[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

46
POST POSTACI
'Nie tak miało być'- kolejny raz myśl ta rezonowała w głowie Morta. Już miało się udać. Już wystarczyło wyjść i uciec. Ale nikt nie pomyślał o psach... Choć kiełbasę wziąłby ze sobą... Nie pozostało wiele możliwości. Z chłopakami nie miał kontaktu wzrokowego, a rannego Psa z pomocą i chłopaka ze źrebakiem puścił przodem. Nie było więc możliwości skoordynowania działań. Musiał działać sam. On i dwa psy. I brak doświadczenia w walce ze zwierzętami. Ale co tam. To już nie była sprawa zdobycia sakiewki. Może iść dalej i doświadczyć psa na karku, albo stawić mu czoła.

-Idź dalej. Za mgłą chłopaki Ci pomogą i odzyskasz wolność.- powiedział do pegaza. Nie był pewien, czy ten zrozumie jego słowa. Pogłaskał go jeszcze po łbie i klepnął delikatnie, jakby chciał go pogonić we właściwym kierunku.

Teraz pozostało już tylko starcie. Nie miał wiele czasu, a musiał się przygotować. Wysilił wolę, by zmodyfikować swoją Zdolność. Chciał usunąć zasłonę na przestrzeni kilku kroków przed nim. Chciał widzieć, kiedy psy zaatakują. Zdjął kurtę z prawej ręki i owinął szybko nią lewe przedramię. Dobył noży i czekał. Miał nadzieję, że pies zaatakuje wyeksponowaną rękę, a nie pójdzie do gardła. Problem tylko w tym, że psy były dwa... Pojawiła się jednak drobna iskierka nadziei w jego głowie. Te psy go znały. Nie jakoś dobrze, wszak widziały go tylko raz, przy balu. Jednak może to da mu choć drobny atut? Znów problem... Na psach też się nie znał.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

47
POST BARDA


Mgła była dobrym sposobem na zgubienie pościgu, ale również na zgubienie swoich towarzyszy. Ranny Pies i chłopcy zniknęli Mortiushowi z oczu. Wydawało się przynajmniej, że pościg skupił się na nim, a tamci mogli uciec do bezpiecznego miejsca i opatrzeć szefa, jak również zająć się końmi.

Problemem było to, że Mort puścił przodem również klacz, którą przecież miał sprzedać baronowi! Pegaz wydawał się rozumieć i zachęcony, poszedł przodem. Pierwszy zniknął jego zad, zakryty mgłą, wkrótce ucichły również dźwięk jego kopyt na miękkiej ziemi, zastąpiony przez ujadanie psów.

Interesy nie były dla Morta ważniejsze niż moralność, a tą najwyraźniej kierował się, gdy postanowił stawić czoła napastnikom z domu Vondelblettenów. Stał we mgle sam, jak wojownik, który własnym ciałem miał ochronić uciekających towarzyszy... Nie byli mu dane walczyć. Mimo tego, iż widział nadciągającego psa, bestia w pełnym biegu rzuciła się do osłoniętej kurtką ręki, nie pozwalając na rekację inną, niż zasłonięcie ramieniem. Zwierząt były jednak trzy sztuki. Kolejny dorwał się do nogawki, powalając artystę na ziemię. Trzeci stał w odległości kroku i szczerzył zęby, warcząc przerażająco. Każdy ruch mógł skończyć się atakiem na tchawicę. Psy znały go zbyt słabo, by uznać za przyjaciela. Zostały wyszkolone do łapania zdobyczy, a czym był Mort, jeśli nie zwierzyną, która grzecznie czekała na śmierć, podyktowany jednym słowem pana? Były jednak na tyle dobrze wyszkolone, by nie zagryzać go od razu.

Niedługo potem pojawił się Ard, a wraz z nim pół tuzina strażników.

- Trzymać go! - Warczał Ardal, ni to do psów, ni to do swoich ludzi. - Gdzie jest mój koń, draniu?! Gadaj, jeśli ci życie miłe!

Warczenie i obnażone zęby, szczęk broni, ostrzegawcze trzeszczenie naciąganej kuszy... Mortiush był w potrzasku. Co gorsza, ani Pies, ani chłopcy, ani nawet pegaz nie szedł z pomocą! Pytaniem pozostawało, do czego zdolny był Ard.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

48
POST POSTACI
Raz jeszcze zadźwięczała ta myśl- 'Nie tak miało być!'. Jakiś impuls popchnął go do czynu niemalże bohaterskiego. Chcąc uratować kompanów i niezwykłego zwierzaka, postanowił się poświęcić. Nawet w sumie nie postanowił. Nie było to kalkulowane działanie. Po prostu to zrobił. A teraz leżał przygwożdżony przez psy...

Skupił się jednak by dokończyć co zaczął i teraz już bardziej świadomie wysilił się, by utrzymać mgłę. Nic poza tym, tylko utrzymać.I najlepiej udawać, że to nie on jest uzdolniony. Jego sztuczki mogą się jeszcze przydać. Na szczęście przygotowując się umazał twarz, więc była szansa, że go nikt nie rozpozna. Jak już mgła nie będzie potrzebna, będzie trzeba przywdziać maskę dla pozostania anonimowym. Ale najpierw dajmy chłopakom czas na ucieczkę. Ciąg dalszy będzie trzeba opracować później.

Na pytania i zaczepki postanowił nie odpowiadać. Jakby zechcieli wymusić odpowiedź siłą, pewnie by długo nie wytrzymał. Nie sądził, by mieli tu mistrza tortur, jednak i on nigdy swojej wytrzymałości na takie nie testował. Jednak jak to bywa w takich bohaterskich chwilach, czuł się nieugięty i zwłoką chciał kupić możliwie dużo czasu kompanom. Może docenią... Szkoda tylko, że życie nie wygląda jak na kartach powieści. Tam można by mieć pewność, że znajdzie się wyjście z tej beznadziejnej sytuacji.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

49
POST BARDA


Granie na zwłokę było na rękę sprawie Mortiusha. Mężczyzna trzymał iluzję mgły, pozwalając pozostałym umknąć do lasu. Czuł, że nie będzie pożytku z pozostałych przygotowanych szkiców. Zbójowie spod znaku czarnej róży wymagali zbyt dużych pokładów energii, której Mort już nie miał.

Przezornie nie odzywał się, ale to nie sprawiało, że napastnicy mieli dla niego więcej miłych uczuć. Bynajmniej.

- Brać go!

***

Ocucenie nie należało do najprzyjemniejszych. Po tym, jak dostał w głowę wcześniej, obudził się z pomocą zimnego kubła wody wylanego na głowę. Gdzieś między szumem wody przebijał się płacz dziecka.

Mężczyzna znajdował się w pomieszczeniu. Przez przeszklone ściany oranżerii doskonale widział otoczenie pałacyku Vondelblettenów. Mgła opadła, lecz ciemność nocy skutecznie ukrywała dal.

- Pan Mortiush. Mówiłem żonie, żeby nie przyprowadzała do domu żebraków. Tak to się kończy. - Wzdychał Ardal, stojący na przedzie. - Masz szczęście, że nie jestem mordercą, ale Straż miejska jest w drodze. Jeśli powiesz mi, gdzie jest mój koń i kto go zabrał, może ich odwołam. Tylko bez sztuczek.

Postać Arda była oświetlana przez ledwie pojedynczą świeczkę, a wokół niego czaili się jego ludzie. Wszelkie próby spełzły na niczym, gdy Mort próbował sie poruszyć. Przywiązano go do krzesła, wcześniej spętując mu ręce. Był na łasce Pana Vondelblettena.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

50
POST POSTACI
Sprawy nie miały się zbyt ciekawie. Mort próbował panować nad sobą i nie spanikować. Głowa go bolała, rozglądał się wokół i powoli odzyskiwał świadomość otoczenia. Skoro on był tutaj, był też Ardal, znaczy że reszcie udało się zbiec. Nie zadawałby takich pytań, gdyby było inaczej. To trochę poprawiło mu nastrój. Cokolwiek się stanie, jego ofiara przynajmniej ma jakiś sens. Ale czy to jakakolwiek pociecha? Dla niego raczej niezbyt.

Dalsza analiza sytuacji. Związany. Na krześle. Mocne krzesło? Może dałoby się je roztrzaskać i zyskać zdolność poruszania się? Ale co potem. Strażnicy. Ilu? On skrępowany. Nie ucieknie. No i psy. Z nimi ciężko się ścigać. Pertraktować? Oddać konia? Nie temu bydlakowi. Już w stajni postanowił, że cokolwiek się stanie, ten nie może kontynuować swojego procederu. Oszukać go? To mogło by zadziałać. Albo kupić mu trochę czasu na przygotowanie ucieczki. A miał go? Tamten twierdzi, że wezwał straż. Ale jakoś nie brzmi to przekonująco. Jakby tak było to zostałby zdemaskowany jako hodowca upośledzonych pegazów. A już na pewno nie odzyskałby swojej nadziei na dalszy dobrobyt. W takim wypadku traci wszystko. A więc to najpewniej blef. A jak z nim pograć? Ciężka sprawa. Mort nigdy nie był psychologiem. Mógłby wesprzeć się Zdolnością, jednak był wycieńczony i dopiero co się ocknął z omdlenia. Energii wystarczyłoby mu może na jakiś zryw. Jednak na manipulację nie było co liczyć. Pozostawały więc słowa. I zaraz się okaże, czy jest w nich wystarczająco dobry...

-Witaj Ard- powiedział Mort spoglądając na niego. Rozpoznanie go utrudniało przyszłość, jednak to było zmartwienie na później-Na Twoje pytania, choćbym chciał, nie jestem w stanie odpowiedzieć. Albo może częściowo. Ja go zabrałem. Nie mogłem dopuścić, byś kontynuował to, co zrobiłeś tej istocie. A gdzie jest? Nie wiem. Zaczekałem na was, a Ją poprosiłem by uciekała. Nie mam pojęcia, dokąd się udała.

Jeszcze kiedy mówił dotarło do niego, że pozowanie na bezużytecznego nie jest dla niego korzystne. Musiał mu coś dać, żeby rzeczywiście go nie zabił tu i teraz. A najlepiej byłoby tą swoją historię wzbogacić o jakieś rzeczywiste elementy. Była by bardziej wiarygodna.

-Ale wiem, komu zależało na tym, by zdobyć Twój skarb. Dobrze, że i on jej nie dostanie. - dodał po krótkiej pauzie -I tak już będe miał z nim problem.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

51
POST BARDA
Bogowie raczyli wiedzieć, czy Pies i pozostali docenią poświęcenie Morta. Może będą wspominać go, paląc świeczki ku jego pamięci, a może nawet osobiście przyjdą na plac, gdy straż będzie wieszać koniokrada? Myśli, które pojawiały się w głowie Mortiusha, nie mogły być zbyt kolorowe.

Pomieszczenie było zbyt ciemne, by dobrze dostrzec tych, którzy znajdowali się przy nim. Nie wiedział, ilu jest za nim, ilu mogło być w innych pomieszczeniach. Mort, na ile mógł to orzec, był otoczony. Nawet krzesło, do którego postanowiono go przywiązać, było dość porządne.

Ardal daleki był od używania uprzejmości. Im dłużej Mort się przyglądał, tym wyraźniej widział oznaki zdenerwowania. Arystokrata miał skrzyżowane ręce na piersi i zmarszczone czoło, rytmicznie tupał stopą, nawet nie starając się ukryć emocji. Byle Mortiush pozbawił go największego źródła dochodu! To wołało o pomstę do nieba!

- Nie masz pojęcia, co jej zrobiłem! - Warknął na niego, dając znak stojącemu najbliżej strażnikowi. W jednym momencie policzek Mortisha zapiekł, gdy mężczyzna zdzielił go okutą rękawicą. - Gadaj, gdzie ją zabrali! Wiem, że było was więcej! - Kolejne skinienie, i kolejny ból, tym razem z drugiej strony. - Kto zlecił ci tę kradzież? Skąd wiedziałeś, że mam pegaza!?
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

52
POST POSTACI
Myśli Morta były wręcz bardzo kolorowe. Choć to zależy jak na to patrzeć. W kolorach dominowały odcienie szarości. Zastanawiał się, kiedy stał się takim idealistą. Kiedy tylko zobaczył, co się dzieje za murem, postanowił nie tylko nie wykonać zlecenia, ale też wymordować odpowiedzialnych. Nie mógł jednak tego dokończyć, bo główny odpowiedzialny był tutaj, kiedy on nie mógł zareagować... Czarne myśli jednak czasami rozwiewał mały promień nadziei. Może nie tylko on uwierzył w ideały? W końcu został i zatrzymał pogoń, by reszta mogła ujść. Nie mieli szansy uciec przed psami. Czy to była dobra decyzja? Jakby biegł dalej, może by dopadły kogoś innego?
Po chwili jednak pojawiała się myśl, że jutro "mili panowie" zapukaliby do niego i i tak byłoby nieciekawie. Pozostawało mieć nadzieję i trzymać się tego, że kompani go nie zostawią. Straż miejska raczej mu nie groziła. Ardal za dużo tracił na takim rozwiązaniu. Z każdą chwilą jednak pewność co do tego była poddawana próbie. 'Muszę wytrzymać'- pomyślał-'Później będzie okazja, by się urwać'.
Musiał zachować siły. A to oznaczało, że musiał trochę współpracować, by dać im coś co powstrzyma ich od skatowania go. Zastanowił się, na ile pozostało mu energii. Czy zdoła jeszcze użyć Zdolności? Tymczasem parszywy gospodarz dalej pytał. I nie dał Mortowi czasu, by ten odpowiedział. Nadeszły uderzenia. Niezbyt przyjemne... Po tym akcie Mortiush potrząsnął głową, zamrugał by wrócić do siebie. Musiał coś odpowiedzieć. Musiał toczyć te grę, jakimkolwiek wynikiem się ona skończy. Ale czy starczy mu sił?

-Wiem, co jej zrobiłeś. Widziałem.-zaczął. Chciał, by jego spojrzenie było zimne i pewne.-I nie mogę ci powiedzieć, dokąd ją zabrali. Jeśli wogóle ją zabrali. puściłem ją wolno i zaczekałem na was. Może gdzieś odleciała? A gdybym chciał, to nawet nie mógłbym powiedzieć, dokąd ją mogli zabrać. To nie moja część roboty. A kto to zlecił? Ktoś straszniejszy od ciebie. I właściwie to nie zlecił. Po prostu zdecydował, że musimy to zrobić. Na pewno bardzo by nie chciał, bym to ujawnił. A jeśli, to niewykluczone, że będzie chciał posprzątać bałagan. Mogłoby to zaszkodzić jego reputacji.

Mort pozwolił sobie tutaj na odrobinę blefu. Nie do końca kłamał. Było w tym sporo prawdy. Nie był pewien czy groźba tego typu zadziała. Nie był pewien, czy baron rzeczywiście miał takie możliwości i czy zestawienie tych słów z jego imieniem nie obali całej intrygi. Ciężko było myśleć w takich warunkach. Ten "plan", jeśli można było tak nazwać improwizowane działanie, wydawał się mieć wiele luk...

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

53
POST BARDA
Mortiush grał na zwłokę, stosował blef, który nawet podziałał. W oczach Ardala pojawiło się wahanie, jednak tylko na krótką chwilę, nim ustąpiło kolejnym nienawistnym spojrzeniom.

- Zabiłeś moich ludzi i ukradłeś mojego konia. - Wysyczał przez zęby. - Nie obchodzi mnie, jak wysoko postawiony jest ten, który to zlecił. Pożałujecie, wszyscy pożałujecie!

Zwykle opanowany Ardal pokazywał swoje prawdziwe oblicze, gdy przyciśnięto go do muru. Pegaz był przyczyną jego bogactwa. Wykastrowane pół-pegazie wałachy mogły być ostatnimi okazami, które sprzeda!

- Nikt nie uwierzy w to, co widziałeś, ale każdy widzi, że jesteś koniokradem. Pilnować go do nadejścia straży!

Ludzie Arda zostali w pomieszczeniu, tak samo jak psy arystokraty, które tylko czekały na jeden nieodpowiedni ruch. Mort, choćby chciał, nie miał możliwości wyrwania się z więzów. Wkrótce płacz dziecka również ucichł, gdy ojciec musiał utulić swoją córkę i uspokoić żonę.

Nie trwało to długo, gdy pojawiły się kolejne kroki i do oranżerii wpadł oddział uzbrojonych strażników miejskich. Ardal nie kłamał - rzeczywiście posłał po straż!

- Cztery trupy, dwa konie zniknęły, uciekli z nimi jego wspólnicy. - Wyjaśnił jeden z ludzi Vondelblettenów. - Panu Vondelblettenowi bardzo, bardzo zależy na odnalezieniu klaczy i ukaraniu zbiegów.

Dopiero po przekazaniu informacji, przywódca oddziału zwrócił się w kierunku Morta. Miał łysą głowę z blizną przebiegającą przez prawą część czoła, a minę tak srogą, jakby samym wyrazem twarzy chciał zmusić do gadania. Rozumiejąc, że im dłużej zwlekają, tym mniejsze są szanse na odbicie zwierząt, w paru długich krokach znalazł się przy Morcie. Nie bawił się w bicie rękawicami, za to wyciągnął długi nóż i przytknął go do brody uwięzionego, by płazem unieść mu twarz.

- Mądrym będzie, jeśli zaczniesz gadać. - Pogroził. Jeśli Mortiush nie chciał zdradzać informacji Ardalowi, może zacznie sypać straży?
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

54
POST POSTACI
Pewnym pocieszeniem, choć nędznym, był widok Ardala, który naprawde nie wiedział, co ma robić. Mort przemilczał dalsze jego wybuchy nie chcąc się wdawać w dalszą dyskusję. Nie widział zysku dla siebie wtym, a mógł coś jeszcze chlapnąć na swoją niekorzyść. Sam był w tym wszystkim pod wrażeniem własnego spokoju i tego, że jeszcze nie pochłonęła go panika. Może był silniejszy, niż mu się wydawało?
Zdziwił się, gdy pojawiła się straż. A jednak faktycznie ich wezwał... Widać gospodarz pogubił się w tym jeszcze bardziej niż się zdawało. W tej sytuacji przekreślał swój interes. Nawet jeśli uda się im wydobyć informacje wystarczające dla odzyskania pegaza, przestanie to być tajemnicą. Czyli jego interes będzie mocno zagrożony. Widać nie był on jednak tak zdolnym człowiekiem interesu. Musiał mieć po prostu szczęście.
W pierwszej chwili, kiedy strażnicy wpadli do pomieszczenia Mort zlustrował ich i policzył. Pancerze, broń... Nie wydawało się być dobrym pomysłem walczyć z nimi. jednak będą go musieli stąd przetransportować. A najłatwiej się ucieka z transportu, czyż nie? Sam nie był pewien, nigdy nie próbował... jego rozmyślania szybko przerwał ich przywódca, podtykając sztylet pod gardło. Nie było to przyjemne. Pierwszy raz Mort czuł zimną stal przy gardle. Z trudnością przełknął ślinę i spróbował się odezwać. Za pierwszym razem nie wyszło. Ponowił więc próbę.

-Chyba tak.- zaczął. Może to pozwoli trochę złagodzić napastliwość Łysego? Szybka kalkulacja mówiła, by kontynuować to, co zaczął. Jakkolwiek dziwnie będzie to brzmieć, powie prawdę, może troszkę modyfikując opowieść i co nieco pomijając-Trupy się chyba zgadzają, konie już nie. Zabrzmi to niewiarygodnie, więc pewnie będziesz mnie bił bym zmienił zdanie, ale właściciel tego burdelu jest człowiekiem podłym. Więził i wykorzystywał tu magiczne stworzenia. To nie są konie. Przynajmniej nie zwykłe. Uratowałem je z łap oprawcy! Pozostałe też należałoby stąd wyprowadzić.

Mortiush nie wiedział, jak potoczy się dalej ta "rozmowa". W najgorszym wypadku będzie myślał nad ucieczką w drodze. Byle tylko zdążył wymyślić na to sposób zanim dotrą do szafotu...

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

55
POST BARDA

Mężczyzna nie wydawał się przekonany słowami Mortiusha, nie wyglądał też na ani odrobinę przekonanego. Ku zdziwieniu Morta, strażnik nie zamierzał go bić, wręcz przeciwnie, zabrał nawet nóż, którego zimna stal odciskała się na podbródku.

- Kolejny, który ma się za obrońcę uciśnionych, kapitanie. - Mruknął jeden z ludzi łysego. - Tym razem zwierząt, co?

- Mówił, że mamy jednorożce! - Zakpił jeden z ludzi Ardala. Fortel był oczywisty, ale dla kogoś, kto niczego nie podejrzewał, mógł okazać się zabawnie rzuconym komentarzem. Kilku strażników zarechotało zgodnie.

- Dość. - Kapitan syknął przez zęby. - Zabierzcie go stąd. Jeśli chce kraść konie pana Vondelblettena, są osoby, które się nim zainteresują.

Wizję Morta przesłoniła płócienna torba, zarzucona na jego głowę. Ogarnęła go nieprzenikniona ciemność. Jak szmacianą lalkę wywleczono go z oranżerii, a następnie wrzucono na wóz, który miał zabrać go z powrotem do miasta. Nie miał pojęcia, gdzie go zabierają, strażnicy oszczędni byli w rozmowach między sobą. Nikt nie przyszedł mu z pomocą, ani wtedy, gdy opuszczał pałacyk, ani później, gdy trafił do przeznaczonego mu miejsca.

Akcja przeniesiona tutaj.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”