[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

1
Obrazek


Choć w życiu zakonnym młodej Maeny nie działo się wiele, przez dwa lata na świecie zaszły duże zmiany. Jakie konkretnie - to tylko mądre głowy raczyły wiedzieć; do samej Maeny docierały jedynie niepokojące plotki o nieznanych siłach, z jakimi niedługo przyjdzie Zakonowi się zmierzyć.
Niektóre z jej sióstr wiązały to z zaćmieniem, jakie miało miejsce kilka miesięcy temu. Do infirmerii, w której pracowała, przybyło wtedy wielu rannych, podróżnych szukających schronienia przed rozwścieczonymi bestiami z okolicznych lasów. Za dnia leczyła rany, a nocami modliła się wraz z innymi o przebaczenie i odpuszczenie win, za przyczynę krwawego nieba uznając słuszną złość Sakira wobec niewiernych. Modły poskutkowały i niebo ostatecznie oczyściło się, ale wspomnienia tych okropnych trzech dni prześladowały kobietę jeszcze przez wiele miesięcy.
Inni twierdzili, że Zakon rusza na Wielką Wiedźmę z Heliar, cokolwiek miało to oznaczać. Maena jednego tylko było pewna: jeśli faktycznie istniała jakaś wielka wiedźma, jej miejsce było na stosie. Nieważne jak potężna by nie była, nic nie było w stanie zrównać się z siłą Zakonu. Wcześniej czy później heretyczka spłonie, a oni przywrócą miastu światło słusznej wiary.

Wraz z początkiem 92 roku nadszedł czas na kolejną wyprawę, pod wspomniane Heliar właśnie. Czy to oznaczało zbliżający się koniec dla zamieszkującej je ponoć wiedźmy? Maena wraz z siostrami mogły tylko snuć przypuszczenia i wznosić modły o powodzenie misji, gdy przygotowywały się do kilkudniowej podróży i tymczasowego pobytu w obozie wojsk zakonnych, rozstawionym nieopodal miasta. Po dotarciu na miejsce szybko zostały skierowane w odpowiednie jego części. Najpierw wskazano im wspólny namiot dla sióstr, duży i przestronny, z ośmioma miejscami sypialnymi, z których trzy zajęte już były przez kobiety z innego klasztoru. Na dzień dobry Maena poznała tylko jedną z nich, ale - jak się później okazało - właśnie tę, z jaką przyszło jej później pracować: niewiele od niej starszą, rudowłosą Aleidę, o ostrych rysach twarzy i przenikliwie zielonych oczach. To ona zaprowadziła dziewczynę do namiotu medycznego, zajmującego dużą przestrzeń w północnej części obozu.
Namiot ten nie był póki co szczególnie oblegany. Ot, ze trzech leczonych obecnie mężczyzn znała tylko jednego: pechowego Josepha, który dostał kopniaka od konia prosto w oko i teraz dochodził do siebie z zabandażowaną połową twarzy. Na widok Maeny, jakiej nie widział od wielu miesięcy, jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, który szybko przerodził się w grymas bólu; mięśnie jego twarzy nie były gotowe na podobną gimnastykę.
- M-M-Maena! - zawołał, podnosząc się na swojej leżance do pozycji siedzącej. - D-d-dojechaliście wreszcie! Mówili, że j-już w-w-wyruszyliście i z-z-zastanawia...
- Proszę nie mówić
- zarządziła Aleida, podchodząc do giermka i popchnięciem zmuszając go do położenia się z powrotem. - I nie wstawać. Zioła wypite?
- T-tak. Ale ja się d-d-dobrze...
- To zaraz przyjdzie sen. Nie będę zbierać chorych spod łóżek. Jak padnie, to padnie. Lepiej, żeby padł na pryczę.
- Ale...
- Odpoczywać, mówię.

Joseph posłusznie położył się z powrotem, podążając spojrzeniem za Maeną, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że chce z nią porozmawiać, gdy rudowłosa medyczka nie będzie już wisieć im nad głową. Ta gestem poprosiła siostrę ze sobą dalej, by pokazać jej zasłoniętą prowizorycznym parawanem część z ziołami, bandażami i specyfikami potrzebnymi do leczenia. Zapasy były dość imponujące i kobieta nie potrafiła wyobrazić sobie, co musiałoby się stać, żeby czegoś zabrakło. Zakon dbał o swoich ludzi.
Wśród skrzyń i worków stał wysoki mężczyzna w habicie, który oderwał wzrok od pergaminu, na którym coś skrzętnie spisywał i przesunął oceniającym spojrzeniem po sylwetce nieznajomej siostry. Znad orlego nosa patrzyły na nią ciemne, chmurne oczy.
- Bracie Gilbercie, to Maena.
- Z Saran Dun?
- spytał. Jego głos był niski i całkiem przyjemny w odbiorze.
- Tak.
- Rozumiem, że masz odpowiednie wykształcenie, skoro cię tu przysłano, siostro?
- to pytanie skierował już bezpośrednio do Maeny, zapewne oczekując krótkiego raportu z jej umiejętności.
Obrazek

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

2
POST POSTACI
Maena
Zakon chyba nigdy nie okazywał opieszałości w swych dążeniach. Z pewnością było tak w przypadku postrzegania pewnej zakonnicy, która wzięła sobie za życiową misję stać się przedłużeniem woli organizacji i stać na straży jedynej słusznej wiary. Acz jako ledwie trybik machiny organizacji zawsze stała w cieniu, jednakże brała udział w kilku nawet istotnych wydarzeniach. Jeśli nazwać istotnym łatanie ran kerońskich żołdaków i donoszenie na innych zakonników, to rzeczywiście już zasłużyła sobie na wstąpienie w orszak wybrańców Sakira. I to pierwszy szereg z samym sztandarem ukochanego bóstwa w dłoniach. Wszak wspominać jak to Maena pomagała Jensowi zrzucić kilka kilo byłoby wnet już kopaniem leżącego, który to musiał znosić wścibskość kobiety.
Wszystkie te pomniejsze rzeczy i pomoc przy odbudowie domu demeryta, czy też udział w niewielkiej wyprawie, tliły się niczym nieistotna przeszłość, wyparta przez ważniejsze wydarzenia. Zaćmienie. Anomalia magiczna. Globalny kataklizm, co wstrząsnął światem i poprowadził demony prosto w serce Keronu. Obecne mu też krwawe niebo widoczne przez te trzy dni stanowiło jawną zapowiedź wielkiej próby i boskie żądanie. Czas wtedy dłużył się niemiłosiernie, a chaos uderzał z pełnią siłą w mury organizacji Zakonu, próbując wykorzenić ludzką wolę walki, jakoby entropia miała tym razem dać kres temu rodzajowi.
Maena natchniona ważkością zdarzeń, słusznie podjęła się próby, uciszając każde choćby najmniejsze ziarno zwątpienia wypowiedzianego przez innych zakonników zbliżonych jej rangą. Czy to za sprawą gromkich uwag, czy bezlitosnego przekazywania przełożonym kto sieje defetyzm. Nie było miejsca na zwątpienie. Nie kiedy dzielni mężowie przelewali krew, chroniąc własnym życiem znanego im porządku. Jej postawa i liczne drobne zasługi nie uległy niezauważeniu. Oczywiście przez samą ksieni, która uznając ją za wzór, obiecała jej awans na starszą siostrą w tak młodym wieku. Wiązało się to z przymusową nauką liczenia, jako że miałaby odpowiadać za ważniejsze zadania w skrzydle inframerii. I tutaj zaczęły się godne przemilczenia strome schody do szybkiego awansu.

To co ją zaś prześladowało to zobowiązanie. Uważała, że za mało daje z siebie, że może mieć większy wpływ, że więcej zależy od niej. Zaś w sporadycznych snach widywała bliżej nieokreślone plugastwa, które miała przegnać trzymaną w ręku pochodnią, ale ogień przyduszał się, jak tylko nie patrzyła ku niemu. Wszelki rozpętany pożar szybko gasł, a należało spalić całe bluźnierstwo. Wszystko. Wszystko należało oczyścić do gołej ziemi i tylko pobudka odciągała ją od trudów czynionych w świecie snów.
Nowa siewka ambicji miała w duszy zakonnicy dość odżywczej arogancji, aby ledwie w przeciągu tych kolejnych miesięcy wyrosnąć już na całkiem bujny tupet. O ile ten nie był i tak już wcześniej gargantuiczny, to teraz już taki był.

Kolejna wyprawa zakonników sugerowała krucjatę ku plugastwie, co zdołało się już dość solidnie ukorzenić przez ostatnie lata. Nie Maenie było dane wiedzieć o detalach, choćby ucho nastawiała to i tak docierały do niej tylko plotki. Jakkolwiek, była pewna, że i tym razem z zaciśniętymi zębami wyrwie z objęć śmierci kolejnych wiernych. Z pewnością jednym z nich był pechowy Joseph, który nie potrzebował do walki potwora, aby pogruchotać sobie kości. Jego entuzjazm związany z wcześniejszymi przypadkami był pewnie podszyty całkiem trafnym przypuszczeniem, że i tym razem siostry z Maeną na czele poskładają go do kupy, jak i każdym następnym razem.
Pacjent zaczął zachowywać się nieodpowiedzialnie, to Maena błysnęła wzrokiem mającym go sparaliżować i ułożyć równo na plecach z powrotem, ale ten chyba się już uodpornił na jej nieprzychylną postawę to i zaczął gadać. Zakonnica już miała mu wyjaśnić błąd pełną gębą, ale rudowłosa uprzedziła ją w zamiarze. Kiwała głową na jej uwagi, ale widać Joseph chciał więcej uwagi niż rzeczywiście należało mu zapewnić. Winien był się teraz nie ruszać i czekać, aż wyzdrowieje. Biedakowi koń musiał kopnięciem klepki przestawić i ten nie chciał pojąć oczywistych spraw.
— Słyszałeś?! Słuchaj się, bo się krzywo zagoi, jak będziesz tak paplać! — Na dokładkę po słowach Aleidy wypaliła prosto w niego lekko się pochylając nad nim, aby to usłyszał wyraźnie. Może nie z głową miał problemy po kopnięciu, a z uszami? Dla pewności nie oszczędziła mu podniesionego tonu. — Masz cicho leżeć i koniec. — Podsumowała dobitnie nim odwróciła wzrok od niego zupełnie i skierowała się dalej. Cokolwiek miał jej do powiedzenia było to teraz drugorzędne. Jak mu się gęba krzywo zagoi, albo gorzej, zaogni, to może już w ogóle nic nie powiedzieć.
Siostry skierowały się dalej, a Maena szybko zgubiła rachubę jak podjęła się próby zliczenia zapasów jakie mieli do dyspozycji. Widok był iście pokrzepiający, aż poprawił się jej momentalnie nastrój z dobrego na jeszcze lepszy. Wtem spostrzegła zakonnika, któremu przyjrzała się oceniająco. Ten raczył zadać jej pytanie. Bez namysłu, czy mitrężenia odpowiedziała:
— Mam ze sobą wszystko co potrzebne do pracy w inframerii, ale widzę że i tak niczego tutaj nie brakuje! — Z uśmiechem na twarzy zauważyła po minie brata Gilberta, że chyba odpowiedziała na inne pytanie, niż zadał. Splotła dłonie przed sobą, trzymając je przy brzuchu i wtem kiwnęła głową w przeprosinach — Ach, tak! Pewnie! Potrafię zszywać, opatrywać. Ucinam nogi i ręce. Zęby też wyrywam, jak bolą. Mam lata praktyk, jak ten no... cyrulik! Znam wszelkie nasze metody, brat się nie rozczaruje, zapewniam! — Rzekła żwawo, po czym przechyliła nieco głowę, nie szczędząc ciekawości i próbując odczytać coś z pergaminu co trzymał Gilbert

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

3
POST BARDA
Aleida uśmiechnęła się z uznaniem, gdy Maena nie postanowiła rozmówić się ze starym znajomym, a zgodziła się z nią w konieczności jego odpoczynku i jeszcze upomniała go dodatkowo. Wyglądało na to, że będą się dobrze dogadywały; w namiocie medycznym miał być porządek. Mniej zadowolony był Joseph, bo odprowadził kobietę rozczarowanym spojrzeniem. Kto wie, może mu się tu nudziło i potrzebował jakiejś rozrywki, jak choćby rozmowy? Aż dziw, że nie wpadł na to, by nadmiar wolnego czasu poświęcić modlitwie.
Brat Gilbert skrzywił się i odsunął o krok, przyciskając zapiski do siebie, gdy Maena spróbowała zajrzeć mu przez ramię. Czy wynikało to z faktu, że kobieta była niekulturalna i go to oburzało, czy miał tam coś do ukrycia? Tego mogła się jedynie domyślać.
- To bardzo dobrze - stwierdził Gilbert, z miną, jakby wcale dobrze nie było. W międzyczasie Aleida wydobyła skądś fartuch i podała go Maenie. - Będziecie mieć z Aleidą zmiany w takim razie. Twoja zacznie się wieczorem, więc masz resztę dnia na zaznajomienie się z pozostałą częścią obozu, bo rozumiem, że dopiero dotarliście. Na razie zbyt wiele się nie dzieje, jak widzisz.
- Chłopak kopnięty przez konia, drugi z odparzeniami od siodła co się pobabrały i trzeci, co mu się chyba pracować nie chce, bo mdleje jak wstaje, ale jak leży, to zdrowy niby
- podsumowała szybko rudowłosa, przewracając oczami.
- Wykrwawił się, Aleida - upomniał ją brat Gilbert zmęczonym głosem. - Poskładaliśmy go, ale potrzebuje czasu.
- Tak, tak
- siostra machnęła niedbale dłonią i odwróciła się do Maeny z oczami lśniącymi nowym zainteresowaniem. - Sporo was przyjechało. Jesteście ostatni, z tego co słyszałam. Jutro wyruszają pierwsze zwiady. Słyszałaś o tym artefakcie, Maena?
- Plotkowanie jest domeną ludzi małej wiary
- mruknął Gilbert.
- Po pierwsze nieprawda, bracie Gilbercie, a po drugie to nie plotki. To... omawianie faktów. Prawdziwych faktów. Samo to, że tyle wojsk się tu zebrało, o czymś świadczy. To nie może być tylko plotka.
Obrazek

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

4
POST POSTACI
Maena
Cokolwiek było na skrawku pergaminu miało pozostać Maenie tajemnicą. Z pewnością na ten moment. Próbę zajrzenia w treść nie skwitowała żadnym gestem usprawiedliwienia, czy odruchem zakłopotania, jakby to było dla niej naturalne, aby pakować spojrzenie we wszystko co było w zasięgu. Ucieszyła się z faktu, że brat Gilbert był nijako, acz jednak zadowolony z jej krótkiego przedstawienia się. Tak choćby się jej wydawało.
Słuchała uważnie słów nowej koleżanki i brata zakonnego. Jako że teraz nie za bardzo było co robić, podeszła do skrzyni, próbując odczytać jakąś tabliczkę, to przypatrywała się leżącym obok workom szacując co tam może być, zastanawiała się gdzie miałaby tutaj szukać niezbędne narzędzia. Na pierwszy rzut oka oczywiście, wypytać miała zamiar, acz wywiązała się rozmowa o jakimś artefakcie, tfu, pewnie magicznym cholerstwie.
— Siostra mówi o jakimś przedmiocie, do którego to się ślinią ci bałwochwalcy, magicy?? — Zapytała nieco wzburzona, wypowiadając ostatnie słowo z widoczną odrazą i skrzywieniem, ignorując jednocześnie nawiązanie, że to niby plotki. Bo co jak co, to była zwykła rozmowa, a nie szerzenie kłamstwa, nieprawdy, czy nieuczciwe zniesławianie innych. O to, to nie! Że brat Gilbert niepojętny w takim temacie i głupoty plecie, zarzucając im małą wiarę? O jeszcze się przekona, przekona się. Momentalnie założyła ręce przed siebie i prychnęła, przestępując z nogi na nogę. — Z pewnością armia ma tutaj ważne zadanie i spodziewają się oporu, skoro potrzebują nas tutaj. Ten zwiad, to za pewnie chodzi o tę przeklętą wiedźmę, co przyniosła nieurodzaj i plagi w całym Keronie — Maena wyniosła się na swoje wyżyny wnioskowania, zaczerpując również wiedzy powszechnie powtarzanej między siostrami. Co jej było do tego, znała swoje miejsce. Nigdy jej nie angażowali w ważniejsze zadania. Jeśli byłaby taka potrzeba z pewnością by się do niej zwrócili. Ależ by to było wyróżnienie... wierzyła, że doczeka się tego momentu, aż zasłuży. Tymczasem jednak bezwarunkowo wierzyła w słowa ksieni, jak i kapłanów, którzy zwykli zlecać obowiązki. Nie oznaczało to jednak, że rzucona w niewinnym pytaniu Aleidy iskra ciekawości nie wznieciła się do rozmiarów pytania ułożonego już na języku — A co takiego słyszałaś? Co to takiego niby jest? Ten artefakt — Zapytała ostrożnie wypowiadając ostatnie słowo, rozluźniając już ręce z butnej postawy, aby to zaraz schować je za sobą, jakby próbowała ukryć swoje zainteresowanie.

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

5
POST BARDA
Worki były uporządkowane i opisane - gdy Maena przyglądała się etykietom, mogła rozróżnić te, w których znajdowały się bandaże i czyste opatrunki, czy te mniejsze, z ziołami. Narzędzia czekały w skrzynkach, równo poukładane; jeśli zajrzała do jednej z nich, mogła być pod wrażeniem tego, jak ktoś postarał się w kwestii organizacji namiotu medycznego. Po prowizorycznych warunkach można był się spodziewać prowizorycznych zapasów, tymczasem niczym nie różniły się one od zapasów w zakonnej infirmerii, do której była przyzwyczajona.
- No, no! - potwierdziła Aleida, podpierając ręce na biodrach. - Na pewno. Musi być magiczny.
Brat Gilbert westchnął i złożył kartkę na cztery, by wsunąć ją do kieszeni swojego habitu. Zmierzył jeszcze kobiety niezadowolonym spojrzeniem, zanim wyminął je i wyszedł zza parawanu. Jeśli Maena podążyła za nim spojrzeniem, zobaczyła, że podszedł do jednego z pacjentów i pochylił się nad nim, by cicho zamienić z nim kilka słów. Przynajmniej nikt teraz nie oceniał tematów, jakie z rudowłosą zakonnicą poruszały.
- A czy o wiedźmę chodzi, to nie wiem. Coś o niej nie było głośno ostatnio, a też z samego Heliar nikt nie wychodzi. Żadne... wiedźmie pomioty, czy demony, albo wojska... nic nie wychodzi. Z drugiej strony, jak nie o nią chodzi, to o co innego?
Aleida zerknęła w bok, zerkając za parawan, po czym zbliżyła się do Maeny i ściszyła głos. Z bliska prawie dało się policzyć piegi na jej policzkach.
- Jeden z tych co tu leżą, podobno coś widział. Rozmawiał tylko ze swoim dowódcą, a nam nie chce nic powiedzieć. Mnie nie chce nic powiedzieć na pewno, mimo, że wypytywałam. Ale odkąd wrócił do obozu, zrobiło się zamieszanie. Widziałam, jak się zbierają w tych głównych namiotach. Narady jakieś - wyprostowała się, reflektując się nieco. Może nie chciała jednak plotkować? Odchrząknęła z powagą. - Oczywiście, potrzebujemy to wiedzieć, żeby móc przygotować się tutaj. Do leczenia odpowiedniego. Bo co, jak to będzie jakieś magiczne plugastwo, a my będziemy mieć jeno bandaże i standardowe zioła? Nie zdążymy nikogo nigdzie posłać po inne? Nic nam nie chce powiedzieć. Bratu Gilbertowi nawet, chociaż próbował.
Westchnęła, siadając na jednej ze skrzyń.
- Ja to myślę, że to coś dużego. Nie znam się na magicznych artefaktach, ale to musi być niebezpieczne. Trochę się boję, przyznam. Modlę się, żeby Sakir dał nam siłę w konfrontacji z tym czymś i wierzę, że Zakon się tego pozbędzie, zanim przyniesie zniszczenie. Podpytałabym kogoś o co dokładnie chodzi, ale nie wiem do kogo się udać. Może ty znasz kogoś, kto mógłby się wywiedzieć? Wszystko dla dobra pacjentów, oczywiście. Czym się zajmują te pozostałe siostry, które z tobą przyjechały?
Obrazek

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

6
POST POSTACI
Maena
Coś zobaczył, powiedział dowódcy i zrobiło się zamieszanie. Jak nic pewnie był świadkiem jakiegoś cholerstwa, ale czemu nie chciał nic powiedzieć? Zakazali mu czy co? Mogła podejść i też zapytać, ale... Maena nie sądziła, aby potrzebowali czegoś więcej niż mają. Była święcie przekonana, że wiara, wytrwałość i zaufanie w tradycyjne praktyki wystarczały.
Pokrętna dociekliwość oznaczała wybijanie się z tego co znane i sprawdzone. Pokrętna dociekliwość oznaczała eksperymentowanie, łamanie zasad, to preludium do herezji. Pokrętna dociekliwość to była domena magików. Podobnie jak te przeklęte artefakty, które już zdołały zatruć ich rozmowę, będąc pewnie daleko stąd. Zielonooka wymieniła prawie że lustrzane spojrzenie z drugą kobietą, nieco podejrzliwie, krytycznie. Trochę bez większej przyczyny, jakby rozmówczyni przypadkiem trafiła na nieznany odcisk. Aleida mogła być bardziej pewna, aniżeli mniej, że nie z Maeną te prawdziwe plotki... acz może z inną z sióstr mogła zaspokoić swoją pozornie prostą potrzebę?
— Nie powinny my kłopotać się w omawianie pokrętnych sztuk tych piekielników. Oto im chodzi, aby wzbudzić w nas zwątpienie siostro — Zakonnica uśmiechnęła się ciepło i pokiwała głową, jakby znała odpowiedź na każde pytanie udręczonego niepewnością umysłu. — Niech siostra nie podkopuje swojej wiary. Mamy wszystko co potrzeba, aby stawić im czoła — Rzekła pewnie, po czym wyrzuciła wzrok w bok, jakby chciała podążyć w inny poruszony temat.
— A ze mną przybyły, niech no pomyślę... Siostry głównie ze skrzydła inframerii przybyły. Trzy, niby obiecujące, młode siewki z nowicjatu, co podobno miały jakąś styczność z wiedzą jak leczyć. Nie pamiętam jak się nazywają — Machnęła ręką, jakby nowicjat był oczywiście nieszczególnie istotny. Nieopierzone kurczęta, które nie rozumiały podstaw czym jest woda i chleb w życiu zakonnika. Teraz miały okazję w trybie przyśpieszonym nadrobić zaległości. — Szanowna starsza siostra Gwen. Od niej nauczyłam się bardzo wiele. — Wspomniała poważnym tonem kobietę, której twarz czas zdołał już znacząco wyrzeźbić w grymas uczuć, które trwały w jej życiu najczęściej. To jest rozczarowanie i politowanie. Najstarsza stażem, wśród sióstr trudniących się uzdrawianiem. — Oraz moje dwie przyjaciółki. Helgurda i Stefanii — Wspomniała z entuzjazmem doskonale znane jej osoby — Acz one nie będą asystować w leczeniu. Helgurda z pewnością będzie pomagać w kuchni. A Stefanii będzie pomagała Gwen, tak jak mnie prosiła żeby tak to było... — Brunetka prawie że na głos przypominała sobie, jak czarnooka psiapsiułka wybłagała na niej, aby ta wstawiła się z rekomendacją, że to ona nadaje się na wyprawę daleko od klasztoru i zmianę przydziału. Ksieni Larysa niechętnie zgodziła się na udział tej młódki w takiej wyprawie, ale widocznie nie tylko Maena uznała, że ta świetnie się nadaje do reprezentacji ich klasztoru w tak ważnej misji.— Helgurdę łatwo rozpoznać ma duży nos i brak jej połowy zębów. To nasza główna kucharka. Stefani zaś to chórzystka i zajmowała się wcześniej sprzątaniem... acz ostatnio udało jej się zająć miejsce skryby i asystentki Gwen. Jeszcze pamiętam jak zapewniałam, że Stefanii to taka wspaniała i bystra dziewczyna i Gwen zgodziła się, aby zajęła się dokumentariami inframerii i pomagała jej osobiście. Z resztą sama się przekonasz! — Zapewniła, iście się rozgadując i czerpiąc przyjemność z rozmowy.
Z rozpędu miała jeszcze wspomnieć o kolejnym, acz chyba jedynym z płci przeciwnej przyjacielu - Jensie Vulstein, którego, w rozpędzie realizacji prośby Stefanii, również zarekomendowała. Jako bezbłędnego skrybę. Nieomylnego administratora, mistrza pióra i liczydła, którego sam Sakir im musiał zesłać w swej łasce... No miała bardzo wysoką opinię na jego temat w sprawach matematyki i zawsze stawała za nim murem w tej konkretnej kwestii, acz nie była pewna, czy się z nimi ostatecznie zabrał. Czy też może przyjedzie z następnym transportem zaopatrzenia? Jakoś przez ten czas umknął jej uwadze, ale nie kwapiła się o mężczyznę wypytywać, zajęta bardziej modlitwą i problemami, które pojawiały się pierwsze z brzegu.

Maena odpowiedziała na jej pytanie, nie mając póki co własnych. Wszystko tutaj było w najlepszym ładzie. Jej kolej miała nadejść później, a jej przełożoną była Gwen, albo każdy wyższy rangą. Wiedziała do kogo się kierować po zadanie, albo kogo się słuchać, a tymczasem popołudnie mogła spędzić na modlitwie i rozejrzeniu się po okolicznym przybytku wiary. Jakiś ołtarz, kapliczka? Czy po prostu ławki. Nie ważne. Naturalnie w smak wojskowej wyprawy rytm życia klasztornego nie miał tutaj miejsca, to też Maena miała nadrabiać niezbędne modlitwy we własnym zakresie. Potem jakiś posiłek, może zaczepi inne siostry i dopatrzy się jak sobie radzą te z nowicjatu? Ktoś w końcu musiał pomóc w tych trudnych początkach.

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

7
POST BARDA
- Nie podkopuję, nic nie podkopuję! Wierzę, że cokolwiek to jest, nasze wojska dadzą temu radę. Chciałabym tylko wiedzieć, przeciwko czemu będą stawać, żeby wiedzieć, co my będziemy musieli leczyć. To czysto praktyczne podejście! - zaprotestowała Aleida.
Skoro jednak Maena skończyła temat, ona też nie ciągnęła go na siłę, zamiast tego z zainteresowaniem skupiając się na krótkim opisie wszystkich tych, jakie z nowo poznaną siostrą przyjechały z Saran Dun. Słuchając, kiwała głową, jakby pomagało jej to zapamiętać o kim mowa. Wiadomość o większej liczbie kobiet przydzielonych do namiotu medycznego skwitowała westchnieniem ulgi i stwierdzeniem, że obawiała się, jakoby przysłali jedynie Maenę, a dwie medyczki to zdecydowanie za mało na cały obóz wojsk. Usiadła na jednej ze skrzyń, chłonąc informacje na temat tych, z którymi przyjdzie jej współpracować. Dla kobiet na co dzień zamkniętych w murach własnego klasztoru, poznawanie nowych ludzi było rzadkim doświadczeniem, a jeśli były to siostry w wierze, to tym bardziej.
Obiecała czekać na wszystkie pozostałe przydzielone do namiotu medycznego siostry, a Helgurdy wypatrywać - czy mówiła to ze zwyczajnej uprzejmości, czy faktycznie cieszyła się na nowe towarzystwo, tego Maena nie wiedziała - i nie zatrzymywała jej już dłużej. To za to próbował zrobić Joseph, rozpaczliwie usiłując przekonać ją, by została i choć chwilę z nim porozmawiała, co okazało się próbami zupełnie beznadziejnymi i nieskutecznymi i doprowadziło tylko do tego, że dostał kolejną burę od Aleidy. Gdy Maena opuszczała namiot, chłopak z rezygnacją wpatrywał się w jasny dach namiotu nad głową, leżąc na wznak i wysłuchując kazania na temat swojej nieodpowiedzialności.

Jens, z tego co wiedziała, przyjechał razem z nimi, ale podczas drogi przydzielono ich do osobnych wozów. Stefani twierdziła, że widziała go kilka razy, a nie było powodu, by jej nie wierzyć. Mimo starań Maeny, tusza skryby pozostawała bez zmian, a jedynym, do czego udało się jej doprowadzić, był Jens unikający jej jak ognia. Może dlatego jeszcze się nie spotkali, choć podróż trwała wiele dni? Aż trudno uwierzyć, że mężczyzna nie chciał spędzać czasu z osobą, która tak podziwiała jego umiejętności.
Kaplica, naturalnie, zajmowała bardzo istotne miejsce w obozie. Ustawiona prawie w centrum, prowizoryczna, a jednak w przeciwieństwie do większości zbudowana z drewna, być może już przy ustawianiu palisady. Była bardzo niewielka, a wewnątrz znajdowało się zaledwie kilka ławek, ale wczesnopopołudniowe słońce wpadające do środka spadało na ołtarz w urzekających, migotliwych smugach światła. I choć zorganizowane, wspólne modlitwy nie odbywały się tak często, jak w klasztorze, to Maena dowiedziała się, że codziennie godzinę po wschodzie słońca miało miejsce wspólne nabożeństwo, w którym uczestniczyć mógł każdy - ołtarz i świece wystawiane były na zewnątrz, a pod kaplicę znoszone były ławki. Obóz obozem, ale pewien porządek musiał być, a cześć Sakirowi musiała być oddana właściwie.

Posiłki rozdzielane były w zachodniej jego części, tuż przy palisadzie. Maena szybko spostrzegła charakterystyczną sylwetkę Helgurdy, co prawda jeszcze nieubraną w fartuch, ale już plączącą się w odpowiedniej okolicy. Dla większości z nich obowiązki prawdopodobnie miały zacząć się dopiero jutro; dziś wszyscy przybyli z Saran Dun mieli czas na zakwaterowanie i zapoznanie się z obozowiskiem, a także na modły o powodzenie jutrzejszej misji zakonnych rycerzy. Skoro Maena miała już modlitwy za sobą, przyszedł czas na całą resztę.
Jej spojrzenie szybko skrzyżowało się ze wzrokiem Helgurdy, więc przyjaciółka przywołała ją gestem do jednego z kilkunastu stołów, a potem przyniosła jej miskę ciepłej strawy. Nie było to nic wybitnego kulinarnie, ot, zasmażana kasa z kiełbasą i cebulą, którą poza nią jadło też dookoła kilka innych osób, w tym trzy nowicjuszki, o których opowiadała Aleidzie.
- Wielkie to, co? - zagadnęła, siadając naprzeciwko. - Ten obóz. Porządnie postawiony. Palisada mocna, kaplica ładna, namioty równo. Byłaś w medycznym?
Obrazek

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

8
POST POSTACI
Maena
Rozmowa szybko przestała się kleić. Ledwie nowo poznana osoba, a już zdołała zapewniać o czymś co w sumie nie powinno się kwestionować frywolnie. Protest jakoby doszedł uszu Maeny, ale ta i tak już wiedziała swoje. Z resztą to nie pierwszy i ostatni raz zakonnica napotyka się na zwątpienie, czy chwile słabości pośród swej braci. Zamaskowane to niewinną ciekawością, czy też za inną zasłoną. Aleida widać nie dożyła dostatecznie wielu wiosen, aby w pełni przystosować sobie pojęcie wiary. Nie oznaczało to, że skreślała rudowłosą. Wręcz przeciwnie! Trud w wierze to oczywiście jedyna droga!
Tak też i Maena poszła znosić własne trudy, szukając wyciszenia w modlitwie. Pogrążając się w pacierzach jak w jakiejś mantrze. Oczekując głosu swego bóstwa, jakoby czuła się zobowiązana na choćby jego skinięcie palcem, byle zacząć działać i nieść jego wolę. Klęcząc wyprostowana przy ławie, starannie wymawiała cicho utrwalone słowa, patrząc się w przestrzeń przed sobą, wzrokiem pozbawionym skupienia. Ku intencji powodzenia wojennej kampanii przeciw plugastwu, jak i za dusze zakonników i wytrwałość wiernych w trudzie ważkich prób, jak i życiu codziennym. Przez moment, światło, pełzające figlarnie po ołtarzu, odbijało się od metalowego naczynia zawierającego kadzidło ceremonialne, rażąc to kobietę po oczach. Ta wtedy je zamknęła i pozwoliła się ponieść napotkanej przestrzeni, między wyobraźnią, jawą, a snem, nieznacznie przekraczając granicę ku temu ostatniemu...

Chwila szybko zamieniła się w godzinę, a zakonnica samoistnie wybudziła się z transu. Wtem zebrała się w końcu z klęczek i ciągłego wypowiadania słów, spoglądając czy ktoś jeszcze był i kto się zjawił w tym miejscu nowy. A może o tej porze była tutaj zupełnie sama? Tym sposobem sprawdzała przy okazji, czy może ktoś tutaj jeszcze spędza czas podobnie do niej. Ruszyła dalej, spoglądając tym razem ku niebu tego słonecznego dnia. Mały głód dał o sobie znać, to i zaszła ku miejscu przeznaczonym na kuchnię polową.
— A no! Byłam! Ale mamy oprzyrządów i medykamentów, to ci mówię! A jaki porządek! Widać chowają Sakira w wierze i obowiązków pilnują, aż ciekawam, jak te nowicjuszki na taką misję się nadają! Też mi niby z uniwersum, eee, czy tym z uniwertetu — Machnęła ręką na swoją ignorancję, kiedy to dostrzegła ukradkiem no scenę jak dla niej niebywałą
— Spójrz no teraz! — Nie imała się nie wskazać łyżką pełną kaszy Helgurdzie całej sytuacji — Jak wodzi wzrokiem za rycerzem... i jeszcze ten uśmieszek. — Jej głos prawie wzniósł się na wysoki sopran z oburzenia po czym zasłoniła usta, niby zobaczyła coś strasznego — Niech no się tylko starsza siostra Gwen dowie — Rzekła teraz już cicho, rychło z domniemaną obietnicą i wnet pokręciła głową w pełni zasłużonej krytyki — Się jej oberwie, oj oberwie, za takie amory w celibacie. Im szybciej się nauczy tym lepiej dla niej i dla wszystkich dookoła... a wiesz? Poznałam też nijaką Aleidę, com będziem wspólnie pracować. Jakieś artefakty jej w głowie szumią, mówię ci. Wypytuje się jako niby my pojęte w temacie, rozumujesz? — Zapytała, niemalże retorycznie, zaraz to przeskakując na inny temat — To jej powiedziałam, że nie mamy czym się martwić i się spłoszyła nieco... coś czuję, że dużo nas tu czeka pracy, aby to przykładem być, wiesz? — Rozgadała się nieco, po czym skupiła się na kaszy z dodatkami, nastawiając nieco ucha na słowa przyjaciółki czy też na otoczenie.

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

9
POST BARDA
- Młode to i głupie - podsumowała Helgurda, mało subtelnie odwracając się, by wbić swoje niezadowolone spojrzenie w omawianą nowicjuszkę. Dziewczyna kompletnie nie zwracała na nie uwagi, była pochłonięta rozmową z pozostałymi dwiema i intensywnym obserwowaniem niczego nieświadomego rycerza. Kto wie, może jej zainteresowanie było zupełnie nieromantyczne, a uśmiech wynikał z czegoś innego, niż rozważanie sposobów na złamanie celibatu, ale o to Maena jej nie podejrzewała.
- Artyfakty? - powtórzyła po niej przyjaciółka i zmarszczyła brwi w wyrazie politowania. - Nudzi się jej może, to pomysły bzdurne do głowy przychodzą. Tym, co się dzieje w obozie, powinna się przejmować, a w obozie żadnych artyfaktów nie ma. A w kuchni też porządnie. Warzywa nawet świeże jeszcze są. Będzie gdzieś na tydzień, potem może dowiozą. Porządny obóz zrobili, porządny.
Pokiwała głową, gdy usłyszała o dawaniu przykładu. Helgurda była konkretna i pracowita, nie miała sobie nic do zarzucenia. Na modlitwie spędzała wystarczająco dużo czasu, nie zajmowała się głupotami... Maena mogła zakładać, że ma w niej pełne wsparcie, jeśli chodzi o swoje podejście do życia, nawet jeśli przyjaciółka w przeciwieństwie do niej nie czuła potrzeby prostowania światopoglądu innych. Ot, żyła sobie tak, jak Sakir przykazał, a resztę zostawiała mądrzejszym od siebie.
Jakby widząc zainteresowanie ze strony dwóch starszych sióstr, nowicjuszki wymieniły między sobą kilka zdań i podniosły się od swojego stołu, by przysiąść się do nich. Niesamowitym było, jak podobne zdawały się do siebie w czepcach zakrywających włosy. Spod jednego z nich, u tej zwanej Rosalindą i tej samej, która wcześniej zainteresowana była osobą siedzącego nieopodal rycerza, wystawał jeden niepokorny, mocno skręcony, jasny kosmyk.
- Siostro? - zagadnęła Maenę druga z dziewcząt, Jana. - Jutro wojska wyruszają na zwiad, czy siostra wie może czy my wyruszamy z nimi?
- Gdzie na zwiad będą medyczki brać, zgłupiałaś?
- oburzyła się trzecia. - Mówię ci, że nie.
Rosalinda znów zerknęła w kierunku rycerza, splatając dłonie na kolanach.
- Możemy im być potrzebne, gdyby natrafili na coś niebezpiecznego i zostali ranni - zasugerowała.
- Jak rycerze zostaną ranni, to twoją duszę już dawno Sakir będzie miał w opiece, mówię ci
- podkreśliła dziewczyna o imieniu Isabel. - Nie bez powodu wojsko to wojsko.
Helgurda przeskakiwała spojrzeniem z jednej na drugą, powstrzymując się od jakichkolwiek komentarzy, choć Maena widziała po niej, że dzieją się w jej głowie właśnie jakieś skomplikowane procesy myślowe. Nowicjuszki wpatrywały się jednak nie w nią, a w jej przyjaciółkę, czekając, aż ta rozwieje ich wątpliwości. Gdyby wybrały się do namiotu medycznego od razu, tak jak ona, być może w ogóle by ich nie miały, a Aleida poinformowałaby ich o przydzielonych im obowiązkach. Najwyraźniej miały inne rzeczy do roboty, niż zainteresowanie się tym, czym należało się zainteresować.
Obrazek

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

10
POST POSTACI
Maena
Pogaduszki ze starą przyjaciółką trwały sobie w najlepsze, acz nowicjuszki uznały, że należy doradzić się u starszych koleżanek, ku rozwianiu pewnej wątpliwości, która najwidoczniej nie cierpiała zwłoki. Oj tak, coraz więcej rzeczy nie cierpiało zwłoki. Maena uznała, że tego chwasta trzeba wyrwać tu i teraz, nim zasiedli się w umyśle biednej dziewczyny na dobre.
Z początku nieco oszołomił ją fakt, że młódka w żaden sposób się nie wstydzi swoich popędów. I ten jak nic godzący w etykietę sióstr zakonnych kosmyk, niby kolorowe pasemko grzeszków, które z pewnością miała za uszami. To też z szeroko rozwartymi oczami wpatrywała się w dziewcze, jakby oczekiwała pożądanej zmiany. No nic z tego, Rosalinda postanowiła nawet wyrazić się w kontekst, jawnie znów rzucając spojrzenie ku rycerzowi. Maena zagotowała się w środku. Gdyby mogła już by puściła kłęby pary uszami i nosem, jak jakiś przegrzany wynalazek gnomów. Cóż, jakkolwiek ogień już się rozpętał w duszy gorliwej, a można było to spostrzec w jej spojrzeniu, które jakby tylko mogło zamieniłoby niczego spodziewającą się Rosalindę w kupkę popiołu. Nowicjuszki wyprowadziły wstęp do rozmowy, acz ta nie miała długo potrwać.
— Komu tu na jakiś zwiad tak prędko, co?! — Nie żeby Maena miała jakiekowliek pojęcie, że siostry zakonne nadawały się do zwiadu jak młot kowalski do szycia ubrań z jedwabiu. Acz intuicyjnie połączyła fakty, komu tutaj na prawdę zależało na wywiedzeniu się o tym jakże nieistotnym dla sióstr detalu. — Czy ty wiesz do czego zmierzasz?! Myślisz, że nie widzę?! —Wyraziła się wprost do Rosalindy, nie zostawiając jej pola na wątpliwości. Zostawiając niedokończoną kaszę, zerwała się z siedzenia natychmiast, aby jej ten kosmyk wcisnąć z powrotem pod chustę, czyli tam gdzie powinien się znajdować. Siłą oczywiście ostentacyjnie akcentując jej niepoprawność. — Głupia, chcesz wpaść w tarapaty?! Kusisz się na grzech i to jeszcze tak bezczelnie. — Chwyciła ją za rękę, aby poderwać z siedzenia. — Teraz pójdziemy do starszej siostry Gwen i jej się wyspowiadasz! Im szybciej się z tym uporasz tym lepiej dla ciebie moja droga, to też ruchy! Idziemy! — Naturalnie miała ją do niej zaciągnąć, jak niepokorne dziecko, no ale czy Rosalinda miała zamiar ustąpić nagłemu atakowi ze strony Maeny...

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

11
POST BARDA
Nowicjuszka z całą pewnością nie spodziewała się, że Maena rzuci się na nią, by naprostować jej ewidentnie skrzywioną wizję świata. Odsunęła się nerwowo, próbując odepchnąć ją od siebie, ale gdy zorientowała się, że początkowo chodzi tylko o kosmyk włosów, pozwoliła wetknąć go z powrotem i nawet uśmiechnęła się przepraszająco.
- Co? Nie! - zaprotestowała później, słysząc oskarżenia Maeny. - Na nic się nie kuszę!
Wyszarpnęła ramię z uścisku i cofnęła się na ławie o niecałe pół metra, tak, że niemal oparła się o Janę. Jej dotąd skupione na rycerzu, nieco nieobecne spojrzenie teraz przeniosło się na niespodziewaną agresorkę.
- Nic nie zrobiłam, nie mam się z czego spowiadać! Zastanawiałam się tylko co z tym zwiadem, nic więcej!
- Wszystkie wiemy, że to nie jedyne, co miałaś w głowie - Isabel skrzywiła się. - Jak ci tak do chłopa spieszno, to w złe miejsce trafiłaś.
- Chodzi o... Chodzi o Dereka? On tylko pomógł mi, kiedy zahaczyłam się rękawem o wóz! Jest miły, lubię go, ale można lubić bez grzechu, co wy też w ogóle...! Poza tym miły jest też dla oka, a chyba patrzenie na rzeczy miłe dla oka nie jest grzechem?!

Helgurda przyglądała się rozmowie z rozbawieniem. Przynajmniej ona miała z tego jakąś rozrywkę, nawet jeśli jej przyjaciółka była absolutnie oburzona nastawieniem nowicjuszki.
- Siostra nigdy nie patrzyła sobie na ładne rzeczy? - bulwersowała się nadal dziewczyna, kierując pytania do Maeny. - I nie lubiła nikogo tak po prostu?
- Siostra ma rację
- wtrąciła się Jana. - Więcej doświadczenia ma, wie co mówi. Pewnie niejedną już taką widziała jak ty.
- Ale przecież on...

Rosalinda zamilkła jak rażona piorunem, z ręką wyciągniętą w kierunku rycerza, który, jak się okazało, w międzyczasie podszedł do nich i stał teraz tuż przy ich stole. Zamieszanie i zainteresowanie jego osobą musiało go tu przyciągnąć. Był młody, wysoki i może nie tradycyjnie urodziwy, ale jego oczy miały w sobie ciepły blask. I chyba nie podzielał zainteresowania Rosalindy, bo patrzył na nie wszystkie, nie wyłącznie na nią. Po ukryciu kosmyka pod czepcem dziewczyna musiała wyglądać dla niego już kompletnie tak samo, jak pozostałe nowicjuszki. Wszystkie miały wielkie oczy i lekko piegowate policzki, jakby były rodzonymi siostrami, choć różnił je zupełnie inny kształt twarzy - i zapewne włosy, teraz ukryte.
- Co się tu dzieje? - spytał mężczyzna, zapewne chcąc wiedzieć czemu stał się centrum ich zainteresowania.
Obrazek

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

12
POST POSTACI
Maena
— Nie zaprzeczaj! I chodź, natychmiast! — Wskazała na nią paluchem, a potem na kierunek gdzie pójdą, zamieniając niewinną rozmowę w rozpędzającą się kłótnię. Wkurzyło ją to jeszcze bardziej, że stawiała opór.
— O widzisz! Też to widziała! — Przytaknęła Isabeli, kiwając głową na jej trafne słowa. Acz potem Rosalinda wcale nie ustępowała pola. Próbowała nawet wyjaśnić, że wszystko jest jak należy. Maena musiała przyznać, miała odwagę, jawnie deklarując afekt pośród wszystkich zgromadzonych sióstr. Niemy grzmot huknął w oczach gorliwej. Błysnęła Maenie myśl, że pewnie jej nic nie powiedzieli jak składała śluby i zacisnęła usta z niedowierzania tego poziomu ignorancji. A gdy już nawet i Jana przyznała jej rację, przyśpieszyła, aby znów ją pochwycić — Wszystko jasne! Wygląda na to że masz dużo do powiedzenia! Świetnie! Starsza siostra Gwe... — Już dokańczała swoją zapowiedź, ale ktoś musiał jej przeszkodzić. A miała teraz siostrze Rosalindzie bardzo dużo do powiedzenia. Bardzo dużo. I tak się powstrzymywała, aby ją za ucho nie wytargać, nie chcąc robić za dużej sceny przy ludziach spoza zakonu. Żar ją wręcz palił od środka, aby nawet nie zaprowadzać jej do Gwen, a wyperswadować jej jak krowie na rowie co jest co tu i teraz... a tutaj jeszcze ten. Przyczyna całego ambarasu. Ledwie zadał pytanie:
— Nic się nie dzieje! — Odpowiedziała mu, właściwie to prawie krzyczała, znajdując to na nim punkt wyrzucenia skłębionego oburzenia. Próbowała go przesunąć wyprostowanymi rękoma, no ale nie szło tęgiego chłopa choćby o centymetr, to z frustracją szturchnęła go dłonią w napierśnik, aby się odsunął — Słyszałeś! Nic się nie dzieje! Czy może pchasz nochala do damskich namiotów nocą i przyszedłeś przyjrzeć się z bliska kogo odwiedzić, co?! Tak?! — Nie chciała mu dać odpowiedzieć, choć to bardzo prawdopodobne że był niewinny i miał prawo bronić się od zarzutu — Słuchaj, nie pchaj się w sprawy żeńskiego nowicjatu, bo ja już dopilnuję, aby klasztor napisał o tobie notatkę, co prosto dotrze do twojego dowódcy! — To była jawna groźba. Oparła ręce na biodrach i wyprostowana rzucała mu spojrzeniem komunikat że to nie są żarty i żeby lepiej już sobie poszedł, bo przyszedł w najgorszym możliwym momencie. Poza tym mogła kwestię przeklętych zalotów rozwiązać tu i teraz trafiając w drugą stronę tej nieszczęsnej relacji, jawnie mu deklarując, że jest podejrzany. No i dodatkowo mogła też zobaczyć, jak zareaguje na ten nagły zarzut...

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

13
POST BARDA
Rosalinda absolutnie nie zamierzała dać się zaciągnąć siłą do spowiedzi, przekonana, że nie zrobiła niczego złego. Wciskała się plecami w koleżankę, która usiłowała się od niej odsunąć, i protestowała ze szczerym oburzeniem, co sprawiało, że ich stół stał się celem zainteresowania wszystkich wokół. Ludzie rzucali spojrzenia w ich stronę, jedni zaciekawieni, inni zirytowani hałasem, jeszcze inni zwyczajnie rozbawieni. Mało kto wydawał się brać ich małą kłótnię na poważnie.
Rycerz nazwany Derekiem spoważniał, a w jego spojrzeniu pojawiło się coś nieprzyjemnego. Utkwił wzrok w Maenie, chwytając i unieruchamiając ręce, którymi usiłowała go odepchnąć.
- Na twoim miejscu uważałbym co i do kogo mówię, dziewczyno - warknął. - Zachowaj swoje oskarżenia dla tych, których faktycznie interesują cnotki w habitach.
Gwałtownie puścił jej nadgarstki, sprawiając, że zachwiała się i musiała usiąść, albo oprzeć o stół, by uniknąć upadku. Helgurda wstała, a rozbawienie z jej twarzy zniknęło, ale Derek nie wyglądał, jakby poczuł jakiekolwiek zagrożenie z jej strony, mimo, że prawie dorównywała mu wzrostem. Nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem.
- Tym się zajmują zakonnice z Saran Dun? Szukaniem naiwnego, który da się wciągnąć w ich gierki, a potem pisanie notek do dowódców i robienie im brudu w życiorysie?
- Kapitanie, wszystko w porządku?
- spytał jeden z dwóch innych mężczyzn, którzy podeszli do Dereka, widząc, że dzieje się coś niepokojącego. Wszyscy wydawali się równi wiekiem, ale najwyraźniej ten, którego tak polubiła Rosalinda, zasłużył na wyższy stopień. Zaskakująco wysoki, jak na jego młodą na pierwszy rzut oka twarz. A może tylko na takiego wyglądał?
- Szanowna siostra... jak siostra ma na imię? - spytał, uśmiechając się chłodno.
- Maena - odpowiedziała uczynnie Rosalinda.
- Siostra Maena chce pisać na mnie skargę do dowódcy. Za zaglądanie do namiotów nowicjuszek.
W oczach mężczyzn błysnęło rozbawienie, którego kapitan Derek nie podzielał.
- Może sama by chciała, żeby ktoś zajrzał do jej namiotu? - spytał jeden z nich, a drugi roześmiał się szczerze. - Może to zaproszenie, kapitanie.
Obrazek

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

14
POST POSTACI
Maena
Ręka znalazła stół, który jak nic stał jej teraz oparciem. Zaraz odepchnęła się bojowo nastawiona, za nic nie spuszczając spojrzenia z oczu Derka. Zacisnęła zęby rozeźlona, no i chyba tyle mogła mu zrobić... Acz jej postawa w żaden sposób nie zmiękła, pomimo tego że nie stanowiła względnie żadnego zagrożenia dla mężczyzny
— Żeś sam podszedł! — Odpyskowała mu, na jego pierwszą kontr groźbę. Jakby się nie interesował to machnąłby na dziewki ręką, a tu proszę bardzo, przyszedł sprawdzić stan nowicjatu jak nic!
— Pffffft! — Prawie się nie opluła, gdy usłyszała jak to facet chce zwyczajnie obrócić kota ogonem. Butnie założyła przed siebie ręce, acz... gdy w drugiej dość istotnej chwili usłyszała kluczowe "Kapitanie" drugiego wojaka, to jej szczęka nieco opadła i momentalnie zmalała. Żar w oczach skurczył się na podobieństwo niewielkiego płomyczka. Zbiło ją to z tropu na tyle, że nie potrafiła nic z siebie przez następne sekundy wydusić.
Kapitan nie mógł być takim przygłupem przecież nie? To znamienity przywódca pewnie, mówił co inni mają robić. Maena zrozumiała trochę za późno, że popełniła fatalny błąd. W końcu to nie klasztor i nie wiedziała kto jaką miał rangę, jeszcze. A już na pewno nie jak to z wojskowymi jest. Nie znała ich oznaczeń, hierarchii i tak dalej.
Maena wciąż jednak stała prosto. Otworzyła usta chcąc mu odpowiedzieć oraz przeprosić, acz Rosalinda się wtrąciła, jakby spodobał jej się ten obieg sytuacji. Posłała jej na nowo ożywione piekielne spojrzenie, a tu potem jeszcze to jej próbowali zarzucić jej własne podejrzenia. Wyśmiali ją jeszcze do tego, acz ona znała swoją wartość i nie musiała parować bzdur jakie spełzły z jego języka. Nie żeby ją to choćby trochę ukłuło, wręcz upewniło w tym... W tym że coś tutaj nie gra.
— J-ja pragnę przeprosić pana Kapitana. Eee... ale musi pan zrozumieć — Pochyliła pokornie czoło, zamieniając się w typową skromną zakonnicę, za jaką się z resztą uważała. — Pewne sprawy nowicjatu są bardzo trudne. Lepiej za wczas działać — Wyjaśniła, wspinając się na szczyty swojej elokwencji. — Zaraz udam się i sama się zgłoszę do starszej siostry Gwen z tym co do pana powiedziałam. — Przyznała się poważnie — Ale proszę aby pan Kapitan odstąpił od nas, bo muszę się tam udać z nią. A ona zwyczajnie nic nie rozumie! — Nabrała powietrza do płuc, znów nieco rosnąc w duchu i wskazała paluchem winowajczynię Rosalindę. Dłonie wtem schowała do rękawów habitu, czekając uparcie aż Kapitan Derek przy swoim podwładnym odpuści jakiejś zakonnicy co dopiero przyjechała.

[Obrzeża miasta] Obóz wojsk zakonnych

15
POST BARDA
Kapitan wyglądał na zirytowanego, ale nie na tyle, by długo żywić do Maeny urazę. Westchnął tylko i pokręcił głową, mierząc ją oceniającym spojrzeniem. Nie takim, jakie sugerowały słowa jego podkomendnych; ku zapewne wielkiemu rozczarowaniu Rosalindy, nie wydawał się zainteresowany ani Maeną, ani żadną z nowicjuszek jako kobietą, a żarty pozostałych dwóch rycerzy ostatecznie były tylko żartami.
- Czasem warto się dwa razy zastanowić, zanim się coś powie, siostro Maeno - zasugerował jej chłodno. - Udawaj się, gdzie chcesz.
Podszedł do nich, zainteresowany zamieszaniem i spojrzeniami, jakie rzucały w jego kierunku, ale przyczyna okazała się bardzo prozaiczna i dla niego zupełnie nieciekawa. Rosalinda opuściła wzrok, a jej twarz z jakiegoś powodu oblała się rumieńcem. Może ze wstydu za grzeszne myśli? To byłby już dobry wstęp do żalu za grzechy, nawet te, których się nie dopuściło. Nie zwróciła już uwagi na odchodzących od ich stołu rycerzy, zamiast tego dokładniej wciskając niesforny, kręcony kosmyk pod czepiec.
- No i narobiłaś zamieszania, dziewczyno - upomniała ją Helgurda, siadając z powrotem. - A Maena dobrze wyłapuje takie jak ty. Idź do tej spowiedzi, to i tobie lepiej się zrobi.
Strofowana nowicjuszka przez chwilę jeszcze milczała, ze wzrokiem wbitym w splecione na podołku dłonie, zanim z wahaniem pokiwała głową. Może lepiej było się po prostu podporządkować i wyznać grzechy nawet na wszelki wypadek, niż w nieskończoność protestować.
- No, więc mówię, że na żaden zwiad nas brać nie będą - zadowolona Jana skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, a Isabel pokiwała głową, zgadzając się z nią i rozwiewając nadzieje trzeciej dziewczyny.
Ta posłusznie wstała i ruszyła za Maeną. Wkrótce zostawiły część jadalną obozu za plecami, a po kilku minutach marszu ich oczom ukazał się namiot, który miały zajmować zarówno one, jak i starsza siostra Gwen. Płachta zasłaniająca wejście była opuszczona i z daleka nie było widać, by ktoś się tam plątał.
- Ja naprawdę nie miałam nic zdrożnego na myśli, siostro Maeno - odezwała się Rosalinda ostrożnie. - Ja po prostu bardzo lubię poznawać nowych ludzi. Naprawdę nie było w tym żadnego... drugiego dna. Zachowuję czystość tak, jak na ślubach przyrzekałam. Siostra musi mi uwierzyć. Wyspowiadam się już, dobrze, ale ja nie chciałam.... niczego nie chciałam...!
Dogoniła Maenę i uniosła na nią pytające spojrzenie.
- Dlaczego mi siostra nie wierzy? Co takiego zrobiłam, żeby mnie siostra podejrzewała o takie rzeczy, co?
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Heliar”