[Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

1
Obrazek
Działający pod przykrywką handlu towarami orientalnymi Dom Wilczomlecza mieści się w lepszej części gorszej całości, czyli stosunkowo zadbanej dzielnicy Dolnego Miasta. Ulokowany na samym końcu długiej, pełnej rozmaitych sklepów oraz usług Ulicy Osobliwości, jest jej niekwestionowaną ozdobą.

Upstrzone bajecznie kolorowymi tkaninami, puchatymi dywanami i obwieszone lampkami z filigranu wejście prowadzi wgłąb pachnącego kadzidłami budynku o wąskich, strzelistych oknach. Pomalowane krwistoczerwoną farbą drzwi obrośnięte są plątaniną pleniącego się przy fasadzie zielska, a na lekko zardzewiałym gwoździu wisi repusowana miedziana tabliczka wyobrażająca kwiat. Osobom obznajomionym z botaniką z pewnością przywiedzie na myśl poinsecję, od której przybytek ów wziął swoją nazwę.

Można tutaj nabyć wszelkiej maści suweniry i precjoza z dalekich zamorskich krain, od prostej biżuterii z muszelek za parę groszy, przez znacznie kosztowniejsze wachlarze z przecudnie malowanego jedwabiu, a na bisiorowych rękawiczkach w cenie dobrego konia kończąc. Ponadto Dom Wilczomlecza oferuje import luksusowych towarów wyposażenia wnętrz, jak chandijskie dywany czy filigranowe lampy erolskie. Jednak prawdziwie wyjątkowym czynią go świadczone tutaj usługi osławionych Śniących z Archipelagu. Z powodu restrykcyjnego względem wszelkich przejawów magii prawa kontynentalnego działają nieoficjalnie, lecz z pełnym poparciem wysokich urzędników, którym nie szczędzą monet ni przysług.

Otwarty okrągłą dobę „sklep” pochwalić się może klientelą równie różnorodną, co towar, który oferuje. Za dnia kręci się tutaj lokalna biedota, pragnąca nacieszyć zmysły barwami i zapachami oraz drobni kupcy, średniozamożni mieszczanie czy podróżni. Nocą zaś, w niezwykłym świetle ornamentowych lampek, Dom Wilczomlecza przyjmuje gości, którzy liczą się naprawdę – szlachtę i wszelkiej maści nowobogackich.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

2
Gdy wydostały się z kanałów, słońce miało się ku zachodowi, okrywając wszystko wokół fioletowo-czerwonawym woalem zmierzchu. Odetchnąwszy stosunkowo świeżym powietrzem, dziewczęta dostały rumieńców i wigoru. Zapowiadał się przyjemny, ciepły wieczór.

Wyszły niedaleko karczmy „Pod krzywym zwierciadłem", gdzie zasięgnęły języka i doprowadziły się do jako takiego porządku, bowiem nawet najgorsze lumpy zatykały nosy w wymownym geście, gdy przechodziły obok. Kana wiedziała, że Śniący są częstymi bywalcami u Warwicka Eckermana, właściciela gospody, a ten z kolei winien był rudej felczerce przysługę, której natura i przedmiot pozostały dla Fi i Bonnie tajemnicą.

Odświeżone i doinformowane, ruszyły w kierunku ulicy handlowej, którą miejscowi zwykli nazywać Ulicą Osobliwości. Było to bowiem miejsce niezwykłe, gdzie kupczono absolutnie wszystkim, czym tylko kupczyć się dało. Na samym końcu tejże arterii znajdował się cel ich małej wyprawy:
Dom Wilczomlecza
towary orientalne i luksusowe
IMPORT
Dotarłszy do zaaranżowanej na egzotyczny stragan wystawy przed budynkiem, zauważyły, że ktoś właśnie rozpala lampy długim, słodko pachnącym patyczkiem. Stojąca do nich tyłem postać była szczupła i wysoka, odziana w zwiewne, luźne szaty, okrywające także włosy. Nuciła coś cicho pod nosem. Brzmiało trochę jak żeglarskie piosenki, które Fi słyszała w rodzinnych okolicach, ale jakoś bardziej... radośnie. Radośnie, wesoło i lekko.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

3
Freeda chciała zamknąć rozdział z kanałami jak najprędzej, przez co skupiła się na szybkim wyjściu i upragnionej kąpieli załatwionej dzięki uprzejmości Kany. Okropny siniak na twarzy Bony był, no... okropny. Fi poklepała ją po masywnych plecach i podziękowała za odwagę w walce z bestią, zapewniając, że bez niej nie dałby rady. Nie drążyła też tematu owej "przysługi", która bardzo ją intrygowała, jednak nie na tyle by wykazać się wścibstwem.

Kiedy dotarły na Ulicę Osobliwości, Fi niemalże oszołomiły dźwięki, obrazy i zapachy, które występowały w tym miejscu. Mimo, że robiło się już późno i kupcy zapewne powoli zwijali kramy, wciąż było to mnóstwo rzeczy na których warto było zawiesić oko. Egzotyczne materiały i przyprawy, zwierzątka, dzieła sztuki i wiele, wiele innych. A to wszystko poza zasięgiem trójki kobiet.

Krocząc przez targ Freeda zatrzymała dziewczyny nim dotarły do celu, tak by nie były widziane i słyszane przez nikogo z tamtejszych.
– Potrzebuję trochę przestrzeni – powiedziała do obu kobiet, spoglądając głównie na Bonę – żeby porozmawiać z kimś tam przy wejściu. Będziecie moją obstawą – spojrzała krytycznie na Kanę – a przynajmniej Bonnie. A ty Kana możesz być moją przewodniczką. Odegramy mały teatrzyk, mam trochę wprawy.

Mówiąc to już przybrała pozę szlachcianki. Było to utrudnione ze względu na jej marne ciuchy, ale starała się. Stanęła za mężczyzną zapalającym lampki i nachyliła się do niego z uprzejmym uśmiechem.
– Przepraszam, czy dotarłam do Domu Śniących – zapytała słodkim głosem – chciałam skorzystać z waszych usług.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

4
Dziewczęta nie oponowały, choć ich lekko skonfundowane wyrazy twarzy zdradzały, że nie mają parcia na deski teatrów. Posłusznie jednak poddały się woli Freedy, podążając kilka kroków za nią ku rozświetlonemu straganowi.

Mężczyzna – bo był to, sądząc po posturze i obliczu, elf lub półelf płci męskiej – na dźwięk głosu Fi podskoczył jak oparzony. Kadzidełko wypadło mu z dłoni, znacząc swoją krótką drogę ku ziemi smużką dymu i łuną szybko gasnących drobinek żaru. Obróciwszy się w popłochu, uderzył głową o jedną z lampek, ta zahaczyła o kolejną, a następna o jeszcze inną. Przez krótką chwilę powietrze wypełniło się szczękiem metalowych konstrukcji, zupełnie nielicującym z ich subtelnym wyglądem.

Elf rozejrzał się ukradkowo na boki, a upewniwszy się, że słowa Fi nie zwróciły niepożądanej uwagi, spojrzał na nią ze swoich prawie dwóch metrów wysokości, garbiąc się przy tym lekko. Włożył na moment palec do ust, cmoknął i skrzywił przystojną twarz w grymasie ni to bólu, ni dezaprobaty.

Ciiiiii... — syknął przeciągle, wyciągając z buzi palec, na którego opuszce lśnił już bąbel oparzeliny — ...szszszejjj! Na bogów! — dokończył szeleszczącym szeptem. Wraz ze słowami mężczyzny umilkło także niemrawe wibrato rozkołysanych lampek, rzucających na wszystko wokół ażurowe cienie. Przez moment jeszcze dzwoniła w uszach cisza, lecz wnet wypełnił ją wieczorny gwar ulicy.

Dobrze trafiłaś, pani — podjął po chwili elf, przypatrując się badawczo Fi. Jego duże, migdałowe w kształcie i bardzo jasne oczy koloru słomy były przymrużone, jakby niedowidział. Albo nie dowierzał. Bez żenady otaksował Freedę z góry na dół i z powrotem, następnie powtórzył tę samą operację względem obu jej towarzyszek, stojących kilka kroków za dziewczyną. Wreszcie wyprostował się, poprawiając kaptur, spod którego wysmyknęły się pasma długich brązowych włosów, i odchrząknął.

Czy mogę zapytać — podjął, chowając dłonie w szerokich rękawach szaty — kto nas... polecił?
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

5
Fi skrzywiła się widząc niezdarne ruchy nieznajomego i chaos, który wywołała po prostu się do niego zwracając. Poleciały kadzidełka, lampki zadzwoniły jak dzwoneczki a głowa zadudniła. Obrzuciła go zatroskanym spojrzeniem, przybierając przepraszającą minę.
– Ojej, nic panu nie jest – zapytała przyglądając się jak obcy ssie poparzony palec. Zdziwiła ją jego ostrożność i to jak się rozejrzał dookoła. Czyżby było to nielegalne? Słyszała coś o Sakirowcach i ich niechęci do czarujących, ale byli w stolicy państwa, a nie na jakiejś zaściankowej wsi gdzie ich słowo było prawem. Chyba. W gruncie rzeczy nie była już taka pewna, kto, gdzie i jak rządzi w tym państwie.

Nie podobało jej się jak oceniał ją po wyglądzie, ale nie mogła mu się dziwić. Klientela takich przybytków zazwyczaj miała kiesy pełne monet a ubrania tak bogate, że wykarmiliby wieś przez miesiąc. Chociaż jeśli jest to miejsce nie do końca jawne, to przybywali oni potajemnie, co znaczy albo tylnym wejściem, albo przebrani. Postanowiła wypróbować swoją teorię w praktyce. Nachyliła się przez kram w stronę spiczastouchego i powiedziała półgłosem, tak by tylko on słyszał:
– Panicz Renard, polecił mi to miejsce, gdzie być może zostaną rozwiązane moje problemy ze snami. Przybyłam tu dyskretnie, bez pompy i sukien, jedynie z drobną świtą – wskazała za siebie – niemalże dyskretnie.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

6
Zbył jej troskę uspokajającym machnięciem ręki, dającym do zrozumienia, że to tylko powierzchowna rana. Zaraz schował zresztą dłonie w przepastnych rękawach zwiewnej granatowej szaty wyszywanej w maleńkie księżyce i przechylił się przez stragan. Ciekaw, co też niespodziewana klientka ma mu do powiedzenia.

Panicz... O! Hmm... Tak... Ermm... — mruczał i chrząkał pod nosem na granicy słuchu. — Tak... Hmm... Oczywiście... Problemy... Hmm... Ermm... Sny... Tak, tak... Dyskretnie... Bardzo dobrze... — Gdy Freeda skończyła mówić, mężczyzna wyprostował się i przyjrzał dziewczynie raz jeszcze. Jego wzrok prześliznął się po całej sylwetce, by na koniec spocząć na jej dłoniach. Nagle kiwnął głową, jakby doszedł do jakiegoś wewnętrznego konsensusu i uśmiechnął się szeroko, ukazując rząd drobnych, nieskazitelnie białych zębów. Wyszedł zza straganu i ukłonił się Fi dwornie. Cały błyszczał i migotał, gdy światło tańczyło na srebrnej nitce zdobiącej jego szaty.

Proszę o wybaczenie — rzekł z emfazą. — Drugi tydzień będzie jak zawitałem do Saran Dun i nie znam jeszcze wielu znakomitości tego wspaniałego miasta. To haniebne, wiem... Nie mam absolutnie nic na swoją obronę. Nawał pracy i problemy z wdrożeniem systemu Łapaczy to żałosne wymówki. Powinienem był od razu zapoznać się z listą naszych szanownych klientów... Ach, gdzie moje maniery... Lhoethis, do usług szlachetnej pani. — Elf ukłonił się znowu, po czym stając bokiem, zapraszającym gestem wskazał czerwone drzwi prowadzące w głąb przybytku. — Pozwoli łaskawa pani ze mną, a wnet przekażę ją w godniejsze od moich ręce.

Choć Lhoethis zareagował był nieco paranoicznie, absolutnie nikt – jak Ulica Osobliwości długa i szeroka – nie zwracał uwagi na ich małe gadu gadu przy egzotycznym stoisku. Ludzie i nieludzie, zajęci własnymi sprawami, spieszyli do domów albo wręcz przeciwnie – wychodzili z nich na poszukiwanie rozkoszy nocy. Tak czy inaczej, kompanią Fi nie interesował się pies z kulawą nogą. Za to kot... Ha! Kot to inna sprawa. Żółte ślepia błyszczały w ciemności zalegającej przy ścianie budynku, z dala od światła lamp, i bacznie obserwowały przybyłych.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

7
Jej dłonie – przez chwilę zastanawiała się dlaczego to akurat one przekonały go co do niej i zdała sobie sprawę, że to może właśnie wyróżniać ludzi zamożnych. Ich dłonie są delikatne, nieskalane ciężką pracą, ani pobrudzone atramentem czy czymkolwiek innym. Może w tej chwili nie można było o nich powiedzieć, że są idealne, jednak przez tygodnie odgrywania Fiony, Fi zadbała o to by jej dłonie odpowiednio wyglądały, tak samo jak reszta ciała.

Dygnęła kiedy jej się skłonił. Jeśli nie był tutejszy ani nie przebywał tu długo mógł nie wiedzieć, że nie należy mu się ta uprzejmość, ale może właśnie ona zaskarbi jej odrobinę sympatii u niego.
– Proszę się nie martwić, jeśli jest pan tu od niedawna nic się nie stało – typowe szlacheckie zadzieranie nosa – Fiona Lucci, proszę prowadzić.
Fi spojrzała na dziewczęta za nią i wskazała im kiwnięciem głową w bok by zaczekały gdzieś na uboczu. Zaproszenie niby nie wykluczało jej "służby", jednak bez niej mogłaby swobodniej działać wewnątrz. Niewiele wiedziała o Domach Śnienia, jednak jeśli odwiedzała je szlachta to musiały być bezpiecznym i eleganckim miejscem. Poczuła się nago, kiedy pomyślała o łachmanach, które musiała nosić w tej chwili. Już tak bardzo przyzwyczaiła się do aksamitów i wytwornych strojów dworskich. Wkroczyła do środka.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

8
Tak to już jest, że gdy ktoś posmakuje lepszego życia, trudno mu później wrócić do szarej rzeczywistości. Fi nie była wyjątkiem. Nieco skrępowana wewnętrznie, lecz pewna siebie na zewnątrz – przestąpiła próg Domu Wilczomlecza, odprowadzana przenikliwym spojrzeniem kocich oczu.

Służbę wielmożnej pani również zapraszam — rzekł elf, przytrzymując Fi otwarte drzwi. Ponaglająco zerknął na stojące nieco w cieniu kobiety. Szczęściem sylwetka Kany przesłonięta była zwiniętym dywanem i Lhoethis nie dostrzegł jak felczerka wydyma usta i przewraca oczyma. — Mamy poczekalnię dla sług. A tutaj — rozejrzał się po bogatej wystawie rozświetlonej drgającą mozaiką świateł — po nocy lepiej nie wystawać. Mimo wszystko. Zapraszam, zapraszam — ponaglił znowu. Bonnie i Kana niechętnie poszły w ślad za Freedą, znikając w pachnącym wnętrzu.
*** Pierwszym, co rzuciło się Fi w oczy, była przestrzeń. Przestrzeń, która była zupełnym przeciwieństwem wyobrażeń człowieka patrzącego na budynek z zewnątrz. Wąska i nieciekawa fasada była... Cóż, tylko fasadą.

Długi hol tonął w nastrojowym świetle pochowanych w niszach ściennych lampek i miękkich tkaninach. Posadzka z polerowanego, różowego kamienia wyłożona była puszystymi chodnikami o orientalnych wzorach i kolorach, z sufitu zwieszały się miriady udrapowanych na podobieństwo obłoków półprzezroczystych jedwabi, a ustawione tu i ówdzie szezlongi obite były aksamitem tak grubym i mięsistym, że przypominały żywe stworzenia. Dopełnieniem tego egzotycznego przepychu była liczna i gęsta roślinność, zwieszająca się z umocowanych wysoko na ścianach donic, mrowie złotych dekorów – od fikuśnych klamek, ram luster i okuć wszelkiej maści, po misterne hafty zdobiące wszystko, co tylko ozdobić się tą techniką dało – oraz odurzający, słodki zapach kadzideł, który był tutaj tak wszechobecny, iż można było odnieść wrażenie, że zastępuje powietrze.

Dziś u nas pusto — zagaił elf, gdy sunęli przez strojny, cichy korytarz. — Prawie wszyscy udali się na obserwację perseidów, poza miasto. Taka noc zdarza się tylko raz w roku! Ja także miałem nadzieję zobaczyć to niesamowite zjawisko. Ale teraz — spojrzał na nią znacząco — wcale nie żałuję, że to mnie wypadł dyżur. — Lhoethis zaśmiał się dźwięcznie, po czym wręczył Fi kwiat poinsecji, wyczarowany nie wiadomo skąd. — Dziękuję, pani, że opromieniłaś swym blaskiem mój dzisiejszy wieczór.

Westybul wieńczyło oktagonalne pomieszczenie, w centrum którego wiły się ku górze kręcone schody z ciemnego drewna, o fantazyjnie giętych poręczach pomalowanych – jakże by inaczej – na złoto. Na każdej ze ścian znajdowały się strzeliste drzwi z tego samego surowca, co stopnie. Skrzydła były bogato rzeźbione w orientalne motywy i udekorowane po bokach aksamitnymi kotarami. Lhoethis podszedł do pierwszych drzwi z brzegu po ich lewej stronie, na których widniała tabliczka ze złotym napisem „ANTYKAMERA”. Gdy je uchylił, dało się słyszeć z wnętrza kilka głosów. Elf spojrzał wymownie na towarzyszki Freedy i gestem zaprosił do środka. Kobiety zniknęły w poczekalni, a Lhoethis poprowadził Fi dalej, do pomieszczenia obok.

Tutaj znajduje się recepcja — powiedział i chwycił za złotą klamkę w kształcie kwitnącego pnącza. — I kończy moja rola, niestety — dodał z egzaltowanym smutkiem. — Wierzę jednak, że dobry Los zetknie nas jeszcze kiedyś, szlachetna pani. — Elf błysnął uśmiechem, ukłonił się i otworzył jej drzwi. — Tulia zajmie się pani sprawą. Niechaj gwiazdy zawsze będą w porządku.
Po wypowiedzeniu dziwnej formułki pożegnalnej, Lhoethis rozpłynął się w aromatycznym półmroku Domu Wilczomlecza.

Z wnętrza recepcji spoglądały na Fi zielone ślepia przecięte pionową źrenicą. Ich właściciel leżał rozwalony na wielkim biurku, roztrącając papiery wokół niego drgającym nerwowo ogonem. Za biurkiem natomiast siedziała maleńka kobieta, chyba niziołek. Ubrana w malowane jedwabie, tony biżuterii i śmieszny kapelusik z piórkiem, wyglądała jak skrzat.

Tak? — odezwała się, spoglądając na Fi znad okrągłych, złotych okularków. — Mogę w czymś pomóc? Będzie pani łaskawa zamknąć drzwi. Behemot nie znosi przeciągów — dodała i pogładziła czarne futro zwierzęcia. W pomieszczeniu rozległo się głośne mruczenie.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

9
Wnętrze Domu Śniących nie wprawił Fi w zachwyt, nie miał czym. Wizualnie nie było to arcydzieło wystroju wnętrz, jednak był jeden element, który przypadł jej do gustu. No, może dwa. Był to sufit, pięknie udekorowany i te niesamowite dywany. Przez podeszwy pantofelków doskonale czuła fakturę materiału, jak otulał jej stopy, miękki w dotyku. Było to dla niej jak masaż, po całym tym bieganiu po mieście, błocie i nieoszlifowanym bruku.

– Perseidy, bez wątpienia jest to piękne zjawisko, jednak dziś w centrum mojej uwagi będą sny – przyjęła kwiat i podziękowała mu ciepłym uśmiechem. Słyszała, że romanse z ludźmi niższego stanu, na przykład stangretami, są popularne wśród kobiet szlachetnego pochodzenia, zwłaszcza mężatek. Chcąc nie chcą zastanowiła się, czy elf na coś liczył, ale odrzuciła tę możliwość. Na pewno pouczali tutejszych pracowników co do takich możliwości. Skandal zazwyczak jest dobrą reklamą, ale niekoniecznie kiedy w grę wchodziła magia. W dodatku na pewno codziennie przychodzą tu tabuny kobiet, a każda ładniejsza i lepiej ubrana niż Fi.

– Ja również – powiedziała na pożegnanie – być może nasze ścieżki się skrzyżują. Nie mówiąc już nic więcej. Freeda przekroczyła próg by stanąć oko w oko z samym Behemotem. Kotem.
Tak, naturalnie – odpowiedziała zamykając drzwi za sobą i podchodząc bliżej niziołczej kobiety – poszukuję odpowiedzi. Kogoś, kto pozwoli mi poznać prawdę dotyczącą pewnego snu, słyszałam, że to wasza specjalność – zagapiła się przez chwilę na czapkę, milcząc w zadumie – sny.
Nie do końca była pewna, czy wizja była snem, ale jeśli tu jej nie pomogą, to nigdzie nie znajdzie pomocy. Podsunęła kwiat wilczomlecza pod nos i wciągnęła w nozdrza jego zapach, skrywając swoją minę za jego płatkami, oczami wpatrując się w kobietę, która siedziała przed nią.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

10
Okazały kwiat o barwie świeżo rozlanej krwi zupełnie nie miał zapachu. Ta jego wonna jałowość stanowiła uderzający kontrast w zestawieniu z wszechobecnym aromatem olibanum i olejku sandałowego. Można było niemal odnieść wrażenie, że tylko poinsecja miała w tym przybytku dość charakteru, by oprzeć się tyranii kadzidlanej woni.

Podchodząc do biurka zasłanego pergaminami, książkami, figurkami, wahadełkami, kryształami i – rzecz jasna – kotem, Fi dostrzegła, że pozornie dziecięcą twarz kobiety pokrywa siateczka drobnych zmarszczek, a wystające spod śmiesznego kapelusika, krótkie miedziane loki poprzetykane są nitkami srebrzącej się w świetle lamp siwizny. Rzeczone loki, piórko sterczące z kapelusika i kolczyki z pereł wielkości orzechów włoskich ożyły, gdy niziołka ruchem głowy i spojrzeniem jadowicie turkusowych oczu wskazała przybyłej jeden ze stojących przed biurkiem foteli obitych wiśniowym adamaszkiem.

I tak, i nie — odparła kobieta, głaszcząc leniwie czarne jak bezksiężycowa noc futro kota. Jeśli Freeda zdecydowała się usiąść, z nowego punktu widzenia zwierzę wydało jej się większe od swej właścicielki. Behemot obserwował Fi spod przymrużonych z zadowolenia powiek i mruczał. Wibrato rozchodziło się po przestronnym pokoju niby pomruk zbliżającej się burzy.

Sny, owszem, leżą w naszej kompetencji — kontynuowała niespiesznie. Wzrok Tulii przeszył Freedę na wskroś. Kobieta wysunęła nagle szufladę, wyciągając z niej niewielki rulonik i odpaliła od kaganka, wciskając uprzednio w fikuśną lufkę z tęczowo mieniącego się szkła. W powietrzu zapachniało tytoniem i różaną nutą. Niziołka zaciągnęła się i wypuściła kłąb gęstego dymu, odchylając się na oparcie. Jej przymrużone oczy były teraz bliźniaczo podobne do kocich, błyszczących w półmroku tuż obok.

Ale prawda... — Uśmiechnęła się półgębkiem, trochę drwiąco. — Czymże jest prawda? Wedle filozofów to zgodność sądów z rzeczywistym stanem rzeczy, którego ten sąd dotyczy. — Zaciągnęła się znowu, po czym wypuściła dym nosem, opierając łokcie o blat i nachylając się ku rozmówczyni. — Sny zaś są przeciwieństwem rzeczywistego stanu rzeczy. Sensu stricto. Sny to majaki. Podświadomość dochodząca do głosu, gdy rozum nie stoi na straży pragmatyzmu i rozsądku. Obleczone w niejasną symbolikę lęki, podniety i pragnienia.

Krótko mówiąc — perorowała dalej, zaglądając dziewczynie w oczy zza okrągłych okularków w złotej oprawie — czytamy, analizujemy i interpretujemy marzenia senne. Niewykluczone, że to, czego się pani tutaj dowie, uzna za odpowiedzi na dręczące ją pytania. Jeśli jednak oczekuje pani prawdy objawionej... Cóż, proponuję udać się do najbliższej świątyni. Albo Gmachu Sądu Najwyższego.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

11
Freeda czułą się nieswojo, kiedy Tulia świdrowała ją spojrzeniem, jakby próbowała wejrzeć w głąb jej duszy. Odruchowo odchyliła się w fotelu od dymu, który nieuchronnie zmierzał w jej kierunku, pełznąc w powietrzu. Mimo wszystko poczuła jego zapach. Z początku wydawał się nieprzyjemny, jak to tytoń, jednak po chwili zmieniła zdanie, zapewne przez nutki róży, które dało się w nim wyczuć. Ten kwiat, symbolizujący miłość i oddanie zawsze kojarzył się jej z romantycznymi wątkami z jej książek. Obecnie jednak, symbolika miała gorzko słodki smak, bowiem przypominała jej o różach, które jeszcze na północy podarował jej Dug. Do dziś nie miała pojęcia skąd je wziął i wyglądało na to, że zostanie to dla niej tajemnicą już na zawsze.

Cały ten wykład bardzo pasował do aury mistycyzmu, przesiąkającej ten przybytek i jeszcze parę dni temu Fi dwoiłaby się i troiła by utrzymać tę atmosferę, jednak przyszła tu po odpowiedzi.
– Zatem to nie prawdy szukam, a kogoś kto pomoże mi uporządkować obrazy, być może zrozumieć do czego się odnoszą – spojrzała na swoje dłonie, które w jej wizjach były poprzecinane od pękniętego szkła – ponieważ sama jestem zagubiona między niezrozumiałymi majakami a koszmarem.

Nieświadomie sięgnęła lewą ręką do swych oczu, by dotknąć powiekę opuszką palca i upewnić się, że jej błękitne oczy są wciąż na miejscu i nie zmieniły się w szafiry. Zadrżała w zauważalny sposób. Róża – ten zapach czuła w nozdrzach kiedy tajemnicza istota się zbliżyła. Maskował on zapach gnijącego mięsa, który mieszał się z zapachem lilii. Nagle zrobiło jej się niedobrze i odstąpiła od biurka. Przełknęła ślinę.
– Tak – zrobiła krótką pauzę by pozbierać myśli – zatem zwracam się do was o pomoc w tej sprawie.
Miała wrażenie jakby mówiła bardziej do kota, który dominował nad sylwetką niziołki i również wbijał w nią spojrzenie swych żółtych ślepi.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

12
Bardzo dobrze — skwitowała krótko Tulia i natychmiast opadła z powrotem na oparcie fotela. Znowu wysunęła szufladę, tym razem w innej części przepastnego biurka, i grzebała w niej dłuższą chwilę. Wreszcie znalazła to, czego szukała. Mrużąc oczy od spowijającego ją dymu, podała Fi arkusz papieru ponad blatem.
Spoiler:
Proszę wybrać interesującą panią opcję, wedle woli i życzenia. Jeśli coś będzie niejasne, proszę pytać. — Zgasiła niedopałek w złotej popielnicy, po czym wyjechała zza biurka. Krótkie, zakończone włochatymi stopami nóżki zwisały bezwładnie z wyłożonego poduchami siedziska fotela na kółkach. Niziołka podjechała do stojącego w głębi pokoju kredensu i nastawiła samowar. Behemot zastrzygł uchem.

Napije się pani herbaty? — zapytała, sięgając po filiżanki. — Mam doskonałą odmianę, báiháo yínzhēn. Przywieziona prosto z Wysp, nie dalej jak dwa tygodnie temu. Taka mała słabostka — dodała tonem usprawiedliwienia. Freeda, która miała okazję obracać się w wyższych sferach, doskonale wiedziała, że owa „słabostka” kosztowała koronę za gram. Ponoć sam król Aidan pijał ją do podwieczorka. — Każdy jakąś posiada, nieprawdaż?
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

13
Freeda sięgnęła po arkusz papieru i przebiegła po nim wzrokiem. Zawierał cennik poszczególnych usług, które nie były opisane. Kana powiedziała jej co nieco o tym przybytku i spostrzegłszy frazę "Piołunowy Sen", Fi wiedziała już co wybierze. Z tego co wiedziała pozwalało to śnić dwóm osobom jednocześnie ten sam sen i w zasadzie tyle. Kosztowało to małą fortunę, ale kamienie faktycznie były wartościowe i zapewne dałoby się za nie to załatwić. Niemniej nie tak niewinne dziewczę nie chciała oddawać tak łatwo tajemniczego daru.

Fi uśmiechnęła się delikatnie kiedy zaproponowano jej herbatę. Sama bardzo sobie ceniła przeróżne jej rodzaje i troszeczkę za tym tęskniła (między innymi aspektami). Tej odmiany jeszcze nie piła i bardzo chciała spróbować. Ponadto nie wypadało odmówić tak hojnemu gestowi.
– Bardzo proszę, ja przepadam za herbatą z Królewskiego Liścia. Jest może nieco pospolita, ale przeróżne przyprawy niesamowicie wzbogacają jej smak – zamyśliła się z arkuszem papieru w dłoni – moją słabostką są suknie, kocham najróżniejsze kroje, kolory i kreacje. Zarumieniła się myśląc o wszystkich tych wspaniałościach. To faktycznie było coś czego było jej brak, zwłaszcza patrząc na jej obecny strój. – Może to nieco próżne, ale to słabostka, nie musi być to pozytywna cecha.

Czytając z ciekawości kolejne pozycje Fi zmarszczyła brwi, wpatrzywszy się w ostatnią pozycję na liście. "Ekstraordynaryjna oferta indyiwudalna"? To musiało być coś makabrycznego, obrzydliwego albo sprośnego, lub jedno i drugie. Sprośnego? przebiegła spojrzeniem wzrokiem linijkę o snach erotycznych i poczuła jak jej policzki lekko pąsowieją. Ona nigdy nie... To znaczy ciekawiło ją, ale... Odchrząknęła poirytowana i zwróciła się do niskiej kobiety by zamaskować swoje kłopotliwe samopoczucie.
– Przepraszam – spróbowała zwrócić na siebie uwagę Tulii – cóż to za indywidualna oferta, Puszki Eleny?

Po uzyskaniu satysfakcjonującej (bądź nie) odpowiedzi postanowiła kontynuować z tym po co tu przyszła.
– Dobrze, interesuje mnie Piołunowy sen, jednak mam parę pytań
– zerknęła na kota i wstała by spróbować go pogłaskać – skąd mam pewność, że wyśnimy akurat ten sen, który chciałabym byśmy przeanalizowali. Mogę się mylić, bo znam to tylko z krótkiej opowiastki, ale to chyba polega na tym, że śnię moje sny wraz z gościem, tak?
Oparła się o blat za którym siedziała niziołka i sięgnęła do kieszeni po kamienie szlachetne.
– Moje kolejne pytanie dotyczy ich – pokazała jej kamienie w swojej dłoni – mam przy sobie obecnie tylko to i wolałabym zapłacić gotówką kiedy wymienię je korzystnie, jest możliwość obciążenia mojego nazwiska na jakiś czas i wykonania seansu?

Jeśli Tulia nie wyraziła chęci negocjacji na tym polu, Fi spróbuje innego podejścia.
– Thom Brennic, mówi to pani coś – zapytała ostrożnie – można obciążyć jego nazwisko, jest mi winien przysługę.
Nachyliła się nieco wpatrując się w kobietę przed nią, badając czujnie jej reakcję. Ryzykowna zagrywka, ale na prawdę nie chciała się rozstawać z tymi kamieniami.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

14
Ach, Liść! — rozentuzjazmowała się nagle Tulia, pobrzękując ustawianymi na spodeczkach filiżankami. — Nasza rodzima odmiana, w dodatku jedna z lepszych. Niestety karygodnie niedoceniona. — Kobieta zerknęła przelotnie na Freedę, jakby zaskoczona. — Również bardzo ją lubię — powiedziała, zdejmując czajniczek z esencją i rozlewając ją do przygotowanych naczyń. — Szczególnie ze szczyptą imbiru i kardamonu, plasterkiem cytryny oraz solidną łyżką miodu. Nie ma nic lepszego na przeziębienie!

Niziołka uzupełniła malowane w nautyczne wzory filiżanki wrzątkiem, umieściła je na metalowej tacy, a tę na swych kolanach. Niezwykle sprawnie i bez uronienia ani jednej kropli, podjechała do biurka i postawiła parujący napój przed Freedą, a sama wróciła na miejsce za biurkiem.

Ależ oczywiście — przytaknęła Tulia. — Więcej nawet – nie powinna. To w końcu słabostka!

Kobieta zaśmiała się perliście, po czym wzięła łyk herbaty i westchnęła z rozkoszą, przymykając oczy. Behemot zaś jął wylizywać przednią łapkę z wyrazem absolutnego zblazowania na wąsatym obliczu.

Zamiłowanie do pięknych rzeczy uważam jednakowoż za przyrodzone prawo każdej z nas — dodała, uśmiechając się znad filiżanki do Freedy. — A dobry gust za nasz szósty zmysł. Mężczyźni mogą sobie rządzić światem, ale gdyby nie kobiety, pewnikiem robiliby to w powalanych pludrach i przykusych kaftanach!

Gdy Fi kontynuowała analizę cennika, Behemot postanowił zadać kłam tezie, jakoby rodzaj męski pozbawiony był gustu i smaku, prezentując dumnie swe gęste i lśniące w każdej części ciała futro. Również pod ogonem, gdzie – zadarłszy tylną łapkę za głowę – zaczął się bez żenady wylizywać.

„Puszka Marii Eleny" — poprawiła niziołka, bardziej z przyzwyczajenia, niż z przyganą. — To specjalnie dobrane podle klienta usługi mieszane. Taki zestaw dla wybitnie wnikliwych... tudzież szukających dziury w całym. — Tulia mrugnęła ponad blatem do zarumienionej dziewczyny i znowu łyknęła z filiżanki.

Kot nie przerywał toalety. Gdy Fi wstała i zbliżyła się do zwierzęcia, Behemot spojrzał na nią spod byka, zastygając w szpagatowej pozycji. Wyglądał, jakby właśnie władowała mu się do balii. — Och, lepiej mu teraz nie przeszkadzać — odezwała się niziołka, zerkając na swego pupila. — Jest okropnie wstydliwy.

Istotnie, „Piołunowy Sen” pozwala śnić dwóm osobom naraz. — Tulia gładko zmieniła temat, jakby wylizujący się na środku biurka kot był nieodzownym elementem każdej recepcji. — Śniący zabiera panią w wizję, kolokwialnie rzecz ujmując. Jest to możliwe dzięki naszemu doskonałemu zapleczu alchemicznemu oraz wieloletniemu doświadczeniu. Proszę się nie turbować — uspokoiła dziewczynę niziołka. — Dajemy gwarancję, że wyśni pani to, co chce. W przeciwnym wypadku zwrócimy pieniądze, choć muszę zaznaczyć, że jeszcze nigdy nie miała miejsca podobna sytuacja.

Ach tak... — zafrasowała się Tulia, widząc rzucane przez kamienie kolorowe błyski. Turkusowe oczy kobiety łowiły je łapczywie, podczas gdy wysokie czoło przyozdobił mars. — Przyjmujemy tylko złoto — rzekła, odrywając wzrok od klejnotów i przenosząc go na twarz Fi. Ewidentnie biła się z myślami: krzywiła usta, marszczyła brwi, ciągle wzdychała i cmokała. W końcu wypiła resztkę naparu i ze stuknięciem odłożyła filiżankę na spodek.

Czy mogę? — zapytała, sięgając po szmaragd. Z szuflady wyciągnęła okular jubilerski i przyjrzała się kamieniowi w świetle lampki. Po chwili oddała go właścicielce. — Klejnot wart jest więcej niż wybrana przez panią usługa — powiedziała Tulia, odkładając szkło powiększające. — Jeśli zostawi go pani jako poręczenie... W drodze absolutnego wyjątku i w uznaniu dla doskonałego gustu szanownej pani... Jesteśmy skłonni zaczekać, aż dokona pani niezbędnych operacji, by uiścić odpowiednią opłatę w złocie. Powiedzmy — zawahała się — dwa dni. Czy to pani odpowiada?
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Siedziba Śniących — Dom Wilczomlecza

15
Zastygła w półprzysiadzie Fi wpatrywała się w ślepia kota, który wyraźnie odrzucał jej pieszczoty na rzecz "wieczornej toalety". Opadła z powrotem na swoje miejsce i zajęła się resztkami herbaty oraz wysłuchiwaniem objaśnień Tulii. Kusiło ją by po wizji wyjść z grymasem na twarzy i zażądać zwrotu pieniędzy, jednak to nie było coś co przyszłoby jej lekko. Potem myślałaby o tym całymi dniami, jak oszukała tę miłą niziołkę. Już wolała nadstawić karku i zdobyć w bliżej nie określony sposób te pieniądze – logiczne to jest.

Na usta cisnęło jej się jeszcze tylko jedno pytanie, kluczowe – można by rzec.
– Czyli poza samym wspólnym śnieniem, wasz specjalista pomoże mi zinterpretować to co ujrzy, tak? Odstawiła pustą filiżankę na bok, rozkoszując się ostatnimi kroplami herbaty, które muskały jej kubki smakowe. To jest coś co trzeba doceniać.

Na pytanie Tulii, dziewczyna wskazała tylko otwartą dłonią klejnoty, dając jej do zrozumienia by się nie krępowała. Wpatrywała się w nią z uprzejmym zainteresowaniem na twarzy, mimo że w środku paliła ją ciekawość. Domyślała się, że kamienie będą znacznie przewyższać cenę usługi i reakcja niziołki utwierdzała ją w przekonaniu.
– Zatem poręczenie. Wyślę służbę po odbiór lub pojawię się osobiście, jeśli zapragnę znów odwiedzić ten szacowny Dom Śnienia przy okazji – uśmiechnęła się i kiwnęła głową, jakby chciała przekazać, że ten etap rozmowy się zakończył – zatem z kim i gdzie mam się udać?
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”