Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

16
Kapłan nie zamierzał tak od razu legnąć na posłaniu, aby odpocząć przed kolejną stacją jego pielgrzymki po statku. W tym tempie potrzebowałby jeszcze stu dni życia, aby rozwiązać wszystkie problemy załogi, zlepionej z wymizerniałych elfów. Przypuszczalnie po tych stu dniach raczej nie miałby kogo już odwiedzać. Wszyscy by pomarli od ciężkich chorób, pozarzynali sobie gardła, utopili się w odmętach zimnej toni, czy zdechli z głodu. Zbliżył się więc do ciężarnej kobiety i dotknął swoją gorącą dłonią jej policzka. Równie pieszczotliwie jak głaskał twarz swojej córki. Mimowolnie widział w jej obliczu śliczną Lave'imoe. Każda z tych dusz, stanowiła uczczenie jego wspaniałego kwiatuszka.

- Przekaż swojemu dziecku miłość. Pozwól mu przyjść na ten świat, aby stworzyło nową cywilizację – wyszeptał zmęczonym głosem, każdy tutaj czuł ciężar wyprawy, ale tylko on akceptował w pełni ten trud, taka była wola Krinn- Zbierz siły bo potrzebuję ciebie w radzie, która pokieruje Elophis i reszta okrętów. Tak miało być. Miałaś się zawahać. Zwątpić, aby móc dać siłę innym kobietom. Wasze życie jest przesiąknięte trudem. Kto inny mógłby poprowadzić je, jak nie matka rodząca w bólach swoją pociechę? Jesteś naszą nadzieją.

Oparł się ramieniem, a zarazem całym ciałem o ścianę. Czuł palący ból w brzuchu, który rozgrzewał jego całe ciało. Miał chyba gorączkę. Zła wróżba. Nie. Wręcz przeciwnie. Świadczyła o walce jego organizmu o każdą kolejną sekundę życia. Nikt inny nie zaniesie na barkach dobrej nowiny. Nikt inny nie poprowadzi zbłąkanych dusze Fenistei.

- Odpocznę. Tutaj. Tylko chwilę. Sam. Potrzebuję również Ciebie jako głosu rady. Ty rozumiesz mnie lepiej niż ja sam. Widzisz moją idee lepiej, bo moje oczy są zasnute bólem. Upłynęło wiele krwi, a ty nadal towarzyszysz mi. Wiem, że potrafiłbyś poprowadzić nasze pociechy równie dobrze jak ja. Ufam Ci – rzekł w jego stronę z ojcowską dobrocią. Tego chłopaka traktował jak swoje własne rodzone dziecko. Krew z krwi. Tak. Tej krwi, o której on przed chwilą mówił. Tej, która brudziła pokład statku. Która wsiąkała w bandaże – jeszcze jeden oddech złapie. Może dwa. I pójdziemy do kolejnych. Tak musi być. Przecież dobrze o tym wiesz – po chwili jednak zwrócił się do kobiet zajmujących się ciężarną – doskonale spełniacie swoje role. Każda śmierć, która wdarła się pod pokład nie jest z waszej winy. To ofiary walki, z którymi musimy się pogodzić dla naszych potomnych. Sulon próbuje osłabić naszą wolę. To wiatr zarazy. Ten sam, który strąca wyschłe liście z drzewa. Myśli, że my elfy jesteśmy uschłymi liśćmi. Że można nas zdmuchnąć jak dmuchawce. Udowodnijmy mu, że się myli. Obiecuję wam, że dotrzemy do obiecanej ziemi.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

17
Olinus nie mógł być pewnym jak wiele z jego słów dotarło do umysłu płaczącej kobiety. Ta poczęła płakać jeszcze głośniej... więc może wszystkie? Słowa kapłana zahaczały o granice absurdalnej wręcz przemowy, która uszłaby tylko na polach bitew... ale czy nie byli teraz na jednym? Czy jego słowa nie były tym czego zdesperowane elfy pragnęły po latach poniżeń? Być ważnym, mieć nadzieje, być nadzieją, posiadać czyjeś wsparcie. Choć elfka szlochają zasłaniała twarz stary kapłan czuł jak jej aura się rozluźnia... jak cała atmosfera w kajucie staje się powoli przyjemniejsza... może nie licząc reakcji trzech w pełni rozumu młodych elfów na jego deklaracje pozostania w kajucie dla złapania oddechu.

Sam próbował oponować argumentując, że to nie miejsce dla niego w obecnym stanie. Meri zdawała się już całkowicie stracić zdolność mowy. Rudowłosa patrzyła z kolei na Olinusa z mieszaniną zdziwienia, politowania i okazjonalnych dziwnych grymasów. Wszyscy zdecydowanie nie spodziewali się i nie pochwalali jego decyzji... i trudno im się dziwić. Kajuta była jednoosobową kanciapą z upchany w rogu łoże i tak wąska, że przy wejściu gdy kręciło się po niej pięć osób trudno było nie poruszać się bez ciągłego mamrotania "przepraszam" i zahaczania o poły sukni lub szaty drugiej osoby. Wsparty o ścianę Olinus w towarzystwie Sama na dobrą sprawę musieli zablokować swoimi cielskami wyjście by dziewczęta miały w miarę swobodny dostęp do kobiety. Niestety mimo kurtuazji dwójki świętych mężów, te i tak zdawały się mieć problemy ze zrobieniem czegokolwiek.

I nie chodziło tu o braki w zasobach czy szkoleniu. Meri dość zgrabnie sięgnęła pod łoże i wyjęła misę z pachnącą ziołami wodą... jednak gdy zaczęła szeptać do kobiety i prosić ją by oderwała dłonie, gdy tan uniosła je delikatnie by elfka zaczęła ocierać jej spocone czoło... co chwilę zerkała w stronę kapłana w efekcie niemal wpychając ciężarnej szmatę do nosa. Następnie próbowała spiąć jej włosy z tyłu głowy by nie opadały jej na twarzy... i zaplątała w nich swoją rękę. Owe drobne błędy i wypadki powtarzały się kilkukrotnie i zawsze zaczynały się od dyskretnego ruchu źrenic w stronę dyszącego przy ścianie kapłana wzrokiem przepełnionym obawą i niepokojem. Druga zaś z niewiast miast pomagać nerwowo łaziła po ciasnej przestrzeni co chwila rzucając na wzrokiem na osłabionego kapłana. Teraz już tylko jedna z jej dłoni zaciskała jej ucho drugą zaś nerwowo przebierała palcami, stukała o burtę... Meri zdawała się nie zauważać braku pomocy ze strony przyjaciółki... ale z drugiej strony nie zauważała, że prawie zaczęła karmić swoją podopieczną drugą stroną łyżki. Słowa pochwały Olinusa tylko spotęgowały oba nerwowe zachowania. Tyle, że w wypadku Meri była to rozlany na suknię pojemnik na mocz... a w wypadku rudowłosej był to głęboki wdech, podejście do Sama i Olinusa i prośba.

- Mistrzu... Nauczycielu - mówiąc to drugie zwróciła się do Sama - ...z całym szacunkiem... moglibyście na chwilę się usunąć?

Słowa te zabrzmiały zadziwiająco ostro... ostrzej, niż cokolwiek do tej pory usłyszał Olinus. Zawtórowała im jednak krótka litania przeprosin połączona z niezwykle wręcz wymownym wyrazem przerażenia na twarzy dziewczyny.

- Proszę wybaczcie... muszę po prostu udać się jak najszybciej do składziku... więc... gdyby Mistrz mógł...

Sam zwrócił oczy z zapytaniem na Olinusa. Ciężko było jednak stwierdzić, czy było to zapytanie o to, czy może się ruszyć... czy o pozwolenie na ukaranie pyskatej pannicy. Zdrowie Mistrza było wszak priorytetem. Nie chciał się położyć... powinien odpocząć i kultysta widocznie nie chciał ryzykować przepychania się trzech osób w tej ciasnej przestrzeni. Wszystko mogło się zdarzyć. Przecież dwie elfki nie tak dawno wpadły na siebie i wstawanie było wielkim problemem. Co dopiero w raną w brzuchu. Jednak mimo stania tuż obok kapłana i patrzenia mu praktycznie w źrenice to nie jego reakcja Sama najbardziej przykuła wzrok starca. Meri bowiem przerwała piszczenie, przepraszanie za zapach i rozpaczliwe wycieranie swojej długiej sukni by spojrzeć na swoją przyjaciółkę wzrokiem ameby. Pozbawionym zrozumienia, pojęcia... jak gdyby to co właśnie zrobiła przerastało umysł dziewczyny. Wszystko to zdecydowanie ni podobało się Rudej której zaciśnięta na uchu dłoń poczęła drżeć... najpewniej z całej tej uwagi, której jej poświęcano, a której nie chciała.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

18
Olinus nic nie powiedział. Nie zamierzał dyskutować ze swoim uczniem, ani kobietami pełniącymi rolę akuszerek. Był zmęczony. Przemowa szaleńca, którą przed chwilą wygłosił, zmęczyła go. Pozwolił się unieść Samowi, oparł swoje ciało na nim i ruszyli poza niewielką kajutkę. Spojrzał jeszcze przed ramię na „nadzieję”, jak nazwał niedoszłą samobójczynie i skinął na nią delikatnie głową, w geście pożegnania.

Był za słaby, aby samemu poprowadzić lud. Cały statek nie posłucha słów otumanionego bólem i lekami mężczyzny, który za chwilę może wyzionąć ducha. Musiał więc zebrać wśród tych najdalej kiełkujących ziaren, najsilniejsze, które pozwolą wzrosnąć całym plonom. Taki miał zamiar. Połączyć ich wszystkich. Poczuciem kontroli. Przekuć ich zwątpienie w wiarę. Tak zrobi.

- Daj mi wody przyjacielu – rzekł do młodego wyznawcy, który kreował się w jego oczach na najlepszego następcę kapłana – daj odetchnąć trochę powietrzem, które będzie mniej morowe, niż w tych zatęchłych kajutach. Nic dziwnego, że tutaj padamy. Nie ma tutaj grama powietrza. Gdzieś zgubili wiarę. Trzeba ją tylko wyłuskać z ziemi. Ona ciągle tutaj jest. Wyrośnie z niej zboże o tłustych ziarnach. Uwierz mi. Jak odpoczniesz zabierz mnie do tych starców, którzy wątpią. Niech włożą palec w mój krwawiący bok. Ujrzą, że jestem śmiertelny, a jednak boski. Bo spogląda na nas Pani Pokusy. – dotknął dłonią jego twarzy wręcz pieszczotliwie. W jego oczach tlił się blask. Siły, której nie dał rady zadusić mrok strachu. On się niczego nie bał. Był prowadzony.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

19
Każde kolejne słowo kapłana zdawało rozbudzać w ściśniętych w kajucie elfach coraz silniejsze odczucia. Podziw, radość, gniew... zmartwienie. Były tu wszystkie i patrzyły na Olinusa pełne nadziei... ale na co? Meri zapewne życzyła mu większej ilości tak wspaniałych wizji. Sam pragnąłby najpewniej by starzec doszedł do siebie i wrócił do pełni swej wspaniałości. Matka przeżywała teraz jakąś wewnętrzną euforię... a ruda niemal wybiegła z kajuty gdy tylko drzwi były wolne ściskając dalej swoje ucho w dłoni po której jęła spływać nieprzyjaźnie wyglądająca, błyszcząca i półprzeźroczysta maź. Nie wyglądało to za wesoło. Z drugiej strony... nie była to krew, więc nie mogło być tak źle.

Prośba o świeże powietrze została spełniona dość chyżo. Kultysta poprowadził bowiem elfa aż pod dziób okrętu i uchyliwszy niewielką klapę, która zamknięta była na żelazną zasuwę otworzył niewielkie okienko jakiś metr pod pokładem. Wiatr i zapach morza uderzyły ich w twarz momentalnie rozdmuchując swąd potu i śmierci. Miast niej pojawiła się jednak nieprzyjemna wilgoć i poczucia bycia obserwowanym. Jak gdyby te przegniłe deski starej łajby były wątłą, ale jednak osłoną przed gniewnymi spojrzeniami bogów. Olinus czuł ich wwiercające się spojrzenie w pokład ich niewielkiego statku, czuł przytłaczający ich wszystkich gniew... lecz czuł również, iż gniew ten ustępuje, odsuwa się. Delikatne ciepło wypełnia strwożony statek i odsuwa wrogie zamiary. Wszystkie te spływają po deskach i coraz to częściej furia zerkają dalej. Przed nich. Deszcz, wiatr i burza... wszystko przelatywało ponad ich ramieniem prosto na widoczny przez okienko i przodujący im okręt. Speranzę.

Ta wyglądała żałośniej, niż ją elf zapamiętał. Szamotała się jak nieporadny kundel, wkoło jej burt co jakiś czas skakały łuskowate i mackowate istoty, na maszcie dyndały podłóg upodobań wiatru jakieś niepokojące przypominające elfów kształty. Widział też statek będący celem ich wojaży. Sofie. Okręt nieznacznie mniejszy od Speranzy... przynajmniej w porównaniu z karłowatością Elophis. Z dziobem skierowanym na statek flagowy przecinał śmiało wody i w takim tempie niedługo znajdą się na kolidującym kursie. Dwa wspaniałe okręty prące naprzeciw przeciwnością losu. Stworzone by przecinać fale mórz i docierać w najdalsze zakątki świata. Symbole wolności... które ktoś pragnął im skraść. Zapatrzony w ten obraz elf posłyszał śpiew.

Śpiew hipnotyczny, piękny, uzależniający. Tak podobny do śpiewu jego córki... a jednak głos był inny. Poznał to o razu. To nie jego dziecko śpiewało... a jednak cicha melodia niosła się wkoło okrętu. Niosła spokój, i ulgę. Jęki za nimi cichły gdyby świeże powietrze niosące pieść sprowadzało na cierpiących ukojenie i akceptacje. Nawet piekący ból trzewi kapłana zelżał bardziej niż pod wpływem jego córki. A raczej nie tyle zniknął co miast cierpienia jęła mu owa rana sprawiać dziwną nieopisaną... przyjemność? Miast chłodu począł czuć ciepło miast spazmów jego ciało się rozluźniło. Czuł się... za dobrze. Jednak z każdym ruchem, mógł ciągle poczuć obręby rany ocierające się o płótno. Łaskotały. Nie była to ta sama ulga, którą przekazało mu jego dziecię. Nie łaskawa, a bardziej... dzika, bardziej... lubieżna, bardziej... okrutna. Elf mógł przysiąc, że gdzieś głęboko w jego umyśle zasiana została mu czyjaś sugestia. Słyszał niemal jej urwane słowa "Ból... dobro... łaska... zbawienie". Kielich nie został mu odebrany... ktoś jeno sprawił, że gorycz smakowała jak miód... lecz miodem nie była.

Obejrzawszy się na korytarz dalej widział złamane kończyny, krwawiąca szmaty i objawy bólu. Lecz nie było reakcji. Ranni leżeli cicho... spokojnie. Pogodzeni z cierpieniem. Nad nimi zaś krążył całkowicie zdezorientowane elfie sanitariuszki usilnie próbujące zrozumieć co się stało. Spojrzawszy zaś na Sama Olinus mógł ze zdumieniem zauważyć, że dotychczas wiecznie obecne w jego oczach ogniki furii przygasły zostawiając na twarzy młodzieńca jeno wyraz cichej i niby wykutej ze stali determinacji. Czy była to dobra czy zła rzecz? Dar czy przekleństwo? Objaw nieśmiertelnej miłości czy też nienawiści? Czymkolwiek by to nie było Olinus zdawał się być jedynym, który w pełni wyłapał owe zjawisko.

- Mistrzu? Na pewno dobrze się czujesz? Z tym wkładaniem palca w rany... moglibyśmy to odłożyć na później? Córka naszej Pani obiecała, że wydłubie mi oczy jeżeli na coś takiego pozwolę.

Sam zaśmiał się nerwowo kładąc dłoń na przywartej do jego twarzy ręki elfa i delikatnie ją odsuwając. Młodzieniec zaczął żartować... cóż teraz Olinus był pewien, że w użytku była jakaś magia.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

20
Powietrze. Świeże powietrze pozwoliło mu trochę otrzeźwieć. Ten zaduch panujący pod pokładem, mógłby doprowadzić nie jednego do choroby. Po chwili jednak odczuł pewny niepokój. Niepewność podobną do tej, kiedy stąpa się po cienkiej tafli lodu na środku jeziora, modląc się do bogów, aby nie załamał się pod naszym ciężarem. Nawet przez chwilę poczuł ten chłód, aby po chwili rozpalić się jak krasnoludzka huta. Znał te dziwne doświadczenia, migracje stanów, to napięcie drażniące skórę. To była magia lub inna czarodziejska imaginacja. Kojące nuty zupełnie nie sprawiły, że poczuł się lepiej. Och, nie śmiał przeczyć, że pod wpływem śpiewu, podobnego, a tak różnego do głosu jego ukochanej córki, poczuł pewną błogość, a nawet fascynacje cierpieniem. On po prostu znał sztuczki boskie i czarnoksiężników. Nie był pierwszym lepszym młokosem, który da się uwieść śpiewom syren i wizjom sukubów, choć tym drugim uległby prędzej z własnego kaprysu. Coś tutaj się szykowało.

- Mroczne moce otaczają Sperenze, a ty chcesz abym spoczął? – przerwał na moment, gdyż udał się myślami w dawne czasy, gdy uczył jeszcze swoich niewyrosłych uczniów we wschodniej prowincji.- Pamiętasz przypowieść o Wysokoelfickiej Ksieżnej Sarwati, która rządziła łaskawie nad całym swoim księstwem? Dopiero gdy kruki wydłubały jej oczy, zobaczyła nędzę swoich poddanych, a jej łaska okazała się jedynie iluzją. Może tobie przyniosłyby wartość puste oczodoły, mi zaś palce starców w krwawiącym boku. Skup się na naszej miłości i nienawiści, które prowadzą nas do celu. Chcę porozmawiać z tymi, którzy wątpiom.

Próbował odegnać od siebie tą ułudną magię, która powoli opanowywała nie tylko jego zastałe ciało, ale również wkradała się do umysłu, jak wąż. Machnął więc mimowolnie ręką przed sobą, jakby zaklęcie było tylko dymem. I znów. Przeganiając czary jak natrętne muchy. Ale nic to nie dało, bo dźwięk wkradał się do jego umysłu powoli lecz skutecznie. Nie miał teraz czasu.

- Ten parszywy czerw próbuje nas ogłupić. Nie damy się. Oj nie. – zazgrzytał nieprzyjemnie zębami, wyrażając swoją frustrację i po chwili dodał pełen determinacji - Elfy są tak nieodzownie szaleni, iż nie być szalonym znaczyłoby być szalonym innym rodzajem szaleństwa. Jesteś szalony i ty, mój przyjacielu. Prowadź bo sam ich znajdę. Niedługo też powinniśmy dotrzeć do Mądrości.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

21
Sam kiwał głową na słowa kapłana jednak jego oczy zdawały momentami odpływać gdzieś w dal. Pieśń nasilała się i niemal dudniła w uszach elfa, jednak jej tajemniczy efekt zdawał się pozostawać bez zmian. Pieśń stawała się bardziej skomplikowana, smutna... wręcz rozpaczliwa do stopnia, w którym można by by przysiąc, że śpiewająca ją osoba dosłownie krwawi z serca. Po czym urwała się nagle, gwałtownie, boleśnie, pozostawiając po sobie ową dziwną magiczną manipulacje wypaczającą zdrowy osąd. Jęki dalej były stłumione, cierpiący zdawali się być pogrążeni w pół-transie, jednak Olinus świadomy działania uroku konsekwentnie próbował go odgonić z każdym umysłowym pchnięciem otrząsając się z tępoty i pchając w swe ciało wigor oraz tępy ból skręcający mu trzewia.

Młody kultysta również nieco otrzeźwiał, aczkolwiek to czy był świadomy owego faktu budziło wątpliwości. Jak również to czy usłyszał choć jedno słowo z owej pięknej przypowieści zaserwowanej mu przez Olinusa. Jednak na obwinianie Czerwia jego umysł zdawał się być zawsze gotowy. Skrzywił się, mruknął coś o "Zawszonym Ćpunie" po czym odparł.

- Jeśli widzę tu jakieś obłęd Mistrzu, to w tych z naszych braci, którzy obrali owego zdrajcę ponad ciebie. Jednak gwarantuje ci... ja i cała reszta załogi wierzymy w szaleńczą miłość naszej Pani bardziej niż kiedykolwiek wierzyliśmy w zwodnicze ścieżki Pana Wróżb. W końcu On dał nam śmierć... Ona dała nam Ciebie.

Na słowa "reszta załogi" w oczach młodzieńca na krótką chwilę buchnęły płomienie tej samej furii, która karmiła jego paranoiczną nienawiść do domniemanego szpiega. Jednak czy to dalej pod wpływem resztek zaklęcia, czy też na skutek zaakceptowania obecnej sytuacji elf pozostawił to na tym. Żadnych grymasów, słów... tylko krótki moment, które wprawione w czytaniu elfich dusz oko kapłana ledwo wyłapało. Następnie spojrzał na korytarz jak gdyby próbując ocenić czy i jak zdoła doprowadzić Olinusa do zagubionych owieczek.

- Wątpiący są na drugim końcu okrętu... tędy.

Rzekł i pozwalając wesprzeć się na nim kapłanowi ruszyli w stronę mostku... czy raczej pod mostek. Podróż byłą dość podobna do poprzedniej. Wypełniona elfim ciałami stłoczonymi w ciasnej przestrzeni, dziesiątkami historii toczących się jedna na drugiej. Ktoś próbował coś sprzedać, ktoś krzyczał, że to winno być skonfiskowane, ranni jakoś mniej jęczeli, jedna z elfich sanitariuszek wyglądała na pijaną lub rozochoconą... może jedno i drugie, nawet jeden z kultystów przewinął się pod pokładem niosąc coś co wyglądało niepokojąco jak sandały jego córki i trzymając się za czoło na którym widniał fioletowy guz. Słowem... samo życie. W pełni swego piękna i obrazy, obnażone z sekretów, kurtuazji, fałszywej czystości i pychy. Ciekawe czy spodobałoby się to jego... nie... ich Pani.

Kajuta niedowiarków okazała się być jednym z pustych magazynów. Magazynu na żywność... a jeżeli elf dobrze pamiętał przez całą swoją drogę mijali jeszcze tylko jeden. Nie wróżyło to dobrze. Jak zresztą całokształt tego skrawka okrętu. Nie było tu rannych, sanitariuszy, sypialni. Tylko elfy wynoszące co jakiś czas z magazynów puste skrzynie próbując zrobić miejsce... na coś. Stojąca przy drzwiach "Więziennej kajuty" straż złożona z młodego elfa, któremu wepchnięto w rękę niewielki tasak nie wyglądała szczególnie groźnie zaś po wejściu do kajuty współczynnik samopoczucia spadł jeszcze bardziej. Nie ma bowiem chyba nic bardziej gnębiącego niż dwójka siwych elfów, która miast kłócić się z druidami, opowiadać o starych dobrych czasach czy po prostu siedzieć na tyłku wyglądając dumnie... siedzi na dwóch pustych beczkach i gra na trzeciej w kości. Na dodatek chyba o resztki swojej dzisiejszej porcji chleba. Dziadkowie oboje wyglądali jakby dosłownie zapuścili kiedyś gdzieś korzenie, ktoś ich wyciął i próbował posadzić w doniczce. Zestarzeli się równie jeśli nie gorzej niźli kapłan. Nawet nie spojrzeli w stronę drzwi gdy te otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Może w obawie, że drugi zacznie oszukiwać? Przez długą chwilę jedynymi odgłosami w kajucie był cichy stukot kości i długie, ostre starcze pazury wydrapujące na deskach beczki obecny stosunek punktów.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

22
Snuł się przez korytarze okrętu, pełen wiary w przyszłość, wspierając się na swoim uczniu. Z każdym kolejnym krokiem, przeszywającym ciało bólem, wyrzuconym z płuc powietrzem był coraz bardziej przekonany o słuszności tego co działo się dookoła. Elfi lud poplątał nici losu, które przędł Sulon. Teraz musieli wytrzymać boska wojnę i dotrwać do brzegu.

- Pamiętaj, jeżeli jedna osoba cierpi na urojenie nazywamy to szaleństwem. Jeżeli wiele osób cierpi na urojenie nazywamy to religią – rzucił mimowolnie kapłan w bezsensownej odpowiedzi na słowa Sama.

Olinus wręcz wpadł do kajuty, ale nie zatrzymał się nawet na moment, aby zastanowić się nad tym co dzieje się dookoła. Nie musiał się tutaj zbytnio rozglądać. Nic się tutaj nie działo. Dwóch staruchów siedziało na beczkach i grali między sobą w kości. Chwycił jakąś skrzynkę i resztkami sił pociągnął ją do prowizorycznego stolika. Nie pozwolił sobie pomóc. Kultysta więc musiał oglądać komiczne przedstawienie, które rozgrywało się na jego oczach.

Zanim odezwał się do przekornych woli Krinn elfów, zdążył władować się na skrzypiącą skrzynkę, która ledwie utrzymywała jego ciężar. Kaszlnął przeraźliwie, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę, ale coś drażniło go w płucach. Ten gwałtowny i głośny wyrzut powietrza ostro go zakłuło.

- Słyszałem, że okłamałem was na temat zajścia na Sperenzie i to moja egocentryczna walka o wpływ, a wy zamiast wziąć w ręce swój los i naszego okrętu, zdajecie się na przypadek, rzucając kośćmi.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

23
Staruszkowie jakby w cichej konspiracji zignorowali nagłe wpadnięcie kapłana pokusy do ich kajuty. Co prawa kątem oka zadawali się patrzeć na elfa, ale nie fatygowali się z odpowiedzią. Ba. Nawet każdy zdążył rzucić sobie jeszcze kośćmi. Może dla relaksu? Może faktycznie uważali, że to ważniejsze od Olinusa? A może jak to stare elfy miały już wszystko gdzieś i niedawne wydarzenia wpędziły ich w ten nieprzyjemny, końcowy stan elfiego żywota gdy patrzysz jak świat płonie wkoło ciebie ze świadomością, iż przez ponad sto lat nie mogłeś temu zapobiec... więc po co próbować teraz? W końcu jednak widocznie nierozdrażniony obecnością niechcianych gości wyższy z ich dwójki powstał i zwrócił się do Sama mijając ledwo siedzącego kapłana.

- Mógłbyś odprowadzić tego oszo... swojego proroka do łózka zanim się wykrwawi? Areszt za "wątpienie" nam już wystarczy. Brakuje jeszcze by tu zmarł i ta wasza banda poronionych zelotów najpewniej oskarży nas o bycie powiedzmy... "pośrednią przyczyną zgonu"?

Stojący górował niemal nad wszystkimi w pokoju. Mimo lat stał prosto, pewnie, jakby jego ciało zahartowane było przez lata miast powoli ulegać osłabieniu. Z pozycji siedzącej Olinuj mógł dostrzec wytartą tu i ówdzie przy szyi i brodzie skórę. Oznakę wieloletniego przywdziania pancerza. Coś w postawie i zachowaniu starca nadawało mu godności przy której wykrwawiający się prorok faktycznie wyglądał na oszołoma. I jednocześnie zdawało się mówić, że gdyby chciał mógłby już dawno opuścić ten areszt. Nawet nadgorliwy kultysta krzywił się jakoś dziwnie pod spojrzeniem najpewniej byłego żołnierza. Jakby jego wzrok nie pozwalał mu wydobyć z siebie odpowiednio zgryźliwej i aroganckiej kontry. Przez krótką chwilę zdawało się, że Sam faktycznie go posłucha... aż wtrącił się niższy i jeszcze bardziej zasuszony starzec, który stękając powstał i w swej zdecydowanie przygarbionej posturze począł... mówić? Trudno było powiedzieć bo brakowało mu połowy zębów. Dopiero by splunął kilka razy jego słowa stały się jako tako zrozumiałe. Ślina jakimś zbiegiem okoliczności poleciała blisko Olinusa... nie w nie go oczywiście, ale sugestia jej celu gdzieś tam była.

- Wracuj do gry Aravielu. Co cee to obchudzi? I tak nie przemowesz to rozsodku bandzie wieszoncej lunatykowi u bhram smieci.

Araviel potrząsnął jeno głowę w stronę swojego partnera i zwróciwszy się do Sama ponownie podjął niemal wpychając kultystę w róg kajuty. Jego wysoka i pewna postać dosłownie wbijała fizycznie jak i mentalnie młodego fanatyka w niemożliwą do przełamania traumę... i strach. Strach przed wydaniem odgłosu... a co dopiero głoszeniem Słowa. Był to widok jakiego Olinus mógł się spodziewać zapewne w obliczu konfrontacji swych uczniów z co najwyżej wybitnymi teologami... ale to było inne. Bardziej nieprzewidziane. Nie było sporu o religii. Starzec zdawał się bardzo dobrze wiedzieć jak dobierać swoje walki... zaś Sam zdawał się być całkowicie rozbrojony.

- Powtórzę ci to po raz trzeci dziecko. Bo pierwszy raz zachowałeś się jak totalna pizda i uciekłeś, a za drugim jak nasłałeś na mnie moją siostrzenicę... zacząłem się wtedy zastanawia czy nie miałeś w rodzinie kurwy. Więc uważaj. Nie będę słuchał i robił niczego szkodzącego innym okrętom jak długo nie wysłucham drugiej strony. Jeżeli oni zaczną nas atakować zrobię co trzeba by nas bronić. By chronić rannych ich rodziny i dzieci. Więc skoro wasz mistrz jest PEWNY, że to ONI zdradzili to wyjaśnij mi łaskawie czemu nie oddasz mi mojego łuku? Zaatakują nas i ich zniszczymy. Proste. Chyba, że... boisz się. Boisz się, że jednak będę musiał posłać strzałę przez twoją tępą czaszkę gdy prawda wyjdzie na jaw? Co? Młokosie? Gdzie ta cała twoja wiara skoro nas zamknąłeś?

- Ofajcie tfesz mohjom hafre! - dorzucił zgarbiony elf nad głową Olinusa.

- On może... zwieść. Być podstępny. Oszukał... mistrz... ranny. Nie możemy ryzykować... - próbował negować młody kultysta

Nieszczęśliwy kapłan został sam na skrzyni podczas gdy dwójka staruszków zdrowo opierniczała Sama do punktu, w którym chyba zaraz miał począć płakać. Spojrzał jeno rozpaczliwie na swojego mistrza a potem jego wzrok począł kierować się na drzwi... za którymi stał wszakże elf z drewnianą pałką gotowy rozwikłać wszelkie problemy jedną z najprostszym metod.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Heliar”