[Szklane Morze] Okręt „Elophis”

1
Obrazek

Spośród trzech walczących z żywiołem elfich okrętów Elophis od samego początku rejsu zdawał się być najbardziej przeklęty. Wiatr wiał bardziej w oczy, deszcz ciął mocniej, nawet jęki rannych którym słona woda wypełniała niezasklepione rany były jakieś bardziej rozpaczliwe. Elfy tu zebrane również nie budziły zachwytu. Będąc ostatnim z okrętów który wypłynął to tu upchali się najwolniejsi, ranni, kobiety ciężarne lub z dziećmi i starcy. Co prawda była wśród nich również spora grupka elfiej młodzieży, które w ogóle umożliwiła niedołężnym przejście przez zrujnowany port... ale ci potrzebni byli przy walce z żywiołem. Jednak co może niewielka banda idealistów? Ból, cierpienie i alienacja powoli jednak dawała się we znaki nawet tej elfiej braci, która próżno próbowała doszukać się nadziei w otaczającym ich okręt chaosie. A sytuacja z czasem zdawała się jeno pogarszać. Oddalona od nich od dobry kawał Speranza wedle dwóch starych pustelników emanowała od pewnego czasu jakowąś nietypową, boską wręcz energią. Nikt inny jej nie czuł, ale i nie było na pokładzie nikogo równie wrażliwego... przynajmniej nikogo wrażliwego, który nie zaczynał popadać w obłęd od drgań magii ilekroć próbował się wsłuchać w otaczającą ich tajemniczą energię. Zdesperowane istoty zrobiły więc to co istoty rozumne robią gdy rozum zawodzi. Zwróciły się do bogów. A konkretniej jednego... czy też raczej jednej. Wszak to pod jej patronatem była owa podróż. Wszak to inni pluli na ich nieszczęście i śmieli się z cierpienia. Czy mieli inne wyjście? Pewnie tak...

... ale na to było za późno.

W miarę jak jęki rannych i błagania starców wypełniały pokład i kajuty ogromna ciemność narastała nad prowadzącą ich Speranzą. Gdy ponure burzowe chmury pochłonęły niebo i rozbudziły wiatr... wiatr, który powodował, że fale jęły się unosić jeszcze wyżej... wtedy nadzieja umierała w zrozpaczonych elfich oczach wpatrzonych w przestrzeń ogarniętą boskim gniewem i nienawiścią. Strach przeleciał przez ich żołądek, serca, umysł. Dławił im mowę, paraliżował członki, wywijał trzewia. Nie mogli już dłużej wytrzymać strachu, cierpienia, osamotnienia. Nawet inicjatorzy modłów - grupka uczniów umiłowanego kapłana ich Pani, wznosząc spazmatycznie skostniałe dłonie na środku pokładu poczynali chwiać się na zmęczonych i trzęsących się ze strachu nogach. I wtedy, gdy w sercach wszystkich umierała nadzieja. Gdy dusza znajdowała się w tym stanie, gdy jeden impuls pchnąć ją może w objęcia Otchłani... Dokładnie wtedy niczym jak w baśni gdzie oddanie po sam kres zawsze jest nagrodzone, stał się cud... a przynajmniej w to uwierzyła zdesperowana załoga.
*** Ostatnie wydarzenia zdecydowanie nie były tym czego Olinus się spodziewał po owym rejsie. Rodzinne spotkanie z córką przerodziło się w krwawą jatkę jeszcze nim do niej dotarł. Potem sytuacja zdawała się być pod kontrolą, gdy jego... córka zapewniała go o ich bezpieczeństwie. A potem... Tutaj jego wspomnienia zalewała czerwień i palący ból w boku, który trwał i trwał aż po chwilę obecną. Nie zauważył nawet jak Lave'imoa rozpłynęła się z nim w nicość na pokładzie Speranzy. Otaczająca go przez moment lubieżna ciemność była dla krwawiącego kapłana jeno zamroczeniem po którym znowu odnalazł się w pozycji półleżącej na pokładzie okrętu. Jedyną różnicą było to, że przeszywający go ból wyzwolił wreszcie adrenalinę, która po dłuższej chwili pozwoliła mu przetrzeć zamglone oczy, skupić słuch i zrozumieć co się dzieje.

Zaczynając do rzeczy najważniejszej: krwawił. Krwawił i to dość mocno by szkarłat tu i ówdzie przebił się przez wszystkie warstwy jego przyodziewku jak i zabarwił dłoń, którą podświadomie ściskał ranę. Kolejnym źródłem przytłumionego adrenaliną bólu była wszczepiona w jego wolne ramie i podtrzymująca go w "wymiernie godnej" pozycji jego córa. Krew z jego krwi i najhojniejszy dar jakim obdarzyła go Pani miała jednak wyraz twarzy jakby chciała zabić to na czym zawiesiła swój wzrok. A tym czymś była otaczająca ich grupka znajomych twarzy przyodzianych w znajomy przyodziewek i mówiąca znajomym i wyraźnie rozgorączkowanym głosem.

- Może jeżeli dwójka z nas ją przytrzyma...

- To co!? Dwóch z nas zacznie krwawić z uszu? Genialne! Mistrzu! Odwołaj tego demona!

- Spójrzcie na siebie! Pani zwróciła nam Olinusa a wy boicie się jakiegoś kłamliwego Sulońskeigo pomiota. Przynieście sieć! I bandaże!

Jego uczniowie otaczali go i Lave'imoe luźnym kręgiem. Wyraźnie trzymając dystans zdawali się zbroić w co popadnie. Jedni trzymali wiosła, inni deski, niektórzy rytualne sztylety, którymi składali ofiary. W ich oczach świeciła ta sama determinacja, którą stary elf zasiał w ich sercach. Nawet w obliczu niepojętej istoty jaką musiała być dla nich jego córka zdawali się być przekonani w swój obowiązek do pomocy zrealizowania wizji ich przywódcy. Zapewne wielu potępiłoby ich ślepy fanatyzm... ale fakt, że sięgnęli zapewne poziomu Zakonu mógł budzić w niektórych podziw. Problemem jednak był fakt, że...

- Tato... oni nie słuchają. Zabrałam cie tu bo usłyszałam ich modlitwę... i dalej już nie mogłam... ale oni mnie nie chcą słuchać. Chcą mnie się pozbyć. A ja nie chce cie zostawiać. Tato! Powiedz coś!

Wychlipała Lave'imoe przeszywając załzawionymi oczyma najbliższego ucznia elfa. Który zatoczył się do tyłu... Krinn raczy wiedzieć czy ze strachu czy roztrzęsione dziecko faktycznie robiło coś jego podwładnym. Było jednak jasnym, że sytuacja jest napięta, i że bez czyjejś interwencji krwawa łaźnia może się powtórzyć.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

2
Otumaniający ból przeszywał jego trzewia ogniem z najgłębszych otchłani kuźni Drwimira i rozchodził się po całym ciele, powodując zupełne odrętwienie. Lepkie ciepło przylegało do jego dłoni i gęstym strumieniem barwiło pokład najwolniejszego z okrętów. Samotnej, kulawej i schorowanej Elophis, która niosła na swoich wynędzniałych barkach najsłabszych z ocalałych. Zamroczony cierpieniem wzrok elfa, nieprzytomnie spoglądał na otoczenie, próbując zorientować się w sytuacji, tracąc siły z każdym ziarnkiem piasku przesypywanym w klepsydrze jego życia. Zamglone oczy zatrzymały się na delikatnej twarzyczce czarnowłosego aniołka, dookoła której szumiała aura utkana z najciemniejszych nici nocy, tej samej podczas której odwiedził swoją ukochaną boginię. Uniósł się nieznacznie, wydając przy tym stłumiony jęk i dotknął jej chłodnego policzka, a na jego twarzy zagościł najszczerszy ze wszystkich uśmiechów, choć równie płochy jak nocne motyle, skryte w cieniach tańczącego płomieniu świeczki. Przez ten krótki moment, gdy spojrzenie zaskoczonej córki spotkało się ze starym wzrokiem ojca, odeszły od niego wszelkie bolączki i trwogi. Wiatr przestał dąć w żagle, morskie fale uspokoiły się, chmury rozstąpiły, aby przepuścić księżycowy blask na jej jasne oblicze. Była taka piękna. Stworzona z żarliwej miłości, niepohamowanej namiętności i bezgranicznej rozkoszy. I choć ten moment trwał dosłownie mrugnięcie powiek, a wszystkie te cuda działy się w głowie Olinusa, wystarczył, by napełnić jego serce dawną nadzieją i niezachwianą wiarą.

Pierwszy głęboki oddech przyniósł nieprzyjemne dolegliwości, aż jego oczy zaszły łzami. Zacisnął spierzchnięte słonym wiatrem usta w grymasie. I odchylił na chwilę głowę do tyłu, jakby poszukiwał w kłębiącym się ponuro niebie siły. Jego wzrok podążył jednak do dzikich ogrodów Pani Pokusy, gdzie pozostawił jej pozdrowienie i obietnicę, że nie podda się w podróży. Nie zatrzyma go nędzny zdrajca elfiej nacji. Lichwiarz dusz. Wróg miłości. Przycisnął mocniej dłoń na swojej ranie, choć nie przyniosło tu zupełnie ulgi. Spojrzał stanowczo obecnym tu i teraz wzrokiem na zebraną ciżbę dookoła niego.

- Lave'imoe, dziecko drogie pomóż mi powstać. Nie zwykłem prowadzić elfów na półleżąco- rzekł drżącym głosem w stronę córki, ale po chwili odwrócił twarz ku tłumowi wyznawców Krwawej Krinn i zagrzmiał- Przyjdzie dzień kiedy to wy poprowadzicie mnie na leżąco ku wieczności, ale teraz ja rozwieję mgłę z waszych oczu. Nie córki Naszej Pani powinniście się obawiać, która uratowała mnie ze szponów prawdziwej bestii, której zmętniały umysł prowadzi Sulon. Mancinelli prowadzony przez szeptanie boga wiatru zaprowadził nas w odmęty Ula, aby zakończyć naszą historię. On wystrzelił w moją stronę bełt, aby zamknąć usta, które niosą dobrą nowinę Krinn. Wziął najsilniejszych, aby sprzedać ich samemu Garonowi za trzydzieści srebrnych gryfów. Pozostawiając w tyle wasz okręt, zapominając o sile wiary, która płonie w waszych piersiach. Myślał, że w przerażeniu i samotności sczeźniecie na środku wód. Sam’lifie, pamiętam ciebie jako młodego chłopca, gdy przychodziłeś pod mój dach, aby słuchać o naszej pięknej bogini. Na twoich oczach roztacza się prawdziwy cud. Półelf a półbóg zaszczycił okręt, aby zabrać nas do ziemi obiecanej. Pomóż mi proszę. Zaraz wykrwawię się tutaj i skończy się nasza historia wedle myśli Mancinella– widząc trzęsące się dłonie, niepewne ruchy i obawy w oczach, dodał – nie lękajcie się bracia i siostry. Ciągle nad nami czuwa Nasza Pani. Musimy ruszyć tą krypę i ruszyć na spotkanie z Speranzą. Nasza Matka, Kochanka i Córka winna otrzymać ofiarę godną cudów, które nam darowała. To jej potęga doprowadziła nas do Heliar, to jej potęga zesłała szklany deszcz, to jej potęga prowadzi nasz okręt jasnym gwiazdozbiorem Poinsecji, to jej potęga zesłała nam żywy dowód miłości, Lave’imoa. Śmiertelną miłość i Słodycz Konania. To ona usłyszała wasze modły.

To było już za dużo. Nie był to moment na rzewne przemówienia i walkę. Zachwiał się i osunął na nogach w objęcia swojej córki. Przed oczami miał mroczki. Przez chwilę widział duszę tych, którzy odeszli. Oni wszyscy byli tutaj i chronili go. Nie. To tylko majaki. Szaleństwo umierającego starca. Ostatni jego oddech. Kolejny, głęboki oddech i wrócił do nich. Nadal na chłodnym pokładzie kolebiącej się łajbie.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

3
Otaczające ojca i córkę elfy drgnęły nerwowo na pierwsze słowa kapłana jak również patrząc jak malutka, okryta jedno włosami dziewczyna z białym niczym płatek śniegu znamieniem pomaga wstać ich mistrzowi z anielskim uśmiechem na twarzy. Olinus mógł dostrzec w ich oczach ruchach zdumienie... lecz nie było one ewidentnie spowodowane jego słowami gdyż oczy ich skierowane były z niedowierzaniem w jego córki jak gdyby próbując coś dostrzec. Kiedy jednak Olinus powstał wszystkie oczy oderwały się od dziewczyny i skupiły na jego dostojnej, acz skrzywionej w bólu postaci. Na jego grzmiącym głosie. Na jego kłujących słowach. I na szokującej prawdzie. Jego krótka opowieść o zdradzie sprawiła, iż ogień religijnego gniewu z Lave'imoe przeniósł się na podążający przed nimi okręt. A że grzmiące słowa elfa poniosły się po okręci szybko rozpoczęły się szepty.

- Zdrada... zdrada wobec Pani.

- Mancinelli naprawdę w niego strzelił?

- Musiał mieć powód... prawda?

- Czy możemy już komukolwiek ufać? Czy Sulon nie zwodzi nas od początku?

Tylko jedna grupa nie szeptała. Tylko jedna elfia garstka na słowa kapłana momentalnie zaufała jego córce i z determinacją w oczach słuchała opisu zbrodniczego dzieła. To właśnie jego uczniowie ściskali coraz mocniej prowizoryczną broń i nienawistnie spoglądali w Speranzę. Widać było, iż w myślach przeklinają swą niemoc. Zapewne niejeden z nich zaprzedałby teraz duszę byleby tylko dopaść.

Całe jednak to niedowierzanie, wściekłość i strach została roztropnie rozmyta przez biegłego mówce gdy ten przedstawił swą córę. Reakcja okrętu została strzaskana i stworzona na nowo w ułamku chwili. Wszystkie mieszane uczucia zastąpiły dwa. Szok i niedowierzanie. Niektórzy padli na kolana, inni bełkotali coś pod nosem, nawet najwierniejsi mu uczniowie zdawali się nie wiedzieć czy i jak pokłonić się półbogowi. W obecnym zamieszaniu wszystkim zdało się umykać, iż mówca wśród zasług boginki umieścił katastrofę kosztującą życia setki ich towarzyszy... na razie. Jeden tylko Sam’lifie wezwany wcześniej po imieniu przez swego mistrza zdawał się zachować dostatecznie zimnej krwi by podejść do ich dwójki. Córka trzymała osłabionego po przemowie Olinusa i mimo wyraźnie lżejszej atmosfery dalej emanowała odrobiną wrogości i nawet zmaterializowanej mrocznej energii w kierunku ucznia swego ojca. Po zbliżeniu się dość blisko by Olinus dostrzegł, że Sam’lifie ma wyraz twarzy jakby szedł na ścięcie. Młody kultysta powoli i z drżącymi dłońmi zdjął z siebie dziurawy rytualny płaszcz i przyklękując wręczył go Lave'imoe. Dziewczynka patrzyła na to z pewnym rozbawieniem w oczach jednak podarek przyjęła i puszczając ojca w jego wyciągnięte dłonie owinęła się w długi przyodziewek, który ciągnął się za nią po podłodze. Kultysta następnie przeprosił mistrza za możliwe niedogodności po czym podnosząc wziął go pod ramię i krzyknął do reszty zgromadzonych patrząc po kolej na każdego z osobna jak gdyby przydzielał im konkretne zadania. Widać czuł się teraz kimś ważnym... a raczej był. Wszak stał się chwilową opoką ich ukochanego przywódcy.

- Opróżnij kajutę! Znajdź czysty materiał! A ty coś do ubrania dla córy naszej Pani! Oczyścić pokład, mistrz może się potknąć! I słyszeliście go! Pomagać załodze!

Kultyści, wierzący i ci którzy zdawali się dość łatwo zaakceptować zdradę Czerwia oraz otrząsnęli się z szoku ujrzenia półboga rozbiegli się po pokładzie w poszukiwaniu leków, chwytali za takielunek lub po prostu odciągali sceptyków i rannych z trasy niewielkiego i dziwnego pochodu. Oto przez pokład kroczyła grupa złożona z garstki kultystów o ubiorze często niekompletnym i podziurawiony, Sam’lifiela będącego na dobrą sprawę obecnie tylko w portkach i luźnej koszuli, wiszącego na nim Olinusa, którego krew poczynała spływać mu po nodze oraz malutkiej dziewczyny kroczącej za nimi dumnie i wycierającej krew ojca z pokładu przy pomocy sunącej po pokładzie końcówki płaszczu. Przed kilkoma laty widok taki w elfiej stolicy wzbudziłby najpewniej śmiech i szyderstwa. Teraz jednak odpychany i skonfundowany tłum patrzył na elfa i jego córkę z lękiem i nadzieją w oczach. Teraz to oni byli sercem elfiej społeczności. Zaś widząc znak na czole dziewczynki pokład przepełniły szepty.

- Gwiazda... nasza gwiazda...

Nowa siła i nadzieja zdała się napływać we wszystkie serca. I choć elf mógł dostrzec kilka niezadowolonych twarzy to czuł jednak, że on i jego córka mają wsparcie tej części elfiej braci. Jakby na potwierdzenie tego Sam’lifie wyszeptał do uszu starca wiodąc go w stronę naprędce opróżnianej z bagaży i rannych kajuty.

- Mistrzu... co mamy zrobić ze Zdrajcą?
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

4
Gorące przemówienie, wygłoszone na środku pokładu, kosztowało go wiele sił, a dodatkowo utracił sporo krwi. Snuł wiec stopy za sobą, opierając się głównie na swoim wiernym uczniu. Prawie na samym początku przeprawy do kajuty utracił równowagę i potknął się, a przed jego oczyma pojawiły się mroczki. Wygłodniałe demony z zaświatów oczekiwały jego przybycia, odliczały już ziarnka piasku, przesypujące się w jego klepsydrze życia. Głos wewnątrz podpowiadał mu, aby uległ pokusie i oddał się w słodkie zapomnienie, odrzucił cierpienie i zasnął. Chłód zaczął go otaczać woalem bezsilności. Czuł jak kostnieją mu kłykcie, jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, jak staje się powoli marionetką targaną wiatrem i kołysaniem statku. Silniejsza była jednak miłość do swojej półboskiej córki oraz jego matki, która wyznaczyła mu poprowadzenie ludu wybranego do ziemi obiecanej. Ścisnął, więc wychudzoną dłonią ramie Sam’lifie, jakby chciał go ostrzec przed niebezpieczeństwem. Mocniej postawił stopy na drewnianej posadce i ruszył w stronę zejścia pod pokład.

Schody jednak okazały się kolejnym kłopotem. Zachwiał się tam i prawie poleciał, gdyby nie silna wiara młodzieńca, który stanowił jego opokę. Gęsta posoka splamiła podłogę. Lało się z niego jak z poderżniętego jagnięcia, złożonego w ofierze surowemu bogu. Tak właśnie, on był tutaj symbolem przymierza między Panią Pokusy. Nawet jeżeli miałby skonać, wskazał im już drogę. Muszą ruszyć na wyspę i odpłacić temu Obślizgłemu Czerwiowi za zdradę. Miał nadzieję, że zrewiduje się i powiesi na maszcie.

- Wpierw muszę wrócić do sił. Kruki krążą nade mną czekając, aż objedzą moje gnaty z mięsa. Nim jednak zejdę z tego świata, zaprowadzę was na Archipelag, a zdrajcę spotka zasłużona kara. Z moich rąk lub naszych braci. Krinn nierychliwa, ale sprawiedliwa. Trzeba mnie opatrzyć i ułożyć na posłaniu. Wy w tym czasie rozłóżcie maszty i kierujcie się na Speranze. Przynieś mi również pióra i papier. Pozostaw wtedy mnie z moją córką w kajucie.

I ostatni, trzeci raz upadł na siłach Olinus przed wejściem do pomieszczenia pod pokładem. Cień zasłonił mu źrenice, a on znalazł się nagle w głębinach morskich. Widział podwodne gmachy syren, przepływający olbrzymi wieloryb z fioletową błyszczącą skórą, Charybdę, co pochłaniała okręty wpadające w jej paszczę razem z wirem morskim oraz gigantycznego węża, którego nie sposób był dostrzec początek i koniec. Było w nim jednak przerażenie. Próbował wypłynąć na powierzchnię. Próbował kurczowo złapać powietrze, ale do jego ust i płuc dostawała się słodka woda. Dusił się. Nagle wypluł krew o metalicznym posmaku i na nowo znalazł się na Elophis. Znajdował się już w łożu. Na moment stracił przytomność. Swoim wzrokiem szukał córki, jedynego szczęścia w tym trudnym czasie.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

5
Wybudziwszy się ze swego chwilowego snu Olinus odnalazł swoją osobę w dość ponurej lokalizacji. Owszem, leżał na łożu... jednak nic ponadto nie wzbudzało w jego osobie owego tak cennego dla rannych lub konających poczucia bezpieczeństwa i przytulności. Zresztą... kapłanowi i tak spływała z ust strużka wykaszlanej moment temu krwi, więc sam też nie pomagał. Pościel na której leżał miała barwę mówiącą "byłam rano biała ale jak już i tak skonało na mnie czworo elfów to mi nie zależy" i z dziur w materiale wystawała przemokła słoma. Miał też drobne problemy z oddychanie z powodu ciasnych bandaży owiniętych wkoło jego torsu i brzucha. Czuł również pewną niepokojącą wilgoć w dolnej okolicy pleców, jednak zważywszy na jego obecny stan i tendencje do wyrzucania z bebechów nadmiaru pewnej szkarłatnej cieczy to nadzieja, że po prostu się zmoczył była zapewne płonną. W tym przekonaniu utwierdził go fakt, że każdy ruch który wykonywał budził nim niemiłosierne bóle w okolicach brzucha i bioder. Czy tak czuły się rodzące kobiety... w tym momencie kapłan mógł najpewniej i w to powątpiewać. Ból był nieznośny i wręcz paraliżował mu nogi. Mógł co najwyżej ostrożnie manewrować szyją i zbadać otoczenie.

Gdy jednak wodził w miarę już przytomnym od bólu wzrokiem po niewielkiej ograbionej i pustawej kajucie, w której kątach walały się zakrwawione szmaty zauważył Lave'imoe. Dziewczynka stała oparta o ścianę niedaleko wezgłowia jego pryczy cicho nucąc znajomą i kojącą serce elfa melodię. Nie był pewien gdzie ją słyszał... ale wiedział, że była mu bliska. Budziła w nim wspomnienia o jego Bogini, o ich rozmowach, o pięknie jej majestatu. Rozpalała jego serce... co niekoniecznie pomagało zważywszy na jego problemy z krwią. Jednak tłumiła równocześnie nieznacznie ból. Dziewczynka zadawał się być w transie, z oczami wlepionymi w drzwi do kajuty i chwilowo niezauważająca wybudzenia ojca. Wyglądała też odrobinę jak wieszczka-sierota, bowiem ktoś wreszcie dał jej "przyzwoity" przyodziewek. Mowa tu była o zielonkawej dziecięcej tunice z kilkoma paskudnymi dziurami w okolicach pępka i sporą szkarłatną plamą wkoło nich. Do tego dochodziło coś co mogło być spódnicą szytą na wyspiarską modłę... lub też błękitną chustą, która o dziwo miast robić za bandaże opasywała teraz biodra dziecka zasłaniając porządnie tylko jedne jej udo. Ktoś dał jej nawet sandały... te jednak będąc za duże leżały wywrócone do góry nogami u jej stóp jak niechciana zabawka. Coś w tym całym ubiorze zdawało się jednak przerażająco wręcz pasować do dziecka. Z drugiej strony... czy potomkini bogini miłości może wyglądać w czymś źle?

Mimo jednak jawnej niechęci do zbyt dużych sandałów, na barkach Lave'imoe pozostał ów okultystyczny płaszcz podarowany jej przez Sam’lifiea. Może przywiązała się do jego ornamentów? Może niekoniecznie podobał jej się obecny przyodziewek? Może lubiła poczucie dostojeństwa jakie dawało ciągnięcie materiału po pokładzie? Nim jednak Olinus zdołał przez choćby kolejną chwilę skupić swój wzrok i myśli na córce... dziewczę jakby czując na sobie jego spojrzenie skierowało swój wzrok na niego. Jej wyraz twarzy przeszedł płynnie od zdziwienia, poprzez radość, na zmartwieniu zaś kończąc. Córeczka podeszła następnie do niego powoli i niepewnie po czym chwyciła go ostrożnie za rękę i zapytała.

- Tato... jak się czujesz?

Oczy dziecka zdawały się puchnąć jak gdyby zraz miały wybuchnąć fontanną łez. Kto wie? Może Olinus budził się już wcześniej z gorączką krzycząc, że tonie? Może dziewczyna zaczynała się bać, że ojciec nigdy nie odzyska zmysłów? A może po prostu była uspokojona samym faktem, że się rusza? Jakkolwiek by nie było jego wybudzenie zdawało się krzesać w jej oczach odrobinę radości... jednak jego złamana i osłabiona postać ewidentnie nie pozwalała jej tego całkowicie ukazać. Na dodatek zdawał się toczyć ze sobą wewnętrzną walkę by coś powiedzieć i niemal krztusząc się każdym słowem dodała.

- Pan Sami... powiedział by... zawołać... jeśli możesz mówić... coś o kwestii trzeciego okrętu... Speranzy... zdrady...

Gdy tak bełkotała jej oczy zdawały się niemal błagać elfa by się nie odzywał. By nie wysilał się już więcej. Aby odpoczął i pozwolił światu kręcić się przez chwilę samemu. Ale jednak mówiła mu to co musiał usłyszeć szanując mimowolnie jego prawo do podjęcia decyzji... Miłość bywa czasami okrutna... ale czy to coś nowego dla wyznawcy Krinn?
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

6
Znajdował się na pograniczu światów. Jego dusza próbowała wyrwać się z piersi, aby zawędrować w objęcia jego ukochanej bogini. Umysł jednak kurczowo trzymał się obleśnej kajuty oraz swoich braci i sióstr w czasie grozy. Nie mógł jeszcze udać się ku zapomnieniu. Kraina beztroski nie była mu przeznaczone, jeżeli nie dokona swojego zadania na Herbi. Walczył więc z ciężkimi powiekami, uciskiem w klatce piersiowej, z sercem coraz słabiej bijącym w piersi. Musiał wykrzesać z tego marnego ciała siłę, która będzie w stanie pokierować tym statkiem. Upokorzyć Czerwia. Zacumować u brzegu obiecanej ziemi. Wynieść na piedestał Krwawą Panią.

W przymglonych bólem źrenicach dziewczynka mogła odnaleźć walkę. Nie zamierzał zostawić tej kruchej, a zarazem przerażającej istoty, którą zwie swoją córką. Choć posiadała potężną moc, budzącą lęk nawet wśród najbardziej oddanych Krwawej Bogini, nie potrafiłaby odnaleźć się w tym zawiłym świecie. Bez niej Olinus był nikim. Tak samo jak ona, bez niego była tylko potworem i boskim bękartem.

- Mój stan. Nie rozumiem. Musisz mi pomóc. Duch uchodzi z ciała. – wyciągnął dłoń w stronę swojej ukochanej córki – Musisz obdarzyć ten lud szacunkiem. On boi się ciebie. Posiadasz wielką moc, ale wymierzyć ją trzeba w zdrajców. Przeciwników. Innych. Ich musisz chronić. Jak ja chronić będę ciebie. – kaszlnął, a jego posoka ubrudziła jej nieskazitelną twarz.

Próbował złapać myśli, te jednak wymykały się pod jego drżącymi dłońmi. Próbował wbić w nie swoje przydługie paznokcie. Zagarnąć wychudłymi palcami. Te jednak za każdym razem się wyślizgały. Słyszał tylko szczątkowe słowa swego dziecka. Przez długi czas jednak nie potrafił ich złączyć w jedność. Były równie rozbite jak jego umysł i dusza. Wypuścił z ust powietrze, a jego klatka piersiowa opadła nagle, jakby miała się zapaść. Po chwili jednak nabrał gwałtownie wilgotny oddech, aż jęknął przeraźliwie z bólu. Parszywe bywa życie, ale to cierpienie przypominało mu o życiu i zadaniu, które musiał jeszcze wykonać, póki odejdzie w ramiona pięknej Krinn.

- Zawołaj go. Niech przyjdzie. Zostań. Musisz tutaj trwać. Jesteś moją radością. Krwią. Uratuj ich wszystkich. – słowa z jego ust płynęły równie wartko jak bandaże i prowizoryczne opatrunki nasiąkły jego krwią – Znasz swoje siostry i swych braci? Dzieci swej matki?

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

7
Chwila ciszy, szum morza za ścianą i stłumione okrzyki załogi. Ojciec walczący o siłę by dalej spełnić swój obowiązek i córka pragnąca jego zdrowia. Obraz jak z bajki... jednak próżno było szukać szczęśliwych zakończeń przepełnionych dobrymi wróżkami i odważnymi rycerzami. Nie mieli nikogo... tylko siebie nawzajem. Na koniec padły więc słowa i dłoń kapłana splotła się z rączką córki. Twarz Lave'imoe wykrzywiła mieszanina różnych, dobrze znanych staremu elfowi uczuć. Smutek, strach, złość... a jednocześnie iskra radości na znajomy głos. Półbogini przygryzła walkę i spuszczając głowę skryła swą twarz w lokach i kołnierzu płaszcza. Nie widząc jednak jej lica Olinus mógł poczuć jak drobna ręka zaciska się i rozluźnia kompulsywnie, drżąc jednocześnie. Przez krótką chwilę dziewczyna zachowywała się jakby odczuwała wręcz fizyczny ból... po czym wszystko ustało. I nie tylko drgawki.

Dziewczyna podniosła głowę zaszczycając ojca spokojną, majestatyczną twarzą przyozdobioną delikatnym uśmiechem. Uśmiechem gorącym jak piaski Południa i chłodnym jak śniegi Północy. Uśmiechem tysięcy obietnic i takąż liczbą klątw. Najczystszym obliczem pozostawiającym myśli jego nosiciela jeno fantazjom rozmówcy. Uśmiechem niosącym ukojenie każdemu kto go pragnął... który był tym czego ktoś pragnął. I kapłan mógł przysiąc, że dostrzega w nim zrozumienie jego determinacji oraz pragnień. Coś czego tak wszak potrzebował by dopełnić swój cel. Było to uczucie tak przyjemne, że niemal zapomniał co miał zrobić... i niemal nie zauważył zmiany w zachowaniu córki. Prawie robi jednak wielką różnicę. Po krótkiej chwili obdarzania go owym zwodniczym wyrazem twarzy Lave'imoe westchnęła zrezygnowana i tonem zdecydowanie odbiegającym od jej wcześniejszej mowy odparła na prośby rozgorączkowanego kapłana. Tonem pełnym... zmęczenia i rezygnacji. Zdecydująco niepasującym do jej dziecięcej formy.

- Nie martw się Ojcze... nie umrzesz. Ja i Matka na to nie pozwolimy. Nie do czasu, aż znajdziemy odpowiedniego uzdrowiciela. I nie zostawimy ciebie. Nie teraz... nie w tym stanie. Bez ciebie to wszystko nie będzie miało sensu... ja nie będę miała sensu.

Dziewczyna wbiła wzrok w bandaże pokrywające brzuch elfa z taką intensywnością jakby chciała je spalić. Twarz pozostałą kamienna maskę jednak oczy dziewczyny płonęły gniewem oraz nienawiścią skierowaną w dość oczywistym kierunku. Po jej ignorowaniu próśb o ratowanie rasy i zachowaniu jasnym było, że na tym okręcie naprawdę obchodziła ją tylko jedna osoba. I nie tylko na całym okręcie. Na całym świecie. Płomienie przygasły dopiero gdy została poproszona o wezwanie podwładnego Olinusa. Dziewczyna zamknęła oczy, zrobiła delikatny wdech a jej twarz ponownie przyozdobił, ów niebezpieczny uśmiech. Kto wie? Może to dzięki niemu przekonała wszystkich by pozostawili ją samą z Ojcem? Jakkolwiek by nie było zwróciła się zwinnym krokiem, ku drzwiom... by zatrzymać się na ostatnie pytanie elfa. Nie odwróciła twarzy by odpowiedzieć, jednak kapłan mógł dojrzeć zaciskającą się pięść dziewczyny gdy spokojnym i miłym dla uch głosem odrzekła.

- Matka... ma wiele "dzieci"... ale to, czy ty Ojcze i inni śmiertelni tak by to nazwali... to rozmowa na inny czas.

Następnie zdecydowanie już nerwowym krokiem podeszłą do trzewi i otwarła ja zamaszyście. Nim jednak wybiegła by zawołać kultystę, a szum deszczu i hałasy elfie zagłuszyły wszystkie inne dźwięki, Olinus mógł przysiąc, że drobna osóbka wymamrotała coś brzmiącego jak.

- Miałam dostać dzieciństwo...
*** Kilka chwil później do kajuty wparował zadyszany Sam’lifie z Lave'imoe u boku... a raczej w połach swego płaszcza, który widocznie został mu łaskawie zwrócony. Dziewczyna nie wyglądała nawet na odrobinę zmęczoną... co najwyżej zmokniętą. Nie mówiąc niczego skierowała się do tego samego miejsca, w którym wcześniej czekała na wybudzenie ojca podczas gdy wyznawca Krinn nie marnował czasu. Energicznym krokiem podszedł do kapłana, skłonił się, a na końcu przysiadł na podłodze by być bliżej twarzy Olinusa.

- Mistrzu, wedle twoich rozkazów próbujemy dogonić Speranzę. Co prawda nie mamy najlepszej załogi... ale nasz okręt flagowy... - młodzieniec zawiesił na chwilę głos z miną jakby popełnił gafę w trakcie czytania treści rytuału, po czym podjął - ... okręt flagowy zdrajców zdaje się mieć problemy ze sterem... czy też sternikiem. Kapitan mówi, że przy dobrych wiatrach dogonimy ich w kilka godzin... chyba, że wcześniej któryś z nas się rozbije. Pozostaje jeszcze kilka ważnych kwestii. Ale! Najpierw twoje pozostałe rozporządzenia.

Młodzian sięgnął do niewielkiej torby wiszącej mu u pasa i wyciągnął plik osuszonych kartek papieru, złamanego w połowie pióra, którego widać górna część była dla kogoś zbyt cenna i flakoniku atramentu z symbolem Zakonu Sakira na szkle... skąd ten się wziął na tym pokładzie? Całość została podana mężczyźnie... a raczej położona obok niego na niewielkiej drewnianej deseczce w serdecznym uśmiechem jego podwładnego.

- Czy Mistrz życzy sobie jeszcze czegoś? Zmiany bandaży, posiłku lub odrobiny alkoholu na stępienie... niedogodności? Wiem, że nie czas na to... ale teraz potrzebujemy cie w jak najlepszej formie by wiedzieć co dalej czynić. Czeka nas trudny czas i najgorsze co mogłoby się stać to by Mistrz stracił przytomność... lub gorzej.

Olinus mógł zauważyć poddenerwowanie swego ucznia. Cóż... nawet ktoś tak kompetentny jak młodzian był przy Oblubieńcu Krinn jeno owcą. Był jednak owcą, która wolała dopilnować by ich wódz był w kluczowej chwili lwem, nie dogorywającym baranem.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

8
Mężczyzna próbował zrozumieć emocje, które targały jego córką. W jej źrenicach dostrzegał zagubienie; smutek przechodzący w głęboki żal; pewny lęk, którego podłoża nie potrafił określić; delikatnie tlącą się radość; nadzieję, którą przejęła od niego; buzujący gniew, przechodzący w zwykłą irytację. W chwili obecnej była kociołkiem pełnym zupełnie odmiennych uczuć, a otumaniony bólem umysł nie był w stanie pojąć, co tak naprawdę skrywało się w głębinach Lave'imoi. Chciał ja objąć, ale ta odeszła w stronę drzwi, a on tracił powoli władanie nad własnymi kończynami. Słabł z każdą sekundą. Potrzebował odrobinę życia, aby nie zamknąć oczu już na zawsze na tym zatęchłym statku. Tylko prawą dłoń wyciągnął jedną dłonią, jakby chciał ją przywołać, czy dotknąć jej niedostępnego policzka, ubrudzonego jego własna krwią.

Widok Sama, bo tak ludzie zdrabniali jego imię, napełnił go spokojem, który został jednak wzburzony, gdy tylko Poinsecja znalazła się przy nim. Nawet Olinus potrafił odczuć chaos i zamęt, który wprowadzała w głowach jego ludu. Ha. Już nie uważał się za zwykłego pasterza, który prowadzi trzodę, ale przywódcę tych obdartych, wychudzonych i rozgoryczonych elfów, w których wizja zdrady Mancinellego, a z drugiej strony siła, która spływała z niebios od Pani Pokusy, zostały przekute w determinację. Właśnie to ona nadymała żagle, jeszcze do niedawna, najwolniejszego okrętu całej wyprawy. Teraz zaś brnęła na przód niczym ruszona przez magiczne moce. Ten ogień miał zostać zgaszony przez wiatr Sulona, ale on tylko rozniecił żar, którego nie zgasi nawet najsilniejszy huragan.

- Tak. Pióro, atrament. Zostaw je tutaj. – zupełnie wypadło mu z głowy co miał zapisać na tych kartkach papieru. Ta myśl była taka oczywista, jeszcze przed tym, jak stracił przytomność. Teraz jednak jak wiele innych, rozpierzchły się po kajucie, a on nie miał wystarczająco sił, aby je pozbierać. Może mój kwiatuszek będzie w stanie je zebrać dla mnie..

- Alkohol stłumi nie tylko ból, a resztki … i zupełnie nie będę w stanie się wypowiedzieć. Bełkoczący król odurzony alkoholem powinien zostać ścięty. A kapłan pozbawiony … - w głowie mu się zupełnie kręciło, ale nie potrafił stwierdzić czy to przez to, że statek zaczął się gwałtownie bujać, czy to jego głowa zaczęła się chwiać na boki – czyste bandaże i najbardziej rozwodnionego rumu, bo w głowie mi zaschło. Czy na widoku pozostały jeszcze jakieś nasze okręty? Czy wiadomo co dzieje się z Heleną, jeszcze przed… znajdowała się na okręcie Speranzy? I czy pozostałe okręty, które wiozą nie szlachetnie urodzonych, nekromantów i dowódców, rozpruwają bebechy Ula, czy spoczywają już na ich dnie? Trzeba ich wyłowić do naszej wizji. Musimy mieć przewagę. Niech Speranza się nas przestraszy. Daj mi chwilę odpoczynku.

Olinus słabł z każdą minutą spędzoną na pokładzie. Krew nie płynęła już tak intensywnie, ale ciągle ją tracił. Chwilami jego oczy zachodziły mgłą. Słowa zaś chwilami mu uciekały, albo na ich miejsce przychodziły zupełnie inne, niepasujące do kontekstu. Był jednak jeszcze w logicznym kontakcie. Musiał być. W innym wypadku mógłby powiedzieć swoim ludziom, żeby skakali w odmęty morza. Byłaby to lepsza śmierć niż trudzenie się na tej łajbie, aż zdechną z głodu, pragnienia lub innej zarazy.

- Mój kwiatuszku, zaśpiewaj mi coś lub opowiedz mi o swojej matce. Twój głos koi moje rany. Żałuję, że ujrzałaś mnie w takim stanie…- chciał powiedzieć coś jeszcze. Wyrazić swoją miłość i radość ze spędzonego razem czasu, ale nie miał już sił. Ból był zbyt dotkliwy, a ona dobrze wiedziała co chciał jej teraz przekazać. Tylko się uśmiechnął i wyciągnął dłoń, znów w geście przywołania. Tym razem oczekując, że przytuli się do niego, a nie ucieknie.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

9
Sam skinął głową i upewniając się jeno coby atrament nie rozlał się się po pościeli cofnął się powoli do swej poprzedniej, siedzącej pozycji. Jednak nawet posłuszeństwo nie było w stanie przyćmić zmartwienia wymalowanego na licu młodzieńca. Olinus majaczył i mówił nieskładnie. Płomień mający rozniecić pożar w eflich sercach gasł w oczach. Kultysta zdawał się zdeterminowany do rychłego udzielenia odpowiedzi Mistrzowi... zapewne z obawy, iż zostawiony bez opału w postaci nowych informacji zaśnie... i kto wie czy się już obudzi?

- Helena była widziana ostatnio gdy ładowaliśmy się na okręty w towarzystwie jakiegoś młodego elfiego panicza. I tak była na Speranzie... nie zauważył Mistrz?

Chwila ciszy. Głuchej ciszy będącej oznaką szczerego zdumienia kultysty. Wszak niewiasta była wręcz uzależniona od kapłana. Teraz zaś Olinus pytał go o sprawy, o których to zdawać się mogło jeno on powinien wiedzieć. Cóż... nawet najlepszy pomocnik nie udzieli zadowalającej odpowiedzi w każdym przypadku. Jednak gdy przyszło do wyłożenia sytuacji okrętów wszystko poszło dużo płynniej i wdzięczniej.

- Okręty widać... czasami. Fale i deszcz utrudniają sprawę ale możemy z pewną dokładnością ocenić położenie trzech z czterech pozostałych okrętów... no i jesteśmy my oraz Speranza rzecz jasna. Szósty jest... cóż. Niektórzy twierdzą, że szósty mógł zatonąć ale osobiście uważam, że to bzdura. Daliby nam jakiś znak. Teraz zresztą byłoby to łatwiejsze niż na początku rejsu. Od czasu sztormu nasze wzajemnie ułożenie rozciągnęło się raczej wzdłuż niż wszerz i całość przypomina wyścig szczurów... przy czym my jesteśmy tym kalekim trzymającym się ogona lidera. A raczej byliśmy do czasu gdy Speranza zaczęła wariować. Pozostałe jednostki zdają się też zwalniać. Może nie chcą stracić okrętu flagowego z oczu? Jeżeli Mistrz chce ich nakłonić do naszej sprawy to płynąca na bak... chwila nie... a może... ekhem. Na lewo od nas płynie "Cadelina" i dość powoli acz nachalnie kieruje się na Speranzę. Jest dość mocno zanurzona i chyba powinniśmy móc jakoś się na nią dostać... Dłużej zajęłoby zrównanie się z płynącą z prawej "Sofią", na nią za to załadował się o ile pamiętam jakiś mag z uczniami. Magia to magia ale... szczerze powiedziawszy nie wyglądali jak grupa, której przestraszyłby się ktokolwiek. Pamiętam ich na dobrą sprawę tylko dlatego, że wykłócali się z druidami gdy ładowaliśmy się na okręty. Ale pomijając inne statki... czy pielenie chwastów w zarodku nie jest ważniejsze od siania Mistrzu? Opóźniłoby to konfrontacje ze zdrajcą i nie wydaje mi się by w obecnym stanie nawet twój dostojny głos przekonał...

Tu przerwał widząc, iż Olinus faktycznie potrzebuje tej chwili odpoczynku, jadła i napoju. Ponownie skłonił się, przeprosił za swą arogancje i niezwłocznie osobiście udała się po posiłek dla elfa i kogoś do zmiany bandaży. Dla kapłana było to... dziwne uczucie. Sam zachowywał się coraz mniej jak jego uczeń a coraz bardziej jak sługa. Może miało to coś wspólnego z faktem pojawienia się przed nim jako ojciec półboga. Może młodzieńca do tego stopnia rozpaliła nienawiść do zadanej im zdrady, iż jak to ludzie młodzi czasami robią, przekroczył pewne granice własnej pychy dla ideałów? Jakkolwiek by nie było jego wierność i ślepe posłuszeństwo zdawało się rosnąć... a przecież już wcześniej było ogromne.

"Kwiatuszek" kapłana zareagował tym razem niechętnie i jakby z pewnym ociąganiem. Humorek widać nie dopisywał. Dziewczynka stała przez dłuższą chwilę cicho jakby zastanawiając się czy i którą z próśb ojca spełnić. Następnie westchnęła i otworzyła usta zdając się chcieć coś powiedzieć... gdy drzwi za jej plecami otwarły się z hukiem i do kajuty wpadło dwóch młodych elfów niosących o dziwo czyste bandaże. Rzadki widok na Elophis. Byłą też misa wody... ale tego cholerstwa było wszędzie pełno. Niem córeczka tatusia zdążyła wyrazić niezadowolenie Olinus (niekoniecznie pytany o zgodę) został podciągnięty do pozycji półsiedzącej przez jednego z młodzieńców, drugi zaś jął ostrożnie odwijać bandaże elfa. Byli delikatni... ale bolało jak cholera. Dziewczynka widząc to mruknęła coś o tym, że "To jej powinni śpiewać do snu" i odchrząknąwszy jęła śpiewać... a raczej nucić nieznaną tym razem elfowi melodię.

Podobnie jak poprzednia harmonia dźwięków dobywająca się z jego dziecka, takoż i ta w tajemniczy sposób oplotła serce elfa swymi dłońmi. Rozluźniała spięte mięśnie, koiła serca i co było nieco nietypowe... zdawała nadawać rytm jego cierpieniu. Mógł przysiąc, że za każdym razem gdy przeszywał go dreszcz bólu padała konkretna nuta... konkretny ton. Lecz miast psuć harmonie utworu wprowadzała doń pewną dziką radość. Rozkosz ze świadomości dawnego bólu, który z perspektywy czasu stawał się jeno mętnym wspomnieniem podczas gdy melodia trwała nadal. Trwała gdy oczyszczali jego ranę, która wyglądała jakby ktoś załatwił mu właśnie pewien niepasujący do jego płci organ w miejscu pępka. Trwała gdy założyli mu nowe bandaże i kazali wypić jakieś paskudztwo. Trwałą nawet gdy jego pielęgniarze wyszli, zaś przez niedomknięte drzwi wemknął się Sam z niewielkim zawiniątkiem. Dopiero jego słowa urwały ten dziwny ton... zaś kapłan uświadomił sobie, że córka jego nie śpiewa już od dawna lecz tak jak wcześniej pragnął leży wtulona w jego nogę... i śpi z pierwszym uśmiechem na twarzy od... zasadniczo od momentu w którym się spotkali. Czuł się też odrobinę lepiej. Może ten dziwny trans zabrał odrobinę cierpienia i bólu?

- Mistrzu, zdobyłem to czegoś sobie życzył. Co prawda racje żywnościowe to głównie suchary. Nikt nic innego nie chce w twoim obecnie stanie podać twej osobie do spożycia... ale i jabłko gdzieś się tam znalazło. Jest też trochę rozcieńczonego wodą rumu... a raczej woda z domieszką rumu. Posil się i odpocznij...

Tu przez twarz elfa przetoczył się cień zmartwienia. Przez chwilę miał wyraz podobny do twarzy jego córki przed zabiegiem zmiany opatrunku. Jakby nie wiedział czy i co powiedzieć... jakby coś zżerało go od środka.

-... chyba, że ma Mistrz teraz nowe rozkazy w kwestii kursu... lub ma siłę by wsłuchać wszystkich wieści

Z tonu głosu było jasnym, że przynajmniej jednej z tych rzeczy Sam zdecydowanie nie chciał. Ale przekładał zdanie Olinusa ponad własny osąd. Co na razie było niebotycznie wręcz wygodne... ale mogło przerodzić się w bardzo groźne uzależnienie od osoby elfa, który wszak i bez dziury w brzuchu lata świetności miał za sobą.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

10
Helena. Wspomnienie Heliar, które pozostawiało w pamięci błyszczące niebo. Nie potrafił wyjaśnić do końca tej wizji, która pojawiło się w momencie wypowiedzenia jej imienia na głos. Nie zwracał już uwagi na temat swojej dawnej kochanki. Otoczył ją zdrowiem i miłością, a teraz jego serce było w pełni poświęcone córce, choć przepływało przez nie zobowiązanie do zaopiekowania się ludem elfickim. Na jego barkach spoczął los wielu istnień oraz przyszłości długouchych.

Słuchanie słów oddanego ucznia było ciężkie, przytłaczające, jakby zaraz miał stracić przytomność. Niedziwnym by był fakt, że Olinus na kilka sekund potrafił odpłynąć z powodu bólu. Skupiał się więc z całej siły, aby zrozumieć co ma do powiedzenia mu Sam. Na jego twarzy pojawił się wyraz determinacji, aczkolwiek przypominał raczej zjawę, którą targa wiatr. Blady i jakby nieobecny.

- Mylisz się. Nie powinieneś tracić wiary –głośno sapnął, jakby próbował ruszyć się z posłania, a on jedynie próbował nabrać głębszy oddech, nie było to jednak proste zadanie – Mój głos jest słaby, ale siła słów wystarczająco gorąca, aby rozpalić kolejne serca w miłości do naszej Pani. Kieruj statek ku Sofi. Potrzebne są nam mądre wybory, a nie tylko dziecinne igraszki. Gniew trzeba uszlachetniać. Przelejesz go w oręż, gdy będziemy wszyscy gotowi. Kieruj statek ku Sofi.

Głos jego dziecka był kojący, nadający cierpieniu wyraz i przyjemność. Boli. Toż to cud, że jeszcze żyje i może odczuwać ten ból. Zacznie się niepokoić, gdy zniknie nagle, zwiastując słodką agonię. Teraz jednak został ukołysany na dźwiękach kwiecistego cierpienia, wydobywającego się z ust drogiej córki. Bez niej byłby tylko szalonym kapłanem, który uroił sobie igraszki z boginią. Ona zaś pozwalała mu zrozumieć świat takim jaki był. Prostym, okrutnym, naznaczonym krwią i łzami. Ale przede wszystkim świat pełen nieodgadniętej miłości i nienawiści. Jego stara, wychudła dłoń, niezwykłą magią nienaznaczona wiekiem, delikatnie gładziła jej włosy. Nie potrafił opisać jak bardzo cieszył się z tego bólu. Kobieta w bólach rodzi dziecko. Ono zaś doświadcza życia poprzez liczne upadki, zdarte kolana, połamany nos, rozbitą czaszkę, oparzone opuszki palców, rozrywającą tęsknotę, żałobę po śmierci najbliższych, aby w zgryzocie zemrzeć na łożu. Cudowne. Dotknął dwoma palcami ust, które ucałował, a następnie dotknął jej czoła. Pocałunek. Nas też to czeka

Czuł się nieznacznie lepiej. Mogło to niepokoić współtowarzyszy. Przecież jeszcze przed chwilą prawie im konał. Zarówno psychicznie jak i fizycznie. Napitek oraz jadło, przełknięte z trudem i wszelkimi siłami, dało mu trochę radości. I ciepło jego córki. Wręcz płonąca skóra dziewczynki, jakby w środku jej piersi bulgotała lawa. I podczas zmiany opatrunków, dostrzegł, że nie krwawił już tak obficie, a może nawet chwilowo rana została zatamowana. Uśmiechnął się, spojrzawszy w najciemniejszy kąt kajuty, gdzie skrywało się wspomnienie miłości.

- Mów póki mam siły. Gdy umrę wyrzucisz moje zwłoki w odmęty wody, ale teraz nie traktuj mnie – kaszlnąć, a na jego twarzy pojawił się grymas cierpienia, który po chwili zastąpił uśmiech – jak dobrze, widzisz żyję i mam się paskudnie. Od czasu rejsu nie czułem się równie żywy. Coś miałeś mi powiedzieć?

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

11
Sam przez chwilę zdawał się zbierać myśli. Jednak tym razem jego twarzy nie wyrażała wewnętrznej walki a... zagubienie. Dezorientacje. Mogła być spowodowana słowami kapłana lub samą sytuacją, którą musiał mu wyłożyć. Możliwe, że obie te rzeczy na raz. Ciszę przerwało ciche mruknięcie Lave'imoi gdy bądź co bądź podrygująca czasami od bólu i zmęczenia dłoń Olinusa zjechała na jej czoło muskając ją po brwiach. Ta pojedyncza nuta zdała się pozwolić uporządkować umysł kultysty i podjąć się kolejnego opowiadania o sytuacji Elophis. W miarę jednak opowiadania jego głos pozwoli ze spokojnego i opanowanego poczynał urywać się, podnosić i postać młodzieńca jawnie starała się tłumić swój gniew.

- Kiedy Mistrz stracił przytomność przeprowadziliśmy gruntowaną rewitalizacje naszych zasobów medycznych. Potrzebowaliśmy najlepszego... wszystkiego co było na okręcie. Doszło do przeszukiwania prywatnego dobytku. Braliśmy szmaty, czyste ubrania, resztki lekarstw poukrywane po torbach... Często bez zgody i obecności właściciela. Zresztą... każdy zdrowy na umyśle elf na Elophis preferuje przeżycie ponad dobra materialne. Robiliśmy takie zbiórki kilka razy i były dobrowolne... ale teraz musieliśmy docisnąć i tych nieskłonnych do współpracy. Ale nie odbiegając od tematu. Mieliśmy zamiar całość następnie sprawiedliwie podzielić między rannych po odnalezieniu rzeczy niezbędnych dla uratowania twej osoby. Jednak w trakcie segregacji w niewielkiej beli materiału znaleźliśmy... w połowie przerwany raport do Komturii Zakonu w Heliar o lokalizacji złotego posągu sprzed deszczu szkła i ten kałamarz.

Tu gniewnie wskazał na pojemnik z atramentem leżącym obok pustych kartek papieru. Oczy młodzieńca znowu gniewnie płonęły. Nie... może to właśnie zaczęło tą furię. Wszak na wieść o zdradzie z rąk jednego z Wybranych nie buchnął od razu gniewem... co przypomniało elfowi, że przed jego wybudzeniem młodzian przyjął wieść o zdradzie całkiem dobrze. Dopiero w kajucie... a więc po jego "drzemce" począł być tak... fanatyczny. Dopiero gdy uderzyła go świadomość, że może obudzić ze snu córkę bogini zdał się nieco uspokoić i kontynuował wzburzonym acz cichym głosem.

- Chodziliśmy, pytaliśmy. Nawet twą córkę Panie. Czy coś może wie... widzi. Ale... nic. Co prawda odkryliśmy, że jedna z ciężarnych kobiet próbowała się powiesić pod pokładem krzycząc, że "Wybrańcy nas zdradzili"... teraz jest pod ciągłą opieką. Znaleźliśmy też dwójkę starców debatujących niepokojąco w obrzeżach zakładania, że Mistrz mógł ich okłamać co do zajść na Speranzie i to wszystko to jakaś "egocentryczna walka o wpływy". Ci też są teraz pod ciągłą opieką... zamknięci w kajucie. Żadnego tropu... prawie zaczęliśmy wierzyć, że mogłyby to manatki kogoś ze zmarłych lub skradzione z miasta. Ale... list zaginął. Nie wiemy jak... gdzie. Nie potrafimy nawet stwierdzić kto ostatni go posiadał. Było dużo przekazywania z rąk do rąk i teraz cała nasza dwunastka nie wie czy jeden z nas go zgubił... czy mamy na pokładzie zdrajce i szpiega.


Kultysta począł dyszeć gdy wyrzucił z siebie w końcu ową lawinę słów i emocji. Nic dziwnego, że nie podzielił się tym od razu z Olinusem. Wszystko wszak mogło być jeno jego paranoją... paranoją która opowiedziana ciężko choremu mogła go zaprowadzić na tamtą stronę. I Sam zdawał sobie z tego widocznie aż nazbyt dobrze sprawę bo w miarę jak furia gasła, w jego oczach pojawiało się zagubienie i lęk przed popełnieniem błędu. Wszak jego pochopne akcje mogły odbić się i na jego mistrzu. Dlatego też już niknącym z zażenowania głosem rzucił tylko.

- Jest jeszcze kwestia opisywania naszej rasy jako "szpiczastouchych"... nie wiem czy to jakiś kod ale ten raport pisał człowiek... a na tym okręcie nie ma ani jednego. Mistrzu... oświeć nas swą mądrością i powiedz... czy my wszyscy wariujemy?
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

12
Gniew bywał różny, tak samo ogień, który go podsycał. Sama emocje były nieopanowane, płynne, rozlewające się. Nie wykuje z nich oręża, a tylko poparzy dłonie i najbliższych żarem nieroztropności. Miał prawo być wściekły, ale nie był gotowy zapłacić za to wszystkim co posiadał. Przypomniała mu się historia Zapomnianej Wyspy, która wcześniej zwana była Wyspą Bazaltów. Sam był jak wulkan, który wyrastał i współtworzył enklawę z niewielkim wyspiarskim plemieniem. Szlachetny gniew rozlewał się i rozszerzał wyspę, ale nagły, nieopamiętany wybuch emocji rozsadził ją i zatopił. Musiał mu o tym wspomnieć. Z powodu swoich głębokich rozważań pierwsze jego słowa zupełnie zagubiły się w umyśle Olinusa. Dotarły, ale zlały się w jakiś niezrozumiały bełkot dla otumanionego umysłu. Ten ból jednak coraz bardziej stawał się przyjemny.

- O czym prawił ten raport? – rzucił, próbując przejawić zainteresowanie, ale przecież zakon nie miał teraz żadnego znaczenia, bo stali przed prawdziwym zagrożeniem, jego śmiercią i zatonięciem okrętów w imię własnych ambicji Czerwia – Jesteś jak wulkan – wyrwało mu się bez namysłu z uśmiechem na twarzy, który mógłby towarzyszyć tylko szaleńcy lub prawdziwie oddanemu sprawie kapłanowi. Choć to żadna różnica. Każdy fanatyk jest szaleńcem.

Zsunął delikatnie nogę, aby jego córka osunęła się swobodnie na posłanie, a on uwolniłby się z jej uścisku. Nie chciał jej zbudzić. Znów delikatnie pogłaskał głowę dziewczynki. Śpij spokojnie Czuł, że siły, które przez długi czas w nim drzemały, gdzieś odeszły. Musiał więc wykrzesać z siebie zupełnie nowy zapas energii. Tej, która przepływała przez niego od tak dawna. Magia. Wezwał ją z wnętrza swoich trzewi. Pragnął pobrać ją z świetlistego diademu, który spoczywał na jego głowie, a raczej wrósł w jego skroń. Wierzył, że czary zaklęte w nim i prawdziwa miłość pozwolą mu wzmocnić swój organizm i przetrwać tą podróż.

- Pomóż mi wstać. – rozkazał, aczkolwiek słowa wypowiedział cicho i spokojnie, aby nie zburzyć snu kwiatuszka – Zaprowadź mnie do tej kobiety. Nie może tracić nadziei. W swoim łonie nosi nadzieję. Następnie zabierzesz mnie do starców. Nie wolno ich zamykać w kajucie. Muszę dać im nadzieję. Nie jesteśmy tak jak Mancinelli. Nie będziemy ich trzymać w okowach własnych urojonych przekonań. Miłość nie może być zagarnięta przez jedną osobę. Trzeba dać im wolną wolę do miłości. Muszą być jak wyspa, współistniejąca z wulkanem. Niczego nie może być za dużo bo wybuchnie i wciągnie ich w głębiny. Zwołamy radę. Jak za dawnych czasów.

Pierwsza próba ruszenia z posłania nie okazała się w żadnym wypadku udana. Poczuł mdłości, bok zapiekł niemiłosiernie, a w wszystko przed jego oczami zaczęło się kręcić. Wspaniale. Jeszcze żyję, a wszystko to co odczuwam jest niewyobrażalną ekstazą. Jeżeli jest to agonia, nie mogłem doświadczyć niczego przyjemniejszego w ostatnich godzinach. Zacisnął swoją drżącą dłoń na jego ramieniu i znów próbował usiąść.

- Jeszcze nie umarłem, gdy umrę wyrzucisz moje zwłoki w odmęty wody, ale teraz nie traktuj mnie jak martwego. Nie chciałbym zostawić na twoich barkach tego chaosu, ale jestem pewien, że masz w sobie więcej sił niż większość z nas – próbował puścić się swojego ucznia, aby pogładzić jego twarz w geście życzliwości, ale jednak po chwili złapał się go mocniej, aby nie przechylić się na lewy bok – Odbiło ci, zbzikowałaś, dostałaś fioła. Ale coś ci powiem w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci, Sam’lifie.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

13
Choć młody kultysta zdawał się chcieć coś jeszcze powiedzieć, wyrzucić więcej jadu i gniewu, dać upust furii... to jednak zwisające na nim ciało Olinusa było idealnym narzędziem wyciszającym jego umysł. Obowiązek ponad prywatę... czy jakoś tak. Poprowadził, więc jego mistrza na spotkanie z "ruchem oporu" jak ten sobie życzył. Wszak dialog jest zawsze rozwiązaniem... o ile istniej jakiekolwiek rozwiązanie. Ten właśnie obowiązek uważania na ciało swego mistrza ograniczył jego odpowiedź do krótkiego.

- Raport... to było. Ekhem... Szczegółowo opisane miejsce spoczynku złotego posągu Sakira... i coś o podejrzeniach, że współpracowaliśmy z jakimś ściąganym przez Zakon od lat elfim złodziejem. Teraz jesteśmy bezpieczni bo komturia została zniszczona ale... myśl, że jeden z nas mógł...

Twarz elfa wykrzywił ostatni grymas wściekłości, której dał upust niemal wywalając drzwi z zawiasów przy opuszczaniu kajuty. Co niekoniecznie najlepiej odczuł Olinus szarpnięty nagłym ruchem. Diadem zaś zdawał się nie reagować na jego prośby o uzdrawiającą moc dla jego osoby. Wrosły w jego skroń dość uporczywie nie miał zamiaru wysyłać energię do swojego nosiciela... może tak jak rzekła bogini działał tylko w tych... dość pasujących do jej gustów okolicznościach? Co więcej pozycja stojąca nanosiła na jego ranę ciężar połowy ciała, co samo w sobie było większym zmartwieniem, niż niedziałający diadem. Było to trochę jak... wieczna kolka. Gdyby kolka chciała przebić cie na wylot. Słowem... bez Sama daleko oby nie zaszedł, a i czołganie nie brzmiało jak najlepsza opcja.

Był w stanie jednak wspierać się dość godnie na ramieniu swego ucznia gdy idąc przez pokład minęli kilkanaście elfów, z których większość była zajęta własnymi dolegliwościami i beznadzieją sytuacji zaś reszta obserwowała go z niemym szacunkiem i czasami ulgą wypisaną na twarzy. Kapłan dość szybko zauważył również, że do ostatniej grupy prócz jego uczniów zalicza się niemal każdy młody elf na pokładzie. Nie było ich wielu i krzątali się jak mrówki... ale niemal każdy z nich zatrzymywał się na krótką chwilę jakby by upewnić się, że Olinus żyje. Niektórzy się nawet kłaniali. Po dojściu do znajdującej się na środku pokładu klapy pod którą znajdowały się schody pod pokład dwójka młodziaków niemal się poprzewracała byleby tylko otworzyć zejście jak najchyżej.
*** Pod pokładem nie było jednak już równie wesoło. Było tu ciasno, a i tak wąskie korytarze zagracone były rozwalonymi beczkami, zakrwawionymi szmatami oraz smrodem stęchlizny i pospolitych ziół między którymi upchani byli ranni. A przynajmniej ci nie mogący leżeć wystawieni na wiatr i deszcz. Całość przywodziła na myśl jeden wielki lazaret. Między wąskimi ścieżkami wolnej podłogi przebiegały czasami młode elfy i ci z rannych, którzy mogli jakoś pomóc. Gdzieś w tle płakały dzieci. Ktoś krzyczał o starawe. Istne pandemonium, chaosu, pragnień i braku zasobów. Twarze biegających elfów były przepełnione zmęczeniem zmieszanym z determinacją... a raczej twarze elfek bo te wiodły tutaj prym. Młode, wygadane, często krzyczące głośniej od rannych by zaczekali na swoją kolej, że gdzieś tam komuś kość przebiła skórę, że nie mają miodu i nie, nie wezwą przełożonych bo ich nie mają. W ścianach korytarzy poumieszczane zaś były często zatarasowane drzwi, na których wyryte często były krzywe elfie litery. I tak przebijając się przez ową wylęgarnie bólu i depresji minęli takież intrygujące teksty jak "Nie wchodzić, bo rodzi", "Tu nie ma gorgu", "Dajcie nam 5 minut" oraz mniej oryginalne jak "Sypialnia dziewcząt", "Kapliczka" i "Nie otwierać".

Na końcu zatrzymali się przy kajucie znajdującej się gdzieś z przodu okrętu. Po przejściu całej długości tej niewielkiej jednostki morskiej kapłan czuł jakby go miało zwinąć z bólu. I to nie tego rodzaju, który mógł odczuwać na widok pięcioletniego elfiątka kwilącego z bólu na jednym z posłań. Jednak i na skupienie się na własnej ranie nie miał czasu bo gdy Sam wyciągał rękę by pchnąć drzwi... zza ich desek rozległ się głośny pisk i krzyk. Kultysta jakby wiedziony instynktem tym razem faktycznie wywalił drzwi z zawiasów wparowując do pomieszczenia i sprawiając, że stary kapłan poczuł znajomy, metaliczny posmak w ustach. Zaś gdy ból spowodowany kolejnym szarpnięciem ustąpił jego oczom ukazał się dość... nietypowa scena.

Oto dwójka elfich panienek szamotała się na łożu podczas gdy trzecia szlochając próbowała wybiec z kajuty... tylko po to by wpaść na Sama i ze szczerym zdziwieniem w twarzy zatoczyć się to tyłu wyrzynając tyłkiem w deski podłogi. Po dokładniejszym zbadaniu sprawy Olinus dostrzegł, że dziewczyna trzyma się obiema rękami za lewe ucho, twarz wykrzywia jej grymas przerażenia, zaś jedna z szamoczących się kobiet ma zdecydowanie wypukły brzuch i usilnie próbuje wyrwać się drugiej, która w miarę możliwości próbuje przyszpilić jej kończyny do łoża. Widać "opiece" kobiety wszystko zaczynało się sypać.

- Eliev? Uspokoiłaś się? To chodź i mi kurwa pomóż!

Ryknęła po chwili elfka próbująca przyszpilić ciężarną kobietę to pryczy. Jej długie, blond włosy zwisały jej na twarz i ogółem ciężko było stwierdzić na jej temat cokolwiek innego ponad to, że była ewidentnie zdenerwowana... może na poziomie Sama sprzed kilku minut. Druga elfka, która obecnie leżała na środku niewielkiego pokoiku przez chwilę poruszała ustami jakby nie mogąc wyrzucić z ust ani jednego słowa na widok kultysty i wiszącego na nim kapłana. Jej twarz powoli robiła się równie czerwona jak jej rdzawe włosy. Po chwili jednak wydusiła.

- Meri... On tutaj przyszedł.

Jasnowłosa wstrząsnęła głową by zobaczyć o czym to gada jej przyjaciółka... i na widok dwójki mężczyzn zdębiała w podobnym stopniu. Przez chwilę chciała coś wybąkać...

- Och... Mistrz... ale... my nie jesteśmy...

Jednak z tego skorzystała ciężarna elfka, która absolutnie znikąd wyprowadziła prawego sierpowego w twarz jasnowłosej. Siłą uderzenia posłała dziewczynę prosto na swoją koleżankę... i ta oto powstała obecna sytuacja. Ciężarna elfka wstawała z łóżka wydając okrzyki jak ranny łoś, jej dwie domniemane opiekunki szamotały się na ziemi, próbując wstać w ciasnej przestrzeni kajuty... zaś Sam stał w drzwiach absolutnie zamurowany pokazem kobiecej histerii jaki rozegrał się na ich oczach.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

14
Informacje o raporcie okazały się zupełnie nieistotne. Przynajmniej w tej chwili zupełnie nie zaprzątał sobie nimi głowy. Przemknęły jak dźwięk, który wydobywał się gdzieś z oddali. Byli przecież na środku morza, walczący z nieprzychylnymi odmętami wody, głodem, chorobami i paskudną raną w jego boku, a ponad pędząc ku spotkaniu z okrętem zdrajców. Tych, którzy zamierzali sprzedać ich dusze w ręce sługi Sulona, w długouchej skórze. Zakon nie mógł tutaj nic mieszać. Przecież nie były to jego sprawy.W Keronie miał własne nierozwiązane sprawy. Tak jak kapłan musiał teraz poskładać Elophis i jej załoge w jedną całość.

Tłoczna przestrzeń pod pokładem, gdzie kumulowali się ranni i niezdolni do pracy wraz z konowałami z powołania, a niekoniecznie z doświadczenia i wiedzy. Było mu ciężko się tutaj poruszać, opierając się większością swojego ciężaru na uczniu. Nie wyglądał dostojnie, choć z pewnością był wśród wielu znakiem gasnącej nadziei, ale nadal tlącą się. Miał zaiście rozniecić tutaj pożogę ostatkiem sił. Magia przecież, którą próbował wykrzesać z diademu, zupełnie nie zamierzała ugiąć się pod jego wolą. Tak samo jak jego magia, która rozniecała ogień, ale nie była zdolna do leczenia ran. Miał jednak wiarę. Filar, który podtrzymywał jeszcze strop nad jego głową. Potrzebował jeszcze kilku kolumn tak potężnych jak Sam, aby wznieść świątynie, która nie ulegnie sile wątpliwości i zwątpienia.

Początkowo scena, która miała miejsce przed oczami Olinusa, wydawała się dla niego mało zrozumiała. Przede wszystkim dlatego, że każda informacja docierała do jego zmęczonego umysłu w zwolnionym tempie, a co dopiero jeszcze przeanalizować te wszystkie bodźce napływające ze wszystkich zmysłów. I ból. Ten przyjemny. Kształtujący jego determinację. Właściwie to on przyprowadził go tutaj. Ból uszlachetniony przez głos jego ukochanej córk.

Znalazł się w końcu w kajucie wraz z przerażoną ciężarną kobietą, która próbowała popełnić samobójstwo. Wybrańcy nas zdradzili. Powiedziała kobieta, gdy próbowała powiesić się na sznurze zrobionego z prześcieradła. Oczyma wyobraźni, a może to już przez omamy, widział tą niewinną matkę z nabrzmiałym brzuchem, stojącą na palcach, aby zaraz zawisnąć na tej szmacie. Za nią jednak stał Sulon. Bóg wiatru. Odziany w luźne szaty, które bujały się w rytm fal. Na głowie miał turban ozdobiony rubinem. Twarzy jednak nie miał takiej, jak wyobrażano sobie jeszcze za czasów świetności Fenistei. Była martwa, blada i rozkładająca się. Ciemne włosy były przerzedzone i ledwo trzymające się czaszki. Jakby zaraz miał całkowicie wyłysieć. Najstraszniejsze jednak były puste oczodoły, z których wychodziła biała beznoga larwa muchówki. Jego kościana dłoń obleczona wyschłą skórą, jak pergamin, miała zamiar pchnąć kobietę do czynu okropnego.

- Przecz z łapami od moich braci i sióstr – krzyknął przeraźliwie, nie zważając na przeszywający ból, a jego głos zagrzmiał jak dawniej podczas wieców, pełen dawnej potęgi i chwały – Jak śmiesz mącić im w głowach Sulonie! Odwróciłeś się od nas. Wpierw spróbuj zawiązać pętle na mojej szyi. – teraz on prowadził kultystę w stronę ciężarnej kobiety, a przemawiała przez niego siła, której przed chwilą mu brakowało – dziecko jestem tutaj, ukoję twój ból, rozwieję wszelkie wątpliwości, odpowiem na twoje pytania, uspokoję krew płynącą w żyłach, obiecuję, że zabiorę was na bezpieczny ląd i dopiero wtedy ośmielę się umrzeć. Potrzebujemy Cię. Jesteś nasza nadzieją. – w jego oczach pojawiły się prawdziwe łzy, ale nie smutku lecz miłości i szczęścia. Był pełen radości widząc przed sobą kobietę. Siły z niego opadły i znów stał się workiem kości, wnętrzności i płynów, który nosił na swoich barkach Sam.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Elophis”

15
Ciężko opisać reakcje wszystkich zebranych na deklaracje starego kapłana. Może po części dlatego, że dwie walające się po podłodze elfki raczej nie były w stanie wyrazić nic swymi wtulonymi w podłogę i ścianę twarzami. Nagły wybuch elfa zdał się jednak je sparaliżować. Wszak brzmiał on jakby Olinus rzucał wyzwanie bogu... bogu, którego choć nikt nie widział, to przecie ostatnie wydarzenia dawały jasny sygnał, że ich obserwuje... może nawet tu jest? Jakkolwiek by nie było dzięki nieznacznemu uspokojeniu się dziewcząt przejście niemal po nich okazało się dość łatwe i tylko jakby zahipnotyzowany słowami elfa Sam kopnął niechcący jasnowłosą co ta spointowała jeno krótkim przekleństwem, a następnie zakryła usta jak gdyby przerażona tym co rzekła. Cała trójka widzów obserwowała nagły wybuch ich mistrza jak w transie. Czy był to atak szaleństwa? Możliwe. Ale na okręcie przepełnionym największymi okropieństwami gromki głos jednego z Trójcy, która właśnie swymi głosami powiodła tysiące był niczym jasna pochodnia. Co z tego, że skierowana w stronę urojonej zjawy... rozświetlała mrok i to było ważne. Kapłan w ich oczach krzyczał na kobietę... przez kobietę... dalej. Na patrzącego z góry mściwego boga. Pchnięci do granic obłędu miast szaleństwa... dostrzegali sens, miast paranoi... zrozumienie, miast rannego z atakiem delirium... Olinusa - kapłana ich nowej Pani.

Ciężarna kobiety na widok elfa chciała i na niego podnieść rękę... jednak ta zamarzła. Czy zszokowała ją zmizerowana twarz elfa? Czy nagła cisza i doniosła atmosfera przerwała jej atak furii? Czy też nagły wybuch urojeń i fanatyzmu przerastający jej własny najzwyczajniej w świecie zmusił ją to ponownego przyjęcia roli osoby poczytalnej? Olinus mógł jeno przypuszczać, że ich dawny Pan wiedział która z nici przeznaczenia miała tu decydujący głos. Kobieta nie zareagować nawet na popchnięcie. Po prostu zatoczyła się i klapnęła na łoże wpatrzona w kapłana jak w dziki, straszny... acz piękny obraz. Zaś na słowa "Jesteś naszą nadzieją" elfka jęła łzawić, potem szlochać, a na końcu ryczeć. Cały gniew i panika jęły z niej upływać. Pozostały jeno łzy. Tylko szczęścia czy ulgi?

Dwie dziewczyny podniosły się w końcu z podłogi. Jedna dalej trzymała się za ucho, druga rozdarła długą suknie, ale obie miast na swe problemy patrzyły na Olinusa i ciężarną kobietę ze wyrazem strachu, zdziwienia... i podziwu. Jasnowłosa Meri po ostrożnym podejściu do łkającej kobiety i zarzuceniu jej na ramiona zakrwawionego prześcieradła zaczęła nawet dziękować jąkając się jednak równie nerwowo co poprzednio... jeśli nie bardziej gdy zauważyła wycieczenie na twarzy kapłana. Zmieszany, wystraszony i zagubiony wyraz jej twarzy naprawdę mącił w głowie Olinusowi, bo elfka zdawał się już chyba nawet nie wiedzieć jakie emocje i słowa chce przekazać.

- Mistrz nie... mu-u-siał... jeś...ś... jeśli co... coś się przez nas s-s-stanie Mistrzo...


Sam przerwał na szczęście ten bolesny pochód między zmianami tonu, nastawienia i latanie oczyma po całej kajucie tylko po to by potem zerknąć kapłanowi w prosto w oczy słowami:

- Czy jest gdzieś wolna kajuta? Nauczyciel potrzebuje chwili spoczynku. - po czym nim zmieszana elfka zdołała zebrać myśli zwrócił się do Olinusa - Mistrzu... może powinniśmy zaczekać z resztą? Nic nie wskórasz jeśli stracisz przytomność w drodze do kolejnych zagubionych owiec.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Heliar”