Dotarła i automatycznie chwyciła Gotarda za kostkę. Żył, ale był rozgrzany, jak obrabiana przez kowala stal. Jego organizm nieskutecznie walczył o resztki życia, tkwiące w jego twardych kościach, żylastych mięśniach i bladej pergaminowej skórze. Nie było czasu na próbę pomocy w tym momencie, nie potrafiła wyleczyć siebie, nie była akolitką, a wyczuła zbliżający się wstrząs. Odpowiedź na wybuch, którego była kreatorka. Fala dotknęła również głębszej skorupy ziemi. Płyt tektonicznych. Większa część uderzenia skumulowała się w dół, tym samym dając szansę im przeżyć. Teraz zaś warstwy kurzu wynosiły się niepokojąco, a kawałki kamieni drgały, niczym membrany bębnów wojennych Urk-hun. W tym szaleństwie zmysłów było coś jeszcze. Pod ziemią pulsowało coś jeszcze. Jakby przebudziła pradawną moc, która zastygła w ciemnościach katakumb świątyni, a wyzwolona magia, ściągnęła jej sen z powiek.
Ostatnia myśl zanurzająca się w znajomych okolicach. Nowe Hollar. Dzielnica biedoty, którą pamiętała jak przez mgłę. Żebrzące kobiety, umorusane kradnące dzieci, stary szarlatan wysokoelficki, który oferował przepowiedzenie przyszłości za dwa srebrne gryfy. I mrok. Znajoma ciemność, która pochłonęła jej świadomość, splatając w jedno ze świadomością wojownika. Widziała obrazy, których nie chciała ujrzeć. Zdeformowane bestie chowające się w ciemnościach, które przyprawiały o dreszcze. Bezlitosną i głupią wojnę, którą zapoczątkował pazerny brat. Krew niewinnych kobiet i dzieci, co plamiła nagie miecze. Dziewczynkę, której głos słychać tylko nocą. Wiatr, rozwiewający jej włosy. Świst stali. Szorstki zarost łaskoczący jej podbrzusze. Musztrę na środku fortu i śmiech pojedynczych żołdaków, który rozbijał się o głowę echem. Smak matczynej siary. Słodycz miękkich ust. Zmysłowe westchnienie kobiety do ucha. Mdłości, pożerając gąbczaste mięso istoty z innego wymiaru. Przepychanki z bratem, uderzenie i ciepło puchnącego policzka. Krzyk ojca. Odwaga i złość, które buzują w trzewiach, gdy ukochana kobieta jest w niebezpieczeństwie. On też widział wspomnienia Elfki, którymi nie chciałaby się podzielić. Była nawet zirytowana, że ktokolwiek śmiał wkraść jej się do głowy. To była jej przestrzeń. Głęboko skryta przed nieproszonymi gośćmi, a teraz ktoś wszedł tam ze swoimi butami. Śmierć Johasha, który kochał się w nią w łóżku i krew spływająca po jej nagim ciele. Młodziutki elf przy stole rodzinnym, który wsłuchuje się w niepochlebne komentarze na temat zmarłej siostry. Podróż przez pustynię, piekący piasek, popękane usta. Zlot dziwnych czarownic. Upadek z konia, do którego przyczynił się starszy brat. Gwałt w gospodzie. Nagłe wtargniecie zimnego powietrza w płuca.
Przemienili się w czarna smugę. Nie bez powodu w ten sposób został nazwany kamień. Niczym dym, ułatwiający z tlących się zgliszczy, wydostali się wyłomem w ścianie. Nie byliby w stanie w inny sposób opuścić kamiennej pułapki. Przelecieli nad głowami zaniepokojonych robotników i naukowców- ekipy archeologicznej zatrudnionej na usługi rodu Ao. Nieświadomej zdarzeń zaistniałych wewnątrz wykopalisk. W ich oczach byli tylko niewyraźnym obłokiem, niesionym przez wiatr. Mieli na głowie zupełnie inne problemy. Przed chwilą nastąpiło kolejne trzęsienie ziemi, a strop świątyni zawalił się. Niczym licha chatka podczas burzy. Symbol świetności dawnej cywilizacji zapadł się w sobie, a za jakiś czas znów przykryją go warstwy piasku. Stanie się również grobowce dla jednego z potężniejszych młodych czarodziejów z Nowego Hollar. Wraz z nim chwycił kilku znamienitych badaczy i naukowców, którzy nie przetrwali poczynań pysznego Wysokiego Elfa. Nikt już nie przejmował się losem zagubionych członków wyprawy, albo przynajmniej nie robił takiego wrażenia. Większość zbierała swoje manatki i uciekała z zagrożonego terenu. Pierwsi byli zwykli prości robotnicy. Nic nie wiązało ich z Aurielem. Przedstawiciela Szakali, zielonego przewodnika archeologicznej wyprawy, nie było nigdzie widać. Wyczuł kłopoty dużo wcześniej i ulotnił się zanim ktokolwiek poczuł pierwsze niepokojące drgania ziaren piasku. Typowe zachowanie członków plemienia. Tylko uczeni, jakby kierowani empatia wobec swoich braci po fachu, nie wiedzieli coś z sobą zrobić. Dopiero spektakularne zawalenie się szczytu historycznej konstrukcji otrzeźwiło ich umysły i dodało sprawności w ruchach.
Czarna smuga przemykająca niezauważalnie po porannym niebie, niosła w magiczny sposób dwoje sprawców katastrofy, przez Wielkie Wydmy. Oni jednak nie odbierali bodźców w taki sposób jak wcześniej. Byli jak lotny gaz, który porusza się zgodnie z ustalonymi prawami, tym razem ku miastu wysokich elfów. Czas dla podróżników był zupełnie inny niż ten, który minął w rzeczywistości. Nie była to zwyczajna forma teleportacji. Lepszym pojęciem byłaby transmutacyjna podróż. Dziwna i obca magia, która drzemała w smolistym kamieniu, przeobrażała użytkownika w twór, który potrafił się dostać prawie wszędzie i przyspieszał czas przemieszczania się. Nie materializował on ciała w innym miejscu oddalonym o tysiące mil. Snuł się w postaci mrocznej mgły przez całą Herbię. Callisto jednak miała wrażenie, że trwało do dosłownie chwilę. Jeszcze przed mrugnięciem oka była w walącej się świątyni, zanurzyła się tylko przez chwilę w psychice swojego partnera- w jego przeszłości, lekach i marzeniach, a teraz razem wylądowali w cuchnącej uryną bocznej uliczce, gdzieś w najbiedniejszej dzielnicy Nowego Hollar, taplając się w błocie razem z jakimś nieprzytomnym pijakiem, którego prawdopodobnie wyrzucili z taniej speluny dla reguły. Nikt nie mówił w wielkim świecie o tym miejscu, zwanym niekiedy przez tutejszych przedsionkiem piekła, tego baśniowego końca wszystkich grzeszników. Wysokie elfy lubują się w pięknie, dostojności, wiedzy i potędze. Nic dziwnego, że ciężko było im przełknąć rządy ludzkiego króla. Nadal jednak żyją w poczuciu swojej lepszości i pragną pokazywać się tylko z tej lepszej, jakby nie było w nich nic złego, czy wadliwego. Są trochę jak słodki owoc śliwki, który przez swoją soczystość stał się siedliskiem robaków. Lepiej nie można tego opisać, co czarownica znała od dawna. Choć elfy wspomagały swoich braci, tworząc Domy Mędrców dla najstarszych i sierocińce dla tych z czysta krwią, a nawet prowadząc szkoły dla najuboższych, mieli bardzo dużo za tymi spiczastymi uszami. Slumsy nie powstały całkowicie naturalnie. Jest to część miasta ulokowana po wschodniej stronie, oddzielona dodatkowym murem. Znajduje się z dala od głównych wejść miasta, aby nikt z kupców czy dyplomatów nie musiał widzieć nędzy, rozgrywającej się w tej dzielnicy. Została oddzielona tak, by nie szkodziła wizerunkowi Nowego Hollar. Mało tego. W mieście, tym pięknym i reprezentatywnym, zakazane było żebranie i spanie na ulicach. Wszyscy Ci, którzy nie pasowali do idealnego obrazu Wysokoelfickiej Stolicy, zostali zsyłani do piekła. Tam zaś szerzyło się wszystko to, czego nie można było spotkać na ulicach. Głód, śmierć, brud i agresja. Widok umierających wychudłych kobiet, prószących o każdy grosz dla swojego dziecka przy bramie oddzielającej główne miasto od slumsów nie było dziwne. Tak samo jak mali złodzieje, bijący się że sobą pijacy, produkcja własnego bimbru... ale również szerzący się handel kontrabandom, dzicy czarodzieje, praktykujący zakazane sztuki i rozwój organizacji, którym nie wypadało działać w centrum. Tu znajdzie się wszystko czego się potrzebuje, jeżeli się dobrze poszuka.
Nie mogli znaleźć lepszego miejsca niż piekło. Miejsce pełne szumowin i niepewności. Na szczęście Gotard żył i miał się o wiele lepiej niż wcześniej. Otworzył nieśmiało podpuchnięte oczy. Zaświszczał, łapiąc powietrze w ociężałą klatkę piersiowa. Drgnął. Callisto zaś czuła się jeszcze gorzej niż wcześniej. Magiczna podróż nie służyła jej, albo to w dziwny sposób mężczyzna pochłonął jej siły witalne. Jedno było pewne- wylądowali w totalnym bagnie. Dosłownie, ale również w przenośni. Zanim czarownica zdążyła dobrze się unieść z mieszaniny ziemi i fekaliów, które stanowiły podstawę alejki, kątem oka zobaczyła czwórkę zbirów. Nie znała się na takich typach. Środowisko przestępcze w jej rodzimym mieście było jej obce. Nie ciężko było się domyślić, że mieli złe zamiary. Ktoś w zaczarowany sposób zjawił się na ich terytorium bez wiedzy. Musieli przecież zbadać sytuację i pokazać, kto tutaj rządzi. Szybko jednak zostali sprowadzeni na ziemię. Z członkiem rodu Morganister się nie zadziera, nawet jeżeli został wyklęty przez głowę rodziny. Ostatkiem energii, wykrzesanej z mizernego ciała, wypuściła mroczną mackę, która niczym szerszeń, użądliła ich herszta. Ten padł na ziemię. Nie zdążył się nawet zorientować, a już nie żył. Za to jego towarzysze zerwali się na równe nogi. Pierwszy rzucił się ku szefowi, ale zaraz padł martwy z poderżniętym gardłem, a jego krew wraz z błotem nabrała brunatnego odcienia. To jeden z bandytów. Kandydat na nowego przywódcę. Gdy król padnie, lwy walczą o władzę. Okazuje się, że nie odważny wygra, lecz hiena -swoją pazernością. Dostał co chciał, a nie zamierzał zadzierać z utalentowana kobieta. Wraz z ostatnim towarzyszem opuścili uliczkę, żeby dokonać autokoronacji na nowego przywódcę bandy. Nie będzie to rewolucja. Nowy herszt, lecz stare porządki. Jest jeden plus tego. Nie będą już więcej niepokoić Callisto. Ta zaraz straciła przytomność.
*** Palił się cynowy kaganek, rzucając mocne światło na blado-żółte karty księgi, nad którą pochylona była wysoka elfka. Był to czysty tom, który dopiero miał stać się wartościowym zbiorem wiedzy magicznej. Tylko tytuł wytłoczony na koziej skórze, mógł zdradzić treść, która miała się znajdować wewnątrz. Magia z mroku. Nie przez przypadek zastosowano ten przyimek w tytule. Pozycja miała prawić o magii, która pochodzi z innego wymiaru. Od dłuższego czasu czarownica interesowała się czarną magią, ale dopiero po doświadczeniach z pradawnych ruin, zaczęła dostrzegać prawdziwe pochodzenie jej niektórych zaklęć. Miała ponad rok, aby zgłębiać tajemnice tamtej krainy i poszukiwać kolejnych zastosowań tej magii. Opanowała nowe zaklęcie sięgające do alternatywnej rzeczywistości. W niepojęty lecz przerażający sposób potrafiła wpuścić do umysłu wybranej osoby głosy z tamtego świata. Zdradzieckie dźwięki, hałasy, szepty, które potrafiły doprowadzić do szaleństwa. Sama źle wspomina pobyt w krainie mroku, gdzie sama tego doświadczyła. Od tamtej pory posiadała zdolność otwierania bram do alternatywnej rzeczywistości, ale niestosowała tego. Ciężko było powiedzieć dlaczego. Czy nie miała po temu powodu, czy raczej obawiała się konsekwencji. Przez ten czas poznała sposób działania magii z mroku. Gdzie oddziałuje najlepiej, w jakich momentach trzeba uważać, a kiedy lepiej przedłożyć siłę nad czary. Zgłębiała również inną wiedzę. Zakupiła nie jedną księgę na zakazanych targach, które ponoć prawiły o zaklęciach ze sfery czarnej magii. Większości z nich było najbliżej fantastycznym opowiadaniom, które swój żywot kończyły w piecyku, aby ogrzać piwniczne mieszkanie. Natrafiła niekiedy na bardziej wartościowe rzeczy, których jednak nie była w stanie opanować. Nie tyle z powodu małej wiedzy i umiejętności, lecz dotyczących aspektów magii, które nie podchodziły pod jej kompetencje. Odnalazła tam jeden drobny rytuał, który doskonale wypełnił jej zdolności. Klątwę intuicyjną, którą mogła rzucić na dowolną osobę, sprawiając różne nieprzyjemne skutki. Jej wadą, a może raczej zaletą, była niepewność skutków. Wystarczyło użycia pióra innego ptactwa, dymu z innego rodzaju drzewa, czy pory wykonywania rytuału, aby efekt różnił się od poprzedniego.
Callisto była teraz zajęta pisaniem tomu dla przyszłych czarnoksiężników. Wszyscy znamienici magowie, zachowywali swoją wiedzę i doświadczenie na kartkach papieru. Ona też musiała. Przecież była uzdolnioną wiedźmą, której warsztat nie mógł przepaść wraz ze śmiercią. Oczywiście zaczęła nawet nauczać poszczególne osoby zakazanych sztuk, ale tworzenie księgi, było przejawem pewnej próżności kobiety. Wyobrażała sobie, że za kilkaset lat, ktoś będzie czytał słowa spisane jej ręką i osiągnie niebywałą potęgę, a ona będzie prawie jak jego matka. Przez chwilę uśmiechnęła się sama do siebie. Może to nie będzie nawet tak długo, jak na początku założyła. Wróciła więc do zapisywania kolejnej strony zaraz po tytule i autorze. Był to wstęp, w którym zawarła już kolejną stronnicę podziękowań za wydanie tego dzieła, które jeszcze nawet nie zostało skończone. Pisała to już od pewnego czasu i zawarła w tekście kilkanaście… kilkaset słów skierowanych do dawnego mistrza, w którym w połowie zaczęła go wyklinać, do ojca, w którym nabluźniła gorzej niż mogło się wydawać, wspomniała również o Gotardzie, który wiernie trwał przy jej boku, a teraz zaczynała pisać na temat dwójki najważniejszych osób w jej życiu. Gdy ułożyła w swojej głowie pierwsze zdanie, ktoś zapukał i wtargnął do jej pokoju, najmniejszego w całym podziemiu, ale najcichszego. Kropla atramentu złośliwie kapnęła na pergamin, zostawiając nieprzyjemnego dla oka kleksa. Na szczęście w miejscu, które nie zniszczy jej dwutygodniowych starań w skończeniu (a może raczej zaczęciu) tomu magicznego.
Nie musiała odwracać się, aby wiedzieć kto przeszkodził jej pisanie. Gotard znów przyszedł marudzić nad jej uchem, jak te wredne brzęczące muchy. Od czasu, gdy mieszkali razem i pełnili rolę małżonków, miał przekonanie, że będą piękną szczęśliwą parą, a ona stanie się bardziej czuła. W żadnym wypadku. Nie zamierzała się zmienić w kurę domową, która będzie sprzątała, gotowała i prała. Wystarczyło, że uratowała jego życie po raz wtóry. Nawet nie potrafiła już zliczyć ile musiałby jej zapłacić za swoje życie. Czasami miała ochotę otworzyć bramę do Krainy Mroku i odesłać go z powrotem. Łączyło ich jednak teraz zbyt wiele, a on okazywał się czasem bardzo przydatny. Pewnie znów nie potrafił uspokoić dzieci, albo przyszła kolejna kobieta, której mąż puścił się z oberżystką. Nie miała teraz czasu na głupoty. Odwróciła jedynie głowę w jego stronę z wyrazem mordu na twarzy.
Nie zmienił się od tamtego czasu zbyt bardzo. Przybrał jednak na masie i wyglądał teraz na bardziej umięśnionego, choć kobieta wiedziała, że urósł mu nieznacznie brzuch. Na twarzy miał jedynie dniowy zarost, gdyż regularnie golił się brzytwą. Włosy miał przystrzyżone do ramion. Nie jednak mogłaby się w nim zakochać. W swoich silnych ramionach trzymał Leariza. Półrocznego syna, który miał rysy podobne do ojca. Wtulony w jego pierś, jedną dłonią trzymając lnianą koszulę, spał. Wyglądał jak aniołek. Zupełnie jakby nie był dzieckiem żołdaka i wiedźmy.
- Czego? – warknęła, aż sama przeraziła się brzmienia swojego głosu – Nie widzisz, że jestem zajęta? Mało razy Ci mówiłam, że masz mi nie przeszkadzać, gdy jestem w swoim pokoju?
- Callisto przestań – jak ona nienawidziła, gdy mówił jej co ma robić, jak uzna za stosowne, to przestanie – Przyszli twoi uczniowie i mistrz Apatyt z Uczelni – miał się już odwrócić, ale niepewnie dodał – Zirael krzyczy w niebogłosy i niczym nie mogę go uspokoić. Zrób coś.
No tak. Bliźniak Leariza charakterem był zupełną jego przeciwnością. Nie tylko jeżeli chodzi o usposobienie, ale dziwną siłę, która w nim drzemała. Najgorsze, że nie dawał spokoju małżonkowi, a za to on cały czas niepokoił ją. Dopiero w ramionach matki, chłopak się uspokajał. Uwielbiał obserwować, jak rzuca klątwy czy drobne zaklęcia. Gotard cały czas protestował, że nie powinna robić tego przy dzieciach. Ona zaś czuła, że mały Zirael będzie w przyszłości jeszcze potężniejszy od niej.
Weźmie małego i pójdzie do salonu, w którym w zwyczaju miała przyjmować nie tylko klientów, ale również osoby zaangażowane w jej obecną działalność przeciwko Uniwersytetowi w Oros. Nie mogła patrzeć, jak uczniowie są tłamszeni przez Zakon Sakira, a ich rodacy wyrzucani lub co gorsza, torturowani na śmierć. Nie spodziewała się, że tak szybko zbiorą cenne informację i będzie mogła podjąć kroki, aby upokorzyć konkurencyjną Akademię Magii.
***
Całe jej życie potoczyło się zupełnie inaczej niż się mogła spodziewać. Wydarzyło się w nim już wystarczająco dużo, ale przyszło jej się usytuować w najbiedniejszej dzielnicy w Nowym Hollar. Po wylądowaniu tutaj za pomocą Czarnej Smugi i zabiciu herszta jedynej bandy przestępczej, która działała w piekle, została uratowana przez Czarownicę Sanide. Wysokaelfka praktykowała czarną magię w zupełnie inny sposób niż mogłoby się zdawać. Potrafiła wysysać siły witalne z żywych istot, a następnie leczyć. Nie podobało się to władzy, więc ukryła się w slumsach i oferowała swoje usługi za pewną opłatą. Przyprowadzała do domu zwierzęta, które zabijała. Roztaczała jednak aurę, która nawet Callisto odczuwała jako niepokojącą. Zwierzęta zaś reagowały w jej towarzystwie bardzo nerwowo. Wilki warczały, koty jeżyły sierść, ptaki z trzepotem uciekały, a grzechotniki zaczynały syczeć i odstraszać. Miała duże mieszkanie w piwnicy w jednej z bocznych uliczek, gdzie przetrzymywała kupione stworzenia. Nawet jeżeli wydawała się dla nich dobra, karmiła, poiła, te nigdy nie były ufne wobec niej. Może przeczuwały cel, w którym je składowała, a może sama aura, nie pozwalała im się do siebie zbliżyć.
Zaopiekowała się nimi. Ugościła w jednym z pokoi. Później zaś pomagali jej w opiece nad zwierzętami i prowadzeniu domu. Nie mogli narzekać, ponieważ los bardzo się do nich uśmiechnął. Oboje wrócili do zdrowia. Krótko potem okazało się, że Callisto jest w ciąży. Gdy kobieta była w siódmym miesiącu stała się straszna rzecz. Sanide została ukąszona przez bardzo jadowitego węża, którego trzymała w swojej kolekcji. Jej sztuka była wadliwa- nie pozwalała na stosowanie magii wobec samej siebie, a więc potrzebowała pilnej pomocy. Callisto jednak nie zareagowała zbyt szybko i udawała, że bardzo źle się czuje, aby Gotard dłużej pozostał przy niej. Czarownica zmarła od trucizny pozostawiając im dom. Bardzo przytulny i obszerny. Posiadał pięć pomieszczeń, które były suche i ciepłe, jeżeli często paliło się w piecu. Idealne, żeby osiedlić się i prowadzić spokojny żywot. Morganister musiała utrzymać się w mieście, a dawny żołnierz nie mógł zbyt bardzo narażać swojego życia na ulicach piekła. Zaczęła więc oferować rzucanie klątw i przekleństw dla zwykłych mieszkańców. Mieszkańcy z całego Hollar przychodzili do niej, aby ukarać zdradzieckiego męża, upokorzyć nielubianego sąsiada czy wywinąć psikusa konkurenta do ręki kobiety. Niedługo potem znana była jako Wiedźma ze Slumsów.
W tym czasie wiele się wydarzyło na świecie, ale najważniejsze okazały się dl kobiety wydarzenia na Uniwersytecie w Oros. Dziwny wybuch i anomalie magiczne, a następnie zniknięcia licznych osób z całej Herbii, doprowadziły do represji na nieludzkich czarodziejach. Wydalanie uczniów, przesłuchania i tortury, podnoszenie czesnego. Nie mogła patrzeć, jak Zakon Sakira niszczy jedną z istotnych uczelni magii w Keronie. Na szczęście Nowe Hollar z rektorką Pogodą na czele szybko zareagowali, przyjmując nowych uczniów w swoje szeregi. Negatywne nastroje wobec ludzkich magów były coraz głośniej podkreślane przez wykładowców i wysokoelfickich obywateli. Ithotha Ao nestor jednego z najbardziej cenionych rodów po domniemanej śmierci swojego syna, zradykalizował swoje poglądy. Po otrzymaniu stanowiska na Akademii Sztuk Magicznych podjął kroki wraz z Pogodą napisania pisma zarówno do króla jak i rektora o zaprzestania działań represyjnych wobec nieludzkich czarodziejów oraz przeproszenia za swoje karygodne czyny.
Wiedźma ze Slumsów nie została bierna w owych wydarzeniach. Wykorzystała okazję i zwerbowała kilku uczniów, którym przekazywała w swojej piwnicy lub z dala od miasta równe zaklęcia oraz mówiła o prawach magii, aby następnie negować je, dając prymat intuicji. Wbrew pozorom znalazła poparcie dwóch bardzo utalentowanych magów. Pierwszym z nich był Kasaleo- zbzikowany wieszcz z piekła, który chodził po ulicach i wróżył przyszłość za dwa srebrniki. Okazał się bardzo uzdolnionym czarodziejem, który cztery razy w roku musiał składać ofiarę z trzech dziewic i noworodka, aby utrzymać na swoich usługach demona, który widzi przyszłość. Drugą osobą jest profesor z uniwersytetu, Apatyt. Mężczyzna władał magią ognia, a na uczelni wykładał zajęcia związane z manipulacją magią i wyczuwaniem pól. W zaciszu zaś uczył się nekromancji i grzebał się w szczątkach.
Kasaleo przewidział ten dzień, krótko po przybyciu Callisto do Hollar. Na niebie jasno świeciła Poinsecja, gdy na świat przyszli bliźniacy, spłodzeni przez Gotarda w mrocznej krainie. Poród był długi i bolesny. Przyniósł na świat jednak dwie najważniejsze istoty dla czarownicy. Chłopcy byli wręcz identyczni do siebie. Mieli rysy podobne do ojca i prawdopodobnie, będą miały równie silne zdrowie. Charakterami jednak zupełnie się różniły. Zirael, który narodził się kilkanaście minut wcześniej, był głośny, bardzo aktywny i ciekawski. Gdyby potrafił już chodzić z pewnością stwarzałby jeszcze większe kłopoty. Miał oczy całe czarne jak najgłębszy mrok, zupełnie pozbawione ciała szklistego . Gdy Callisto czasem wpatrywała się w nie zbyt długo, miała wrażenie, że widzi własne troski i smutki. Przypominały się jej najgorsze cierpienia z życia. Wtedy też maluch mrugnął i wszystko wracało do normy. Biła od niego dziwna moc. Prawdziwy mrok, jakby w tamtym świecie nie kochała się jedynie z Gotardem, ale również ze złem, kryjącym się w mroku.
Leariz zaś był zupełnym przeciwieństwem swojego brata. Był cichy i spokojny. Czuł się bezpiecznie przy ojcu, który często nosił go na swoich rękach. Nieśmiało badał świat swoimi rączkami i wszystko smakował. Bardzo rzadko płakał i to zazwyczaj wtedy, gdy sobie coś zrobił lub był głodny. Odwrotnie do Ziraela, miał oczy zupełnie białe, jakby bogowie zapomnieli dorysować mu źrenic i tęczówki. Nie było to bielmo lecz wada genetyczna, która zupełnie pozbawiła go zmysłu wzroku. Był jednak równie nadzwyczajny co drugi syn. Chwilami zachowywał się, jakby bawił się z kimś, kogo nie było wśród nich, albo uciekał przed czymś nieistniejącym. Śmiał się w niespodziewanych momentach, albo gaworzył zostając zupełnie sam w pokoju. Robił również wrażenie, jakby zawsze wiedział, że właśnie ktoś idzie. Nie musiał widzieć, aby wiedzieć. Poza tym raz zdarzyło się Callisto, że czuła obecność swojego dziecka, choć w pokoju go nie było, a ten grzecznie spał w pokoju.
*** Siedzieli na twardych fotelach i sofie. Nic innego nie udało im się znaleźć, a czarownica nie przykuwała zbyt dużej wagi do wystroju salonu. Zresztą ten surowy styl pasował do jej przydomku. W około stołu znajdowała się trójka jej uczniów: Samuel, Serafin i Malea. Największe nadzieje powierzała w swoją jedyną uczennicę, która szybko się uczyła. Za to Serafin miał niezwykle duży potencjał. Choć nigdy nie notował tego co kazała zapisać, na błędach uczył się czarowania. Samuel wydawał się przeciętny. Na największym fotelu, który zupełnie nie pasował do pozostałych, siedział Apatyt. Mężczyzna o siwej bródce i białych włosach spiętych w koński ogon.
- Mam dla Ciebie pismo od Jej Magnificencji Rektor Akademii Sztuk Magicznych w Nowym Hollar Pogody. Myślę, że powinnaś go przeczytać – przekazał w ręce kobiety eleganckie pismo, opatrzone pieczęcią – Sądzę, że powinnaś również wiedzieć, że mam informację o bardzo cennej księdze magicznej, która prawi o nekromanci w Ujściu. Posiada ją niejaka Shana, dawna Profesor z Uniwersytetu w Oros, która została skazana na śmierć, lecz uciekła przed niesprawiedliwością do Ujścia. Nie sądzę, że byłaby zainteresowana dołączeniem do naszego małego zgromadzenia, ani tym bardziej oddaniem dobrowolnie tomiska. Warto byłoby się jednak lepiej przyjrzeć tej sprawie.
- Pracowałem ostatniego czasu bardzo dużo u Kasaleo. Nie popieram zbytnio tych jego praktyk, ale musiałem zdobyć jego przychylność. Dobrze wiedz Mistrzyni, że jest pazerny i nawet przynależenie do nas, nie zmieniło jego wymogów. Porwałem więc kobietę dla jego rytuału. Druga mi uciekła i musiałem ją zabić, aby nie doniosła jakiemuś kupcowi, który w tamtym czasie przejeżdżałby traktem. Byłoby za dużo problemów – zaczął jak zawsze długą i nudną opowieść Samuel – Zajrzał w przyszłość. Na północy pojawi się niedługo potężne diabelstwo, które może zasilić nasze szeregi. Jest to jednak dość daleko i nie wiem czy mamy wystarczająco środków, aby wyruszyć tam.
- Ja wróciłam właśnie z Meriandos. Od pewnego okresu dzieją się tam dziwne rzeczy. Niektórzy uważają, że dzieje się to od chwili, gdy jakiś szalony Elficki kapłan szerzył tam kult Krwawej Krinn. Gdy elfy wyklęte przez Sulona opuściły miasteczko nic się nie zmieniło. Więc widzę w tym coś więcej. Coś mi podpowiada, że powinnaś się tam udać Mistrzyni – zasugerował Serafin – Co którąś noc znikają nowonarodzone dzieci. Może to jakiś sabat, albo demony.
- Spędziłam ostatnio trochę czasu w bibliotece i na targach, szukając rzadkich ksiąg – właśnie taka była Malea, bardzo pilną dziewczyną – mówiłaś Mistrzyni o stracie wartościowego kostura. Odnalazłam zapiski o Lasce Matki Zarazy, która ukryta jest gdzieś na wyspie Grenefod. Przyniosłam ze sobą zapiski i dokładny opis. Powinnaś to zobaczyć Mistrzyni.
Spoiler: