Re: Komandoria Zakonu Sakira

16
Gilles dopił puchar równo z rozmówcą i skinął głową.
- Dziękuję za wszystko, Rycerzu Porse. Bądźcie pewni, że kiedy wrócicie, będę w pełni sił i gotowy na wszystko. Nie zawiedziecie się na mnie, a ja z pewnością nie przyniosę wam wstydu. Powodzenia w wyprawie, bywajcie. - Skłonił się na tyle, na ile mógł.
Doskonale wiedział, że podpisał pakt na całe życie. Nie chciał jednak rozpatrywać tego w kategorii jakiejś umowy, a traktować jako dobry start i to, czego od zawsze szukał, choć czekała go jeszcze długa droga i z pewnością nie raz się zawaha bądź straci wiarę we własne możliwości. Zawsze spłacał zobowiązania, więc i teraz nie ma zamiaru się ograniczać w korzystaniu ze wszelkich usług Zakonu wiedząc, iż spłaci wszystko z nawiązką. W pewnym jednak momencie będzie musiał całkowicie stłumić wszelkie "najemnicze" odruchy, gdyż Zakon stanie się jego życiem co wiąże się robieniem na jego rachunek nawet za darmo. Jest jednak pewien, że zakonnicy tak go przeszkolą, że nie minie wiele czasu nim będzie idealną maszynką do zabijania nieumarłych, tropienia heretyków i palenia wiedźm na stosie. A przynajmniej w jego wyobrażeniu póki co tak to wygląda.
Odłożył kubek i ponownie się położył. Ciągle odczuwał ból, lecz zdecydowanie słabszy w skutek działania eliksiru, dlatego chciał wykorzystać ten czas na sen i regenerację, gdyż kiedy lekarstwo przestanie działać istnieje mała szansa, że będzie mógł spać w spokoju. Ułożył się najwygodniej jak tylko mógł i starając się nie myśleć o czymkolwiek, zasypiał powoli.

Pierwszy tydzień był najtrudniejszy. Rutyna przybijała Gillesa chyba bardziej niż kamienne, zimne ściany komnaty. Jego cały świat zamknięty był w niewielkiej izbie, a jego jedynymi gośćmi był zimny wiatr, młodzieniec z tacką i stary zakonnik od czasu do czasu z uprzejmości pytający o zdrowie czy inne potrzeby. Przez większość czasu spał. Kiedy tylko nie mógł już patrzeć w sufit, zaciskając zęby wstawał by powoli rozprostowywać kosić i próbować ponownie rozruszać organizm. Nie była to zbyt dobra opcja, dlatego jego ruch ograniczał się zazwyczaj do zajęcia miejsca przy niewielkim stoliku, wypicia samej wody bądź słabego wina, zjedzenia mizernego posiłku, wypicia eliksiru i pójścia do wychodka. Udało mu się jednak zdjąć kolczugę i było mu już lżej, lecz dalej nie miał co marzyć o porządniejszym wysiłku. Ponieważ nie mógł załatwić sprawy z odebraniem pieniędzy za zlecenie, choć nie miał zamiaru go odpuścić, odzyskał chociaż swego konia. Posłał jednego z młodszych chłopaków zakonnych ze specjalnym listem do karczmy, przy której zostawił Nevana, by przenieść konia do stajni komandorii. Przez to był spokojniejszy.
W drugim tygodniu poczuł się zdecydowanie lepiej. Przestał już nawet liczyć godziny, chcąc wykorzystać pozostały mu czas jak najlepiej. Przede wszystkim w końcu udało mu się wykąpać, a przy tym zaznał kolejnej dobroci ze strony Zakonu. Otrzymał nowe ubranie: czarne, wysokie, skórzane buty na grubej podeszwie; brązowe, idealnie dopasowane, nie cisnące spodnie z lekkiej skóry; na górną część ciała zakłada grubą, ciemno-zieloną tunikę, również dopasowaną do sylwetki, w pasie związaną czarnym pasem z pozłacaną klamrą; do pełnego uzbrojenia posiada jeszcze swoje podstawowe elementy, z czasem ulepszane i wymieniane na lepsze. Bólu zniknęły prawie całkowicie, choć Gilles dalej przyjmował eliksiry i inne medykamenty. Najbardziej ucieszył się z bogatszego posiłku, jako iż potrzebuje teraz więcej energii a i apetyt zaczął mu wracać. Dostał też większy dostęp do wina, lecz zrezygnował z tego i postanowił pić skromnie jedynie czystą w miarę wodę.
Najemnik, a raczej były najemnik, mógł w końcu chwycić za swoją broń, by rozruszać mięśnie i nogi. Wstawał wcześnie rano, jeszcze przed wszystkimi, by w samotności na podwórzu ćwiczyć wszystkie ruchy. Wyobrażał sobie przeciwników różnej maści - zwinnych rzezimieszków, opancerzonych rycerzy, Uratai czy wyważonych wojowników takich jak on. Z początku nie mógł się przemęczać, z każdym jednak dniem zmuszał mięśnie do coraz większego wysiłku, ostatecznie wracając do swojej kondycji. Trenował trzymając miecz oburącz, w jednej bądź drugiej ręce, z pożyczoną tarczą ćwiczebną czy bez. Stosował wszystkie uniki, zwody i doskoki jakie tylko znał, traktując zajęcia na poważnie. Ćwiczył zazwyczaj dwa razy dziennie - rano, gdy słońce dopiero wschodziło i wieczorem, przy blasku pochodni. W międzyczasie odpoczywał bądź trenował umysł czytając mniej zobowiązujące książki. Przechadzał się również po komandorii, choć nie nawiązywał z nikim kontaktu.
Jego uwagę zwróciło dziwne zjawisko na wschodzie. Było już ciemno, właśnie kończył trening, kiedy nagle wszystkie gwiazdy jakby spadły na ziemię, świecąc dziwnym światłem. Nie wiedział co to oznacza, było to zjawisko niezwykle dziwne i osobliwe, wykraczające poza jego wiedzę i miał wrażenie, że poza wiedzę wielu astrologów oraz uczonych. Miał złe przeczucia, być może spowodowane tym, że zjawisko miało miejsce na terenach Fenistei jak dobrze widział. Postanowił zapytać o to Rycerza Porse, bowiem nazajutrz nastawał czas, kiedy ten miał wrócić, a Gilles chciał być wówczas wykąpany, wyspany i gotowy na to, co miało go czekać.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

17
Dni ciągnęły się niemiłosiernie wręcz, każdy kolejny był gorszy od poprzedniego, przynajmniej na początku. Powrót do zdrowia był mozolnym procesem, ale koniecznym. Gilles o tym wiedział, dlatego też, z pomocą Zakonu, pracował nad sobą bardzo skutecznie. Zarówno jego kondycja psychiczna, jak i fizyczna, szybko się poprawiały.

O nocy, kiedy to z nieba posypały się gwiazdy, dużo mówiło się w komandorii i plotki dotarły również do uszu Gillesa. Mówiono o gniewie bogów, o zagładzie elfiej rasy. O krwi, pożodze i przekleństwie wiszącym nad całą Fenisteą. Nie dawał jednak temu wiary. Znał plotki i schemat ich powstawania. Zarówno wszystko, jak i nic z tych opowieści mogło być prawda.

Pewnego dnia, kiedy ubrał się, żeby rozprostować kości spacerem, usłyszał energiczne pukanie do drzwi. Zaprosił gościa zawołaniem, a próg jego komnatki przekroczył Hevald Porse. Młody rycerz, jak zwykle idący sprężystym krokiem, w kilka chwil obserwował czujnym okiem byłego najemnika.

- No, no, panie Gilles, muszę przyznać, żeście słowni. Wyglądacie o wiele lepiej, niż kiedy was zostawiałem. A i ludziska mówią, że trenujecie o poranku i wieczorami. Chwali się, chwali, to tylko utwierdza mnie w słuszności mojej decyzji. Dopiero, co wróciłem do stolicy, od razu przybyłem do was. Jest tu ktoś, kogo chciałbym, abyście poznali. Jedna z wielu osób, która niewątpliwie pomoże wam w początkach ścieżki zakonnej. Jegomość nazywa się Eath Koth, to wybitny szermierz, który sprawdzi wasze umiejętności walki, nie wiem, czy dziś, bo zależy to od waszego samopoczucia, ale dobrze będzie, jeżeli poznacie się wcześniej. Na co dzień trenuje adeptów w Srebrnym Forcie, ale tymczasowo, na moją prośbę, pojawił się tutaj.

Mężczyzna wyczuł lekką presję. Oto miały odbyć się pierwsze testy i sprawdziany umiejętności, a z pewnością nie były ostatnie. Zdawał sobie sprawę, że musi dać z siebie wszystko, aby go doceniono. Że im wyżej zajdzie, tym większą korzyść dla siebie odniesie. Nowe życie, to nowe wyzwania.

- Mistrz Koth może czasem zadawać dziwne pytania, nie dziwujcie się tedy. To nieco filozof, ale z mieczem... Uch, artysta, mówię wam. Gotowiście?

Re: Komandoria Zakonu Sakira

18
Gilles nie potrafił tego wyjaśnić, lecz poczuł szczerą radość w sercu na widok znajomej twarzy, choć wcześniej tylko krótko rozmawiał z Hevaldem. Działo się tak być może dlatego, że czekał dwa tygodnie na ten moment, a być może z tego powodu, iż rozmówca według Gilles był wręcz chodzącym, wyidealizowanym wzorem świętego rycerza, czyli czymś przeciwnym do powszechnej opinii o Sakirowcach. Naturalnie były najemnik nie dał po sobie poznać radości, a choć blizny znacznie się zmniejszyły, nie raziły już wręcz po oczach niczym żarzące się węgle, to mężczyzna dalej był najbrzydszą bestią po tej części kontynentu, u której rozróżnienie jakiejś emocji wymagało nie lada wprawy.
Stanął w niewielkiej odległości od Hevalda i zaprezentował mu się w całości. Zdążył już przypasać miecz, więc teraz wyglądał na prawdziwego wojownika. Wypiął dumnie szeroką pierś, a jego sylwetka i postawa, jak się okazało wywołały pozytywne wrażenie. Gilles już się nie garbił, nie wyglądał mizernie, nawet troszeczkę oszukał lekko spinając mięśnie. Wiedział jednak, że jego prezentacja wizualna przestrzeni poniżej głowy to dosłownie nic. Chciał tylko pokazać, że nie próżnował przez te dwa tygodnie i jest gotowy na wszystko, co tylko będzie konieczne i niezbędne do stania się jednym z rycerzy zakonnych.
- Jestem w pełni zaszczycony i gotowy, nie musisz o to pytać więcej, rycerzu Porse - odpowiedział stanowczo, lecz uprzejmie.
Szybko przełknął ślinę, by rozmówca nie zdążył zauważyć jego zdenerwowania. Tak, Gilles właśnie to odczuł, w prawdzie nie zaczął się cały trząść, lecz dłonie zaczęły mu się pocić. Spodziewał się treningów albo z Hevaldem, albo z innymi członkami pod jego nadzorem. Dlaczego ktoś, akurat ze Srebrnego Fortu, który jest o kilka dni drogi stąd, miałby tracić swój czas na samego Gillesa? To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że podczas treningu musi dać z siebie wszystko. Czuł jednak niepokój i mrowienie na karku. Rycerz Porse widział już jego umiejętności, więc trening ma na celu coś więcej niż potwierdzenie formalności, gdyż po to nie ściągali by osoby aż ze Srebrnego Fortu. Gilles spodziewał się bardziej, że zacznie od nadrabiania zaległości w wiedzy, historii Zakonu, hierarchii i wielu innych, głównie książkowych sprawach. I to go właśnie zgubiło, poczuł się zbyt pewnie.
Kiedy Eath Koth wejdzie, Gill ukłoni się i będzie stał spokojnie, czekając na słowa i reakcję rozmówcy.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

19
Spoiler:
- Dobra, panie Gilles, zapraszam tedy - otworzył drzwi na korytarz i ruszył przodem.

Przemierzali dobrze znane mężczyźnie korytarze, który ściany przyozdobione były arrasami. Niektóre przedstawiały mityczne sceny, inne bohaterów zakonu, wszystkie jednak odczuły już nadgryzający je ząb czasu. W wielu miejscach wyblakły, część zżarła mole. Mimo to, wciąż pozostawały swojego rodzaju dziełami sztuki, które inspirowały byłego najemnika do ciężkiego treningu i pracy nad sobą.

Zeszli piętro niżej, do sali audiencyjnej, w której dowódca komandorii przyjmował interesantów w niektóre dni tygodnia. Tym razem komnata była pusta, a w fotelu przeznaczonym dla komendanta siedział, zapewne, Eath Koth.

Był, na oko, czterdziestoletnim mężczyzną, wzrostu średniego. Łagodne spojrzenie zadawało kłam bystrym oczom, a delikatny uśmiech kontrastował z mocnymi barami i szeroką klatką piersiową. W czarne włosy wkradła się znaczna ilość siwych pasemek. Ubrany był prosto, ale wygodnie - w brązową tunikę z mocnego płótna, spodnie z wełny i buty na utwardzanej skórze. Przy boku nosił miecz z nieco przedłużoną rękojeścią, najwidoczniej wykonywany na zamówienie i dopasowany do użytkownika.

Kiedy tylko się zbliżyli, wstał i czekał na niech.

- Mistrzu Eath, oto ten wojownik, szanowny Gilles. Panie Gilles, mistrz naszego zakonu Eath Koth.

Gilles skłonił się z szacunkiem, jak wcześniej sobie przyobiecał, na co zakonnik odpowiedział tym samym. Dzieliło ich zbyt wiele, by mogli podać sobie ręce, jak równy z równym. Obaj o tym wiedzieli.

- Witajcie, witajcie. Cóż, więc to jest ten jegomość, dla którego porzuciłem wygodne obijanie płazem moich braci? Niech więc i tak będzie. Paskudna blizna. Ale nie szpecąca, o nie. Żadna blizna rycerza nie szpeci, jest jedynie pamiątką po trudach życia. - Spojrzał w oczy byłego najmity, jakby starał się przewiercić jego duszę. Od samego spojrzenia mężczyzna poczuł ciarki na plecach. - Dwa pytania, panie Gilles. Pierwsze - czy jesteście gotowi na małą walkę treningową? Tu i teraz. Drugie, czy wiecie, co stanowi połowę wartości miecza?

Re: Komandoria Zakonu Sakira

20
Gilles po raz kolejny dał się ponieść wyobraźni i poczuł, że musi szybko zrezygnować z typowo prostaczkowego sposobu myślenia, kierowanego wąskim umysłem i sterowanego idiotycznymi plotkami. Najzwyczajniej w świecie zrobiło mu się głupio, przez co dorzucił kolejną cegiełkę do wielkiego już i tak muru zwanego "niedoskonałości", który miał zamiar jak najszybciej i jak najskuteczniej zburzyć, nim będzie to niemożliwe. Otóż wyobrażał sobie Eatha Kotha jako wysokiego zabijakę, z twarzą poprzecinaną niezliczoną ilość blizn, o morderczym spojrzeniu i głosie kruszącym ściany. Na szczęście Gilles nie zagolopował się na tyle w swoim wyobrażeniu, by stać teraz jak wryty i przeklinać druzgoczącą rzeczywistości, tak różną od wyobrażeń prostego umysłu. Słuchał spokojnie wszystkiego i analizował dokładnie w głowie.
- Dziękuję za te słowa, Mistrzu Koth, z pewnością je zapamiętam - odpowiedział, w głębi duszy po raz kolejny uradowany, iż blizna nie sprawia mu takich kłopotów jak zakładał, przynajmniej w tym miejscu. - Jestem gotowy nieprzerwanie, Mistrzu Koth, proponuję jednak wyjść na zewnątrz - zażartował, jednocześnie ukazując Hevaldowi, iż jego gotowość nie jest tylko na pokaz; takie miał nowe motto, by zawsze być gotowym na wszystko, gdyż jak przekonał się na własnej skórze, nawet zwykły dzień może wywrócić życie człowieka do góry nogami. - Wybaczcie, Mistrzu, nie jestem pewien, czy pojmuję pytanie. Zakładam jednak, że odpowiedzią jest osoba, która owym mieczem włada - odpowiedział bez zawahania, nawet jeśli miałby narazić się na zrobienie z siebie błazna.
Nie miał nic przeciwko filozoficznym dyskusjom, zwłaszcza o mieczu, bitwach czy podobnych sprawach. W końcu jednak, prędzej czy później, rozmówca i tak zorientowałby się, że Gilles nie należy do specjalnie inteligentnych i rozmownych jeśli chodzi o takie tematy. Mężczyzna zdecydowanie lepiej posługuje się mieczem niż językiem, dlatego odczuwając presje i leciutki dreszczyk podniecenia, nerwowo zaciskał i otwierał dłonie chcące już czuć rękojeść miecza. Nie można jednak Gilla za to winić. To nie jego wina, iż życie zmusiło go do częstszego otwierania wnętrzności wrogów niż własnych ust w rozmowie z innymi.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

21
Eath Koth pokiwał głową w zadumie, bez przerwy świdrując wzrokiem Gillesa.

- Dobrze, bardzo dobrze. Widzicie, Hevald uważa, że wasz miecz jest bardzo wartościowy. A ja chciałbym się o tym przekonać. Cały czas wyczuwam waszą gotowość do walki. Czuję wręcz, jak pragniecie sięgnąć po broń.

- Mistrz Eath jest mentalistą - wyjaśnił szybko Porse. - Potrafi wyczuwać emocję otaczających go ludzi.

Wyglądało na to, że rycerz wydał mu jakąś wybitną rekomendację. Była to, z pewnością, wielka odpowiedzialność. Zrobienie z siebie głupca nie wchodziło nawet w grę, bowiem nie tylko on mógłby ponieść tego konsekwencje.

- Niestety, zima idzie, wiatry wieją coraz chłodniej, a ja nie jestem taki znowu najmłodszy - wstał, ominął mężczyznę, przeszedł kilka kroków i obrócił się. Tam dobył broni i skierował ją ostrzem w dół. - Zapraszam. Nie ma, co mitrężyć.

Zakonnik najwyraźniej nie żartował. Stał w pozycji szermierczej, rozluźniony i pewny siebie, czekając na Gillesa. Porse przyglądał się temu z absolutnie obojętną miną. Jeżeli były najmita spodziewał się uroczystych przemówień, pytań lub kolejnych zagadek, mógł się srogo zdziwić. Najwidoczniej mistrz Koth nie myślał tracić czasu.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

22
Gilles nie bardzo zrozumiał o co chodziło z tym całym "mentalistą". Nigdy nie słyszał takiego terminu, o umiejętności czytania cudzych emocji również. Dla niego to była najzwyklejsza sztuczka, bowiem dla kogoś o wysokiej spostrzegawczości, doświadczonemu w czytaniu z ludzi bez żadnych specjalnych "mocy", nie byłoby trudnością zauważenie w jakim stanie jest Gilles. Postanowił to jednak przemilczeć i tylko skinął głową.
- Dobrze - odparł Gilles i stanął na przeciwko rozmówcy, wcześniej dokładnie przyglądając się pomieszczeniu by wiedzieć, ile mniej więcej ma miejsca i na jakie tańce może sobie pozwolić. - Mistrzu Koth, nie żywcie jednak do mnie urazy, jeśli stanie się wam krzywda. Tak samo i ja jej nie zachowam - rzekł i wyciągnął miecz, przyjmując odpowiednią postawę: nogi ugięte, lewa z przodu, miecz pewnie trzymany oburącz, póki co opierający się czubkiem o ziemię.
Wojownik przez moment zastanawiał się, jak zaatakować. W prawdzie miał miejsca na porządny zamach, nie chciał mimo wszystko zbyt mocno uszkodzić sparingpartnera. Gdzieś tam podświadomie czuł, że to on będzie zmuszony do defensywy, postanowił jednak tanio skóry nie sprzedać. Dokładnie obserwował ruchy stojącej przed nim postaci, starając się wywnioskować na pierwszy rzut oka jak najwięcej informacji. Jeśli miałby zgadywać, przeciwnik będzie używał stosunkowo lekkiego i szybkiego stylu, nastawionego na na porządne bloki i błyskawiczne kontry. Nie postawi na razie głowy na to, kilka testowych ruchów powinno wybadać technikę drugiego szermierza i pozwolić Gillowi na stworzenie własnej.
Na początek ma zamiar zaatakować pierwszy, wyliczając dwa kroki tak, by znaleźć się w odległości niezbędnej do wykonania ataku, nie za blisko jednak. Cięcie będzie wykonane w ostatniej chwili, od góry, od lewego barku przeciwnika po jego prawe biodro. W przypadku uniku, Gill pójdzie za ciosem i zastosuje poziome cięcie od lewej, a w przypadku bloku odklei miecz i wykona szybkie, pionowe cięcie od góry, bardziej na szybkość niż na siłę. Bez względu jak potoczyła się akcja, były najemnik ma zamiar dalej atakować, nie dając przeciwnikowi szansy na to. Robi krok do tyłu, by kilkoma następnymi idąc w prawo zatoczyć pół koło wokół Kotha, a następnie przepuścić dziką szarżę i całą siłą wykonać niskie, poziome cięcie na lewą nogę przeciwnika. Następnie, bez względu na wszystko, ma zamiar wykonać szybkie cięcie poziome, celując w szyję sparingpartnera, które w rzeczywistości będzie tylko zmyłką dla prawdziwego ruchu - błyskawicznego wycofania rąk i wykonania silnego pchnięcia na brzuch przeciwnika.
Przez całą walkę Gilles odpowiednio miarkuje oddech, biorąc tyle powietrza, ile w danym momencie jest mu najbardziej potrzebne, w wyćwiczonym rytmie. Broń trzyma pewnie, lecz nie za sztywno i nie męczy pięści za bardzo zaciskając rękojeść. Ciosy wykonuje tak, jakby walczył z prawdziwym wrogiem, choć nie z taką zawziętością - jego mięśnie, całe ciało pracuje odpowiednio, chcą zranić, lecz nie zabić za wszelką cenę. Były najemnik dokładnie obserwuje przeciwnika, głównie jego ręce z mieczem, ale również nogi. Stara się przewidzieć na tej podstawie tyle ruchów, ile tylko będzie umiał, nie skupiając się jednak na nich by nie dać się zaskoczyć. Stosuje bloki i uniki, krótkie, szybkie, również odskoki, przenosząc wówczas cały ciężar i siły na nogi, naturalnie najczęściej trzymając wówczas miecz w jednej dłoni. Jeśli będzie pewny danego ruchu przeciwnika, stara się sparować uderzenie.
Jeżeli Eath zechce przerwać walkę, Gilles naturalnie to robi, tak samo jak w ostatniej chwili stara się zatrzymać swoje ostrze, gdyby któreś cięcie dosięgło celu.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

23
Taniec miecza, był ulubionym tańcem Gillesa, a ich muzyka - miłym dla ucha dźwiękiem, zaraz za brzękiem monet. Były momenty, kiedy czuł, że jest stworzony do walki, a miecz leży mu w dłoni, jak nigdy nie ułożyłby się żaden młotek, motyka czy inne cholerstwo, którym pracuje się na wsi. Można było więc odczuć, że jego zabranie z domu rodzinnego było interwencją sił wyższych, zdążających do postawienia go w tym właśnie miejscu, do którego dotarł. Może nawet interwencją samego Sakira?

Atakował więc mistrza Zakonu Eaha Kotha, który był spokojny, opanowany i o wiele sprawniejszy, niż można go posądzać. Pierwszy atak, cięcie z góry, sparował ukośnie, przesuwając się lekko w bok i pozwalając, by ostrze przeciwnika zsunęło się po jego mieczu. Jak sobie przyobiecał, poszedł za ciosem, lecz jego pionowe cięcie spotkało się z mocnym blokiem. Zakonnik cały czas walczył jedną ręką. Szybkie pionowe cięcie nie napotkało oporu, bowiem dwa szybkie kroki odsunęły przeciwnika spoza zasięgu miecza. Gilles jednak atakował. Przeszedł po półkolu, chcąc nieco okrążyć Eatha, bo czym przypuścił gwałtowny atak. Poziome cięcie na nogę sparowano, a markowany cios spotkał się bez odezwy. Najemnik postanowił pójść na całość, cofnął niesamowicie szybko ręce i pchnął. A wtedy Koth zareagował.

Uniósł w górę miecz, łapiąc go oburącz, przesunął się w bok i potężnym, umykającym oczom uderzeniem odbił pchnięcie. Wojownik stracił równowagę, idąc za ciosem, a chwilę później poczuł kopnięcie w kolano, które zwaliło go z nóg. Natychmiast spróbował się podnieść, ale zimna stal przywarła na chwilę do jego karku. Zaraz po tym obrócił się na plecy, a jego niedawny przeciwnik chwycił go za przedramię i pomógł wstać.

- Dobrze, panie Gilles, dobrze. Jest odrobina chaosu w waszej technice walki, ale to dobry chaos, potrafiący zaskoczyć przeciwnika. Będziecie trudniejszym przeciwnikiem.

Klepnął go w ramię, schował miecz i podszedł powoli do swojego siedziska. Hevald wciąż wydawał się być absolutnie niewzruszony.

- Powiedzcie mi jeszcze, czy coś wam wiadomo o stylach walki nauczanych w zakonie? Laiseran, Mac Dara, Quinlan? Czy też te nazwy nic wam nie mówią? Nie martwcie się, jeżeli pierwszy raz słyszycie, to żadna ujma.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

24
Gilles spodziewał się, że może przegrać walkę i od początku wiedział, iż Koth będzie trudnym przeciwnikiem. Nie miał jednak pojęcia, iż zostanie powalony z taką, dziecinną wręcz łatwością. Choć usłyszał pochwały, zrobiło mu się po prostu głupio. Był przyzwyczajony do tego, że jeśli straci się miecz, to najzwyczajniej w świecie się umiera. Od lat nie stoczył luźnego sparingu, dlatego zasada ta weszła mu w krew i umacniała się w nim za każdym razem, kiedy przetaczał się po polu bitwy bądź używał miecza by odbierać życie. Bolała go po prostu duma, musiał jednak z tym żyć i stawać się lepszy. Przynajmniej miał usprawiedliwienie - ktoś, kto odpiera ataki jedną ręką i porusza się z taką łatwością, musi być szermierzem najwyższej klasy. Gilles, choć nie uważał siebie za laika w walce mieczem, bo przecież nim nie był, nie miałby nic przeciwko byciu trenowanym przez kogoś takiego jak Eath Koth.
Chętnie skorzystał z pomocy i podniósł się, dziękując skinięciem głowy. Adrenalina dalej mu narastała, a myśli krążył wokół miecza, którego schował. Podświadomie analizował wszystkie ruchy w głowie (wszak jego umysł i ciało zareagowały tak, jakby Gill był bliski śmierci), więc był półprzytomny. Dopiero słowa mężczyzny ocuciły go.
- Wybaczcie, Mistrzu Koth, te style nic mi nie mówią, być może nawet nigdy ich nie widziałem. Jeśli taka wasza wola, z chęcią nauczę się któregoś, bądź skrzyżuję mój miecz z użytkownikiem danego stylu... jeśli naturalnie nie będzie to ktoś na takim poziomie jak wy, mistrzu - odpowiedział szczerze.
Gilles nie powiedział tego głośno, lecz nazywanie i posługiwanie się konkretnymi stylami zawsze kojarzyło mu się z zachowaniem młodego, pyskatego szlachcica, który myślał, że jest lepszy od innych bo ma prywatnego nauczyciela-weterana walk. Prawda jest jednak bardziej brutalniejsza, prawdziwe pole bitwy rządzi się własnymi prawami, nie idzie przewidzieć ruchu przeciwnika, a nawet szermierz znający style z każdej krainy może zostać łatwo pokonany przez zwykłego rębajłę. Nie mniej były najemnik musiał przyznać, że szczerze zaciekawiło go jakim stylem posługuje się jego niedawny sparingpartner.
- Mogę spytać, Mistrzu Koth, co teraz ze mną będzie? Bo zakładam, że Rycerz Porse nie ściągnął was tutaj tylko dla przetestowania moich możliwości? - Zaryzykował pytanie.
Nie miał nic przeciwko pogawędce z Eathem, człowiek ten niezwykle przypadł Gillesowi do gustu, lecz nie chciał on tracić czasu rozmówcy. Teraz, kiedy były najemnik chwycił miecz w swoje ręce, chęć działania ponownie w nim rozgorzała. Zapragnął prawdziwej walki, jakiegoś zlecenia, wiedzy. Tak naprawdę zapragnął takiej siły i zdolności jak Eath Koth...

Re: Komandoria Zakonu Sakira

25
Na jego słowa obaj zareagowali uśmiechem. Pierwszy przemówił jednak Hevald Porse.

- Nie czyńcie sobie wyrzutów, panie Gilles, naprawdę. Nie mówiliśmy tego wcześniej, żeby nie nastawiać was psychicznie, ale mistrz Koth jest od dwudziestu lat niepokonanym i najlepszym szermierzem zakonu. Już kilka pokoleń paladynów Sakira dostaje od niego cięgi. Ja sam niejednokrotnie zbierałem baty.
- A o stylach nie ma mowy, przynajmniej na razie. Tych uczymy młodych adeptów, którzy dopiero sięgają po drewniane miecze. Niektórzy je potem łączą, inni stają się specjalistami w jednym. Są przydatne w walce, jaką stoczyliśmy tutaj, kiedy stajemy jeden na jednego. W bitwie rzadko się sprawdzają jakiekolwiek style. Tam, jak przecież wiecie, jest chaotyczna rąbanina, taniec ze śmiercią i walka o przetrwanie. Albo ty wroga, albo wróg ciebie. Wy macie swój własny styl i na razie to wystarczy. Cholera, jest tu jakieś wino? W gardle mi zaschło od gadania i machania mieczem.

Porse obejrzał się i znalazł karafkę z dwoma pucharami. Nalał więc zakonnikowi i Gillesowi, po czy, wręczył obu napitek. W sami był niezły, miał słodki smak i dobrze zaspokajał pragnienie.

- No, dobra, teraz przejdziemy do konkretów. Prawa jest taka, że przybyłem tu sprawdzić, co umiecie, ale także wyznaczyć wam zadanie do wykonania. W Saran Dun pracuje co najmniej kilka grup przestępczych, nie jest to żadna nowość. Nas zainteresowała jednak organizacja zwana Jaszczurami. Produkują masowo narkotyki, zgarniając większość tutejszego rynku, ale również aktywnie bawią się w alchemików. Ostatnio dotarły do nas niepokojące wieści, że w kilku domach w dzielnicy biedoty znaleziono krwawo oprawione zwłoki pozostawione w wyrysowanym pentagramie. Każdy właściciel domu miał powiązania z Jaszczurami. Istnieje obawa, że uprawiają, albo próbują uprawiać czarną magię. Jeżeli jednak wejdzie tam przedstawiciel zakonu, winni ulotnią się wśród rynsztoków i zaułków, a my w życiu ich nie znajdziemy. Dlatego potrzebny nam ktoś incognito. Mówiąc wprost - dowiedzcie się czego tylko można o Jaszczurach. Kontakty, imiona, co planują. Cokolwiek. Nikt nie kojarzy was z zakonem, będziecie doskonale się do tego nadawać. Jeżeli uda się wam dostarczyć nam choć odrobinę informacji, uznam, że śmiało można was wcielić w nasze szeregi. Wiem już, jak walczycie, pokażcie mi teraz, jak potraficie myśleć.

Spojrzał w oczy byłemu najemnikowi, oczekując jego słów i reakcji.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

26
Gilles odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, iżśmiech rozmówców był pozytywny, a on sam nie wyszedł na błazna. Nie wiedział jak zareagować na wiadomość, że Eath jest najsilniejszym szermierzem w Zakonie. Gilles powinien odczuć zaszczyt, zwłaszcza, że usłyszał pochwały, ale jakoś nie mógł. Nie był zazdrosny ani nic, po prostu uświadomił sobie, że jest zwykłym robakiem i musi zabłysnąć czymś innym niż samym mieczem, aby się wybić. Zrozumiał decyzję Hevalda, bowiem prawdopodobnie jego zapał nieco by osłabł, gdyby dowiedział się, że walczy z niezrównanym szermierzem. Z drugiej strony samo przebywanie przy kimś takim przyprawia Gillesa o chęć działania i pokazania, że ma jakąś prawdziwą wartość jako osoba, a miecz jest tylko dodatkiem. Innymi słowy, zapragnął być uznawany jako coś więcej niż chodzący kawał żelastwa, skoro okazuje się, że i w tej materii jest on średnio użyteczny.
Jego zdanie o stylach pokrywało się z Eathem, co tylko dowodzi, jak bardzo Sakirowiec jest doświadczony i świadomy różnic między normalnym pojedynkiem, a polem bitwy. Nie mniej były najemnik nie jest pewien, czy nie czeka go teraz więcej "kameralnych" w stylu tej z Uratai bójek niż większych akcji, a poza tym zawsze dobrze wiedzieć z czym ma się do czynienia. Postanowił jednak odpuścić ten temat, rozmyślanie o tym nie jest mu bardziej potrzebne.
Gilles skinieniem głowy podziękował za puchar i upił łyk, choć nie zaschło mu w gardle jakoś bardziej. Nie był koneserem wina, lecz musiał przyznać, że to, które właśnie otrzymał, było chyba najlepszym jakie przyszło mu w życiu pić. Niewyobrażalnie lepsze od tych rozcieńczonych "win" za parę gryfów dostępnych w karczmach. Mężczyzna odkleił uwagę od napitku i skupił się całkowicie na słowach rozmówcy, mocniej zaciskając puchar.
- Rozumiem... - rzekł powoli. - Akceptuję zadanie i oznajmiam, iż zrobię wszystko co w mojej mocy, by wykonać je pomyślnie - powiedział niemalże uroczyście, gdyż nie wiedział jak odpowiedzieć inaczej. - Mam jednak kilka pytań. Czy w razie problemów, bądź będąc pewnym uprawiania czarnej magii przez cele, mogę dokonać małego pogromu, starając się zachowując głowy tych postawionych wyżej w hierarchii? W pewnym momencie mogę znaleźć się w sytuacji bez wyjścia, chodź oczywiście postaram się unikać walk. Drugie pytanie brzmi, czy skontaktować się z kimś z Zakonu mam dopiero po wykonaniu misji, czy przekazywać informacje na bieżąco, a jeśli tak, to w jakiej formie? Istotną wersją jest również, czy mamy jakiś punkt odniesienia, ślady, bądź miejsce, gdzie miałbym zacząć misję? Oczywiście tak czy inaczej dosięgnąłbym celu, lecz wówczas mógłbym stracić nawet kilka dni. I w końcu ostatnie pytanie. Nie uznajcie mnie panowie za chciwca, lecz jestem bez grosza przy duszy. Zapewne zajmie mi kilka dni nim zbiorę dostateczną ilość dowodów i informacji, a w tym czasie będę musiał gdzieś spać i coś jeść, jak się domyślacie powrót na Komandorium odpada. Otrzymam jakąś skromną zaliczkę? - Upił porządny łyk wina, gotując się na reakcję rozmówców.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

27
- Słuszne pytania, zaraz na nie odpowiemy, tylko wcześniej... Hevaldzie, nalej no jeszcze tego wina, bo smaczne - rycerz dolał mu więc. Odczekali chwilę, nim zakonnik łyknął sobie znowu i podjął rozmowę.

- Nawet, jeżeli będziecie pewni, że uprawiają czarną magię, absolutnie nie wdawajcie się w żadną walkę. Zabiją was bezsensownie, a to nam się nie przyda. Gdybyście mieli pewność, że was podejrzewają, wycofajcie się, jeżeli jednak dojdzie do sytuacji, w której zagrożone będzie wasze życie, naturalną rzeczą będzie, iż podejmiecie obronę. Raporty będziecie składać na bieżąco, jeżeli potraficie pisać, za pomocą krótkich listów, jeżeli nie, za pomocą naszego informatora. I to on będzie waszym punktem zaczepienia. Facet werbuje chętnych do pewnych... Eksperymentów. Naszym ludziom udało się do niego dotrzeć i okazało się, że ma dwójkę dzieci i żonę, więc pieniądze zakonu wcale mu nie śmierdzą. Wprowadzi was w początkowe kręgi działalności, pewnie będziecie musieli pomagać przy błahostkach, ale od czegoś trzeba zacząć. Bądźcie gorliwi w obowiązkach, spełniajcie wszystkie ich polecenia. Jedzcie z nimi i pijcie, choćbyście w sercu mieli gniew i nienawiść dla nich. Co zaś się tyczy kwestii pieniężnych, na początek dostaniecie dwadzieścia srebrnych monet. Mam szczerą nadzieję, że zamkniemy się w tej kwocie, gdyż z funduszami jest tutaj krucho. Na odprawie dostaniecie jeszcze coś, taką, rzekłbym, ostatnią deskę ratunku. Czy macie jeszcze jakieś pytania?

Upił wyk wina, słuszny po tym małym monologu, po czym spojrzał na Gillesa.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

28
Gilles zastanawiał się krótszą chwilę.
- Gdzie spotkam tego informatora, jak go rozpoznam, a jak on rozpozna mnie? Komu mam przekazywać listy, informatorowi? Proszę wybaczyć pytania, lecz chcę się przygotować jak najlepiej. Kwestia pieniężna oczywiście jest jak najbardziej w porządku.
Czuł dreszczyk emocji i w żadnym wypadku nie bał się porażki. Zmienił się, choć jeszcze nie tak, jakby chciał. To zlecenie było dla niego kluczowe i przysiągł sobie, że wykona je wzorowo lub umrze. Jego nowy start właśnie się zaczął i musi wziąć porządny rozbieg. Dawno nie czuł się zdeterminowany.
- Jeśli to wszystko, rozumiem, że mam wyruszać od razu? Chciałbym po drodze załatwić jedną sprawę, osobistą, jeśli można - oznajmił.
Większość zostało powiedziane. Gilles jedyne co musi teraz zrobić to wziąć się do roboty i stawić czoło przyszłości, nie ważne jaka by ona nie była.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

29
- Rozumiemy te pytania, rozumiemy, cieszymy się, że chcecie być odpowiedni przygotowani. Informację będziecie wrzucać do skrzynki kontaktowej w dzielnicy biedoty. Informator wam ją wskaże. Spotkacie się z nim jutro w karczmie "Pod sierpem i młotem", tuż po zmierzchu, wtedy jest tam najwięcej ludzi. On opowie wam resztę i wprowadzi w ten skomplikowany świat.

Sprawa wydawała się być niebezpieczna, jak zawsze, kiedy w grę wchodziło działanie pod przykryciem i to na terenie wroga. Każde potknięcie mogło kosztować Gillesa życie i wiedział o tym. Z pewnością zadanie nie należało do najbezpieczniejszych, ale podjął się go i odwrotu nie było.

Na wzmiankę o prywatnych sprawach zakonnicy spojrzeli po sobie z uniesionymi brwiami, ale nie przerwali, słuchając mężczyzny do końca.

- Tym razem pozwolimy, panie Gilles, ale musicie pamiętać, że Zakon daje wam siebie, a wy oddajecie siebie Zakonowi. To nie jest więź, którą łatwo zerwać, kiedy już raz się nawiąże. Tedy i my musimy zapytać, co to za sprawy? Chcecie się z kimś zobaczyć, spłacić dług? Mam nadzieję, że jest to sprawa ważna i nie cierpiąca zwłoki.

Głos Kotha był poważny, najwidoczniej uważał, że wcześniejsze życie były najemnik ma za sobą, teraz powinien, w jego opinii, oddać się swej nowej ścieżce. Można było się jedynie domyślać, jak zareaguje na wieść, że chce odebrać należną mu nagrodę pieniężną, a przed chwilą prosił o fundusze na wykonanie misji. Nie było wiadome, jak mistrz Eath odnosi się do nadmiernego gromadzenia sobie skarbów ziemskich.

Re: Komandoria Zakonu Sakira

30
- Oczywiście, rozumiem. Ofiarowałem siebie Zakonowi i nie mam zamiaru zrywać tej więzi. Jest jednak jedna rzecz, którą muszę załatwić, by ostatecznie zerwać z poprzednim życiem najemnika. Musze odebrać zapłatę za zlecenie, które polegało na zaatakowaniu Uratai. Jeżeli otrzymam pieniądze, nie będę musiał nadwerężać zasobów srebra Zakonu i przez jakiś czas będę w stanie żyć samemu. - Opowiedział jak stoi sprawa, szczerze i nie pomijając żadnych szczegółów.
Doskonale zdawał sobie sprawę jak może to brzmieć, nie miał jednak złych intencji. Owszem, w pierwszej chwili odezwała się w nim chciwa dusza najemnika, która wypatrzyła dość korzystną okazję na dodatkowe pieniądze. Szybko jednak odezwał się instynkt samozachowawczy Gillesa, który ocucił go i uratował przed poważnymi konsekwencjami. Nowe życie wymagało pozbycia się starych nawyków i mężczyzna musiał co chwilę powtarzać to sobie, od nowa tworzyć samego siebie.
- Jeśli na misję wyruszam dopiero jutro, byłbym w stanie bez problemu załatwić moją sprawę dzisiaj, przejść się po mieście i wrócić, by spędzić noc i dokładnie przygotować się przed jutrem - dodał techniczny obraz jego planów.

Wróć do „Saran Dun”