągnąć do centrum. Niechaj w dzień obchodów pułki zapełnią najznamienitsze towary. Mają być cyrkowcy, a także magiczne zwierzęta z ogrodów pod akademią. Wieczorem zaś pokaz sztucznych ogni. — kontynuowała gestykulując pouczająco.

W akademii dzień rozpoczniemy serią wykładów. Inaugurację poprowadzisz ty, rektorze Keli. Chciałabym — zwróciła szczególną uwagę — w tym dniu ogłosić otwarcie szóstego wydziału. Nową Bibliotekę Oroską. Co do jego natury... Musimy ten temat przedyskutować na osobności. A! Bym zapomniała. Jest jeszcze coś. Coś czego brakuje tej uczelni, a przyświecająca idea nie pozwala na wprowadzanie sztampowego przedmiotu. Jak to ma miejsce w tej zabitej dechami dziurze Oros czy patologicznej szkółce dla młotów w Saran Dun. Zrezygnujemy z nauczania magii bitewnej jako przedmiotu nieobowiązkowego. W zamian wprowadzimy gildię pojedynków. Za uczestnictwo w nim studenci będą uzyskiwać dodatkowe punkty. Co powinno ich zachęcić do praktycznego wykorzystania magii żywiołów. Z myślą o nauczaniu pojedynkowania się, narzucimy określone zasady, w których czarodzieje bądź czarownice stawać ze sobą będą do walki, pod warunkiem, że wykorzystują wyłącznie magiczne środki. Przeciwnicy będą próbować ogłuszyć się, rozbroić, zranić i pokonać... Obchód zwieńczymy bankietem w najstarszej z sal wykładowych. Sali imienia: Pogody Szklanej Perły. Na cześć zmarłej rektor Ioenache Fildaerae Lyari, Pogody. W ten sposób oddamy jej cześć.

Re: Willa Morganisterów

172
Samuel na widok swojej mentorki, będącej w dość niecodziennym stanie, zrobił zdziwioną minę. Nie zapytał już o to, czy wszystko w porządku. Najwidoczniej się domyślił, że wcale tak nie było albo po prostu wolał nie denerwować czarownicy. Później Callisto została sama, z oczyszczającą wodą i niespokojnymi myślami. Miała mętlik w głowie, targały nią wątpliwości. Jej talent magiczny był olbrzymi, jednak czy mogła mierzyć się z tym, co mogło nadejść z mroku. Chyba wolała o tym na razie nie myśleć. Czekały ją bardziej przyziemne sprawy.
Przyglądając się sobie w lustrze, myślała o Nowym Hollar, w końcu to był klejnot jej korony, perła władzy. Nie mogła sobie pozwolić na zaprzątanie myśli czymś tak ulotnym, jak dzisiejsza noc. Powróciła do formy, przybrała znane wszystkim oblicze chłodu i władzy. Kiedy Samuel zobaczył kobietę, uśmiechnął się ciepło. Był przekonany, że jego pani doskonale poradzi sobie na naradzie. W końcu to ona grała tutaj pierwsze skrzypce. Kiedy weszła do sali doradcy byli pogrążeni w burzliwych rozmowach. To na ich barkach spoczywał obowiązek dbania o różnorakie sprawy Nowego Hollar. Nadchodzące wydarzenie było dla nich ważnym sprawdzianem. Callisto była przekonana co do ich lojalności, nie miała powodów, by im nie ufać. A ich osądy bywały naprawdę trafne. Kiedy zamknęły się za nią drzwi, rozmowy ucichły, mężczyźni z szacunkiem skinęli głowami, lekko podnosząc się z siedzeń. Czekali na pierwsze słowa, ale chyba nie byli przygotowani, że panna Morganister od razu przedstawi plan i poszczególne zadania. Niektórzy w zdziwieniu unieśli brwi, nikt jednak nie przerywał, dopóki mówiła. Gdy skończyła, pierwszy głos zabrał rektor.
Brzmi dobrze, trochę magii i jarmarcznych pokazów na pewno zachwycą mieszkańców — powiedział uśmiechnięty. — Od pewnego czasu słychać głosy, że w innych częściach magia zaczyna być... potępiana albo uważana za zło wcielone. Pora ocieplić nasz wizerunek.Pozostali pokiwali w zgodzie głowami. Pięćsetlecie Nowego Hollar było wydarzeniem ważnym, szczególnie dla zwykłych mieszkańców i pospólstwa. Dobrzy władcy doskonale wiedzieli, że wszelkie festyny, a także obchody świąt w pozytywny sposób wpływały na opinię wśród gminu. Wyglądało na to, że Callisto nie potrzebowała dodatkowych uwag, to było prostsze, niż myślała. Do czasu.Defilada, pokaz siły, oczywiście... — mruknął Edvar. — Rozumiem, że pan rektor ignoruje nasze wcześniejsze uwagi? Droga pani, przed chwilą poddaliśmy analizie ostatnie raporty. Nie jest najlepiej. Północny-wschód dogorywa, wioski pochłonęła nędza i głód. Wiąże się to z ograniczeniem dostaw żywności, ludzie nie są zadowoleni. Oczywiście, ustały główne bunty, wygasły źródła potencjalnych konfliktów, jednakże handlarze nadal boją się lub nie chcą odwiedzać Nowego Hollar. Może mieć to związek z działaniami Króla i Zakonu. Warzywa, owoce i inne produkty sprowadzamy, oczywiście, jednak po niebotycznych cenach. W raporcie można przeczytać, że kilka rodzin postanowiło udać się na południe, prawdopodobnie do Zaavral. To może zachęcić również innych do przeprowadzki.Dodatkowo musimy zapewnić mieszkańcom bezpieczeństwo, zgromadzenie wszystkich sił w jednym miejscu to poważny problem dla naszej obrony..Callisto słuchała. Podobnie jak inni. Słowa dowódcy straży nie napawały optymizmem. Klątwa działała, jednak odcisnęła swój ślad również na życiu mieszkańców Nowego Hollar. Czarownica wiedziała, że również lwią część skarbca pochłonęła budowa fortyfikacji na południu. Uroczyste obchody to nie będzie niewielki wydatek. Miała wrażenie, że zbliża się ból głowy i jeszcze ta cholerna śmierć, o której od czasu do czasu sobie przypominała.Ja... oczywiście, pan Edvar ma rację, jednak to wyjątkowa okazja — odpowiedział rektor. — Właśnie z powodu niepokojących nastrojów powinniśmy skupić uwagę wszystkich na czymś innym, przyjemniejszym. Aidan nam bruździ, wszyscy o tym wiedzą. Nie możemy brać wszystkiego z takim wyolbrzymieniem. Jednakże rzeczywiście... obchody mogą mocno uszczuplić nasze finanse. Ale, ale! Otwarcie nowego wydziału brzmi wspaniale. W końcu to także święto nauki i magii!Pani Callisto, ma pani we mnie zawsze największe wparcie — odezwał się niespodziewanie Zaastri. — Pamiętajmy, że Zakon działa, prężnie. Szkodzi i krzywdzi, nie da się ukryć. Mamy zamiar walczyć i to też zrozumiałe. Sięga pani po to, co Nowego Hollar ma najlepsze, czyli magię. Ale czy za nami stoi jeszcze coś?Ostatnie zdanie zawisło w powietrzu. Czy poza magią i Czarnymi Płaszczami ze wsparciem straży mieli sojusznika gotowego się poświęcić. Trudno było przewidzieć, czy Zakon i Aidan będą wstanie zjednoczyć ludzi pod sztandarem nienawiści do elfów. To był czas burzy, czas natłoku obowiązków. Cały czas coś wymykało się Callisto między myślami niczym piasek przelatujący przez palce. Kolejną igłę w jej głowę wbił Evar.Doszły do nas wieści o pani synu i tym dziwnym zdarzeniu — powiedział, unikając wzroku kobiety. Niełatwo było mu o tym mówić. — Dokładam wszelkich starań, żeby nie wyszło to poza willę. Ludzie oprócz władczyni i potężnego maga, chcąc także zobaczyć troskliwą matkę i opiekunkę. Proszę pamiętać, że mieszkańcy także są siłą. Cichą i potulną, ale nie chcemy, by zwrócili się przeciwko nam.Callisto patrzyła na wszystkich. Wcześniejsze zadowolenie jakby uleciało, dopadło ją zmęczenie i niepokój z nocy. Musiała odpowiedzieć na ich wątpliwości. Evar martwił się o zwykłych ludzi, nie chciał dopuścić do buntu i przelewu krwi, nie na tym mieli budować nową przyszłość. Zaastri był jej oddany, nie do końca wiedziała, skąd wzięły się jego wątpliwości. Chciała dla magii jak najlepiej, musiała przeciwstawić się Zakonowi i jego jarzmu. Ignaz był wyraźnie zaciekawiony jej decyzją otwarcia szóstego wydziału, chciała z nim o tym niedługo porozmawiać. Jednak czy faktycznie nie dostrzegał innych problemów, chcąc dorównać w zarządzaniu Pogodzie? Na wzmiance o Ziraleu uciekł wzrokiem na bok, najwidoczniej w akademii już podjęto próby analizy przepowiedni. Czy chciała o tym mówić przy wszystkich? Ta rozmowa nie była wcale taka łatwa i coraz trudniej było jej, mimo stojącej pozycji, górować nad doradcami. Nie chcieli dla niej źle, wiedziała o tym. Jednak rządy sprawowała ona i powinni o tym pamiętać.

Re: Willa Morganisterów

173
Niedługo opierała lewe przedramię o dębowy kraniec siedziska. Z początku wiercenie nadrabiano miną. Wyprostowana wsłuchawszy się w raport młodego kapitana straży, tuż po wieściach o emigrujących rodzinach, zasiadła na krześle. Z hardo zadartą głową i kamiennym wyrazem twarzy spoczęła. Sztywne plecy dobitnie przyległy do twardej tafli z tyłu, zaś smukłe dłonie objęły koliste wypukłości na przednich krańcach oparcia. Z impetem wbijała pazury z drewniany konstrukt, jak to mieli w zwyczaju mieszczanie, którzy siłą ręki zgniatali jabłka. Na szczęście kule wyciosano z bardziej trwałego tworzywa, przeto złowrogie manewry władczyni nie naruszały drewnianego tronu. Chociaż z boku mogło to wyglądać nieco inaczej.

Świadomość momentalnie, za jednym zamachem starła maskę udawanej odwagi. Twarz Callisto skurczyła się nieco i wykrzywiła, oczy wypełniły łzami, błyszcząc jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Kobieta walczyła ze wszystkich sił, ale na próżno. Ucieczka do Zaavral, finanse, panujące nastroje i brak sojuszników. Bo któż opowiedziałby się za Nowym Hollar? I w tymże momencie pękła. Fala łez winna przerwać tamę pozorów, lecz... Elfią wiedźmę nawiedziło uczucie, które opanowała do perfekcji. Wykorzystywała je w momentach zwątpienia tudzież słabości. Dawało jej siły i pozwalało zachować zimną krew. To dzięki niemu potrafiła prężnie kroczyć na przód. A był to gniew! Callisto wizualizowała najgorsze wizje podrażniając zakamarki umysłu. Zbudzony lew dodawał otuchy. Przysłaniał żal, rozgoryczenie czy smutek. Wtedy przychodził ten beznamiętny wyraz twarzy. Ironiczne uśmieszki z teatralnie odwzorowanymi zmarszczkami. Głuche spojrzenia mówiące "i tak mnie to nie obchodzi". Pogardliwy, czasem cyniczny, tenor głosu. Bezczelne odzywki wraz z głupimi żartami.

Więc — zaczęła wolno, siedząc sztywno z noga założoną na nogę — dookoła panuje zaraza, a moi poddani uciekają na południe. Chociaż zapewniam im dobrobyt, rozwój oraz chwałę, której nie powstydziliby się najznamienitsi przodkowie. Są zdrajcami czy idiotami? — kobieta nigdy nie trwoniła słów. Tak i tym razem.

Walczymy na wielu frontach, a wiemy jak kosztowne są wojny. Nasz skarbiec pustoszeje. Najbogatsi sojusznicy stali się wrogami. Pretendenci do zajęcia Hollar są wszędzie — nos uzurpatorki, zdawałoby się, wyostrzył się jeszcze bardziej, a w jej głosie zabrzmiała paskudna, zgrzytliwie warkliwa nuta. Skierowana wprost do narzekających popleczników. Spotęgowana pogardliwym wyrazem twarzy i sączącym się z ust jadem. Koniec końców uśmiechnęła się — Porozmawiajmy o gospodarce. Miasto rozwija się. Uczeni, czarodzieje pracują dzień i noc. Wzrasta zapotrzebowanie na żywność. Rozumiem to. Plantacje jak i hodowle naszego miasta za wschodnią bramą nie wystarczają. Wina króla bądź Zakonu. Może nawet dwóch naraz — wtrąciła cynicznie. — Wiecie tak wiele, a nie potraficie zlokalizować oddziałów Zakonu, który rzekomo zmierza w kierunku miasta? Potrzebujecie asystencji astrologów i wróżek? Może wyręczyć was osobiście sprawdzając rzekomą plotkę? A może poczekamy, aż dokonają szturmu południowej bramy w pięćsetlecie miasta?

Było cicho, ale zrobiło się jeszcze ciszej.

Defilada odbędzie się mimo wszystko — rzekła sucho wiedźma, potem dodając — ewentualnie w mniejszym gronie — kompromis wypracowano. Uzurpatorka zgodziła się na pokazową formację, jaka w trakcie trwania obchodów miała zabawiać ludność w centrum miasta.

"Magia jest groźna jak ogień. Kto o tym zapomina, ten się sparzy" — zacytowała znanego erudytę w odpowiedzi na zarzut mistrza Zastiriego. — Trafna uwaga, doprawdy... A kogoż mam prosić o pomoc? Któż pomoże Nowemu Hollar - miastu pielęgnującemu wolność magii i znoszącemu podziały rasowe? Książę Jakub? Odmówił dawno. Zostawił nas w potrzebie. Jeszcze przyjdzie czas, gdy będzie skomlał błagając o litość — odpłynęła nieco w marzeniach. — O ile dobrze pamiętam, a z pamięciom problemów nie mam. Na twoich barkach. Twoich i twoich uczniów ciąży obowiązek powołania armii nieumarłych. Czyż nie? Plaga postępuje, martwych przybywa. Gdzie oni są? Czy nie udostępniłam wam nieograniczonego źródła mocy? — wyrzucała mężczyźnie, zachowując w miarę niepogardliwy ton wypowiedzi. Gdyż w gruncie rzeczy miała rację. Coraz więcej ludzi padało, a chowane w mogiłach ciała zaczynały się psuć. Wystarczyło udać się za miasto, ażeby dziesiątki czarowników z pomocą magii Callisto Morganister mogła wezwać sługusów.

Przyszedł czas na rozmowy o Ziraelu, które jeszcze bardziej rozjuszały już i tak kierowaną gniewem kobietę. Przyłożyła zimną dłoń do policzka, a potem splotła obie jakoby do modlitwy.
Mój syn rozwija swoje zdolności. Jak każdy mag przechodzi okres wzlotów i upadków. Wróżba bełkotliwie toczy o jego losie, toteż czekam na jej interpretację.

Udawała zdziwioną, tym samym powstrzymując się od komentowania siebie jako kochającej matki, chociaż miała to na końcu języka. Nie wyobrażała sobie sytuacji, w której przechadza się ulicami miasta z dziećmi za ręce. Mogła je prezentować, chociaż każdy o nich wiedział. Mogła się nimi okazywać, lecz nie widziała takowej potrzeby. Wysokie elfy to ród, jaki przez swą ideologię został zdziesiątkowany na przestrzeni lat — niedopasowani do świata lub nieakceptowani przezeń. Nie liczyły się bowiem prezencje perfekcyjnych gospodyń, lecz obrotnych matek. Dominował rozwój, nauka i poszanowanie magii. Odchodząc tym samym od religii czy zabobonów. Wychowana przez patriotę, magokratę, Callisto pragnęła za wszelką cenę obudzić dawne idee. Rozpylić magię we wszystkich stronach świata, jak miało to miejsce lata temu. Podnieść z kolan nie tylko cywilizację elfów, ale znieść represje wobec magii. Razem. Ponad podziałami. Chociaż w głębi ducha przekonana była o wyższości swojego miotu, nie widziała przeszkód w jednoczeniu elfów oraz ludzi. Podczas swoich podróży niejednokrotnie przekonała się, iż skóra, w której zostaliśmy zamknięci nie określa naszych możliwości. Określa je upór, wola, niezłomność a także siła serca. Praca.

Spierzchnięte usta zmoczył krótko wystawiony język, który błyskawicznym ruchem przebrnął pod górną wargę, a potem nad dolną. Z kolei krucze włosy ponownie zatańczyły po mimowolnym ruchu głową, oplatając ramię niczym czarne żmijki. Nie czuła wstydu opuszczając siedzisko. Zapartymi rękoma wzniosła swe mroczne oblicze, co galopem pokonując dzielące ją, jak i barek, biurko. Poplecznicy mogli napawać się znanym im odgłosem pluskającego wina. Usta zabarwił karminowy odcień. Wróciła na miejsce. Wtem dobierając pucharu napuszyła się, po czym przywołaną na twarzy maskę pogardy i wyższości zakończyło kontemplowanie falowanego trunku w kołysanym naczyniu.

Jeśli — podjęła kończąc drugi łyk — wyjaśnimy sprawę Zakonu Sakira. Skłonna jestem udać się na wschód. W 731 roku II ery, Meriandos było lennikiem Hollar. Czas do tego powrócić — odłożyła puchar na stół. — Mają pola i zboża. Uprawy niezbędne nam do rozwoju. Leżą w strategicznie odpowiednim miejscu. W tenże sposób odetniemy stolicę od ich żywiciela. Nadto w Meriandos i jego wioskach żyje wielu elfów, którzy trafili tam po Nocy Spadających Gwiazd. Nie wyobrażam sobie lepszego posunięcia, niż rozlanie potęgi Hollar aż po Meriandos.

Wiem — dodała pstrykając palcami — że to sen wariata, ale nie zapominajcie moi przyjaciele. W krainie mroku czeka armia zdolna zalać cały ten zepsuty kontynent. Jeśli Zakon podniesie na nas miecz. Spuszczę psy ze smyczy. Zginą wszyscy. Winni i postronni. Jeśli Meriandos nie ugnie się przede mną, zginą wszyscy. Przybyłam tutaj, żeby zbudować nowy lepszy świat. W świecie magii nie ma miejsca dla głupców. Siła rodzi siłę. Słabość ją niszczy.


Mogliby doszukiwać się w tej wypowiedzi obłędu. Mogliby uznać ją za szaloną. Była jednak pewna swych słów. Callisto wierzyła w siłę, a jej największą siłą była ona sama. Niczym tykająca magiczna bomba, mogła eksplodować w każdej chwili. Nie wiedział tego Zakon, i nie wiedzieli o tym jej wrogowie. Jednym gestem wywołane z mroku bestie sprowadziłyby śmierć i cierpienie żywych, obróciły piękne miasta w pogorzeliska. Zapoczątkowały kataklizm, jakiego nie powstydziłyby się demony z Czarnej Wieży na Północy.

Re: Willa Morganisterów

174
Edvar Le’neil słuchał uważnie swojej Pani. Wszyscy słuchali rzecz jasna lecz błysk w jego oczach sugerował, że któraś z wypowiedzi wprawiła w ruch potężne koła jego umysłu. Nie marnując czasu na dyskusje o festiwalach i innych rzeczach o których prawdę powiedziawszy wiedział tyle, ile o samej magii wokół której krążyły wyjął na stół i rozwinął wielką mapę okolic Hollar. Dobywając zza pasa różnokolorowe narzędzia piśmiennicze zaczął kreślić po niej i rysować. Wyglądało to bynajmniej niepoważnie. Różne paski, falki i kółeczka szpeciły cenne płótno wywołując cichą urazę większości z obecnych.

https://prnt.sc/l5wb81

- Tereny zaznaczone na szaro to te, objęte plagą. Ścieżki brązowa oraz zielona to potencjalne kierunki przemarszu nieumarłej armii. Z pełnym szacunkiem Panowie czarodzieje takich sił nie ukryjecie w żadnej wioseczce. Muszą być one w ciągłym ruchu lub stacjonować w górach. - Zaczął tłumaczyć swoje bazgroły kolejno wskazując na poszczególne kolory. - Kolor pomarańczowy reprezentuje trasę, po jakiej proponował bym ruszyć naszym wojskiem. Chociaż nie uważam tego za najlepszy pomysł. Nie znam się na magii ale ze strategicznego punktu widzenia najlepszym miejscem do zebrania nieumarłych były by wioski na wschód od skażonego obszaru. Następnie należało by w sposób skryty przeprowadzić armię w góry Erial. Tam zauważone zostaną przez świat. Najlepiej znaleźć jakiegoś proroka i ogłaszać światu, że jest to gniew bogów za grzechy władców Meriandos. Ten segment zostawiam w rękach magów. - Konstytuował pokazując kolejne elementy układanki.

- Nieumarłe wojsko ruszy z gór kierowane przez wyznaczonych ludzi przebranych za demony, anioły czy co też mości magowie raczą wymyślić i uderzy na Meriandos niszcząc doszczętnie znajdujące się po drodze wioski. Nie będzie ich tam zbyt wiele więc i strata mała a panikę wywoła. Trasa zielona... - Wskazał kolor. - ... jest alternatywą osiągnięcia tego samego celu. Moi ludzie już wyznaczyli odpowiednie miejscowości. Powiedziałem im, że istnieje podejrzenie wystąpienia tam zarazy więc możemy "oczyścić" je w każdej chwili.

- Tyle w kwestii zabezpieczenia nieumarłych. - Powiedział po chwili przerwy. - Strach przed martwymi najlepiej podsycać poprzez dywersję. Niech ktoś idzie i rozpowiada jak straszliwy jest boski gniew. Jak niepowstrzymany. Jak ci, których pochłonie armia śmierci nigdy nie zaznają spokoju. Niech mówią też o wielkości i dobroci naszej Pani. O tym, że tylko Ona może ich ocalić. - Stwierdził kończąc kolejny wątek. Wszystko to mówił głosem dosyć sztywnym, formalnym i obojętnym nie dając równocześnie dojść do głosu obradującym czarodziejom.

- Względem regularnej armii nie angażował bym jej w to przedsięwzięcie. Zagrożenie ze strony króla oraz zakonu jest jak najbardziej realne. Na szczęście przeprowadzenie zwyczajnego wojska, wozów, broni, żywności i sprzętu inaczej niż po drogach jest niemal niemożliwe. Nasza flota choć skromna patroluje rzekę Sara. Chciałbym również za zgodą moja Pani posłać wojsko do patrolowania południowej drogi i jej okolic. Nie całe rzecz jasna ale połowę.

- Potrzebujemy również bohaterów. Kiedy nieumarli siać będą postrach w okolicach Meriandos tamtejsza ludność musi mieć do kogo zwrócić się o pomoc. Nowe Hollar jest daleko. Gdyby jednak w okolicach Jeziora Gwiazd dokonano ważnego magicznego odkrycia... Odkrycia na tyle istotnego, aby powszechnie o nim wiedziano. Takiego, do którego badania wyruszą najznamienitsze magiczne umysły z Najjaśniejszą Panią na czele... Elitarna grupa takich, którzy zupełnie przypadkiem byli tam gdzie trzeba aby móc szybko i sprawnie ocalić uchodźców z Meriandos. - Mówiąc to wpatrywał się w magiczną część zebrania. - Oczywiście bohaterowie nie obyli by się bez strat. Musiało by zatem być wśród nich wielu takich, za którymi nie zatęsknimy. Większość z wyprawy powinna również wierzyć, że rzeczywiście coś badają. Im mniej ludzi wie o planie tym lepiej.

- Ja niestety chodź chciałbym móc stać przy Twoim boku Pani nie powinienem włączać się w skład ekspedycji. Zbyt mocno kojarzę się z wojskiem a nasza armia jest zbyt mocno rozproszona bym mógł skutecznie dowodzić nią z tamtego miejsca. Już teraz komunikacja pomiędzy poszczególnymi oddziałami stanowi problem. Jeżeli przeniosę do tego kolejnych dowódców spośród szarych płaszczy do kierowania martwymi... cóż. Najlepiej byłoby, gdyby to nekromanci zajęli się tym aspektem ale bez urazy szczerze wątpię w ich zdolności nawigacyjne i dowódcze. Poza tym magowie nie pasują do roli aniołów prowadzących armię boskiego gniewu. Dowódcy musza mieć miecze. Nie muszę chyba przy tym wspominać jak wielką katastrofą byłoby gdyby któryś z nich dał się złapać? - Westchnął nad mapą pasując skronie. Jeżeli chociaż część z jego planu dojdzie do skutku czekała go ogromna ilość pracy. Koordynacja tego wszystkiego, w dodatku z wywiadem i kontrwywiadem wymagała niecodziennej uwagi i jeszcze dochodził do tego odwieczny problem łączności. Wszystkie działania musiały by być skoordynowane w czasie. Zmęczonym gestem odłożył pióro i popatrzył po otaczających go twarzach.

- Sugestie? Uwagi? Plany? Jak blisko nieumarłych muszą myć nekromanci żeby armia się nie rozpadła? Da się ją kontrolować inaczej niż zaklęciami? Cóż tak ważnego możemy badać nad jeziorem? Mamy jakiś potencjalnych "bohaterów" do poświęcenia? Znacie jakieś magiczne sztuczki, które pozwolą mi uzyskać łączność między poszczególnymi grupami? Pani? Twoje zdanie? - Na koniec zwrócił się do Callisto. Wykorzystał swoje doświadczenie. Wyłożył pomysły. Jeżeli jednak Ona nie wyrazi na to zgody, mógłby na tej mapie narysować nawet tęczowego jednorożca i efekt byłby taki sam.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Willa Morganisterów

175
Callisto chwyciła się za dolną wargę i dwoma palcami zgniotła ją, deformując dotąd jędrny i prosty twór. Kolejno pociągnęła za czerwień wargową, by finalnie oblizać wskazujący paliczek. Odchylona do tyłu głowa, tak sztywno dźwigana na prostym kręgosłupie, z dumą spoglądała na nadgryzioną zębem czasu mapę. Niewątpliwie była stara, lecz zachowywała przejrzystość. To wystarczyło do zwizualizowania malarskich fanaberii dowódcy straży. Nie przerywała mu. Ani rysowania, ani przemowy. Tylko doglądała wskazywanych fragmentów, miejsc od czasu do czasu zmieniając pozycję. Krocząc dookoła stołu. Tak między rektorem Kelim, jak i mistrzem nekromancji.

Hmm — mruknęła pod nosem po zakończonym wywodzie, wartko podpierając brodę. A wtem przybrany wyraz imitował iście zadumaną intelektualistkę. Ściągnęła dłoń w dół i za jej sprawą, wyciągniętego palca, wskazała na wioskę na północ od Nowego Hollar.

Tam się udamy. Plaga przyniosła największe spustoszenie. Brama mroku dostarczy niewyobrażalne pokłady energii dla waszych zaklęć, mistrzu, jak i rozniesie ich efekt na setki kilometrów, bądź więcej — podniosła prawą brew, patrząc na nekromantę spode łba. Zaliczony piruet przy krańcu stołu i ponowna zmiana wskazującego palca. Tym razem zatrzymał się na górze Erial.

Ożywieni przemaszerują przez lasy do góry. Sama ich obecność wzbudzi panikę, jaka zaleje całą środkową część kontynentu. Tam będą czekać. Udacie się z nimi. Odziani w łachmany nekromanci nie odbiegną od świeżych truposzy. I ci właśnie nadawać będą kierunek ich przemarszu.

Ty zaś, rektorze, zgrupuj moich oddanych studentów. Czym prędzej udadzą się na wschód, głosząc o katastrofie nawiedzającej ziemie pomiędzy Nowym Hollar a Saran Dun. O armii nieumarłych. Karze za grzechy Króla Aidana. I głosić też będą o Nowym Hollar i jego wybawicielce. Bo to za naszą zasługą armia nieumarłych ominęła to miasto. Niechaj te słowa zapadną w ich pamięci. Także o wybawieniu, jakie ich tutaj czeka.

Nie będzie ekspedycji nad jeziorem. Ruszę na wschód, by z magami ratować toczone śmiercią prowincje Meriandos. Ludzie, elfy i niziołki muszą zrozumieć, że to magia ich wybawiła. Inaczej nie przekonają się do niej. Będziemy chronić bezbronnych. A gdy przyjdzie odpowiedni czas. Magowie z Nowego Hollar staną naprzeciw armii nieumarłych. Ta zaś ugnie się i odejdzie, skąd przybyła. Do gór.

O ile — wtrąciła składając dłonie jak do modlitwy — Meriandos podporządkuje się mi i zostanie lennikiem Nowego Hollar.

Uśmiech nie znikał z jej nawiedzonej twarzyczki. Chociaż diabelski, emanował najszczerszą dziecięcą radością.

Re: Willa Morganisterów

176
Rozkazy zostały wydane. Wola Callisto stanowiła najwyższe prawo Nowego Hollar a dowódcy Czarnych Płaszczy nie trzeba było powtarzać. Jego rola w tym planie była zresztą mocno ograniczona co pozwalało skupić się na problemie króla i zakonu. - Płaszcze są do dyspozycji, gotowe ruszyć z Tobą Pani na północ. - Powiedział wstając. - Za pozwoleniem, obowiązki wzywają. - Dodał i opuścił pomieszczenie. Zabezpieczenie dróg lądowych samo się nie zrobi.

Mistrz Ignaz Keli natomiast miał pewne obiekcje. - Pani co z festiwalem? Co z defiladą? Kto zajmie się tym kiedy wyruszymy ratować świat? - Realizacja tych przedsięwzięć leżała na jego karku. - Uczniowie to nie problem, mamy ich przecież wielu ale jeśli wszyscy ruszymy na wschód zabraknie doświadczonych magów do obrony miasta. Kogo zabrać? Któż zostanie?

Zaastri skrzywił się zerkając na Callisto - Mamy jechać z tymi trupami? Taki kawał i marznąć gdzieś w górach? Ryzykować głową? Ehhh... Gdzie zebrać nekromantów? Kiedy wyruszamy? - Nie wydawał się być szczególnie zadowolony z powierzonego mu zadania. Oczywiście jako lojalny sługa nie stawił otwarcie oporu ale widać było po nim, że najchętniej posłał by do tej roboty kogoś innego.

Dobrze naoliwiona maszyna klęsk i śmierci pracowała w najlepsze. Rzucona przez Callisto klątwa rozsiała się na szerokim pasie z którego plony zbierała śmierć a już niedługo zbiorą również nekromanci. Fala strachu, smutku i cierpienia miała tylko przybrać na rozmiarach a to wszystko dla zaspokojenia chorobliwych ambicji wiedźmy i jej sztabu. Zajęty wojną domową Król nie reagował a po Zakonie nie widać było ani śladu. Przyszłość rzeczywiście przedstawiała się w mrocznych barwach.
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Re: Willa Morganisterów

177
Błędem byłoby opuścić miasto w trakcie pięćsetlecia akademii — wypiła łyk wina, nad którym jeszcze chwilę temu kontemplowała, falując karminowym trunkiem po ściankach pucharu.

Nieumarli potrzebują czasu na przejście i koczowanie w górach. Potem zasianie strachu — kontynuowała, unosząc kielich. — My w tym czasie zajmiemy się uroczystością. Wyruszymy po wszystkim, kiedy z pierwszych wiosek zostaną pogorzeliska — zakończyła zdanie beztrosko.
Dalej podjęła się tłumaczenia wszelakich problemów, jakie napatoczyły się w trakcie dyskusji. Mistrz Zastiri źle interpretował wolę kobiety. On nigdzie się nie udawał. Wyłącznie kilkunastu nekromantów. Niewielki odłam ich zrzeszenia miał podążyć do wnętrza gór. Doglądając ożywionej armii. Spadku po pladze. Zaopatrzeni nie mieli się czego obawiać. A mogli zostać bohaterami. Miejsce mistrza nekromancji było u boku Callisto. Póki przebywała w mieście. Z kolei sprawa studentów była o wiele prostsza. Nieliczni wyruszyć mieli siać panikę. Głosić o wybawicielce z Nowego Hollar. Karach za grzechy oraz nadchodzącej apokalipsie. A kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, wybrani przez czarownicę studenci podążą z nią bronić uciskanych przez armię nieumarłych. Akademia niezależnie od okoliczności i warunków, musiała funkcjonować. Przeto Pani Morgansiter nie mogła uszczuplać kadry do walki ze złem. Wystarczyli studenci. A tych ostatnimi czasy nie brakowało wcale. Wszakże przybywali zewsząd. Do wolnej akademii czarodziejstwa.

Pozostało im zatem dokonać czynu haniebnego. Bo wskrzeszenie zmarłych to akt gwałtu na naturze. Ogłoszono aktywizację około pięćdziesięciu nekromantów z grupy mistrza Zastiriego. Kolejnego dnia o zmierzchu mieli udać się wraz z uzurpatorką i całą jej świtą do oddalonej nieopodal miasta wioski. Miejsca, gdzie wszystko się zaczęło. Miejsca, w którym student rozpoczął plagę, skąd jej niszczycielskie sidła zbierają plony. Miał to być krótki przemarsz, na pół dnia czy mniej, wszakże serce zepsucia ulokowano w niedalekiej odległości. Potem. Potem czekały kolejne dni i wielka uroczystość z okazji rocznicy akademii magii w Nowym Hollar.

Re: Willa Morganisterów

178
Wyznaczona przez Callisto grupa stawiła się w umówionym miejscu i zgodnie z Jej wolą ruszyli w podróż. Pomimo zmierzchu pięćdziesięcioosobowy oddział odzianych w czerń postaci wydawał się być delikatnie sprawę ujmując "podejrzanym" i wzbudzał powszechne zainteresowanie. Magowie starali się oczywiście przemieścić skrycie na tyle, na ile było to możliwe przy rozmiarach ich grupy lecz mimo tego spojrzenia wiecznie ciekawskich, starszych kobiet odprowadzały ich poza bramy miasta. Podobnie intensywny aczkolwiek bardziej skonsternowany niż zaciekawiony wzrok mieli strażnicy pilnujący wyjścia oraz murów. Ci jednak po wypaczeniu wśród odzianych w czerń i szarości postaci Callisto szybko znikali gdzieś z zasięgu wzroku bardzo zajęci ważnymi czynnościami służbowymi.

Całość nie napotkała żadnych problemów tak w samym mieście jak i na jego obrzeżach, pogoda sprzyjała a droga jaką mieli pokonać wiodła po porządnym, ubitym trakcie. Co prawda nekromanci nie byli przywykli do dalekich marszów a i godzina sprawiała, że sporej części najzwyczajniej w świecie chciało się spać ale pojedyncze jęki i narzekania na te mało istotne aspekty były szybko tłumione przez groźne spojrzenie bardziej doświadczonych spośród nich albo zwyczajne "zaaaaknij się wrescie" od kolegi. Magowie magami, ważni i wykrztauceni ludzie ale koniec końców nikt nie lubił marudzenia.

Przenosimy się w ten temat => http://herbia-pbf.pl/viewtopic.php?p=39552#p39552
Obrazek

Mowa jest srebrem, milczenie złotem.
Mówiąc, jest łatwiej wyjść na idiotę.

Wróć do „Nowe Hollar”