Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

46
- W rzeczy samej. - odparła Callisto. Wiedziała, że nakłonienie burmistrza do zawiązania listownej wymiany wiadomości z namiestnikiem Książęcej Prowincji przyprawi Nowemu Hollar silnego sojusznika. W przyszłości ujrzała stacjonujących między alejkami książęcych strażników. Równowaga sił w Keronie miała powoli zacząć się zmieniać. Ktoś naciskał na pedał coraz odważniej, kołowrotek prządł pierwsze włókna.
- Chciałabym, aby zwrócił się do księcia o pomoc. Przedstawił tragiczne losy elfiej szlachty, szkalowanej przez Zakon Sakira. Opisał, jak przerażeni i bezbronni jesteśmy, wobec tych spuszczonych ze smyczy psów. Wspieranych - rzecz jasna - przez brata Jakuba.

Odchrząknęła, gdy zamaskowany skomentował nienaganną postawę Gotarda. Musiał poczuć się nieco zdeprymowany jego milczeniem. Nie rozstrzygali jednak tego. Noc chyliła się ku końcowi, a oni mieli zadanie do wykonania.

Zmienili pozycję, delikatnie wyzwoliła go spod pantofla. Jak tylko zakończyła kąpiel i nakazała Janowi udać się do salonu, położyła się obok Gotarda. Patrzyła na niego zachłannie, jak gdyby chciała się nasycić widokiem, jak gdyby chciała się napatrzeć na zapas, bo nie wiedziała jakie niespodzianki przyniesie jutro. W Gotardzie tkwił potencjał i powoli dochodziło do niej, aby go wykorzystać. Nie był to jednak odpowiedni czas na tego typu dialog. Co się stało z tą maszyną do zabijania z krainy mroku? Czy mogła obudzić w nim rządzę walki. Stworzyć nieustępliwego zabójcę?

Dzień umknął, niczym drobny piach przez palce. Niewiele się wydarzyło, aż do momentu opuszczenia domostwa przez kobietę. Dzieci płakały, Gotard nie mógł porozumieć się z Janem. Uciekła z tego chaosu. Po raz kolejny na przestrzeni kilku dniu udała się do Willi Morganisterów.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

47
Wylądowali w pewnym domu. W slumsach. W Nowym Hollar. Uderzyli w podłogę. Rozłączyli się. Ona potoczyła się kawałek i zatrzymała na ścianie. On wpadł z rumorem pod stół. Dziewczyna wypuściła z ręki kamień. Jęknęła cicho. Ranna i prawie całkiem obdarta z witalnych sił, zwymiotowała. On był bliski.

Tupot. Ktoś był blisko. Otworzył drzwi.
- Bogowie! - Krzyknął, gdy w świetle trzymanej przezeń lampy ukazała mu się ranna towarzyszka podróży wampira. Jego samego, pod stołem, póki co nie zauważył. Chłopak, elf w akademickiej, niezdobnej szacie wskazującej na niską rangę, podbiegł do podróżniczki, rzucił się na kolana i zaczął jej doglądać.
- Samuel... - Wyjęczała.
- Co się stało? - Z nieudawanym przejęciem dopytał chłopak zwany Samuelem.
Dziewczyna mu nie odpowiedziała. Zemdlała. Student próbował ją cucić. Nikt nie zwracał uwagi na wąpierza pod stołem. Nikt nie wiedział o krwiopijcy - a ten czaił się tam, jak pijak w przerwie od... chwycenia ustami za kolejną szyjkę.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

48
Druga teleportacja od rząd nie zrobiła dobrze waszemu pokornemu słudze. Mimo to, musiałem już chyba poczynić postępy, biorąc pod uwagę, że tym razem nie zwymiotowałem gwałtownie pod siebie. Wdech. Wydech. Akceptacja faktu dokonanego poprzez obserwację nowego otoczenia. Nie wiedziałem gdzie obecnie jestem, ani w jakim celu mnie sprowadzono, ale na niemiłość do żywych, jeśli jeszcze raz ktoś będzie chciał abym go uwolnił poprzez otwieranie magicznych wrót w zamian za zostanie demonem, pół jaszczurką plującą kwasem albo jakąś inną pizdooką sroką, oficjalnie wystrzelę go do Keronu pod Srebrny Fort. Niech Rutherdordy też mają coś z życia.
Oddychając ciężko, patrzałem na całą szopkę z lekkim przymrużeniem oka. Bidulka zaczęła rzygać, a słyszący hałas adept magii wiernie przyszedł na ratunek. Szkoda tylko (dla niego), że nie spojrzał pod stół, gdyż największym problemem elfa nie była wiedźmia praktykantka ale...
Pociągnąłem nosem- nie za głośno, żeby długouch nie zwrócił na mnie uwagi. Wampirzy instynkt domagał się krwi. Tutaj. Teraz. Zaspokoić głód.

Nauczony doświadczeniem, że nie należy zaniedbywać swoich nowo nabytych potrzeb, teoretycznie nie miałem nic do stracenia. Klęczał wystawiony, w dodatku nosił na sobie całkiem gustowną szatę. Nie to, co wiejskie łachmany, od których noszenia miałem ochotę chwycić za cep i iść młócić zboże.
Gdyby tylko udało się go ugryźć tak żeby nie usyfić ubrania... chociaż tak po prawdzie, niespecjalnie przeszkadzałaby mi odrobina brudu. W życiu nosiłem już na sobie gorsze ścierwo. Pozostawała też inna kwestia. Co, jeśli było ich tu więcej? Co, jeśli znowu będę musiał uciekać, albo, nie dajcie bogowie, znowu używać teleportacji?
"Durniu, a co, jeśli sprowadzono Cię tutaj, abyś zginął?!"
Spytało zaczajone w odmętach umysłu drugie "ja". Niestety, biorąc na karb fakt, że całe to niezamierzone zamieszanie wymykało się lekko spod kontroli, finał mógł być różny.

Odczekałem jeszcze chwilę, aby treść żołądkowa doprowadziła się do porządku, po czym wystrzeliłem spod stołu w kierunku studenta, aby lewym ramieniem opleść jego ręce i klatkę piersiową nie dając szans na ruch, a prawą dłonią zatkać usta, by nie zdołał wrzasnąć. No i najważniejsze... aby wbić w niego kły, tym samym się pożywiając.

Wiedźmę miałem zamiar zostawić w spokoju.
Wyglądało na to, że może mieć mi sporo do powiedzenia.
Spoiler:
Obrazek

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

49
Podobno niezdrowo jest podjadać w nocy. Ale z drugiej strony... jakie wampir miał inne wyjście? Może słońce by go nie ubiło, ale każde światło zdradzało jego naturę, a w nocy... w nocy prawie wszyscy śpią, są mniej czujny, a samotni spacerowicze mogą znikać. Tym razem miał nawet okazję zjeść pod dachem, cywilizowanie, i choć wyskoczył spod stołu jak pies po ochłap, to pożywienie trafiło się zacne. Trafiło na studenta, niestety bez śladowych nawet ilości alkoholu we krwi. I choć pochodził z cholernej biedy, to na obecną chwilę już od niej uciekł.

Samuel próbował ocucić kobietę, niestety dla siebie bez większego sukcesu. Owa dawała znaki życia tylko poprzez oddech i mało wyraźne, ciche jęki. Próbował ją wziąć na ręce, zapewne ażeby zanieść gdzieś w miejsce, w którym będzie mógł jej udzielić choćby doraźnej pomocy. Wtedy spadł na niego wampir. Nim młodzieniec zdążył zrozumieć, co właściwie miał miejsce, kły już były w jego szyi a on zdążył wydać z siebie tylko nikły krzyk. Czarodziejka spadła na podłogę. Młodzieniec zaszamotał się, ale nie miał sił by walczyć z nocnym stworzeniem. Uderzał ręką w udo potwora - coraz słabiej i słabiej.

- Samuelu!? Samuelu!? - Usłyszał z góry okrzyki. Kolejny młodzieniec, jak można było wnioskować pod głosie. Zbliżał się, powoli i niepewnie.
- Callisto? Czy to Ty? Siostro? Wróciłaś? - Wołał.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

50
Nasyciwszy się, odrzuciłem cherlawego studenta na bok jak brudną ścierę, cały czas kątem oka obserwując pół przytomną jędzę, która mnie tu sprowadziła. Nie ma szans. Nie będzie gadać. Była zbyt nieprzytomna.
Krzyki z nieopodal zasygnalizowały mi jednak, że historia przeżyta na Starej Oldeccie, może się powtórzyć i mogę nie mieć szans na kolejną ucieczkę. Sprawa lekko zaczęła wymykać się spod kontroli. Jedyne co tak na prawdę dawało mi teraz przewagę to to, że właśnie zjadłem posiłek i mogłem w miarę trzeźwo podejść do problemu bez zbędnego rozlewania flaków- nie żebym tego nie chciał czy się brzydził, niemniej walka nie zawsze jest substytutem konwersacji i jeśli byłem obecnie w podziemiach jakiegoś uniwersytetu (cóż...oby nie), to należało założyć, że może tym razem da radę coś załatwić za pomocą konwersacji.
Przygryzłem lekko wargi i na wołania odpowiedziałem głośno oraz wyraźnie:

- Nazywam się Crux i przybyłem tutaj za pośrednictwem pewnej miłej, młodej dziewczyny, która właśnie leży we własnych rzygowinach. Poza szokiem poteleportacyjnym raczej nic jej nie dolega i jak sądzę, powinna przeżyć. Twój kolega teoretycznie również powinien dojść do siebie, ale jak spróbuje wierzgać przez sen i mnie wkurwi, to nie ręczę za siebie. Generalnie, radzę Ci, żebyś nie wchodził przez te drzwi bo to, co za nimi zastaniesz może być odrobinę surrealistyczne. Nie wiem kim jest Callisto, którą przed chwilą wzywałeś, ale wnioskuję, że jestem w jakiejś szkole magicznej, choć mogę być w błędzie. Swoją drogą, jeśli sprowadziliście mnie tutaj w celu zamknięcia mojej skromnej persony w słoju z formaliną ku uciesze studiujących przyszłych czarodziejów, to ostrzegam lojalnie, że zanim wam się to uda, zrobię wam wszystkim z dupy Kerońską Długą Zimę. W ogóle, to sugeruję żebyś zawołał tego, kto kieruje tym całym burdelem, celem wyjaśnienia pewnych rzeczy, bo to, co się ostatnio odpieprzyło w moim życiu zasługuje na napisanie książki. Albo dwóch... zresztą, nieważne- w przeciwieństwie do Ciebie, na mnie czeka cała wieczność, więc będę miał wystarczająco dużo czasu by naskrobać jakąś fraszkę.

Krotka pauza. Odetchnięcie.

- A teraz zapierdalaj po swojego zwierzchnika. I przynieś mi z łaski swojej jakąś wygodną szatę. Może być z kapturem. Tak tylko podpowiem, że lubię kolor czarny. Te wieśniackie łapcie to jakaś kpina.
Obrazek

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

51
Burdel? Nie, salonik. Ale burdel z tego to z całą pewnością będzie, niezaprzeczalnie, może, chyba. Crux wpakował się, o czym nie wiedział, do mieszkania kogoś groźnego i obecnie już dość bogatego, zrobił sobie późną kolację z ucznie tej osoby, a teraz na dodatek zmierzał posłać zaginionego brata, też tej osoby, do domu, w którym póki co on się nie powinien pokazywać.

Bądź błogosławiona, o Nieświadomości! Bądź błogosławiona, przyczyno tylu klęsk i tragedii! Omiń nas, oszczędź nas, ułaskaw nas, którzy z twych ramion szans uciec nie mamy!

- Ja... Ja... Co?... Zaraz. - Wydukał zdezorientowany chłopak. No ale dobra, nie po to dorastał tam, gdzie dorastał, żeby teraz atutu w postaci języka nie użyć.
- To jest moja siostra. Nie mogę do niej iść. A Ty... jesteś w jej domu, w slumsach Nowego Hollar. Nie zabijaj Samuela, proszę. Możesz po prostu wyjść, dostaniesz szatę. Nie ma tutaj czego rabować. - Negocjował. I faktycznie, nie widać było, aby z tego przynajmniej pomieszczenia dało się wynieść cokolwiek, co przyniosłoby realny zysk. Oprócz... kamienia. Dokładnie to pozwalał on podróżować w postaci czarnego dymu, i teleportacja to to nie była, ale mimo wszystko posiadanie czegoś takiego byłoby... To kuszące, nieprawdaż? Do każdego budynku, w nocy, myk-myk przez jakąś szparę i pijesz do woli. A rankiem? Rankiem już cię nie ma w domku, mieście, w okolicy, prowincji. Hmm? Kamień dzięki któremu taki ktoś jak Crux może mieć wyjebane.

Kusi, nie?

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

52
Eh.

Nowe Hollar? Pięknie, kurwa.
Pojękiwania młodzika (bo inaczej ciężko to nazwać) zaczęły wprawiać mnie w zniecierpliwienie. Nie zamierzałem jednak znowu wpadać w szał, a zamiast tego zastygłem w swoim miejscu, kątem oka obserwując nieprzytomną, lub pół przytomną dziewczynę. Tak na wszelki wypadek, gdyby spróbowała rzucać na mnie jakieś czary. Nie wiedziałem w jaki sposób jej organizm na prawdę radzi sobie z podróżami magicznymi na tak daleki dystans, a to tylko skłaniało do ostrożności.

- Dobrze, za chwilę wyjdę. Możesz iść po ubrania. I ostrzegam Cię, żadnych numerów!

Odpowiedziałem po chwili, rozglądając się wcześniej po pomieszczeniu. Faktycznie, nie było tutaj nic, co wasz pokorny sługa mógłby ze sobą zabrać. Za wyjątkiem... no właśnie. Kamienia.
W zależności od tego gdzie leżał, z pewnością miałem zamiar go ze sobą zabrać. I to nie bynajmniej dlatego, żeby używać go w niecnych celach (he...he...hehehehehehe), ale żeby w razie czego, mieć chwilowego asa w rękawie na wypadek, gdyby właścicielka domostwa okazała się bardziej wredna, niźli mógłbym przypuszczać. A była na pewno. Wiedźmy zawsze są niemiłe.
Przyparty do muru lub postawiony przed wyborem upokorzenia albo śmierci w męczarniach, mógłbym stąd po prostu dać nogę. Albo choćby teraz. Wierzyłem jednak, że skoro już tutaj jestem, musi iść za tym jakiś większy powód lub idea. Nie bez powodu młoda adeptka pojawiła się akurat w domu pasterza, i to w dodatku w zasięgu moich rąk. Nie bez powodu też, musiała wykazać chęć, żeby mnie zabrać do Nowego Hollar. To było coś więcej. I miałem zamiar dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi.

Po zgarnięciu kamyka, ruszyłem w stronę drzwi, które uchyliłem, pchając je kosturem. Twarz utytłana we krwi nie zostanie odebrana przyjaźnie, ale niespecjalnie o to dbałem. Uważałem raczej na to, żeby któreś z nieprzytomnej dwójki nagle się na mnie nie rzuciło, podobnie jak braciszek lokatorki, który przecież równie dobrze mógł zgrywać durnego uczniaka... grać na empatii potrafi każdy, mili moi.

Wystarczy tylko dobrać instrument i opanować podstawy. Dalej idzie samo.
Obrazek

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

53
- To jest... O bogowie! - Młodzik o łagodnej twarzy wyciągnął w jego kierunku ręce z czystą, prosta, czarną szatą opatrzoną w kaptur. Uląkł się jednak, widząc paskudnie okrwawioną gębę rozmówcy, a czyniąc krok w tył, mało co nie wypuścił z rąk ubrania oraz lampy, którą oświetlał sobie ciemności korytarza.

Zamurowało go. Zatkało. Do cna przeraziło. Wbiło w ścianę. Nie mógł słowa wydusić, a serce w piersi kołatało mu jak szalone. W tejże chwili grozy pewnikiem modlił się tylko, ażeby obca maszkara nie miała wobec niego złych zamiarów, i coby tylko sobie poszła, krzywdy nie czyniąc. Ta... To właśnie czuł Crux - strach. Wyczulone zmysły chłonęły trwogę wymalowaną na twarzy oraz drżenie rąk, kołatanie mięśnia sercowego, czuły pot osiadający na skórze.

Teraz należy sobie zadać ważne pytanie. Co dalej? Jest tutaj, w slumsach Nowego Hollar, nie mając żadnego konkretnego celu, poza tym, ażeby zbadać przyczyny swego przybycia. To mógł być, i zapewne był, zwykły zbieg okoliczności. Niemniej...

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

54
Uniosłem dłoń w geście uspokajającym. Emocje jakie towarzyszyły mojemu rozmówcy, lekko mnie rozbawiły.
- Spokojnie, nie zrobię Ci krzywdy. Elf, którym się pożywiłem żyje i poza utratą sporej ilości krwi nic mu nie dolega. Leży w chwilowej śpiączce. Przez jakiś czas może być osłabiony, ale przeżyje. Za ubrania dziękuję. Zrobię z nich użytek.

Tak rzekłszy, przyjąłem od nieznajomego ubranie, i na jego oczach zrzuciłem wieśniackie łachmany, które prędkiem zastąpiłem wygodną szatą. Była miła w dotyku, prawie jak ta, którą wyniosłem z domu i zajechałem na trakcie do tego stopnia, że śmierdziała gorzej niż niejeden uliczny pucybut. W każdym razie, ponownie poczułem się jak pełnoprawny czaromiot.

- Ach, jeszcze jedno. Prosiłbym, abyś mnie nie oceniał. Jeśli nie znalazłbym pożywienia, mogłoby być ciężko z moją kondycją. Widziałem już skutki takiego niedożywienia. To nie jest przyjemny widok. Koniec końców, załatwiłem sprawę na tyle uprzejmie, na ile potrafiłem. Dziewczyna, która mnie tu sprowadziła ma sporo szczęścia. I chętnie poznałbym powód, dla którego tutaj wylądowałem. Rozumiesz, podwójny lot z drugiego końca świata na drugi to nierzadkie przeżycie.
Powiedziałem w tak lekki sposób, że gdyby słowa mogły płynąć z wiatrem, doleciałyby one aż na daleką północ kontynentu. Koniec końców, było mi wszystko jedno co ten człowiek o mnie myśli. Złożone wieśniacze łachy odłożyłem gdzieś na bok, po czym przejechałem palcem po skrwawionym podbródku. Na opuszce pozostał wilgotny zmaz wypełniający teraz rowki linii papilarnych.
- Ech... trzeba będzie to zmyć- podjąłem, udając obrzydzenie- Powiedziałeś, Callisto to Twoja siostra, a mimo to nie możesz teraz do niej iść. Nie zmienia to faktu, że skoro już jestem pod jej dachem, będę zmuszony z nią rozmawiać. Kim ona jest?
Obrazek

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

55
Uspokoić? Niekoniecznie dało się to osiągnąć. Młody był zwyczajnie zbyt wystraszony, aby tak po prostu przyjąć wyjaśnienia i rozmawiać normalnie, z bądź co bądź, cholernym wampirem. Toteż wyglądało na to, że po tym jak pokiwał głową i przytaknął, nie wiadomo na co, dalej będzie tkwił plecami wbity w ścianę.
- Będą żyć?... Dziękuję. - Bąknął, nie widząc, z jak bardzo pojebanym psychopatą ma na chwilę obecną do czynienia. Jeszcze zacznie gadać o dobrych manierach i wychowaniu, o braku morderczych chęci, a potem poprosi, żeby pocałować go w czubek kutasa. Cholera wie... uprzejmość nie zawadzi.
- No... to moja siostra. Ja, tak naprawdę... Tak naprawdę, to niewiele o niej wiem. Kiedyś odeszła, a teraz wróciła. Ukrywam się tutaj, odkąd wróciła do naszego rodzinnego domu. Zakon zamordował całą naszą rodzinę, a ona mnie chyba chce ukryć przed tymi ludźmi. Jeśli chcesz z nią mówić, to musisz iść do naszego domu. - Wyjaśnił, podczas gdy przerażenie wciąż grało w jego głosie. W sumie niewiele więcej wiedział, co ma rzec.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

56
- Tak, będą żyć.
Odburknąłem mocno zniecierpliwiony, kiedy w końcu sobie uświadomiłem, że lękliwy chłoptaś nieprędko pożegna się ze swoim stylem bycia lękliwym chłopcem. To znaczy, nie zrozumcie mnie źle- z jednej strony było o tyle dobrze, że nie próbował mnie wykurzyć siłą, a z drugiej, czułem, że cała ta konwersacja pomimo rozpoczęcia, zaczyna mnie lekko irytować.

- Co do waszego domu...pragnę byś mnie tam zaprowadził. Jeśli tylko spróbujesz mnie oszukać, wyczuję to, a wówczas marny Twój los. Chcę też, byś w miarę swych możliwości, poinformował Callisto o mojej obecności w Nowym Hollar. Jeśli będzie trzeba, wyślij gońców.
Odparłem spokojnie, chociaż ilekroć dłużej prowadziłem rozmowę z nieznajomym, tym bardziej czułem, że za tym wszystkim musi być coś więcej. Zakon odebrał mi ojca, a niedługo potem matkę. Zrujnował naszą rodzinę, a chociaż będąc jeszcze zwykłym śmiertelnikiem, modliłem się gorliwie o łaskę do Pana o to, by ich oszczędził i nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Pogardzano mną i wyszydzano na trakcie jako człowieka rozrzutnego, czekającego tylko na to, by umoczyć mordę w drewnianym kuflu piwa, mieszkającego od karczmy do karczmy... a nikt nigdy nie spytał o to skąd pochodzę, ani z jakiej rodziny mogę się wywodzić. Nawet ci, którym teoretycznie mógłbym zawierzyć swoje życie, tratowali mnie z góry. Wiara w Sakira pociągnęła mnie na samo dno. I jeśli miało to oznaczać, że czas na przymierze z kimś, kto nienawidzi inkwizytorów równie silnie co ja, należało tę okoliczność wykorzystać. Tak nakazywał zdrowy rozsądek.
Tak nakazywała żądza zemsty na tych cholernych skurwysynach.
- Kimkolwiek jesteś, tak długo jak Zakon Sakira jest wrogiem Twoim lub Twojej siostry, ja jestem Twoim sprzymierzeńcem- Powiedziałem pewnie raz, oraz bez lęku- Nie masz się czego obawiać, przyjacielu.
Mój rozmówca był z mojego punktu widzenia jedynie workiem mięsa, ale nie omieszkałem nazwać go przyjacielem, by na wszelki wypadek nie zaczął dorabiać sobie niewygodnych hipotez na temat potencjalnego gościa, chcącego współpracować z niejaką Callisto, to znaczy, z jego siostrą. Odrobina dyplomacji nigdy nie zaszkodzi.
- Ale najpierw... daj mi obmyć twarz.
Obrazek

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

57
Wpada tutaj. Karmi się Samuelem, wychodzi z krwią na gębie. Potem pyta... Kim jest Callisto? - on pyta. Następnie zaś nakazuje prowadzić się do niej, lub choćby dać jej znać o swoim przybyciu. To wszystko było naprawdę pojebane do kwadratu i dla kogoś kto umysł miał w tej chwili absolutnie w niskiej sprawności, nie do ogarnięcia.

- Ale... ja nie mogę tam iść. A gońców nie mamy. A jeśli zakonnicy mnie znajdą? Wiem, że ona mnie obroniła, w ostatniej chwili, ale czy chyba nie powinienem jej na głowę ściągać kłopotów. Ja... no nie mogę. Samuel by mógł Cię zaprowadzić, on czuwał nade mną. No ale... ale... on jest w tej chwili niedysponowany, prawda? Może... Na pewno wystarczy tam po prostu pójść. Tak. Wystarczy popytać, i każdy drogę poda, każdy nasz dom zna. - Młodzik, tak i owszem, nadal nie potrafił znaleźć w sobie dość odwagi, aby normalnie konwersować z wampirem. Powoli jednak odrywał plecy od ściany. Powoli...
- Zakon powinien upaść. Moja rodzina nawet nic przeciw niemu nie uczyniła. A zabili... zabili wszystkich. Nie rozumem, dlaczego. - Chwilowy napad złości ustąpił fali smutku. Wrócił spojrzeniem na Cruxa.
- W pokoju mam miskę z wodą. Trudno tutaj o czystą wodę. - Wskazał palcem kierunek, niepewnie ale coraz dalej oddalając się do ściany. Wychodziło na to, że chciał poprowadzić nieznajomego... albo zajrzeć do swoich przyjaciół. Zapewne czekał na decyzję osoby, która na tą chwilę mogła dyktować mu warunki.

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

58
Poddałem się.
Położyłem rękę na ramieniu swojego rozmówcy na znak, że nastąpił koniec naszej rozmowy, po czym posłałem mu dosyć wymowne spojrzenie. To znaczy, coś w stylu "To Ty tu sobie teraz posprzątasz, a ja idę na spacer".

Zaraz potem udałem się do pomieszczenia gdzie domniemanie trzymana była misa z wodą, celem obmycia twarzy. Nawet jeżeli nie była ona do końca czysta, to dalej było to lepsze niż chodzenie z twarzą upapraną elfią juchą. To wszystko zaczynało przypominać jakiś popierdolony sen. Najpierw przygoda w Irios, potem ucieczka na statek, później Grenefod, a teraz Nowe Hollar. Światowy się stawałem.
Ta... światowy. Tylko za jaką cenę, biorąc pod uwagę, że po drodze padło tyle trupów? Na ułamek sekundy, poczułem bolesne ukłucie, które zdawało się przemienić mój żołądek w ciężkie kowadło. Nie do końca tak sobie wyobrażałem swoją drogę ku czarnoksięstwu. Ale przecież obierając taką ścieżkę, trzeba mieć świadomość niektórych konsekwencji, prawda? Zacisnąłem pięści.

Trudno. Jeżeli droga ku byciu nekromantą wiodła przez dolinę grobów, nie miałem zamiaru rezygnować z ich zapełnienia tylko dlatego, że moją uwagę zaczęły na chwilę przykuwać moralne pierdoły. Byłem nie tylko magiem, ale dziecięciem nocy. Zadawanie śmierci zostało wpisane w mój kontrakt, a ja miałem zamiar go przestrzegać... przynajmniej tak długo, na ile mi się to opłacało, a jeśli wierzyć Anabelle, to nawet bardzo."Czas ucieka, wieczność czeka". W Nowym Hollar byli ludzie, którzy nienawidzili Sakirowców, a to oznaczało, że należałoby się z nimi zbratać. Co prawda po tym bałaganie jaki narobiłem, może być trochę trudno o normalną rozmowę z Callisto ("Słuchaj, zeżarłem jakiegoś Samuela. To Twój?") ale nie miałem zamiaru rezygnować, bo czułem, iż może być to początek końca złamasa Rutherdorda. Jeżeli moje życie miało jakikolwiek cel poza zostaniem magiem władającym śmiercią, to było to działanie na rzecz cholernego Zakonu Sakira.

Po obmyciu twarzy wyszedłem z domostwa, uprzednio narzucając kaptur na głowę i upewniając się, że nadal jest noc. Ja i światło słoneczne dalej się nie lubiliśmy. Cóż, być może kiedyś znajdę na to sposób...
Obrazek

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

59
Młodzieniec drgnął, ale nie uciekł. Zaś gdy tylko Crux udał się do jego pokoju, on sam ostrożnie wstąpił do saloniku wiedźmy, żeby sprawdzić, jak dotkliwie oberwał jego dotychczasowy opiekun. Przy okazji znalazł też czarodziejkę, której zupełnie nie znał. Ale to już chyba wampira nie obchodziło.

Lustra brakowało. Ale była miska z wodą, i była też szmata, którą mógł wytrzeć gębę. To pozwoliło mu z grubsza pozbyć się krwi i ponownie wyglądać tak, żeby napotkanie osoby na widok jego lica nie pędziły do domu po widły, pochodnie i szpadle.

Wyszedł do slumsów. Co to oznaczało? To oznaczało obcowanie z obrazem pierdolonej biedoty. Skraj ubóstwa i marines społeczeństwa. No i smród, głównie fekaliów. Nocą miejsce wyjątkowo niespokojnie, jeśli wpełzniesz w niewłaściwy zakamarek.

Jego jednak nikt nie zamierzał niepokoić. Łut szczęścia, bowiem głupców z nożami tutaj nie brakowało, i często atakowali, nim ocenili sytuację.

No więc? Co zamierzał? Na niebie księżyce i gwiazdy, zaś na ulicach pusto. Nie wiedział, jak wygląda willa, ani gdzie dokładnie się znajduje. Miała być poza miastem - ale to akurat mało precyzyjne dane, bowiem za miastem sporo było domostw bogatych rodów. Pytanie brzmi: kogo tą późną porą dopytać? Hmm?... Kto nocą szuka domostwa niedawno zaatakowanej rodziny? Po co?

Re: Dom Wiedźmy ze Slumsów

60
No i masz.

Zasadniczo, mogłem dopytać młodzieńca gdzie pójść dalej, ale zrobiłbym z siebie idiotę. Teoretycznie, już zrobiłem, idąc tępo przed siebie, ale ze wszystkich moich obecnych problemów, ten był najmniejszy. Wyszedłem z założenia, że odnajdę willę prędzej czy później, więc najlepsze co mogłem teraz zrobić, to lepiej poznać teren, na którym obecnie się znajdowałem. Nowe Hollar znałem bardzo słabo (właściwie, to w ogóle), i na początek wypadało chociaż poznać okolicę. Bród, smród i bieda były nieprzyjemne, ale nie do nie przeżycia, zwłaszcza, że sporo czasu zdołałem już spędzić w ociekających gównem kanałach pod Irios. Zapaszki przeciętnej dzielnicy biedoty nie mogły być od tego gorsze. W istocie, nie były.

Ruszyłem przed siebie, brnąc przez krajobraz obrzydliwej nędzy, która biła od skromnych chatynek, błotnistej ulicy i wywieszonych na schnięcie, zaschniętych łachmanów. Podejrzewam, że niejeden żebrak ze stolicy Keronu nawet by na to nie spojrzał, choćby chodził nagi. Swe kroki postanowiłem skierować do najbliższej karczmy, o ile takową tutaj mieli. Różni osobnicy zbierali się po nocach przy kufelku piwa, aby odreagować ciężki dzień pracy, czy też zapić smutki. Teoretycznie, najlepsze miejsce do uzyskania informacji. Ewentualnie, otrzymania sromotnego wpierdolu. Cóż, jeśli dojdzie do rzezi, być może nie będę
musiał specjalnie ganiać za tą całą Callisto. Bywało już bowiem w życiu tak, że wystarczało jedynie trochę namieszać, a otoczenie samo zaczęło się Tobą interesować. Byle nie za bardzo.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nowe Hollar”