Re: Zamkowy loch

16
- Bardzo... - odpowiedział już dużo spokojniej. A potem odetchnął ciężko i zdjął ze swojej głowy ten czarny kaptur i ukazał jej swoją twarz. Oto przed nią stał Artix we własnej osobie.
- Przykro mi, ale wygląda na to, że będziesz tu musiała chwilę posiedzieć i cierpliwie poczekać. Ucieczka z tego zamku w tym momencie jest niemożliwa. Niech sytuacja na dziedzińcu trochę się uspokoi i niech strażnicy sobie stąd pójdą. Wtedy przyniosę ci jakąś szmatę i udając żebraka wydostaniesz się z zamku. Kiedy już to zrobisz, udasz się nad Śnieżkę. Ktoś będzie tam na ciebie czekał - powiedział spokojnie i nie czekając na odpowiedź założył kaptur z powrotem na głowę i wyszedł.

Re: Zamkowy loch

17
Tak jak przed chwilą pufnęła przez nos ironią nad samą sobą, tak teraz, widząc Artixa w absolutnie ostatnim momencie, w którym był cień szansy, że można go zobaczyć – czego Taana już nie zakładała, bo żīwienie jałowej wiary w cudowne uratowanie nie leżało w jej charakterze – teraz pufnęła przez nos tak samo, zamieniając tylko uśmiech autoironiczny na... wyrozumiały.
– Dobrze, żeś się jednak zjawił... – i słuchała go uważnie, konotując, jakie szczegóły będą stanowić o jej cudownym ratunku. Na koniec kiwnęła głową i odprowadziła Artixa wzrokiem, siadając na pieńku do dekapitacji i pgrążając się w pełnym napięcia nasłuchiwaniu.

Re: Zamkowy loch

18
Po kilku godzinach bezczynności, Artix wreszcie się zjawił. Przyniósł ze sobą jakiś stary wór, kawałek badyla i bandaże.
- Przebieraj się, szybko - nakazał. - Teraz cały zamek już opustoszał, wszyscy są na uczcie. Niedługo zacznie się turniej rycerski, a ty wtedy wyjdziesz na dziedziniec. Będziesz udawać żebraka, a w takim momencie na bank wykopią cię z zamku na zbitą mordę. Innej okazji nie będzie, bo wszystkie ulice są stale patrolowane, a bramy pilnowane. W te bandaże poowijaj sobie ręce. A potem... postępuj zgodnie z tym, co ci powiedziałem - rzekł cicho, po czym sam pośpiesznie opuścił loch.

Re: Zamkowy loch

19
Wyskoczyła z jednego wora, żeby wdziać drugi, ale bandażami owinęła sobie twarz. Nie trzeba być mistrzem śłedczym, żeby rytualne kunie skaryfikacje rozpznać jako... kunie skaryfikacje (rytualne). Coś nie widać było na jej twarzy entuzjazmu dla całej tej sytuacji, ale jeśli kretyński teatrzyk się uda – będzie żyć. A o to chodziło.
Po chwili była gotowa, wkurwiona jak ranna wilczyca i – choć niewiele zmieniła wizerunek – przysposobiona nieco do roli żebraka, gotowa postępować za wskazaniami Artixa i narazić się na zbawiennego kopniaka pod hasłem "Żebraku, wynoś się!", które według Artixa ma się okazać zaklęciem otwierającym wolność. Wcześniejsze wskazówki pamiętała, pozostawało więc tylko dać Artixowi znak, że wszystko jasne, i jakimś cudem wydostać się dwa piętra w górę na poziom parteru i przniknąć na dzeidziniec, nie wzbudzając pytań, co żebrak robił w pionie penitencjarnym...

Rozkuta wcześniej i bez powrozów na nadgarstkach, ruszyła czujnie po korytarzach. Nasłuchując, czekając w cemności wnęk i wykuszów lochów, chyłkiem przedostala się na wyższy poziom, a stamtąd na poziom parteru, skąd na dziedziniec wiódł korytarz najbardziej chyba narażony na częste użytkowanie. Ale uczta, o której mowił Artix, chyba faktycznie zassała większość potencjalnych bywalców tiurmy. Jako żebraczka – Taana szła więc szybkim krokiem przy ścianie, aż doszła do bramy na dziedziniec. Tutaj musiała ostatecznie wskoczyć w wymuszoną na niej rolę. Zgarbila się w szmacianej koszulinie, którą dostarczył jej Artix, zaciągnęła głębiej na głowę zaimprowizowany z dodatkowej szmaty kaptur, i w ten sposób ruszyła wskroś dziedzińca, zmierzając do wyjścia z tej części zamku. Ilekolwiek kroków miała do bramy – przebyła je udając chód osoby złamanej życiem, ale jednocześnie dbając by nie zwracaać na siebie uwagi pewnym pośpiechem, koniecznym do szybkiego zniknięcia z oczu potencjalnym żołnierzom.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Biały Fort”