[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

16
POST POSTACI
Nowa sytuacja, mimo tego iż spodziewał się właśnie czegoś takiego, i tak uderzyła Mortiusha. Nagle został rzucony jak zwierzyna na pożarcie. Stał tak przy gospodarzach i przypomnienie Pani Amerliny obudziło go nieco. Uśmiechnął się i kiwał głową, choć nie wiedział po co. A żeby atrakcji nie było końca, to jeszcze baron rzucił się na niego i zaczął go obłapiać... I do tego znów ten malarz. Chyba przyjdzie od samego początku rozczarować gości. Pozbierał się jednak i uświadomił sobie, że chyba powinien coś powiedzieć.

-Bardzo mi miło-zaczął wyswobadzając się z objęć barona. -na starcie jednak muszę sprostować pewną drobną...sprawę.

W tym momencie uderzyła go waga tego, co mówi i kompletnie nie wiedział, jak zostanie to odebrane. Zaczął jednak, więc musiał kontynuować. Zresztą... I tak nie zamierzał zostać mistrzem artystą, jak to określił gospodarz. Dziwne było, że w ogóle choć przez chwilę tak o sobie myślał. W końcu był tylko prostym ulicznikiem, niegdyś synem mieszczan-dziś nikim. Co więc mu to może zaszkodzić

-Pędzel jakoś nigdy nie leżał mi w dłoni-kontynuował, spokojniejszy już gdy uświadomił sobie, że wszystko mu jedno-moją domeną jest węgiel i rysunki tym właśnie tworzone. Nie dziwne więc, że Pani nie słyszała o malarzu Pethorze. Z przyjemnością jednak Was naszkicuję, zamiast malować.

Kończąc zdanie ukłonił się, a przynajmniej tak mu się zdawało, baronowej. Uśmiechał się przy tym, teraz już szczerze, i interesowała go bardzo reakcja zgromadzonych na te słowa. W końcu mogło to być odebrane jako ujma dla Gospodyni, skoro ta im nagadała o wielkim malarzu, który będzie tworzył dla nich.

-Węgiel jednak jest lepszy do takich celów, bo rysunek zaraz po ostatnim pociągnięciu jest gotowy do prezentacji i nikt nie pobrudzi się niezaschniętą farbą. Jest to też zdecydowanie szybsza technika, więc nie trzeba nazbyt długo odrywać się od przyjemności balowych.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

17
POST BARDA
Spojrzenia gości utkwiły w malarzu, jakby spodziewając się, że będzie miał coś mądrego do powiedzenia. Wszyscy oczekiwali od niego bycia centrum rozrywkowym i chłonęli jego słowa, nie spodziewając się rozczarowania.

Mortiush, nawet nie będąc nawykłym do zachowań bogaczy, stanął na wysokości zadania. Bo choć jego pierwsze słowa sprawiły, że paru z zebranych gości zmarszczyło brwi, to kolejne utwierdziły w przekonaniu, że może zaoferować im coś lepszego od oklepanego, znanego wszystkim malarstwa!

- I rysuje pieski! - Dodała Lidia, która pojawiła się nie wiedzieć skąd. Jej komentarz wywołał parę śmiechów.

- Doskonale! Pieski, ludzi, nas! - Zawołał baron, podchodząc znów do mistrza i obejmując go ramieniem. Mężczyzna najwyraźniej bardzo lubił bliskość, a co za tym idzie, wciskanie się innym w strefę osobistą. - Doskonały wybór, Amerlino!

Pani Vondelbletten wydawała się zaskoczona pochwałą. Dygnęła lekko.

- To moja przyjemność, panie baronie.

- Ach, ileż się już znamy! Mów mi Francis, kochana. Ty również, mistrzu. - Zaoferował Mortiushowi. - Ale, ale! Zaprosicie nas do stołu? Dlaczego jeszcze tu stoimy?! Przejdźmy do jedzenia!

W jednym momencie to pan baron stał się centrum rozrywkowym spotkania. Zagadywał gości, zapraszał do stołu, rzucał służącym polecenia, klepał i głaskał ramiona innych, jakby nie było mu dość! Rozsadził równiez zebranych według własnego widzimisię. Mortiushowi miejsce przypadło tuż po jego prawicy, między baronem i Ardalem.

Wkrótce podano obiad: pieczony drób i wieprzowinę, sałaty, sosy, kasze i ziemniaki, owoce i warzywa, napitki alkoholowe i te bez. Państwo rozmawiali przy akompaniamencie skrzypiec.

Amerlina wychyliła się ponad Ardalem i tyknęła Morta w ramię.

- Mistrzu? Czas ruszać do pracy.

- Daj mu zjeść. - Wtrącił się Ard.

- Nie za to mu płacę!
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

18
POST POSTACI
Nietypowe i niekoniecznie przyjemne było obserwowanie, jak wszyscy mruczą, kiwają głowami, a przy ty wpatrują się w niego. Jego słowa jednak nie wywołały oburzenia. Było to poniekąd dziwne, bo chyba właśnie powiedział, że gospodyni wprowadziła ich w błąd, okłamała niemal. No ale cóż... Dziwna jest ta "elita". Na szczęście baron przejął inicjatywę i szybko skierował całą uwagę na samego siebie. Dało to Mortowi nieco wytchnienia. Próbował się zrelaksować, jednak przyszło mu usiąść przy baronie, który był głównym jak się okazało gościem, któremu wszyscy mieli nadskakiwać. Pamiętał jeszcze z domu rodzinnego, że po prawej stronie sadzało się zawsze najważniejszego. A tu siedział on, przed gospodarzem... Czy to nie była zniewaga?

'Byle tylko nie skończyło się to awanturą'- pomyślał Mortiush. W międzyczasie już powtarzał sobie obmyślone drogi ucieczki na wszelki wypadek.

Nie zdziwiło go, gdy Amerlina pogoniła go do pracy. W końcu ona dobrze wiedziała, że nie jest on szanowanym mistrzem w swym fachu, a jedynie brudnym ulicznikiem. Spodziewał się tego i na szczęście zdążył zjeść już wystarczająco, żeby móc to pamiętać przez długi czas. Nie zamierzał jednak całkowicie rezygnować z przyjemności jedzenia i już obmyślił, jak tego dokonać. Wystarczyło nie oddalać się od talerza, dzięki czemu można będzie skubać coś cały czas. Nie odpowiadając nawet. Wytarł ręce, odsunął się na krześle ustawiając w pozycji z dobrym tłem dla swego obiektu i wyjął swój szkicownik. Uznał, że to właśnie baron z żoną powinni mieć pierwszeństwo i to ich właśnie zaczął szkicować. Miał cichą nadzieję, że nie zwrócą uwagi na ten fakt i zdąży skończyć szkic, nim spostrzegą ten fakt. Mimo wszystko jednak fajnie było być docenionym, a baron zdecydowanie mógł doceniać miło i, co ciekawsze, hojnie. Szkic miał przedstawiać iście królewski majestat bijący od pary, dumne spojrzenia, wypięta pierś. Na pewno należało pominąć sos cieknący po brodzie i udko w dłoni.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

19
POST BARDA
Kunszt Mortiusha nie pozostał niezauważony, ale wbrew planom pozostania niedaleko talerza, goście nie pozwolili mu na napełnienie brzucha. Po pierwszym szkicu państwa baronów nadszedł czas na kolejnych gości, a kiedy pozostali zobaczyli, do czego zdolny jest Mort i to w jak szybkim tempie... rysownik miał mieć wieczór zdecydowanie zajęty.

Szczególnie panie interesowały się usługami Mortiusha. Wkrótce goście wstali od stołów, a kobiety prosiły o kolejne rysunki... najpierw w parach, później osobno, potem grupą, któraś poprosiła, by dodał im na rysunkach śmieszne kapelusze albo inne dodatki i Mort nie mógł się opędzić od potencjalnych przyszłych klientów na kolejne bale. Podpite arystokratki chichotały, oglądając kolejne rysunki Morta, po jakimś czasie dołączyli też początkowo nieprzekonani mężczyźni, przestawiając swoje niedorzeczne prośby o rysunki w dziwnych pozach, z akcesoriami typu szable... Mort stał się główną osobą na przyjęciu, a szlachta bawiła się przednio!

Podczas pracy Mort nie miał nawet zbytnio czasu, by choć zwilżyć usta. W rezultacie goście byli podpici, jednak on zachował jasność umysłu.

- Mój kochany. - Baron objął Morta ramieniem i przyciągnął do siebie. Byli w sadzie, tuż przy murze oddzielającym stajnie. - Amerlina nie ma za grosz smaku i wyczucia, a Ardal to chłop pańszczyźniany, ale z tobą trafili w sam środek. - Francis dziabnął Morta palcem w klatkę piersiową. - Tu, tu! W sam środek! - Paplał mężczyzna. Pozostali wrócili do stołów, gdy, jak zapowiedziano, miały zostać podane przepiórki. Mortowi burczało w brzuchu. - Chcę cię zaprosić do siebie. Będziesz dla mnie malował, Mort? - Zapytał słodkim głosem.

Kuszenie zostało przerwane, gdy wrota stajni nagle się otworzyły. Skrzydło drzwi z hukiem odbiło się od murów. Powodem zamieszania był Ardal, siedzący wierzchem na siwku, zapewne tym samym, którego zamierzał sprzedać tego wieczoru. Zdawał się w ogóle nie zauważyć Morta i Francisa.

- Oooh! Aukcja! Chodź, chodź! - Popędzał baron. - Kupię sobie konika!

Baron gotów był wrócić do gości. Mortiush zauważył, że brama stajni została otwarta, a strażników nigdzie nie było widać.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

20
POST POSTACI

Zainteresowanie szkicami przerosło jego oczekiwania. Już nie wiedział ile ich zrobił, ale czuł, że ręce przyda się odpoczynek. Nigdy chyba nie zrobił tylu rysunków tak krótkim czasie. A życzenia były najróżniejsze. Początkowo nawet dobrze się bawił wymyślając i dodając różne atrybuty, czasami śmieszne, poważnym z pozoru osobom.. Oczywiście nie zabrakło też tych próżnych, którzy chcieli widzieć się w pozach zwycięzców, którymi nigdy nie byli i nie będą. No ale cóż.. Po to tu chyba był. Realizacja planów szła całkiem nieźle. Potrzebowałby jeszcze przejść się po posiadłości i zlustrować dokładniej jej teren. No i samych zabudowań nie miał okazji poznać, ale na to już chyba się nie zanosiło. Trzeba sobie radzić z tym, co się ma. A ma się to, że szykują się następne podobne zlecenia. Może znajdzie się lepszy obiekt do odwiedzin w nocy?Potrzeba było przede wszystkim cierpliwości.

I znów jestem w sadzie... Czemu ich tak tutaj ciągnie wszystkich. Chcą mnie sprowokować, sprawdzić?- Pomyślał Mortiush zdezorientowany. Kolejny raz ktoś go tu przyprowadził. A do tego tym razem, jakby się urwał to miał okazję zajrzeć do stajni. Jednak czy jego plan powinien pójść tą drogą? Jedna z gałęzi tego planu, i to ta dochodowa, była na dobrej drodze. Otwierały się drzwi do innych włości, w tym i tych barona! Może nie warto ryzykować teraz spalenia tych możliwości?
'Może będe tego żałował, ale najwyżej tu wrócę którejś nocy'- pomyślał i postanowił nie skorzystać z takiej okazji. Ograniczył się jedynie do zlustrowania tego, na co pozwalała otwarta brama. Ocenił jej okolice po drugiej stronie i zapamiętał, by później to narysować. Narzie należało dalej grać uczciwego artystę.


-Nie pozwólmy więc czekać. Bez takiego gościa jak Pan na pewno nie zaczną licytacji-Uśmiechnął się do barona gotów iść z nim.

Taki wybór miał jeszcze jedną zaletę. Znajdzie chwilę by coś zjeść i się napić, kiedy wszyscy będą zajęci koniem. Poszedł, by przez chwilę pokręcic się wśród ludzi a potem dorwać się do stołu i uzupełnić to, czego nie miał okazji w ostatnim czasie. A w zależności jak tu się sytuacja rozwinie, może będzie jednak okazja urwać się i zajrzeć do stajni?

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

21
POST BARDA
Rysunki Morta były powiewem świeżości na bankietach, choć większość z nich nie wymagała od rysownika wielkiego poświęcenia. Byle twarze przypominały te arystokratów, byle cieszyli się z pamiątki... a w sadzie sceneria była ładna, drzewa dawały schronienie przed słońcem, idealne miejsce na sesję!

Rozchwytywany Mortiush nie miał okazji, by przejść się po budynkach, postanowił jednak zerknąć za otwarte bramy. Czy spodziewał się zobaczyć tam coś niesamowitego?

Za bramą rozciągały się kolejne zabudowania, całkiem zwyczajne i typowe dla tego typu przybytków. Stajnie rozłożone były na planie litery U, gdy dłuższe boki stanowiły miejsce, gdzie, jak się wydawało, rzeczywiście trzymano zwierzęta, natomiast krótszy był magazynem na siano i inne konieczne w utrzymaniu zwierząt akcesoria. Z położonych na piętrze drzwiczek wysypywała się słoma, niżej otwarte drzwi pokazywały wejście do zacienionego pomieszczenia o niewiadomej zawartości. Na samym środku, na wodzy przywiązanej do słupka, stał biały koń. Jego sierść była jednolita i nie wydawało się, by miał na grzbiecie charakterystyczne pręgi.

Na szczęście Mort nie miał w planach dalej węszyć, za to wrócił przed pałacyk razem z baronem.

- Oczywiście, że nie zaczną! Żadnego z nich nie stać na tego konia. - Żachnął się baron.

Czy Ard nie wspominał, że jego konie były wierzchowcami mistrzów Zakonu Sakira? Baron wydawał się zaprzęgać je do wozu jak zwykłe siwki. Ileż pieniędzy musiał mieć, by tak wspaniałe zwierzęta zatrudniać w charakterze koni pociągowych?

Na większym poletku trawy Ardal prezentował konia, stępem zataczając koła. Zwierzę potrząsało głową, wciąż młode, krnąbrne i nieułożone, za to tak majestatyczne, jak to tylko możliwe. Tłumek zebrał się w półokręgu, zaczęli nawet klaskać i wiwatować, gdy wałach stanął dęba. Ardal opanował go w mgnieniu oka; musiał mieć duże doświadczenie w ujeżdżaniu młodych wierzchowców, zupełnie nie jak ktoś, kto mógłby mieć pochodzenie arystokraty.

Mort widział to wszystko zza pleców gości, bo gdy była chwila, zabrał się za jedzenie. Z bankietu zostało jeszcze bardzo dużo i chwilowo mógł najeść się do syta. Jedzenie było, rzecz jasna, pierwszej klasy, wszystko świeże i przepyszne.

Z miejsca przy stole słyszał licytacje, gdy ktoś inny postanowił przebić barona w ofercie. Tłum śmiał się z każdą podaną sumą, jakby nie sądzili, że ktoś może zapłacić tyle za konia! W końcu... za takie pieniądze Mort ułożyłby sobie życie na nowo, a z pewnością zrobił z nimi coś, co odmieniłoby jego los. Czy jeden siwek był wart takich pieniędzy?

Chwilowo nikt nie zwracał na niego uwagi. Słońce chyliło się ku zachodowi i zaczęło chować sie za koronami drzew pobliskiego lasku. Nikt nie zwracał na Morta uwagi, gdy goście zaaferowani byli handlem.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

22
POST POSTACI
Chwila wytchnienia spowodowana zainteresowaniem licytacją była zbawienna. Teraz dopiero Mortiush uświadomił sobie, że mocno zgłodniał przez ten czas. Ta chwila przyda się też jego nadgarstkowi, który został mocno nadwyrężony ilością rysunków, które stworzył tego dnia. Cały czas myślał o pokusie, jaką była otwarta brama do stajni. Chętnie by się rozejrzał, tylko czy ryzyko było tego warte? Nawet jeśli chciałby tam wrócić, to co wyniesie? Konia na grzbiecie? Kosztowności raczej nie były przechowywane w stajni. Tam mogły być najwyżej rzędy końskie, swoją drogą też warte majątek. Z tym że na to trzeba mieć klienta z góry, takich rzeczy nie sprzeda się byle gdzie, bo są zbyt charakterystyczne... Trzeba będzie więc odpuścić zwiedzanie stajni i mieć nadzieję na przeniesienie imprezy na salony. Gdyby tak zaczęło padać...Można by wtedy bez ryzyka znaleźć się wewnątrz pałacyku i zorientować się co i gdzie się znajduje. Tymczasem, kiedy już podjadł, poszedł się przejść, by ocenić wielkość tej części posiadłości, gdzie znajdowała się stajnia. Przyda się to do ukończenia planu posiadłości.

Podczas całego tego "relaksu" Mort zastanawiał się nad dziwactwem stanu umysłów tych arystokratów. Mieli tyle pieniędzy, że bawili się trwoniąc je na wydarzeniach takich jak to. Może i były to dobrej jakości konie, ale ich wartość opierała się chyba głównie na prestiżu wynikającym z ich posiadania. Tania habeta niewiele gorzej pewnie wypełniała swoją rolę jeśli tylko została dobrze ułożona i odżywiona. A tu takie ceny!

Mimo wszystko jednak uliczny instynkt nie przestawał działać. Kręcąc się tak i rozmyślając, biedny artysta ocenił otoczenie pod kątem pozostawionych przy stole kosztowności i wartościowych drobiazgów, z których mógłby uczynić pamiątkę po dzisiejszym wieczorze. Jednocześnie zwracał uwagę na służbę i innych ludzi, którzy mogliby przeszkodzić mu w małej akcji.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

23
POST BARDA
Mort mógł spacerować po posiadłości bez przeszkód. Obszedł dom, odkrywając istnienie patio na tyłach, sąsiadującego z przeszkloną oranżerią. Przez okna mógł zajrzeć do środka - jak się spodziewał, dom był pięknie wykończony, bogato zdobiony, na szafkach i szafeczkach stały bibeloty, które w dużej mierze warte były uwagi z punktu widzenia złodzieja. Mortiusha zauważyła nawet jakaś służka, która właśnie ścierała kurze, machnęła w jego kierunku miotełką, żartobliwie odsyłając go z powrotem do zabawy na bankiecie. Szkło łatwo było rozbić i choć z pewnością byłoby przy tym dużo hałasu, oranżeria stanowiła pewną drogę do środka. Z drugiej strony domu wzonosił się mur tak wysoki, jak ten od strony sadu - wygladało na to, że do stajni można było dostać się jedynie przez bramę w sadzie lub przez drzwi prowadzące z domu. Pozostała część ogrodzenia była wysoka, gładka, nie przerywana nawet najmniejszą bramką. Od tyłu, tam, gdzie kończył się teren posiadłości, dziko rosnąca trawa i krzewy dawały większe pole do manewru aniżeli ogrody, choć w nich również znalazła się roślinność, która mogłaby służyć za miejsce ukrycia. Wysokie żywopłoty i rozłożyste jałowce wyglądały pięknie, ale też były na tyle gęste, by ukryć złodziejaszka.

Ze zdobytą wiedzą, Mortiush mógł wyobrazić sobie ogólny plan posiadłości:
Spoiler:
Kiedy wrócił do stołu, okazało się, że koń został już sprzedany - biedne zwierzę zostało przywiązane do wbitego w ziemię słupka i kopytem grzebało w ziemi, denerwując się obecnością podpitych arystokratów, którzy urządzili sobie tańce. Dzień chylił się ku końcowi i robiło się chłodniej, ale możnym to nie przeszkadzało, gdy alkohol we krwi rozgrzewał od środka.

Na stole pozostawiono drobne przedmioty - panie zdejmowały zbyt duże, zbyt niewygodne pierścienie, mężczyźni pozbywali się spinek do mankietów, sztućce pyszniły się srebrem, zresztą, tak jak i pucharki. Zniknięcia jednego czy dwóch nikt by nie zauważył.

- Panie Mortiushu! - Próby oceny możliwości zarobku na drobnych kradzieżach przerwała Amerlina. - Panie Mortiushu, pana zapałata! - Kobieta podeszła do mężczyzny i wcisnęła mu w dłonie mieszek, całkiem ciężki, jak zdołał ocenić. - To, na co się umawialiśmy, i jeszcze trochę, premia od pana barona, bardzo pana polubił! Jeśli chce pan zostać, proszę bardzo, ale uznajmy, że pański dzień pracy jest już zakończony.

Mortiush mógł wracać do domu, albo nawet do współ-zbirów, by od razu przedstawić plan zdobycia bogactwa arystokratów. Droga do domu była daleka, gdy bez transportu musiałby iść na piechotę! Mógł też zostać i cieszyć się pijaństwem razem ze szlachtą, a planowanie skoku zostawić na potem. Może ktoś podrzuci go do miasta? A może, gdy nikt nie będzie patrzył, ukradnie konia?
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

24
POST POSTACI
Mieszek otrzymany od gospodyni był przyjemnie ciężki. Mortiush ukrył go w głębi nie swoich szat z uśmiechem. W tym też momencie uświadomił sobie, że dowolna kradzież spowoduje dodatkowe ryzyko- wróci po swoje ubranie i będzie musiał jeszcze raz ukrywać łup. Poza tym nie wiadomo, jak zareagują goście, kiedy spostrzegą że coś zniknęło. To jednak można było sprawdzić. Korzystając z zamieszania wyczekał moment i przełożył kilka błyskotek należących do dwóch różnych osób, mniej znaczących coby ich status nie wymagał natychmiastowej interwencji, na miejsce sąsiada, niezbyt starannie urywając między talerzami i dzbankami. Wszystko to wybierając moment, kiedy nikt nie mógł widzieć co robi. Przecież on tylko sięgał po to apetyczne ciastko leżące obok na półmisku. I te ciastka... Niby mógł już iść do domu, ale na miejscu miał jeszcze możliwości zarobku jak i podjedzenia co nieco. Przechadzając się wzdłuż stołu i wybierając co smaczniej wyglądające kąski zastanawiał się, czy na terenie posiadłości widział dobre miejsce, gdzie mógłby ukryć potencjalny łup, po który później łatwo wróci. Gdzieś na uboczy, przy granicy posiadłości, gdzie nikt nie zwróci uwagi na to, że następnej nocy się zakręci.

Poza tym, był jeszcze jeden, mniej oczywisty, cel pozostania na balu. Poza ciepłymi słowami nikt go jeszcze nie zaprosił do siebie, a to by otworzyło droi do nowych robót. Nawet jeśli sam nie odwiedzi posiadłości, zawsze może sprzedać szkice i informacje o zabezpieczeniach, strażnikach etc. A sądząc po ciężarze sakiewki, nawet jeśli wypełnionej samymi drobniakami, tak też można dorobić. I to bez ryzyka. Korciło go by zajrzeć do mieszka, jednak wydało mu się to niewłaściwe w tym towarzystwie. Oni pieniędzy nie liczą, więc pewnie dziwnie by spojrzeli na taką łapczywość.

'I już myślę jakbym należał do ich grona...'- Pomyślał Mort- 'Jak to łatwo się zapomnieć'

Nie wiedział za bardzo, co nakazują zwyczaje towarzyskie na takim etapie zabawy, więc snuł się tak robiąc swoje. Wiedział tylko, że nie chce pozwolić sobie na nadmierne pijaństwo. Zbyt łatwo byłoby mu zrobić wtedy coś, co by spaliło wszystko, co osiągnął.

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

25
POST BARDA
Przezorny Mort nie zabrał od razu fantów pozostawionych przez arystokratów, ale przemieszał je przy talerzach, by podejrzenie nie padło na niego, a ostatecznie - by zguby wróciły do właściceli. Wybadanie reakcji było dobrym sposobem na zorientowanie się, czy ktoś w ogóle zauważy zgubę... Szlachcie nie było jednak w głowie mysleć o pozostawionych błyskotkach, bo orkiestra grała, a oni bawili się, tańcząc na trawie! Wiele osób było do tego stopnia rozluźnionych, że zdjęli buty, by było im wygodniej! Po alkoholu ludzie nie różnili się od siebie, niezależnie od warsty społecznej, z której pochodzili. Chcieli się tylko bawić.

Ciasteczka nie były jednyną przyjemnością, którą mógł cieszyć się Mort.

- Panie malarzu, zapraszamy do kółeczka! - To sam baron przyszedł po niego, wyciągając ręce, by wciągnąć go między tańczący tłum. - Musi mi dać pan do siebie kontakt! Jakiś adres? W przyszłym tygodniu chciałbym gościć pana u siebie! - Zapraszał, a sprawa wynagrodzenia rozumiała się sama przez siebie. Baron płaciłby więcej, niż Amerlina. - Pokażę przyjaciołom tego konia! Ach, Mort, kochany, namalujesz mnie w siodle? - Prosił, choć wydawało się, że nie jest do końca przytomny na umyśle. Musiał wypić za dużo. - Chciałbym, mój drogi, kupić klacz! Przekonaj Arda, żeby odsprzedał mi klacz! Zapłacę każdą cenę!

Baron paplał, ale w jego słowach można było wyczuć szansę na zarobek. Skoro za wałacha, po którym nie będzie miał źrebiąt, dał tak wysoką cenę, ile będzie w stanie zapłacić za klacz? To mogłaby być dobra okazja dla niego, i dla Psa.

***

Zabawa trwała w najlepsze do późnych godzin. Wkrótce Mort zauważył, że zamiana błyskotek na stole wywołała jedynie śmiech, gdy arystokraci szukali właścicieli przemieszanej biżuterii. Nikt nie przywiązywał wagi do pozostawionego złota i jeśli chciał, mógł częstować się pierścieniami do woli.

Wkrótce zarządzono powrót do domów. Baron bardzo nalegał, by Mort zabrał się z nim. Wkrótce rysownik wsiadł do złoconego powozu i odwieziono go do samego centrum Saran Dun.

Do Targu w Saran Dun
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

26
POST POSTACI
Mortiush zadowolony obserwował, że jest tak jak się spodziewał. Bogacze przy takiej okazji nagle nie zauważali, że ociekają złotem tak, że coś im skapnie na ziemię. On postanowił się podnieść to, co skapnęło. Zorientowawszy się, że nikt nie zauważa braku swoich błyskotek, pozwolił sobie zabrać kilka sztuk i upchnąć po zakamarkach szaty. Nie za dużo, by wszyscy uznali, że biżuteria gdzieś wyleciała w trawie- ze 3 pierścienie wystarczą. Nie można być zbyt łapczywym. Niejednego to zgubiło. Unikał oczywiście egzemplarzy łatwo namierzalnych. Żadnych pierścieni rodowych, żadnych sygnetów. Same tylko błyskotki.

Zaproszony do tańca i zabawy nie wiedział co odpowiedzieć. Nie sądził, by to było dla nie go. Wyglądało... trochę nieprzystojnie i nie takiej zabawy spodziewać by się mogło po "wyższych sferach". Gdyby wszyscy byli przybrani w gorsze ciuchy i sceneria by się zmieniła, wyglądało by to znajomo. Ale tutaj... Jakoś się to nie zgadzało. Ucieszyło go więc, że baron zechciał jeszcze porozmawiać.

-Bardzo chętnie Pana odwiedzę!- skorzystał z okazji-I z wielką przyjemnością naszkicuję! To będzie wyjątkowy rysunek! Mieszkam niedaleko targu. Jak popytać o mnie i starą stolarnie Pethora to na pewno ktoś wskaże.

Kupić klacz... I niby jak On, prosty złodziej ma przekonać handlarza do sprzedaży towaru, którego sprzedać nie chce... Kradzież nie wchodziła w grę, bo od razu wiadomo było by, kto za tym stoi. Zresztą nie wiedział nawet jak miałby zabrać się za kradzież konia...

-Nie wiem, czy jestem właściwą osobą do takich transakcji. Jestem tylko artystą, a Pan Ardal doświadczonym hodowcą i handlarzem. Nie wiem, czy byłbym w stanie go przekonać. Ale pomyślę i być może znajdę na to sposób.

Nie chciał całkowicie odpuszczać, bo mógł to być dobry sposób na zarobek. Ale w tej chwili kompletnie nie wiedział, co mógłby zrobić.

Kiedy nadszedł czas, chętnie skorzystał z okazji i zabrał się z baronem w drogę powrotną do Targu w Saran Dun

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

27
POST BARDA
Z Targu w Saran Dun

Pogoda sprzyjała rzezimieszkom. Chmury zakrywały nie tylko gwiazdy, ale również księżyc, a jego blady blask ledwie rozmazywał się na grubej, puszystej warstwie chmur. Nie wydawało się, by zbierało się na deszcz, ale zimny wiatr przeszywał do szpiku kości. Nie była to pogoda, w jaką ktokolwiek chciałby być na zewnątrz.

Dlatego Mortiush miał ułatwione zadanie. Gdy dotarł do dworku, z daleka widział blask świec w ledwie trzech oknach. Przed budynkiem nie widział żadnego ze strażników, choć mógł domyślić się, że silne powiewy nie sprzyjały noszeniu ze sobą pochodni czy lamp. Musiał być uważny, by w ciemności nie przegapić nocnych stróżów. Z drugiej strony, sam również był niemal niewidoczny, a jego kroki nikły w gwizdach wiatru.

Miał do dyspozycji całą posiadłość i od niego zależało, z której strony dostanie się do środka. Od frontu, który znał przez bal, na jaki trafił kilka dni wcześniej? Może chciałby przejść przez dom, do którego prowadziło kilka potencjalnych wejść? Może wreszcie od tyłu, gdzie Pies przygotował drabinę do wspięcia się przez płot? Miał wiele możliwości i tylko od niego zależało, od której strony ugryzie ten problem.
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

28
POST POSTACI
Z Targu w Saran Dun

-Doskonale-pomyślał złodziej lustrując okolicę-Warto było poczekać jeden dzień

Miał godzinę czasu na zajęcie stanowiska. Wystarczająco. Docelowe miejsce było na koronie muru w okolicy bramy, jeśli tylko da to możliwość skrycia. Nie widział niestety muru od środka, więc tego nie mógł ocenić. A gdzie dokładnie? Zależało od pozycji strażników wewnątrz muru. Najlepiej bezpośrednio nad ich kanciapą, jeśli takowa była. Gdyby mur nie był odpowiednią pozycją, celem był dach stajni. Też powinien dać odpowiedni widok. Mort zaczął od szybkiego obchodu terenu, lustrując sytuację. Idąc wprawił się w odpowiedni stan. Uspokoił oddech i skupił się na obrazie. To pozwoliło, by jego Zdolność skupiła się na oczach. Dzięki poprawionemu zmysłowi, lepiej i dalej widział w tych warunkach. Może nie jak kot, jednak mógł być niemal pewien, że on zobaczy strażnika szybciej niż tamten jego. Zdecydowanie pomagało to też ominąć przeszkody na drodze.

Po obchodzie, ze znajomością aktualnego stanu terenu, udał się w miejsce ukrycia drabiny, by sprawdzić czy na pewno jest na miejscu. Nie planował jej użyć. Rodziłoby to ryzyko, że strażnicy znajdą ją, nim Pies tu dotrze. Upewniwszy się, że wszystko jest w porządku, poszukał miejsca, w którym najlepiej będzie mu sforsować mur. W tym celu znów się skupił chcąc wzmocnić swój słuch. Nasłuchując szukał miejsca, gdzie nikogo nie ma, jednocześnie wstępnie sprawdzając, czy strażnicy są w środku. Znalazłszy odpowiednie miejsce przystąpił do forsowania muru. Widział go wcześniej i wiedział, żę nie będzie to najłatwiejsze. On jednak miał Zdolność. A gdyby ta nie wystarczyła, zabrał linkę z hakiem.

Oddalił się od muru i wykonał kilka podskoków, by się pobudzić. Było mu to niezbędne, by Zdolność zadziałała. Już niejednokrotnie forsował przeszkody nie do pokonania, gdy był w stanie uniesienia. Problem tylko, że wtedy niewiele zauważał. Stąd musiał znaleźć spokojne miejsce, żeby mieć czas na uspokojenie, kiedy będzie po drugiej stronie. Gdy był już gotowy, ruszył z nadzieją, że uda się przy pierwszym podejściu.

'Znów będe musiał odchorować tak intensywne używanie Zdolności'- myślał szykując się- 'Niech będzie warto'

Po przejściu muru zaczynało się zadanie właściwe. Należało dotrzeć w miejsce docelowe, skryć się pod iluzją imitującą jego nieobecność i czekać upewniwszy się, że brama jest możliwa do otwarcia. Często to robił- typowa metoda ucieczki przed pościgiem. Zawsze w takich sytuacjach kluczył w zaułkach, a kiedy nikt nie mógł go widzieć wciskał się w kąt i okrywał iluzją nieobecności. Czy właściwie iluzją ściany za plecami. Potem będzie już tylko czekał, jak reszta wykona swoją robotę.

I reagował...

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

29
POST BARDA
Mortiush dobrze wykorzystał czas, jaki dał mu dodatkowy dzień przygotowań. Szkice, które wykonał przed skokiem, nie były może idealnym odzwierciedleniem rzeczywistości, ale w ciemności nocy, podczas akcji, zdecydowanie mogły się przydać. Odziany w ciemne ubranie, uzbrojony w szkicownik i noże, mógł ruszać do akcji, uprzednio pokazując Psu swoje prace z charakterystycznym sybolem czerwonej róży. Był on na tyle osobliwy, że nie było możliwości, by został przeoczony.

Godzina - wydawało się to zarówno ogromem czasu, jak i niewielkim wycinkiem nocy, która zaczęła się przecież już jakiś czas temu. Zwiad na terenie stajni był szybki i sprawny. Szybko okazało się, że mur, choć wysoki, nie byłna tyle gruby, by bezpiecznie zająć na nim pozycję, nie było też wiaty strażników, na której można było przycupnąć. Pozostawał dach stajni.

Wkrótce okazało się, że strażnicy skupili się w obrębie murów, gdzie znajdowała się stajnia. Zabudowania chroniły przed zimnym wiatrem.

- Myślicie, żeby wołać pana? - Do uszu Morta dobiegł głos jednego ze strażników. Ze swojej pozycji nie był w stanie dostrzec, ilu mężczyzn znajdowało się w stajni, a zmiana pozycji mogłaby poskutkować dostaniem się w zasięg blasku pochodni i wykryciem. - Z tym małym jest coś nie tak. Rany się paprzą?

- Cholerne bestie. - Odezwał się drugi. - Ledwie toto na świat przyszło, i już robić coś takiego?

- Ta... czego to dla pieniędzy nie zrobią. Pręgi Vonblettenów, psia jego mać! To wołać?

- Nie, jeszcze nie.

Zwierzęta znajdowały się w centralnej części budynku, niedostępnej dla Morta. Nie mógł ocenić, w jakim stanie są konie.

Teren wokół dworku nie był patrolowany. Mort mógł bez przeszkód przemykać między drzewami, obserwować z daleka bryłę budynku i sprawdzić, czy drabina rzeczywiście była na swoim miejscu. Znalezienie jej zajęło mu kilka cennych minut, bo chłopcy Psa świetnie wykonali swoje zadanie i ukryli ją tak, że nawet sojusznik miał ciężki orzech do zgryzienia. W końcu udało mu się wygrzebać ją z listowia.

Kolejnym problemem było znalezienie odpowiedniego miejsca na desant. Wyjący wiatr skutecznie rozmywał dźwięki i Mort nie mogł dobrze określić, skąd dochodzą zagłuszone rozmowy. Kiedy przeskoczył przez mur, posiłkując się linką, by nie spaść z drugiej strony, wylądował nieopodal miejsca, gdzie składowano obornik. Zapach nie był przyjemny, lecz do przeżycia, choć obecność łajna wskazywała na to, że nie był w stanie schować się przy murze. Musiał przejść nieco dalej.

Zachodząc zabudowania od szczytu, zza rogu mógł ocenić, co działo się w centralnej części terenu za murem. Blask lamp, które stanowiły świece zatknięte w szklano-metalowe obudowy, zdradził, gdzie znajdowało się wejście do stajni. Dwie ciemne sylwetki odcinały się w świetle, pilnując drzwi, zarówno tych za sobą, jak i przed sobą. Po ich lewej stronie, na wysokości pierwszego piętra, znajdowały się kolejne drzwiczki, takie, przez które zrzucano siano. One również mogły stanowić drogę do środka. Stajnie pozbawione były okien, poza niewielkimi, podłużnymi otworami tuż przy dachu, które zapewne miały służyć wentylacji.
Spoiler:
- Hej, Karl. Pan nogi nam z dupy powyrywa, jeśli pozwolimy temu źrebakowi zdechnąć. - Zastanowił się na głos jeden z mężczyzn. - Może jednak go zawołać?

- Nogi z dupy to ci powyrywa, jak obudzisz Panią. - Żachnął się drugi. - Idź, lepiej sprawdź, czy cię nie ma przed domem.

- Taaa... czas na obchód. - Mężczyzna zebrał się ze stołka, na którym siedział, po czym ruszył w stronę, gdzie skrywał się Mort. Jednocześnie artysta-złodziej usłyszał za sobą szelesty i ciche rozmowy, jednak niezrozumiałe przez wiatr. Czyżby Pies był już na miejscu?
Obrazek

[Tereny podmiejskie] Posiadłość Vondelblettów

30
POST POSTACI
Dodatkowy dzień bardzo się przydał na przygotowanie akcji, jednak jednocześnie okazał się problemem. Akurat to przesunięcie spowodowało, że trafili na jakąś akcję z małym źrebakiem. I najwidoczniej mieli okazję poznać tajemnicę "pręgi". Nie to jednak było najważniejsze. Większym problemem była obecność strażników tak blisko celu i niefortunny traf, że akurat kiedy jeden rusza na patrol, Pies pojawia się pod murem. A on nie był na stanowisku. Zabrakło mu minuty, może dwóch. Teraz została mu tylko krótka chwila na reakcję....

Istaniała szansa, że strażnik pójdzie do bramy. Po co wszak miał sprawdzać teren wokół stajni po tej stronie muru. Pies też nie był amatorem i na pewno sprawdzi, czy może przejść. Były to jednak tylko założenia, które mogły się nie sprawdzić. On sam przecież usłyszał, że chłopaki są po drugiej stronie. Wystarczyło, by strażnik też coś usłyszał i zaraz poszedłby sprawdzić. Nie mógł zostawić takiej możliwości otwartej. Przejście przez mur na drugą stronę też nie wchodziło w grę. Za mało czasu, za dużo potencjalnego hałasu przy pośpiesznym forsowaniu.

Decyzja musiała być szybka- trzeba zabezpieczyć chłopaków. Szybko, acz po cichu, Mort ruszył do ciemnego kąta między stajnią a murem. Cień powinien go skryć. A może w kącie znajdą się inne graty, między którymi moża się schować. Ważne, by z jego pozycji widzieć miejsce, w którym pojawi się Pies. Sam musiał się dobrze skryć w cieniu, bo nie był pewien, czy udałoby się utrzymać dwie iluzje. A na wypadek wychylenia w złym momencie, wpatrzył się we właściwy odcinek muru. Nie miał szkicu, ale musiał mu wystarczyć obraz "wyrysowany" w pamięci. Kiedy Tamten miałby się pokazać, Mort chciał skryć go pod iluzją imitującą obraz muru bez intruza. A jeśli wszystko pójdzie dobrze, strażnik pójdzie w inną stronę i Pies się nie zdemaskuje, musiał zwrócić jego uwagę na siebie. Musieli dostosować ciut plan. Na szczęście rozwiązanie już kształtowało się w głowie Mortiusha.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”