Fort Imtur

1
Fort Imtur położony jest w sercu starego miasta, tuż nad portem. Ma tylko jedno wejście po swojej wschodniej stronie i bardzo małe okna. Jego główna część stanowi dużą kwadratową wieżę z zamkniętym dziedzińcem po środku. Fortyfikowane mury są interesujące pod względem archeologicznym i uważa się, że stanowią fragment dużo większego zamku. Od czasu pojawienia się Wieży fort był wielokrotnie napadany a następnie uszkodzony w wyniku powodzi i osunięcia się ziemi do morza w 54r. III ery. Ostatecznie, po odparciu ataku demonów mieszkańcy odbudowali fort w jego obecnym kształcie.
Został oddany w użytkowanie kerońskiej armii i aktualnie służy jako garnizon oraz magazyn dla skonfiskowanych towarów. Patrolowany przez uzbrojonych po zęby strażników, aby dostać się do środka, należy mieć przy sobie upoważniającą do tego przepustkę. W zubożałym mieście nie brak jednak chętnych, gotowych zaryzykować wtargnięcie na zakazany teren. Najzręczniejszym złodziejom taka wyprawa niemal zawsze przynosi korzyści.



- Mówiłam już, że możesz ją sobie zatrzymać. – zniecierpliwiony, miękki głos dziewczyny stojącej na osamotnionej kei przybrał na sile. – Sir. – poprawiła się po chwili, mrużąc nieufnie oczy. Wyglądała dziwnie. Miała na sobie wilcze, grube futro które zupełnie zniekształcało jej sylwetkę. Zniszczone przez wiatr i morską sól włosy zwisały smętnie na ramionach, co w połączeniu z małą, chwiejną łódeczką którą przybiła do brzegu, nieznajoma kojarzyła się z ocalałym rozbitkiem. Rycerz w pełnej zbroi, z którym właśnie rozmawiała, nie był nastawiony przyjaźnie. Stał wyprostowany, odpowiadając lakonicznie tym samym, monotonnym tonem, co jakiś czas przesuwając prawą rękę w stronę pochwy od miecza, subtelnie demonstrując swą siłę.
Kaleigh nie wiedziała, że popełniła nietakt, tak beztrosko zwracając się do przedstawiciela jednej z najbardziej szanowanej w mieście profesji. Właściwie to drugi raz w życiu spotkała na swej drodze rycerza. I wspominając wcześniejsze doświadczenia, ten tutaj wydawał się być o niebo wyrozumialszy. Była zmęczona podróżą i jedyne, czego potrzebowała, to solidnej dawki snu. Przeciągnęła się, przenosząc ciężar ciała na drugą nogę, zastanawiając się, ile jeszcze będzie tkwić przy tej bezsensownej konwersacji. Wszystko przecież było jasne. Nie potrzebowała kłopotów. Niech da jej przejść i zapomni, że w ogóle ją spotkał.
- Każdy statek przypływający do portu winien przejść przez obowiązkową dwudniową kwarantannę. Właściciel zobowiązany jest do sporządzenia drobiazgowej listy przywiezionych towarów oraz ewidencję załogi. Nie chcemy tutaj żadnych burd, jasne? Ponadto, kapitan zobowiązany jest do uiszczenia jednorazowej opłaty za zajętą część nadbrzeża. – ponury rycerz nie ruszył się nawet o cal, całkowicie zagradzając przejście do dalszej części miasta. W tym drogi prowadzącej do fortu Imtur widocznej już z tej odległości.
- Słuchaj no! – dziewczyna zrobiła krok do przodu, żywo gestykulując dłońmi. – Gdzie ty masz oczy?! Żaden ze mnie kapitan, kupiec, czy wilk morski. To zwykła łódka rybacka. W dodatku, jej lata świetności już dawno minęły… Nie chcę jej, nawet nie jest moja. –zwróciła swe oczy na twarz mężczyzny, zdała sobie sprawę, że popełniła kolejny błąd. Zamilkła na moment, zaciskając usta.– Możesz pociąć ją jako drewno na opał. Zupełnie mnie to nie obchodzi. Tylko mnie puść. – dodała zrezygnowana.
Rycerz spojrzał z powątpiewaniem to na nią, to na przedmiot ich sporu. Na jego służbie zazwyczaj nic się nie działo. Od dawna do portu nie wpływały żadne statki, nie licząc bojowych fregat sprzed miesiąca. Mógłby puścić ją od razu, ale rozmowa, choć absurdalna, chociaż trochę urozmaicała mu dzień. Wzruszył ramionami.
- W takim razie idź. Ale statek zostanie zarekwirowany na rzecz majątku miasta. – nazywanie jej małej, rozlatującej się łajby „statkiem” najwyraźniej bawiło go.
Kaleigh uśmiechnęła się lekko, ukazując ostre, małe ząbki. – Jakiego miasta?
- Heliar. Królewska Prowincja.
Dziewczyna kiwnęła głową próbując umiejscowić sobie miasto na mapie. Niewiele wiedziała o Keronie. W ogóle, mało co wiedziała, jeśli chodzi o geografię Herbii. Skuliła głowę w swój kaptur i lekkim krokiem, zaskakującym jak na jej wysoką posturę, wyminęła swego rozmówce rozglądając się z ciekawością wokół. Cóż, poszło jej całkiem nieźle. Machnęła ogonem, zadowolona i ruszyła w stronę miasta, nieświadoma tego, że rycerz śledził ów element jej wyglądu z coraz większym zainteresowaniem.
Ostatnio zmieniony 11 kwie 2013, 20:54 przez Kaleigh, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: Fort Imtur

2
Całe to zajście obserwowała dwójka ludzi, stojących nieopodal. Kobieta i mężczyzna. Oboje dość młodzi, z ubioru można wnioskować, że raczej zamożni, oboje uśmiechnięci, najwyraźniej rozbawieni tą małą aferą o "statek". Kaleigh zapewne minęłaby ich po prostu, tak jak dziesiątki czy setki przypadkowych osób każdego dnia, i nawet nie zaszczyciłaby ich spojrzeniem, bo nie było w nich absolutnie nic szczególnego...

Stało się jednak inaczej. Kiedy diablica przeszła obok uśmiechniętej niewiasty, ta, absolutnie bez żadnego widocznego powodu... stanęła cała w płomieniach.

Względny spokój portowej okolicy został w jednej chwili zmącony. Potworny, rozdzierający, zwierzęcy krzyk palącej się kobiety zmieszał się w straszliwym duecie z wrzaskiem jej przerażonego towarzysza. Swąd spalenizny rozniósł się momentalnie i dobiegł czułych nozdrzy diablicy. Jasny płomień buchnął w niebo i natychmiast zaczął trawić ciało nieszczęsnej dziewczyny, jej śliczne, jasne warkocze i sukienkę z różowo-zielonkawej, haftowanej w drobne kwiatki tkaniny.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Fort Imtur

3
Nie uszła nawet kilkunastu kroków, gdy do jej uszu dobiegł opętańczy jęk. Jego siła oszołomiła ją, tak że przez chwilę nie słyszała nic, poza tym dźwiękiem. Gdy zorientowała się, co się dzieje, rzuciła tylko pobieżne spojrzenie na palącą się dziewczynę. Zamiast tego zaczęła gorączkowo przeszukiwać wzrokiem tłum w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby wyglądać na maga. Nie potrafiła jednak wyróżnić nikogo konkretnego, jedyne coraz bardziej wrogie jej twarze. Zaklęła pod nosem, czując gorąco na swych policzkach i krótkim sykiem „odsuń się” które skierowała do młodzieńca, niewiele się zastanawiając, popchnęła dziewczynę do wody, mając nadzieję, iż ta nie popłynie na dno.

Re: Fort Imtur

4
Płomień, który trawił ciało biednej kobiety, był niewiarygodnie jasny, intensywny i, jak nietrudno zgadnąć, koszmarnie gorący. Nawet Kaleigh, której ogień ze swą naturą nie był wszakże obcy, doświadczyła w tym momencie jego destrukcyjnej mocy i popychając tamtą do wody sama nie uniknęła poparzenia. Dłonie Kaleigh przeszył piekący ból, skrawek rękawa jej białej koszuli zaczął się tlić, a fala gorącego powietrza owiała jej twarz.

Wrzucenie palącej się osoby do wody było chyba najrozsądniejszą rzeczą, jaką można było w tej chwili zrobić. Pomijając przykry fakt, że dziewczyna momentalnie zaczęła tonąć. Ogień, wraz z zetknięciem z taflą wody, został z głośnym sykiem ugaszony, jednak niewątpliwie zdołał już poczynić poważne i nieodwracalne szkody na zdrowiu i urodzie nieszczęsnej panny. Nawet jeżeli szok i rozległe oparzenia jej nie zabiją, to i tak jej życie od tej pory będzie prawdopodobnie dużo trudniejsze... Ogień i jego nieodwołalnie niszcząca siła.

Za popchniętą do wody dziewczyną oczywiście skoczył natychmiast jej towarzysz. Nie zważając na swoje strojne ubrania, na wykwintną fryzurę, wydając z siebie żałosny nieco kwik, rzucił się między fale i po paru chwilach, zdyszany, wyciągnął pannę na brzeg.

Dookoła rzeczywiście nie było widać nikogo, kto mógłby być szalonym magiem, podpalającym ludzi w biały dzień, w ruchliwym i tłocznym miejscu, tak na oczach wszystkich. Poza Kaleigh, ofiarą nagłego zapłonu i jej towarzyszem oraz wspomnianym już rycerzem, było tu raptem parę osób... Niemniej jednak teraz zbiegało się ich coraz więcej - nieludzki wrzask wywabił kilkanaście osób z pobliskich budynków i przyległych uliczek. Byli to jednak głównie jacyś marynarze, dwie podstarzałe handlarki ze straganu rybnego, choć także kilku zaciekawionych zajściem, uzbrojonych strażników.

Jak by na to nie patrzeć, osobą najbardziej podejrzaną była pośród nich wszystkich właśnie Diabolica. Nie dość, że nie kryła się ze swoim ogonem - świadectwem plugawego, diabelskiego pochodzenia, to jeszcze ubrana była w jakąś przedziwną skórę z wyszczerzonym wilczym łbem zamiast kaptura!

Chłopak i płonąca przed chwilą dziewczyna leżeli zdyszani i przemoczeni na brzegu. Ktoś podbiegł, żeby im pomóc. On leżał z zamkniętymi oczami i głośno, gwałtownie oddychał. Ona chwilami wydawała z siebie poruszający okrzyk bólu, chwilami zaś cicho płakała. Jej ciało pokrywały rozległ oparzenia, a suknia i włosy były spalone niemal doszczętnie, poza marnymi, poczerniałymi szczątkami - ktoś litościwie podbiegł i przykrył ją jakąś szmatą. Na jej palcu Kaleigh dostrzegła nadtopiony pierścionek z wypalonym doszczętnie oczkiem.

- Diabelskie nasienie! - wysyczał ktoś.
- Żeby uczciwych ludzi tak w biały dzień!
- Straż! Straż! Aresztujcie ją!
- I to za co? Za co to? Biedna Adela, jej matka się załamie, nie przeżyje tego...
- Statek jej skonfiskowałem na rzecz miasta - rzekł z przejęciem i pełną powagą znajomy jej już rycerz - to się mści na niewinnych ludziach, wyładowuje swoją diabelską wściekłość... a pfu, że też matka Herbia chce takich nosić!

Tłum zaczynał szemrać, coraz głośniej i coraz bardziej wrogo. Ktoś złapał Kaleigh okutą w stal dłonią za ramię.

- Wytłumacz się z tego, parszywy pomiocie, najlepiej szybko i przekonująco.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Fort Imtur

5
Poczuła promieniujący ból, rozchodzący się od palców jej lewej dłoni, aż do łokcia i aż syknęła z wrażenia gdy jej oczom ukazały się piekące bąble na nadgarstku i łuszcząca się brzydko poparzona skóra. Odskoczyła do tyłu, niemal tracąc równowagę na wąskim pomoście, chcąc zwiększyć dystans między nią, a zbliżającymi się w jej stronę ludźmi. Tłumy zawsze wprawiały ją w zdenerwowanie. Pochyliła głowę, ukrywając twarz pod jej wilczym kapturem i zbliżyła dłoń do swych ust szepcząc coś niezrozumiałego pod nosem. Jej wargi prawie się nie poruszyły, przez co wyglądało to tak, jakby właśnie złożyła na swej skórze krótki pocałunek. Gdy ponownie zwróciła na zebranych swe krwawo-ceglaste oczy, wydawać się mogło, że rana, choć jątrząca się i paskudna, przestała się tlić.

Spojrzała na niknące już kręgi na wodzie, powstałe w miejscu w które niczym lalka wpadła dziewczyna z kokardami we włosach. Morska toń hipnotyzowała ją, a z chwilowego zamroczenia wyrwał ją plusk wody, który rozległ się z jej lewej strony gdy młodzieniec wskoczył ratować swoją oblubienicę. Ochlapał jej ubranie, gdy w końcu wraz z poszkodowaną dotarł na brzeg. Diablica zacisnęła usta, wściekła na siebie i na całą tą sytuację. Było jej przykro, z powodu tego, co się stało, ale nie zamierzała teraz płacić za to głową. Nie potrzebowała żadnych słów wdzięczności. Wystarczyłoby jej tylko tyle, gdyby dali jej spokój. Przez myśl jej przeszło, że może spotkana para miała wrogów. Może ktoś życzył źle tej dziewczynie. Żadnego maga jednak nie zauważyła. Więc czemu zapłonęła dokładnie w chwili, gdy Kaleigh obok niej przechodziła? Podobno po wydarzeniach Wieży w niektórych miastach Królestwa antydemoniczne amulety cieszyły się sporym powodzeniem. Ona sama nie uważała, żeby jakakolwiek biżuteria mogłaby uchronić przed ciosem ostrych pazurów czy płonącego miecza, jakim podobno niektóre demony się posługiwały. Cóż, ciężko było sprawdzić skuteczność owych artefaktów także dlatego, że biesów w miastach nie było.

Kaleigh nie widziała jednak, żeby dziewczyna w warkoczach nosiła wisiorek. Może… powinna podejść i spytać? Niezbyt uśmiechała się jej ta opcja. Nawet nie wiedziała, jakich słów miałaby użyć, żeby ją podnieść na duchu. Nie była dobra w tego typu konwersacji. Machnęła zdenerwowana ogonem. Najchętniej ulotniłaby się z tego miejsca i nigdy nie wracała.
Poczuła szarpnięcie za ramię, dokładnie to które ucierpiało w widowiskowej akcji ratowniczej.
- Zawrzyj gębę, trepie! –warknęła do „swojego” rycerza z niechęcią w głosie. – Ciężka to praca na nadbrzeżu. Nie dziwota, że wypadki się zdarzają. Jeszcze waść wpadniesz do morza niczym ta Adela, ale z tym żelastwem, co je nosisz na sobie, nie wypłyniesz niczym płotka…

Spojrzała wyzywająco na zbrojnego który podszedł ją i złapał gdy gasiła płomień na swej dłoni. – A tyś głupi, jeśli sądzisz że przestraszy mnie twoja kostropata gębą! – kopnęła go w goleń i wyszarpnęła się z uścisku. – Nie będzie brał mnie na spytki obdartus grożąc mieczem w wielkiej łapie! – nie była to najlepsza linia obrony jaką Kaleigh mogła obrać, ale teraz było już za późno na załagodzenie sprawy.

Jej ogon przezornie zawinął się wokół nogi prezentując rdzawo-brunatny pędzelek na końcu. Była gotowa na walkę i nie chciała dać swym wrogom przewagi, bo gdyby ktoś ją za niego pociągnął to runęłaby jak długa.

- Było jak było. – dodała tym samym wojowniczym tonem. – Dziewka zaczęła się palić. - Na moje oko, lepiej dla niej gdyby tego nie przeżyła, niż prowadziła parszywe życie, pomyślała, ale tego nie powiedziała już na głos. – Cała wasza banda strażników przyglądała się, jak umiera, a kmiotkowie zbiegli się na widowisko. Może chociaż teraz który ruszy zakutym łbem i wezwie uzdrowiciela, hę? – próbowała wyminąć otaczających ją zewsząd ludzi.

Ponownie spojrzała na przykrytą brudno-różową płachtą Adelę. Zza materiału wystawała drobna, upierścieniona dłoń. Ten pierścień wyglądał dziwnie… Zmarszczyła brwi, dostrzegając wypaloną dziurę po ozdobnym oczku. – Wracajcie do domów i zawiadomcie rodzinę. Matka tej dziewczyny będzie chciała wiedzieć co się stało. – powiedziała już spokojniej i ignorując kompletnie rycerza i zbrojnego, podeszła do Adeli, chcąc bliżej przyjrzeć się nietypowej biżuterii – A ty, mój panie, jeszcze raz spróbujesz wyciągnąć swe lepkie palce w mą stronę, bądź pewny, że ci je utnę! Razem z resztą tego, z czego nie umiesz zrobić użytku! - dorzuciła bezczelnie na odchodne w stronę wojownika, który ją złapał za ramię.

Re: Fort Imtur

6
- Bezczelna! O tak, matka Adeli pewnikiem z ciekawością wysłucha, co zrobiłaś jej córce! - wykrzyknęła wrogim tonem jakaś tęga, starsza kobieta w chuście na głowie.

- O tak. Może wróci zza grobu, wysłucha i urwie ci łeb - wycedził milczący do tej pory towarzysz Adeli z nienawiścią w głosie. - Dlaczego...? Czym ona ci się naraziła...? Tak ci przeszkadzało, że chodzą po tym świecie normalne, piękne, porządne kobiety, a nie takie ogoniaste poczwary, jak ty? Pfu! Wracaj, skąd cię przywiało, wynoś się stąd razem ze swoją piekielną magią! Słyszysz?

Chłopak zerwał się z ziemi i rzucił się ku Diabolicy, szarpnął ją za kołnierz, zaraz jednak został łagodnie odciągnięty przez mężczyznę o gęstej ciemnej brodzie.

- Uważaj, Joshi, nie dotykaj jej - szepnął brodaty, a jego ton sugerował, że jest on człowiekiem rozsądnym i rozważnym. - Nie wiadomo, jakie przekleństwo na ciebie spadnie...

Po chwili Kaleigh przekonała się, że "jej" rycerz oraz zbrojny w stalowych rękawicach wcale nie zamierzają puścić jej płazem jej wyzwisk i błyskotliwych odzywek. Nazwany "trepem" rycerzyna odpowiedział jej stekiem bluźnierstw, wyjaśniając przy tym co sądzi o groźbach ze strony takich parszywych półludzi jak ona. Natomiast "obdartus z kostropatą gębą" nie przejął się specjalnie jej kopnięciem, bo buty miał twarde, solidne i wysokie. Stanął nad nią, gdy klęczała przy jęczącej nieziemsko Adeli.

- A to ci historia, pomiot biesa będzie nam mówił, co mamy robić! A pfu! - splunął jej pod nogi. - Nie tobie tu wydawać polecenia, diabelska dziwko! To ty masz słuchać. I to lepiej uważnie.

Tymczasem diablica postanowiła zbadać bliżej dziwną biżuterię nieszczęsnej ofiary płomienia. Na poparzonej dłoni Adeli widniała dość szeroka obrączka z pociemniałego srebra, z całkiem sporą okrągłą dziurą na środku, w której uprzednio zapewne tkwił kamień. Teraz było tam w zasadzie tylko trochę popiołu i zwęglonych resztek, wśród których w pewnym momencie zalśniła maleńka drobina... może diamentu? Miejsce po wypalonym oczku było też dość mocno nadtopione, bardziej niż reszta pierścionka.
No i było coś jeszcze. Magia. Gasnąca magia. Właściwie jej resztki, które zanikały i rozpraszały się z każdą chwilą. Kaleigh jednak zdołała je wyczuć. Może pomógł jej w tym fakt, iż ten rodzaj magicznej energii był jej bliski... Kiedy przymknęła oczy i zbliżyła dłoń do pierścienia, pod powiekami ujrzała buchające dziko płomienie i prawie poczuła ich ciepło... Tak, było w tym coś bliskiego, niemal przyjaznego i... ekscytującego. Z błogiej zadumy wyrwał ją kolejny bolesny krzyk nieszczęsnej dziewczyny, której wyraźnie nie podobało się, że ktoś próbuje dotykać jej zwęglonego ciała.

- Czego tam jeszcze szukasz? Zaraz pójdziesz odpowiedzieć za swoje czyny albo się z nich wytłumaczyć. Zgnijesz w lochu, zobaczysz. Wstań, jak do ciebie mówię! Wstań, powiedziałem!

Zbrojny zrzucił Diabolicy z głowy wilczy kaptur, bezpardonowo chwycił ją za włosy i pociągnął do góry.

W tym czasie Joshi oraz dwóch rosłych mężczyzn tłumu złapali nieszczęsną Adelę za nogi i ramiona, chcąc ją stąd zabrać. Dziewczyna jednak zaprotestowała, z bólu wydając z siebie krzyk tak potworny, jakby w ogóle nie była człowiekiem. Zawahali się...
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Fort Imtur

7
- Nie mam z tym nic wspólnego! – fuknęła diablica, wydymając wargi. Widać pyskówki były jej domeną, bo zaraz wzięła się pod boki w buńczucznym geście gotowa kopniakami i ugryzieniami potwierdzić prawdziwość swych słów.

Podsumowanie na temat jej urody skwitowała krótkim prychnięciem, ale faktem było, że zrozpaczony chłopak w końcu powiedział coś mądrego. Z przyjemnością by się stąd wyniosła! Nie zdążyła nawet odetchnąć po wyczerpującej podróży z serca samego Merlis, a już zapragnęła do niego wrócić. Nie mogła tego miejsca nazwać swoim domem. Było nieprzyjemne, chłodne i opuszczone, ale tamto niebezpieczeństwo chociaż znała. Nie wiedziała, czego może się spodziewać po wściekłym tłumie zagradzającym jej drogę, ale w głowie miała niezbyt miłą wizje nabicia na pal.

Spojrzała z nadzieją na brodatego mężczyznę, wierząc iż może on stanie w jej obronie. Bynajmniej. Rozczarowała się, kiedy tak samo jak reszta odsunął się od niej, w przeciwieństwie tylko do zgromadzenia nie powiedział na jej temat już ani jednego słowa.

Korzystając z powstałej wokół niej wrzawy udało jej się przedostać do łkającej dziewczyny. Nie była medykiem, ale widok zwęglonych prawie do kości palców Adeli spowodowało, że Kaleigh poczuła ucisk w żołądku. Starała się nie patrzeć wyżej, żeby z bliska nie dostrzec tego, co magia zrobiła z jej piękną niegdyś twarzą. Wolała nie zastanawiać się nad tym, czy ofiara dożyje następnego poranka. Skupiła się na przeklętym przedmiocie, sprawcą całego tego zamieszania. Niczym się nie wyróżniał. Ot, zwykła srebrna obrączka jaką można kupić na targu za kilkanaście miedziaków. Tak wyglądał na pierwszy rzut oka, ale potem zobaczyła wypalony otwór po klejnocie.

Poczuła się dziwnie. Wyczuła obecność gasnącego zaklęcia. Nie potrafiła stwierdzić, czy to była zwykła kuglarska sztuczka, czy może potężniejsza klątwa, ale gdy przymknęła powieki, zauważyła tańczące płomienie. To doznanie było wręcz przyjemne. Nagle, nie wiedzieć czemu, bardzo zapragnęła zdjąć dziewczynie obrączkę z palca, i nie pozwolić, żeby magia ta ulotniła się nie zostawiając po sobie śladu. Zaraz jednak otworzyła oczy, zawstydzona, jakby przyłapano ją na kradzieży, gdy rycerz przerwał jej kontemplację i bezceremonialnie pociągnął ją w górę za włosy.

Jej krzyk zlał się z krzykiem biednej dziewczyny, i zanim zdążyła pomyśleć, co robi, instynktownie posłużyła się jedyną obroną, jaką znała. Nad głową zbrojnego pojawił się jasny błysk, snop światła który ugodził go wprost z góry i z dźwiękiem który mógł przypominać skwierczenie, pozbawił go wzroku.

Z rozwianym włosem, Kaleigh skoczyła w stronę dwóch mężczyzn unoszących Adelę i wymachując dziko ramionami, próbowała zagrodzić im drogę.
- Musicie jej to zdjąć! – mówiła uniesionym głosem, wskazując na pierścionek - Do grobu dziewkę wpędzicie, jeszcze zanim zdążycie zanieść ją do matki! Tu i sam uzdrowiciel nie pomoże, trzeba znaleźć czarownika, co to jest odpowiedzialny za klątwę!

Re: Fort Imtur

8
- Co się tak tej matki uczepiła?! Pfu! Biedną Gerdę będzie z grobu wywoływać! A żeby cię pokręciło i twoją matkę też!
- Takie jak ona to matek nie mają! To się rodzi z diabelskich czarów i kamienia czarnego. Żadne łono matczyne nie zniosłoby takiego potwora i nie dałoby przyjść mu na świat...

Gdy z głowy Kaleigh zdarto wilczy kaptur, w słońcu zalśniły jej oczy w rdzawym, nieludzkim kolorze. Przez zgromadzony tłumek przeszedł kolejny szmer.

- Patrzajcie na jej oczy? Czerwone niby krew!
- Niby ogień!
- Odwróćcie się, bo oślepniecie albo chorobę na was ześle...

Ktoś musiał wypowiedzieć te ostatnie słowa w złą godzinę, bo świetlisty promień prosto z nieba strzelił w zbrojnego i odebrał mu wzrok. Oślepiony puścił dziewczynę i zawył wniebogłosy. Jeżeli był w tym zgromadzeniu jeszcze ktoś - choćby jedna osoba - kto nie był przekonany o winie diabelstwa w sprawie Adeli, to teraz stracił już wszelkie wątpliwości. Pomiot demonów podpalił biedną dziewczynę, a teraz raził jasnym ogniem trzymającego ją człowieka.

Ludzie byli przestraszeni, nie byli jednak głupi. Nie dano jej uciec. Schwytał ją inny, rudy, zakuty w blachy mężczyzna. Który to był? Jeden z tych, którym przedtem pyskowała, czy jeszcze jakiś inny? Mieszało się jej już w głowie od tego wszystkiego i nie była pewna.

- Twoja troska jest zbędna - wyjaśnił zimno ryży strażnik, szarpiąc złote loki diablicy. - Teraz, po tym co zrobiłaś, troszcz się lepiej o siebie. Osobę odpowiedzialną już mamy, nie trzeba było daleko szukać. Idziemy stąd. Rozejść się! - zakrzyknął do tłumu. - Koniec tego zbiegowiska! Koniec, powiedziałem!

Czy zbiegowisko istotnie się rozeszło, tego Kaleigh już nie wiedziała. Dostała bowiem czymś twardym w głowę, pociemniało jej w oczach i na krótką chwilę ogarnęła ją błoga, kojąca cisza. Najwyraźniej ktoś uznał, że tak będzie bezpieczniej - ogłuszyć cholerę na wypadek, gdyby znowu chciała kogoś razić ogniem lub użyć innych, nieznanych jeszcze diablich sztuczek.


Pobudka należała do tych wysoce nieprzyjemnych. Trzaśnięcie w twarz. Tak mocne, że dziewczyna przez chwilę nie miała pewności, czy ma jeszcze wszystkie zęby na swoim miejscu. Zorientowała się przy okazji, że ręce wykręcono jej boleśnie i skrępowano na wszelki wypadek sznurem za plecami.

Kaleigh siedziała w jakimś małym, ciemnym pokoiku. Zapalona nagle pochodnia zakłuła ją boleśnie w nienawykłe do światła oczy. O mało co nie spadła z krzesła, gdy tak gwałtownie ją obudzono. Obok niej stało kilka osób - paru zakutych w zbroje mężczyzn i jedna kobieta. Czarnowłosa, w średnim wieku, o niezdrowo żółtej cerze, ubrana w bufiasty, zielony kaftan. To ona uderzyła Diabolicę w twarz.

- Słyszysz mnie? - zapytała ostro czarnowłosa. - Ktoś ty? Co robisz w tym mieście?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Fort Imtur

9
Najpierw poczuła ból, a że bolało ją wiele części ciała jednocześnie, dopiero po chwili zlokalizowała źródło nieznośnego pieczenia które ją ocuciło. Jęknęła, nie do końca jeszcze świadoma i rozchyliła lekko powieki, tylko po to, żeby je zamknąć. Diable oczy, mimo upiornego wyglądu, właściwościami nie różniły się niczym od ludzkich, a ostre światło skierowane wprost na nią oślepiło ją, odbierając zdolność krytycznej oceny sytuacji, w jakiej się znalazła.

Cios który ją ogłuszył sprawił, że każda próba zebrania myśli prowadziła do wielkiej pustki i coraz to nowych niewiadomych. Zwiesiła otępiale głowę w dół, odruchowo próbując wstać, gdy zorientowała się, że nie może. Siedziała na niewygodnym, twardym krześle, a konopny sznur okręcony wokół jej nadgarstków obcierał jej miejsce w które się oparzyła, gdy próbowała zbadać ciało poparzonej dziewczyny. To skojarzenie powoli zaczęło ją naprowadzać na właściwy trop. Była w porcie, otoczona tłumem ludzi, oskarżono ją o użycie czarów… Ale jak znalazła się tutaj? Co to za miejsce? I ile spędziła tu czasu? Dopiero teraz otworzyła oczy, stając twarzą w twarzą z przesłuchującą ją kobietą.

Miała ostre rysy twarzy i nieprzyjemny głos. Kaleigh zorientowała się, iż to ona musiała ją tak brutalnie uderzyć. Ostrożnie rozejrzała się na boki, próbując policzyć, ilu rycerzy ją otacza. I gdzie znajduje się wyjście.

Z każdą kolejną minutą docierało do niej coraz więcej szczegółów. Zarekwirowano jej wilczy płaszcz, a bez niego czuła się prawie naga. Jej ciało miało odrobinę wyższą temperaturę niż inne rasy, ale teraz, w tej ciemnicy, jedynie z pochodnią która miała służyć nieznajomej w zielonym kaftanie za źródło światła, zadrżała z zimna.

- K.. kha… Kaja. – wykrztusiła w końcu, przezwyciężając suchość w gardle, w ostatniej chwili zmieniając swe zeznania. Cóż, kobieta z obstawą kilku zbrojnych nie zachęcała do szczerych zwierzeń. Diablica postąpiła nieostrożnie, tak śmiało sobie poczynając w porcie, więc teraz postanowiła naprawić część swych błędów i nie pogrążać się bardziej.

Istotnie, zaczęła żałować użycia snopu światła na tamtym strażniku. Nawet nie pomyślała co robi, po prostu… stało się. Miała trudności z kontrolowaniem swoich zdolności, które niespodziewanie objawiały się właśnie wtedy, gdy była zdenerwowana albo przestraszona. Machnęła swoim ogonem, z radością zauważając, ich chociaż on pozostał w nienaruszonym stanie.

- Ładne to zwyczaje, gdzie strudzonych podróżnych zamyka się w jakieś ciemnej norze. – mruknęła, zwracając się do kobiety. – Nic nie powiem i nic nie wiem. – dodała bardziej zaciekle, a mimo osłabienia można było dostrzec upór w oczach diablicy.

Owszem, bała się. Nawet gdyby udało jej się uwolnić, nie miała szans przeciwko tylu uzbrojonym ludziom. Teraz jednak za daleko to wszystko zaszło, więc stwierdziła, że brnięcie w zaparte to jedyna szansa żeby ujść z tej historii cało.

Re: Fort Imtur

10
Zbrojnych było w pokoju pięciu, przynajmniej w zasięgu wzroku Kaleigh. Blask pochodni odbijał się w ich wypolerowanych pancerzach, co, gdyby pominąć cały kontekst tej przykrej sytuacji, można by uznać za całkiem interesujący widok. Do tych pięciu doliczyć trzeba było jeszcze tę kobietę, która również była uzbrojona - u jej pasa wisiał krótki miecz. Wyjścia zaś diablica nie widziała, więc można było przypuszczać, że znajdowało się z tyłu. Albo gdzieś z boku, ale było ciemno, więc trudno orzec. Wiało chłodem po nogach, ale trudno powiedzieć skąd. Było duszno, a do tego ciężkie, piżmowe perfumy przesycały powietrze, przez co jeszcze trudniej się oddychało. Pod grubą warstwą ich zapachu dało się za to wyczuć zapach kiełbasy i kiszonych ogórków.

- Strudzonych podróżnych... - powtórzyła z drwiną w głosie tamta kobieta w zieleni. Wyraźnie przedrzeźniała Kaleigh. - Strudzeni podróżni mi nie wadzą, póki nie robią burdelu w mieście. Ty za to narobiłaś, a co więcej nawet nie wyglądasz na specjalnie strudzoną. Co, co, czego mi się tu krzywisz? Myślisz, że mało ludzi to widziało? Mało świadków było? Możesz kłamać, ale to nie uratuje ci skóry. A spokojne, szczere zeznania... kto wie, może? Jestem pewna, że zaraz mi opowiesz, co cię skłoniło do podpalenia niewinnej dziewczyny i oślepienia młodego strażnika. Wiesz, że ona właśnie miała wychodzić za mąż? Wiesz, co ją teraz czeka? - Czarnowłosa podnosiła głos coraz bardziej. Teraz już prawie krzyczała. - A wiesz, co będzie z nim, który ledwo wczoraj awansował na kapitana? Nie, nic nie wiesz!

Żylasta dłoń kobiety zacisnęła się na kołnierzu zielonego kaftana tak mocno, że aż pobielały jej kostki. Czarne włosy, przycięte równo do linii szczęki, opadły na twarz prowadzącej przesłuchanie, kiedy nachyliła się nad diabelstwem. Odgarnęła je ze spokojem. Zielone, zimne i władcze spojrzenie tamtej spotkało się z czerwonymi oczami Kaleigh, która bała się już całkiem na poważnie.

- Kłam dalej, to zawiśniesz jeszcze przed wieczorem. I jeszcze będziesz się z tego cieszyć.

Jeśli był to żart, to jakiś taki mało śmieszny. Nikt się nie zaśmiał, więc chyba nie był.

- Ja ci daję szansę, rozumiesz?
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Fort Imtur

11
Z każdym słowem nieznajomej, na twarzy Kaleigh odmalowywał się coraz to większy wyraz zdziwienia. Straszyli ją, niewątpliwie... Ale do tej pory nie brała tych słów na poważnie. Zawiśnie? Wzdrygnęła się odruchowo, jakby chcąc odgonić natrętną myśl. Zapach piżmowych perfum zaczynał ją dusić. Pomieszczenie było niewielkie w porównaniu do ilości osób która w nim przebywała co powodowało że wszystkie wonie stawały się bardziej intensywne. Kobieta w zieleni okrążała jej krzesło, szeleszcząc szatami niczym w dziwnym, plemiennym tańcu. Diablica siedziała, więc teraz postać nieznajomej górowała nad nią, wydając się większą. Kaleigh podejrzewała, że aura władzy która unosiła się wokół tej ostatniej, jest zasługą dobrze odegranej pantomimy. Widziała, jak strażnicy patrzą na ciemnowłosą z wyraźnym podziwem i przestają nerwowo z nogi na nogę, byle tylko jej nie wadzić.

Spojrzała spode łba na kobietę, gdy ta wygłaszała swoją tyradę, coraz to bardziej zdenerwowana. Jej ogon z cichym pacnięciem zaczął wściekle obijać się o podłogę. Powstrzymywała się, żeby nie wpaść jej w słowo i nie powiedzieć, ze w nosie ma tą historię wyssaną z palca. Awans na kapitana? Wesele? Brzmiało to na tanią bajeczkę dla gminu. Kaleigh nie wierzyła w zbiegi okoliczności. Nie mogła mieć aż tak wielkiego pecha.

- Blaszak mnie zaskoczył. - mruknęła niechętnie, podejmując temat napaści na strażnika - Zaszedł od tyłu i wyszarpał za kudły, ma nauczkę, żeby panien nie tykać. - może samo słowo "panna" nie było zbyt fortunnie dobrane, biorąc pod uwagę że owa panna posiadała mało dziewczęce szpiczaste zęby i komplet naostrzonych, czarnych paznokci. - Ale dziewczyna to nie moja robota.

- Puści mnie w końcu, czy będzie łazić jak kot z pęcherzem dookoła? - warknęła już mocno zirytowana, gdy kobieta po raz kolejny zniknęła jej z pola widzenia. Potarła o siebie knykcie swych dłoni. Gdyby się skupiła, mogłaby nadpalić krępujący ją sznur. Tylko czy warto ryzykować ucieczkę, nawet jeśli udałoby się jej uwolnić? Coraz bardziej wierciła się na krześle, gorączkowo rozważając za i przeciw.

Re: Fort Imtur

12
- Nie twoja robota - wycedziła czarnowłosa. - Nie twoja. Czyja więc? Słucham! Wskaż mi tylko winnego podpalenia Adeli, bardziej prawdopodobnego niż ty, ohydne diabelstwo, które jasnym ogniem oślepia niewinnego człowieka, bardzo proszę! No wskaż, to go powieszę zamiast ciebie!

Niewiasta przestała wpatrywać się w oczy Kaleigh i poczęła nerwowo przechadzać się po pokoiku. Trzy kroki w prawo, trzy kroki w lewo. Wiele więcej nie dało się tu przejść i tak. Trzy kroki w prawo, trzy kroki w lewo. Stop.

- Po tym, co tu zaszło, ludzie potrzebują zobaczyć, że jest jeszcze na tym świecie sprawiedliwość. Inaczej zaczną się tu niepokoje, zagrażające porządkowi publicznemu i już tego nie opanuję. Rozumiesz? Ktoś musi odpowiedzieć za tę zbrodnię. Sama, jak mówisz, lubisz dawać nauczki. Teraz sama posłużysz jako przykład na to, co w Keronie robimy ze zbrodniarzami.

Trzy kroki w prawo, trzy kroki w lewo. Perfumy wciąż pachną dusząco, zbrojna banda stoi na baczność, w pełnej gotowości.

- Nie tłucz tym ogonem, do jasnej cholery! Bo ci go odetnę! - wrzasnęła kobieta, spluwając diabelstwu pod nogi. - Pfu! Kto to był, jak nie ty?! Wytłumacz mi to!
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.

Re: Fort Imtur

13
Przechyliła lekko głowę w bok, chciwie spijając słowa nieznajomej. Nie ufała jej ani trochę, ale w końcu zauważyła furtkę, która pomoże jej się stąd wydostać. Diabelstwo może i było ohydne, ale sprytu nie można mu było odmówić.

- A co - zaczęła przebiegle Kaleigh mrużąc oczy w półcieniu - jak go znajdę? Znajdę tego, kto to zrobił? Puścisz mnie wolno, hę? - przestała młócić ogonem, bo może dzięki temu kobieta będzie bardziej skora do przystania na jej plan. - Dam ci winnego, a ty już sobie z nim urządzisz widowisko z ogniami piekielnymi i katem. Po wszystkim zniknę, i tyle mnie widziała.

Idea sprawiedliwości nie była zbyt bliska diabelstwu. Miała zdroworozsądkowe podejście do życia i kierowała się zwykłym instynktem przetrwania. W mieście była może ze dwa razy, i nie do końca rozumiała dlaczego prawo pełni w nich nadrzędną rolę. Do tej pory radziła sobie doskonale bez niego.

- Ale bez niego się nie ruszam. - rzuciła, patrząc na zbrojnego który miał zarzucony na ramiona jej wilcze futro. - Dość już mam kłopotów, a w tym waszym Keronie jest pioruńsko zimno.

Re: Fort Imtur

14
- Bez niego? - Nie wiadomo, czy czarnowłosa źle zrozumiała słowa diablicy, czy celowo przekręciła ich znaczenie. - Ależ to oczywiste, że bez NIEGO się nie ruszysz. - Wskazała nie na futro, lecz na zbrojnego, który zarzucił je sobie na plecy. - Nie myślisz chyba, że samą cię w miasto puszczę, gotowaś mi nawiać i zapomnieć o naszej umowie... No bo skoro się upierasz, że to nie ty... Niewinnych przecież skazywać nie będę! - zaśmiała się zimno kobieta. Zapach jej perfum robił się już nie do zniesienia. - Kto to mógł być? Daj mi dowód, że to ktoś inny, przyprowadź mi tego winnego, a potem znikaj z tego miasta raz na zawsze i nie pokazuj się więcej, nie każ oglądać swojej paskudnej mordy. Masz trzy dni. Falthyr cię przypilnuje. Ewentualnie pomoże. A jak zawiedziesz, to po trzech dniach przyprowadzi cię tu z powrotem i łaski nie będzie. Lud nie może zbyt długo czekać na egzekucję. Jakieś pytania?

Mężczyzna, ten z futrem, zapewne wspomniany Falthyr, skrzywił się, niespecjalnie zachwycony perspektywą pilnowania Diabolicy Kaleigh - czy też raczej Kai, bo jako Kaja się im przedstawiła, jakby miało to cokolwiek zmienić w jej sytuacji. Widział wszak, co stało się z Adelą, widział też swojego oślepionego, młodego kapitana. Nie śmiał jednak zaprotestować.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Heliar”