[Dolne Miasto] Kanały

1
Obrazek
Licznie rozsiane po dzielnicy biedoty zejścia do kanałów prowadzą wgłąb cuchnącego labiryntu, obejmującego niemal całą podpowierzchnię drugiego pierścienia miasta. Odcięte od centrum i samego Wielkiego Pałacu kanały są okrutnie zapuszczone, choć z pewnością nie opuszczone. Bez jakiegokolwiek nadzoru ze strony władz Saran Dun stanowią idealny do rozwoju wszelkiego plugastwa ekosystem.

Ci, którzy zapuszczają się w plątaninę oślizgłych kamiennych korytarzy są albo niespełna rozumu, albo należą do najgorszego sortu istot rozumnych. Lęgnie się tutaj bowiem bezprawie i bujnie kwitnie zbrodnia. Jedyną zaś karą jest pech pod postacią bliskiego spotkania ze szczurem kanałowym czy innym, wyhodowanym na syfie spływającym tu z całej stolicy, ohydztwie.

W niektóre sektory kanałów pod Dolnym Miastem nie zapuszczają się nawet najwięksi desperaci umykający przed prawem czy śmiercią, a jedna z głównych zasad w kodeksie okolicznych szczurołapów mówi o tym, by nie oddalać się od wyjścia na powierzchnię na więcej niż dziesięć metrów. W tutejszych ciemnościach bowiem — jak szepczą między sobą ośmieleni podłą gorzałką łowcy szczurów — czyha Zło.

***
… polać?
Chcesz, żeby się przeziębiła?
Nie... Pewnie, że nie. Ale nie będziemy jej przecież nosić. Może trzeba posłać po...
Nie ma mowy.
Twoja wola. I twój problem.
Miałaś, zdaje się, pomagać ludziom w potrzebie.
A jużci! Na przysięgę się nie powołuj. Tam nic o targaniu nieprzytomnych nie ma.
To postaw ją na nogi. W końcu jesteś medyczką.
Felczerką. To tak, jakbyś na równi staw...
Ejże! Chyba się budzi!

Freeda otworzyła oczy i ujrzała nad sobą dwie twarze, jedną zatroskaną i jedną naburmuszoną. Pierwsza należała do Bonawentury z Grenefod. Druga była własnością Kany, rudowłosej felczerki z Przytułku Kariili.
Ostatnio zmieniony 21 lip 2019, 15:48 przez Juno, łącznie zmieniany 3 razy.
Obrazek

Re: Kanały pod Saran Dun

2
Korowód potępiających zdawał się nie mieć końca. Uzupełniał wizję zagubienia, przerażającej niemocy i beznadziei sytuacji. Nie wiedziała co się dzieje, mogła jedynie biec przed siebie, uciekać przed wszechobecnym koszmarem. Słowa, które wypowiadali, raniły ją bardziej niż miecze. Oskarżenia ludzi, którym ufała, kochała, albo na których po prostu jej zależało – takie okropne, tak krzywdzące. Nie mogła znieść widoku ich twarzy i tego co mówili. Zamknęła oczy, zatkała uszy, a mimo to wciąż wszystko widziała i słyszała. Kiedy już myślała, że gorzej nie będzie, przyszła nieoczekiwana eksplozja barw i dźwięków oraz kolejny etap jej strasznych wizji.

Odłamki lustra darły jej skórę, odsłaniając delikatne ciało pod spodem, a krew spływała po jej ciele, kapiąc w czarną otchłań. Ból tak ją przepełniał, że nie wiedziała gdzie ją dokładnie boli. Wisiała w powietrzu i drgała, jak w agonii. Tylko jej wzrok błądził od lewa do prawa, wpatrując się w jej pocięte ramiona. Głowa zwisała smętnie, odchylona do tyłu, ramiona rozpostarte niczym na krzyżu. Czuła się jakby niewidzialna ręką ją ściskała niczym lalkę i podnosiła do góry by się jej przyjrzeć.

Ból ją otumaniał, ledwo rozumiała co mówił do niej nieznajomy głos, jednak bardzo dobrze odczuwała kolejne tortury, które przebiły ustalony wcześniej próg bólu dziesięciokrotnie. Bała się, że straci zmysły nim to wszystko się skończy.
– Miast oczu szafiry, miast języka szmaragd, miast serca rubin – wyszeptała do siebie, nim otworzyła oczy i ujrzała niespodziewaną kompanię. Łzy szczęścia popłynęły po policzkach, kiedy poznała obie dziewczyny. Pociągnęła nosem, uśmiechając się do nich.
– J-jak mnie znalazłyście? Bałam się, że wpadłam w jakiś magiczny wir, że już nigdy was nie ujrzę.
Spróbowała się podnieść do postawy siedzącej, jedocześnie gorączkowo zaczęła przeszukiwać ubrnia w poszukiwaniu rodzinnego kamienia. Nie była gdzie jest, ani jak się tu znalazła, ale z całą pewnością zaraz się tego dowie.

Radość z bycia całą i zdrową przyćmiewały jednak obawy. Tajemnicza wizja pozostawała wciąż zagadką dla Fi. Co oznaczało to co widziała? Część jej znała odpowiedź (a przynajmniej jej się tak wydawało), druga zaś nie chciała uznać jej, jako coś absurdalnego i niemożliwego. Ona, skromna, zagubiona Freeda wybranką? Niemożliwe.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Kanały

3
Usiadła gwałtownie na posłaniu. Zbyt gwałtownie. Echo niedawnego bólu rozeszło się po kościach jak kręgi na wodzie. Oczy zaszły niebieską mgłą. A może tylko jej się wydawało? W następnej bowiem chwili siedziała już oparta o zimny, wilgotny kamień, a pochodnia rozświetlała ich mały obóz ciepłym blaskiem. Po bólu nie było ani śladu, za to w kieszeni natrafiła na kilka obłych kształtów. Żaden jednak nie przypominał w dotyku jej kryształu.

Tymczasem towarzyszki opowiedziały jej jak doszło do tego, że cała trójka znalazła się w kanałach pod miastem. Otóż późnym wieczorem okazało się, że Fi zniknęła. Rozpłynęła się w powietrzu. Nie było jej ani przy Renardzie (który swoją drogą zaczął majaczyć coś o grożącym jej niebezpieczeństwie), ani w przydzielonym jej pokoju. Bonnie szukała jej, bo wierzyła, że dziewczyna pomoże w walce z ognistymi demonami. Kana natomiast była na nią zwyczajnie wściekła za pogorszenie się stanu Williama. Obie spotkały się w pobliżu wyjścia z przytułku, gdzie zaczepiła je mała, sepleniąca dziewczynka o sarnich oczach. Powiedziała, że wie, kogo szukają. Że widziała jak Fi wychodzi i dokąd idzie. Że je tam zaprowadzi. Uzgodniły więc wszystko z Matką Valerią i poszły za dzieckiem.

Przywiodła nas tutaj — mówiła Bonawentura — po czym zniknęła. Już myślałyśmy, że zrobiła nam psikusa, ale wnet okazało się, że dziewczynka prawdę mówiła.

Leżałaś tu bez ducha — wtrąciła Kana. — Ale dychałaś. Budzić się jednak nie zamierzałaś. Trzecią godzinę już będzie, jak tu nad tobą siedzimy — zakończyła z wyrzutem.

To nieistotne — odezwała się wojowniczka. — Dobrze, że nic ci się nie stało, Cudownie Ocal...

Na bogów, Bonnie! — jęknęła felczerka. — Zlituj się! Ona ma normalne imię, wiesz? Myślę, że Kariila w nosie ma jak będziesz nazywała jej dziewicę.

Nie bluźnij, smarkulo! — zacietrzewiła się Bonawentura, urażona do żywego. Jednak spojrzała po chwili pytająco na Freedę, jakby oczekując jej decyzji względem nazewnictwa.

Tego szukasz? — zapytała Kana, widząc jak Fi wierci się i przetrzepuje kieszenie z coraz to większym niepokojem malującym się na twarzy. Na wyciągniętej dłoni felczerki kołysał się przewiązany rzemykiem górski kryształ.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Kanały

4
Fi nie dała po sobie poznać narastającego uczucia paniki, związanego ze zniknięciem jej bezcennego kryształu. Nie wiedziała co bez niego zrobi, wszak pozbawiona jego opiekuńczej mocy była tylko zwykłą płotką, jedną z wielu w ławicy. Nie pokona demona, nie spłaci długu i na zawsze pogrąży się w świeci, który nie jest jej by oddać Królowi Złodziei co jego. Lub umrze, to też było prawdopodobne. Jednak trzecia opcja majaczyła na horyzoncie niczym burzowe chmury, wciąż niepewna, będąca jednocześnie wizją niebezpieczeństwa i zbawienia.

Fi kiwała głową ze zrozumieniem, słuchając słów obu kobiet. Trudno było uwierzyć jej w swoje wnioski. Dziewczynka musiała być sługą tajemniczej siły, która ją porwała. Uprowadziła. Postanowiła przemilczeć udział małej w całym wydarzeniu. Nie była pewna swoich domysłów, było jeszcze za wcześnie by dzielić się nimi z innymi.
– Cóż – Fi wzruszyła ramionami z przepraszającą miną, spoglądając na Bonnie – wolałabym gdyś nie nazywała mnie dziewicą. Znaczy, Cudownie Ocalałą – zarumieniła się.
Wtedy zobaczyła wyciągniętą rękę Kany i wyrwała jej go z ręki, przyciskając kamień do piersi.
– Tak – powiedziała głośniej niż chciała, jednak po chwili spokorniała – przepraszam, jest dla mnie bezcenny. Dostałam go od matki, przynosi mi szczęście.

Spróbowała wstać, opierając się o Bonnie, która zapewne nawet nie drgnęła pod naporem jej drobnego ciałka. Sięgnęła do kieszeni by zbadać co to za obłe kształty, jednak miała już pewne domysły.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Kanały

5
Porwanie – jak podaje Wielki Słownik Pojęć – to przestępstwo polegające na bezprawnym pozbawieniu człowieka wolności i zmuszeniu do zmiany miejsca pobytu wbrew jego woli. A zatem w przypadku Freedy mowy o takowym być nie mogło. Przynajmniej w początkowej fazie jej małej „wyprawy po złoto". Ponoszenie konsekwencji swoich działań każdemu przychodziło trudno, ostatecznie jednak było nieuniknione – jak śmierć i podatki.

Zachowanie w tajemnicy dziwnych wydarzeń wydawało się rozsądne, lecz jeśli sądziła, że milczenie wystarczy za wyjaśnienie jej absurdalnego z każdego możliwego punktu widzenia spaceru, to grubo się myliła. Gdy chciała chwycić kryształ, Kana szybko cofnęła rękę. Przygody ostatnich godzin nie pozostały bez wpływu na koordynację ruchową Fi. Złapała tylko wilgotne i smrodliwe powietrze.

Rozumiem — odparła felczerka tonem świadczącym o czymś zupełnie przeciwnym. — Dlaczego w takim razie zostawiłaś go w przytułku i sama, po nocy, zeszłaś do kanałów? Życie ci niemiłe? Czy brak ci piątej klepki? Po coś się tu pchała? I dlaczego znalazłyśmy cię nieprzytomną? Ktoś cię zaatakował? Dlaczego Will w kółko majaczy, że grozi ci niebezpieczeństwo? Mów, a chyżo, bo nie zdzierżę! — Dziewczyna potrząsnęła pięścią w bezsilnej złości.

Bonawentura chrząknęła, zawierciła się niespokojnie, jakby chciała zganić Kanę za słownictwo czy ton, którym zwracała się do wybranki bogini, lecz ostatecznie zmilczała. Widać i ją frapowały podobnej natury pytania. Czekała więc na to, co powie Fi, w międzyczasie hipnotyzując postrzępiony brzeg swojej opończy. W rzeczy samej, nie poczuła nawet kiedy dziewczyna podparła się na jej ogromnym, opancerzonym ramieniu.

Stając chwiejnie w równie chwiejnym świetle kopcącej pochodni, Freeda wyjęła z kieszeni zaciśniętą w pięść dłoń. Gdy ją otworzyła, oczom całej trójki ukazały się szafir, szmaragd i rubin. Każdy niewiele większy od ziarna fasoli, lecz niesamowicie przejrzysty i pięknie wybarwiony.

Co do...? — bąknęła Kana, wchodząc na wyższy poziom braku zrozumienia. — Skąd to masz?
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Kanały

6
– Cóż – odparła z westchnieniem Fi – chciałabym powiedzieć, że to długa historia, ale wygląda na to, że będę musiała opowiedzieć wam o drodze.
Wcisnęła kamienie spowrotem do kieszeni i postanowiła ruszyć do przodu, z pomocą lub bez (chociaż trzeba przyznać, że trochę liczyła na tę pomoc). Kryształu i tak jej nie zabierze, nie w tym stanie, ale mogła przynajmniej wynieść się z tych kanałów. Zakładając, że ją wyprowadzą, ponieważ nie miała zielonego pojęcia gdzie jest.

Zaczęła opowiadać, o tym jak dziewczynka o sarnich oczach, ją tu sprowadziła, że wie jak to brzmi, ale mała powiedziała jej o szkatułce z klejnotami, którą tu ukryła. Tak bardzo chciała by była to prawda i rozwiązanie jednego z jej problemów, że bez dalszych pytań pognała za nią. O tym jak tunele okazały się być wstępem do jakiejś tajemniczej wizji.
– Pod koniec tych dziwnych snów z tłumu osób wyszła postać o zapach lilii i czegoś jeszcze, co słodki aromat niemalże całkowicie tłumił. Trochę śmierdziało jak trup.
Dotknęła swojej twarzy, gdzie jeszcze niedawno z oczu wyłupionych kamieniami spływała krew. Wyciągnęła z kieszeni kamienie, przyglądając się im.
"Miast oczu szafiry. By Pani wszystko widziała. Miast języka szmaragd. By wszystkie stworzenie poddawało się Jej woli. Miast serca rubin."
Wzdrygnęła się na całym ciele mimo woli. Wspomnienia były bardzo świeże i ból, który odczuwała niemalże dał się ponownie odczuć. Nie miała pojęcia czy dziewczyny nie wezmą ją za wariatkę i jej przygoda nie skończy się w kaftanie w pokoju bez drzwi, ale nie obchodziło jej to. Po tym co przeszła dzisiaj miała taki chaos w głowie, że równie dobrze mogłaby teraz usiąść i zasnąć, uważając, że to doskonały pomysł i bezpieczniejsze miejsce niż kolejna wizja.
– To wszystko to jakaś potężna magia, która igra ze mną, z nami. To wszystko zaczęło się kiedy czuwałam u boku Willama. Matka mi mówiła, że sny nie są tylko chaotycznymi wizjami, a że można w nich zobaczyć więcej niż się największym filozofom śniło – pokręciła głową z niedowierzaniem – wtedy jej nie wierzyłam, ale teraz już sama nie wiem.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Kanały

7
Opowiadanie po drodze nie jest najlepszym pomysłem — odezwała się niespodziewanie wojowniczka, podtrzymując Fi, która zrobiła kilka kroków naprzód. Dla Bonnie nie było to nawet pól kroku, więc nie ruszyła się z miejsca. Gdyby ktoś patrzył z boku, pomyślałby, że oto troskliwa matka uczy swoje dziecię chodzić. — Tutaj czujnym trzeba być a uważnym. Nijak skupić się nam na rozmowie, gdy baczyć trzeba i oczy mieć dookoła głowy.

Prawda — mruknęła Kana, zamyślona nagle i zmarkotniała. Po chwili wahania wyciągnęła ku Fi dłoń, na której kołysał się kawałek kryształu, oddając go prawowitej właścicielce. — Nie siedziałybyśmy tu nad tobą trzy godziny w chłodzie i smrodzie, gdybym była w stanie cię unieść. Bonnie zaś musi mieć ręce wolne — zawahała się — na wypadek ataku. Dlatego wciąż tu tkwimy. — Felczerka rozejrzała się przestraszona wokół. Zmalała nagle, co przy jej posturze sprawiało wrażenie, jakby miała się zaraz rozpłynąć w rozciągającym się za jej plecami mroku.

Kamienne ściany lśniły od wilgoci i ledwie dostrzegalnie fosforyzowały, gdy przyjrzeć im się poza kręgiem rzucanego przez pochodnię mdłego światła. Cuchnęło klasycznym bukietem ścieków, pleśni i porzucanych w kanałach na porządku dziennym trupów. Szczęściem czuć było skądś także przeciąg, więc odór nie zatykał, a oczy szkliły się jeno, nie łzawiły.

Freeda została więc wysłuchana, choć nie podczas drogi na powierzchnię, jak sobie tego życzyła, a stojąc w miejscu i rozglądając się niespokojnie dookoła. Kana odniosła się sceptycznie do jeh rewelacji, kładąc dziewczynie szczupłą dłoń na czole, a następnie oglądając dokładnie czaszkę. Była pewna, że Fi oberwała po głowie. I to mocno. Jednak wojowniczka nie podzielała niewiary swej towarzyszki.

Nie znam się na snach — odezwała się po długiej chwili milczenia Bonawentura. — Lecz znane mi są nieco metody czarnoksiężników. Niewykluczone, że zarówno dziewczynka, jak i wizje to sprawka Asmodiusa. Tego samego, który odpowiedzialny jest za zaginięcia dzieci na całym Kontynencie. Tego, którego moja pani, lady Stella, ścigała w imię bogini, i który podstępem uwięził jej duszę. Asmodiusa Czarnego, którego zabiję, choćbym sama miała przypłacić to życiem. — Głos kobiety był opanowany i spokojny, choć mięśnie szczęki zagrały pod skórą przez moment. Od jej potężnej sylwetki emanowała niezłomność i determinacja. Szczęknęła zbroja gdy Bonnie oparła dłoń o rękojeść miecza.

Trudno mi uwierzyć, że to nie są majaki chorej — odezwała się kpiącym tonem felczerka, ale zaraz znowu spojrzała w ciemność. Coś chyba szurnęło w oddali, a może to któraś z nich? Pogłos mylił słuch. Kana odchrząknęła, spoważniała i popatrzyła po twarzach towarzyszek. Zastanawiała się nad czymś, ewidentnie walcząc z myślami. Wreszcie odezwała się w te słowa: — Jeśli jednak upieracie się, że jest inaczej, to może warto udać się z tym do Śniących? To dziwne gadanie o kamieniach zamiast organów, wrażenia zapachowe i cała reszta... No, nie wiem. Może będą w stanie pomóc? Grzebią się w cudzych snach, to może i tłumaczyć te bzdury potrafią. Słyszałam, że nie są tani, ale masz te kamyki — wskazała ruchem głowy na spoczywające w dłoni Fi klejnoty — a oni tam ponoć jak sroki, na błyskotki łasi.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Kanały

8
Fi bała się myśleć o rzeczach i istotach, które mogłyby zmusić Bonnie do takiej ostrożności. W tej chwili, kiedy przypominała sobie jej heroiczną walkę z żywiołakiem, myślała o niej jak o najodważniejszej kobiecie jaką zna. Najodważniejszej na świecie, bo nie znała znowu tak wielu kobiet i to określenie nie oddawało jej sprawiedliwości.
– Och, nigdy nie sądziłam, że jestem takim ciężarem – powiedziała posępnie, spoglądając na swój względnie płaski brzuch i szczupłą sylwetkę. Czy ona właśnie ją obrażała? Nieee, to małostkowe z jej strony tak zakładać. Przed nimi rozpościerała się perspektywa długiej i niebezpiecznej przeprawy przez kanały, nie mogła zawracać sobie głowy takimi pierdołami. Niestety słowa zostały już wypowiedziane.

– Asmodius? Nie słyszałam – pochwaliła się swoją wiedzą o świecie Freeda – Ale jeśli to on, Bonnie, razem to zrobimy. Pokrzyżujemy jego plany i uwolnimy twoją Panią. Cokolwiek ma na celu jego działanie tutaj na pewno nie jest to nic dobrego – zamilkła, rozmyślając nad swoją deklaracją. Jak zwykle jej zapał wziął górę nad rozsądkiem. W głębi serca wierzyła w to co powiedziała, ale jak taka mała rybka jak ona mogła zagrozić rekinowi, czarodziejowi pokroju tego całego Asmodiusa. Jeśli to był on oczywiście, a nie po prostu jakiś błędny domysł Bonnie.
– Jakie w ogóle mamy podstawy by sądzić, że to on – zapytała Fi, starając się z tego jakoś wybrnąć – co przyciągnęłoby czarnoksiężnika do slumsów Sara Dun?

Freeda przyjęła od Kany swój kryształ, dziękując jej za oddanie i zaraz powiesiła go sobie na szyi. Następnie wraz z rudą wpatrzyła się w ciemność, nasłuchując szurania, które przyprawiało na myśl skradające się się stworzenie niewiadomego pochodzenia.
– Żadne majaczenie – naburmuszyła się Fi – wiem, że to enigmatyczna wizja i nic na to nie poradzę, że ktoś lub coś postanowił zrobić mętlik w głowie. Odwiedzimy tych Śniących i wyciągniemy z nich informację. O wizjach, zapachach i znaczeniu całego tego zamętu – postanowiła, chowając kamienie spowrotem do kieszeni. Zastanawiała się czy oddanie ich będzie dobrym pomysłem. Mogły być to dary od bogini, lub podarek czarnoksiężnika, szydzącego z jej naiwności. Cokolwiek przyniesie przyszłość, najważniejszy dla niej był kryształ matki. Nie ważne jakie wobec niej ktoś miał plany, musiała pozostać wierna sobie i swoim ideałom, niezależnie od tego jak dziecinne mogłyby się wydawać. Niemniej po chwili dodała.
– Ale postarajmy się zachować kamienie, nigdy nie wiadomo czy nie odegrają w tej historii większej roli.

Rozejrzała się ponownie i spróbowała sama zrobić krok. Ta nieszczęsna dziewczynka o sarnich oczach doprowadziła ich bez szwanku tutaj, to znaczy, że da się stąd wyjść. Jeśli tylko wrócą tą samą trasą i zdadzą się na swoje zmysły, jakoś z tego wybrną. Bonnie złoży ich los w opiekę swojej bogini, Kana będzie pragmatycznie się rozglądać i analizować sytuację, a Fi spróbuje obu podejść jednocześnie, rozglądając się i licząc, że dziedziczony kamień przyniesie jej szczęście. Jeśli tym razem uda jej się nakłonić je do ruszenia.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Kanały

9
Jak każda kobieta, a już zwłaszcza młoda, Fi była cokolwiek przewrażliwiona na punkcie swego wyglądu. Być może z tego właśnie powodu, a może i jeszcze innych, zapomniała o najbardziej oczywistym z faktów. Kana miała posturę wychudzonego podlotka. Próżno było szukać na jej ciele miłych oku krągłości, a tkanki tłuszczowej miała tyle, co na lekarstwo. Nie byłaby w stanie unieść średniej wielkości psa, a co dopiero zupełnie bezwładnej osoby, niezależnie od tego, jak szczupła by była. Na szczęście żadna z towarzyszek Freedy nie zwróciła uwagi na maleńki objaw jej próżności. Zafrasowane zastaną sytuacją o wiele bardziej, aniżeli roztrząsaniem pojęcia piękna czy siły ciążenia, zwyczajnie zignorowały komentarz dziewczyny.

Dziękuję, cudow... Fiono — poprawiła się szybko wojowniczka i uśmiechnęła, zawstydzona. W jej głosie słychać było poruszenie, wdzięczność i chyba nutkę podziwu. — Pewna jestem, że twoja pomoc nieodzowną się okaże w starciu z tym plugawcem. Asmodius, Czarnym zwany przez kolor skóry jego, to potężny czarownik, szaleństwem dotknięty. A to niebezpiecznym w dwójnasób go czyni. Od lat dziatki porywa i morduje. Głównie spośród biedoty, bo takich nikt nie szuka, nikt o nie nie dba. Z ukrycia zawsze działa, od lat umykając sprawiedliwości. Tedy nie zdziwiłoby mnie wcale, gdyby on właśnie knuł w tych kanałach i demony ogniste dobrym mieszkańcom Saran Dun na głowy sprowadził. Tym bardziej, że od Salu tropem jego idę i w tym właśnie kierunku zmierzał po tym jak... — zacięła się nagle. Przełknęła głośno ślinę i gwałtownie zamrugała oczami. Nagle znowu coś szurnęło w ciemności. Wszystkie trzy aż podskoczyły, po czym zastygły w bezruchu. Na długą chwilę.

To tylko szczury — szepnęła Kana, wypuszczając wstrzymywane powietrze. Nie brzmiała jednak zbyt przekonująco. — Zabierajmy się stąd. Emigatyczne czy nie, wizje mogą poczekać, aż opuścimy to przek

Nagły świst i szurnięcie urwały wypowiedź Kany, sprowadzając ją do parteru. Dziewczyna wyciągnęła się na kamieniach jak długa, brzuchem do dołu. Wokół jej kostki owinęła się oślizgła, fosforyzująca macka, łącząca się w dalszej części z kupą zlepionych ropną breją odpadków o potężnie uzębionym otworze gębowym. Z paszczy dobywał się paraliżujący smród zgnilizny, a w dole płytkiego koryta, którym płynął ściek, kotłowała się reszta mackowatych odnóży. Felczerka krzyknęła przerażona i zaszamotała się, gdy monstrum jęło ciągnąć ją w swoją stronę. Bonnie odrzuciła na bok pochodnię i cięła we wrażą kończynę, lecz niecelnie. Siłująca się z muskularną macką, wierzgająca w przerażeniu Kana mocno utrudniała zadanie wojowniczce.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Kanały

10
Fi pisnęła kiedy złowroga macka wystrzeliła z mroku i pochwyciła Kanę. Wszystko działo się tak szybko, że dziewczyna, która zastygła w bezruchu tylko przez chwilę, miała wrażenie jakby minęły minuty w ciągu których Kana walczyła o utrzymanie się na chodniku, a Bonnie niecelnie siekała mackę. Niepewna co ma robić, przestraszona okrutnie, Fi skoczyła by złapać Kanę i nie dopuścić ją w pobliże uzębionej paszczy potwora. Boska służka, cudowna dziewica, nadnaturalne moce? No i gdzie ta opatrzność boska i cudy, kiedy są potrzebne – przemknęło przez myśl dziewczynie, kiedy starała się nie dopuścić do wciągnięcia rudej dziewczyny w toń.

Uprzednio w chwili zagrożenia zawsze działo się coś niezwykłego, co pozwalało jej uratować sytuację, chociaż miała co do tego mieszane uczucia, ponieważ ostatnio prawie spaliła pół dzielnicy.
– Bonnie, tnij tę mackę – krzyknęła do opancerzonej dziewczyny. Próbowała ustabilizować Kanę, by ta druga miała szansę na czyste cięcie, które nie odejmie rudej nogi.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Kanały

11
Nie od dziś wiadomym było, że bogowie to istoty kapryśne w swej naturze. Tylko głupcy i ludzie leniwi pokładali w nich wszelkie nadzieje, nie zadbawszy o siebie we własnym, choćby najmniejszym, zakresie. Szczęściem Freedy to nie dotyczyło.

Dziewczyna z Północy nie była ani przytrzymana, ani niemrawa. Zachowała również dość trzeźwości umysłu, by zacząć działać, kiedy wymagała tego sytuacja. Chwyciła Kanę za barki i pociągnęła, wydzierając potworowi zdobycz cal po calu, a gdy nastał impas (niemal rozdzierając felczerkę na połowy), Bonawentura cięła z rozmachu wyprężoną mackę.

Stwór wizgnął przeraźliwe, smagając powietrze tryskającym cuchnącą wydzieliną kikutem. Fi poleciała wraz z uwolnioną nagle felczerką w tył, boleśnie obijając sobie siedzenie. Przerażony i rozdygotany rudzielec niemal wlazł jej na głowę, gdy na czworakach uciekał jak najdalej od brzegu kanału. Tymczasem Bonawentura, osłaniając się przed atakami macek tarczą, cięła znowu, tym razem celując w zębiastą paszczę.

Echo odgłosów niosących się upiornie w ciszy kanałów zniknęło jak niebyłe. Zastąpiła je kakofonia krzyków i wrzasków, wizgów, mlasków i mokrej rąbaniny. Już po chwili wojowniczka cała była w zielonkawo-żółtej, śmierdzącej jak zgniłe mięso obłożone starymi onucami, mazi. Porażony niespodziewanym oporem i bólem stwór chłostał na oślep, raz po raz waląc z głuchym plaśnięciem o tarczę Bonawentury, gdy nagle z ust kobiety dobył się urwany krzyk. Wojowniczka, chlaśnięta w twarz, zatoczyła się do tyłu.

W bladym świetle niebezpiecznie dogorywającej pochodni, leżącej tuż obok Fi, dziewczyna miała doskonały widok na sadzącego się, by wyleźć na brzeg stwora rozdziawiającego paszczę. Z paszczy tej wychynął nagle wielki i tłusty jęzor upstrzony przyssawkami. Wyglądało na to, że zebrało mu się na amory, których celem niewątpliwie była oszołomiona Bonnie.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Kanały

12
Kilka drobnych sukcesów, przełożyło się na poprawę sytuacji i niemalże wybite zęby Freedy kiedy rudzielec przeszedł po niej kolanami. Z ust taranowanej dziewczyny wydobyło się tylko krótkie jęknięcie i zaraz zerwała się na równe nogi, które drżały lekko i nie dawały tak pewnego podparcia na jakie liczyła. Nie dała się sparaliżować strachowi, ale daleko było jej do heroicznej postawy Bonuwentury.

Heroicznej postawy, która zaowocowała śmiertelnie niebezpieczną sytuacją. Widmo śmierci czaiło się w pobliżu, a zdesperowana Freeda rzuciła się w kierunku pochodni by następnie wziąć nią zamach i ostatecznie nie rzucić, a jedynie zacząć machać by zwrócić na siebie uwagę potwora. Doszła do wniosku, że wyrzucenie jedynego źródła światła byłoby błędem w trakcie walki z potworem przyzwyczajonym do ciemności.
– Hej, tutaj ty obślizgła kreaturo – zawołała w kierunku monstrum, wciąż wywijając pochodnią. To było głupie, może nawet skrajnie głupie. W tym momencie młoda dziewczyna skupiła się, próbując wydobyć z siebie tę energię, która pomogła jej wcześniej. Nie wiedziała co jest jej źródłem. Naszyjnik, boska interwencja czy ona sama, niemniej nie mogła zaprzeczyć, że jakieś magiczne rzeczy działy się ostatnio dookoła niej. W ostateczności zostaną jej jedynie uniki i nadzieja, że Bonnie zaszlachtuje te monstrum nim ono wsadzi sobie ją do paszczy.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Kanały

13
W mgnieniu oka doszła do siebie. Nie było już zawrotów głowy, nie było niezbornych ruchów. Zwinnie i szybko poderwała z ziemi pochodnię, jednocześnie uskakując w bok, by odciągnąć uwagę namolnego absztyfikanta od Bonnie. Plan był genialny w swej prostocie, a jedyną jego wadą było to, że zadziałał doskonale.

Ociekający śluzem mackowaty jęzor zafalował w powietrzu, jakby nie mógł zdecydować której zdobyczy pokosztować najpierw, po czym wystrzelił w kierunku Fi. Atak był błyskawiczny i celny, choć próżno było szukać na cielsku potwora jakiegokolwiek odpowiednika oczu. Być może wyczuwał temperaturę ciała lub ruch swoich ofiar. Uderzył dokładnie w miejsce, w którym stała...

... ale jej już tam nie było.

Muskularny organ chlasnął tylko naelektryzowane powietrze. Zaśmierdziało ozonem, a chwilę później rozległ się przeraźliwy pisk i gulgot. Bonawentura zatopiła miecz w galaretowatym cielsku po sam jelec, zachodząc potwora od flanki. Po chwili naparła na oręż, wydając z siebie niski ryk i przeciągnęła ostrzem w poprzek, niemal rozcinając plugastwo na pół. Masa chlusnęła na kamienie jak rozlana, zbyt gęsta owsianka i jęła spływać z powrotem do koryta ścieku, ściągana przez mackowate odnóża, które nie zdążyły wygramolić się na brzeg.

Niebezpieczeństwo minęło.

Kana siedziała pod ociekającą wilgocią ścianą i kiwała się w przód i w tył, obejmując ramionami podciągnięte pod brodę kolana. Bonawentura, ciężko wsparta na mieczu, drugą ręką trzymała się za policzek i dyszała. Powalana mazią tarcza leżała u jej stóp. Tymczasem Freeda znajdowała się jakieś dziesięć metrów dalej, w głębi korytarza. Pochodnia płonęła jasno, oślepiając ją, ale doskonale słyszała skąd dobiega spazmatyczny szloch felczerki. W niewielkim kręgu światła ciasno obejmującego jej drobną sylwetkę, Fi zauważyła wystające ze ściany poprzeczne metalowe pręty. Pięły się w górę, niknąc w ciemnościach sklepienia.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Kanały

14
Wszystko wydarzyła się bardzo szybko, wręcz nienaturalnie szybko. Macki potwora wystrzeliły w jej kierunku, by z całą pewnością zmiażdżyć jej drobne ciało, ale Fi już tam nie było. Zamiast bólu po ciosie macki poczuła nagłe zimno, które rozeszło się po całym jej ciele a w uszach słyszała wciąż trzask wyładowań. Zachwiała się na nogach niepewna co się właśnie stało.

Z zamyślenia wyrwał ją dopiero skrzek zasiekanego stwora i niski ryk Bonuwentury. Potrząsnęła głową i obejrzała się dookoła oraz w górę, gdzie prowadziły szczeble drabiny. Eureka, jest wyjście! Ostrożnym krokiem, wciąż niepewna czy zaraz nie przeskoczy w kolejne miejsce w niekontrolowany sposób, Fi podeszła do Kany z pochodnią i przykucnęła obok niej.
– Spójrz mi w oczy – odezwała się, patrząc rudzielcowi w twarz – już po wszystkim, możemy się stąd wynosić.
Dyplomatycznie pominęła fakt powstania kilku siniaków na jej ciele, których autorem była Kana, jednak był to mało istotny temat.

Rzuciła kontrolne spojrzenie Bonnie, ale wydawało się, że wszystko z nią w porządku poza drobnymi stłuczeniami.
– Musimy stąd zniknąć, tu zaraz jest drabinka – poinformowała Freeda i po chwili dodała – pomóż mi.
Chodziło o Kanę, która w razie braku współpracy miała zostać zaciągnięta do drabinki gdzie światło dzienne (jeśli był dzień) i świeże powietrze być może wróci jej zmysły. Nawiasem mówiąc Freeda była w szoku jak opanowana się wydała, ale i to pewnie zaraz minie kiedy dojdzie do niej jak blisko makabrycznej śmierci się dziś znalazła.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Kanały

15
Wszystkie drobne włoski na jej ciele stały na baczność, w ustach czuła metaliczny posmak i nieznośną suchość. Zesztywniałe stawy z początku nie chciały współpracować z wolą dziewczyny, ale wrażenie paraliżu szybko ustąpiło.

Podekscytowana znalezionym wyjściem, czym prędzej podeszła do towarzyszek, rozganiając zapadłe wokół nich ciemności jasno i równo płonącą pochodnią. Być może coś w głosie Fi albo jej postawie sprawiło, że Kana przestała się kiwać i spojrzała na dziewczynę niemal przytomnie. — Tak — wymamrotała. — Wynośmy się.

Po chwili podeszła do nich Bonnie i jednym zupełnie pozbawionym wysiłku ruchem postawiła felczerką na nogi. Te dygotały jeszcze odrobinę, lecz niewątpliwie zdolna była do samodzielnego poruszania się. Niezbyt urodziwą twarz wojowniczki przecinała sina pręga, czyniąc ją jeszcze mniej atrakcyjną, lecz prawdziwym problemem był zapach. Służka Kariili cuchnęła jak nieszczęście i cała powalana była ohydną mazią. Wszystkie trzy zresztą nie prezentowały się najlepiej. Żadna jednak nie zaprzątała sobie głowy podobnymi drobiazgami.

Trzymając się jak najdalej od koryta ścieku, dotarły do drabinki i wyszły na powierzchnię.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”