Re: Koszary Straży Miejskiej (Dolne Miasto)

31
Salem jakoś nie promieniał radością z powodu egzystencjalnych przemyśleń swego przełożonego. Patrzył się tylko niemo na Septima jak na... no właśnie... kogo? Oboje przeżyli w ostatnich kilku godzinach tak wiele, że ciężko było im po prostu na powrót się porozumieć jak za dawnych czasów. I nie chodziło tu tylko o barierę mowy. Inkwizytor przeszedł przez emocjonalne piekło, które rozdrapało jego najstarsze rany, kompleksy i żale... czy co tam jeszcze było. Jego umysł był zmęczony... zresztą sam już to zauważył. Był tam gdzie być nie powinien, robił rzeczy, których nie powinien i obcował z demonicznymi bytami w warunkach, które były zgoła odradzane na każdym duchowym seminarium Zakonu. Młodszy Inkwizytor widząc zmęczenie i wycieńczenie psychiczne swego przełożonego oddalił się więc aby pozwolić mu na chwilę wytchnienia. Reszta brygady leżała jak stos z pni w czasie wyrębu lasu i miała równie nietęgie miny. Kto wie? Może nawet, któryś z nich miał ochotę wstać i trzasnąć Inkwizytora w pysk? Nie... byli raczej... rozgoryczeni. Pełni wyrzutów do siebie. Dlaczego dali tak łatwo się podejść? Dlaczego ich przełożony musiał dźwigać całe brzemię? Takie myśli emanowały z ich twarzy. Przynajmniej tych na których malowały się jakiekolwiek zmysły. Starzy i dobrzy towarzysze. Tak... był otoczony wiernymi przyjaciółmi. I w pełni tego świadomy zapadł w błogi i kojący sen.
*** Obudziły go... wstrząsy. Ktoś intensywnie szarpał go za ramię próbując wyrwać go z krainy snów. Przez chwilę zdawało mu się że jak przez mgłę widzi swojego ojca... jednak szybko jego twarz zmieniła się w zaczerwienioną twarz kapitana Ferranta. Nie przerywał on swej czynności dość długo, nie zauważając, iż nieszczęsny Inkwizytor już się wybudził. Dopiero pierwsze jęki i gesty Zakonnika zdały się do neigo dotrzeć gdyż jakby zawstydzony odsunął się. W miarę jak Septimowi wracały zmysły zauważył parę... rzeczy. Kapitan ściskał w dłoniach gruby plik kartek, na twarzy miał sińca zaś lazaret był... pusty. Wszyscy jego ludzie gdzieś zniknęli i tylko jedna dziewka służebna krzątała się po pokoju zamiatając kurze i nucąc jakąś ludową melodię. Jednak nim był w stanie o cokolwiek zapytać Ferrant rzucił plik kart na jego kolana i klnąc siarczyście rzekł.

— Pierdolony burdel w papierach... Gren tu, Gren tam. Pogrzeb Grena... Gren się żeni. No bo opisać skąd do kurwy nędzy przylazł to nigdzie nie raczą. A imię jego żony... o bogowie... gówno dało. Połowa żołnierzy bierze sobie jakąś kurwę obozową na tymczasową żonkę i jak ją zabrzuszą spierdalają z frontu! Co się dzieje z naszą armią na cycki Kri... ekhem. Znaczy.. .chciałem powiedzieć że po nocy poszukiwań nasi dzielni chłopcy... znaczy ci co potrafią czytać... wywnioskowali, że Gren jest na froncie. Chyba... najpewniej... oficjalnie. Chyba, że chodziło o tego karła pół-elfa... ale to mało prawdopodobne.

Strażnik podniósł speszony kartki i podsuwając jedną z nich pod nos dopiero co wybudzonego Inkwizytora dodał.

— To jest chyba ostatni spis członków oddziału... czy coś takiego... sprzed miesiąca. Na tym jeszcze dycha. A papierów o trupie nie dostaliśmy... więc pewnie jest gdzieś na południowym froncie.

Rzeczywiście. Papier był czymś w rodzaju spisu przeprowadzonego być może w celu łatwiejsze identyfikacji dezerterów. Gdzieś w połowie strony widniało nakreślone wprawną ręką słowo "Gren" obok zaś koślawy krzyżyk. Był to dowód równie dobry psie gówno... ale czego można było chcieć więcej szukając najpewniej zwykłego obozowego ciecia? Dalsza cześć raportu była jeszcze bardziej dołująca.

— A co do Lothy... ona nie żyje... no i tak jakby od znajomego się dowiedziałem, że to Pan niby badał jej sprawę w tej karczmie... ekhem... tak... rozumiem, że czarna magia? Czy coś? Dziecko jej pono zabili... i ona zmartwychwstała? Dlatego jej pan szuka? No bo trupa pan nie przesłucha... chyba że macie jakieś swoje metody... nie chce wiedzieć. Znaczy ja nie wiem gdzie szukać żywych trupów jakby się kto pytał...

Kapitan ogólnie zdawał się powoli gubić. Teraz gdy po najpewniej całym dniu prób chaotycznego wykonania wcześniejszych nieopatrznych życzeń Septima miał je zrealizować... czuł chyba... zażenowanie. Zapewne dlatego, że w całej tej "intrydze" która musiała się malować w jego oczadzonym przez Septima łbie wszystko było do góry nogami. Chłop próbował kierować się rozsądkiem ale widocznie mu to nie wychodziło. Przekazał więc Inkwizytorowi to co sam wiedział... i co on Zakonnik też już kiedyś wiedział.

— Tak więc ten... czy chciałaby wasza łaskawość dowiedzieć się czegoś jeszcze? Ja i moi chłopcy jesteśmy do Pana dyspozycji...

W oczach kapitana niemal wypisany był jednak ból i zmęczenie. Chyba w przeciwieństwie do Septima nie zaznał ostatnio snu.
Spoiler:

Re: Koszary Straży Miejskiej (Dolne Miasto)

32
Kolejny przedmiot wyrzucam.
Rozstaję się z kolejną rzeczą.
Mnie takie rzeczy leczą,
że rzeczy oknem lecą,
a ściany pustką świecą.

I sam, z jedną świecą w pokoju,
cienie drżą, płaskie na obrazach ściany.
A tylko mój cień.
A tylko świecy cień.
Kiwam się powoli śpiewając ze świeczką w pokoju

Mniej mam i mniemam, że nie mam ja mienia.
Mnie nie omamia mania mania mniemania
Ja mam imię a nie... nie mienie się mianem
Ja manię mam na "nie" a me imię - Niemanie.

A imię moje Śmierć.
Pierdolony burdel? No nic. I tak dobrze, że cokolwiek znaleźliście. Nieźle — pokiwał głową jeszcze nie do końca wybudzony i otrzeźwiały Inkwizytor. Wszystko było nijakie - pogodzony ze swoim losem wiedział, że nie ma sensu się złościć, a najlepiej doceniać to, co mu jeszcze zostało. Jego Białe Oczy stąd zabrano. I dobrze. Będą bezpieczniejsi z dala od niego. Westchnął spoglądając na kartki, a potem na kapitana Ferranta spojrzeniem pozbawionym wrogości. Była to raczej chłodna kalkulacja.

Słuchaj, kapitanie Ferrancie. Nie chcę histeryzować jak jakaś stara baba, ale raczej dzisiaj widzimy się po raz ostatni. Chujowo, że Lotha nie żyje. Doprawdy, chujowo. Chujowiej, że nie ma Grena. I tak. Czarna magia. Okropna magia. Tak brudna i podła, że aż się rzygać chce — wysłowił się Septim w modzie raczej nie Inkwizytora czy Zakonnika. Nawet jak na rycerza to nie przystało. Rozmawiał jednak jak zwykły mężczyzna z drugim mężczyzną. Na równi, twarzą w twarz. Nie było sensu teraz przejmować się językiem. Sakir widział. I rozumiał. Mężczyzna czasem musi sobie pokurwić. Oczywiście w sensie, w którym Septim nie składał ślubów.

Te dokumenty dostarczysz Młodszemu Inkwizytorowi Salemowi z mojego oddziału. Powiedzcie mi jeszcze, co to za znajomy Wam powiedział o tej czarnej magii, gdzie są moje Białe Oczy i ta kapłanka Osureli. Nariviel. Potem dacie mi dwóch ludzi, żeby zaprowadzili mnie w pewne miejsce. To wszystko. Potem weźcie sobie wolne. Jak ktoś się sprzeciwi, postraszcie mną, Młotem Bożym. Odpierdolą się... A. Jebnijcie też na Grena nakaz przesłuchania, pochwycenia. Coś, żeby go prawnie zaciągnąć do komturii Zakonu — uśmiechnął się delikatnie Inkwizytor, podciągając na łóżku, by dojść do siebie i po raz ostatni wstać. To był jego ostatni sen. Nic mu się jednak nie śniło. Kapitan Ferrant mu się spodobał jako strażnik. Pracowity, oddany raczej służbie, mówiący rzeczowo i bez zbędnego pierdolenia.
Było to trochę smutne. Chciał mieć wizje, może swoją przyszłość gdzieś w zaświatach. Może Annę z dawnych lat. Nie śnił jednak o niczym. Pustka. A co, jeśli to właśnie go czekało? Pustka? Było to przerażające chyba bardziej, niż wizyta w piekle. Tak.

Kapitanie? Nie myśleliście może, żeby wstąpić w szeregi Zakonu Sakira? Nie trzeba przyjmować ślubów, by być w Brygadzie Zakonu. Ludzie ode mnie sobie nie żałowali, a i płaca lepsza. Tylko trzeba biegać też poza miastem, ganiając potwory i wiedźmy. Mogę spisać jakieś pismo polecające — Septim poszukał obok łóżka swojego Młota na Czarownice. Przedłużał rozmowę, bo potrzebował go znaleźć tak szybko, jak to było możliwe. Rozejrzał się, czy ma też wszystko przy sobie - tarczę, noże. W obecnej sytuacji przyda mu się wszystko, zanim rozedrze powietrza błyskawicą.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Koszary Straży Miejskiej (Dolne Miasto)

33
Kapitan nie wyglądał na ani odrobinę bardziej obeznanego w sytuacji po tym jak Septim dość zdawkowym uraczył go zlepkiem słów i pojęć nie wnoszącym żadnego nowego światła do przysłowiowej ciemnej dupy w której znajdował się umysł biednego człowieka. Z jego twarzy dało się odczytać, iż nie jest on prostakiem.. .wręcz przeciwnie. Delikatne spięte mięśnie twarzy sugerowały naprawdę głębokie zamyślenie... ale po prostu nie był on w stanie zrozumieć co tu zaszło. Nie przeżył tego co Septim... nie mógł wiedzieć. Jednak gdy Zakonnik wydał już sprecyzowane polecenia zasalutował i odrzekł pozbywając się resztek zdenerwowania i konfuzji na rzecz formalnego i urzędowego tonu.

— Zrozumiano Panie Inkwizytorze. Natychmiast rozpoczniemy poszukiwania. Zaś co się tyczy dokumentów... ich kopia została już przekazana komuś z miejscowej komturii gdy jacyś dwaj zakonnicy przybyli odebrać pańskich ludzi i tą... elfkę w celu umieszczenia ich na obserwacje w klasztornym lazarecie. Ah! I byłbym zapomniał...

Spomiędzy karty dokumentu wyciągnął niewielki zwój opieczętowany godłem komturii Zakonu w Saran Dun. Wręczył go Inkwizytorowi i z krzywym uśmiechem dodał.

— Sakirowcem? Ja? Nigdy w życiu. Mam żonę i dójkę dzieci na głowie. Wolę już użerać się z pijakami i rzezimieszkami niż istotami, które mogłyby mi poprzestawiać... rzeczy w umyśle. Ten mój znajomy... Argam się nazywa. Pracuje w komturii jako sekretarz. Nie mówi za wiele bo "tajemnica państwowa" i tak dalej... ale czasami opowiada o przedawnionych misjach i naprawdę... to nie na moje nerwy. No i wolę móc wrócić na noc do domu miast szwendać się po całym bożym świecie... bez obrazy oczywiście. A za urlop dziękuje... chętnie skorzystam kiedy już skończy mi się ta zmiana. To... pójdę może załatwić waszmości tych dwóch chłopców.

Następnie opuścił pokój zostawiając Septima samego. Ten rozglądając się za młotem i swoim ekwipunkiem znalazł go upchanego wraz z większością jego klamotów pod łóżkiem. Na pierwszy rzut oka było tam wszystko... aczkolwiek tarcza i niektóre elementy ubioru były przybrudzone. Obok łóżka znalazł też o dziwo kartkę na której pierwej narysował symbol widniejący na czole demonicznej istoty. Jednak tym razem kartka wyglądała inaczej. Symbol został odwrócony zaś poszczególne jego elementy przekształcone. Na dodatek po rozłożeniu go na części poczynał on nabierać znajomych kształtów...
Spoiler:
Prócz samych rysunków znajdowały się na niej także notatki i dopiski nakreślona znajomą ręką Młodszego Inkwizytora Salema. Jedne były skreślone, inne nieczytelne.. być może spowodowane to było efektem zatrucia jednak jeden czy dwa fragmenty był jasne i zrozumiałe.
Część główną symbolu stanowi niezaprzeczalnie symbol człeka zrodzonego z nasiona. Niezbyt popularny ale jednak spotykany symbol kultu Osureli. Wyparty przez symbol niemowlęcia i matczynego serca. Zadatkowe jest spłaszczenie głowy i obrócenie nasiona jednak zmiany te są na tyle nieznaczne, że można je....
...sierpy, ramiona... co to może być? Rozczłonkowanie tego na pomniejsze lamenty nic nie daje. Zakładam, że mogły to być symbole Kariil... ale nie potrafię przypisać ich tak naprawdę do żadnego kultu. Możliwe, że nie powinienem ich obracać? Wtedy uzyskujemy kształt uniesionych w błagalnym gęsie ramion... więc czemu w takim razie człowiek zwrócony jest głową do dołu?
Reszta była chaotycznymi notatkami. Był to zapewne rozpaczliwy przejaw próby pomocy swemu przełożonemu w swej dość podłej kondycji. Szlachetny... ale mało dający. Pozostał jeszcze list komturii który otrzymał od kapitana. Ten był z kolei konkretny... jednak nie w tym sposobie na jakim Septim mógłby liczyć.
Komtur Von Ortenberg, Zwierzchnik Szesnastej Komturia Zakonu Sakira ulokowana z łaski pana naszego w Saran Dun do Szanownego Królewskiego Mistrza Inkwizytora Septima Menethila.

Ze względu na niepokojące wieści jakie doszły naszych uszu ostatnimi czasy na temat tragicznych zdarzeń jakie miały miejsce w trakcie śledztwa, które Panu przydzielono oznajmiamy co następuje. Ze względu na niepotrzebne koszta jakie poniosła komturia, zszarganie dobrego imienia Zakonu jak również rozprowadzanie niepokojących plotek Brygada Dochodzeniowa pod pana dowództwem zostaje zawieszona na czas nieokreślony. Zaś sam Pan Septim jest do odwołania zwolniony z pełnionych przez siebie czynności jak również i śledztwa które prowadził. Uprasza się go również o nieopuszczanie murów miasta i stawianie się na każde wezwanie komturii. W razie niestosowania się do powyższych instrukcji należy spodziewać się surowej reprymendy. Liczymy jednak na owocną i obustronną współprace.
Z listu wynikało jasno jedno. Miejscowa komturia zdecydowanie nie przepadała za Septimem. Widać jedna czy dwie osoby usłyszały lub powiedziały komuś za wiele i do pospólstwa przeniknęły nieporządne wiadomości... zaś co do kosztów nie trudno było się domyśleć o co chodziło. Kuracja całego oddziału zdecydowanie nie będzie tania. Tak więc Inkwizytor nie dość, że stracił ludzi to jeszcze musiał się zastanowić nad tym, czy kontynuowanie śledztwa nie narazi... a nawet nie zakończy jego kariery.
Spoiler:

Re: Koszary Straży Miejskiej (Dolne Miasto)

34
Wstał bez chęci. Jakby odruchowo wiedząc, co musi robić. Zakładając ubrania, które nosił latami, zakładał także doświadczenie, które zdobył. Pamiętał w jaki sposób zawsze rękawy szorstko ocierają jego ręce, gdy je wkłada. Pamiętał, jak poprawić kołnierz, by dobrze leżał pod pancerzem i nie uwierał, zbyt mocno przywierając do ciała. Zakładając ubrania, które nosił latami, zakładał także samego siebie - tym bowiem był. Inkwizytorem. Lata odcisnęły pięto na jego ubraniu, tak jak na nim samym. Ubrudzony materią nie zważał na to. Ubierając zabrudzone ubrania, zakładał samego siebie. Ubrudzonego. Każda plama. Każda łata i zatarcie odzwierciedlało jego samego - jego plamy, łaty i zatarcia. Bez słowa wpatrywał się w ścianę. Pełen determinacji. Czuł nawet dziwną determinację, która bliska była załamaniu - gdyby miał przemówić, to głos właśnie by mu się załamał. Gdyby wiedział, że będzie sam, zapłakałby kilkoma łzami. Czy to smutku, żalu? Czy to radości, pogodzenia się z losem? Zapłakałby. Septim Menethil. Młot Boży.

Spoglądał grubymi, zmęczonymi palcami na kartki. Salem. Uśmiechnął się mimowolnie. Coś zabolało go pod mostkiem. Chciałby kiedyś zobaczyć, jak Salem staje się pełnoprawnym Inkwizytorem. Jak odwiedza go w gabinecie, gdy Septim będzie już zbyt stary, by ganiać po uroczyskach i śledztwach. Septim chciałby żyć chociażby po to, by zobaczyć, jakim mężczyzną będzie Salem, gdy przywdzieje brązową księgę na srebrnym łańcuchu.

Nałożył swój kapelusz, który z daleka zwiastował zgubę tym, co niezgodni z Zakonem Sakira. Chciał umrzeć jako on, on sam. Będzie szedł ku śmierci krzycząc z daleka - Jam jest Septim Menethil. Młot Boży. Koszula drażniła go w skórę, nie wiedząc czemu. Podwijając rękaw ujrzał burzę włosów, które stanęły dęba. Oddychał też ciężej. Bał się. Zadziwiająco, nie czuł wstydu z tego powodu.
Człowiek odważnym być może tylko wtedy, gdy się boi, a jego serce zżera strach. Oglądając kartki zastanowił się nad symboliką nasienia. Dziecko wychodzące z matki. Jaki odłam kultu Osureli interpretowałby te nauki jako zabijanie dzieci? Spoglądając na symbol, widział kobiece łono i wychodzącego z niego noworodka. Co więc skłaniało tych... ludzi? Być może i ludzi... do zabijania niemowląt? Tyle pytań, zagadek. Nie dla mnie jednak do rozwiązania.
Spoiler:
Przywdział i pancerz. Pochował sztylety. Zarzucił tarczę. W ręce chwycił Młot na Czarownice, spoglądając na kruszec. Nie potrafił się z nim rozstać i oddać go Salemowi. Młot był z nim zbyt długo. Zaprowadził go na samą górę Inkwizytorów. Zaprowadzi go też do grobu, ku dołowi. Przeczytał i list. Beznamiętnie prychnął i pokręcił głową, zostawiając list tam, gdzie go znalazł. Gotowy czekał na łóżku, siedząc ze skrzyżowanymi nogami na swoich przewodników. Gdy zaś przyjdą, będzie gotów. I pójdzie. Pójdzie. Będzie szedł tak długo, jak będzie trzeba. I dotrze. Dotrze na miejsce, gdzie czekał go epilog.
Zwykł być Rodowitym Sępem, Chciwym ścierwem zachodu, Niehonorową plagą zdrady, Zdrajcą narodów, Szacunek monetą wyrabiającym, Niemiłym wszelkim cnotom, Zniesławionym imieniem, Parszywym Kłamcą, Jadowitym Mówcą i Obrazą dla domeny króla
Obrazek

Re: Koszary Straży Miejskiej (Dolne Miasto)

35
Nie czekał długo. Wręcz przeciwnie. Czas przepłynął mu przez palce w czasie zakładania rynsztunku i nim się obejrzał do niewielkiego lazaretu weszła dwójka strażników. Jeden spasiony ponad miarę i ledwo mieszczący się w skórzanym pancerzu, w którym zmieściłoby się najpewniej dwóch albo i trzech wychudzonych elfich uchodźców. Drugi za to albo ostatnimi czasy poważeni chorował na ospę, albo urodził się z naprawdę szpetną mordą. Jednak mimo swych... niezbyt dogodnych predyspozycji w oczach obu migotała pewna swoboda. Takoż ich pancerze były schludne, a broń i rynsztunek mięli założony porządnie, a nie jak typowy strażnik ze slumsów -na odpierdol. Widać kapitan ściągnął strażników z innego posterunku albo czekali tu od samego początku.

Szpetny osobnik wysunął się przed spaślaka zasłaniając go jednak jeno częściowo i rzekł szczerząc zadziwiająco dobrze zadbane zęby.

— Gdzie Pan Inkwizytor życzy się udać?

Po krótkim pytaniu i przy ogólnym zdziwieniu dwójki strażników, którym najwyraźniej rzeknięto wcześniej co innego, cała trójka ruszyła ku Górnemu Miastu, w którym jak się okazało znajdował się ów"Kwiecisty Raj" do którego został zaproszony.
Spoiler:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”