Siedziba Montweisserów

46
POST BARDA
Aella nie musiała zrywać kawałka sukni – będąc jeszcze w skrzydle dla służby, mogła śmiało znaleźć dłuższe kawałki materiałów mogące posłużyć za prowizoryczną maskę. Zamiast tego zniszczyła ubranie, odsłaniając nieco nogi i zamaczając szmatkę w zimnej wodzie. Przykuło to uwagę Karola, który jednak nic nie zrobił ze swoim eleganckim ubraniem. Wyjątkowo też unikał spoglądania w stronę odsłoniętej łydki kobiety.

Teraz chyba nie ma żadnego wyboru — mruknął w odpowiedzi, także podchodząc do innego rycerza i wyrywając mu ostrze, nie chcąc być gorszym od Stedingerówny. Ona sama zaś, sięgając po broń, czuła mocny opór ze strony zbroi, jakby ktoś bardzo mocno zacisnął rękawice na rękojeści. W końcu jednak udało jej się wyszarpnąć miecz, robiąc nim kółka i sprawdzając wyważenie w dłoni. Był znacznie cięższy niż jej własny, kuty na zamówienie, przez co nieco opadał jej w dłoniach. Nie było to jednak coś, z czym Aella by sobie nie poradziła.

Cokolwiek myślał w tym momencie Karol, trudno było jej to wyczuć. Wyglądał zdecydowanie na skupionego, jakby nieznane zagrożenie wyłączyło w nim kulturę zepsutego szlachcica, a pozostawiło człowieka skupiającego się na przeżyciu. Zerknął tylko pobieżnie na trzymane pewnie ostrze w dłoniach szlachcianki, po czym ruszył przodem bez słowa, zachowując się iście rycersko, ochraniając damę.


Schody były jasno oświetlone płomieniami dochodzącymi z tamtej okolicy. Wchodząc nań powoli, dym zaczynał powoli wchodzić do gardła kobiety, drażniąc je i wywołując powolne łzawienie w oczach. Było też znacznie goręcej z każdym stopniem, do momentu w którym pot spływał po Aelli i Karolu, zlepiając ich kosmyki włosów i przyklejając ubrania. Zerkając ostrożnie za róg, młody Montweisser zaklął nieprzystojnie i natychmiast wrócił na swoje miejsce. W jego oczach błysnął strach. — Nie chcemy tam iść — powiedział cicho. Jeśli zaś Aella chciała zobaczyć, co wkradło trwogę w serce młodzika, wychynięcie zza winkla ukazało scenerię rodem z bram piekielnych.

W niewielkim holu służącym za miejsce odpoczynku, gdzie poustawiane było parę sof, na ścianach wisiały piękne gobeliny, a w normalnych okolicznościach porządku pilnowały ozdobne zbroje, teraz trwała pożoga. Ściany dosłownie paliły się żywo, razem z sofami, szyby w oknach były wybite pod wpływem gorąca, a odłamki szkła chyba topniały. Na środku pomieszczenia zaś stała na poły eteryczna, spowita w jęzory ognia sylwetka, która najwyraźniej musiała być źródłem gorąca i pożaru. Aella jak na dłoni widziała, że kamienna posadzka wokół niej jest wręcz czerwona od żaru i jeśli istota będzie stała tam wystarczająco długo, zapewne przeżarłaby się na parter. Nie to było jednak najstraszniejsze.

Demon otoczony był przez cztery chodzące zbroje rycerskie, takie same, którym wcześniej parka ukradła miecze, z tą różnicą, że te chodziły, zgrzytając stalą i co jakiś czas atakując istotę, bezskutecznie na razie. Ku zgrozie kobiety, ostatni z rycerzy znajdował się właśnie w bezpośrednim kontakcie z potworem, który w trzymał go w uścisku, rozpalając wręcz do białości stal, z której wykonany był pancerz. Stal ta po jakimś czasie zaczęła po prostu się topić, szybko spływając niewielką kaskadą na podłogę i bynajmniej tam zasychając. Podczas gdy kolejne elementy zbroi topniały, pod wierzchnią warstwą Aella nie widziała niczego. Pusta zbroja była atakowana właśnie przez demona i przegrywała w tym nierównym starciu. Co więcej, szlachcianka zauważyła, że woda, którą namoczyła kawałek materiału, zdążyła wyparować.

Wiszący na ścianie portret młodego mężczyzny przypominającego nieco Karola odwrócił swe puste spojrzenie spoglądające w nicość, przyglądając się prosto w fiołkowe oczy Stedingerówny, jakby czegoś oczekując.

Siedziba Montweisserów

47
- O ja pierdolę.- skwitowała Aella widząc co dzieje się za rogiem. Niecodziennie jest się świadkiem takich scen, a to przeraziło nawet ją, wyciągając z jej ust słowo którego użyła w życiu tyle razy, że mogłaby je policzyć na palcach jednej ręki. "Kobietom o twoim statusie nie przystoi używać takich słów" - mawiała jej matka.

Chociaż całym swoim jestestwem czuła lęk przed tą ognistą postacią, to miała wrażenie jakby kiedyś już stawiła czemuś podobnemu czoła. Tylko to uczucie - i oczywiście wyszkolenie oraz odwaga - zadecydowało o tym, że kobieta postanowiła stawić czoła tej kreaturze. Chociaż czuła, że miecz na niewiele się tu zda, zacisnęła na nim mocniej dłoń i wyszła zza rogu, rzucając do Karola tylko krótkie...

- Zostań tu.

Aella nie miała zbyt wielu możliwości zaatakowania tej eterycznej istoty, ale miała asa w rękawie. Skupiona, była przygotowana aby w każdej chwili przywołać magiczną tarczę, jednak tylko w razie konieczności. Nie podchodziła za blisko istoty, a jedynie skierowała w jej stronę miecz i przemówiła.

- Kim jesteś? Czego tu szukasz? - rzuciła do istoty, nie do końca będąc pewną czy oczekiwać odpowiedzi, czy ataku.

Siedziba Montweisserów

48
POST BARDA
Nie trzeba było dwa razy powtarzać Karolowi, aby został za rogiem. Jego rycerskość, którą wykazał wchodząc pierwszy po schodach, prysnęła niczym mydlana bańka, gdy trzeba było stawić czoła prawdziwemu niebezpieczeństwu. I może gdyby przeciwnikami byli zwykli ludzie, stanąłby ramię w ramię z Aellą, lecz gdy adwersarzem był żywiołak ognia, zamierzał spełnić swą obietnicę z ogrodu i nie narażać życia dla szlachcianki.

Istota, zajmująca się rozpuszczaniem wierzgającej się pustej zbroi rycerskiej, odwróciła łeb w stronę Aelli, wykazując zainteresowanie nową obecnością. Jednym płynnym ruchem demon wziął zbroję w obydwa łapska, obrócił się i cisnął wpół roztopioną ozdobą w resztę rycerzy, przewracając ich niczym marionetki. Stedingerówna widziała, że wszyscy próbują się podnieść, ale minie trochę czasu, zanim to się stanie.

Istota nie przemówiła, zamiast tego poruszając się w stronę szlachcianki, podpalając samą swoją obecnością wszystko, co było wystarczająco blisko niej. Pod naporem gorąca podpalały się gobeliny i obrazy, a marmurowa podłoga czerwieniała. Na jednym z pejzaży trwała właśnie panika — pożerające je płomienie goniły przechodniów w parku, którzy w czasie rzeczywistym uciekali, jeden po drugim, nigdy kilka postaci naraz. Będąc spalonym do cna, portret karolopodobny poruszył się w szoku, moszcząc się wygodniej w swoich ramach i z niepokojem zerkając na zbliżającą się istotę.

Sama Aella czuła zaś gamę emocji, których nie potrafiła do końca określić. Spotkanie z tym czymś wyzwoliło w niej swoistą tęsknotę za czymś, czego nie potrafiła spamiętać, zaś jej skrzywiona w dzieciństwie część lgnęła do diabelstwa, odczuwając pewien komfort w spotkaniu z buchającą płomieniami eteryczną istotą. Bardziej logiczna część kobiety wiedziała jednak, jak skończy się takie spotkanie, jeśli podejdzie do istoty blisko.

Zdawałoby się, że jedynym sposobem na pokonanie istoty było dystansowe podejście. Natomiast im bliżej to coś się znajdywało, tym wyraźniej szlachcianka widziała coś w rodzaju rdzenia w miejscu, gdzie normalnie znajdywało się serce. Z tego miejsca wypływały wszystkie płomienie, które kształtowały demona.

Rycerze wstali i z uporem osła zaczęli z powrotem iść w stronę istoty.

Siedziba Montweisserów

49
POST POSTACI
Aella Stedinger
Cała ta sytuacja zdawała rozgrywać się nie tak jak powinna. Dlaczego ona w ogóle wyskoczyła do konfrontacji z czymś, co zdawało się być ponad jej siły? Jakieś wewnętrzne emocje zagrały na jej zachowaniu, chociaż teraz zrozumiała, że znalazła się w niekorzystnym położeniu. Całości dopełniał fakt, iż Karol okazał się być zwykłym tchórzem chowającym się za jej plecami. Może postąpiła nierozsądnie, ale przynajmniej jednoznacznie dowiodła, że nie jest jej godzien. Ostatecznie jak zwykle musiała radzić sobie sama, ale na szczęcie zawsze jest jakieś wyjście.

Młoda arystokratka przełknęła ciężko ślinę, obserwując to co dzieje się wokół niej. A tak w ogóle...dlaczego te obrazy i zbroje się poruszały? Co to za dziwaczna część przeklętego dworu Montweisserów? Może dowie się tego później, kiedy - i jeśli - poradzi sobie ze śmiertelnym zagrożeniem. I do cholery, dlaczego coś ciągnęło ją do tego monstrum? Jej myśli krążyły nie wokół tego co powinny, na szczęście rozsądek wygrywał w obliczu gorąca które biło od istoty. Dostrzegła w miejscu gdzie powinno być serce dziwną anomalię, jakby ogień wybijał w tym miejscu ze źródła.

- Prosiłam grzecznie, sam się prosisz pomiocie. - rzuciła, zachowując wciąż swój "profesjonalizm", chociaż kropelki potu spływały jej z czoła.

Nie mogła zbliżyć się do żywiołaka, ale miecz wypuszczony w pędzie powinien dotrzeć do "serca" zanim ten stopi się. Na szczęście takie rzeczy nie sprawiały jej problemów, dlatego uważnie celując wypuściła miecz z ręki, a ten zaczął ciąć powietrze obracając się i dążąc do rdzenia. Cóż innego mogła zrobić? Jedynie zachowywać dystans na ile mogła i mieć szansę na jeszcze jedną zagrywkę, gdyby miecz okazał się niewystarczający.

Siedziba Montweisserów

50
POST BARDA
Na powstałą sytuację złożyło się kilka czynników. Pierwszym z nich był zwyczajny brak umiejętności kobiety – za dzieciaka pomimo szczerych chęci Aelli przez głowę nie przeszło, by rzucać nawet kamieniami w chłopców, a co dopiero oszczepami czy mieczami. I tutaj właśnie dochodzi druga kwestia, czyli sam miecz. Niedostosowany do kobiecej dłoni szlachcianki, ciążył jej w dłoni tak czy siak, a co dopiero, gdy musiała jakoś go chwycić, aby rzucić niczym włócznią. Ostatnim ważnym czynnikiem był po prostu pech, który teraz jej sprzyjał, ku zgrozie wszystkich obecnych.

Tak więc iście bohaterski wyczyn Stedingerówny zakończył się tym, iż ciężki półtorak przeleciał kilkadziesiąt centymetrów, zanim z głuchym łoskotem odbił się od podłogi raz i drugi, tocząc powoli w stronę żywiołaka. Ten na sekundę przystanął, przyglądając się z zainteresowaniem blelejącemu ostrzu, po czym bez zawahania sunął dalej. W tym czasie rycerskie zbroje ruszyły do kontrataku, chyba za próbą Aelli celując tym razem w jego rdzeń. Metal szybko rozgrzewał się, lecz jeśli nie było nikogo w środku, zapewne rynsztunek pozostawał niewzruszony, broniąc swego domu do ostatniej kropli rozpalonej stali.

Chcąc nie chcąc Aella musiała się wycofać pod schody, gdzie nadal stał Karol, wpatrując się intensywnie w obraz, który z równym zainteresowaniem patrzył to na niego, to na rozgrzewającą się sytuację. — Musimy uciekać, te zbroje się... — powiedział, łapiąc delikatnie szlachciankę za nadgarstek, ale nie dokończył zdania, gdyż coś innego mu przerwało to.

Z DROGI! — tylko tyle usłyszała Aella, której wzrok uciekł w stronę źródła dźwięku – jak się okazało, co najmniej ku zaskoczeniu młodego szlachcica, była to elfka, która bezczelnie gapiła się na nich kilka dni temu z podwórka, gdy ci mizdrzyli się do siebie na balkonie. Teraz stała, rozgorączkowana bardziej niż Emilia, drżącymi dłońmi inkantując coś po elfiemu, co chyba wedle znaj0mości tego języka było dla Aelli modlitwą do któregoś z bogów. Następnie z jej dłoni wyskoczyła biała wiązka światła przemykająca tuż przed nosem Stedingerówny, której instynktem wręcz było oddalenie się od nadchodzącej pożogi.

Za sobą usłyszała najpierw spory syk, zaś następnie uderzyła ją po plecach mokra fala gorąca zamieniająca się zaraz w przeraźliwe zimno. Ostatnie kilka stopni kobieta stoczyła się, obijając całe ciało. Leżąc tak przez chwilę w jednym miejscu, poczuła gigantyczne zmęczenie i nawracający ból głowy.

Jeśli Aella chciałaby się rozglądnąć, całe schody zostały oszronione i zalane twardym, syczącym w kontakcie z gorącym powietrzem lodem. Przejście na pierwsze piętro zostało zablokowane przez kolejne bryły, w których utknęły dwie zbroje, zaś żywiołak najwyraźniej wyparował. Ku jej zgrozie, lód rozprzestrzeniał się we wszystkie strony, aktualnie powoli pochłaniając klnącego nieprzystojnie Karola, którego nogi aż po kostki zostały zablokowane przez lód. Elfka niedaleko kobiety natomiast właśnie trzepała się w konwulsjach, z białymi gałkami na wierzchu, obijając głowę i ciało o co się tylko dało. I od niej rozchodził się lód powoli pochłaniający podłogę parteru, zaś co w tym wszystkim było najgorsze – sama elka zamieniała się w lodową statuę, a z jej ust oprócz przeraźliwych jęków wychodziły obłoki zimnego powietrza.

Z co najmniej tropikalnego klimatu Archipelagu w posiadłości nagle zaczęło się robić zimno jak na samym krańcu Północy.
Spoiler:

Siedziba Montweisserów

51
Młoda Stedingerówna nie do końca takiego obrotu się spodziewała, ale faktycznie jej pomysł był co najmniej nietrafiony. Wyczerpanie, niedopasowany miecz i niecelność w rzutach odbiła się w tym momencie. Miała jednak jeszcze jeden pomysł w zanadrzu, a mianowicie próba "pochłonięcia" żywiołaka i przekształcenie go w coś bardziej kontrolowanego. Na szczęście nie musiała tego robić, gdyż ni stąd ni zowąd zjawiła się właśnie ta elfka, którą poszukiwała jakiś czas temu. Nie było jednak czasu na przedstawienie się sobie, gdyż elfka z biegu zaczęła inkantować zaklęcie, które de facto Aella mogła zrozumieć - czasami elficki się przydawał.

Potem wszystko rozegrało się bardzo szybko, a "czas" zaczął jej płynąć normalnie dopiero wtedy, kiedy znalazła się na parterze, z ponownie okropnym samopoczuciem. Przez myśl przeleciała jej myśl, że wolałaby już stracić przytomność, ale niestety, jej zahartowanie i wyszkolenie na to nie pozwalało tak łatwo. Rozejrzała się z trudem i zobaczyła Karola, a także zamarzającą na kość elfkę. Tutaj wiedza także szybko wzięła górę, zamiast próbować przeciwdziałać skutkom postanowiła usunąć przyczynę. Podczołgała się do elfki i zdiagnozowała ją na tyle na ile umiała - w grę wchodziło niekontrolowane użycie magii, nie zapanowała nad zaklęciem i to przejęło kontrolę nad nią. Obecnie nie miała zbyt wielu możliwości, ale najłatwiejszym do wypróbowania był po prostu gwałtowny impuls. Aella podniosła dłoń i z całej siły zdzieliła elfkę w policzek, a ten z wiadomych względów był mocniejszy niż byle spoliczkowanie od damy. Jeśli to nie przyniosłoby skutku, postanowiła przeciwdziałać temu zaklęciu swoim żywiołem ognia, jednak na tyle aby ukryć to przed Karolem, który mógłby to oglądać. Położyłaby dłoń na piersi elfki i próbowała rozgrzać ją, kontrolując formowanie kuli ognia jednak na tyle słabo, aby ta niepowstała a jedynie delikatnie rozgrzała materię której Aella dotyka, jednocześnie drugą dłonią robiąc to samo ale z mocniejszym skutkiem z lodem który powstawał wokół niej.

- No cholera, dalej, wracaj tutaj. - powiedziała pod nosem w stronę elfki, jak gdyby przejmowała się jej losem.

Siedziba Montweisserów

52
POST BARDA
Najpierw roznosił się po marmurowej podłodze i bielonych ścianach, pięknych gobelinach szron. Z niesamowitą prędkością rozprzestrzeniał się, formując fantazyjne wzory podobne płatkom śniegu. Następnie tuż za nim szedł czysty, półprzezroczysty lód rozrastający się we wszystkie strony, tworzący siatkę stalagmitów, łapczywie sięgający każdej nawierzchni, wzdłuż której mógłby się piąć. Powoli zarastał próbującego wyrwać się z jego szponów Karola, sięgając ponad kostki, wzdłuż łydek, aż do kolan, coraz bardziej go unieruchamiając.

Powoli też sięgał klękającej Aelli, wpierw parząc ją w odkrytą nogę, muskając po delikatnej skórze i wywołując nieprzyjemne ciarki wzdłuż pleców. Elfka zaś była zamykana powoli w lodzie, który spływał z jej dłoni, mrożąc kończyny i idąc w kierunku serca. Powietrze traciło wnet temperaturę, do momentu, w którym włosy stawały dęba, rzęsy i brwi szroniały, a każdy oddech zamieniał się w wyraźnie widoczną parę.

Mocne uderzenie w policzek, tak nieprzystające damie, podziałało jedynie otrzeźwiająco na kobietę, która obudziła się z paralitycznego transu, wciągając głęboko mroźne powietrze. Rozejrzawszy się wokół, zauważyła przykutą siebie do podłogi i zaczęła panikować, szarpiąc się bezskutecznie. Przyłożenie dłoni do jej piersi, aby magią ognia dyskretnie rozgrzać źródło i samą służącą, przyniosło zaś całkiem nieoczekiwane efekty.

Ciepło przeszło przez powoli odmrażające się dłonie szlachcianki, rozgrzewając ciało. Problemem stała się natomiast sama kontrola Aelli, która zaczęła czuć, że parzą ją powoli ręce i nie może przestać wkładać energii w ich ocieplenie. W końcu też wrzasnęła elfka, a jej fartuszek błysnął płomieniami. Instynktownie odrywając dłonie, uczucie zniknęło, pozostał zaś delikatny smród spalenizny, odbite na obojczyku kończyny Aelli i te same zaczerwienione, delikatnie przypalone.

Lód przestał się rozprzestrzeniać, a wokół elfki nawet zaczął topnieć na tyle, że uwolniła swe ręce, jednak Karol nadal tkwił uwięziony. — Weź miecz i rozbij to do cholery — rzucił, samemu też próbując nieco rozkruszyć jego więzienie. Portret na piętrze spoglądał z zainteresowaniem na poczynania Aelli, zaś służąca dochodziła do siebie, rozmasowując odmrożone miejsca.

Siedziba Montweisserów

53
Aella, mimo nieprzyjemnych doznań, odetchnęła z ulgą, że udało się opanować moc elfki. Była tym zaskoczona, ale nie miała teraz czasu o tym rozmyślać, trzeba było zająć się Karolem i uwolnić go, a także pomyśleć nad dalszymi planami - żywiołak był komplikacją której Aella nie przewidziała, a stary Montweisser wciąż mógł dychać.

Kobieta nie zwracała większej uwagi na swoje obrażenia, nie było to coś nowego dla niej. Podniosła miecz i płaską stroną miecza poczęła uderzać w lód, który uwięził nogi Karola - na wszelki wypadek, aby mu ich nie odrąbać.

- Wstawaj mój ty bohaterze. - powiedziała normalnie, ale nie było wątpliwości, iż był to sarkazm w jej słowach.

W tym momencie bardziej interesowała ją elfka i to, skąd się tu wzięła i jaki interes ma w tym wszystkim.

Siedziba Montweisserów

54
POST BARDA
Cholerna magia — mruczał pod nosem Karol, samemu też pomagając kobiecie rozkruszyć bryły lodu obejmujące jego nogi. Po kilku dobrych minutach szarpania się, gdy zmęczona Aella zaczęła już dyszeć, udało się im wydostać szlachcica, który przez chwilę nie mając w stopach czucia, padł w ramiona kobiety, sapiąc przy tym zaskoczony. Tuż po tym złapał się barierki i ostrożnie powłócząc osunął się na niezajętą przez lód ścianę, miecz odkładając obok siebie.

W tym czasie elfka dochodziła do siebie, pocierając dłonie o dłonie i próbując zawinąć się szczelniej ubraniami, szczególnie gdy te były podpalone przez Aellę. — Ty — powiedział nagle młodzieniec, orientując się w osobie elfki. — Ty gapiłaś się kilka dni temu na mój balkon.

Nie powinno was tutaj być. Wyraźnym życzeniem pana było... — zaczęła mówić, kompletnie ignorując jego oskarżenia. Miała ładny, dźwięczny głos przypominający nieco łagodny szum wiatru i wody. Uspokajał. Zanim jednak dokończyła swe słowa, jej wzrok spoczął na obrazie, który z zaciekawieniem przyglądał się zaistniałej sytuacji. W skupieniu wpatrywała się weń, ignorując kompletnie słowa Karola, który zaczął wściekle jej wypominać szpiegostwo – aż do chwili, w której gwałtownie wstał, chcąc złapać ją za nadgarstek, oburzony impertynencją służki. Jego nogi nadal jednak odmawiały posłuszeństwa i zatoczył się, na co elfka zareagowała natychmiast.

Popchnęła go do tyłu, powodując krótki, wściekły okrzyk Karola upadającego tyłkiem na podłogę. Następnie doskoczyła do leżącej nieopodal broni i biorąc ją w dziwny sposób, za chwilę przydzwoniła mężczyźnie w czoło, powodując natychmiastową utratę przytomności. Upuściła miecz z sapnięciem i odwróciła się do Aelli, uśmiechając się przepraszająco.

Mój pan widzi i słyszy wszystko, co dzieje się w jego domu i nie umknęła mu także twoja wizyta, pani. Chociaż więc życzył sobie spokoju od momentu pojawienia się zaćmienia, zainteresowała go twa dociekliwość i życzy sobie spotkania z twą osobą w trybie natychmiastowym — kłaniając się, machnęła do stojącej nieopodal zbroi. Ta z ciężkim zgrzytem poruszyła nogami, by w sztywny sposób podejść do schodów i zabrać swój miecz. Gdy ten już leżał przypasany, zaczęła podnosić bezwładne ciało młodego Montweissera. — Pan Karol niedługo się obudzi i także będzie miał czas na rozmowę, jeśli to panią niepokoi. Tymczasem... zapraszam.

Ostatnie słowo wypowiedziała przesuwając się w dalszą stronę korytarza. Spojrzeniu Aelli nie umknęło, że jest oslabiona i kroczy chybotliwie, zaś sama szlachcianka nie czuła się dużo lepiej.

Siedziba Montweisserów

55
Aella spojrzała krzywo na Karola, który okazał się być zwyczajnym rozwydrzonym bachorem, z marzeniami o przejęciu stołka ojca, nie mając za grosz męstwa w sobie. Sprawiał wrażenie mocnego, dopóki miał grunt pod nogami - zabierz mu to, a pokazuje się w nim rozpieszczony syn arystokraty. Tym bardziej ucieszyła się, kiedy elfia czarodziejka przydzwoniła mu z rękojeści w czoło, tak iż ten utracił przytomność.

- Dobry ruch...jak właściwie ci na imię? - zapytała z ciekawością i uśmiechem. Wyraźnie można było zauważyć, jak Aella lustrują ją od góry do dołu. Elfka była bardzo ładna, a Aella miała słabość do pięknych, elfich kobiet - acz w tym momencie naszła ją myśl, iż bardziej niż jej ciało, interesującym jest jak dużym jest zagrożeniem. Skoro Montweisser wie o wszystkim co dzieje się w domu, to zapewne zna już plan Karola i Aelli - dlaczego więc chce z nią rozmawiać, skoro mógłby rozkazać elfce ją zabić?

- Nie jestem pewna czy mam już o czym rozmawiać z Karolem. To rozwydrzony bachor, nic więcej, kiepska partia. - rzuciła, próbując wciąż grać starą grę, gdyż nie była jeszcze pewna czy stary faktycznie zna ich plan. - Po za tym, chyba poznałam kogoś bardziej interesującego. - uśmiechnęła się ciepło do elfki. Teraz przyszedł jednak czas na konfrontację ze starym Montweisserem, a także przekonanie się, czego od niej chce. Pewna jednak była, że tak jak ona i elfka, on też ma dar magiczny, bo z jakiego powodu ukrywałby się na własnym przyjęciu, w momencie kiedy inni magicy mają problem z samopoczuciem?

Siedziba Montweisserów

56
POST BARDA
Ynnir — odparła krótko dziewczyna, układając nieprzytomnego chłopaka w pozycji siedzącej. Następnie wyprostowała się, otrzepując dłonie i ścierając z czoła pot i spojrzała na stojącą w oddali zbroję –tę na parterze, której zabrała Aella miecz. Kawał stali zazgrzytał nieprzyjemnie, gdy niewidzialna siła poruszyła rycerzem, zmuszając go do kroku naprzód. Istota obróciła się na pięcie i sztywno przeszła korytarz, mijając dziewczęta i podchodząc do Karola. Klękając, rycerz wystawił ręce i uniósł bez większego wysiłku szlachcica, zastygając następnie w miejscu. Stedinger była pewna, że w środku nie ma nikogo, a jednak w jakiś sposób zbroja poruszała się bez mniejszych oporów.

Elfka odwzajemniła uśmiech kobiety, aczkolwiek w uprzejmej i starannie wyćwiczonej, ciepłej minie ujrzała cień chłodu, którym wszakże operowała magiczka. — Nawet takie osoby bywają niebezpieczne. Bywają narzędziami w bardziej skutecznych dłoniach działających z cienia — odparła jeszcze enigmatycznie, prowadząc ją prostym korytarzem do praktycznie samego końca. Rycerz podążał za nimi miarowym tempem, skrzypiąc delikatnie, ale stąpając przy tym lekko jak dziecko.

Przy sporej wielkości portrecie młodzieńca, który uśmiechał się tajemniczo, a i wedle umysłu Aelli wodził wzrokiem za kobietami, Ynnir się zatrzymała i pociągnęła za ramę. Ta już wcześniej była uchylona, a teraz jedynie rozwarła się na oścież, ukazując wąskie przejście prowadzące wgłąb ściany. Zamknięte w szkle migotały niespokojnie magiczne światełka rzucające nieco jasności na kamienną podłogę. Elfka weszła pierwsza, oczekując, aż Aella wejdzie za nimi. Na końcu orszak zamykała zbroja, za którą obraz zatrzasnął się bezpowrotnie. Popędzana przez stal, szlachcianka nie miała większej okazji ujrzeć, jak działał mechanizm wyjścia, ale wydawało jej się, ze to zniknęło.

W milczeniu służąca kroczyła przez ukryte przejście, skręcając bez wahania na rozwidleniach. Raz czy dwa udało się im usłyszeć rozgorączkowane głosy gości przyjęcia – co znaczyło, że tunele krążyły po całej rezydencji. Po jakimś czasie Aella była także przekonana, że Ynnir specjalnie bierze kolejne zakręty; nie sposób było wszakże zapamiętać drogi powrotnej nawet jeśli usilnie by się starała. I dopiero po którymś z kolei takim zakręcie dziewczyny natrafiły na wąskie, strome schody prowadzące w dół. Zrobiło się zaraz chłodniej i wilgotniej, ale także jaśniej, gdy z samego dołu ciepły blask migotał wesoło.

Cała... trójka, czwórka przestąpiwszy ostatni stopień, znalazła się w wąskim korytarzyku, na którego końcu były ciężkie, metalowe drzwi. Bez wahania Ynnir podeszła do nich, otwierając je na oścież i samej wchodząc do środka, wpuszczając doń Aellę i rycerza. Stedinger znalazła się wyjątkowo nie w ohydnej piwnicy, czy jak to plotki głosiły, w kaplicy poświęconej Garonowi czy demonom, a w bawialni, gabinecie wręcz. Było jednak coś wywołującego ciarki na plecach, gdy wodziło się wzrokiem po całym pomieszczeniu. Ściany zapełnione były półkami z książkami w językach, których arystokratka niezbyt rozumiała. Były też tytuły bardziej nowoczesne, jeśli można tak to ująć, ale o niespokojnych tytułach, traktujące w większości o zakazanych praktykach. Na półkach leżały także bibeloty – dziwne figurki, czasami jakaś powykręcana czaszka, gdzieniegdzie migoczący, piękny kamień... był też kominek i dwa fotele wokół śnieżnobiałej skóry, zaś nad nim wisząca czaszka czegoś, co mogło być na ludzki rozum jedynie demonem, na dodatek całkiem okazałym. Tam też, przy buzującym ognisku, zbroja położyła Karola, który nadal utrzymywał nieprzytomność.

Było tylko jedno wyjście – to, którym Aella weszła. Naprzeciwko zaś stało czarne biurko, na którym stał ogarek świecy i tacka z karafką pełną czerwonego trunku oraz dwa kielichy. Za nim na zaszczytnym miejscu był portret podobny do tych, które mijała w rezydencji – przedstawiający młodego, przystojnego mężczyznę całkiem przypominającego Karola. Zaś między obrazem a stołem stał spory fotel, a na nim znajomy nestor rodu. Melchior Montweisser był wyjątkowo otyłym człowiekiem w nie tak już młodym wieku. Jego czupryna była przerzedzona i lśniąca łysiną w poniektórych miejscach, jego ubrania, chociaż względnie dopasowane, to nieco napięte. Posiadał co najmniej trzy podbródki, pucołowate policzki i szerokie czoło. Jego oczy można byłoby przyrównać do tych świńskich, gdyby nie fakt, że aktualnie widoczne były tylko białka. Jedną, odzianą w sygnety dłoń trzymał kurczowo zaciśniętą na obręczy fotela, zaś w drugiej dzierżył... czaszkę, małą, do złudzenia przypominającą ludzką. W oczodołach miała lśniące, czarne klejnoty.

Ynnir natychmiast wycofała się w cień, zaś zbroja zamarła... w przeciwieństwie do Karola, który ocknął się i bardzo łapczywie zaciągnął powietrzem, przez chwilę kaszląc. W końcu rozejrzał się nieco nieprzytomnie, dotykając po bokach, a zaraz też rozciągając. Spojrzał na Aellę, potem na nestora rodu, nie zaszczycając spojrzeniem elfki. Uspokoiwszy się, oparł głowę o zagłówek i powiedział: — Usiądź, dziecko.

Zabrzmiało to co najmniej dziwnie w ustach młodzieńca, ale jeszcze dziwniejsze było to, że stary Montweisser, siedzący nieprzytomnie na swoim miejscu, poruszał bezdźwięcznie ustami w tym samym momencie, co Karol. — Mamy wiele do porozmawiania, a i Zaćmienie nie pomaga miękkim nogom. Ynnir, nalej nam wina.

Elfka bezszelestnie przeszła przez pokój, nalewając do pucharów trunku i stawiając je na małym stoliczku, zachęcając gestem Aellę, by dosiadła się do Karola.

Siedziba Montweisserów

57
Ynnir...ciekawe imię, nawet spodobało się ono Stedingerównie, w sumie nie tylko imię było w niej ciekawe...No ale niestety, musiała odłożyć na bok pragnienie ciała i zająć się tym co tu się właśnie odjebało. To nie tak miało wszystko wyglądać, demon, chodzące zbroje, gapiące się obrazy i elfka władająca magią w domu Montweisserów, nokaut Karola...ciężko było zliczyć. Wiedziała natomiast jedno - to już nie będzie normalny spisek na czyjeś życie. Nie była też tempa i potrafiła dodać jeden do jednego - wszystko co się tu działo, a do tego fakt, że starego nie było na przyjęciu, dawało tylko jedno równanie - stary Montweisser prawdopodobnie jest potężnym magiem, to było najbardziej oczywiste w tym wszystkim.

Miecz który dzierżyła zabrała zbroja, ale dobrze czuła, że wciąż ma przy nodze swój sztylet, tak na wszelki wypadek. Podążyła za elfką, wcale nie dziwiąc się trasą jaką podążali, widocznie ojciec nie chciał aby ktokolwiek wiedział o jego ukrytym kawałku rezydencji, a tym bardziej tam trafił. Paranoja, częsty problem u takich osób.

Z każdym kolejnym metrem Aella starała się wyczuwać swoją magiczną moc, chciała tym samym być pewna, że w razie czego może sięgnąć po swoją magię. W walce z innym magiem, broń konwencjonalna to za mało. Kiedy w końcu dotarli do miejsca docelowego, Aella dokładnie rozejrzała się po pomieszczeniu - on miał naprawdę dziwny gust, a jeszcze gorzej wyglądał on sam, mowa o osobą po drugim stronie biurka.

- Co do jasnej... - nie dokończyła zdania słowem, które nie przystało wychodzić z ust damy, ale była zaskoczona, że stary przemawia przez swojego syna.

- Tak jak podejrzewałam, to wszystko twoja sprawka. Ale mógłbyś się nie wygłupiać i mówić normalnie? - skwitowała go, widocznie zniesmaczona tym faktem, niż zaskoczona. Na jego pytanie odpowiedziała zaś:

- Dzięki ale postoję, nie lubię być przywiązana do krzesła w miejscu którego nie znam, bez obrazy. - zaczęła powoli przechadzać się po pomieszczeniu, zainteresowana niektórymi eksponatami, jednak była czujna i starała się nie tracić gruntu pod nogami. Nie zamierzała siadać obok Karola, a także pić wina które jej zaproponowano, miała do czynienia z kimś kogo nie znała, więc po prostu zachowywała ostrożność, a także znaczny dystans, próbując mieć ich wszystkich na oku.

- Skoro już zapewne wiesz kim jestem i po co tu jestem, to powiedz mi, dlaczego gościsz mnie w tym miejscu i jeszcze nie próbowałeś mnie zgładzić? - oparła się o regał z książkami na drugim końcu pomieszczenia, złożyła ręce na piersi i spojrzała mu w oczy. Wyglądała na stabilną emocjonalnie, nie wykazywała oznak strachu czy niepewności. I rzeczywiście tak było, Aella wiele przeszła w służbie Jakubowi i nie było to coś, co mogłoby ją rozchwiać. Po za tym sama władała bardzo dobrze magią, a także była "przeklęta". Czego jednak chciał od niej Montweisser? Tutaj musiała sama przed sobą przyznać, że była tego bardzo ciekawa.

Siedziba Montweisserów

58
POST BARDA
Magia wewnątrz Aelli pulsowała, przelewając się gęsto przez jej żyły. Robiła to chaotycznie, nieregularnie, jakby coś ją niepokoiło. Kobieta wiedziała, że użycie jej będzie się wiązało z nieprzewidzianymi skutkami, ale jednocześnie... Coś ją do tego ciągnęło. Kręcąc się ukrytymi korytarzami, czuła, jak jej magiczna siła wzrasta, przelewa się z naczynia, jakim było jej ciało. Zew dało się zagłuszyć, ale nie wyciszyć.

Karol, czy też jego ojciec, jak podejrzewała Aella, po chwilowym szoku spowodowanym przebudzeniem się tkwił w swoim miejscu kompletnie spokojny, nie przejmując się odgłosem obcasów szlachcianki stukających o podłogę. Nawet nie spoglądał bezpośrednio na nią, tylko przed siebie. Skinął głową na Ynnir, która biorąc do dłoni kielich, przystawiła go do ust potomka. Głośne siorbnięcie rozległo się przy kominku, gdy Montweisser sączył wino poprzez działania swej służącej.

- Tak butna, jak przystało na rozpieszczoną dziedziczkę - skwitował beznamiętnie, w końcu racząc przechylić głowę, by chociaż kątem oka widzieć Aellę. - Nie obrażę się w takim wypadku. Chociaż jest mi niezmiernie przykro, że nie ufasz mi chociaż na tyle, aby usiąść przy moim boku. Myślę, że doskonale zdajesz sobie sprawę, że mógłbym cię zabić w dowolnym momencie twojego wtykania nosa w kąty mego domu. Zabić, porwać, czy wyrzucić za próg. Wolna wola jest ważna, rozumiesz.

Tembr głosu nie różnił się zbytnio od tego karolowego, a nawet brzmiał nieco cieplej - może nawet przesadnie cukierkowo, jakby Melchior próbował na siłę brzmieć miło. Jego ciało nadal ruszało ustami w rytm rozmowy młodszej wersji lorda - i tylko usta; nie mrugał, a jego pierś zdawała się nie unosić wraz z oddechem. Ciało wyglądało na martwe, lecz delikatny ruch gałek ocznych zdradzał, że być może znalazł się w dziwnym stanie.

Przechadzając się po pokoju i oglądając bibeloty, Aella dostrzegała iście heretycki zbiór. Czaszki różnych istot stały na zaszczytnych miejscach - bielące się w słabym świetle kominka. Na jednej z półek zobaczyła nawet ozdobne puzderko, na którym stała malutka istotka o szklanych oczach; wróżka z delikatnymi skrzydełkami, odziana w złoty liść, wygięta była w pozie tanecznej, bez życia, jakby wypchana. Gdzie indziej figurka bestii o nogach kozła, ze skrzydłami zamiast rąk i z twarzą młodzieńca, którego oczy zastąpione były diamencikami, spoglądała na szlachciankę bystro, oceniając ją... A przynajmniej miała takie wrażenie. Bo wszystko co humanoidalne i tutaj stało, dla Aelli ją obserwowało i oceniało. Co jednak dziwniejsze, część ksiąg, które wcześniej były w nieznanym jej języku, teraz zdawały się mieć jakieś znacznie; i tak też widziała opasły tom "Xięgi Czarnego Wymiaru", przed chwilą będący zaledwie zlepkiem dziwnych znaków. Mrugając, ponownie napisy wracały do starego porządku.

- Ciało to jest wizualnie przyjemniejsze do rozmowy, a i wygodniejsze przede wszystkim -dorzucił jeszcze Karol, tłumacząc swój wybór, jednakże Aella czuła, że coś tutaj jest nie tak i tylko krztyna prawdy została wypowiedziana.

Montweisser skrzywił się, słysząc tak szybkie przejście do sedna. Stedinger stała bardziej z tyłu niż z boku, ale Karol nadal nie raczył odwracać się zbyt w jej stronę, pozwalając sobie za to na drobne przekręcanie głowy, by widzieć kobietę lepiej niż kątem oka. - Ponieważ jesteś dla mnie ważna i byłoby nietaktem cię od razu traktować lochem, bez uprzedniego złożenia propozycji - jego głos ociekał fałszywą uprzejmością, słodyczą przykrywającą truciznę kryjącą się w zakamarkach jego strun głosowych. Ponadto brzmiał on tak pewnie siebie, jakby trzymał jakiegoś asa w rękawie, a jednocześnie nie potrafił ruszyć się z fotela! - Ty chcesz przewagi sił dla strony Jakuba... a przynajmniej on tego chce, a ty mu sluzysz. I powiedzmy, że mogę ci w tym pomóc. Otwarcie bram, wycofanie wojsk, jeśli w końcu książę ruszy się z Qerel. I nie zrobi to Karol ani żadne inne z moich dzieci, gdyż żadne z nich wbrew swoim wybujałym ego nie panuje nad moją prowincją, moimi wojskami, moim domem. Tylko ja ci to mogę zagwarantować - Ynnir raz jeszcze podetknęła puchar z winem i Karol zaczął siorbać napój. Po jego gładkim podbródku zaczęła spływać pojedyncza, czerwona jak krew strużka.

- Nawet więcej: mogę ci zagwarantować szkolenie, jakiego potrzebujesz. Pomimo paru mankamentów, jest w tobie drzemiący potencjał, nawet większy niż u mych potomków i szkoda byłoby go marnować, gdybyś odmówiła mojej propozycji. Krew w krwi tylko czeka, aż odkryjesz, co jest twoim prawdziwym przeznaczeniem. Jeden niedokończony rytuał tego nie zmieni. Ty urodziłaś się do wielkich rzeczy, rzeczy, których możesz dokonać pod moim mecenatem - delikatnie przechylając głowę, Montweisser uśmiechnął się kusząco, zaś jego prawdziwe ciało wykonało podobny, karykaturalny gest.

- Czego chcę, pewnie zapytasz. Scementowania sojuszu. Ja ci daję potęgę, na którą zasługujesz oraz Jakubowi moje poparcie w kluczowym momencie, zaś ty jako Stedinger przyjęłabyś oświadczyny... Jednego z moich synów. Sojusz dwóch najpotężniejszych rodów w Keronie będzie jasnym dowodem, że królestwo można naprawić, a w końcu wszyscy tego chcemy, nieprawdaż? - jego pytanie było retoryczne i zanim Aella zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Karol dodał, tym razem mniej przymilnym tonem. Wyraźnie chciał, by usłyszała ostrzeżenie.

- Zanim się zbulwersujesz, bez wahania odmówisz, rzucisz zaklęciem, które jest zalążkiem twojej magii, czy spróbujesz poderżnąć mi gardło - wiem, do czego jesteś zdolna... I wiem, dlaczego jesteś do tego zdolna. Demonica z twojego dzieciństwa nie pojawiła się tam przypadkowo. Lai'leth była wysłana do ciebie z mojego polecenia.

Siedziba Montweisserów

59
Aella nie zareagowała emocjonalnie na przytyki, które kierował w jej stronę. Niejednokrotnie takie słowa padały w jej stronę, ale ona znała swą wartość i mimo, iż nie stroniła od bogactwa jej rodu, to nie obnosiła się z tym, starała się stworzyć własną ścieżkę w życiu.

- Możesz mieć o mnie takie zdanie, ale to raczej po tobie i twojej rodzinie widać rozpieszczenie. Ja służę Jakubowi, bo staram się zmienić świat na lepsze i nie przesiaduje w wygodnym pałacyku, popijając winą i poddając się ciepłym kąpielom. - skwitowała spokojnie, jakby pozbawiona emocji, nie chciała jednakowoż wyjść na idealistkę. Zaśmiała się jednak na jego kolejne wypowiedziane zdanie, o tym co mógłby z nią zrobić. To było jednak tylko uzewnętrznienie, w środku była świadoma, że jest w kiepskiej sytuacji. Nie zna dobrze drogi ucieczki, a przeciwko niej stoi prawdopodobnie potężny mag i nowicjuszka, musiała rozegrać to sprytnie aby ujść z życiem. Czasami zgrywanie bohatera ma kiepski finał.

- Wybacz mi, ale niejednokrotnie mi grożono. Może jestem młoda, ale noszę na sobie kilka pamiątek po walkach, więc jeśli chcesz mnie zastraszyć to musisz się bardziej postarać. - skwitowała jego groźby.

To co jednak zaobserwowała w tym pomieszczeniu...była przekonana, że Montweisser jeszcze nie odkrył mrocznych sekretów skrytych w cieniu. Nie mogła go nie doceniać, to byłby błąd, był olbrzymim zagrożeniem i tym razem sama może nie dać rady. Najbardziej jednak zaaferowała ją zamrożona wróżka. Miała przeczucie, że ona wciąż żyje, jednak to jakaś magia trzyma ją w stazie. To całe miejsce było przesycone magią, czuła to sama w sobie...co było dość niespotykane. Tym bardziej kiedy jej umysł zaczął płatać figle z nazwami ksiąg, jak to możliwe? Czy to mogły być zwidy? Jednak ta nazwa...bardzo pasowała do tego zbioru. Coś było nie tak.

- Jakim cudem kontrolujesz Karola? Telepatia? Przejęcie ciała? Czy może cała twoja rodzina to wytwór jakiejś chorej nekromancji? - zapytała, wyjątkowo zainteresowana tym tematem. Podejrzewała jednak, że w jakiś sposób Stary przejmuje kontrolę nad ich ciałami, możesz przez więzy krwi? Nie była ekspertką w tym temacie, ale wiedziała co nie co.

Kolejna część jego trucizny zaklętej w słowach, była coraz bardziej ciekawa. Oferował przełożenie układu sił na stronę Jakuba, otwarcie bram i wsparcie. Fakt, było to imponujące, ale była jednocześnie pewna tego, że będzie chciał czegoś w zamian, niczego takiego nie zrobiłby z dobroci serca...zresztą nie tylko on, każdy miał swoją cenę. Miał też rację w tym, że cała jego armia nie podporządkuje się od razu następcy, a czasu potrzebnego na to nie było. Jednocześnie..."szkolenie"..."niedokończony rytuał"? Aella zaczęła tracić panowanie nad swoją kamienną twarzą. O czym on bredził? Oświadczyny?! Demonica?!!

- O czym ty pierdolisz starcze? - powiedziała bardzo powoli każde słowo, widocznie utraciwszy panowanie nad emocjami, gdyż przekleństwo w jej repertuarze zdarzało się niezwykle rzadko. Tętno jej skoczyło, magia jeszcze bardziej zawrzała w jej ciele, ale mimo to, wciąż wyglądała pięknie...jak na kogoś złego i po przejściach z niekontrolowaną magią. Chwilowo nie do końca mu wierzyła, ale wydawał się mówić jej o czymś, czego ona sama nie była świadoma. Może to kłamstwo, a może coś, czego nikt nigdy jej nie powiedział. Po chwili zaśmiała się drwiąco, ale była pobudzona.

- Zbulwersujesz tak? Chcesz abym poślubiła jednego z twoich synów...niedoczekanie twoje. Chcesz mnie szkolić...niby czego? Zamrażania magicznych istot? - wskazała na wróżkę - Gadasz o nieukończonym rytuale? Rytuale czego? I jaka do cholery demonica? Jaka Lai'leth? - wbiła wzrok w oczy młodzieńca, jak gdyby była gotowa rzucić mu się do gardła, zapanowała krótka cisza, po czym dokończyła cicho - Coś ty mi zrobił?

Jej wewnętrzne części obu dłoni jakby się rozżarzyły, nie formowała jeszcze magii, ale wydawało się z nią dziać coś niekontrolowanego. Aella poczęła zatracać zdolność do kontroli, dobra i empatii...coś co zdarzyło jej się jedynie kilka razy w życiu, przeważnie w zajadłej walce...nikt nie pozostawał żyw po czymś takim.

Siedziba Montweisserów

60
POST BARDA
- Groźba? Nigdy w życiu! Grozilbym, gdybym rzekł, że jeśli nie usiądziesz, to każę Ynnir poderżnąć ci gardlo - powiedział Melchior, ale w jego głosie słuchać było delikatne rozbawienie. Ciężko było stwierdzić, czy gdyby doszło tutaj do jakiegokolwiek starcia, to kto by wygrał. Elfka była zmęczona wcześniejszym zaklęciem i stojąc przy ciele Karola, w słabym świetle ognia widać było, że potrzebuje odpoczynku. Co się zaś tyczyło samego Montweissera, do końca nie było wiadomo,jak to wszystko działa, więc spektrum jego możliwości wahało się od zera do... Wysokich liczb.

Nie musiała patrzeć na Karola, by widzieć w starym, tłustym cielsku tą samą mimikę. Na opasłej twarzy drgnęła prawa brew, unosząc się na słowa o sposobie kontrolowania własnego syna. - To ja jestem domem i to ja ten dom kontroluję. Nic więcej ci nie potrzeba wiedzieć na razie - rzekł enigmatycznie, nie zamierzając najwyraźniej dalej elaborować na temat swoich sztuczek magicznych.

Z wyraźnym wysiłkiem Karol odwrócił głowę, słysząc i czując frustrację Aelli. Patrzył teraz prosto w jej oczy i po raz pierwszy mogła ujrzeć w nich pustkę - jakby ciało nadal spało, lecz przewrotny lalkarz poruszał ustami i głową, obserwując wszystko poza deskami teatrzyku. - Nikt ci nie powiedział, dziecko? Niczego nie pamiętasz? Gdyby to Theodor ci opowiedział całą historię, rzekłby coś o porwaniu przez wstrętnego sukkuba, który próbował zrobić z tobą coś przebrzydłego. Na całe szczęście Stedinger wpadł tam ze zbrojnymi, ratując swą ukochaną córkę - obrazując wersję z perspektywy jej ojca, przedrzeźniał głos barda, który koloryzował niektóre aspekty historii. Nawet przez chwilę na jego nieprzytomnej twarzy zagościło coś w rodzaju emocji, lecz kontynuując pokrętną opowieść, powrócił do stanu kompletnej obojętności.

- A jaka jest moja perspektywa? Ja wysłałem Lai'leth, by przygotowała cię do wielkich rzeczy. Chciałem napoić cię potęgą - mocą prosto z Bożylądu, spod łona naszych słodkich bogiń. Miałaś ascendować i dysponować władzą elementarną, zdolną do kontroli całych państw, do otwierania i zamykania Bram na życzenie. Niestety Lai'leth nie zdążyła dokończyć rytuału... Ale nie wszystko stracone - delikatnym ruchem głowy Melchior zarządził Ynnir, by posprzątała stolik. Elfka zabrała tackę z kielichami i winem, odstawiając je na biurko i zastygając bez emocji w miejscu.

- Nie denerwuj się - kontynuował Montweisser, pustymi oczami sunąc ku dloniom Aelli. - Chciałem uczynić cię potężną i mogę to jeszcze zrobić. Już teraz widziałem, jak mamiłaś z łatwością straż przy bramie, jak potrafiłaś przez chwilę złamać nawet Karola. Wszystko nieświadomie, ale przy odrobinie praktyki i twoim zdolnościom, mogłabyś sprawić, że będą kochać cię wszyscy w zasięgu twego wzroku - mężczyźni, kobiety. Aidan i Jakub będą padali do twych stóp, oddając korony. Masz potencjał, który mogę wybudzić. W zamian za to, oczekuję jedynie sojuszu między naszymi rodzinami. Nie potrzebuję potomków. Nie będę obarczał cię obowiązkami żony, byłabyś nią bowiem jedynie w dokumentach. Twoja... Wolna wola nie zostałaby zachwiana - ciało Karola nagle drgnęło, jakby chciało powstać. Na twarzy starego wieprza mignął za to niejasny grymas.

Wróć do „Saran Dun”