Re: [Szklane Morze] Okręt „Speranza”

46
Zapewne w innym miejscu, czasie i okolicznościach mógłby pozwolić sobie na luksus teoretycznych rozważań nad szacunkiem wobec majestatu śmierci. W obliczu nieuchronnego ziszczenia się tego ostatniego w części praktycznej, wolał odłożyć je na później. Na chwilę obecną zło konieczne, dla przyjaciół Sol, w pełnym skupienia milczeniu obserwowało efekty swojej pracy, to jest powstający, dymiący zewłok opierający się stopniowo słabnącym wyładowaniom, wypalającym dziury w martwym mięsie. Elf potrafił wyobrazić sobie wiele rzeczy, lecz na chwilę obecną nie było wśród nich takiej, która zdolna była rzucić podobną klątwę na ich niedawnego sternika.

W myśl przysłowia o przewadze inwencji dwóch głów nad jedną, pozwolił sobie na dokładniejsze oględziny tej należącej do najszczęśliwszego bytu na tej łajbie. Zwłoki były świeże, a wywołane magią uszkodzenia zdawały się nie obejmować czaszki denata więcej niż zaledwie powierzchownie. Znajdujący się w jej wnętrzu scentralizowany grawitacyjnie surowiec na którym mu zależało, wciąż mógł nosić zapisane w pobudzonej impulsami krwi echo zakonserwowanego żywota. Wyciągnąwszy dłoń przed siebie, na wysokość twarzy stojącego przed nim nieboszczyka, Czerw zamknął oczy aby je zobaczyć.

Byłeś przy tym? — odezwał się w kierunku bakburty z pytaniem, na temat okoliczności, w których zaraz przyjdzie mu uczestniczyć.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Speranza”

47
Czerw zamknął oczy. Cisza. Brak odpowiedzi. Chłód wiatru, cięcie deszczu, oddalone okrzyki. Nawet z zamkniętymi oczyma sytuacja nie zdawała się polepszać. Przeciwnie. Właśnie teraz umysł elfa poczynał wyczuwać złowieszczą aurę bijącą wkoło okrętu. Nie były to pojedyncze mordercze zdarzenie czy wielkie katastrofy. Było to raczej... przeczucie. Przeczucie mówiące o totalnej beznadziejności sytuacji. Jak gdyby dłoń przeznaczenia zaciskała się wkoło niego i jego współbraci by znieść ich niczym robaka. Głęboki wdech... i odpłynął we wspomnienia sternika.

Nie był daleko. Zasadniczo... stał w niemal tym samym miejscu. Dłonie zaciśnięte na sterze, pewny wzrok wpatrzony w horyzont i mięśnie napięte do granic możliwości. Robił wszystko by walczyć z falami próbując utrzymać pozostałe okręty w zasięgu wzroku. Co chwila jakaś fala czy silniejsze chluśnięcie ulewy oślepiały go... jednak nie na długo. Musiał utrzymać kurs. Musiał. Dlatego też mimo obolałych dłoni i barków dalej zapierał się na sterze. Gdy nagle... wkoło jego dłoni poczęły unosić się odrobinki świetlistego pyłu. Zamrugał. Oczy odmawiały mu posłuszeństwa? Jednak światło nie ustawało. Powoli poczęło wić się niczym drobne węże po sterze, chwytać go za dłonie. Mógł uciec, strzepnąć to... ale ster by mu się wyrwał. Zacisnął więc jeno dłonie mocniej i wpatrywał się w drobne błyszczące istoty jak w irytujące insekty. Po chwili jednak poczuł dziwne mrowienie w karku. Zawsze tak miał gdy ktoś gdy zanosiło się na sztorm... ale sztorm już był... więc co u ciężkiego licha... Spojrzał w niebo. Szczęka opadła mu gdy ujrzał nad sobą chmurę podświetloną przez ułamek sekundy błękitną energię. Zdążył jedynie pomyśleć.

— Cholera.

Po czym zwalił się na deski wijąc się z bólu... jednak już jako Czerw nie jako sternik. Echa szoku i bólu sparaliżowały jego mięśnie i umysł wyrzucając go z wizji i posyłając na zad. Przez dłuższą chwilę jego ciało drgało jakby doznał jakiegoś ataku. Wzrok elfa był rozmazany zaś w ustach czuł dziwny metaliczny posmak. To co czuł bardziej od echa sprawiało wrażenie śmierci właściwej. Powolnego opuszczania ciała przez duszę... jednak po dłuższej chwili odzyskał nad nim kontrolę. Wzrok też mu się wyostrzył, tylko po to by ujrzeć siedzącego mu przed twarzą i pokrytego tu i ówdzie morską solą Majaka, który jakby z politowania udawał, iż bardziej od miotanego już drobniejszymi drgawkami elfa interesuje go oblizania swojej łapki. W końcu na krótko przed odzyskaniem głosu przez Sola kocur mruknął z przekąsem.

— Czasami się zastanawiam... czy ty po prostu lubisz cierpieć?
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Speranza”

48
Chyba bez fałszywej skromności można tu nadmienić, że Guede nie potrzebował nadnaturalnych przeczuć, żeby wpaść na to, że sprawy mają się nieszczególnie ciekawie, a sytuacja wymaga co najmniej powagi. Domyślił się, że coś jest na rzeczy, gdy idąc tu potykał się o ciała, wsłuchany w odgłosy paniki, która niby pożar rozprzestrzeniała się po pokładzie. Kiedy chciał, potrafił być bardzo spostrzegawczy.

Możliwość doświadczania agonii i późniejszego opowiedzenia o tym, posiadała niewątpliwy potencjał gawędziarski, choć dziwnym trafem Mancinelli rzadko kiedy udawało się znaleźć chętnego słuchacza. A szkoda, bo miał w tej wyjątkowo obskurnej dziedzinie sporo do powiedzenia, przerobiwszy już w życiu kilka literalnych zgonów, od utonięcia po odwodnienie. Nie ominęły go absolutne rarytasy w rodzaju pożarcia żywcem przez robactwo czy trafienia przez piorun, choć zdecydowanie częstsze były śmierci nudne i prozaiczne, te z rodzaju niewydolności serca albo na zapalenie płuc. Trafiła się też jedna podczas orgazmu, którą w drodze wyjątku odtworzył sobie więcej niż raz, nie przyznając się do tego nikomu. Wszystkie z wyjątkiem tej ostatniej łączyło zaś jedno: nie należały do przyjemnych. Czerw zrozumiał to bardzo szybko, przyjmując ból jako kolejne narzędzie empiryczne dostarczające potrzebnej mu wiedzy. A ta, jak wiadomo, wymagała poświęceń.

Mógł sobie rozumieć i poświęcać ile chciał, ale prędzej czy później zawsze trafiało mu się coś, po czym budził się na glebie, oszołomiony natłokiem walącej się na niego świadomości, dławiąc się własnym oddechem, jakby zaczerpnął go po raz pierwszy w życiu. Przez dłuższą chwilę nie był w stanie robić nic poza łapaniem kolejnych, w oczekiwaniu na budzące się funkcje motoryczne oraz pamięć, która zechce mu łaskawie przypomnieć kim właściwie jest i gdzie się obecnie znajduje.

Cholera — chrypi z desek pokładu, bogatszy o wiedzę że wyładowanie spadło na niego niby grom z jasnego nieba, co było tu więcej niż tylko przenośnią. Pomimo najszczerszych chęci, Mancinella zaczyna wierzyć, że mają pecha, a być może nawet w istnienie siły wyższej, z którą faktycznie mają na pieńku. Jeżeli wokół szaleje burza, a niebiosa otwierają się po to, by zabić sternika twojego statku, trudno jest mówić o koincydencji i dłużej pozostawać sceptykiem. Leżąc, patrzy w niebo dając sobie trochę czasu, by dojść do siebie oraz do wniosku, czy jakiekolwiek znaki na tym pierwszym zapowiadają w najbliższym czasie powtórkę z rozrywki. Potrzebuje też odtrutki na widok stwory materializującej mu się przed twarzą.

A ja, czy masz w zwyczaju dotrzymywanie umów, kłamliwa kupo gówna — rzęzi Czerw, podnosząc się na łokciach i odpełzając jak najdalej od wzmiankowanej. — Gdzie obiecana nam pomoc? — pyta, po czym odwracając się w kierunku oczekującego na dalsze dyspozycje sternika, rzuca mu mimochodem — Trzymaj ster. I kurs.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Speranza”

49
Zwłoki posłusznie poczłapały w kierunku steru chwytając go pewnie swymi poczerniałymi dłońmi. Przy okazji posypało się z nich sporo... kwaków. Trzy palce, płaty skóry, lewe ucho - jasnym było że piorun, morska sól i ogólna ulewa nie pomagają w utrzymaniu ciała w całości. Przez pewien czas winno wykonywać wole swego pana ale czort jeden wie ile czasu zajmie im rozpadnięcie się na kawałki. O czorcie wspominając Majak z niemalże widoczny spod wąsów i zmokniętego futra uśmiechem odparł niepokojąco przymilnym tonem.

— To ja powinienem cie chyba o to pytać. Wywiązałem się ze wszystkiego. Zanurzyłem się odmęty wód szukając ich suwerena i omal nie zostałem rozszarpany przez jego zwierzaki oraz bachory. Zaś sam włodarz tego akwenu... cóż. Nie mogę o nim nic złego powiedzieć... zgadnij dlaczego. Ale nie mieliśmy najlepszego startu negocjacji. Oczywiście ponieważ JA się wywiązuje ze swoich umów pracowałem nad tym i był już nawet skłonny pomóc nam i pozbyć się nas tym samym dla świętego spokoju. Wszystko szło wspaniale ale...

Tu Majak obszedł dokoła steru i spojrzał na spopielone zwłoki. Zaraz potem podszedł do burty i wspinając się na balustradę otaczającą mostek zerknął za burtę na hordę rozwścieczonych syren. Chwile potem jego wzrok pomknął gdzieś na pokład. Czerw mógł przysiąc, że było to miejsce w którym przeszył swego niedawnego towarzysza bełtem. Na koniec kocur odwrócił swoja głowę w stronę elfa. Choć jego śmiertelna postać wyglądała na spokojną w umyśle Sola rozległ się istny ryk. Ryk tłumionej wściekłości i frustracji, który był zgoła niepodobny do jego niechcianego towarzysza. Pasujący do dziecka, któremu rozwalono domek z kart. Rycerza, któremu spalono zamek. Kupca, którego okradziono. Kogoś kto stracił coś w co włożył bardzo wiele wysiłku.

— Ale musieliście coś spierdolić! Starzec i tak był oporny ale nieeee. Wyzwólmy dziwną magię na jego wodach, przyciągnijmy gniew kolejnego boga. Reszta was szpiczatouchych nie pomaga modląc się pod pokładem do połowy panteonu. Wiesz co? Nie chce nawet wiedzieć jak osiągnąłeś stan gorszy niż gdy opuszczałem tę łajbę. Chce to skończyć. Kontrakt. Teraz. Chcesz pomocy w negocjacjach? To śmiało. Skocz ze mną za burtę. On chce wyjaśnień. Ja nie. Zasadniczo wyjaśnienia interesują go chyba teraz bardziej niż wszystko co oferowałeś do tej pory. Rozwaliłeś całą poprzednią dyskusje, więc za cholerę nie wiem czego ten zbo... czego on chce. Może coś z tego jednak będzie... a może rozwlecze twoje flaki na dnie oceanu. Dla mnie wszystko jedno. A jak ryzyko ci się nie uśmiecha i chcesz ciągnąć ten burdel wnerwiania boga za bogiem... zwymiotuje tego futrzaka i uznam tamten kontrakt za dokonany. Bo w tych warunkach to wynegocjuje ci najwyżej wpierdol.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Speranza”

50
Wbrew mniemaniu dyletantów, zwłoki humanoida to nie worek zgniłej słomy ani spleśniały owoc i nie mają w zwyczaju rozpadać się na oczach w pierwszych minutach po śmierci denata. Dekompozycja była procesem złożonym oraz stopniowo postępującym, nawet w niesprzyjających warunkach, stąd rozpad ciała „na kawałki” był raczej kwestią tygodni i wiedzy właściwej biegłym medykom nie zaś czartom i im podobnym. Co najmniej tygodni, biorąc pod uwagę działające tu na korzyść zmienne, jak brak nekrofagów, morską sól, która właściwie sprzyjała jego konserwacji oraz maleńko magii animującej zwłoki i utrzymującej ich mięśnie w aktywności, zapobiegającej ich rozluźnieniu. Chyba, że dorzucić do tego wpływ jeszcze innej magii, tej która wyprawiła sternika na tamten świat oraz jej tajemne, nieprzewidywalne dla profanów właściwości – wtedy faktycznie można było wyprosić prawa natury za drzwi i gówno zostawało tu do wyjaśnienia.

Nawet widok tej chodzącej masarni, stojącej obecnie za ich sterem nie wzbudzał w Mancinelli takich mdłości jak widok żywiącego się perwersyjnymi namiętnościami demona, który sam nie potrafił utrzymać swoich afektów na wodzy i szastał nimi na oczach śmiertelnika, na pośmiewisko dla siebie i całego swojego rodzaju.

Niebywałe — Tylko tak był w stanie skomentować sytuację, gdy ryk w jego głowie oraz następująca po nim tyrada zdążyły przebrzmieć. Co było chyba wcale właściwym podsumowaniem zaistniałego właśnie ewenementu. Widywał i słyszał przypadki, w których zobligowany kontraktem demon, kierując się przyrodzona złośliwością interpretował warunki zawartej umowy na niekorzyść kontrahenta, wypaczał je i zwodził na manowce, ale żeby przyznawał się do własnej nieudolności i próbował ją zrywać? Nie, coś podobnego było mu dane oglądać po raz pierwszy. Spijał każde słowo nieskładnego i mało konkretnego bełkotu, odsiewając z niego z grubsza jakikolwiek sens, który pozwoliłby mu się zorientować w sytuacji. A potem przemówił, bardzo spokojnie i cierpliwie.

Dobrze, zabierz nas tam. W odmęty wód, do tego włodarza i suwerena, czy starca. Najlepiej jako projekcję albo skrótem przez półwymiar, bo nie mam ochoty zamoczyć sobie butów ani czasu, żeby zapuścić skrzela — blefował co do powodów. Tak naprawdę nie chciał, żeby pochowane po kieszeniach prochy nie rozpuściły mu się kiedy znajdzie się w wodzie. — I nie pomagaj, dopóki cię o to nie poproszę.

Re: [Szklane Morze] Okręt „Speranza”

51
Cóż... przynajmniej zapadła jakaś decyzja. Ciężko powiedzieć czy dobra, bo dobre decyzje wyskoczyły za burtę wiele godzin temu. Sztorm dalej hulał, zwłoki ponuro kręciły sterem i Czerw mógł przysiądź, że ich ciche charkoty z przypieczonego gardła były jakąś szantą. Słowem burdel trwał w najlepsze i czort jeden wiedział kiedy zniknie. Na szczęście w tym wypadku wiedzieli gdzie czort się znajduje. A więc była wciąż pewna wątła nadzieja. Majak były jednak dalej widocznie zirytowany. Na siebie? Na Sola? A może futro zaczynało mu wypadać od nieprzyjemnej atmosfery i magii?

Niezależnie od powodu odwrócił się elfa z wdziękiem i pogardą pasującą do... no kota i wlepił ślepia gdzieś za burtę wypinając tym samym swe tylne części w stronę narkomana. Czerw mógł przysiąc, że na chwilę powietrze stało się jeszcze bardziej paskudne, mokre i słone niż do tej pory. I o ile żaden okropny widok i żadna profanacja nie wywróciłaby już jego żołądka ten dziwne posmak w powietrzu sprawiał, iż jego ostatni posiłek poczynał mieć niebezpieczne pomysły co do zawrócenia z właściwego toru. Gdzieś na granicy słyszalności jego uszy muskały szepty w nieznanych lub nieistniejących językach, westchnienia, syki i dziwne odgłosy przypominające plucie. Wszystko zlewało się w melodię. Cichą, słabą, a jednak wszechobecną.

Powietrze z jednej strony statku poczęło delikatnie drgać. Deszcz począł odbijać się nagle w powietrzu od niewidzialnej powierzchni.... która tym samym stałą się widzialna tworząc zarys masywnej sfery. Ot niewidzialnej kuli, której górna część widoczna była dzięki deszczowi zaś dolna niknęła gdzieś za falami. Burza wzmogła się nagle jakby rozwścieczona. Ktoś krzyknął na pokładzie, że jakimś tam takielunku czy inne marynarskie ścierwo pęka. Syreny poczęły wyć sfrustrowane gdy niewidzialna siła odepchnęła je od jednej burty i zmusiła do skrycia się za statkiem.

Tam gdzie usnuty z obijających się kropel deszczu kulisty zarys dotykał wody ta poczęła formować wir. Coraz więcej i więcej wody poczynało kręcić się wkoło czegoś co szybko poczynało przypominać tunel w odmęty oceanu. Z czasem i statek począł krążyć wkoło wodnej masy. Centrum wiru poczęło świecić bladym światłem zaś Majak odwrócił się wreszcie do elfa i zapytał z pewnym... rozbawianiem w głosie. A więc czymś z czego cała dotychczasowa sytuacja zdawała się go ograbiać a teraz... teraz humor widocznie mu się poprawił.

— No to siup za burtę. Jeden skok i będziemy na miejscu. No dalej... chyba ufasz swojej kici?

Mimika kocura nie była co prawa równie wymowna co ludzka lecz łatwo można było rozpoznać uśmiech na jego twarzy gdy skinął głową kierując swego "towarzysza" w morskie odmęty.
Spoiler:

Re: [Szklane Morze] Okręt „Speranza”

53
Czerw niemal bez namysłu rzucił się za burtę. Trudno ocenić czy napędzała czysta brawura czy skumulowana frustracja wynikająca z ostatnich wydarzeń jednak jego nadgryzione zębem czasu i prochów ciało wykonało iście popisowy sus... i poczęło lecieć prosto w taflę wody. Nim jednak zdążył wyklną swoją głupotę lub zwyzywać wybranego boga niewielkie "coś" wyrżnęło w nią z całą siłą ciskając go do przodu tak że leciał niemalże równolegle do wzburzonych wód. Jednak w hałasie sztormu, syrenich krzyków i gniewu bogów nikt inny nie zauważył owej nienaturalnej trajektorii pchającej ciało Sola. Każdy miał pilniejsze sprawy na głowie niż obserwowanie elfa, który wykonał coś co nawet zaprawiony z morzem elf wschodni nazwałby samobójczym skokiem.
Nikt z elfiej braci nie był tam by docenić jego decyzję.

Nikt nie usłyszał jego rozmowy z kocurem.

Nikt nie zauważył nawet, że skoczył.

Nikt prócz wichru i deszczu nie wiedział, że Ostatnia Nadzieja elfów zapadała się właśnie w odmęty oceanu próbując po raz kolejny naprawić nieszczęsny los swojej rasy....
[Nowa lokacja]


Ostatnio przesunięty w górę 11 sty 2020, 23:20 przez: Guede [Bot].
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Heliar”