[Szklane Morze] Głębiny

1
Sol nie wiedział jak długo spadał po wylądowaniu w wirze. Pamiętał tylko narastającą ciemność, wilgoć i słoną woń oceanu. Czas jakby przestawał mieć znaczenie im głębiej zapadał się w wodne odmęty. Dopiero po dłuższej chwili w ciemnościach zorientował się, że wir zmienił się w coś na postać stożkowejj i rozpychającej wodę kapsuły niosącej go coraz dalej od oświetlanego co chwilę błyskawicami nieba. Nie widziałby zapewne niedługo niczego gdyby otaczający go wodny wir nie zaczął emanować lekkim błękitnym światłem. Wytłumione dźwięki cichły coraz bardziej i bardziej zostawiając elfa w stanie zaskakującego spokoju. Nie było grzmotów, nie było strachu i nie było widocznego zagrożenia. Tylko w miarę swego zstępowania do podwodnego świata czuł narastający ciężar emanujący od otaczających go nieprzebranych ilości wody... i ciężar drobnej ciemnej istoty wczepionej w jego plecy wszystkimi swymi czterema łapami. Przez dłuższą chwilę dyszała jeno cicho jakby próbowała dojść do siebie po bardzo długim biegu lub próbował uspokoić zszargane nerwy.

- I znowu w tym ciemnym wygwizdowie... ale szczerze powiedziawszy jestem zadowolony z tego obrotu spraw Solu. Widzisz... kiedy staruszek odprawił mnie z kwitkiem i kazał cie sprowadzić byłem z początku naprawdę wściekły, że muszę się pchać przez to bezbarwne gówno jeszcze co najmniej trzy razy. Na szczęście dzięki temu... nie to na potem. Najpierw...

Tu Majak oderwał się od pleców Czerwia i z gracją wylądował na "podłodze" kapsuły która mogła być równie dobrze idealnie zbitą wodną powierzchnię lub czymś w rodzaju bariery ochronnej. Sam Sol nie mógł jej nawet dotknąć gdyż ta przesuwała się w miarę jego powolnego opadania na morskie głębiny. Widać wir nie traktował kocura jako pasażera... przynajmniej nie w tym samym sensie co elfa. W momencie gdy kocie łapki dotknęły podłoża światło zadrgało tworząc taniec drobnych świateł w okolicy kota. Drgające i mknące po futrze iskry podkreśliły pięknie złośliwy uśmiech jakim czarna kupa futra obdarzyła Sola.

- ... najpierw chyba masz mi coś do powiedzenia?

Uśmiech wykrzywił się w grymas gniewu mogący być równie dobrze skierowany do elfa co do błękitnej iskry, która przemknęła zbyt blisko pyszczka zwierzęcia. Drobna postać nie przestawała gapić się na elfa. Coś wyraźnie wymagało wedle niej wyjaśnień a zbycie domagań czarta w obecnej sytuacji mogło być... problematyczne.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Głębiny

2
Sol to, Sol tamto, Sol, jesteśmy zgubieni i to twoja wina, przeklinamy ciebie i twoje dzieci naszym ostatnim oddechem. Sam Mancinella z kolei szczerze przeklinał zaś ten moment, w którym ujawnił się pod swoim prawdziwym mianem. Teraz nie szło opędzić się od natrętów, zwracających się do niego w familiarny sposób, w tej liczbie demonów, walących do niego pod pierwotnym mianem, choć jako żywo, z żadnym nigdy nie pił bruderszaftu, zwłaszcza z tą kocią kreaturą, o tu. Gdyby posiadł znaną niektórym magom jego specjalizacji umiejętność eksterioryzacji, ani chybi skorzystałby z niej teraz, tylko po to, żeby wyjść z siebie (także literalnie) i ze złości kopnąć się w tyłek.

Od nadmiaru otaczającej ich głębiny, robiło mu się duszno i niedobrze. Czuł lekki ból głowy uciskający mu skronie i charakterystyczne swędzenie błędnika. Mógł być to wpływ otaczającej go wody, żywiołu szczególnie sprzyjającego jego magicznej potencji. Mogła być to kwestia zmiany zewnętrznego ciśnienia lub udzielił mu się nastrój poczwary. Nie roztrząsał tego. Przymknął tylko na moment powieki i usiadł, a właściwie zawisnął pośrodku bąbla, ze skrzyżowanymi nogami. Schodząc w głębinę w tej pozycji, prezentował się spokojnie i ascetycznie niby everamski fakir, a czuł zarazem podobnie i odwrotnie, bo siedział jak na szpilkach.

Niepokój dodatkowo wzmagały niedopowiedzenia demona, skąpiącego mu wyjaśnień, co budziło jego oczywisty dyskomfort jako posiadacza osobowości nałogowej, nie uznającego żadnego „pół” ani „potem”.

Wolałbym teraz, jeśli łaska — stwierdził, otwierając jedno oko. — Choćby dla zabicia czasu. — Z opowieści małego demona mógł wywnioskować, że dotychczasowe nurkowanie okropnie mu się dłużyło. A to pozwalało wyciągnąć nieodmiennie interesujący wniosek, że dla istot jego pokroju, czas subiektywny płynął podobnie, co dla śmiertelnych. Nic dziwnego, że bywały wkurwione, gdy ktoś nieopatrznie wypuszczał je na wolność po latach niewoli lub więzienia.

Uwadze Czerwia nie umknął fakt, że kocisko mogło dotknąć się ścianek bąbla, co oznaczało, że zaklęcie oddzielające go od wody było skoncentrowane na jego osobie. Nie wzbudziło to jego ciepłych uczuć, raczej poczucie empatii wobec barana wleczonego na postronku do rzeźni. Właściwie to nawet zamierzał się nad tym zastanowić, ale bydlę czegoś od niego chciało.

Nie miał mu nic do powiedzenia. Nie miał też dobrej pozycji negocjacyjnej, dlatego ostatecznie pozwolił sobie na wymianę po niekorzystnym kursie. Złoto milczenia w zamian za srebro swojej mowy. Odpowiedział mu natychmiast i bez zająknięcia, choć ledwie domyślał się o co mu chodziło. Miał wprawę. Nabrał jej przy kobietach.

Owszem. Nie ufałem ci. Sądziłem, pomyśleć tylko, że jak zwykle będziesz kręcił i robił szmatę z języka. Przyznaję, wstyd i wyrzuty sumienia żrą mnie teraz od środka i nie dadzą zasnąć najbliższej nocy. Przyjmij moje najszczersze przeprosiny, ostatni sprawiedliwy pośród moich przyjaciół.

Starał się nie ziewnąć na zakończenie, przez co oczy zaszkliły mu się od wysiłku wstrzymywania. Dobrze, przyda to dodatkowego dramatyzmu jego szczeremu wzruszeniu.

Re: [Szklane Morze] Głębiny

3
Majak ziewnął słysząc przemyślaną odpowiedź elfa, następnie zmarszczył pyszczek i jakby namyślając się drapał monotonnie delikatnie ochronne pole oddzielające czerwia od gigantycznej wodnej masy. Delikatne wibracje powodowane jego uderzeniami poczynały obijać się od czubka bariery, wracać i zderzając się ze sobą tworzyły dziwną, mistyczną i w jakiś sposób hipnotyzującą strukturę cienkich nici wkoło powierzchni magicznych ścian. Kocur na końcu parsknął i odparł głosem przymilnym i radosnym... niepokojąco podobnym do tonu wydobywającego się moment temu z gardła Sola.

— W sumie na końcu dostałem to co mi obiecano... z twoją zgodą czy bez... "nauczyłeś" się mi ufać... czegoż mogę chcieć więcej? Pozostało chyba tylko jedno.


Tu łapa kocura dosłownie przeniknęła przez barierę, zaś wkoło niej niczym ze skażonej rany rozpłynęła się ciemno-fioletowa masa zmieniająca ją w ciemną i pozbawioną światła sferę. Przestrzeń idealnego mroku gdzie jedynym światłem jakie dostrzegał elf były dwa żółtawe ślepia patrzące w jego twarz widoczną ekscytacją.

— Jak wasza szlachetna osoba sobie życzyła... skrótem przez pół-wymiar. Nazwa bywa myląca, ale polecam wrócić w całości.

Następnym co poczuł elf był smród tysiąca gnijących ciał wlewający się do jego nozdrzy i przyprawiającym go o łzy. Oczy Majaka rozmyły się w dwie żółtawe plamy i zlały się z ciemnością z cichym sykiem. Oczy jęły piec Sola jakby wlewała się do nich morska woda. Następnie w swoim mniemaniu przez dobre kilka minut czuł smród, ból oczu i kilka drobniejszych nieprzyjemności sięgających od wyrywających mu się z głowy pojedynczych włosów, do podskakującego czubka lewego buta. Kiedy zaś przyzwyczaił się do tych niedogodności do jego uszu dotarło coś na kształt pstryknięcia po którym to mógł przysiąc, iż coś... lub ktoś cisnął nim jednocześnie we wszystkich kierunkach... i że jego ciało właśnie tak podróżowało. Każda kończyna, każdy organ zdawał mu się przez moment odległy w nieprzebranej czerni o metry jeśli i nie mile. Miał nawet wrażenie, że umarł gdy jego oczy mogły przysiądź, że patrzyły na siebie wzajemnie. Potem jednak ta sama rozrywająca siłą zdała się go cisnąć w jakiś punkt. Przez czas, przestrzeń i plany materialne. Jego ciało złączone, albo raczej "zderzone" na nowo zwinęło się w dziwnej drgawce gdy nerwy połączyły się na nowo przeszywając jego ciało nagłymi impulsami chłodu.
*** Wzrok zdawał mu się szwankować mimo to... a przynajmniej tak myślał przez dłuższą chwilę wpatrzony w rozpościerający się przed nim widok. Przed opartym o gładka kamienną ścianę Czerwiem rozpościerał się widok na niemal całkowicie ciemne, podłużne i ponure kamienne pomieszczenie wypełnione wodą aż do pasa elfa. Światło docierało tutaj jeno dzięki dziwnym błękitnym naroślą na ścianach emitującym jeno mdłą namiastkę prawdziwego blasku. Blasku, który można było dostrzec u kresu pomieszczenia wlewającego się przez zakratowany owalny otwór w ścianie. Ciężko było określić jego dokładną odległość a momentalne pofałdowania ścian pomieszczenia, czy raczej tunelu zdecydowanie nie pomagały. Pewnym było jeno, że jest to jedyna widoczna droga na zewnątrz... a brak Majaka u boku elfa zdawał się wykluczać skok wstecz. Brodzenie w wodzie mogło więc zająć sporo czasu i być niezwykle monotonne... gdyby nie towarzystwo.

Pod ścianami elf mógł dostrzec tu i ówdzie wsparte lub skulone humanoidalne kształty. Jedne wpierały się na ścianach, inne leżały na wodzie. Jeszcze inne chyba się w niej utopiły bo nad powierzchnie cieczy wyglądały jeno ich pojedyncze kończyny... albo to same kończyny tak sobie radośnie pływały. Wszystkie te jednak kształty kuliły się przy ścianach cicho jęcząc, nucąc, łkając lub śmiejąc się złamanymi i jakby pozbawionymi jakiejkolwiek siły woli głosami. Środek tunelu pozostawał jednak niezatłoczony i przejrzysty. Jakby nieskażony obecnością tych skulonych osób. Jedynym mankamentem był zapach co elf wyłapał po dłuższej chwili... zwłaszcza, że w płucach ciągle pełno miał dawki zgnilizny jaką zaaplikował mu Majak. Zapach ten był jakby połączeniem potu, zgnilizny i starego... naprawdę starego alkoholu zmieszanego ze szczynami. Słowem: tawerna spotkała się z kanałem kochali bardzo mocno i Ostatnia Nadzieja elfów utknęła w ich niechcianym bękarcie.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Głębiny

4
Przyglądał się poczynaniom poczwary, jak dzieciak przygotowujący się do zażycia swojej pierwszej działki — jednocześnie zaniepokojony i zafascynowany. Dostatecznie mocno, by z powodu rozkojarzenia nie zdążyć być złośliwym na pożegnanie.

Zamiast powietrza, kolejnym wdechem zaczerpnął rozkładu. Smród gnijących ciał wywołał u niego krótkotrwałe rozrzewnienie. Kojarzył się z młodością. Co do całej reszty towarzyszących objawów — zniósł je jakoś. Był przyzwyczajony do czucia się jak dziesięć kilo gówna, w dziewięciokilowej torbie. Bał się tylko o oczy. Naprawdę nie chciał skończyć z zezem, kiedy dostanie je z powrotem.

To co zobaczył u kresu swojej podróży lub sposób w jaki to zobaczył, wyłącznie umacniło jego niedawne obawy. Gładka faktura zimnego kamienia, opór wody i spowalniający ciężar przemoczonego od pasa w dół ubrania mówiły mu, że ponownie znalazł się w kręgu śmiertelnych. Dał zmysłom posłuch, lecz zaledwie połowę swojej wiary. Równie dobrze co tunelem, mogła być to metafora tunelu, rejestrowana przez jego zaadaptowane oczy. Nie sposób było oprzeć się podobnemu wrażeniu, w tym równie osobliwym co niezwykłym miejscu, zgoła niepodobnym do większości, które dane mu było oglądać.

Oczy elfa widziały wiele. Wiele były także w stanie dostrzec. Detale w postaci zastygłych w postaci agonalnej ciał cieszyły się szczególnymi względami jego uwagi i percepcji.

Brodził ostrożnie środkiem tunelu, ledwie odrywając stopy od dna, z uniesionymi rękami, by nie mącić wody niepotrzebnym ruchem. Oddychał spokojnie, choć niechętnie, by w miarę możliwości oszczędzić sobie wrażeń obcowania z powietrzem, które nie mogło się zdecydować, czy przywiało je z portowej speluny, czy rynsztoka. Kilka razy zatrzymywał się zupełnie, by nasłuchiwać. I cały czas rozglądał, czujny niczym zaalarmowany świstak, wystrzegając się nie tylko ścian pomieszczenia, ale choćby gwałtowniejszego ruchu szyją.

Jakoś nie udzielał mu się panujący tu dotychczas spokój. Ale nie zdążył jeszcze sprawić, by zatęsknił do jego przeciwieństwa, które zostawił za sobą na pokładzie „Speranzy”. Miał tutaj coś do zrobienia i zamierzał to, cholera, zrobić, czymkolwiek by to nie było. Na przekór zwyczajowym zaleceniom na temat zachowywania się w ciemnych tunelach ze światłem na końcu.

Re: [Szklane Morze] Głębiny

5
Marsz elfa przez środek tunelu zdawał się z początku być pozbawiony jakichkolwiek niedogodności. Oczywiście poza wodą i smrodem. W miarę swej wędrówki mijał kolejne postaci i mimochodem dostrzegał więcej szczegółów. Owszem wszystkie były w ogólnym rozrachunku humanoidalne ale rzec tak można było o większości ras kontynentu... i te właśnie rasy się tu znajdowały. Wychodzony człek z rogiem w kształcie muszli zdający się być niemal szkieletem wodzący błędnym wzrokiem za sylwetką Czerwia. Elf z ową dziwną, świecącą naroślą na oczach uderzający miarowo głową w mur z cichym jękiem. Gdzieś tam znad powierzchni wody wystawała napuchnięta krasnoludzka głowa zdająca notorycznie się dławić z powodu przyssanej doń ośmiornicy. I wiele... wiele innych postaci. Wszystkie łączyła blada i chyba pożółkła cera, dziwne narośl na ciele i ogólne poczucie... rozkładu. Byty te nie były do końca martwe... ale i żywymi elf by ich nie nazwał. Niektóre klęły, szlochały... nawet śpiewały. Czemu więc w tunelu nie panowała kakofonia dźwięków? Otóż każda z tych licznych postaci poruszała się... ale jakby dziesięciokrotnie wolniej niż byłoby to naturalne. Każdy ich ruch i każdy dźwięk był odległy i tylko znajdując się na ich wysokości zdawało się Solowi, że czas ich przyśpieszał nagle na krótką jeno chwilę do jego własnego by potem ponownie spętać je w ociężałość i niebyt.

Niektóre postacie widząc elfa zdały jednak wyrywać się z tego odrętwienia. Dalej powoli i niezgrabnie, ale jednak w realnym tempie odrywały się od ściany i po chwili wahania ruszały w jego ślady. Powoli ale stanowczo kilkanaście metrów za elfem zbierał się cichy i posępny tłum podążający za nim krok w krok. Nie zbliżający się... ale i nie dający mu uciec. Była to jednak kropla wobec przytłaczającej większości pozostałych, które na widok pochodu Czerwia albo nie reagowały wcale albo z czasem poczęły rzucać w ich stronę ciche i milknące często w połowie przytyki.

- Głupcy.... głuuuu/

- Nie warto zost/

- Nie wie/

Nim jednak Sol był w stanie wyciągnąć z któregokolwiek z nich dokładniejszego przesłania od ściany oderwała się istota wyglądająca na tyle normalnie na ile było to tu możliwe. Następnie miast powoli obrzucić go pół-przekleństwem, jęczeć lub niemrawo dołączyć do pochodu jęła brodzić w stronę elfa krzycząc z ekscytacją.

- Mancinella!? To ty? Co się stało? Syreny też cie dopadły?

Twarz delikwenta zdecydowanie nie była mu znana... ale była zdecydowanie elfia. Minus spory kawał koralowej rafy wyrastającej spod lewego oka, którego to rozradowany z widoku Czerwia osobnik zdawał się nie dostrzegać. Krzykacz ubrany by w same portki, był znacząco wychudzony a na jego dłoniach i barkach widniały znajome spore, głębokie i niezagojone jeszcze do końca cięcia jakimi do obdarowana została połowa ocalałych elfów z deszczu szkła. Mimo jednak zarówno starych ran, dziwnego miejsca przebywania i anormalnej narośli na twarzy elf zdawał się być zdumiewająco pozytywny i jego ekscytacja rosła z każdym kolejnym krokiem w stronę Czerwia.

- Nie... chwila... syren już nie ma. Czyli statek zatonął? Co z innymi? Też tu trafili?

Tłum podążający za Solem zatrzymał się z grobowym milczeniem tworzył niewielką, żywą barykadę rzut kamieniem za jego plecami. Zaś elf z naroślą zbliżał się coraz bardziej rozchlapując wodę na boki.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Głębiny

6
Niewiele czasu brodzenia w wodzie i smrodzie wystarczyło, by tunel przestał przerażać, a zaczął wkurwiać. Czerw szedł i patrzył, samemu także będąc obserwowanym. Zanim się obejrzał, przypadła mu w udziale rola awangardy osobliwego korowodu złożonego z wynędzniałych humanoidów z domieszką owoców morza. Nie wiedział czym są. W niektórych przypadkach mógł domyślać się kim były. Wolał nie sprawdzać, co zrobią, gdy uda im się go dogonić.

Nie mam drobnych — odwarknął im przez ramię, przyspieszając kroku, dopóki ktoś nie zawołał go po nazwisku. Odwrócił się zaskoczony, przyglądając się zmierzającemu w jego stronę elfowi. Nie kojarzył go, jak większości swojej załogi, ale zamierzał to wkrótce nadrobić.

Nie dopadły. Sam się tu pofatygowałem. — Z małą pomocą pewnego niedopieszczonego diabła udającego sierściucha. A teraz siedział w tym głębiej niż chciał, teraz także dosłownie. — Nie zatonął, ale to kwestia czasu, jeżeli czegoś nie wymyślę. Długo tu jesteś? Co to dokładnie za miejsce? Masz coś pod okiem.

Pochlebiał mu entuzjazm rodaka, zwłaszcza, że nie był on reakcją, którą zwykł wzbudzać w innych na co dzień. Niemniej jednak, bardziej praktyczna cząstka jego osobowości nakazała mu podnieść pod wodą prawe kolano i wymacać wolną ręką nóż w cholewie, podczas gdy druga odwracała uwagę zbliżającego się elfa, wskazując koral. Zbytek ostrożności? Zapewne. Zwłaszcza kiedy reszta towarzystwa grzecznie zatrzymała swój pochód, ograniczając się do sporadycznego jęczenia w oczekiwaniu na jego dalsze działania. Coś mu to przypominało.

Re: [Szklane Morze] Głębiny

7
Sol mógł przysiąc, że na jego oświadczenie o braku drobnych jedna z podążających za nim postaci odwróciła się na pięcie, rozchlapując wszędzie wodę i odeszła w niebyt z niknącą w przestrzeni wiązanką przekleństw na dzisiejszą młodzież. Natomiast rozradowany elfi nieznajomy przyjął wieści zdecydowanie lepiej. Zatrzymał się może tylko kilka metrów od Czerwia i jakby trawił jego odpowiedź, dopiero po dłuższej chwili dając własną przepełnioną odpowiednio przesadną gestykulacją, głośnymi podsumowaniami i innymi mniej lub bardziej irytującymi mimicznymi zagraniami.

— Długo... nie jestem pewien. Syreny pojawiły się jakiś... trzy dni emu? Czy może minął już tydzień? — elf jakby mechanicznie podniósł dłoń by podrapać się po wystający z jego twarzy kawałku oceanu — Ich piękny śpiew mnie oczarował i niechybnie zaciągnęłyby mnie i innych do swojego leża na ucztę... ale pojawili się słudzy Mistrza i je schwytali. Zaś tym konającym z braku powietrza darowali Pieczęć i zabrali nas z dala od całego zamieszania. Potem spotkaliśmy wielką rybę z twarzą ludzką, która poprowadziła nas przez ławicę tęczowych ryb, minęliśmy takie dziwne ruiny wyglądające trochę jak Czarne Mury i prawie na końcu podróży zostaliśmy zjedzeni przez ostrygi...

Głos elfa powoli stawał się jednak w miarę opowiadania coraz bardziej monotonny i wyzbyty z uczuć. Opis jego przygody został zaś w końcu przerwany w jednym momencie i zastąpiony czymś co można było kwalifikować na odpowiedź na drugie pytanie elfa... gdyby nie fakt, że osoba która jej udzielała w niczym nie przypominała już energicznego szpiczastouchego.

— To jest... bezpieczne miejsce. Spokojne miejsce. Mistrz i mieszkańcy są mili, a wszelkie zło trzymane na powrozie. Każdy może znaleźć tu szczęście. Własne szczęście

Czerw mógł przysiąc, iż kawałek rafy na twarzy elfa się poruszył... albo odrobinę urosną przez czas tej wypowiedzi zaś jego rodak przez chwilę zdawał się kiwać powoli na boki niczym jeden z włóczących się za nim... ktośów. Po chwili jednak ta szara cisza została przerwana ponownie gdy twarz elfa wykrzywiła się ponownie w niemalże groteskowym uśmiechu zaś oczy rozjaśniła mu na nowo ekscytacja. Kolor jakby na nowo wypełniły osobę poranionego elfa gdy z powolnego bujania jego ruchy powróciły do tych aż nazbyt energicznych. Z tą właśnie werwą podszedł tym razem do elfa całkowicie i chwytając go za barki krzyknął mu niemal w twarz.

- Mancinella!? To ty? Co się stało? Syreny też cie dopadły?

Gdzieś na ich plecami jeden ze stojących pod ścianą osobników zaczął wydawać odgłosy jakby łamał sobie właśnie palce.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Głębiny

8
Gdyby był wielkim uczonym, mógłby rozważyć pierwszą z odpowiedzi pod kątem zagadnienia dylatacji czasu. Niestety, jako wychowany na halucynogenach odludek z bagien, tylko nadwyrężył sobie niewyżartą prochami ćwiarę mózgu, która mu pozostała, zastanawiając się nad czasem subiektywnym w kontekście tego, czy będzie miał do czego wracać po trzech dniach. Detale realizacji takiego powrotu zachował sobie na później, jak na niepoprawnego optymistę przystało.

Wysłuchał reszty relacji nieznajomego elfa, panując nad twarzą oraz pozostałymi częściami ciała. Jego historia, choć obfita w rewelacje, które nie śniły się nawet onejromantom, nie powiedziała mu jednak wszystkiego. Uzupełnił braki, obserwując zmieniające się zachowanie dotychczas niezdrowo podekscytowanego rozmówcy, które kazało mu zastanowić nad tym, co dokładnie znajdowało się tu na powrozie, i czy na pewno wyłącznie zło. Świadomość tego, że to ostatnie bywało trzymane w ryzach przez drugie, jeszcze większe, wcale nie przybliżała go do znalezienia osobistego szczęścia w tym pozornie bezpiecznym miejscu.

Patrzył, jak tamten z powrotem wraca do siebie, przypominając sobie wszystkie inne podobne powroty, które miał okazje widzieć podczas swojego długiego, pełnego pobudek bez pamięci życia.

Tak. Nie! — odpowiedział mu natychmiast, kładąc własne dłonie na jego barkach, by wymusić jego pełną uwagę. — Skup się. Jestem tu, żeby porozmawiać z Mistrzem. Daj mi swoją pieczęć.

Re: [Szklane Morze] Głębiny

9
Krzyk wyrwał umysł elfa z letargu. Przez chwilę zdawał się jakby niepewny czy naprawdę może mówić, jednak żądanie Sola zdało się wymusić na nim odpowiedź.

— Dać ci pieczęć? Moją? Moją własną? A gdzie jest twoja. Każdemu powinna wystarczyć jedna... chyba, że...

Nieznajomy spojrzał na Czerwia wzrokiem pełnym szoku i jakby strachu. Jak gdyby zachowanie Sola sprawiło, że cała wizja jego świata została strzaskana i zbezczeszczona na jego oczach przy śmiechu i okrzykach motłochu. Dolna warga zadrżała mu, a jego powieki zaczęły mrugać jakby miał się rozpłakać. Nerwową ręką sięgnął do kieszeni portek wyjmując z nich coś co wyglądało jak zwyczajny kamień pokryty bliżej nieokreśloną mazią błyskającą nieco w błękitnym, mdłym oświetleniu. Dłoń elfa zaciskała się nim przez chwilę spazmatycznie jakby nie będąc pewnym co zrobić... aż na końcu z jego ust wypłynął roztrzęsiony i nerwowy głos.

— Nie masz jej... zgubiłeś? Nie miałeś nigdy? Zresztą... to nieważne. Musimy to naprawić.

Na jego głos elf mógł przysiąc, że niektóre przylegające do ścian postacie odwróciły wzrok w jego stronę mimo wcześniejszego ignorowania jego osoby w znakomitej większości. Następnie poraniony szpiczastouchy młodzieniec podniósł dłoń w kierunku wystającej z jego twarzy rafy... i powędrował wyżej wbijając sobie trzy palce w powiekę. W efekcie tego zabiegu wyrwał sobie oko przed obliczem Ostatniej Nadziei równie spokojnie jakby ścierał z twarzy okruszyny chleba. Przez ułamek chwili stał tak z powoli spływającą mu po twarzy posoką, która kolorem przypominała ten pokrywający kamień. Była to krótka chwila grozy, ciszy i szoku. Po chwili jednak postacie pod ścianami poczęły cicho nucić dziwną, hipnotycznie wciągającą melodię, budzącą na myśl wodę kapiącą z przeciekającego sufitu... a może to woda zaczęła faktycznie przeciekać? Czerw mógł przysiąc, że coś wilgotnego spadło mu na głowę. Twarz jego rozmówcy wykrzywiła się w przymilnym uśmiechu... zaś z oczodołu wystrzeliła niespodziewanie chuda i długa macka chwytając Czerwia za gardło nim ten zdążył zareagować w mroku i dezorientującej kakofonii dzięków jaka rozbrzmiała w tunelu gdy stojący za nim tłum ją... płakać. Ryczeć, beczeć, mamrotać coś o braku ratunku i tym podobne dołujące rzeczy. I nie tylko oni mieli coś do powiedzenia.

— Nieczyści nie mają tu wstępu elfie.

Mruknął ponownie nieswoim głosem młodzieniec zamachując się powoli i jakby przesadnie dramatycznie kamieniem. Zupełnie jakby był absolutnie pewien, że Sol nie wyrwie się z uścisku, który ciągnął go powoli w górę zabierając mu dech w piersiach i ocierając mu skórę niemal do krwi. Może nie chodziło o to by zabić go szybko i bezboleśnie, a raczej o to by dać mu czas do zaakceptowania swego końca? Ciężko jednak było stwierdzić czy... cokolwiek zamieszkiwało czaszkę młodzika było bardzo potężne... czy bardzo aroganckie. Bo choć ucisk był mocny, to wystawiony na boski gniew elf zdecydowanie nie czuł od powoli miażdżącego mu szyję bytu magicznej energii równającej się chociażby z syrenim śpiewem. Mógł też dostrzec, że elf... czy też pasożyt patrzy ponad jego pochwyconą twarzą na stojący za nim tłum z pewnym... zdenerwowaniem. Jednak to wszystko na niewielu się mu zda jeżeli kamień sięgnie jego czerepu... chyba, że wcześniej to cholerstwo złamie mu kark.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Głębiny

10
Przyjął, bez najmniejszego zaskoczenia, skonfundowane i wystraszone spojrzenie rozmówcy. Dostawał ich ostatnio sporo. W międzyczasie jego własne spoczęło na zwyczajnym kamieniu pokrytym czymś, co zdawało mu się co najmniej dalekie od zwyczajności.

Nigdy nie przepadał za nadmiarem pytań w krótkim czasie, bo za bardzo kojarzyły mu się z posterunkami celnymi. W tej konkretnej sytuacji było zgoła inaczej, ponieważ czyniono mu subiekcje z powodu czegoś, czego nie miał, a mieć powinien.

Mancinella nie wiedział co zwykło naprawiać się przez wyciąganie żywego oka z pierdolonego oczodołu, jednak nawet jako osoba z natury ciekawa, wolał teraz pozostać przy znajomych horyzontach. Uczcił więc krótką chwilę w pełni zasłużoną grozą i szokiem, lecz przerywał jej ciszę klątwami i chlupotem sięgającej mu po pas wody, towarzyszącego mu podczas gwałtownego kroku wstecz. Zaklął ponownie, gdy coś skapnęło mu na głowę. Nie zdążył zrobić tego po raz trzeci, bo wystrzeliwująca z oczodołu macka odebrała mu akurat dech. Mała strata, bo w całym zasobie ordynarnego słownictwa, i tak nie znajdował niczego adekwatnego do zaistniałej sytuacji.

Imponowała mu pewność tamtego na temat siły uścisku oraz cały czas, który na niego poświęcał, zamiast od razu złamać mu kark. Z całą stanowczością zdobył się jednak na nietakt wyswobodzenia się z niego i odzyskania tchu, choćby tylko po to, by powiedzieć mu jak wielką hipokryzję objawia, ze wszystkich osób w tym miejscu to właśnie jego uznając za nieczystego. Abstrahując już litościwie od faktu, że otoczenie trudno było uznać za perfumerię.

Dla umocnienia swojej asertywności w obliczu naruszenia jego przestrzeni osobistej i fizycznego komfortu, posłużył się uprzednio przygotowanym nożem, wdzięczny swoim najgorszym przeczuciom za nieocenioną pomoc jaką oddawały mu przy poznawaniu nowych osób.

Re: [Szklane Morze] Głębiny

11
Czerw szarpał się przez chwilę z macką czując jak ta na skutek jego starań zdaje się jeno zacieśniać wkoło szyi. Czymkolwiek byłą istota ciało niekoniecznie poczciwego ćpuna zdecydowanie nie miało dość sił by wyrwać się z kompulsywnie spiętej kończyny istoty. Potem przyszła pora na nóż... nóż którego miał zamiar. Jak? Gdzie? Chciał nim pchnąć, ciąć... może rzucić w bestię? Wszystko pomieszało mu się chyba w głowie i ostatecznie zrobił to co jego domagające się tlenu ciału krzyczało od dłuższego czasu. Ciął mackę gdzieś w połowie odległości między nim a czerepem elfa z nadzieją na odzyskanie możności oddechu. Nie zawiódł się. Potwór z piskiem puścił gardło elfa upuszczając jego lekko odurzone ciało na oddalona od jego stóp o jakiś cal posadzkę z cichym pluśnięciem. Niedotlenienie okazywało się być szczęśliwie zadziwiająco podobne do odurzenia narkotykowego, więc Sol był w stanie utrzymać się na nogach... do czasu.

Zraniony byt jął widać miotać się w czaszce elfa gdyż ten zatoczył się do tyłu, wzdrygnął głową raz i drugi. W uszu poleciała mu jakaś żulowata breja, twarz wykrzywił groteskowy grymas... po czym padł na plecy zanurzając w tafli wody. Ta pochłonęła go momentalnie zostawiając po jego osobie jeno kilka samotnych bąbelków. Może koszula mu się rozdarła? Przez chwilę elf mógł dostrzec jeszcze jakieś wodne ruchy i drgania... po czym zapadła cisza. Ciało leżało widać z jakiegoś powodu przykute do dna bo młody elf nie zdawał się chcieć wypływać... nie żeby mógł po czymś takim. Tłum za plecami elfa wydał zdeformowany dźwięk jaki to publika wydaje w teatrze przy nagłym zwrocie akcji. Stojący przy ścianach "krytycy" pochodu wrócili do swoich wiecznych i nieprzerwanych zadań składających się z jęków, walenia w ścianę i ogólnego zmieniania tego miejsca w depresyjną dziurę. Wszystko zdało się wrócić do swojej "normalności".

Do momentu w którym kamień dzierżony przez nieszczęsnego młodego elfa wypłynął na powierzchnię wody i jakby ignorując prawa natury jął wesoło bujać się na drobnych falach połyskując swoją fioletowawą barwą.
Spoiler:
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Głębiny

12
Nie zawiódł się tnąc mackę w połowie, a przede wszystkim nie zawiodły go instynkty, które nakazały podjęcie działania stosownego do sytuacji. Nawet jeżeli na krótko przed utratą świadomości miał nawet taki zamiar, każdy jest mądry, dopóki kurewska macka z czyjegoś oczodołu nie ograniczy mu dostępu do tlenu. Wtedy zostają już tylko odruchy.

Ciało niekoniecznie poczciwego ćpuna łapczywie nadrabiało zaległości w oddychaniu, zmuszając go do dyszenia jak zdychający mamut przez następne kilkadziesiąt sekund, dopóki jego twarz nie przestała być sina, a przybrała zwyczajowy odcień niezdrowej bladości.

Słysząc pisk rannego potwora, przytłumiony biciem własnego rozszalałego po ataku serca, patrzył jak tamten krzywi się, ocieka i pada, by w końcu zniknąć pod wodą. Wtedy to też postanowił, że przynajmniej ten jeden raz w życiu nie dać ciekawości za wygraną i zostawi trupa w spokoju.

A także kamień, który wypłynął na powierzchnię chwilę po tym, gdy zniknął pod nią jego poprzedni właściciel. Jeżeli miał wybierać między utopieniem a uduszeniem, wolał nie wybierać wcale. W dalszą drogę, to jest w smród i wilgoć podwodnego korytarza ruszył zaopatrzony w wyciągnięty nóż i niepewność, co zastanie na końcu.

Byłoby miło, gdyby ostrygi, przepadał za nimi. Miałby je też czym otworzyć.

Re: [Szklane Morze] Głębiny

13
Zostawienie nieboszczyka w spokoju spotkało się z... ciszą. Wszak czy był tu ktoś zdrowy na umyśle mogący skomentować rozwagę i ostrożność elfa? Może i któryś z obłąkańców zaczął walić głową w ścianę nieco szybciej, ktoś zapłakał ciszej... ale czy to było z czymkolwiek związane? Pochód Czerwia trwał, więc w najlepsze i choć czas oraz przestrzeń zdawały się być tu nieźle wstawione, to mógł przysiąc, iż zbliżył się znacząco w stronę owego jedynego źródła jasnego światła. Choć było to zdecydowanie optymistyczne i motywujące nie każdy w jego "szarym marszu" zdawał się czuć bardziej pobudzony. Przeciwnie. Raz za razem Sol słyszał ciche "hlup" i zerkając przez ramię mógł czasami zauważyć padające w wodę postacie z zazwyczaj znużoną twarzą. Niektóre siadały powoli, inne waliły się jak kłody... pochód jął powoli się kurczyć jak gdyby droga, którą zaczęli pełni nadziei zaczęła ich przerastać. I szczerze... rozglądając się po tunelu nie sposób było pojąć dlaczego.

Woda zdawała się coraz czystsza, liczba opętańców przy ścianach kurczyła się w oczach i powietrze miast zapachu szamba i piwska począł wypełniać delikatny i kojący słodkawy aromat. Oczywiście pot i piwsko zostało, budząc z kolei skojarzenia z niedrogimi przybytkami publicznymi... ale ogólna jakość przestrzeni zdawała się podnosić. Woda z odrobinę zimnej stałą się przyjemnie cieplejsza, ktoś chyba zeskrobywał nadmiar tej niebieskiej narośli... po raz pierwszy elf miał szanse docenić kunszt mej konstrukcji. Kamienia były ociosane gładko, świetnie dopasowane i choć woda zdawała się wyżłobić w nich swoje naturalne strumienie przez bogowie raczą wiedzieć ile lat... całość zdawała się być wykonana z precyzją ponad wszelkie kamienne budowle jakie elf widział do tej pory... przy których wykonaniu nie użyto magii.

Tak właśnie pozbawiony nadmiaru towarzystwa i ogólnie z lepszymi perspektywami i atmosferą Sol jął czuć pewne kojące ciepło brodząc przez kanał. Dłuższy moment zajęło mu zauważenie, że nie jest to ciepło dobywające się z jego piersi. Po kolejnym stwierdził, że owo ciepło dobiega z okolicy jego lewej nogi. Na koniec zaś zakonotował, że "ciepło" nie chce go puścić nie może oderwać nogi od podłoża. Ciężko było określić to co czuł w tej chwili. Miał wrażenie, że "coś" go trzyma jednak nie było to ni duchowe, ni też całkowicie fizyczne. Było to coś pomiędzy. Coś niewiele bardziej materialnego od otaczającej go cieczy, wirujące wkoło jego kończyny i rozgrzewające ją coraz bardziej... i bardziej. Po chwili zaczął mieć uczucie, że nogawka zaczyna rozważać oderwanie się od reszty przyodziewku... albo i zabranie ze sobą reszty portek. Z kolei jego but zdawał się niepokojąco miast pewnego twardego podbicia dawać jego stopie sygnały jakby chodził boso po błocie. No i jego noga zaczynała się pocić... i to tak cholernie mocno jak nigdy w jego elfim żywocie.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Głębiny

14
Początkowo ani rzednący orszak, ani ustępujący smród nie wzbudziły jego niepokoju. Powitał je z pewną ulgą, jako miłą i zasłużoną odmianę. Nie rozpoznał w porę wołających do niego z oddali rozwagi i rozsądku, pozostawionych w tyle za sobą. Ani starej jak świat sztuczki z wabieniem ofiary i tej drugiej, ze stopniowym podgrzewaniem żaby w garnku.

Nawet jeśli nieświadomie, jakaś część jego gadziego mózgu zdawała sobie jednak sprawę z zagrożenia, co pozwoliło mu zareagować jak najszybciej na ile było to możliwe w poniewczasie. Pomagając sobie dłonią wolnej ręki, którą chwycił był się pod lewe kolano, zaparł się całym ciężarem swojego ciała na prawej nodze, z zamiarem wyciągnięcia jej z grząskiej, półstałej i rozgrzewającej się matni. Wyczuwalne pocenie się, podczas gdy pozostawał zanurzony praktycznie po pas w wodzie nie wydawało mu się dostatecznie zdrowym objawem, by znosić go ani moment dłużej.

Nigdy nie był szczególnie wybredny, zamierzał jednak, przynajmniej dla zasady ustalić, co takiego właśnie usiłuje pozbawić go spodni. Podejmując próby uwolnienia unieruchomionej nogi, przyglądał się toni, w której była zanurzona, skupiając się na wirowym ruchu, który dostrzegł wokół niej jako pierwszy.

Re: [Szklane Morze] Głębiny

15
Oderwanie nogi od podłoża było dość... dziwnym doświadczeniem dla elfa. Z początku czuł opór. Potem było lekkie uczucie jakby coś rozdzierał a następnie rozciągał. Co gorsza nie był już pewien czy jest to owo "coś", czy też właśnie zmienił swój but w rozgotowanego skórzanego smarka przylepionego do podłoża tunelu. Wiedział za to, że podeszwa jęła go parzyć od momentu oderwania nogi od dna i w miarę jak podnosił ją wyżej i wyżej wbrew oporowi coraz większa część jego nogi miast pocić się jęła szczypać, gryźć i ogółem czuć się jakby ktoś okładał ją jednym z tych fikuśnych batożysk z tamtej zbereźnej nowelki tępionej przez Zakon. Na koniec jednak udało mu się unieść nogę dość wysoko by ujrzeć sprawcę całego zamieszania... o ile sprawcą można było to nazwać.

Jego nogę pokrywała drgająca... maź. Bezkształtna, przylegająca do jego ciała, zdająca nie mieć się żadnych organów, kończyn. Po prostu maź. Jej zatęchłym kolor zgnilizny zdobiącym półprzeźroczystą masę zdawał się być przepełniony strzępkami tkaniny, skóry i drobnych pokruszonych obiektów. Galaretowata forma drgała delikatnie i jakby szukając więcej przestrzeni pełzła powoli w górę nogi elfa. Istotę tę można by zapewne obserwować i badać całymi latami... jednak Czerw nie miał tego komfortu. Po pierwsze przez półprzeźroczyste ciało istoty widział dość wyraźnie swoje kolano... nagie kolano, którego skóra szczypała i piekła doprowadzając do irytacji. Po drugie... wszelkie logiczne myślenie zostało chwilowo przerwane gdy ciałem Sola wstrząsnął impuls bólu. Czuł jakby ktoś wbijał mu jednocześnie igły we wszystkie paznokcie u lewej nogi i powoli wwiercał je głębiej i głębiej. Stojąc na jeno jednej kończynie elf zatoczył się i po kilku chwiejnych krokach w prawo wpadł na ścianę. Jego dłonie odruchowo sięgające w kierunku źródła bólu niekoniecznie pomogły w zamortyzowaniu bolesnego uderzenia w bok głowy o kamienne płyty. Stał więc teraz tak, niepewny czy chwycić się za bolącą głowę, której miejsce uderzenia jęło robić się niepokojąco ciepłe i lepkie od znajomej cieczy... czy zająć się pasożytem który natarczywie próbował zeżreć mu przyodziewek, paznokcie... i prawdopodobnie nogę.

Reszta zaś szarego pochodu na widok ich zbawiciela wyżynającego głową w ścianę i jego twarzą wykrzywioną w bólu większym niż niejeden z opętańców przy ścianie... wydala z siebie pomruk zawodu i dezaprobaty po czym co do jednego zawrócili w mroki tunelu.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Heliar”