POST POSTACI
Nowa sytuacja, mimo tego iż spodziewał się właśnie czegoś takiego, i tak uderzyła Mortiusha. Nagle został rzucony jak zwierzyna na pożarcie. Stał tak przy gospodarzach i przypomnienie Pani Amerliny obudziło go nieco. Uśmiechnął się i kiwał głową, choć nie wiedział po co. A żeby atrakcji nie było końca, to jeszcze baron rzucił się na niego i zaczął go obłapiać... I do tego znów ten malarz. Chyba przyjdzie od samego początku rozczarować gości. Pozbierał się jednak i uświadomił sobie, że chyba powinien coś powiedzieć. -Bardzo mi miło-zaczął wyswobadzając się z objęć barona. -na starcie jednak muszę sprostować pewną drobną...sprawę.
W tym momencie uderzyła go waga tego, co mówi i kompletnie nie wiedział, jak zostanie to odebrane. Zaczął jednak, więc musiał kontynuować. Zresztą... I tak nie zamierzał zostać mistrzem artystą, jak to określił gospodarz. Dziwne było, że w ogóle choć przez chwilę tak o sobie myślał. W końcu był tylko prostym ulicznikiem, niegdyś synem mieszczan-dziś nikim. Co więc mu to może zaszkodzić
-Pędzel jakoś nigdy nie leżał mi w dłoni-kontynuował, spokojniejszy już gdy uświadomił sobie, że wszystko mu jedno-moją domeną jest węgiel i rysunki tym właśnie tworzone. Nie dziwne więc, że Pani nie słyszała o malarzu Pethorze. Z przyjemnością jednak Was naszkicuję, zamiast malować.
Kończąc zdanie ukłonił się, a przynajmniej tak mu się zdawało, baronowej. Uśmiechał się przy tym, teraz już szczerze, i interesowała go bardzo reakcja zgromadzonych na te słowa. W końcu mogło to być odebrane jako ujma dla Gospodyni, skoro ta im nagadała o wielkim malarzu, który będzie tworzył dla nich.
-Węgiel jednak jest lepszy do takich celów, bo rysunek zaraz po ostatnim pociągnięciu jest gotowy do prezentacji i nikt nie pobrudzi się niezaschniętą farbą. Jest to też zdecydowanie szybsza technika, więc nie trzeba nazbyt długo odrywać się od przyjemności balowych.