Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

16
Dłoń chłopaka była chłodna i sucha, w przeciwieństwie do jego rozpalonego czoła, po którym wiły się wężyki mokrych kasztanowych włosów. Dotyk Freedy nie wybudził Renarda ze śpiączki ani go nie uleczył, ale dziewczyna miała wrażenie, że skurczone cierpieniem oblicze wygładziło się odrobinę. Niepozorny kawałek kryształu spoczął pomiędzy ich złączonymi dłońmi niby nasiono w łupinie, a William leżał cicho i dużo spokojniej, niż wcześniej.

Delikatna miarowa pieszczota, którą Fi miała nadzieję ukoić choć trochę ból młodzieńca, ostatecznie przyniosła ulgę jej samej. Nie wiedziała jak długo gładziła dłoń Willa i ile czasu spędziła czuwając przy nim, lecz gdy nagle otworzyła oczy, pomieszczenie tonęło w gęstniejącym półmroku. To, co wybudziło ją z nieoczekiwanej drzemki było cienkim dziecięcym głosikiem. Właścicielka tegoż głosiku stała tuż przy Fi, wpatrując się w nią wielkimi sarnimi oczami i ciągnąc nieporadnie za brzeg tuniki.

Psepani... — zasepleniło dziecko, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. — Psepani, musi pani iś ze mnom. Ja byłam tam wtedy, jak wsysko siem paliło. Widziałam. Paniom, tego pana co tu śpi telas i jenczy, lyceza i potwola, widziałam! Schowana byłam dobze... Lili umi siem chować! — Szeroki uśmiech przeciął umorusaną twarz dziewczynki, dumnie prezentując braki w uzębieniu. Wychudzone drobne ciałko dziecka okrywały łachmany. Mogła mieć najwyżej sześć lat. — I zecy tes umi chować. Dlatego pani musi iś ze mnom. Lili schowała dobze pudełko z błyscącymi kamykami. Lili pokaze, tak?
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

17
Czas spędzony z Williamem przyniósł ukojenie, być może im obojgu. Nie zauważyła chwili kiedy, w nieco przygarbionej pozycji, zapadła w czujny sen. Co jakiś czas wyrwał ją z niego ruch Williama lub szczególnie gwałtowny podmuch wiatru na zewnątrz. Ostatecznie tym co wybudziło ją na dobre, był cienki głosik małej istotki, skubiącej jej ubranie.

Do Fi od razu się ożywiła. Jeśli to co mówiła ta dziewczynka było prawdą, rozwiązałoby to połowę jej problemów (przynajmniej w tym mieście). Wstała z łóżka, rzucając Renardowi ostatnie spojrzenie na pożegnanie i dała się poprowadzić dziewczynce.
- Prowadź - zwróciła się do dziewczynki z ciepłym uśmiechem, którym maskowała ekscytację.
Żałowała, że nie ma ze sobą nic czym mogłaby się bronić. Nie dlatego, że była zwolenniczką przelewu krwi, ale z przyzwyczajenia, jakie nabrała w czasie podróży i szfindlu że szlachcianką. Będzie musiała znaleźć jakoś stary worek lub inny sposób na przeniesienie szkatułki bez zwracania na siebie uwagi. Coś starego i brzydkiego pasowałoby do jej stroju.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

18
Dziewczynka, w przeciwieństwie do Freedy, nie maskowała swego podekscytowania. Susząc wybrakowane zęby w szerokim uśmiechu, smyknęła między parawanami i łóżkami ku wyjściu ze szpitalika, co jakiś czas oglądając się na Fi i upewniając, że ta podąża jej śladem. O dziwo, nie spotkały absolutnie nikogo na swej drodze. Przytułek spowijał półmrok i cisza. Freeda nie wiedziała która może być godzina, lecz z pewnością noc jeszcze nie zapadła. Nie znała jednak rozkładu zajęć ani planu dnia przytułku. Być może rozpoczynając pracę bladym świtem kapłanki prędko udawały się na spoczynek, a wraz z nimi – ich podopieczni.

Nie niepokojone przez nikogo, wyszły na Ulice Biedy.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

19
Przez całą drogę z Domu Wilczomlecza do sierocińca, Kana ziewała, wyrwana ze snu, w który zapadła zaraz po umoszczeniu się na kanapie w poczekalni, a Bonnie wypominała Freedzie, że ta nie zabrała jej ze sobą na „ten cały seans”, po tym jak wojowniczka dowiedziała się o skutkach ubocznych i reszcie rewelacji. Wbrew pozorom, to nie felczerka działała teraz Fi na nerwy, lecz kobieta-bastion, której brak odpoczynku i wyczerpująca walka najwyraźniej znacznie obniżyły odporność psychiczną, zabarwiając jej słowa histerią.

Niewątpliwie całej trójce należała się solidna porcja snu.

Do przybytku Matki Valerii dotarły tuż przed świtem, w tej przedziwnej godzinie, w której świat zamiera w bezruchu — niezdecydowany czy spać jeszcze, czy może już się obudzić. Mimo to kapłanka powitała je w drzwiach, jakby na nie czekała, z miejsca zajmując się nimi z iście matczyną troską. Najpierw nakarmiła całe trio, a następnie pozwoliła im ochędożyć się, dostarczając niezbędnych do tego narzędzi oraz okoliczności.

Dla Fi i Bonnie przygotowano niewielkie pomieszczenie gospodarcze, w którym rozścielono grube sienniki i koce, a także ustawiono rozpalony do czerwoności koksownik oraz kilka krzeseł. Kana — zjadłszy najpierw wespół z nimi trochę zupy jarzynowej i chleba — udała się na spoczynek do siebie. Po posiłku, kilka nowicjuszek, trąc oczy i ziewając, przyniosło misę z gorącą wodą, kawałek mydła oraz czyste ręczniki.

Matka Valeria pozwoliła oporządzić się kobietom, nie wypytując ich o nic ani nie przeszkadzając w żaden inny sposób, przysiadłszy na ustawionym przy drzwiach w kącie zydelku i czekając cierpliwie aż same zechcą mówić.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

20
Freeda dzielnie znosiła marudzenie swojej dzielnej czempionki, mimo odczuwanej irytacji. Bowiem to ona znosiła większość trudów tego dnia, tortury we własnej głowie, presje, strach i była targane mocjami. Bardzo szybko zdała sobie jednak sprawę, że jej rozumowanie jest błędne, a Bonnie też nie miała lekko przez ostatnie parę dni. Walka z żywiołakiem, który prawie starł ją w proch, wyczerpująca walka z potworem z kanałów. Dlatego w trakcie trasy, gdzieś w spokojnym miejscu, kiedy słońce nieśmiało wychyliło się znad dachów, zatrzymała Bonnie i położyła jej dłoń na ramieniu.
– Bonnie, miałyśmy ciężkie parę dni, jesteśmy poobijane. Zachowaj siły na następne walki, ponieważ Kariila mi świadkiem, że będziemy ich potrzebować, a z nas dwóch to ty masz więcej siły.

Gromadka dziewczyn została powitana przez Matkę Wielebną już w wejściu, co wielce ucieszyło zmęczoną Fi, jednak tłumaczenia i opowieści zostawiła na później, kiedy będą miały już za sobą posiłek i szybką kąpiel. Zupa i chleb, choć odbiegały nieco od standardów Fi, których nabrała przez ostatnie tygodnie, były ciepłe i pożywne, a to było najważniejsze. Ale dopiero podczas kąpieli Fi poczuła zmęczenie, kiedy ściągnęła z siebie ubogie ubranie i niewielką gąbeczką namaczała swoje ramiona, pierś i inne newralgiczne miejsca by oczyścić się z zapachu potu, który sama od siebie czuła. Przetarła oczy mokrą dłonią i ujrzała w odbiciu cienie pod oczami. Była prawie gotowa, jedyne co zostało jej do zrobienia to skrócić grzywkę by ta nie przeszkadzała jej i poprosić lub Matkę Valerię by zaplotła jej dobieranego warkocza. Wcześniej długa grzywka zaczesywana na bok wyglądała uroczo na salonach, ale była kompletnie nie praktyczna.

Po skończonej toalecie przysiadła na małym stołku z dłońmi na kolanach i upewniwszy się, że w pobliżu nie ma żadnych niepożądanych uszu, poczęła opowiadać co im się przytrafiło, nie pomijając nic. Historia wciąż wywoływała silne emocje, toteż Fi poczęła chodzić, żywo gestykulować i robić groźne miny. Swój słowotok zakończyła pytaniem o dziewczynkę, która zaprowadziła do kanałów.
– Jest tu taka dziewczyna, odpowiadająca opisowi – Fi przygryzła wargę, to był jej pierwszy trop, najlepsze na co wpadła póki co – bogowie nie działają przypadkiem. Chyba. Może coś co ją dotyczy ma jakiś związek ze sprawą. Jej historia, rodzice, gdzie mieszkała wcześniej...

W tak zwanym międzyczasie Fi chciała wysłać jakieś tutejsze dziewczyny, które pracowały dla Matki Valerii (jeśli ta zezwoliła), by zrobił dla niej małe zakupy. Nową koszulę, solide buty, spodnie, skórzane karwasze, coś jak lekko odziani bohaterowie jej książek. Oczywiście, pozwoliłaby im zachować kilka gryfów.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

21
Po skończonej ablucji nowicjuszki zabrały niepotrzebne sprzęty, zostawiając swą przełożoną i jej gości samym sobie. Siedząc w izbie wypełnionej pomarańczową łuną bijącą od koksownika, trzy kobiety — młódka, dojrzała oraz starucha — wyglądały jak alegoria faz księżyca albo mityczne wiedźmy, knujące przy ognisku w ciemnościach prastarej puszczy.
— Trudno mi powiedzieć czy to jedna z naszych podopiecznych — rzekła Matka Valeria, trąc pobrużdżone czoło. — Była czy obecna, to nieistotne. Tyle dzieci się tu przewija, nie sposób ich wszystkich spamiętać. Sepleniące, umorusane i obdarte jest co drugie, które do nas trafia... Nie, nie jestem w stanie odpowiedzieć na twoje pytanie, Freedo. Przykro mi.
Wtem dobiegło ich pianie koguta, stłumione przez grube ściany i odległe, lecz niedające się pomylić z czymkolwiek innym. W odpowiedzi na ów zwiastun nowego, pięknego dnia, z kątka, gdzie umościła się Bonnie, dało się słyszeć ciche pochrapywanie.
— Ty również powinnaś odpocząć — powiedziała kapłanka, uśmiechając się ciepło. — Z tego, co mówisz, czeka was trudne zadanie. Niestety jedyne, co mogę dla was zrobić, to zapewnić wikt i opierunek. Rąk do pracy w przytułku jest ciągle mało, moje dziewczęta mają zbyt wiele obowiązków, by zajmować się sprawunkami na mieście. — Kobieta zrobiła przepraszającą minę. — Zresztą, one zupełnie nie mają o takich rzeczach pojęcia, moja droga. To proste niewiasty. I chyba lepiej przymierzyć nim kupisz, hmm?
Matka Valeria posłała Fi łagodny uśmiech, po czym dźwignęła się z zydelka z cichym stęknięciem. Jej pomarszczona, choć wciąż pełna życia twarz wyglądała na zmęczoną. Kapłanka również nie spała tej nocy, czekając na ich powrót, a miała znacznie więcej wiosen na koncie.
— Ach — odezwała się jeszcze, zatrzymując w drzwiach — i utrzymam Thoma z dala od was... Od ciebie, Freedo. Przynajmniej na razie. Nie mitrężcie jednak, blask złota łacno przyćmiewa nawet stare i teoretycznie niespłacalne długi.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

22
Fi rozczarował brak informacji na temat dziewczynki, najwyraźniej to nie był trop, którym dane jej będzie podążyć. Dziewczyna przetarła zmęczone oczy i westchnęła ciężko. Kompletnie nie miała na pomysłu w tej chwili. Z zamyślenia wyrwało ją pianie koguta, które przypomniało jej, która jest godzina.
– Dziękuję Matko – zwróciła się do starszej kobiety Fi i skinęła głową w podzięce – faktycznie muszę na chwilę się położyć, czuję się jakby staranowało mnie stado koni a te nieszczęsne przygody w kanałach nie pomagają – mówiąc to rozmasowała obolałe pośladki, które doskonale pamiętały jej podziemna drzemkę.
– Bonnie, ty też się połóż spać, należy Ci się – przechodząc obok niej Freeda położyła dłoń na jej muskularnym ramieniu – za tę wycieczkę do kanałów będę Ci po wsze czasy wdzięczna, ale jutro będę Cię potrzebować. Bez Ciebie może nam się nie udać.

Plan był prosty: spać. Po tym szybkie zakupy i ponowne spotkanie z pozostałymi dziewczętami by się naradzić.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

23
Plan, choć z pozoru prosty, okazał się trudny w realizacji. Sen nie chciał przyjść.
Freeda wierciła się na posłaniu, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Podniecony przeżywanymi raz jeszcze w rozmowie z kapłanką wydarzeniami umysł dziewczyny nie dawał jej spokoju. Międlił i odtwarzał w koło Macieju wszystko, co spotkało ją w ciągu kilku ostatnich dni, nadaremno szukając prostych i sensownych rozwiązań. Gwar budzącego się do życia miasta dochodzący zza ścian oraz beztroskie chrapanie Bonawentury tuż obok również nie pomagały.
Skulona na wychłodzonym od kamiennej posadzki sienniku, nakryta po samą brodę kocem z szorstkiej wełny, Fi mimowolnie jęła wsłuchiwać się w dźwięki otoczenia. Sama nie wiedziała, jak długo tkwiła w tym przedziwnym półśnie, gdy nagle jednostajny szum codzienności został złamany niby pieczęć na wyroku.
Z głębi sierocińca dobiegły ją podniesione głosy i dźwięki nerwowej krzątaniny. Po chwili usłyszała również kłótnię, która wraz z krokami zbliżała się coraz bardziej w stronę jej izby. Zniekształcone pogłosem i murami słowa zrazu nie dały się odszyfrować, lecz wnet tupot stóp ustał, sprzeczka — wręcz przeciwnie, toczyła się dalej. Całkiem blisko i całkiem wyraźnie.
… odpocząć!
Odpocznie, jak zrobi swoje.
Thom, proszę, uspokój się!
Dość! Nie poniosę więcej strat z powodu tej dziewuchy! Ustąpiłem, boś mnie o to prosiła, Matko, ale nawet moja wdzięczność ma swoje granice. Jest mi winna bardzo dużo pieniędzy, a teraz jeszcze czterech dobrych ludzi. Miała zrobić porządek razem z tym drugim babsztylem. Minęły dwa dni i wszystko szlag trafił, a ty mi mówisz, że „ona musi odpocząć”?! Nie, Matko. To, co ta dziewczyna musi, to wziąć się do roboty. Bo jeśli to ogniste kurewstwo nie zniknie mi spod miasta, osobiście nabiję ją na pal i upiekę w tej pożodze jak prosię. Gdzie ona jest? Pytam po raz ostatni.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

24
Fi usilnie próbowała zasnąć, wiercąc się na zimnym sienniku. Sen uporczywie odmawiał zabrania jej w swoje objęcia i miast dać jej wypoczynek, tylko bardziej ją zmęczył i zdenerwował. Ilekroć myślała, że odpływa, coś zaczynało ją gnieść lub otwierała oczy reagując na niespodziewany dźwięk. Irytacja narastała, stres robił swoje. Wszelkie niechciane myśli i strachy spływały na nią właśnie w tej chwili, nie pozwalając odpocząć także jej psychice, która jeszcze do niedawna podtrzymywana była poszlaką, która okazała się zupełnie chybiona. Równowaga psychiczna Fi spoczywała pod mieczem wiszącym na końskim włosiu.

Niespodziewanie na zewnątrz rozległy się dźwięki głosów, wyraźnie się ze sobą sprzeczających. Na początku dziewczyna starała się wyprzeć je ze świadomości, ale po prostu się nie dało i dopiero wtedy się im przysłuchała. Kolejna porcja kłopotów zbliżała się do niej wielkimi krokami, a ona miała dość ucieczki i oglądania się za siebie. Nie myśląc wiele wyskoczyła ze swojego "łoża" i tupiąc bosymi stopami o posadzkę, w samej tylko bieliźnie przespacerowała się do drzwi i otworzyła je energicznym ruchem.
– Co się do diaska dzieje – warknęła dziewczyna, prezentując im swoje podkrążone oczy, rozczochraną fryzurę i grymas złości na twarzy – co ty myślisz, że ja tu się wyleguję całymi dniami i wcinam kawior? Otóż nie, roboty i poszlak mam tyle, że nie wiem w co ręce wsadzić! Co tam się dzieje, że tak się pali, oskarżasz mnie o problemy z potworem, jakbym to ja go wypuściła!
Dziewczyna wróciła do pokoju kopiąc z całej siły wełniany koc, by chodź na chwilę dać ujście swojej złości, która w niej buzowała.

Miała tego serdecznie dość, to był punkt zapalny, straciła panowanie. Chodząc w złości po pokoju i zastanawiając się co począć przygryzła aż do krwi palec wskazujący, którego to ból wcale nie rozproszył gniewnych myśli. Chodziła z pięścią przytkniętą do ust, a pomiędzy palcami spływały krople krwi.
– Myślisz, że wybranie się na takiego potwora to drobnostka – zapytała Freeda, chyba kompletnie nie zdając sobie sprawy ze swojego tonu i krwi na dłoni – trzeba wyprawę poprzedzić przygotowaniami, zebraniem informacji, zakupem ekwipunku, jak mam to zrobić jeśli co chwila ktoś mi próbuje wejść w paradę?!

Freeda wściekła do granic możliwości podeszła znów do mężczyzny z oskarżycielsko wyciągniętym palcem.
– Zabiję tę poczwarę, choćby miała być ostatnia rzecz, którą zrobię w życiu – stała cała rozdygotana z nerwów przed dwójką ludzi i zaciskała małe piąstki – jeśli chcesz problem rozwiązany a nie dwa zwęglone trupy to daj mi przestrzeń, albo sam sobie szukaj zabójców demonów.
Świadomie lub nie, Fi pomyślała o mocach, które ostatnimi czasy nabyła i dla podkreślenia wagi swoich słów, postanowiła ich użyć. W mniej lub bardziej kontrolowany sposób. Być może nerwy poniosły ją do tego stopnia, że się na to odważyła, być może boski dotyk lub szaleństwo. Nie wiedziała.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

25
Kłótnia ustała jak nożem uciął, gdy wściekła, rozczochrana i półnaga Freeda pojawiła się w otwartych drzwiach. Element zaskoczenia spowodował, że zarówno Matka Valeria, jak i Thom Brenick zamienili się na moment w dwa słupy soli.
Pierwszy akt furii minął tedy bez komentarza, okraszony zdumionymi spojrzeniami kapłanki i złodzieja oraz usilnymi próbami odnalezienia języka w gębie. Wszak drobna i urocza, delikatnej urody Freeda nie wyglądała na kogoś o równie diabelskim temperamencie, a już na pewno nie sprawiała wrażenia szalonej. Tymczasem napyskowanie Mistrzowi Gildii Bandytów i zjechanie go jak psa na szaleństwo jak najbardziej zakrawało.
Na diabelnie głupie szaleństwo.
Mężczyzna zmienił się na twarzy: pobladł, zaciął usta, rozdął nozdrza, to znowu poczerwieniał jak polny mak, groźnie zmarszczył brwi, oddychając ciężko i zbladł znowu. Dłonie w nabijanych srebrnymi ćwiekami rękawicach zacisnęły się w pięści aż zatrzeszczała skóra na knykciach. Wparował za Fi do izby i obróciwszy ją ku sobie błyskawicznym ucapieniem za ramię, odpowiedział jej na pytanie o wchodzenie w paradę — wymierzonym na odlew, tęgim policzkiem.
Odpowiedź zapiekła i spuchła, rozsiadając się na prawej kości jarzmowej Freedy, lecz ona w swym gniewnym zapamiętaniu zdawała się tego nie zauważać. Doskoczyła do Brenicka znowu, celując weń okrwawionym palcem, sypiąc zaciekłymi obietnicami i... iskrami.
Dogasający już żar w koksowniku buchnął, a pomarańczowe języki strzeliły ku złodziejowi. Ten uniósł brwi, jakby zdziwiony, lecz zaraz machnął dłonią i wymruczał coś pod nosem. Ogień momentalnie cofnął się ku Fi, lecz nie był w stanie jej dosięgnąć, co najpierw rozzłościło, a w chwilę potem zdumiało Brenicka.
Freeda poczuła chłód na piersi i dostrzegła delikatną, błękitnawą poświatę wokół siebie. Biła od zawieszonego na rzemyku kryształu i oplatała ją niby kokon. Pomimo szalejącego wokół gorąca, zrobiło jej się strasznie, okropnie wręcz zimno. Ów koszmarny chłód zdawał się płynąć z jej wnętrza.
Nagle wszystko prysło. Nie było już ognia ani zimna, została tylko przedziwna pustka w okolicy serca. Thom Brenick strzepnął palcami, skrzyżował ręce na piersi i westchnął.
Jesteś wrzodem na dupie, Fiono Lucci — wycedził złodziej, przerywając upiorną ciszę. — Największym, z jakim kiedykolwiek miałem do czynienia. Ale nie brak ci bigla. Z niechęcią przyznaję również, że możesz mieć nieco racji. Względem przygotowań — wyjaśnił. — Pójdziecie teraz ze mną, ty i ta twoja śpiąca królewna. Zbierajcie się, czekam w sieni.
Iście, gdy Fi obróciła się, dostrzegła, że Bonnie śpi w najlepsze, wciśnięta między skopany koc a ścianę. Z głębi korytarza zaś dało się słyszeć tupot kilku par stóp, a po chwili w drzwiach stanęła Matka Valeria i dwie młodsze kapłanki z wiadrami wypełnionymi wodą i rozbieganymi w poszukiwaniu rzekomego pożaru oczami.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

26
Freeda była równie zaskoczona co jej oprawca, kiedy ogień miast otulić ją szczelnie i zmienić w skwierczące truchło, odbił się od tarczy, która zdawała się emanować z kryształu. Poczuła chłód, który odeń bił. Od kryształu, lub od niej. Mimowolnie przypomniała sobie północ – swój dom. Odległą krainę w której zimny wicher i zdradliwa pogoda mogły być równie niebezpieczne co okoliczne demony. Oczami wyobraźni dostrzegła jak otacza ją kokon z wiatru i śniegu i aż zadrżała, bowiem chłód nie panował tylko w jej wyobraźni. Wtem, wszystko zniknęło a ona stała ciężko oddychając, pośrodku pokoju, twarzą do Thoma.

Po chwili ciszy, głos złodzieja był jak grom, który przypomniał jej co się właściwie dzieje. Oderwała uwagę od swoich uczuć i wrażenia pustki, które pozostało po magicznych ekscesach, a skupiła ją na obecnej sytuacji i pulsującym policzku, na którym z pewnością rosła opuchlizna. Nie mogła jednak wyprzeć ze świadomości uczucia pustki, które zagościło w jej sercu, jakby straciła część siebie. Czy to była jej niewinność? Zaatakowała magią innego człowieka. Świadomie (mniej lub bardziej) chciała go skrzywdzić. Co by pomyślał jej ojciec, który używał miecza tylko w obronie siebie i innych. Co powiedziałaby jej matka, istota tak delikatna i niewinna całe swoje życie. Czuła, że zawiodła ich oboje i gdzieś tam, wewnątrz siebie, czuła jak się kurczy i kuli z podwiniętymi nogami, płacząc cicho.
Na słowa Thoma zareagowała tylko posępnym skinieniem głowy.

Kiedy do pokoju wbiegły dziewczęta pod przewodnictwem Matki Valerii, Fi machnęła od niechcenia dłonią i rzuciła w ich stronę:
– Wszystko pod kontrolą, nic się nie pali – schyliła się by obudzić kobietę-górę stanowczym potrząśnięciem za umięśnione ramię – pójdziemy z Thomem. Ja i Bonnie.
To rzekłszy, ruszyła by ubrać się w swoje skromne odzienie i przygotować czym prędzej do wyjścia. Nie chciała by Mistrz Gildii na nią czekał.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Przytułek Kariili

27
Bonawentura zajęczała przez sen i obróciła się na drugi bok. Dopiero pomoc jednej z kapłanek — obznajomionej widać z podobnymi, beznadziejnymi przypadkami — sprawiła, że wojowniczka się ocknęła. Nowicjuszka po prostu chlusnęła jej lodowatą wodą w twarz. Na szczęście miecz nie leżał w zasięgu ręki Bonnie, która brutalnie wyrwana ze snu, równie brutalnie gotowa była w onirycznej malignie rozprawić się z mącicielem jej świętego spokoju. Jak niepyszna wstała i oporządziła się, a na wieść o tym, gdzie się udają — skwasiła się jeszcze bardziej. Milczała.
W czasie, gdy przygotowana do drogi Freeda czekała na towarzyszkę, Matka Valeria podeszła do dziewczyny wyraźnie zafrasowana.
Wybacz mi — szepnęła, wykonując gest, jakby chciała dotknąć rannego policzka Fi, ale cofnęła rękę. — Nie zdołałam... Nie sądziłam, że sytuacja rozwinie się tak błyskawicznie. Przepraszam.
To rzekłszy, wyraźnie pognębiona i stroskana, starsza kobieta odwróciła się i opuściła izbę. W ślad za nią wyszły również jej pomocnice, a znacznie później również sama Freeda i Bonnie, która objuczywszy się niby muł, była wreszcie gotowa do drogi.
Bogini mi świadkiem — mruknęła wojowniczka, idąc korytarzem obok Fi — łeb padalcowi ukręcę, jeśli to podstęp jakowyś.
Droga do sieni nie była długa, lecz dłużyła się jak Wielka Zima. Może była to wina niewyszukanej architektury wnętrz sierocińca, a może czegoś zupełnie innego.
Gdy były już niemal na miejscu, w jednej z mijanych izb Freeda dostrzegła kątem oka dwa nakryte brudnymi płótnami ciała leżące na noszach. Spod jednego z prześcieradeł wystawał fragment zwęglonej ręki. W powietrzu unosił się zapach spalenizny i siarki.
Nareszcie — skwitował ich przybycie Brenick. — Już myślałem, że przyjdzie mi wystosować pisemne zaproszenie. Chodźmy, komu w drogę, temu czas.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”