Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

31
Nie wiedział. Nie dokładnie. W pierwszej chwili też jej nie poznał. Spojrzał na nią z wymalowanym na twarzy przemieszaniem gniewu i strachu.
- Czego chcecie? Gdzie my... - Wstrzymawszy potok zdecydowanych, wykrzesanych z gardła z odpowiednim wydźwiękiem za pomocą silnej woli, słów, skonfundowany jej nagłym uczynkiem, nie wiedział, co ma dalej rzec lub uczynić.

Był taki, jak go sobie zapamiętała. Prawie... Te same oczy i usta, choć chłopięca twarz nabrała więcej męskich, ostrzejszych, rysów. Urósł - to oczywiste.

- Callisto?... Co tu się dzieje? Co się stało? Pamiętam tylko wrzask... wyszedłem z pokoju i... to wszystko. - Pękł. Był gotowy na konfrontacje z porywaczami, szantażystami, ale do głowy mu nie przyszło, że spotka się w własną siostrą.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

32
Poranna mgła uniosła się zupełnie, przez zmatowione niebo zaczęła mocniej prześwitywać czerwona kula słońca. Tak miodowe, skalane nutą pomarańczy, ślepia oszpeconej kobiety podnoszą się. Nie spuszcza wzroku z jego pięknej - o idealnych proporcjach - twarzy. Dłonią próbuje sięgnąć policzka, lecz w przypływie emocji kończy na pochwyceniu chłopięcych dłoni. Trzyma je, od czasu do czasu głaszcząc delikatnie. Od kamiennej twarzy tchnęło nieco ciepłem, którego nikt by się nie spodziewał. Miłość wymaga wyrzeczeń, czasem okłamujemy najbliższych dla ich dobra. Czasem ratujemy ich wbrew woli. Zakładając, że poczynania Callisto są dobre - chroniła brata. Jednakże nielekko ocenić pobudki kobiety. Dopuszcza się mordów, intryg, niszczy mosty zbudowane na przestrzeni lat przez mądrzejszych od siebie. Czas, tylko czas ją osądzi. Właśnie, czas. Był wczesny ranek, a Apatyta brakowało. Martwiła się, wyczekiwała. Bez tego doświadczonego sojusznika jej gra traciła sens. Potrzebowała zreferowania nastroi po okrutnej napaści przedstawicieli szlachetnego niegdyś Zakonu Sakira. Potrzebowała Apatyta, by tragicznie powrócić i na oczach wszystkich wyrazić skruchę po stracie najbliższych.

Zatrzepotała rzęsami, co oznaczało, że wyrwała się z letargu. Znowu odpłynęła w planowaniu. Teraz jednak musiała owinąć Jana w okół palca, oczywiście dla jego dobra. Spojrzeniem wskazała na noszoną czerń, chłopiec nie do końca pojął przesłanie, lecz z pewnością zrozumiał, iż nie ma dla niego dobrych wieści. - Tak mi przykro. - zabełkotała roniąc jałową łzę. Młodzieniec wciąż nie rozumiał, ale objęła go zamaszystym uściskiem. - Two... Nasi rodzicie nie żyją. Pieter także. - Nie puszczała chłopaka z przerysowanego przytulenia. - Zostali zamordowani przez inkwizytorów. Ja, ja cię uratowałam w ostatniej chwili. Poznałam sztuki widzenia, dlatego wiedziałam. Nie rozumiem dlaczego. Po co napadli na was. - rzucała na ślepo faktami, jakoby naprawdę była roztrzęsiona.
- Ważne, że jesteś bezpieczny, kochanie. Jesteś u mnie. Żyję tutaj w ukryciu, bo boję się takich jak Zakon. Rozumiesz? Ty też musisz się teraz ukrywać. Nikt nie może o Tobie wiedzieć. Zostaw wszystko mi. Jesteś zbyt cenny, zaś ja doprowadzę do pomsty. - Długo wpajała młodemu elfowi te kłamstwa. Powtarzała je kilka razy niby z roztrzepania, niby pod wpływem emocji. Liczyła, że nie będzie powodować problemów, że przyjmie wszystko, jak mu podała. A gdy emocje już opadły, opowiedziała o swojej rodzinie. O Gotardzie i dzieciach za drzwiami. Ów czas próbowała odciągnąć złe myśli, bo bolał ją smutek na jego twarzy.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

33
- Nie żyją?... - To pierwsze słowa, jakie znalazł. Matka, ojciec, brat - jacy by nie byli, do tej pory stanowili jego rodzinę, jego świat. Nie był w stanie odwzajemnić uścisku, porażony taką dawką szokujących informacji. Jego świat legł właśnie w gruzach, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Minęła dłuższa chwila. Padło kilka rozpaczliwych spojrzeń naokoło. Skórę pokrył pot. Młodzik oddychał ciężko. I nie... to nie były objawy zbliżającej się choroby, tylko najzwyklejsza w świecie panika o potężnym natężeniu.

- Ja... Ale... Ale dlaczego? Dlaczego ich zabili? - Ostatnie słowa wyłkał. Pustka. Brak celu. Jak żyć? Nie tylko panika, ale i żal. Z mętnym od łez wzrokiem wrócił na kanapę. Teraz zwyczajnie nie potrafił podjąć z nią żadnej rozmowy. To dotknęło go w zbyt młodym wieku... To dotknęło zbyt delikatną jeszcze osóbkę.

Nie zadawał pytań. Patrzył otępiale i chyba słuchał. Będzie musiało minąć trochę czasu, nim chłopak pogodzi się z tragedią, i wróci do względnie normalnego życia. Póki co nie można było liczyć na więcej, niż bezsilne posłuszeństwo i apatię Gotard wyprowadził go na jej polecenie, zabrał na górę i postarał się względnie uprzejmie potraktować. Może... nawiązać kontakt, choć raczej próżno było tego czekać.

***

Apatyt przybył późnym wieczorem. Sam. Na twarzy miał czysty bandaż - owijający mu czoło i część polika. Przywitał ją krótko, a wyglądał na bardzo zmęczonego.
- Nie spałem już dwa dni. Wybacz mój stan. - Zaczął z lekkim uśmiechem na ustach, gdy weszli już głębiej w domostwo wiedźmy. I faktycznie, wyglądał, jakby ostro go przemaglowali od wczorajszej nocy.
- Pogoda nie żyje, cały Uniwersytet jest oburzony. Władze chcę przyjrzeć się sprawie po cichu, ale ja już ją rozdmuchałem. Ja, i służący, którzy zobaczyli ciała. Musimy działać szybko, póki grunt jest podatny. Burmistrz wydaje się być duchem z nami, ale wątpię, aby zrobił coś więcej, niż tylko wyprawienie posłów do króla... albo Jakuba. Tak... aha, brakowało tam tylko Twojego brata. Wiesz coś o tym?... - Apatyt nie był zdziwiony, gdy wyjawiła mu prawdę.
- Miejmy nadzieję, że to nie skomplikuje sprawy. Czyżbyś chciała, aby poświadczył za Tobą w sprawie spadku? - Mówił dużo. Mówił szybko. Ale nie bełkotał. Nie, mówił zrozumiale. Po prostu... był podekscytowany i być może nieco zaniepokojony. Do tej pory uczony, teraz spiskowiec.

Zaczęło się! Koło poszło w ruch. Świat się zmienia...

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

34
Siedzieli przy stole, jak dwójka starych druhów, a przecież znali się zaledwie rok, może niewiele dłużej. Ona liczyła około trzydziestu wiosen, on niemal trzykrotnie więcej. On był profesorem, zasłużonym mistrzem swej dziedziny. Ona szemraną wiedźmą bez ukończonej szkoły o majątku i nazwisku znanym w świecie magii. Połączyła ich wspólna idea. Poszanowanie dla zakazanych arkanów. Władza oraz wpływy, które ze sobą niesie. Nie mieli wspólnych torów, lecz ścieżki splotły się w spólny węzeł. Ponadto szanowali się wzajemnie, to bezsprzecznie umocniło ich sojusz.

Z uwagą wsłuchiwała się w słowa przyjaciela. Na jej twarzy gościł nawet grymas współczucia, gdy mędrzec wspomniał o dwudniowym braku snu. W jego wieku było to wielce niewskazane, a może i niebezpieczne. Warto, by po opadnięciu dymu po katastrofie w dworze Morganisterów odpoczął kilka dni. Najlepiej jako nowy rektor, lecz tenże plan był jeszcze daleki do sfinalizowania. Póki czas uwagę przykuły bardziej żarzące kwestię, takie jak: pojawienie się w rezydencji oraz jej zajęcie, spłata długu zaciągniętego w Piekle, rozdmuchanie aktu napaści na znamienity ród.

- Mój młodszy brat znajduje się na wyższej kondygnacji - podjęła z uśmiechem na ustach - Gotard dopatruje jego stanu. Nie chcę, aby ktokolwiek o nim wiedział. Przyjdzie czas, gdy się ujawni. Jest niezaradnym młodzieńcem. Powiemy, że uciekł z miejsca zbrodni. Był w szoku. Wymyślimy coś - podniosła brew - jak zawsze - i opuściła zagryzając wargę.

- Po pierwsze - zaczęła mentorskim tonem, jakoby wykładała język nienawiści na Uniwersytecie w krainie Garona - udasz się ze mną do rezydencji. Najzwyczajniej zajmę ją. Potem zaprosimy burmistrza. To ważny ruch, aby nie tylko umocnić fakt, iż jestem dziedziczką, ale również nakłonić go do podjęcia odpowiednich kroków. Co sądzisz o zakazie, pod groźbą śmierci, wkraczania jednostek zakonnych do Nowego Hollar? - zapytała z maską cynika, manifestując nadmierną pewność siebie. Mogła sobie na to pozwolić. Grali w wielką grę i właśnie wygrywali.

- Po koneksji moich praw do ziemi i majątku napiszę list do księcia Jakuba, w którym wyrażę oburzenie na działalność Zakonu Sakira oraz jego brata, wspierającego tę niebezpieczną instytucję. Wsparcie twej kandydatury w wyborach rektorskich to kolejny bardzo istotny element naszego planu. W twoich rękach leży, ażeby kadra nie zapomniała o zamachu na rektor Pogodę. Wykorzystajmy to jako próbę usunięcia przychylnej nieludzkim czarodziejom kobiety. Taka wieść winna wzbudzić niepokój u większości czarodziei. Jeśli Zakon posunął się do morderstwa jednej czarodziejki, może zgładzić każdego.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

35
- Hmm... To bardzo pochopny ruch. Nadmienię, iż na chwilę obecną rezydencja jest zajęta przez ludzi burmistrza. To miejsce poważnej zbrodni. Nie przepuszczą Cię. Musimy udać się do niego udać i przedstawić mu sprawę. Na obecną chwilę zdaje się, że jeśli nie odnajdzie się Twój brat, posiadłość zostanie przekazana najbliższej rodzinie Twego pana ojca, albo zlicytowana, jeśli taka rodzina się nie odnajdzie. - Po podzieleniu się pierwszymi, najbardziej naglącymi, nowinami, ostygł nieco i przemawiał spokojniej, starym swym, rzeczowym i spokojnym tonem. Skrzywił się, gdy napomniała o zakazie. Chyba według niego, to dopiero sprowokowali wielką grę i zaczynali w nią grać.
- To nadal są ziemie korony. Króla. Burmistrz to tylko jego sługa, a miasto nie ma żołnierzy. Oczywiście, garnizon straży miejskiej to, można tak rzec, zawodowi żołnierze, a przynajmniej mają regularne ćwiczenia; niewielu walczyło w jakieś wojnie, ale pozostali są lepsi od zielonych poborowych. Nie mają jednak doświadczenia jak prawdziwy zawodowcy czy rycerstwo... - Pauza. Spojrzał na nią.
- Bez wsparcia Jakuba nie utrzymamy miasta. Burmistrz to nie głupiec, dostrzeże to. I... I powołanie mieszczan nic tutaj nie zmieni, chyba, że... Szybko wprowadzimy do akcji magów. Wszystkich. Zapewne dostrzegają już wspólny cel, być może potrzebują tylko jeszcze ostatecznego bodźca, nadziej na lepsze jutro, i kogoś kto złączy ich pod jednym sztandarem. - Nie spuszczał z niej wzroku.
- Daruj mi ten wywód...Ale skoro zapytałaś, nie mogłem sobie odpuścić. Dobrze wiem, że od początku było to Twoim zamysłem. Chciałbym wiedzieć, czy masz jakiś plan. Dokładnie. Prócz wpływu na elfy poprzez profesorów i skłonienia Jakuba, aby to w nas szukał sojusznika. Wiesz już,
gdzie zaatakuje demon?

Na chwilę obecną sytuacja była dość trudna. Dopiero się krystalizowała - choć raczej we wiadomym kierunku. Jeśli jednak Callisto chciała, aby wszystko szło po jej myśli, powinna nie tylko spoglądać w dal, ale i skupić się na opanowaniu tego co tu, i teraz.

Zrozumiałe, że pierwszym krokiem było zdobycie posiadłości. Apatyt był gotowy iść z nią nawet i jutro, bo dziś godzina była zbyt późna. Potrzebne były jej tylko logiczne argumenty, a mag sugerował jakąś wiarygodną historyjkę.

Chyba, że naprawdę chciał przejąć siedzibę...

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

36
Przyjmujemy to, co daje los. Nie zawsze zsyła słodkie i życzliwe dary. Gorycz - nieodłączny element żywota przemyka niepostrzeżenie, aż drętwieją wargi. Cierpki smak osadza się na ozorze i ostrzega, bowiem większość trucizn jest gorzka. Natura, taka genialna, sprytna. Pragnie chronić swe dzieci przed nieuniknionym. Bywają i jady słodkie. Mącą w umyśle, by w odpowiedniej chwili uderzyć. Nie spodziewasz się zagrożenia, kiedy delikatna słodycz łechcze podniebienie. Słodka trucizna to najgorsza trucizna. Słodkie zabójstwo to najgorsze zabójstwo. Słodki przyjaciel to najgorszy przyjaciel.

- To jest nasz dom i odzyskam go, choćbym miała zabić wszystkich, którzy uważają inaczej. - wtrąciła przez zaciśnięte zęby. Szczęka powędrowała do przodu, a wtedy facjata przybierała bardzo, ale to bardzo gryzący wyraz. Pochopnie oceniła siły. Nic dziwnego, wszakże nie miała o tym pojęcia. Komentarze mistrza Apatyta były irytujące, lecz rzeczowe. Mogła ich nie przyjmować do świadomości, mimo wszystko respektowała zdanie towarzysza.
- Chciałam oszczędzić Janowi utrapień, ale przy takowym obrocie spraw - przeleciała spojrzeniem z lewej na prawą stronę - udam się z nim do rezydencji. Tak zrobię. - dodała dając do zrozumienia, że temat nie podlega dalszej dyskusji. Miała pod sobą młodszego brata, jedynego bezkonkurencyjnego potomka, o którym wiedzą niemalże wszyscy. Pojawienie się z nim było jednoznaczne z odzyskaniem posesji. Dlaczego mieliby nie wpuścić młodzieńca do jego własnego domu? To byłoby alogiczne - Apatyt przesadzał, jak zwykle.

Natłok pytań bywał uciążliwy. Wścibstwo to zaś paskudna cecha, jakiej lepiej nie okazywać w obecności śmiercionośnej czarownicy. Mistrz Apatyt podejrzanie pragnął poznać każdy, nawet najdrobniejszy, szczegół. Wielce się owo podejście czarodzieja nie spodobało kobiecie, dlatego w izbie uniósł się kwaśny, żrący i toksyczny smród podejrzeń. Od tej pory patrzyła na niego spode łba, a swawolna dysputa "przyjaciół" obrała bardziej szorstki kształt.
- Tak. - wycedziła przeciągle, przy czym nie nie wiadomo czego tyczyło się owe przytaknięcie. Czy chodziło jej o zgodność w sprawie księcia Jakuba, czy o inną treść, o której wspominał w dosyć przydługim monologu.

- Demon? - zdziwiła się, o czym świadczyło zmarszczone czoło i pełne pustki oczy. - Wszystko w swoim czasie, przyjacielu. Niechaj młodzi odszyfrują procedurę, wtedy zajmiemy się demonem. Ludzie - uśmiechnęła się szeroko, lecz jej wzrok umknął w podłodze - napuszczę go na okolicznych prostaczków ze wsi, by oczy Zakonu Zwróciły się i tutaj. - po tych słowach wstała z krzesła. Obeszła je, by stanąć z tyłu i w rezultacie oprzeć tułów o wysokie oparcie. W tej pozycji kończyła rozmowę.
- Armia magów - brzmi cudownie, w istocie. Mam wyjść na ulicę i ich wezwać? - spytała z lekkim przekąsem. - Na ten moment nie mam niczego i nikt mnie nie poprze. Niewielu o mnie wie. - spoglądała w dół, prosto na rozmówcę. Stojąc wyżej mogła poczuć się lepiej, a te drobne przyjemności były na wagę złota w trakcie tak słodko-gorzkich traktów.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

37
- Być może, jeśli chłopak zechce współpracować. Wtedy majątek będzie należeć, prawdopodobnie, do niego. - Groźby mordu puścił mimo uszu, wnikając w temat mniej inwazyjnego rozwiązania. Tak, mniej krojenia i wkładania, więcej kombinowania. Acz trzeba przyznać, że często gęsto, zabicie to najprostsza część planu.
- Chcesz czy nie, i tak wezmą go na spytki. Dokonało się zbyt wiele. - Ponad miarę czy w sam raz był sceptyczny? Ostrzegł ją podle tego, co dyktowały mu przeczucia i doświadczenie.

Ironia i dogryzanie były dobre dla młodszych, jemu brakowało już ochoty na takie gry słowne, i to od kilkudziesięciu lat. Nadal w pozycji siedzącej, spoglądając w jej twarz.
- Robię, co mogę, by pomóc. Wydaje mi się, że cała kadra popiera moje zdanie i wierzy w opowieść o wrogości Zakonu - tak to wygląda. Jeśli... Gdy już zostanę nowym rektorem, wprowadzę do programu nauczania zaprawę bojową dla wszystkich uczniów. W końcu musimy być gotowi, gdyby przyszło nam walczyć. Mam szczerą nadzieję, że uczniowie swoje przekonania zaniosą do swych rodzinnych domów, jeśli tylko zdarzy im się tam być. - Przerwał. Opuścił wzrok na stół.
- Wiem, że niewiele w tej chwili możesz dla tej sprawy uczynić. Rozumiem to, ale masz przecież... są jeszcze... Nie podoba mi się to, ale bandyci okazali się nadzwyczaj skuteczni i chciałbym zasugerować, abyś pomyślała, jak można by ich jeszcze wykorzystać. Być może oni. Może tym razem powinniśmy zaatakować zakonników na trakcie i dać do zrozumienia, że Nowe Hollar nie będzie bezczynie przyglądać się rzezi swojego ludu. Im bardziej pogłębimy nienawiść wśród obu stron, tym trudniej będzie załagodzić sytuację. - Ustał z mową, czekając aż wiedźma się określi. Nadal pozostawał zdania, iż winni uczynić coś więcej, niż tylko planowali. Pewna idea chodziła mu nawet po głowie...

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

38
- Jak twoim zdaniem - podjęła oburzona, zaciskając dłonie na wykończeniach oparcia, o które właśnie się podpierała - mam użyć tej zgrai morderców, kiedy nie spłacono pierwotnego zadłużenia? Wybacz, nie jestem biegła w matematyce, lecz z moich rachunków wynika, że jestem kilka noży w plecy. - to prymitywne określenie doskonale oddało status kobiety. Była poirytowana i rozgoryczona. Miała wyrzuty, że nie wszystko idzie po jej myśli, że nie jest tak łatwo jak to sobie uknuła. Ponownie siadła na krześle, przeplatając dłonie. Wyglądała jak mały obruszony bachor.

- Jesteś taki mądry. Na pewno masz jakiś plan. Uchyl rąbka tajemnicy. - usilnie próbowała zasięgnąć języka od doświadczonego profesora, być może przyszłego rektora, z Nowego Hollar.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

39
- Droga do władzy wybrukowana jest obietnicami. I nikt nigdy nie powiedział, że jest bezpieczna. Musimy rozpocząć poważniejsze negocjacje, i przeciągnąć ich na swoją stronę. Niewykluczone, że znajdę sposób, aby wesprzeć Cię finansowo. - Spokój go nie opuszczał, mimo iż zmęczenie dawało o sobie znać i czyniło cieńszą, barierę po przełamaniu której Apatytowi mogły puścić nerwy. Ziewnął.
- Zapewne znajdę coś, czym będę w stanie ich opłacić. Jestem absolutnie pewien. Tak, cel uświęca środki. Coś znajdę. - Potarł zaspane oczy, potem kark, i obrócił tułowiem, aż strzyknął kręgosłup.

- Moja droga... - Rozpoczął, po krótkiej przerwie.
- Zapewne dobrze już wiesz, że w początkowej fazie planu, gdy magowie są jeszcze niezdecydowani, wsparcie miasta i pertraktacje z Jakubem mogą nam nie tylko dać czas, aby zjednać magów do wspólnego celu, ale i przynieść słuszne efekty, oraz cenny sojusz z perspektywami na przyszłość. To ostanie... to bardzo optymistyczna wizja. - Pauza. Krótka. Ziewnięcie.
- Masz zamiar zaprosić burmistrza do swojej nowej posiadłości. I... Posłuchaj mnie. Posłuchaj uważnie. Ja tam nie poznałem tej energii. Zakonnicy wykonywali ich polecenia i dali się zabić, na moich oczach. Być może... Być może poplecznicy złego byliby w stanie wpłynąć na burmistrza. Być może i na radnych. Callisto?... - Zmęczony wzrok kierował się nią, w jej oczy. Apatyt czekał odpowiedzi.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

40
Utrata witalności fizycznej jak i psychicznej - wyczerpanie. Chylenie się ku upadkowi. Po okresie intensywnego wzrostu nadchodzi obumarcie. Umierasz, żeby odrodzić się nowy i oczyszczony. Wielu stawia czoło cyklicznemu rytuałowi, próbując zakłócić jego przebieg. Bój jest daremny, albowiem nie idzie pokonać samego siebie. Oszukać fizyczności. Bo chociażbyś uciekał ile sił w nogach, wyczerpanie cię dopadnie. Powali na kolana i zaprowadzi do słodkiej krainy snów, gdzie budzą się najdziksze pragnienia. Z mroku wypełzają strachy. Sen nawiedzają wizje, nad którymi nie masz kontroli. Podświadomość, to jej królestwo.

Mistrz wiedzy tajemnej godnie próbował stawiać opór nieuniknionemu. Stare, przekrwione oczy gasły z każdym kolejnym zdaniem. Słowa niemal wybełkotane szyły dziurawe od pauz płótno. Spostrzegła to mimowolnie. Starzec potrzebował odpoczynku, bez względu na to, jak ważne poruszyli kwestię. Dysputa mogła poczekać. Jako że za oknem świecił w trzeciej kadrze jeden z księżyców, kobieta pragnęła szybko pozbyć się gościa.

- Zawsze spłacam swoje długi - odparła stanowczo, gdy mędrzec wspomniał o pozyskaniu finansów do uregulowania długów wobec szajki z Piekła. - Ciebie również spłacę - nie spuszczała z mężczyzny wzroku - z nawiązką. - potem spojrzała w parkiet, kończąc zdanie. - Tymczasem, mój drogi, udaj się na spoczynek. Porozmawiamy jutro. - ochoczo odprowadziła, a raczej wyprowadziła gościa. Mimo to brakowało w tym szczerych intencji. Nie interesowała się jego tragicznym stanem. Była umówiona, a Apatyt miał nie wiedzieć o tej wizycie.

Kiedy drzwi klapnęły, w drodze do sypialni przypominała sobie treść listu, który nakazała dostarczyć Serafinowi w Piekle. Gorliwie nakłaniała przywódcę zgrai do rozmowy w cztery oczy. Dzisiaj w nocy miała spotkać się z kimś, kto najzwyczajniej pragnie pozostać anonimowy. Dlaczego? - zadała sobie to nurtujące pytanie, kiedy dłoń objęła klamkę od łożnicy. W środku siedział - jak zawsze - Gotard. Bliźnięta spały w najlepsze lub cicho gaworzyły. Nie wiedziała tego , bo nie zwróciła na nich uwagi. Kątem oka zaś ogarnęła przykrytego kocem młodszego brata. Nawet przez sen z jego młodocianej buźki bił ból. Stracił wszystko, by dostać siostrę, której już nie poznawał. Zmieniła się, bardzo się zmieniła.
- Chodź ze mną. - wyszeptała przez mocno zaciśnięte zęby. Ruch warg pomógł Gotardowi zrozumieć krótkie obwieszczenie. Drzwi cichutko klapnęły.

Schodzili do salonu, gdzie przyjmowano gości. Niewiele mówiła, krocząc po schodach. Uwagę skupiła na podnoszeniu poszerzonej ku dołowi czarnej jak węgiel sukni, która majtała się między nogami. Niewątpliwie zapomniała, jak uciążliwe bywają szlacheckie togi. Pomimo trudu dotarli do niższej kondygnacji, wtedy zajęła wygodną pozycję w granatowym fotelu.
- Będziemy mieć gościa, ważnego gościa - doglądała wzniesionymi ślepiami stojącego nad nią człowieka - a mi pali się grunt pod nogami. Bądź, pomóż. - skończyła z nutą grozy, wyczekując nadchodzącej wizytacji.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

41
Apatyt nie walczył. Posłusznie opuścił domostwo i wszedł w gęstniejący już mrok wczesnej nocy. Choć zmęczony i zaspany, wciąż jednak był potężnym czarodziejem, i biada temu, kto spróbuje niewłaściwie zabrać się do obrabowania starca.
Jak do tej pory, mag radził sobie w podróżach przez slumsy całkiem nieźle.

Jej brat nie jadł, nie mówił, tylko spał lub leżał i wpatrywał się w przestrzeń przed swoimi oczami. Kontaktu z nim, choć możliwy, był w cholerę zdawkowy, i wymagał sporo cierpliwości. Gotard próbował, ale szybko się poddał, zrzucając rozwiązanie tego problemu na karb czasu, który to podobno leczy rany.
*** Nocą ktoś usłyszał pukanie. Ciche i nieśmiałe.

W otwartych drzwiach, przed nią lub, co chyba bliższe prawdy, przed kimś innym obsługującym drzwi, stanął prawdopodobnie znajomy mężczyzna. To mógł być jeden z tych, którzy byli z nią wtedy w sadzie. Okutany w ciemnego koloru ubranie, z głębokim kapturem i ciasno zawiniętą twarzą oraz szyją, tak, że po zdjęciu kaptura widoczne byłby tylko oczy.
Nie zdjął kaptura.

Wprowadzono go do salonu, gdzie wiedźma przyjmowała gości oraz interesantów. Nieznajomy skinął jej głową, a następnie zbliżył się. Wysoki, postawny, trzymający się prosto osobnik, poruszał się z gracją urodzonego mordercy. Nie miał przy sobie żadnej, widocznej broni.
- Ojciec przysyła mnie, jako osobę upoważnioną. Willa wciąż nie jest Twoja, czyżbyś już była przygotowana na spłatę, Callisto Morganister? - Ani to głos cichej myszki, ani brzmienie spiżowego dzwonu; słowa wypływały powoli, lekko gardłowym, i przy tym niegłośnym tonem. Przestrzeń pod kapturem... Jego oczy, których nie znała, zdawały się spoglądać na nią w oczekiwaniu na odpowiedź.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

42
Bądź pozdrowiony. - skinęła głowę w geście powitania, lecz nie raczyła wstać. Wzniosła za to rękę, której krańcem wskazała miejsce do spoczynku. Mowa o usytuowanej na wskroś sofie, równie granatowej jak fotel gospodyni. Od teraz dzielił ich wyłącznie malusieńki stolik o nieregularnych kątach. Kobieta infiltrowała gościa wzrokiem, próbując dopatrzeć się jakichkolwiek szczegółów, lecz okrycie uniemożliwiało tą czynność.

- Słuszna uwaga, willa wciąż nie jest moja. Tak samo majątek. Jesteś nad wyraz dobrze doinformowany... - przekręciła głowę w lewo i zmrużyła oczy. Kąciki ust podniosły się, a twarz wyraziła ciekawość, chęć uzyskania informacji. - Ty... No tak, nie przedstawiacie się, zapomniałam. Zapraszałam twego ojca, lecz on ponownie ignoruję wezwanie. Czyżby bał się objawić przed kimś mojego pokroju? Lubię rozmawiać z głową, nie rękoma. Mimo to jesteś ty, syn. Porozmawiajmy. - cmoknęła głośno.

- Sprawy się skomplikowały - złożyła dłonie, jak do modlitwy - dlatego tu jesteś. Ha, ironia! - kontynuowała teatrzyk. - Co uczyniliście zakonnikom było godne podziwu. Bardzo interesuje mnie ten rodzaj magii. Wydawała się tak bardzo nieinwazyjna, naturalna. Niemalże nie do zaobserwowania - jakiś fint. W niedalekiej przyszłości spotkam się z burmistrzem, kiedy pojawi się w rezydencji. Gdyby tak skonfundować go waszymi zdolnościami, udowadnianie oraz czasochłonna zabawa w przejmowanie spuścizny byłaby trywialna. Nie sądzisz?

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

43
Słuchał jej. Odzienie ukrywało twarz, oczu i usta, zaś nieruchome ciało nie "przemówiło" w żaden sposób, aby okazać emocję, jakie mogą wzbierać w jej rozmówcy. Nie rzucił słów, gdy tylko tylko jej usta zamilkły, ale i nie czekała uciążliwie długo.

- Nasz ojciec jest pochłonięty przez wiele spraw na raz. Zwyczajnie brak mu czasu, aby poświęcić swą uwagę tej jednej. Oczywiście, podniosłości jej nie brak. - Im wszystkim chyba nie brakowało spokoju ducha. I stereotypowej tajemniczości. Ale skądś to się wzięło, i chyba zdawało egzamin. Przynajmniej nie trzymali nóg na stole, nie bawili się sztyletem i nie grozili w co drugim zdaniu, szczerząc się jak świeżo uwolniony pensjonariusz loszku do kurwy.

- Zapewne oczekujesz, iż zrozumiem, że udzielenie Ci kolejnej usługi na kreskę przyśpieszy spłatę długu, rzecz jasna pogłębionego o stawkę kolejnego zlecenia. To nawet do zaakceptowania. Przecież nas nie oszukasz, prawda? - Nieruchome ciało. Spojrzenie niewidocznych oczu, które nie opuszczało jej twarzy.
- Zatem pojawię się w tej rezydencji późnym wieczorem. Noc to najlepsza pora na matactwa. Zostawisz go na chwilę samego, a wtedy zajmę się zmianą jego toku myślenia. Mogę go przekonać do przychylności w sprawie oddania majątku... a nawet więcej. Cena gra rolę. -Tak jak przy dziedziczeniu ziemi, pan i chłop chwytają za jedną laskę, i prawo z pierwszego spływa na drugiego, tak teraz zakapturzony jej przekazał inicjatywę w mowie.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

44
W żadnym wypadku. - natychmiastowo odpowiedziała na pytanie zamaskowanego manipulatora z Piekła. Twarz pozostawała chłodna z domieszką cynicznego uśmiechu, lecz negujący ruch głową miał zapewnić rozmówcę o szczerych - jeśli ktokolwiek takowe w tym towarzystwie posiadał - intencjach.
Po tym pozwoliła mężczyźnie kontynuować. Tak ta uczynił. Mówił nad wyraz rzeczowo, w przeciwieństwie do poprzedniego przedstawiciela owego "Złego". Jeśli syn jest konkretny, może pan ojciec również - przeszło jej przez myśl, ale potem przypomniała sobie o niej samej i Lephusie Morganister. Więzy krwi znaczą wiele, fortunnie niewyłącznie one determinują cechy potomków.

Spojrzała spode łba na stróżującego tuż, tuż obok Gotarda. Stał prosto, jakoby zamrożony, a przecież nie rzucała żadnego zaklęcia. Było to godne podziwu, jednakowoż szeroko pojęta bierność mężczyzny zaczynała ją nużyć. Ucięła mu jaja, a teraz jej to przeszkadzało - kobieta...

Ukradkiem wyrwała się z dumania o mężczyźnie, tak aby rozmówca nie wyczuł różnicy w jej percepcji. Ponownie zainwestowała szare komórki z dogłębną analizę dialogu. Miała o czym myśleć, na pewno.
- Umówię spotkanie z burmistrzem na wieczór. Będziemy w salonie. Pamiętasz specjalne wejście, czyż nie? - spytała z lekkim przekąsem, upewniając się, że długouchy zrozumiał, iż dotrzeć do rezydencji ma przez piwnicę i odkrytą dziurę w szafie na przetwory. - Nakłoń go do zatwierdzenia moich praw do spuścizny, jak i dobrze byłoby zmienić jeszcze jeden punkt widzenia tegoż pionka. Mowa o zaciągnięciu pomocy u księcia Jakuba w obawie przed działalnością korony i Zakonu Sakira, którego wzrok skierował się na Nowe Hollar.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

45
Gotard był człowiekiem, o którym w takich sytuacjach łatwo było zapomnieć. Jego sylwetka, gdzieś tam na granicy światła, widniała w prostej postawie, zaś oczy uważnie śledziły rozmówcę wiedźmy. Chłop najzwyczajniej w świecie nie nadawał się do dyskusji o ich grach, niemniej w walce już nie można by zarzucić mu braku jaj, zaś zapominanie o nim mogłoby okazać się wielkim błędem.

Nie musiał reagować. Zamaskowany syn Złego był niezwykle spokojnym gościem, który ewidentnie nie zamierzał stwarzać problemów.

- Nie chcę niedomówień. Mam nakłonić burmistrza do pertraktacji z Jakubem, czy tak? - Nie wyraziła się bezpośrednio, więc pytał. Zdawało się, zgadywał słusznie, ale być może kobiecie szło, o to, aby taki pomysł nigdy do głowy burmistrza nie wpadł. Pomyłki zrodzone z niedomówień były wybitnie niefortunne i upokarzające.

Wychodząc z pomieszczenia, rzucił wzrok na Gotarda. Chwila minęła, gdy uważnie, tak się wydawało, przyglądał się wojownikowi.
- Spokój godny podziwu. - Nie był skłonny wyjaśniać, o co mu chodziło. Co też chciał tymi słowy osiągnąć? Czy cokolwiek chciał osiągnąć? A może były to tylko przemyślenia wypowiedziane na głos?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowe Hollar”