Komandoria Zakonu Sakira

166
POST POSTACI
W normalnych warunkach, wzmocniony Zdolnością nie martwił by się o trzymetrowy mur. Nie takie już forsował. Jednak osłabiony, bez wzmocnienia nie widział szansy na sforsowanie go z marszu. potrzebowałby znaleźć miejsce, które oferowałoby jakieś skrzynki, czy może dach wystarczająco blisko muru. Zwykłym ludziom, nieobdarzonym, było widocznie trudniej w codziennym życiu niż jemu. I teraz dostrzegał to wyjątkowo dotkliwie. W pełni sił mógłby przejść przez bramę. Okryć się iluzją- strażnika, dowódcy, psa czy byle myszy. Salutowali by mu jeszcze, albo po prostu by go nie spostrzegli. Tylko znów to samo. Nie był w pełni sił. te narzędzia były niedostępne. Aby nie powodować pościgu, musiał wydostać się po cichu. Dlatego ruszył w stronę muru. Miał nadzieję znaleźć wzdłuż niego miejsce, w którym przejedzie przez mur. Może nawet znajdzie furtkę. Podobno każda budowla otaczana murem obronnym ma mniejsze furtki jako dodatkowe wyjścia oprócz bram. A za murem już prawie wolność. I rzeka... Czyli woda.
Te zapewne znalazłby i w stajni, która zdawała się być blisko. Te opcję jednak zostawił sobie na później. Przy stajni prawie na pewno ktoś będzie. A poza tym stajnia nie da mu możliwości skrytego opuszczenia obrębu murów jak ich proste sforsowanie. Dlatego stajnia został jako plan zapasowy. Tam może stworzyć dywersję, dzięki której będzie mógł przedostać się przez bramę.

Komandoria Zakonu Sakira

167
POST BARDA
Mortiush postanowił wybrać jedną z trzech dróg, tę, która wydawała mu się najkorzystniejsza. Mur wznosił się wysoko, ale jego rozumowanie było poprawne - furtka rzeczywiście znalazła się, gdy szedł wzdłuż ceglanej ściany. Co więcej, bramka nie była nawet zamknięta na klucz. Skrzydło drzwi otwierało się do wewnątrz, a za nim czekała wolność!

Uwolnienie się pod osłoną nocy było mądre, bo, jak mówiło przysłowie, pod latarnią zawsze było najciemniej. Przeczekanie dnia na dachu dało mu efekt zaskoczenia, którego zakonnicy nie mogli się spodziewać. Moritush mógł cieszyć się swoją pomysłowością i szczęściem, lecz nie na długo. Gdy opuścił mury Komandorii, okazało się, że furtka nie została pozostawiona otwartą przypadkowo - dostanie się do niej od zewnątrz nie było łatwe, a nawet graniczyło z niemożliwym. Mury okalały płaski szczyt wzniesienia, które opadało ostro w stronę rzeki. Ledwie parędziesiąt metrów dzieliło Mortiusha i rzekę, stanowiącą niewyczerpane źródło wody, której teraz tak potrzebował!

Odgłosy zza pleców sugerowały, że strażnicy przeprowadzali kolejny patrol, a powrót za mur równałby się z powrotem w ich łapy, i do celi. Była tylko jedna droga ucieczki: w dół! Ale noc była ciemna, a zbocze wyboiste, kamieniste i zdradliwe, co w połączeniu z wyczerpaniem Mortiusha, musiało skończyć się tragedią... Ostatecznie pokonanie zbocza było szybkie, gdy turlał się w dół jak bezwładna masa. Kamienie i drobne rośliny, które porastały stok, wbijały się w każdą możliwą część ciała, gdy odbijał się od podłoża, nabierając pędu. Kiedy w końcu dotarł na dół i z pluskiem zanurzył się w lodowatą wodę rzeki, był obolały, a w ustach miał posmak krwi. Nie było jednak czasu na ocenanie obrażeń, bo w końcu dorwał się do wody! Była tak płytka, że nie było zagrożenia utonięciem, nawet w jego stanie.

Teraz musiał postanowić, co robić dalej - pozwolić sobie na odpoczynek na brzegu, wracać do domu, uciekać z miasta od razu? A może istniały jakieś inne wyjścia?
Obrazek

Komandoria Zakonu Sakira

168
POST POSTACI
Opuszczenie terenu warowni okazało się prostsze niż mogło się wydawać. Widać zakonnicy byli tak pewni swego, że nie uznali za potrzebne, by się lepiej pilnować. W normalnych warunkach mógłby dostać się na teren i poruszać po nim niewykryty z dużą łatwością. Jego nadzwyczajna sprawność i iluzje dałyby mu dużą przewagę. Może jeszcze kiedyś skorzysta z tej opcji?
Nie taki był jednak jego cel. Nie zjawił się tu dla rozeznania terenu. Kiedy znalazł się po właściwe stronie muru, poczuł ulgę. Zrobiło mu się na tyle lepiej, że nie przejął się ryzykiem urazu przy "zejściu". Turlając się osłonił jedynie głowę rękami, żeby nie paść ogłuszonym dla uciechy porannego patrolu. Siniaki i stłuczenia były niską ceną za dostanie się do wody. Kiedy już tam dotarł, zaczął pić. Pił łapczywie, choć wiedział, że nie powinien. To była najsmaczniejsza woda, jaką kiedykolwiek pił. Nigdy nie zastanawiał się nad smakiem wody, jednak ta była zdecydowanie najlepsza.
Kiedy już zaspokoił pragnienie, legł w chłodnej wodzie i myśli zaczęły napływać do głowy. To nie koniec. Wyszedł za mur, jednak to dopiero początek ucieczki. Mógł poprostu zapaść w las i ta szukać nadziei. Jednak było to rozwiązanie bardzo ryzykowne. Musiałby znaleźć kryjówkę i wypocząć. Nie miał jedzenia, wody, pieniędzy. Duże ryzyko, że zostałby na zawsze tam, gdzie odpocznie. Do domu też nie miał co wracać. Miał tam pieniądze, ale było zbyt duże ryzyko, że ktoś tam na niego będzie czekał. Było jeszcze trzecie rozwiązanie. Także ryzykowne, bo opierało się na zaufaniu do ludzi. I wymagało, by Pies przeżył i był w dobrym stanie. Jednak to rozwiązanie rokowało najlepiej i dawało pewne perspektywy. I może znów niekonwencjonalne podejście zaplusuje? Dzisiaj puścił pościg przodem. Spodziewali się, że będzie uciekał, a on czekał. Logicznym by było, gdyby zniknął i uciekał jak najdalej. On tymczsem się zaszyje.
Podniósł się i powoli ruszył do miasta. Musiał skorzystać z ciemności i dotrzeć do celu. A celem jego była piwnica. Ta piwnica, w której umówili się na spotkanie po akcji. Mortiush wypełnił swoją część planu i zabezpieczył ich odwrót. Nie definiowali, kiedy spotkanie ma nastąpić. Miał nadzieję, że honor złodzieja okaże się wystarczający, by go wyczekiwać. Potrzebował ich pomocy, by uciec. Sam w takim stanie, bez żadnych rezerw, nie będzie w stanie uciekać zbyt długo. Nadchodził sprawdzian. Okaże się, czy może Psa nazwać swoim przyjacielem.

Komandoria Zakonu Sakira

169
POST BARDA
Obtłuczony i mokry Mortiush znalazł się w rzece i mógł dziękować wszystkim bogom, że tak się stało! Żył, mógł ugasić pragnienie (choć przez ilość wody, jaką wypił w krótkim czasie, szybko go zemdliło), a do tego, jak się wydawało, nie miał za plecami pościgu. Przez jeszcze jedną dłuższą chwilę był wolnym człowiekiem! Leżąc w chłodnej rzece mógł zebrać myśli i siły, choć tych ostatnich nie miał wiele.

Mortiush postanowił nie uciekać, a zamiast tego chciał wracać do miasta. Przemoczony, obolały, zmęczony... Saran Dun było przynajmniej bardzo blisko, ale czaiło się tam wiele niebezpieczeństw. Pozostało wydostać się z rzeki i ruszyć w stronę piwniczki, w której mieli się spotkać.

-> Z powrotem do Saran Dun
Obrazek

Wróć do „Saran Dun”