Siedziba Montweisserów

31
Widok zachodu słońca był przyjemny, lecz reszta skutecznie zburzyła tę przyjemność. Widok sypialni nie przeraził w żaden sposób Aelli, nie byłby to pierwszy raz kiedy wykorzystała swoje ciało do zdobycia tego czego chciała, a przecież była też z tego przyjemność. Widziała, że Karol coraz częściej spogląda na jej ciało i mogłaby to wykorzystać także teraz. Zanim jednak do tego by doszło, musiałby zaakceptować prawdę którą ma zamiar mu wyjawić. Kobieta usiadła i spojrzała na mężczyznę, tym razem dość poważnie i jakby profesjonalnie.

- Wyeliminujemy twojego ojca i wszystkich, których trzeba abyś przejął władzę nad rodem. Wiem, że nie jest ci bliski i podejrzewam, że sam możesz tego chcieć od dłuższego czasu, lecz brakowało ci..."wspólniczki". Z Montweisserami po stronie Jakuba, Aidan będzie praktycznie bezsilny, będzie musiał oddać koronę. Jeśli nie, spotka go to samo co twojego ojca. Czekałeś na te słowa, prawda? - spojrzała na niego, chociaż nie prosto w oczy. Była przygotowana do szybkiego doboru ukrytej broni i uciszenia Karola gdyby spróbował czegokolwiek.

Siedziba Montweisserów

32
Mistrz Gry

W końcu Aella powiedziała wprost, czego oczekiwała od Karola – zamachu na seniorze rodu i jego niektórych dzieciach. Przygotowała się nawet na ewentualną obronę, w razie gdyby chłopak źle zareagował na jej dosyć ekscentryczną propozycję. Ten jednak uśmiechnął się i nawet zaśmiał krótko, cicho, rozkładając się wygodniej na krześle. — Mogłem przynieść wino — mruknął, patrząc na pusty stoliczek, a następnie z utęsknieniem na zamknięte drzwi od sypialni. Zaraz jednak wrócił do Aelli, ponownie patrząc w jej oczy. Był całkiem poważny, a z jego spojrzenia natychmiast zniknęła wcześniejsza iskra zainteresowania jej ciałem.

Jakub ma świetny wywiad, skoro wiecie o mnie tak intymne szczegóły — rzucił nonszalancko, wstając zaraz i opierając się o balustradę, patrząc tym samym na Aellę z góry. — Ale tak, nie przychodzi się do najmniej znaczącego członka rodziny, aby tylko porozmawiać o polityce i o tym, jak wiele znaczy jego zdanie wśród takiej ilości braci i kuzynostwa — westchnął, poprawiając kamizelkę i ponownie przejeżdżając spojrzeniem po jej sylwetce, tym razem z pewnym chłodem w oczach, jakby oceniał jej możliwości, ale ku jego materialnej korzyści.

Przejęcie tytułu namiestnika upadającej prowincji nie jest jednak tak prostym zadaniem. Przede mną aspiruje do tej pozycji sporo osób, nie mówiąc o moim nieśmiertelnym ojcu, na którego zapewne już nie działają nawet trucizny — fascynującym było, jak opowiadał o swojej rodzinie z nieczułością godną seryjnego mordercy. Hedonistyczne zapędy Montweisserów może i podobno nie należały do upodobań Karola, ale na pewno odziedziczył parę cech po ojcu.

Pojutrze świętujemy w Izbie Trzynastego dzień równonocy wiosennej. Wymówka do wina lejącego się ciurkiem z beczek dobra jak wszystkie inne, a byłaby to świetna okazja do zapoznania pewnej Emilii Gundabar, mojej nowej konkubiny, z pozostałymi adwersarzami. Radziłbym jednak nieco... upodobnić się do niej, gdyż Stedingerowie nie mają wielu dzieci, a jedno z nich pałętające się po bankiecie pełnym śmietanki politycznej mogłoby nieco zwrócić uwagę. A wbrew pozorom, mój ojciec nie jest ciągle zaślepiony winem i potrafi łączyć fakty. Gdyby tego nie mógł, już dawno nie byłoby go na tym świecie. — Patrząc na Aellę przez chwilę, Karol zastanawiał się nad czymś jeszcze. — Z jakim dokładnie planem zamachu przybyłaś do mnie? Bo podejrzewam, że z pustymi rękoma nie przyjechałaś.

Siedziba Montweisserów

33
A więc miała rację. Uśmiechnęła się mimowolnie na myśl, że nie będzie musiała go zabić. Młody Karol był chyba bardzie pokręcony od niej samej, kto normalny chciałby zamordować swoją rodzinę? Aella już przewidywała, że jeśli Karol rzeczywiście pozostanie jedynym spadkobiercą Montweisserów, może być znaczącym graczem na arenie politycznej. Ponownie jej kącik ust uniósł się na myśl, że kiedyś poderżnie mu gardło. Ta myśl pochłonęła jej myśli przez około dwie sekundy, ale szybko zapanowała nad tym.

- Dobrze się składa. Możemy za jednym zamachem otruć większość twojej rodziny, kilkoro osób pozostawiając przy życiu. Podejrzane byłoby gdybyśmy jako jedyni przeżyli zamach. Zorganizuje truciznę której nikt się nie oprze, nawet twój ojciec. Jestem kobietą wielu talentów Karolu. - uśmiechnęła się lekko, ale tak samo jak jego, był to już uśmiech konspiracyjny, próżno było szukać w nim czegokolwiek innego.

Młodsza Stedingerówna miała także talent do zmieniania postaci...chociaż nie taką magiczną a bardziej przyziemną. Skutecznie potrafiła zmienić uczesanie, wykorzystać makijaż i strój aby rozpoznanie jej było bardzo utrudnione. Tutaj Karol miał rację, im mniej osób ją zauważy tym mniej podejrzeń będzie skierowane na nią. Musiała ograniczać swój udział w życiu miasta szczególnie, że musiała jeszcze zdobyć silną truciznę.

Aella wstała i zgrabnie podeszła do niego, powoli przejechała palcem wskazującym po jego podbródku, obróciła się, odeszła krok i oparła się o balustradę.

- Jeśli sobie zaufamy, możemy wiele zmienić. Cały rozkład sił i politykę Keronu. Mamy możliwości, teraz tylko musimy zadziałać. Niedługo twoja rodzina pozna Emilię Gundabar, szkoda, że nie poznają naszych dzieci. - uśmiechnęła się złowrogo.

Siedziba Montweisserów

34
Mistrz Gry

Chyba pierwszy raz od kilku godzin Aella widziała tak żywą minę na twarzy Karola. Był po prostu zaskoczony i zszokowany jej propozycją. Po chwili przeszedł w stan rozbawienia zamienionego w czysty śmiech. Patrzył z niedowierzaniem na kobietę, zastanawiając się chyba, czy ona mówi tak na serio. — Chyba jednak odrobinę przeceniłem wywiad Jakuba. Dopóki nie usłyszę dokładnego planu, jaka trucizna, w jaki sposób chcesz zaaplikować to połowie przyjęcia i przede wszystkim, jak stary Montweisser nie oprze się jej, raczej skłaniałbym się do... delikatnego wywiadu.

Iskierki rozbawienia nie zeszły z kącików jego oczu, gdy opowiadała o niedoszłych dzieciach. Karol założył ramię na ramię, zastanawiając się chwilę nad swoimi słowami. — Nie jesteś jedynym człowiekiem wielu talentów, Aello. Mój ojciec przeżył dziesiątki zamachów, podobnie do mego starszego, bardziej obawiającego się o życie rodzeństwa. I dość rzec, że część plotek o naszej rodzinie może nie być przesadzona. Część z nas bawi się w naprawdę interesujące rzeczy i orgie, o których tak często mówi się na salonach, są tylko sprytną przykrywką do tuszowania poważniejszych zbrodni.

Tym razem on odbił się od balustrady i stanął naprzeciwko Aelli, poważniejszym spojrzeniem spoglądając jej w oczy. Błysnęło w nim coś mrocznego i niepokojącego, gdy opowiadał dalej, dłonią najpierw przejeżdżając delikatnie w górę jej ramienia, by potem palcami unieść jej podbródek w górę, ku sobie. — Sam na przyjęcie chodzę przygotowany na każdą ewentualność, a przypominam, że jestem najmłodszym dzieckiem. Starsi mają więcej do stracenia, więc są bardziej przygotowani. Mój ojciec zaś, chociaż jest wieprzem, to piekielnie inteligentnym. Nie ufa nikomu, prawdopodobnie nawet sobie i ma w zanadrzu sto tysięcy sztuczek, dzięki którym potrafi przeżyć najbardziej cwane zasadzki.

Jego dłoń przesunęła się do jej policzka, gładząc go przez chwilę, po czym zaczął bawić się niesfornym kosmykiem jej włosów z pewną... drapieżnością? — Sam próbowałem kilka razy niektórych sposobów, aby wybadać grunt i był przygotowany na wszystko. Zabicie go graniczy z cudem, a bankiet jest najczęstszym miejscem prób, więc tam wszyscy będą przygotowani. Powiedziałbym nawet, że stało się to naszym małym rytuałem, dziecięcą zabawą, kolejne próby zamachów — jego prawa ręka oparła się o balustradę, podczas gdy lewa nadal błądziła po jej twarzy. — Jeśli zaproponujesz truciznę wystarczającą, by położyć starego Montweissera, to z chęcią na to przystanę. Jednak stawka i ryzyko są zbyt duże, by próbować kolejnego zatrutego wina, tym bardziej, że żadne z jego dzieci, a już tym bardziej ty, nie wie, co nasz ojciec ma w rękawie i jak długo jeszcze będzie wyciągał z niego kolejne asy. Żeby więc go powalić, należy najpierw poznać jego słabe punkty. A tych na razie nie widać.

Siedziba Montweisserów

35
Kobieta zdawała się być tak samo drapieżna jak on, widać było, że nie straszne jej żadne wydarzenia a jednocześnie zdawała się być zainteresowana tak samo Karolem, jak on nią. To były jednak tylko pozory - sumienie Aelli nie było czyste i była skłonna zrobić wiele, jednak zobaczyła w jego wzroku coś niepokojącego. Niestety, była niemal pewna, że kiedyś przyjdzie skrzyżować jej miecze również i z nim - nawet w przenośni. Miała przeczucie, że objęcie przez Karola "tronu" rodu w dłuższej perspektywie będzie tak samo kłopotliwe jak jego obecny właściciel.

Ten miał jednak rację co do przyjęcia. To byłoby zbyt oczywiste, szybko wykryliby truciznę w winie. Musiała więc myśleć bardziej nieszablonowo i możliwe, że przyłożyć do tego własną rękę.

- Masz rację, to zbyt oczywista próba zabójstwa. - widać było jak myśli nad czymś sekundę lub dwie - A co z jego snem? W jaki sposób jest pilnowany nocą w swojej komnacie? Może podejść bezpośrednio do sprawy?

Zbliżyła swoją twarz trochę do jego, i wyraźniej mógł dostrzec w niej tę drapieżność i zdecydowanie. Mogło być to dla niego równie pociągające co jej uroda, szczególnie, że ta patrzyła mu tym razem prosto w oczy - całkowicie celowo.

Siedziba Montweisserów

36
POST BARDA
Zaskakującym było, jak łatwo przychodziła Aelli do głowy myśl, że kiedyś będzie musiała pozbyć się Karola w ten, czy inny sposób. Czy to krzyżując miecze dosłownie, czy w przenośni, szlachcianka już teraz postawiła znicz na jego grobie, jednocześnie patrząc mu prosto w oczy i knując wraz z nim morderstwo jego ojca. Pytaniem tylko było, czy w pożądliwym spojrzeniu młodzieńca ta drapieżność nie wynikała z zachwycającej urody Aelli, a podobnych myśli?

Istniało piękne powiedzenie: przyjaciół trzymaj blisko, lecz wrogów jeszcze bliżej. I w tym momencie, na balkonie, gdzie powietrze wokół było gorętsze niż powinno, zważywszy na wczesną porę, chyba oboje mogli zdawać sobie sprawę, że są niebezpiecznymi przeciwnikami i ich współpraca może zakończyć się równie łatwo, co się zaczęła.

Gdy stary knur idzie spać, po korytarzu i tuż przed samymi drzwiami kręci się co najmniej pięciu strażników, jeśli nie więcej. W samej sypialni chyba nikogo nie ma, ale pamiętam do tej pory, że straszono mnie za dzieciaka o tym, że ojciec nigdy nie śpi, wiecznie knuje. I wcale nie zdziwiłbym się, gdyby tak było — gdy Aella nachyliła się do Karola, tym razem patrząc mu bezpośrednio w oczy, ten zawisnął na chwilę. Prawie widziała to napięcie bijące się na jego twarzy i rozgorączkowane myśli ganiające po jego głowie. Widziała ochotę, by zapomnieć na jakiś czas o wszystkim, co się działo i zatopić w ramionach Stedingerówny.

Potem zaś jego wzrok gdzieś uciekł na sekundę i wokół stało się chłodniej, niż zazwyczaj.

Podążając za jego spojrzeniem, Aella zobaczyła ubraną prosto leśną elfkę, która bezczelnie gapiła się na balkon z wielkim zainteresowaniem. Wychwyciwszy, że Karol i jakaś nieznana jej kobieta zobaczyli ją, ukłoniła się naprędce i zniknęła gdzieś za rogiem. Sypialnia mężczyzny nie wychodziła na jakiś wielce zatłoczony kawałek ogrodu, ale służba miała swoje własne szlaki, które mogła przecierać.

Karol delikatnie wziął pod ramię Aellę i zaprowadził ją do środka, zamykając za nimi drzwi. Dopiero wtedy odwracając się do niej, powiedział: — Na przyjęciu będzie doskonałą okazja do poznania paru moich braci i sióstr, współpracowników ojca... i jeśli szczęście ci dopisze, może i samego starego. Do tego czasu jesteś mile widziana w progach naszego domu, oczywiście jako Emilia... i oczywiście w granicach rozsądku. Nie biorę za ciebie odpowiedzialności, jeśli straż złapie cię w miejscu, gdzie nie powinnaś być. — Z jego głosu zniknęła drapieżność, a pojawiła się chłodna kalkulacja.
Spoiler:

Siedziba Montweisserów

37
Młodsza Stedingerówna oceniła, że spotkanie przebiegło bardzo dobrze, zważywszy na trudny grunt i rozmówcę, który okazał się mieć silniejszą wolę niż podejrzewała - lecz wystawiony wystarczająco długo na jej "klątwę", każdy w końcu poddawał się jej woli, Karol widocznie potrzebował kilku sesji. Pozwolenie na kręcenie się po posiadłości także otworzyło jej wiele możliwości, nie będzie musiała już się gęsto tłumaczyć ze swojego pobytu tam.

To co zaprzątało jej teraz głowę to ta leśna elfka która zobaczyła ich razem. Nie była pewna jej intencji, ale miała wrażenie, że coś jest na rzeczy - dlaczego zawiesiła na nich wzrok? Zwykła służba ma raczej w poważaniu takie spotkania i próbują widzieć i słyszeć jak najmniej, aby przypadkiem nie podpaść...tak jak ta elfka teraz. Aella już zaplanowała sobie, że zaraz po opuszczeniu komnaty Karola odszuka ową elfkę i zapyta ją o to nieodpowiednie zainteresowanie. I nie miała zamiaru jej grozić czy straszyć ją...przynajmniej na początku, nie była rasistką i w sumie to kochała elfie kobiety, szczególnie podczas wspólnych nocy - ich delikatność i namiętność. Ale miała szacunek do niemal wszystkich ras Herbii, lecz każdy powinien znać swoje miejsce, a jeśli chce być kimś więcej, powinien na to ciężko zapracować.

- Na pewno twoja rodzina pozna Emilię podczas przyjęcia. - uśmiechnęła się złowrogo patrząc mu w oczy, nasycając go swoją magią ostatni raz przed wyjściem. - A tymczasem rozejrzę się po waszej posiadłości, może wpadnie mi do głowy jakiś pomysł. Powinnam też zorganizować sobie jakąś suknie tak sądzę. - rzuciła idąc w stronę drzwi - Do zobaczenia Karolu. - puściła mu delikatnego całusa wychodząc przez drzwi komnaty.

Teraz pozostało jej odnaleźć ową elfkę, póki jeszcze dobrze pamiętała jej twarz. A potem postanowiła odszukać wzrokiem komnatę "starego" z placu i sprawdzić, czy jej zdolności manualne pozwoliłyby dostać się tam przez okno.

Siedziba Montweisserów

38
POST BARDA
Oby w jak najlepszym świetle — rzucił Karol, sięgając po niedopite wino i smakując go ostrożnie. — Ściany mają uszy i domu, więc ostrożnie. Co zaś do ubioru — otaksował Aellę wzrokiem od góry do dołu. — Nic rzucającego się zbytnio w oczy. Bycie gwiazdą wieczoru jest niebezpieczne na naszych przyjęciach.

Szlachcianka wyszła z pokoju, rozglądając się powoli po posiadłości w poszukiwaniu elfki, która przyglądała się ich poczynaniom na balkonie. Szybko jednak pojawił się pewien problem w postaci labiryntu korytarzy, pomniejszych przejść i mnogiej liczby drzwi, każdych prowadzących do kompletnie innego skrzydła. Samo wyjście z domu zajęło jej dobre dziesięć minut i gdy znalazła się tam, gdzie sądziła, że są komnaty Karola, służącej nie było już dawno temu. Spróbowała iść po jej śladach, lecz prowadziły one prosto w ogród i chociaż wiele osób ją mijało, nikt nie był jej poszukiwaną.

Znalezienie sypialni Montweissera również graniczyło z cudem, lecz zdaje się, że było to o tyle łatwiejsze, o ile pokoje przeważnie nie zmieniają miejsca swego pobytu i po czasie wścibiania nosa gdzie się dało, Aella namierzyła drzwi, pilnie strzeżone przez dwóch prostych jak struna strażników. Obchodząc zewnątrz, zauważyła także spory balkon, który jednak był w tej bardziej uczęszczanej części... oraz był obstawiany przez kolejnych najemników. Co zaś do nich, kręcącą się szlachciankę zaczęli namierzać podejrzliwym spojrzeniem ledwo się przybliżała, toteż wypadało zostawić to miejsce w spokoju na jakiś czas.

Kolejne dni kobieta mogła spędzić jak się jej żywnie podobało – dalej myszkując po posiadłości w poszukiwaniu czegoś więcej, bądź odpoczywając przed przyjęciem. Tak czy siak dzień równonocy wiosennej nadszedł, a wraz z nim niespodziewane wydarzenie. Koło południa słońce zostało okryte dwoma księżycami, zasłaniając krwawą łuną całe niebo, lecz nie to było najgorsze. Aellę zmogła choroba, przykuwając ją niemal do łóżka. Skóra paliła ją, jakby zanurzyła się we wrzącej wodzie, czuła nieustanne zmęczenie i wydawało jej się, że chyba zemdlała raz, leżąc po prostu na łóżku. Sen ukojenia nie przynosił, zaś okłady z zimnej wody były tymczasowym rozwiązaniem. I ta suchość w gardle!

Zaćmienie nie przechodziło, a wraz z nim postępująca choroba kobiety. Tymczasem właściciel gospody właśnie oznajmił Aelli, iż przyjechała po nią karoca, oczekując pojawienia się niejakiej Emilii Gundabar. Szlachcianka za grosz nie była przygotowana, a było już popołudnie i na pewno Karol zniecierpliwi się, jeśli pojawi się zbyt późno... a nie wiadomo, co się stanie, jeśli w ogóle się nie pojawi.

Siedziba Montweisserów

39
Kobieta długo szukała elfki po posiadłości ale bezskutecznie, było ich tutaj zbyt wielu aby wszystkich sprawdzić, a zwróciłoby na nią tylko niepotrzebną uwagę. Obserwowanie samej posiadłości, aby odkryć komnatę ojczulka również zaczynało zwracać uwagę strażników - nie domyślali się raczej jej konkretnego celu obserwacji, ale wolała nie ryzykować - w końcu wiele osób jest zainteresowanych posiadłością tak bogatego rodu. Postanowiła wrócić do karczmy i zastanowić się nad dalszymi krokami. Wybrała się także na zakupy, aby jakoś wyglądać na przyjęciu, ale zgodnie z radą Karola nie wybierała nic zbyt krzykliwego i przyciągającego uwagi - ot taka sobie panna ze średnio zamożnego, wymierającego rodu. Na coś przydały się lekcje z Anną, to ona nauczyła jej tego, jak wyglądać odpowiednio do danej okazji - jak prawdziwa panienka.

Niespodziewana anomalia na niebie totalnie zaskoczyła kobietę, rozkładając ją w łóżku i niszcząc samopoczucie. Próbowała myśleć o jej powstaniu i tym, co ktoś chciał osiągnąć tak potężną magią ale nie była w stanie. Najgorsze było w tym to, że anomalia nie przechodziła, a ona musiała stawić się na przyjęciu - w tym stanie ciężko byłoby jej się pozbierać. Kiedy usłyszała o podstawionej karocy sądziła, że cały świat sprzymierzył się przeciwko niej, ale musiała coś zrobić, inaczej cały plan spaliłby na panewce. Doczołgała się jakoś do bali z zimną wodą i bez namysłu szybko się w niej zanurzyła - momentalne uczucie zimna które kurczyło jej skórę, a także gwałtowne przyśpieszenie bicie serca sprawiło, że ból spowodowany anomalią stał się chwilowo znośny nie bardziej aniżeli silniejszy ból głowy. Następnie szybko przygotowała fryzurę i ubrała się, zajmowało jej to nie wiele czasu, gdyż nie była jedną z tych panienek na które wszystko mają czas, nauczyła się robić to szybko i względnie dokładnie. Nie musiała także marnować czasu na makijaż, gdyż jej twarz wyglądała świetnie i bez tego.

Średnio zamożna Emilia zeszła na dół idąc w stronę karocy, wyglądała pięknie, ale widać było po jej twarzy, że raczej nie jest to dla niej szczęśliwy dzień.

Siedziba Montweisserów

40
POST BARDA
Balia z zimną wodą zdecydowanie pomogła dolegliwościom Aelli. Zanurzenie się w lodowatym płynie wnet ocuciło cierpiącą kobietę, na chwilę przywracając jej zmysły. Czas jednak grał na jej niekorzyść, bowiem na pewno woźnicy niecierpliwili się na nią. Jednak jak mus to mus, a nie przyjść na takie przyjęcie to wielka szkoda, prawda? Dlatego też naprędce przebierając się w zakupioną u szewca suknię, układając wilgotne jeszcze włosy i nakładając makijaż, Emilia Gundabar była gotowa do zejścia, uprzednio na pewno susząc dzbanek wody.

Podstawiona pod drogi zajazd karoca była elegancka, ale na pewno nie stała w topce najlepszych powozów Montweisserów, czemu nie można było się dziwić, zważywszy na prośbę Karola dotyczącą nie wychylania się. Woźnica podług jej przypuszczeń gdyby mógł, wbiłby jej sztylet prosto w serce, musząc czekać tak długo na szanowną panią szlachciankę. Bez słowa, z marsową miną pogonił konie prosto przez ulice Górnego Miasta, aż pod bramy domu Montweisserów.

Były one wyjątkowo szeroko otwarte, zaś za nimi stało sporo powozów. Przy granicy posiadłości Emilię Gundabar wylegitymował inny strażnik, niż ostatnio, sprawdzając jej nazwisko na długiej liście gości. Kobieta mogła przysiąc, że mężczyzna mamrotał coś pod nosem pokroju "spóźnialskie damulki", ale zanim zareagowała, konie pociągnęły wóz do przodu, prosto pod stajnie. Woźnica pomógł wysiąść szlachciance i gwizdnął na jednego ze strażników, aby pomógł dotrzeć Emilii do sali balowej.

Posiadłość jeszcze od zewnątrz huczała gwarem rozmów i chociaż na samym przodzie nie kręciło się sporo osób, to wręcz czuć było wypchane po brzegi pokoje i korytarze. Było to o tyle zabawne, że w Dolnym Mieście aktualnie trwała plaga roznosząca się między kolejnymi osobami, a także generalny głód spowodowany nieurodzajem na południe od Saran Dun. Tymczasem najmożniejsi tego świata ucztowali w najlepsze, nic sobie nie robiąc z tragedii maluczkich.

Jedna rzecz przykuła jej spojrzenie – w większości okien widoczne były migoczące światła, ale jedno skrzydło, zachodnie, było całkiem ciemne. Zerkając dłużej, widziała grube kotary przykrywające wszystkie okna. Niedługo mogła dojść do skojarzenia, że kręciła się przy tym skrzydle, szukając balkonu starego Montweissera.

Po dotarciu do środka, Aella trafiła w końcu do obszernej hali balowej oświetlonej złotymi kandelabrami, zastawionej suto stołami i pełnej ludzi ubranych w fikuśne, balowe stroje. Po sali kręcili się kelnerzy, roznosząc kieliszki z winem – ku jej zaskoczeniu, większość z nich była leśnymi elfami. Ba, część nawet nie wyglądała na kelnerów, ale ich stroje, wyjątkowo skąpe jak na standardy Keronu, dawały do myślenia.

Znalezienie Karola było karkołomne, ale nie niemożliwe i po dobrym kwadransie kręcenia się po dusznym pomieszczeniu, przez które występował na skroni Aelli pot i zawroty głowy, znalazła go w towarzystwie dwójki szlachciców. Nie zdążyła im się bliżej przyjrzeć, gdyż ten zaraz ją dostrzegł i kończąc naprędce rozmowę, szybkim krokiem podszedł do niej. Oferując swe ramię, poprowadził ją w milczeniu poza hol, prosto do ogrodów, które także były pełne kręcących się tam ludzi. Minę miał nietęgą i tylko czekał na okazję do zbesztania Emilii.

Rozumiem, że w rodzinnym dworze modnym jest prześciganie się, kto bardziej się spóźni na przyjęcie? — rzucił zjadliwie, gdy znaleźli osłonięty kawałek ogrodu z ławką skrytą pod gęstym listowiem. Niebo ciągle krwawiło z otwartej rany, jaką było zaćmienie, a chociaż było chłodno, Aella miała wrażenie, że na zewnątrz jest niewiele lepiej niż w dusznej hali. — Nieważne, dzisiejszy dzień i tak jest wyjątkowo dziwny. Część gości odmówiła na ostatnią chwilę, niektórzy skarżą się na dolegliwości i nie wiem, czy jakiś śmieszek dosypał powolnej trucizny do wina, czy co, ale aktualnie najgorszą częścią balu jest to, że ojca nie było widać od południa.

Przetarł dłonią oczy, wzdychając ciężko. — Miał się pojawić trzy godziny temu jako gospodarz, a tymczasem tuż po tym, jak pojawiło się zaćmienie, zamknął całe swoje skrzydło dla wszystkich. Ani służby, ani ochrony tam nie wpuścił oprócz paru zaufanych ludzi — widać było jak na dłoni, że nie w smak mu taka tajemnica. Zaraz jednak ochłonął i przyjrzał się bliżej Emilii, a na jego licu pojawiło się umiarkowane zmartwienie. — Ty też nie wyglądasz najlepiej. Czyżby dopadła cię ta słyn-

BUM.

Donośna eksplozja dotarła do uszu Aelli, rozrywając jej wrażliwy zmysł słuchu i przyprawiając o kolejny spazm bólu głowy. Gdy zaś spojrzała w stronę, z której on dochodził, ujrzała jęzory ognia wychodzące z paru okien znajdujących się w zamkniętym skrzydle Montweissera, tych wyżej położonych. Po chwili zgasły, ale zaraz piętro niżej znów błysnęło i znów buchnęło gorącym płomieniem. Słabe krzyki zaczęły być słyszalne z posiadłości i pierwsze ludzkie sylwetki w popłochu wybiegały ze środka prosto do ogrodu. Karol stał przerażony widokiem, który właśnie został mu zaserwowany.

Siedziba Montweisserów

41
Dotarcie do miejsca docelowego było chyba najmniej irytującą częścią "przedstawienia". Kiedy wysiadła z karocy przed posiadłością, usłyszała te dziesiątki, setki głosów przebijające jej umysł z najmniej przyjemny sposób - zaćmienie powodowało u niej te wszystkie dolegliwości, tego mogła być pewna, ale nie sądziła, że będzie się to tak długo utrzymywać. Mimo wszystko starała się prezentować godnie połowicznie ignorując złe samopoczucie. Kiedy weszła do środka jej ból głowy jakby chwilowo zniknął, a to wszystko przez wyjątkowo skąpo ubranych służących - Aella nie mogła nie poddać się chwilowej rozkoszy z możliwości oglądania ich w takim "wydaniu", co nie do końca było związane tylko ze zwykłym zainteresowaniem, ale także z powodu wydarzeń w przeszłości.

Kobieta złapała za kieliszek wina od jednej z elfek, przy czym lustrując ją z zainteresowaniem uśmiechnęła się i podziękowała lekkim ukłonem głowy. Kiedy jej zainteresowanie zostało chwilowo zaspokojone, powrócił również ból głowy i poczucie misji. Zaczęła szukać Karola wśród tłumu i nie zajęło jej to długo, zanim go znalazła. Kiedy znaleźli się w ogrodach, zaczęła się zabawna część - BUM...

Wzrok wszystkich skierował się ku zamkniętemu skrzydłu gdzie najprawdopodobniej siedział stary Montweisser. Oczywiście wybuch zwrócił gwałtownie uwagę Aelli, ale chwilę później tak jakby zupełnie ją to nie przejmowało. Odwróciła się do Karola i powiedziała.

- Uwierz mi, że gdyby nie to przeklęte zaćmienie byłabym jedną z pierwszych osób tutaj. Cokolwiek to jest, mam przez to cholerny ból głowy. - Aella chyba pierwszy raz w towarzystwie Karola była sobą, nie zmyślała, nie knuła, po prostu zwierzyła się mu. - Chyba powinniśmy sprawdzić co się stało, prawda? - rzuciła z neutralnością, chociaż była mocno zainteresowana faktem, czy ojczulek wyzionął ducha...chociaż coś mówiło jej, że wcale tak się nie stało.

Siedziba Montweisserów

42
POST BARDA
Pożar budynku był niczym ulewny deszcz – szybki, intensywny i krótki. Jęzory ognia wzbijały się raz za razem w powietrze, ale szybko umykały, znikały, pozostawiając w oknach jasną poświatę i ciemny dym widoczny doskonale w pozostałych godzinach tego dnia. Coraz więcej wyubieranych luksusowo ludzi gromadziło się przed budynkiem, nie chcąc przypadkiem zostać w posiadłości. Jak na razie gwałtowne wybuchy nie przenosiły się nigdzie indziej niż po zamkniętym skrzydle, a nie wiadomo, jak długo taki stan pozostanie.

W mig chmara strażników zaczęła biegać po ogrodach i wokół budynku, gromadząc się na tyłach i eskortując ludzi na bardziej otwartą przestrzeń, czyli właściwie w okolice Karola i Aelli. Ktoś zemdlał po drodze, nie wiadomo, czy z szoku, czy dla atencji. Najemnicy krzyczeli co i rusz do siebie, wzywali kapitanów i generalnie kręcili się jak muchy, próbując jak najszybciej coś zorganizować.

Powinniśmy? — Karol ocknął się z letargu i spojrzał uważnie na kobietę. Zobaczyła na jego twarzy zawahanie. — Nie jestem pewien, czy chcę wchodzić prosto w pożar, który równie dobrze może być wywołany przez jakieś siły nieczyste. Cokolwiek ojczulek tam robił, mogę ci zagwarantować, że będzie niebezpiecznie. Nie zamyka się ot tak całego skrzydła.

Niedaleko nich kilku strażników przeszło, gorąco dyskutując między sobą.

Mieliśmy nie wchodzić...

Chcesz, żeby cały dom się sfajczył? Trzeba to jakoś ugasić, a jeszcze stary knur nam podziękuje za uratowanie jego tłustej dupy.

Albo gdzieś znikniemy, jak ostatnio Stefan.

Karol odprowadził ich spojrzeniem, marszcząc brwi w zamyśleniu. — Póki straż będzie się kłócić, czy bardziej boją się ojca, czy pożaru, można byłoby się tam co prawda wślizgnąć... ale nie w takim stanie — odwrócił się do Emilii, aby pochwycić jej podbródek i unieść ku sobie, badawczo przyglądając się jej twarzy. — Jesteś naprawdę w stanie ryzykować w swojej aktualnej kondycji wycieczkę po opuszczonym skrzydle starego drania? Masz w ogóle jak się bronić, czy musielibyśmy zdać się tylko na mnie? Jestem w stanie nas tam wślizgnąć, ale muszę być pewny. Nie chcę na darmo tracić nowych... sojuszników.

Siedziba Montweisserów

43
- Jak bardzo pragnę aby nikt tego nie przeżył, tak muszę mieć pewność. Po za tym, może coś ciekawego się uchowało, dokumenty albo tajemnice. Raczej nikt nie będzie robił problemów, że próbujemy "ratować" kogo się da. I nie martw się, umiem o siebie zadbać, nawet w tym stanie.

Aelli coś nie dawało spokoju.

- Sojuszników? Myślałam, że coś między nami jest. - wskazała na zmianę na siebie i niego, przy czym uśmiechnęła się zalotnie ale i z pewną dozą tajemniczości, standardowo dla niej. Zaśmiała się krótko. - Chodźmy, za nim wszystko pójdzie z dymem.

Adrenalina generowana przez organizm, zdawała się dawać jej pewną ulgę od cierpień spowodowanych przez zaćmienie.

Siedziba Montweisserów

44
POST BARDA
Mam nadzieję. Jedna rzecz – wybierając między moim, a twoim życiem, nie zawaham się wybrać tego pierwszego... a i sądzę, że ty nie będziesz miała takich skrupułów. Chociaż wiadomo, wolę tego uniknąć — rzucił Karol, wykładając na stół karty. Chwycił ją za dłoń i poprowadził przez ogród, z powrotem w stronę willi, po drodze się uśmiechając na słowa Aelli i ściszając ton głosu. Nie było nikogo w pobliżu, ale ostrożności nigdy za dość. — Jakże inaczej miałbym nazwać naszą... znajomość? Między nami byłoby coś, gdybyśmy spotkali się między fałdami pościeli, ale niestety do tego jeszcze nie doszło, więc nazywam rzeczy po imieniu.

Całkiem niedaleko Karol skręcił, nie wchodząc przez tylne wyjście otoczone teraz debatującymi strażnikami. Zamiast tego ruszył prosto w stronę zamkniętego skrzydła, powoli je okrążając w poszukiwaniu... czegoś. Kobieta mogła zauważyć, że w miejscu, gdzie był balkon i strażnicy go pilnujący, teraz była pustka. Stary hrabia zostawił siebie bez ochrony na pół dnia, a teraz tajemniczy wybuch?

Gdzieś kompletnie na boku młody szlachcic znalazł pomniejsze drzwi dla służby – jak się wkrótce okazało – otwarte. Znaleźli się też zaraz w spiżarni, zapełnionej suchymi półproduktami niepotrzebujących chłodniejszej temperatury. Stąd wyjście prowadziło na niewielki korytarz, a dalej – były kolejne drzwi. — Jesteśmy w pomniejszym skrzydle dla służby. Tam, naprzeciwko jest wyjście na główne przejścia, stamtąd dostaniemy się gdzie tylko będziemy chcieli. — Jak Karol powiedział, tak też uczynił i poprowadził Aellę dalej, w kierunku drzwi wyprowadzających z przedsionka.

Uchylając delikatnie drzwi, w przedpokoju panował półmrok. Wszystkie okna przysłonięte były niedbale ciężkimi kotarami i jedynie pojedyncze przebłyski słoneczne przebijały się przez szpary. Tańcowały w nich drobinki kurzu, wyraźne w tak jasnych promieniach. Na lewo nie było nic, ale na prawo ciągnęła się dalsza część korytarza z kolejnymi odnogami. W oddali widać było schody prowadzące na górę.

Sam przedpokój wyłożony był kamienną posadzką, zaś na ściany nałożone były tapety. Tu i ówdzie przedpokoju pilnowały lśniące zbroje rycerskie trzymające długie półtoraki w rękawicach. Wisiały także kandelabry, teraz oczywiście zgaszone, a przy niektórych miejscach na ścianie postawiono ozdobne rośliny. W panującym wszędzie półmroku nie było trudno dojrzeć jaśniejszego punkciku pulsującego ze schodów, jakby coś się tam paliło. Także nieco dymu zaczęło schodzić na parter i chociaż jeszcze nie gryzł Aelli w gardło, to na piętrze może być to trudniejsze.

W panującej w obszernym skrzydle ciszy równie łatwo było dosłyszeć szczęk stali dochodzącego z piętra wyżej, jakby jaki rycerz walczył tam właśnie ze smokiem.

Siedziba Montweisserów

45
POST POSTACI
Aella Stedinger

Chociaż na początku dym nie był problemem, to Aella przewidziała, że może trafić na moment kiedy ten pojawi się i będzie uciążliwy - co przy jej obecnym stanie dodatkowo pogorszyłoby koncentrację. Zerwała więc kawałek sukni odsłaniając znacząco swą lewą nogę, po czym zamoczyła go w wodzie przemykając przez przejścia dla służby. Wycisnęła nadmiar wody i wilgotną szmatkę zawiązała na szyi, tak aby w każdej chwili naciągnąć ją na usta i nos.

Aella uśmiechnęła się kiedy Karol rzeczywiście nazwał rzeczy po imieniu. W sumie sama była ciekawa jakim cudem jeszcze się nie kochali, zwykle przechodziła do tego dość szybko. Nie planowała niczego, ale ten sposób dawał możliwość szybkiego rozwiązania wielu czasochłonnych metod. Przez myśl przeleciała jej myśl o tym, jak bardzo zdegustowani byliby rodzice i Anna wiedząc, jakie metody ona stosuje - no cóż, ktoś musiał się poświęcać, a przy okazji było to dla niej wyjątkowo przyjemne doznanie...czasami chyba nawet zbyt bardzo.

Kiedy znaleźli się w przedpokoju, Aella natychmiast usłyszała dźwięk stali dochodzący z góry. Ten dźwięk wybudziłby ją nawet w środku nocy, w końcu towarzyszył jej niemal przez całe jej życie. Tym razem nie miała przy sobie niczego co mogłaby wykorzystać do walki, była zbyt zdekoncentrowana podczas ubierania się i zwyczajnie zapomniała o nawet najprostszym sztylecie. Na szczęście pomieszczenie było wypełnione zbrojami rycerskimi i mieczami półtoraręcznymi. Chociaż chciała jak najdłużej ukrywać swoje umiejętności przed "młodym", to teraz wolała ujawnić cześć z nich, aby nie pozostać bezbronną w razie konfrontacji zbrojnej.

- Twój ojciec chyba nie pogniewa się, jak pożyczę jeden z nich, co? - zapytała ironicznie stojąc przed jednym z "rycerzy".

Złapała za miecz i wyrwała go z dłoni zbroi. Karol zapewne spodziewał się, że ten opadnie z hukiem na podłogę, ponieważ tak zapewne stałoby się przy większości dam, próbujących coś takiego zrobić. Aella jednak trzymała go pewnie, najpierw w obu dłoniach a następnie w prawej. Obróciła nim o 360 stopni, wykonując szeroki zamach, szybko wyczuwając ciężar i wyważenie miecza - podstawowa czynność w kontakcie z nowym rynsztunkiem. Na koniec oparła miecz końcówką ostrza o podłogę, z praktycznie niesłyszalnym wydźwiękiem.

- W porządku, jestem gotowa. Sprawdźmy co dzieje się na górze.

Rzuciła patrząc mu w oczy. Była ciekawa co chodziło mu w tym momencie po głowie. Stała w końcu przed nim młoda piękna kobieta, z roztrzepanymi włosami i rozerwaną suknią, odsłaniającą sporą część jej jędrnej nogi i spontanicznie wyczuwalnym melodyjnym głosem. Tutaj mogłaby sama ocenić co chodzi mu po głowie, ale dochodził do tego fakt, że właśnie pokazała, iż broń nie jest jej obca.

Wróć do „Saran Dun”