Plac straceń na dziedzińcu
1*** WCZEŚNIEJSZA CZĘŚĆ HISTORII TU ***
Żołnierze zaprowadzili kunę na zamkowy dziedziniec, gdzie znajdował się plac straceń. Pomimo paskudnej pogody, zebrała się tu spora śmietanka towarzyska. Nie było ich zbyt wielu, bo i na zamku przecież zbyt wielu nie mieszka, ale ci którzy przyszli pokazywali bardzo dobitnie co sądzą o stworzeniach jej pokroju (trudno było ich posądzać o tak wielką świadomość, żeby rozumieli że jej wina wcale nie polegała na tym, że była nieczłowiekiem) plując na nią, krzycząc i wyklinając. Została w końcu doprowadzona przed podwyższenie na którym siedział mężczyzna ubrany w żółty płaszcz z narzuconą nań czerwoną peleryną i z czapką z piórem na głowie. Miał niewielką czarną bródkę, puszyste włosy do ramion i obłędne zielone oczy. Miał najwidoczniej pełnić tu rolę sędziego. Po jego prawej stronie stał ów oficer, który wciągnął ją w zasadzkę, po lewej zaś kat. Artixa nigdzie nie było...