Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

16
Guzik po guziku, zielona suknia powoli odkrywała swoją właścicielkę i każdy kolejny odsłonięty skrawek ciała napędzał zapał Septo. Atmosfera nabierała temperatury. Nie brakowało gorących pocałunków i czułych pieszczot. W końcu wszystkie części ubioru obojga runęły nieładem na podłogę, a rozgrzane ciała złączyły się w jedno. Veriana była dzika i porywcza, jak burzowa wichura, choć równie czuła i delikatna, jak letni zefir. Uwidaczniała się jej dualistyczna natura szlachcianki i zaprawionej w boju kobiety. Wyczyniała cuda, o jakich Neherisowi się nawet nie śniło. Niejednokrotnie z jej ust padało słowo kocham, choć czy to w przypływie podniecenia, czy z prawdziwego uczucia, było niewiadome. Tę noc, jaką przeżył z piękną Verianą, Septo z pewnością zapamięta na całe życie.
*** Za oknem kogut zapiał skoro świt i zbudził Septo z głębokiego, spokojnego snu. Łucznik leżał okryty pierzyną od stóp do pasa, a na jego piersi spoczywało lico kobiety, która zdawała się jeszcze odsypiać upojną noc. Między firanami okna ruszyły się pierwsze sylwetki na ulicy. Kolejny dzień zawitał w Stolicy, a wraz z nim wtargnęły do domu Neherisa odgłosy stąpania.

– Septo? – zawołała kobieta z korytarza. Była to Ejmi. – Septo! – krzyknęła za drugim razem, biegając między pokojami.

Do domu wbiegła następna osoba. Łucznik już wiedział, że to druga siostra, gdyż zaraz obie zaczęły ze sobą nerwowo rozmawiać.

– Na bogów, chyba nie myślisz, że zginął w tym pożarze? – zapytała przelęknięta Ejmi.

– Chyba bym zeszła na zawał – odparła Enie. – Septo, jesteś w domu?! – krzyczała.

Wątpliwości kobiet rozwiały się, gdy tylko wpadły na raz do sypialni Septo i ujrzały go z nieznajomą kobietą w łóżku oraz nadpitą butelkę wina na stoliku. Przez kilka sekund wpatrywały się w brata ze zdziwieniem, później z lekkim niedowierzaniem, po czym w jednym momencie zasłoniły oczy i wycofały się do przedpokoju.

– My… zaczekamy w salonie – powiedziała cicho Ejmi, z wyraźnym zawstydzeniem i zważając na to, że towarzyszka jej brata jeszcze śpi.

– Spójrz, tutaj jest kolejna! O matko, co to wszystko znaczy…? – Usłyszał po chwili Septo słowa drugiej siostry z głębi domu.

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

17
Piękna upojna noc dobiegała końca. Wszytko to zeszło dość szybko jednak tak zdecydowanie lepiej.
Nawet nie zadał sobie w sumie sprawy kiedy zasnął. Jednak wspomnienia z tego co wydarzyło się tej nocy będą mu długo towarzyszyć.


Poranek, jedna z najbardziej specyficznych pór dnia niezbyt przyjemna, tym razem jednak było inaczej było po prostu miło gdy budzisz się i czujesz leżące ciało kobiety na sobie. Nie było jednak opcji zbyt długo rozkoszować się takową przyjemnością ponieważ jacyś intruzi wtargnęli do jego domu. Co gorsza robiąc nie małe zamieszanie. Po głosie Septo wnioskował że to nikt inny jak rodzina. Sprawiło to że przeczuwał że musi wyczłapać jak najprędzej z tego łózka najlepiej nie budząc Veriany. Z drugiej strony bardzo mu się nie chciało tego robić... Zdecydował się jednak wymknąć delikatnie podmieniając poduszkę na siebie aby ona tego nie wyczuła. Był to istny popis zręczności. Jednak zaczął już wychodzić spod łużka... wtedy oczywiście ktoś musiał wejść do pomieszczenia... Septo popatrzył na nie z swoistym zdziwieniem. W każdym razie opuściły jego pokój. Septo założył wówczas spodnie, koszulę i ruszył dość szybko aby uspokoić swoje siostry które ewidentnie nie były mu teraz na rękę. Pochwycił przy tym Wino które miał od Veriany i tak wyszedł do sióstr.
Ciszej, nie widzicie że śpią. Tak jestem cały, tak był pożar. Trochę się wszystko pokomplikowało. Lepiej zobaczę co z nią... Tymczasem trzymaj i cicho, ty też.
Podał butelkę wina o którą prosiła Enie tak wydawało mu się że to od niej miał to zaproszenie, również jednak zmierzył je takim złowrogim wzrokiem aby były cicho. A następnie spokojnie ruszył w sumie na bosaka bo harmider w hałupie taki że aż klapków czy butów zapomniał. Wszedł tak do pokoju gdzie leżała Hermiona i obserwował czy wszystko w porządku. Czyli czy żyje. Podejrzewał że mogły ją obudzić. W sumie pewnie niepotrzebnie lepiej aby wypoczywała.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

18
Cały ten harmider, jaki powstał w domu Septo, zbudził obie szlachcianki, jak i również śpiącego na parapecie za oknem bezdomnego kota, którego jakoś nikt wcześniej w ogóle nie zauważył. Zwierzę syknęło cicho, nastroszyło futro i uciekło przeskakując niezdarnie przez płot.

Kiedy Septo poszedł sprawdzić stan Hermiony, Veriana wstała, okryła się kocem i wychyliła zza futryny obserwując całą sytuację. Obie siostry Neherisa usiadły w salonie, niespokojnie między sobą szepcząc i dyskutując. Na domiar wszystkiego, do mieszkania weszła Józefina, jak zawsze ciekawska i dociekliwa, pod pretekstem przygotowania śniadania dla Septo, jego sióstr i dwóch gości, o których, rzecz jasna, wiedziała już odkąd tylko przekroczyły próg posiadłości.

Hermiona siedziała na łóżku w wolnym pokoju gościnnym. Wyglądała na zmęczoną i niewyspaną. Jej długie blond włosy, które poprzedniego wieczora były jeszcze spięte w duży kok, teraz zasypywały w nieładzie jej zaspaną twarz. Krwistoczerwona suknia spadła jej z jednego ramienia, a na dodatek cała była pomięta, ubrudzona w sadzy i popiele, i pachnąca dymem.

– Mogę prosić o szklankę wody? – zapytała Septo, który właśnie wkroczył do pokoju. – Najlepiej dwie – dodała i zakaszlała sucho.

– Ja poszukam panience czystego odzienia – rzuciła nagle Józefina zza pleców Neherisa. Wyglądało na to, że podkradła się, by podejrzeć Hermionę. – Na pewno mamy jeszcze gdzieś nienoszone już ubrania panien Lorrel i Hoger. Ja zaraz przyniosę – powiedziała na odchodne i zniknęła w głębi domu, a po chwili dał się usłyszeć skrzyp zawiasów starej szafy.

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

19
Septo dostrzegając wystraszonego kota dość szybko zażartował w kierunku sióstr.
- Nawet kota wystraszyłyście tym harmidrem -
Kątem oka dostrzegł Veranę która również dołączyła do tej niewątpliwie zawiłej sytuacji. Dokładając swój element paradując w kocyku. Wtem do tego wszystkiego dołączyła i Józefina. Septo zdał sobie sprawę że z Hermioną wszystko w porządku. Dostrzegł wówczas że trochę przeszła jak i że wygląda dość ciekawie. Zdał sobie sprawę że jest boso, a także w podobnym rozgardiaszu niczym Hermiona i że czekają go spore wyjaśnienia. Wtedy niedoszła ofiara pożaru poprosiła o wodę co sprawiło że Septo odpowiedział dość szybko z lekkim uśmiechem.
Zaraz już idę tylko uważaj na te dwie co siedzą, to moje siostry... – Wypowiedział to nieco ciszej Po czym ruszył w kierunku kuchenki zapewne było tam nieco przegotowanej wody z wczoraj. W każdym razie Septo nalał Hermionie zwykłej wody. I ruszył podając ją.
- Trzymaj usiądź sobie z resztą, jak coś to doleję. - Wówczas jego wzrok skupił się na Verianie i jej w kocyku. Tak było to niewątpliwe komplikujące sytuację. Z jednej strony mógł ją zaprosić w kocyku z drugiej to było by dość skomplikowane. Dlatego spojrzał na nią i zwyczajnie zamrugał. Cóż mogło to znaczyć kto wie.

Następnie po tym mruganiu zwrócił się do reszty nieco podnosząc głos który mógł być nieco ochrypły po dniu wczorajszym czyli po nieco zakopceniu i poprawieniu tego stanu alkoholem.
Jak domyślam się moje drogie siostry oczekujecie jakiegoś wyjaśnienia, ach gdzie moje maniery. – yyymmm wydał charakterystyczny dźwięk jakby łapiąc jeszcze mocniejszą i poważną tonację. – Najpierw jednak wypadało by przedstawić jako że jestem gospodarzem to przyjmę ten obowiązek na siebie. - Najpierw pokazał w kierunku, Hermiony. – Hermione Vicenti – Chwyla ciszy aby siostry zdały sobie sprawę kto to jest. A następnie –A to moje siostry, Enie Neheris, Hoger i Ejmi Neheris, Iorrel – Popatrzył w kierunku Veriany i ostatecznie nieco zbijając z twarzy pompatyczny ton odpowiedział. – A sympatyczna pani w kocu to Veriana. – Postanowił ostatecznie nie wydawać jej nazwiska, mogło to by być niemiłe i nieco nie na miejscu. Choć to wszystko już nadawało się na niezły incydent. – Przejdę teraz do tych smutniejszych wyjaśnień, Hermione twój dom rodzinny spłonął, podczas zorganizowanej degustacji win doszło do pożaru. Utraciłaś przytomność w wnętrzu płonącego budynku. Ognia nie udało się opanować, pożar był naprawdę silny. – Patrzył wówczas na Hermionę zdając sobie sprawę że to musi być dość przykra sprawa. Sprawiło to że Septo nagle zamilkł, zmienił ton z smutnego na nieco bardziej wesoły jakby starając się rozluźnić atmosferę dla osoby która straciła naprawdę sporo tej nocy. – Tak się akurat złożyło że byłem na tej uroczystości przechodziłem akurat obok i dostrzegłem cię leżącą w głównej sali dbając o uroczystość do ostatniej chwili. To postanowiłem cię stamtąd zabrać, szkoda by było cię tam zostawić. I tak jakoś wyszło że cię tu zabrałem. – Całość brzmiała jakoś tak nieco prześmiewczo. Co sprawiało że Septo liczył że nieco rozluźni sytuację. Powoli tracąc rozpęd komediowy co sprawiło że pomyślał o jej bracie – Twój brat pozwolił nawet na porwanie... W każdym razie jak potrzebujesz noclegu to tu znajdzie się miejsce. – Tak dosłownie sam nieco zbił się z tropu. Końcówką schodząc z żartobliwego tonu na poważny, lecz przyjazny. Z tego co rozumiał też przedstawianie służby nie było czymś oczywistym w takich sytuacjach. Tak Septo właśnie uczył się na własnej skórze podstaw etykiety.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

20
Sytuacja w domostwie Neherisa była komiczna, nie sposób zaprzeczyć. Otoczony zewsząd kobietami pan domu Septo zadbał jednak o należytą gościnę. Wszyscy zostali sobie przedstawieni, wszelkie formalności zostały dopełnione. Chociaż tyle mógł zrobić Septo, by rozluźnić atmosferę.

Hermiona zwilżyła usta w otrzymanej wodzie i wzięła skromny łyk, jednocześnie słuchając wyjaśnień swojego protektora. Na żartobliwy ton Septo zareagowała nieznacznym uśmiechem. Musiała się czuć już znacznie lepiej, choć jej stan wizualny wciąż pozostawiał wiele do życzenia.

– Dziękuję ci za pomoc, Septo – powiedziała cicho, jednak znów zaschło jej w gardle. Wypiła jeszcze trochę wody i dodała: – Pamiętam wczorajszy wieczór. Ciężko mi w to wszystko uwierzyć, choć byłam przecież na miejscu. Nie będę uciekała się do zbędnych odmówień z grzeczności. Zostanę tu dopóki całkiem nie wydobrzeję. Tak będzie najbezpieczniej. Dziękuję za gościnę.

Do pokoju weszła Józefina z ułożonymi ubraniami w jednej ręce i drewnianą misą pełną wody w drugiej. Odzież położyła na łóżku obok Hermiony, a naczynie postawiła na taborecie.

– Panienka się odświeży i przebierze. – Uśmiechnęła się do szlachcianki. – Proszę nie dziękować – dopowiedziała, gdy Hermiona już otwierała usta, by wyrazić swoją wdzięczność. – A i dla panny coś przygotowałam. Jeszcze pobrudzi sobie tę przepiękną suknię w drodze do domu – odezwała się do Veriany wychodząc na korytarz. Wręczyła jej złożone w kostkę proste odzienie i zniknęła w którymś z pokojów.

Wkrótce akcja przeniosła się do salonu, gdzie wszyscy zasiedli przy stole za namową Józefiny, która choć wścibska, starała się być dobrą gospodynią i przygotowała dla wszystkich śniadanie. Na stole pojawiła się zastawa. Na każdym z talerzy znajdowały się smażone jajka na maśle, kilka kromek chleba i kawałek wędliny. Na środku stołu stał dzban z krowim mlekiem oraz drugi z piwem. Hermiona, spożywająca przygotowany posiłek z zachowaniem stosownej etykiety, po odświeżeniu swojego wyglądu wyglądała znacznie lepiej, a i nabrała nieco sił, co uwidoczniło się w bardziej energicznych ruchach jej ciała. Niezręczna cisza wisiała nad stołem od dobrych kilku minut.

– Będziemy się zbierać. – Enie przerwała milczenie. – Bardzo miło było panie poznać. Dziękujemy również za śniadanie, Józefino – ukłoniła się wraz z siostrą.

– Do zobaczenia, Septo! – powiedziały jednocześnie siostry na odchodne i wartkim krokiem opuściły posiadłość, nie oglądając się za siebie. Za oknem można było dostrzec jak zaciekle o czymś dyskutują.

– Myślę że możemy już powrócić do interesów – powiedziała Hermiona kończąc posiłek i wycierając usta o serwetkę. Jej słowa brzmiały bardzo poważnie i rzeczowo, jakby zupełnie odrzuciła na bok fakt wczorajszej katastrofy, a skupiła uwagę na wciąż niewypełnionym zleceniu. – Gerard uciekł żywy. Nie mam ci tego za złe, jednak kontrakt wciąż obowiązuje. Nie możemy się już bawić w żadne podchody. Chcę pozbyć się tej grubej zakały rodziny na dobre. Jego zakochana w wygodach rzyć nie posiedzi w żadnej gospodzie dłużej niż jedną noc. W połowie drogi między Saran Dun a Nowym Hollar nasza rodzina ma kawałek ziemi i niewielki pałacyk. Mieszkają tam nasi odlegli kuzyni. Jest to jedyne miejsce, w którym mój brat może czuć się bezpiecznie i jestem pewna, że właśnie tam się uda. Na szczęście nie podejrzewa, że chciałeś się zamachnąć na jego życie, dlatego nie powinien zachowywać się nadzwyczaj ostrożnie. Przewaga wciąż jest po naszej stronie. Tak myślę...

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

21
Jakoś to było, po przedstawieniu mimo wszystko doszło do swoistej ciszy jak i sytuacji napięcia. Juzefina była jednak złotą kobietą ratowała w sumie septo z tej zawiłej sytuacji.
Septo naiwny myślał że kobiety jakoś się dogadają nic bardziej mylnego zrozumiał wówczas że to jak z 5 facetami i jedną kobietą. Prędzej czy później zaczną się o nią zapędy, a potem nawet zabijanie. Najpierw jednak Juzefina, chwała gosposi postanowiła że wszystkich trzeba nakarmić co sprawiało że zjedzenie wspólnie posiłku dawało jakąś formę zjednoczenia każdy lubił jeść. A to sprawiało przyjemność, a ta z kolei sprawiała że wszyscy czuli się lepiej. Napięcie powinno nieco zejść. Jednak Septo rozumiał że wszyscy potrzebują czasu aby nieco się opanować. Pewnie był to etap przychodzenia wszelkich głupot do rozważań. Dlatego Septo zupełnie naturalnie jadł.
Siostry uciekły od posiłku. Na co Septo odpowiedział żegnając się.
- Do zobaczenia. -



Wtedy jednak Septo zdał sobie sprawę z tego że siostry dyskutują o czymś. Dlatego wymamrotał pod nosem. - Agnoscis quid suus 'sinistram - I zaczął podsłuchiwać co to się tam wyrabia. Kontynuując w tym czasie posiłek, Septo lubił dobrze zjeść. W między czasie Hermiona zaczęła mówić o interesach. Wówczas powiedział spokojnie. -Juzefino zostaw nas na moment. - Wytłumaczył spokojnie. Nie chciał aby ona słyszała o tym. -Tylko postaraj się mówić ciszej wiem że emocje, jednak interesy to interesy... I dalej starał się nieco podsłuchać z rozmowy sióstr jednak słuchał również o planie zabójstwa przestał jeść przez ten czas. Uśmiechnął się wręcz słysząc o tym że prawdopodobnie będzie jechał do pewnej wsi.
-To dobra nowina. Podczas takiej wyprawy może się wiele wydarzyć... - Powiedział cicho -
Mam dużo czasu zanim ruszy w kierunku tej wioski ? Zgaduję że muszę wyjechać dziś. Znasz też może trasę którą będzie jechał ? I ilu ludzi prawdopodobnie weźmie ze sobą ? - Zapytał o istotne elementy, plan brzmiał dobrze. Już miał nawet pomysł jak go zrealizować.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

22
– ... zawsze był z niego kobieciarz, ale żeby ściągnąć od razu dwie do domu? Na dodatek jakieś panienki ze szlacheckiego dworu! – mówiła Ejmi, cichym tonem. Nie wiedziała jednak, że brat słyszy ją doskonale dzięki rzuconemu zaklęciu.

– Oj, przestań już. Daj mu się cieszyć życiem – odparła Enie, która od śmierci ich wuja, Wintera Neherisa, była bardziej empatyczna względem brata. – Może nie poszukuje stałych związków, tak jak my. Uszanujmy jego wolę.

– Nie tak nas wychował ojciec i matka – upierała się Ejmi.

Dalszej rozmowy Septo nie dosłyszał, gdyż siostry były już zbyt daleko, a ich słowa zlały się z dolnomiejskim gwarem. Józefina opuściła pokój i zamknęła się w swojej klitce. Veriana nalała sobie nieco piwa, a Hermiona znów zabrała głos:

– Zapewne jest już w drodze. Nie będzie omijał głównego traktu, to niezbyt opłacalne, a czasem niebezpieczne. Nasze ziemie znajdują się tuż przy drodze. Zdobią je wiekowe dęby, nie sposób ich przegapić. Gerard przywykł do niewielkiej eskorty, choć bardzo ceni sobie uzdolnionych czarowników. Spodziewać się możesz do trzech strażników i jednego woźni... – Hermiona złapała się za głowę i syknęła z bólu. – Nic mi nie jest. Powinnam chyba jeszcze trochę poleżeć – dodała szybko, nim ktokolwiek zdążył zapytać się o jej stan. – Wyrusz teraz, jeśli chcesz go jeszcze dogonić, nim dotrze do celu. Jeśli to zrobi, sytuacja jeszcze bardziej się skomplikuje.
Spoiler:

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

23
Septo słysząc rozmowę sióstr za oknem uśmiechnął się nieznacznie. Wyglądało na to że będzie miał nieco spokoju. Przynajmniej jeszcze nie mają żadnych podejrzeń. Oznaczało to że będzie miał spokój przynajmniej na razie. Wówczas rozpoczęła się ważniejsza sprawa.
No i dobra nowina przeszła w nie najlepszą. A więc powinienem ruszyć natychmiast. – Septo spokojnie wstał od stołu układając plan co zabrać.
Wyruszę sam wydaje mi się że łatwiej będzie mi to zrobić po cichu. Choć czarownicy... Nie brzmi na coś w co chciał bym się pakować, wy tymczasem zadbajcie o sobie. Powinienem dać radę to załatwić jak nie wrócę to wiadomo... – Wtedy swój wzrok przekierował na Verianę – Wygląda na to że zleceniodawczyni nadal pragnie śmierci brata więc nie ma co się pytać Thoma. No nic życzcie powodzenia. Ja już wyruszam.

I wówczas Septo ruszył bez zbytniego zastanowienia dozbroić się i zabrać wszystko co może przydać się na takiej wyprawie. Były to w sumie najpotrzebniejsze rzeczy takie jak strzały łuk. Trochę prowiantu picia jakiś garnek lina, a nawet i kolczugę którą założył już teraz. Wówczas spojrzał na worek z tą Wiwernią zbroją... Na jego twarzy zawitał uśmieszek. I wziął i ją jednak nie wypakowywał nie chciał kogoś potruć jej łuskami. W końcu szedł na bitwę z czarodziejami. Wypadało być odpowiednio przygotowanym wziął również trochę pieniędzy jakieś 200 gryfów. I tą podejrzaną monetę której się obawiał. Tą kulkę z iskarami, dzwonek również. Septo szykował się na wojnę. W końcu słyszał o przeciwnikach którzy mogą okazać się silniejsi od niego. Sprawiło to że w skrytce zostały jedynie gryfy. Flakonik z trucizną też wziął. A sam myślał już jak to wszystko pochować aby mieć dostęp. I tak ruszył w kierunku konia z kolczugą i zbroją wiweniną. Plan był w sumie zabawny założyć kolczugę na przeszywanicę i na to jeszcze zbroję z wiwerny ale to potem. Sprawdzi jak da radę to zrobić. Nie powinno to być zbyt trudne, czy zbyt niewygodne w końcu każda z tych zbrój zapewniała sporą ruchliwość. A ciężar często był przesadzony w wyobrażeniach innych. W każdym razie nie nosił ich cały czas Co mogło męczyć miał jedynie przeszywanicę do której już naprawdę przywykł. I tak gdy zapakował praktycznie wszystko co potrzebował na konia dosiadł to i ruszył w kierunku o którym mówiła Hermiona. Nie było czasu na długie pożegnania. Jeśli nie zdąży to będzie jeszcze gorzej. Koń Septo powinien mieć sporą przewagę w końcu nie ciągnął wozu może miał z 90 kg obciążenia łącznie. Gdzie to było do sporo ważącej lektyki czy innych takich. Realnie więc powinien go dogonić. Jednak to zaiste chwilkę zajmie.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

24
Pakowanie poszło szybko i sprawnie. Koń wydawał się być podekscytowany zbliżającą się podróżą. Dawno już nie opuszczał swojej stajni. Wyprowadzony pod bramę zarżał głośno i zatupał kopytami.

Na podwórzu Veriana pożegnała Septo przeciągłym całusem i życzyła mu powodzenia. Tym razem nie mogła mu towarzyszyć. Musiała pozostać w mieście, by wypełniać swoje obowiązki. Każdy miał swoją robotę i Septo doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Hermiona natomiast oznajmiła, że pozostanie w posiadłości dopóki Neheris nie wróci. Zaopiekować się nią miała Józefina, która choć nie znała tajników wielkopańskiego życia, była dobrą i odpowiedzialną gosposią, potrafiącą zadbać o każdego gościa z należytym szacunkiem.

W końcu wyruszył w drogę.

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

25
Ulice i zabudowania Dolnego Miasta skąpane były w księżycowej poświacie miesiąca w pełni. Blask Mimbry o barwie rozwodnionego wina rozlewał się po bruku, wsiąkał w rynsztoki, penetrował mroczne zakamarki mijanych przez Freedę i jej towarzyszy obskurnych bram. Odbijał się w ślepiach przemykających chyłkiem szczurów i oczach typów spod ciemnej gwiazdy, którzy wylegali właśnie ze swych nor i kryjówek na żer.

W pierwszej chwili po opuszczeniu karczmy Saran Dun mogło wydać się Freedzie głuche i nieme, lecz z każdym kolejnym krokiem mamiący czar krwawego księżyca ustępował pod naporem odgłosów nocnego życia. Minęli kłócących się o ostatni łyk z flaszki ochlapusów. Z wnętrza jednej z izb dobiegł ich gromki śmiech i melodia nieudolnie wygrywana na gęślach. Gdzieś zaszczekał pies, a w górnych partiach zabudowań świszczał wicher. Kawałek dalej jakaś łachmaniarka krzyczała, że to jęki potępionych dusz z Nowego Hollar, że klątwa nieurodzaju i śmierci idzie w kierunku stolicy. Złe wróżby szybko utonęły jednak w zawartości wylanego na kobietę nocnika, a w chłodnym – i stosunkowo rześkim do tej pory – powietrzu rozszedł się ohydny smród fekaliów.

Po około pół godzinie sprężystego marszu nie niepokojona przez nikogo kompania dotarła pod mury posiadłości Neherisów. Choć rezydencja mieściła się w okręgu Dolnego Miasta przyległa doń okolica wydawała się być nieco bardziej cywilizowana niż ta, z której przybyli. Nic tu nie śmierdziało i nie raziło w oczy szpetotą, a wokół panowała względna cisza przerywana jedynie odgłosami nocnego ptactwa i nieszczęsnym wiatrem, który wedle wieszczb ulicy miał być zwiastunem zagłady wszelkiego istnienia. Gdy stanęli przed głównym wejściem, a Duglas chwycił kołatkę w kształcie smoczej głowy, gdzieś w oddali przetoczył się grom. Wyjący im nad głowami i szarpiący połami peleryn wiatr być może nie wróżył końca świata, lecz z pewnością niósł ze sobą obietnicę sążnistej ulewy.

Stuk. Stuk. Stuk.

Głuchy dźwięk kołatki przywodził na myśl zabijanie wieka trumny. Freeda mogła zauważyć nieznaczne drżenie dłoni Duglasa, gdy opuszczał rękę i cofał się o pół kroku od drzwi. Jakub rozglądał się nerwowo, pocierając łysinę pod kapturem, a twarz Roberta – jak nigdy – była poważna i niewykrzywiona szyderczym uśmieszkiem. Gdy uchyliły się drzwi, z nieba spadły pierwsze krople deszczu. Zapachniało mokrym kurzem.

Szczupła, niewysoka kobieta odziana w ciemne szaty z kryjącym włosy kapturem przywitała ich zdawkowo i poprowadziła korytarzem do pomieszczenia, które wyglądało na salonik. W dodatku niezbyt imponujący, choć całkiem przytulny. Znajdował się tutaj kominek, w którym wesoło trzaskał ogień, dwa fotele, ława i kilka krzeseł oraz niewielki stół jadalniany. Ten ostatni ustawiony był dosyć nietypowo, bo pod samym, zasłoniętym ciemnymi kotarami, oknem, a za nim stało jedno krzesło. Na krześle natomiast siedziała skąpana w półcieniach postać kobiety. Cerę miała bladą, włosy ciemne i kunsztownie upięte, a suknia skrzyła się złotą nitką haftu przy dekolcie czy przyszytymi tu i ówdzie klejnocikami. Wyglądało na to, że jest w pomieszczeniu sama. Ta, która ich wprowadziła, zniknęła.

Powiedziano mi — odezwała się cicho kobieta — że macie dla mnie propozycję nie do odrzucenia. Słucham więc. — Była wyprostowana jak struna i niezwykle elegancka. Mierzyła ich lodowatym spojrzeniem, a w uszach zakołysały się jej brylantowe kolczyki, gdy lekko przechyliła głowę dostrzegłszy drobną sylwetkę Freedy. Jedna z idealnie wypielęgnowanych, ciemnych brwi kobiety uniosła się nieznacznie.

Mieliśmy mieć spotkanie z Vicentim! — syknął Duglas do Jakuba. — Kim jest ta kobieta?

Cóż za maniery — cmoknęła dama z dezaprobatą, uprzedzając jakąkolwiek odpowiedź Jakuba. — Moja droga — zwróciła się do Freedy — powinnaś dać temu młodzieńcowi kilka lekcji etykiety.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

26
Miasto nocą było takie obskurne. A przynajmniej ta dzielnica. Freeda spodziewała się, że w każdej chwili wypadnie na nich z ciemnego zauka rzezimieszek lub inny bandzior, a każdy zakątek mógł skrywać chciwe i ciekawskie oczy żebraków. Miasto było też po prostu brudne, dosłownie i metaforycznie. Niezadbane. A przynajmniej tak jej się wydawało. Na północy miasta były inne. Surowe, oszczędne, ufortyfikowane i przerażające. Tam z cienia nie wyskoczyłby żebrak, tylko zmiennokształtny demon. Żaden bluszcz nie porastał budynków, bo było za zimno by wyrósł. Dźwięki zdawały się być przytłumione strachem, a dobra zabawa często była po prostu ucieczką od rzeczywistości. Nowo przybyły nie zobaczyłby tego od razu, ale dla kogoś kto wychował się w nieprzyjaznym środowisku, było to widoczne. Może przez to, że Freeda miała takie a nie inne spojrzenie, widziała tak miasto? Bogatsza dzielnica była piękna o każdej porze, ale czy możliwym było, że nie potrafiła po prostu dostrzec tego, jakie to miasto na prawdę jest? Była tu intruzem, kimś z zewnątrz. Kiedy tu przybyła, sporo czasu zajęło jej przyzwyczajenie się do ulicznego slangu. Monety były błyskiem, najemny zbir majchrem, złodziej artystą a ludzi się nie okradało, tylko skrajało. Z zamyślenia wyrwało ją stukanie kołatki i huk gromu, który przetoczył się po okolicy.

Posępny dźwięk kołatki napełnił ją obawami. Przełknęła ślinę i ujęła rękojeść rapiera, by dodać sobie otuchy. Nie pomogło. Zacisnęła ją mocniej kiedy drzwi otworzyła im tajemnicza, zakapturzona postać. Pełna obaw, ruszyła za pozostałymi w głąb domu, by stanąć przed tajemniczą postacią, która w żaden sposób nie przypominała gospodarza. W dodatku pojawienie się Fi wywołało u niej jakąś nieokreśloną reakcję, dziewczyna nie wiedziała co o tym myśleć, także wzorem Roberta, skuliła się w sobie i wycofała odrobinkę dalej, by być poza centrum wydarzeń. Zakończyło się to porażką, bowiem kobieta zamiast do lidera grupy, zwróciła się do niej.
– J-ja – zapytała wstrząśnięta – D-Dug jest tylko odrobinę zdziwiony, Pani. Nie ciebie się spodziewaliśmy. Kim jesteś? Gdzie Lord Vincenti?
Skarciła się w duchu za ten akt brawury. To Duglas miał prowadzić całą akcję, ona była tylko jego towarzyszką w cieniu. Dlaczego w ogóle otwierała usta. Zerknęła z ukosa na kochanka, obawiając się reakcji.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

27
Zdezorientowany Duglas patrzył to na Jakuba, to na kobietę przy stole. Gdyby wzrok mógł zabijać, oboje padliby trupem na miejscu. A zaraz po nich Freeda. Mogła dostrzec w oczach młodzieńca drobne plamki paniki i całe połacie wściekłości. Nie odezwał się jednak. Przeniósł ciężkie spojrzenie z powrotem na tajemniczą damę i zastygł w oczekiwaniu. Porcja zażenowania zaaplikowana mu przez Freedę była spora, lecz nie na tyle wielka, by przesłonić zasadność zadanych przez dziewczynę pytań.

Jedyną reakcją kobiety na słowa Fi było nieznaczne uniesienie drugiej wypielęgnowanej, ciemnej brwi, która dołączyła do tej pierwszej. Tworzyły teraz idealny łuk, nadając twarzy damy wyrazu umiarkowanego politowania. Głowa zwieńczona misternym upięciem wróciła do idealnego pionu, a brylanty w uszach roziskrzyły się na mgnienie oka ognistymi refleksami. Gdzieś w głębi domu zegar wybił kwadrans po dwunastej.

Dam ci radę, moja droga — rzekła dama po długiej, ciągnącej się w nieskończoność chwili ciszy. — Nie myl zdziwienia z bezczelnością. Dla takich ślicznych, młodych dziewcząt jak ty, to nigdy nie kończy się dobrze. Nazywam się Hermiona Vicenti, jestem siostrą Gerarda. Mój ukochany brat natomiast — uśmiechnęła się nagle, niespodziewanie, upiornie — jest niedysponowany. Jeśli zatem macie jakąś sprawę do głowy rodu, radzę wyłożyć ją póki jeszcze mam ochotę was słuchać.

Duglas wyrwał nagle do przodu, jakby chciał uprzedzić Freedę czy któregokolwiek ze swych towarzyszy przed zabraniem głosu. Podszedł do stołu i zamaszystym gestem położył nań arkusz, który przed wyjściem schował był za pazuchą. Oparł się pięściami o blat i zajrzał Hermionie Vicenti prosto w lodowate oczy. Nie spuściła wzroku, w ogóle się nie poruszyła.

Pozwól, że teraz ja dam radę tobie, panno Vicenti — rzekł Dug, tłumiąc wściekłość spowodowaną nieoczekiwanymi komplikacjami. Widać było jednak, że powoli wraca mu rezon. — Jeśli budujesz majątek rodziny we współpracy z Gildią Bandytów, zainwestuj w porządny sejf. Słyszałem, że gnomie nie mają sobie równych. — Pewny siebie uśmieszek wypełzł mu na usta. W końcu ta rozmowa zaczynała przebiegać tak, jak powinna. Wycelował palec wskazujący w leżący przed Hermioną dokument i wdusił go w blat stołu. — Mamy tego znacznie więcej. Jeśli nie chcesz, by ta wiedza dotarła do straży i króla, radzę zapłacić znaleźne. Z racji tego, że taka z ciebie urocza dama, to będzie równe 20.000 gryfów.

Hermiona Vicenti odchyliła się w krześle i oparła głowę o wysokie rzeźbione oparcie, które w półmroku wyglądało jak przedłużenie jej kunsztownej fryzury. Dłonie o wypielęgnowanych paznokciach złożyła w piramidkę, opierając łokcie na poręczach i uśmiechnęła się do Duglasa niemal z sympatią. O ile spoglądanie na rozgniecionego padalca można określić mianem sympatycznego.

Znaleźne — odparła z przekąsem. — Czyżby mój biedny brat był aż tak skretyniały, że zostawił te śmieci na ławce w parku? Czy może mówimy o zwykłej kradzieży i pospolitym szantażu? Jak myślisz, moja droga?
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

28
Fi spuściła wzrok w podłogę, pod ciężarem spojrzenia Duglasa. Nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa. Wiedziała, że Dugowi nie było na rękę to co powiedziała, ale jak mógł ją obrzucić takim spojrzeniem? żałowała, że nie może zapaść się pod ziemię. Nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Jaki to ma wszystko sens? Nie, nie nadawała się do tego kompletnie. Nie może tak żyć, jej ojciec miał rację. Jest tylko słodką dziewczynką i przygody nie są dla niej. Brak jej woli do takich rzeczy, za bardzo się bała. Nie nadawała się. Duglas zasługuje na kogoś lepszego, partnerkę w zbrodni, która go nie zawiedzie. Freeda mogła przebierać się w piękne suknie i udawać niewinną szlachciankę, ale to? Jak w ogóle mogła się łudzić, że kiedykolwiek będzie się nadawała na przestępcę. Jak mogła uznać to za coś innego niż zło i niesprawiedliwość. Nie tak została wychowana.

Obojętnie przysłuchiwała się wymianie zdań między Dugiem i Hermioną. Nie za bardzo chciała się w to mieszać i jeszcze bardziej pogarszać sprawę. Postanowiła zmienić kilka rzeczy w swoim życiu i to już niebawem. Z zamyślenia wyrwało ja pytanie, skierowane do niej. Kradzież, pospolity szantaż? Na te słowa spąsowiała na twarzy. Było jej po prostu wstyd, kiedy o tym myślała. Tak bardzo wolałaby tu nie być, nie musieć nic mówić i w ogóle nie patrzeć w oczy tej kobiecie. Uciekła spojrzeniem w bok. Mruknęła coś niezrozumiale. Przypomniała jej się tamta noc, kiedy biegła przez płomienie, a te nawet jej się nie imały. Powinny lizać łapczywie materiał jej sukni, a mimo to udało jej się ujść całą. To nie było czas i miejsce, ale wspomnienia wróciły silną falą, na wzmiankę o kradzieży – ogień i tajemnicze zjawisko było tylko, albo aż dodatkiem do całej sceny.
Nic nie mówiła.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

29
Hermiona – odgrodzona postacią Duga od reszty kompanii – nie mogła widzieć wyrazu twarzy Freedy, jej wbitego w czubki własnych butów spojrzenia ani spąsowiałego liczka. Nie usłyszała też żadnej odpowiedzi z jej strony, za to zdawać by się mogło, iż usłyszała myśli dziewczyny. Panna Vicenti uśmiechnęła się brzydko i pokiwała lekko głową, jakby chciała rzec nachylonemu nad stołem młodzianowi „Tak sądziłam”.

Zostaw ją w spokoju — syknął Duglas. — Nie przyszliśmy tu na pogawędkę przy herbacie. Zamiast zastanawiać się co myślą inni, bądź łaskawa określić własne w tej sprawie stanowisko. Płacisz czy mamy dostarczyć dokumenty królowi?

Moje stanowisko — rzekła cicho i złowróżbnie kobieta — jest takie, że nie układam się z prostakami, których nie stać nawet na odrobinę ogłady, a co dopiero mówić o odzieniu umożliwiającym audiencję u Jego Królewskiej Mości. Wszak ta piękna suknia, którą miałaś na sobie podczas balu nie nadaje się już do niczego, prawda, moja droga?

Duglas wyprostował się gwałtownie, jakby dostał policzek w twarz. Mimo woli obejrzał się na towarzyszy. Robert niemal wkomponował się w drewnianą boazerię ościeżnicy zamkniętych drzwi, a nalana twarz Jakuba perliła się potem w mdłym świetle bijącym od kominka. Żaden nie odezwał się ani słowem. Obydwoje strzelali oczyma na boki. Ciemności zalegające po kątach izby zafalowały. Najwidoczniej ulewa przybierała na sile, a wicher wdzierał się przez nieszczelne okna, burząc spokój i rytm płomieni w palenisku. O parapet dudniły krople deszczu.

O czym ty bredzisz, kobieto? — wypalił bezradnie Dug, wgapiając się w Hermionę z niedowierzaniem. Jak to się mogło wszystko tak popieprzyć?

Oddacie te dokumenty — stwierdziła sucho Hermiona. — Teraz. Albo oskarżę tę pannicę o włamanie, kradzież, umyślne zaprószenie ognia oraz podszywanie się pod osobę stanu szlacheckiego.
Obrazek

Re: [Dolne Miasto] Posiadłości Neherisów

30
Wszystko szło tak bardzo nie tak. Wszystko przybrało zły kierunek już kiedy klapa w podłodze nie została otwarta przed Duga tylko Williama. To był tylko przedsmak, dopiero zaczynało się robić źle! Freeda podskoczyła w górę, na wzmiankę o sukni. Czy ona czytałą jej w myślach? Skąd mogła wiedzieć o jej udziale w tym planie? No oczywiście, ktoś mógł zauważyć, że jednej osoby brakuje (jej) i połączyć dwa z dwoma. Starała sobie przypomnieć, czy widziała Hermionę na balu.
Freede przeszył dreszcz na samą myśl. Może ona myślała, że to Fi byla głową ekipy i przewodziła wszystkiemu, stąd te znaczące spojrzenia? Czy to znaczy, że to ją będzie chciała teraz pogrążyć? Po jeszcze następnym zdaniu, Fi wystrzeliła do przodu, instynktownie łapiąc Duga za ramię i wbijając w jego biceps palce.

– Nie możesz tego zrobić – nieomal krzyknęła – nie ja rozpaliłam ogień, przysięgam! T-to stało się tak nagle. Sama nie wiem kiedy wszystko się paliło, sama ledwo uszłam z życiem. Nie jestem taką osobą, nigdy nie podpaliłabym budynku pełnego ludzi, musisz mi wierzyć, proszę!
Sama nie wiedziała dlaczego tak zareagowała. Może samy myśl, że ktoś mógłby ją posądzać o coś takiego była nie do przyjęcia. Nigdy, ale to nigdy nie zdobyłaby się na taką potworność! Musiała stąd uciekać, zostawić to za sobą i nigdy nie wracać. To był tak zły, tak bardzo zły pomysł!
Rozejrzała się rozpaczliwie dookoła, szukając drogi ucieczki, sama nie będąc pewna tego co zaraz uczyni w niemej panice.
Obrazek
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”