Wielki Pałac

16
Zatem przetrwał, chyba że coś jeszcze się skomplikuje. Jeszcze na koniec powiedział do króla życzliwie podczas kolejnego ostatniego już ukłonu. - Nie, to ja dziękuję wasza wysokość. -
Król zdawał się być dobrym królem choć czasy jak zawsze podłe. Septo jeszcze na koniec ukłonił się odchodząc wraz z gońcem kiedy Hermiona poinformowała go o tym że odchodzi sprawiło to że postanowił jeszcze się zatrzymać i ukłonić mówiąc do niej szczerze.
- Do zobaczenia, dziękuję że mi pomogłaś. -
I ruszył dalej, co miał zrobić goniec gonił. Też jak się rozmyśli to lepiej aby było mniej strażników obok niego.



Dotarł wraz z gońcem króla dotarli do czegoś co bardziej przypominało kaplicę niżeli komnatę. Liczne zdobienia wskazywały jak najbardziej na Kariilę, w wnętrzu znajdowała się najpewniej lady Felleux. I tak goniec wydał ich obecność odejściem i zamknięciem drzwi. Septo przez chwilkę się zastanowił jak postępować i ostatecznie wypalił na żywioł skłaniając się ku niej niczym królowi.
- Lady Magno Felleux, jestem Septo Neheris. Przybyłem z rozkazu króla. Najpewniej z powodu mojej historii jak i tego co się z tym wiąże, jak i mojej chęci pomocy w walce z plagą, dlatego też postaram się to wytłumaczyć. Jednak zastosuję wersję skróconą, choć może być chaotyczna. W pierwszych dniach plagi, gdy ją napotkałem postanowiłem odprawić rytuał którym spróbował bym ją jakoś odczynić, przepędzić, odstraszyć, albo chociaż zwrócić uwagę Kaiili, czy też ją jakoś ukoić jeśli to jej sprawka. W moich poczynaniach utwierdziło mnie przekonanie że jeśli już nawet wiwerna spada mi prawie na głowę to coś jest na rzeczy. Że powinienem coś zrobić. Stworzyłem wówczas krąg mający na celu wzmocnić mą magię i przeprowadziłem improwizowany rytuał, krąg stworzyłem z wody, krwi, jadu wiwerny i strzał. Opierając całość na swojej wiedzy. Ostatecznie uruchamiając całość pewnym przedmiotem który trafił mi w ręce, śpiewając przy tym prastarą pieśń do Kariili. Efekt był inny niż się spodziewałem. Nic nie zrobiłem pladze a wiwerna która była jeszcze przed rytuałem była w pełni żywa. I właśnie wydaje mi się że o nią chodzi -
Odetchnął trochę i widział że kompletnie mu to nie idzie.
- Więc chodzi o to że klątwa na ten Wiwernie jest zatrzymana. Czekaj spróbuję inaczej.
Zamilkł na chwilę i nagle wypalił spoglądając jej w twarz.
- Magno, czy wierzysz w przeznaczenie? Jeśli odpowiesz że nie nie zdziwię się jeszcze dwa dni temu odpowiedział bym podobnie. Jednak to co dzieje się dookoła mnie sprawiło że nie mogę udawać że to się nie dzieje. Najpierw niczym przepowiednia otrzymałem przedmioty które były w większości powiązane z Wiwernami. Następnie gdy oddaliłem się poza miasto to prawie takowa spadła mi na głowę. Uznałem że coś chce abym coś zrobił, postanowiłem więc spróbować. Przeprowadziłem wówczas ten rytuał. I udał się w pokrętny sposób. Myślałem że to koniec w końcu klątwa istniała. I przeznaczenie znów się o mnie upomniało. Jego losy sprowadziły mnie pod podnóże góry Erial gdzie znalazłem armię nieumarłych zbudowaną najpewniej z ofiar plagi. Dlatego przybyłem poinformowałem Króla. Ale ja naprawdę nie wiem już jak to wszystko pojmować... Co mam robić... Czuję tylko że powinienem jakoś pomóc z plagą ale nie wiem jak... -
I Septo znów zwątpił. Przestając mówić cóż wyglądało na to że też był tylko człowiekiem. Przed królem na szczęście jakoś poszło, jednak na dłuższą metę ciężko aby paranoik był pewny siebie. Szczególnie że miał wrażenie że coś musi zrobić ale nie miał pierdzielonego pojęcia co.
Obrazek

Wielki Pałac

17
Wiele przeszedłeś — stwierdziła, jakby w jednej chwili, jednym spojrzeniem wniknęła w duszę Septo i odczytała jego przeszłość. — Widziałabym to i bez opowieści. Widzę to w twoich zmęczonych oczach — dodała robiąc kilka kroków naprzód.
Magna chwyciła delikatnie prawy nadgarstek Septo. Otworzyła jego dłonie i przejechała po nich opuszkami palców. Od kapłanki roztaczała się intensywna woń ziół.
Przeznaczenie jest niczym wiatr niosący liść. Determinuje jego drogę, decyduje o miejscu jego upadku. Śmiertelnicy, a nawet Bogowie, nie unikną ścieżek losu — mówiła, wodząc wciąż palcami po dłoni Neherisa. — Przeznaczenie jest czymś... ponad wszystkim. Niepoznane, zapisane na kartach wszechrzeczy, których nawet bóstwa nie mogą odkryć. Nie można go oszukać, nie można go zmienić. Można jedynie podążać za jego wodzącymi niciami. To dzięki niemu tutaj jesteś.
Czułe ręce lady Felleux puściły zahartowaną przez lata dłoń Neherisa. Kapłanka milczała krótką chwilę, głęboko spoglądając wiernemu w oczy.
Moje siostry i bracia zakonni dzień i noc wznoszą modły do Kariili, prosząc o opatrzność i ochronę przed nadciągającą tragedią — powiedziała po przerwie, odrywając wzrok od Septo i robiąc krótką przechadzkę po kaplicy, wodząc spojrzeniem po barwnych freskach. — Modlitwy nie są zaklęciami rzucanymi przez czarowników. Kiedy życzenie maga przynosi natychmiastowe spełnienie, intencje służebników boskich są jedynie pragnieniem rzucanym w eter. Czemu więc służy modlitwa, wielu może zapytać. Po co wkładać wysiłek w coś, co nie musi przynosić efektu? Odpowiedzią jest wiara sama w sobie. Im silniejsza, tym głośniej rozbrzmiewa. Im trwalsza, tym chętniej będzie wysłuchana. Wiara umacnia ducha, umysł, siłę woli, zmienia postrzeganie otaczającego świata, definiuje nas w oczach bogów. Tylko najbardziej oddani zostaną wysłuchani. A jaka jest twoja wiara, Septo Neherisie? Czym mogłeś zasłużyć na uwagę Pani Obfitości? Bogowie obdarzają swoją łaską jedynie najbardziej oddanych lub... wybrańców.
Nagły przeciąg zagwizdał pod wrotami do kaplicy i w szczelinach okiennic. Orzeźwiające powietrze rozgoniło na krótką chwilę zapach wonnych ziół. Zgasło kilka świec. Lady Felleux podeszła by je ponownie zapalić, gdy te nagle ponownie rozbłysnęły ogniem, zupełnie samoistnie. Nagła jasność ogarnęła pomieszczenie. Nie biła ona od żadnego z płomyków. To metalowy posążek stojący na ołtarzu jaśniał białą, oślepiającą aurą.
Ze światłości wyłoniła się mała dziewczynka, o długich do kolan jasnych włosach, pomiędzy które wplecione były kłosy zbóż niby ze szczerego złota. Jej twarz zdobiły liczne piegi i dwa różowe rumieńce. Ubrana była w prostą, płócienną tunikę. Stopy miała bose i ubrudzone w błocie.
Magna Felleux upadła na kolana, składając ręce na sercu. Dziewczynka podeszła do kobiety i położyła jej dłonie na głowie.
Matko przenajświętsza... — lamentowała posłanniczka przeoryszy ze łzami w oczach.
Kolejno dziewczynka podeszła do Septo, mierząc go wzrokiem. Jej błękitne jak niebo oczy były mądre i błyskotliwe. Sugerowały że pod powłoką wiejskiego dziecka kryje się coś więcej, znacznie, znacznie więcej.
A więc szukasz przeznaczenia, ty którego zwą Septo Neheris.
Słowa nie pochodziły z gardzieli tej młodej osóbki, choć używała ust, by je z siebie wydobyć. Rozbrzmiewały zewsząd dookoła, a jednocześnie jakby z wnętrza umysłu Septo. Nie był to głos dziecka. Nie był to nawet głos dorosłej osoby. Do niczego niepodobny tembr i język, którego Septo czuł, że nie powinien rozumieć, a jednak znał znaczenie każdego słowa.
Nasze ścieżki splatają się więc w tym oto momencie. Pytaj.

Wielki Pałac

18
Septo nie wiedząc co czynić powinien pozwolił Meganie ująć jego nadgarstek jak i otworzyć jego dłoń. Nie opierając się w żaden sposób. Czasem musiał zaufać słuchał jednak uważnie, czując i od niej zapach ziół. Początkowo mówiąc o samym przeznaczeniu. Septo zgadywał że nigdy nie pojmie działania tej nieuchronnej siły. Jednak najbardziej go zadziwiły słowa które świadczyły o tym że nawet bóstwa nie mogą go odkryć. Czy oszukać. Znaczyło to że to co za nim podążało było jeszcze bardziej zawiłe niż myślał. Było czymś czego na pewno nigdy nie pojmie. Zdał sobie sprawę że pytanie o przeznaczenie mijało się z celem. Mógł jedynie próbować podążać po nici której i tak nie uniknie sprawiło to jednak że poczuł ulgę. W końcu znaczyło to że nie mógł nic zepsuć. A przynajmniej na to wychodziło.
Gdy puściła jego dłoń Septo nadal był bardzo skupiony na Meganie, która tłumaczyła że wiara to nie magia, polegała ona na wierze że coś się stanie, jednak tylko tym. Brakowało w tym Septo jakiegoś czynu, czegoś co pokazywało nie tyle moc co oddanie. Milczał jednak słuchając, pamiętał w końcu że Kariili składało się ofiary z plonów. Był to jakiś czyn. Słyszał że czasem zdarzało się iż był odwzajemniony, ale czy to było prawdą? Sam gdyby nie seria przypadków wątpił by. Czy jednak wiara istnieje tylko po to aby wierzyć. Tego akurat nie rozumiał, może był małej albo dziwnej wiary. Wierzył w końcu w istnienie bogów, jednak nie liczył na to że mu pomogą, liczył się jedynie z tym że kiedyś ich losy się przetną. I wydawało mu się że Kariila mogła już być w takiej sytuacji. Powoli jednak Megana zaczęła zadawać mu pytania, były bardzo trudne.
- Nie wiem jaka jest moja wiara, zapewne jest pełna wątpliwości i domyślań. - Odpowiedział szczerze samemu zdając sobie sprawę że jego paranoja robiła swoje. W końcu często niepotrzebnie próbował zrozumieć coś czego nie dało się zrozumieć, szukać ładu w chaosie.
- Nie mam pojęcia czym mógł bym zasłużyć. Sam bym siebie nie uznał za godnego. - Znów powiedział szczerze.

Wówczas coś się wydarzyło, podmuch wiatru, tak obcy a i tak skądś znajomy, zgasł on ale i zaświecił świece. Septo miał wrażenie że coś się dzieje, podsycony paranoją zaczął szeptać . - "Agnoscis quid suus 'sinistram" - Aktywując zaklęcie w razie gdyby coś miało po niego przyjść. Gdy nagle ukazała się dziewczyna ubrana w prostą tunikę. O jasnych włosach do kolan przyozdobiona piegami i rumieńcem. Jej przybycie niby wiatrem od razu przypomniało mu Thoma który też jakoś podobnie mu się przemieścił. Poczuł straszliwą pokusę aby przyjrzeć się jej dokładniej. Bał się jednak. W końcu jeśli to była Kariila to... Raczej jednak nie słynęła z mściwości, sprawiło to że spróbował się jej przyjeżdżać. Usłyszeć dokładniej czy nawet wyczuć bardziej subtelnymi mistycznymi metodami. Septo jednak starał się spostrzec istotę która przybyła, jak najdokładniej ocenić kto właściwie przybył. Megana po dotyku dłoni dziewczynki dosłownie popłakała się nazywając ją matką przenajświętszą. Septo czuł jak serce mu przyśpieszyło jak by zaraz miał stanąć do walki. Ale czy ta dziewczynka była wrogiem? Miał przeczucie że nie. Dlatego też starał się nie sprowokować dziewczynki. Jedynie zrozumieć. Sprawiło to że jednak odpowiedział na jej pytanie. Jakby chciał kupić sobie czas.
- Szukam go ponieważ wydaje mi się że ono szuka mnie. Jakby czegoś chciało. -
Wywalił frazesem jak by miała go zrozumieć. Sam nie wiedział, może jeśli to naprawdę Kariila to go zrozumie? Choć jej głos brzmiał niczym echo dochodzące zewsząd niczym iluzja. Powoli był coraz bardziej zmieszany. Ostatecznie jednak zdał sobie sprawę że to najpewniej ona sprawiło to że gdy drugi raz coś powiedziała uklęk spuszczając wzrok. I powiedział.
- Kariilo, nurtuje mnie mnóstwo pytań ale najważniejsze to jak zażegnać klątwy godzące w twe domeny, choćby tą która zagraża stolicy, czy to ja muszę coś z tym zrobić. Czy naprawdę masz dla mnie jakieś zadanie. Czy ja zwykły śmiertelnik będę wstanie coś zrobić. Czy ja już całkiem oszalałem? -
Zapytał ją wprost, paranoikowi w końcu zdawało się że to Kariila coś od niego chce. A że on niepokorny sługa nie rozumie jej przykazań, błądzi po omacku. Choć słowa Megany nieco go w tym wszystkim o przeznaczeniu mieszały mu dodatkowo w głowie. W głowie kręciło mu się jak dziecku od mnóstwa pytań. Wydawało mu się jednak że niemożliwym jest odpowiedzieć na wszystkie pytania, dlatego że jedna odpowiedz potrafi stworzyć jeszcze więcej pytań. A jeśli los był do tego nieprzewidywalny? Wówczas nawet i ona nie była by w stanie odpowiedzieć na jego pytania.
Obrazek

Wielki Pałac

19
Wiele w tobie przestrachu i zwątpienia — mówiła dalej dziewczynka, początkowo unikając odpowiedzi na pytania Septo. — Więcej wiary, moje drogie dziecko, czyż nie widzisz na oczy, czyż nie czujesz? — zapytała i wyciągnęła ku Neherisowi dłoń, którą dotknęła jego czoła.
Łucznikowi rozjaśniał nagle umysł, wypełnił się tysiącami żywych obrazów, począwszy od dzieciństwa, przez młodzieńcze lata, po czasy wojny, włóczęgi i niedawne zdarzenia. Później pojawiły się inne obrazy, zupełnie obce. Widział żyzne pola i dorodne sady. Widział gromady beztroskich dzieci, obficie zastawione stoły. Widział szczęścia i nieszczęścia nieznajomych rodzin, których życia płynęły z pokolenia na pokolenie. Wszystko działo się tak szybko i tak intensywnie, że nie był w stanie nadążać za szczegółami obrazów, które widział. Kiedy skupił się znów na otoczeniu, dziewczynka siedziała po chłopsku tuż przed nim. Biła od niej przedziwna siła, tak mocna, że mieszała w zmysłach. Wtedy też doznał uczucia, że to co widzi nie może być magią, nie może być żadną iluzoryczną sztuczką. Było w tym coś nadnaturalnego, coś boskiego.
Bogowie nienawykli ingerować w świat śmiertelników — kontynuowała dziewczynka. — Lecz gdy godzi się w ich domenę, gdy bezcześci się ich dobre imię, drogą wyjątku naginają swe prawo.
Dziecko wyciągnęło z włosów złoty kłos pszenicy. Włożyło go w dłonie uniżonego Septo.
Wykaż się wiarą i determinacją. Nie powątpiewaj w słuszność swoich czynów. Nie uciekaj przed przeszłością. Staw czoła temu, czego najbardziej się obawiasz. W swojej dłoni trzymasz przyszłość. Cząstkę nieodmiennego i nieuchronnego losu, którego oboje jesteśmy częścią. Który wiąże to, co teraz i to, co nastanie.
Dziewczynka powstała i podeszła z powrotem do ołtarza. Wskoczyła nań zwinnie i spojrzała po kaplicy. Po kilku chwilach wszystkie świece w pomieszczeniu zgasły i rozpaliły się na nowo. Dziecka już nie było, a w miejscu, gdzie przed mrugnięciem oczu jeszcze siedziało, z powrotem znajdował się metalowy posążek.

Wielki Pałac

20
Zaiste musiał przejrzeć na oczy aby zrozumieć że to naprawdę bogini pojawiła się przed nim. Wizje które na niego sprowadziła były z jednej strony tak realne a z drugiej strony było ich tak wiele aż nie był w stanie ich pojąć zrozumieć. Poczuł boski dotyk Bogini. Teraz już wierzył co sprawiło że odpowiedział nadal nieco zamroczony.
- Masz rację Czuję. -
Kolejne jej słowa tyczyły się tego o co pytał. Wyglądało przy tym na to że jednak dobrze zrobił, co sprawiało że czuł swoistą ulgę. Jednak następnie Septo otrzymał kłos. Złoty kłos z jej włosów. Słysząc swoisty przykaz, teraz już rozumiał. A przynajmniej mu się wydawało że rozumiał. Trzymał w swej dłoni w końcu przyszłość. Zapewne nie tylko swoją. Choć gdy usłyszał o ich losie zrozumiał że Bogini płodności dała również coś z siebie, ryzykując. Dając mu siłę do walki z swym największym strachem. Kiedyś pomyślał by że do walki z śmiercią. Ale teraz już wiedział że przybył tu mimo możliwości śmierci.
- Dziękuję moja Bogini. -
I tak zdał sobie sprawę że nie był zbyt rozmowny, wyszedł prawie jak ta druga, z kilkoma słowami jak przyszło co do czego. Septo teraz jednak miał pewność. Bogini płodności wybrała jego do walki z tą plagą. powierzając mu złoty kłos. Wzrok Septo po zniknięciu Bogini skupił się na kłosie. Septo zdawał sobie sprawę że to zapewne coś czego nie zrozumie. Mimo to próbował przyjrzeć się przedmiotowi. Choć wiedział że ten przedmiot może być i zgubą. Tak znów odezwała się w nim paranoja. Otrzymał prawdziwy skarb. A zapewne znajdzie się wielu którzy bez wiedzy o bogini uznali by że warto było by go przygarnąć. Sprawiło to że nagle nadal klęcząc powiedział do towarzyszącej Magny.
- Magno, muszę prosić cię o przysługę. Nie mów że coś dostałem. Obawiam się że mógł bym stać się z tego powodu celem. Chyba lepiej abym był na razie tylko głupkiem który wierzy.
Powiedział szczerze jak by to była najoczywistsza rzecz na świecie. Drugą kwestią było to że musiał zrozumieć jak działa ten złoty kłos. Zgadywał że potrafi on jakoś walczyć z plagą czy też innymi herezjami wymierzonymi w Kariilę, choć możliwe że nawet i posiada cząstkę jej boskiej mocy. Co było zdecydowanie przerażającą perspektywą. Jednak wyciągała go z włosów, wątpił aby był on zwykłą ozdóbką. Jednak zdecydowanie musiał zrozumieć jak działa.
Obrazek

Wielki Pałac

21
Przyglądając się otrzymanemu przedmiotowi, Septo nie był w stanie zrozumieć ani samodzielnie wykoncypować, do czego można go użyć. Nie emanował żadną magią, nie miał szczególnych zewnętrznych cech, poza mieniącą barwą szczerego złota. Kłos był bardzo delikatny i zdawało się, że wystarczy jeden zły ruch, by go poważnie uszkodzić. Już wtedy Septo mógł stwierdzić, że jedynym sposobem na zrobienie z niego użytku będzie zwrócenie się do osoby kompetentnej, oddanej kultowi bogini płodności.
Zostałeś namaszczony przez samą Kariilę — stwierdziła Magna, powstając i ocierając z twarzy perłowe łzy. — Stałeś się boskim pomazańcem, wybranym spośród śmiertelnych. Czy zdajesz sobie sprawę, jaki to wielki zaszczyt i chwała? Ten dar może nam pomóc w opanowaniu klątwy. — Magna zbliżyła się do Septo, spojrzała na złoty kłos. Jej oczy błyszczały od łez. — Rozumiem potrzebę dyskrecji, lecz... o tym, co się tu wydarzyło muszą usłyszeć głowy Zakonu Kariili. To sprawa zbyt ważna, tutaj ważą się losy Królestwa, Septo Neherisie. Powinniśmy czym prędzej przystąpić do badań duchowych i magicznych.

Wielki Pałac

22
Kos zdawał się być dla niego kompletnie niezrozumiały. Prawdą było wiec że musiał go zrozumieć. Właściwie wiele musiał jeszcze zrozumieć. Chwilowo jednak widział jak Magna była dosłownie rozpłakana. Sprawiło to że chciał ją jakoś uspokoić. Ale nie miał żadnego sensownego sposobu co skończyło się dziwnie.
- Magno, zdaję sobie sprawę że to wielki zaszczyt i pewne obowiązki których nie jestem w stanie pojąć. Ale postaram się je wypełnić najlepiej jak potrafię. Masz rację że o tym wydarzeniu można powiedzieć o tym że zostałem pomazańcem ale gdyby wróg dowiedział się o istnieniu tego reliktu... Sama rozumiesz, moja śmierć za pewne nie oznaczała by katastrofy ale gdyby ten kłos wpadł w niepowołane ręce. -
Powiedział poważnie, nie miał pojęcia jak jego słowa zadziałają na Maganę. Właściwie to nigdy nie zastawiał się jak działa zakon Bogini obfitości. Miał on swoje struktury ale jak to działa nie miał pojęcia. Jednak odpowiedział następnie szczerze.
- Tak powinniśmy zbadać czy zrozumieć jak działa ten kłos i nauczyć się z niego korzystać. -
Podsumowując zgodził się zdać na jej decyzje w końcu ufał jej, Bogini jej zaufała więc i on jej ufał. Była to dziwna zależność ale tak była osobą poza jego paranoją.
Obrazek

Wielki Pałac

23
Choć już na zewnątrz zmierzchało, niemal od razu przystąpiono do pracy nad tajemniczym artefaktem podarowanym Septo przez Kariilę. Zbudzono urzędujących w mieście Kariilinów. Zorganizowano specjalne walne zebranie, w samym środku nocy. Artefakt schowano wtedy do przezroczystej, magicznej tuby, która miała stanowić najbezpieczniejsze miejsce jego przechowania. Szeroko zakrojone studia nad Złotym Kłosem rozpoczęły się już następnego dnia, a Septo był kimś więcej, niż tylko mile widzianym gościem wśród uczonych kapłanów i kapłanek kultu Kariili. Wśród wtajemniczonych w objawienie w Saran Dun, panowało przeświadczenie, iż jest on boskim wybrańcem, pobłogosławionym przez Panią Obfitości. Obdarzono go największym szacunkiem i gościnnością. Pochylano głowy przed jego obliczem, niektórzy, ci bardziej odważni i bezpośredni, prosili o chwilę rozmowy lub o uściśnięcie dłoni. Przytrafił się nawet jeden zagorzały kapłan, który uklęknął przed Neherisem, składając dłonie jak do modły i prosił o wstawiennictwo u bogini. Z opowieści Septo wiedział również, że i lady Magna stała się obiektem westchnień wiernych, podobnie jak on sam. Kaplica Kariili w Saran Dun stała się tedy najświętszym obecnie miejscem kultu Bogini Macierzyństwa. Organizowano doń liczne pielgrzymki, a figurkę na ołtarzu zakryto pod szklanym kloszem, by wścibscy wierni, szczególni ci niższego stanu, nie pozwalali sobie na zbytnią natrętność i by zapobiec zbezczeszczeniu relikwii.
I tak mijały kolejne miesiące, podczas których podejmowano dziesiątki badań mających na celu rozpoznać Złoty Kłos Kariili. Miesiące, które minęły niezwykle szybko. Był to czas, kiedy Septo nie mając wobec nikogo zobowiązań, poza Gildią Bandytów, która przez cały ten czas nie nawiązała z nim kontaktu, miał czas na realizowanie się w najróżniejszych dziedzinach.

Rok 91
Dzień równonocy wiosennej

Minął przeszło rok od pamiętnego objawienia Kariili w kaplicy pod Wielkim Pałacem. Ze wszystkich stron świata do Saran Dun, serca Keronu, docierały najróżniejsze wieści. Głośno było o wielkiej Świętej Wojnie Zakonu Sakira i buntowniczego Nowego Hollar. Mówiono też o upadku Ujścia, o stabilizującej się sytuacji na Zachodzie, o pokoju w Oros i tajemniczej przepowiedni, która szczególnie odbiła się echem pośród kapłańskiego świata, z którym Septo ostatnio miał dość po drodze. Działo się tyle, że trudno było spamiętać wszystkie wydarzenia, nie mówiąc już o wymierzeniu swojej własnej opinii. Świat się zmieniał, dynamicznie i nieustannie, widać to było jak na dłoni.
Kilka dni wcześniej Septo Neheris otrzymał od dostojników kapłańskich specjalne zaproszenie. Dotyczyło ono uroczystej uczty, jaką organizowała sama Przeorysza Klasztoru Kariilinów, lady Tylda Fraise z Meriandos. Szczególnym gościem miała być Matka Valeria, najwyższa kapłanka i przełożona Przytułku Kariili w dolnym mieście. Wśród gości brakowało natomiast lady Magny Felleux, która tydzień temu wyruszyła wraz braćmi i siostrami Kariilinami oraz rycerzami Zakonu Sakira poszukiwać źródła dręczącej Keron klątwy, by zażegnać ją raz na zawsze, dzięki opracowanemu rytuałowi wykorzystującemu Złoty Kłos Bogini Obfitości.
Dziesięciu dostojników kościoła Kariili oraz Septo we własnej osobie dosiadali teraz okrągłego stołu w wystawnej sali królewskiego pałacu. Zastawa była w pełni porcelanowa, sztućce zaś wykonane ze srebra i złota, ponoć pochodzące z gablotki samego Króla Aidana, który ufundował rzeczoną ucztę. Najpierw podano przystawki, słodkie konfitury i sery. Później przyszła pora na pierwsze danie - biały barszcz na zakwasie wedle specjalnego lokalnego przepisu, a potem marynowaną w ziołach świńską pieczeń. Słabe acz smakowite białe i czerwone wino lało się kielichami, co chwile podmieniano garnce na nowe i pełne. Nie szczędzono sobie niczego, wszakże uczcie patronować miała Bogini Obfitości, do której przed posiłkiem wzniesiono najszczersze modlitwy o pomyślność i dziękczynienie. Niektórzy mogliby protestować z powodu wyprawiania tak wystawnego przyjęcia, kiedy reszta miasta głodowała. Większość zebranych jednak milczała w sprawie obfitości jedzenia i ograniczyli się do cichych podszeptywań, choć Matce Valerii widocznie cisnęły się na usta dosadne słowa, które z taktu i grzeczności chowała za poczerwieniałymi policzkami.
Jeżeli to możliwe, prosiłabym o zachowanie resztek i wysłanie do mojego sierocińca — zaczepiła uprzejmie jednego z służących, kiedy akurat kiedy uzupełniał kielich Septo.
Moi drodzy, wznieśmy toast za tych, którzy porwali się na tę niebezpieczną i heroiczną wyprawę w samo serce zjadliwej plagi — podjęła przeorysza Tylda, powstając i unosząc kielich. — Niechaj matczyne ramiona panienki Kariili mają ich w opiece — dodała i pociągnęła łyk.
W ślad za kobietą powstali wszyscy poza starą Matką Valerią, która nieznacznie uniosła swój puchar i zanurzyła w nim wargi, jakby od niechcenia.

***
Uważam że to doprawdy niestosowne, by kapłaństwo odznaczało się taką rozpustą, szczególnie w obecnych czasach — zagaiła Valeria do Septo, kiedy ten akurat był na uboczu. — Ufam że nikomu nie rozpowiesz obiekcji starej Valerii co do mych sióstr i braci. Musiałam to wyrzucić z siebie, tak to we mnie się gotowało — dodała, kiwając bezradnie głową na boki. — Obfitość, obfitość... a gdzie cnota? — lamentowała cicho.
Ucztujący zajęci byli rozmowami w niewielkich grupkach. Służący co rusz podchodzili do każdej z nich, serwując drobne przekąski i wymieniając puchary z napitkami. Pod oknem sali siedział pstrokato ubrany bard, w kapeluszu zwieńczonym piórkiem i przygrywał na lutni spokojną melodię. Ktoś wznosił kolejny toast. Niektórzy kapłani, sądząc po twarzach i ruchach, byli już lekko podpici, nie wliczając w to jednak przeoryszy Tyldy Fraise, która trzymała się twardo na nogach i nie dawała po sobie poznać spożytej porcji alkoholu. Z jednej grupki służebników Kariili ktoś nagle zawołał:
Ejże, spójrzcie! — Wskazał palcem na okno.
Nawet pochłonięty grą na lutni bard obrócił się by spojrzeć. Niewielu zdawało sobie wtedy sprawę, że spoglądał też cały znany im świat.
Niebo spochmurniało, lecz nie tak jak podczas burzy czy zmierzchu. Błękit firmamentu zgranatowiał, jakby wylano nań atrament. Słońce, które jeszcze chwilę temu ostro przyświecało wysoko nad horyzontem, zaczęło powoli zanikać, chować się za dwoma czarnymi ciałami, jakby było pożerane cal po calu. Ciałami tymi były księżyce, jak nietrudno było wykoncypować. Wkrótce przysłoniły one całą złotą tarczę i nastała ciemność. Bezgwiezdna, mroczna, spowita szkarłatną łuną błyszczącą wokół czarnej plamy na niebie.
W pomieszczeniu zrobiło się zupełnie ciemno. Ktoś zapalił świece. Rozległy się niezrozumiałe szmery rozmów. W półmroku Septo dostrzegł jak jedna z nieznanych mu kapłanek wymiotuje prosto pod swoje buty i chwyta się za głowę. Sam Neheris też poczuł, że coś go skręca od środka. Było to coś, z czym się nigdy wcześniej nie spotkał. Jego ciało nagle rozgorączkowało się, skóra zaczęła mrowić i szczypać, jakby właśnie wyjął ją z wrzącej wody. Zakręciło mu się w głowie, lecz utrzymywał równowagę. Udało mu się podtrzymać oparcia krzesła i usiąść.
Coś się dzieje. Coś niedobrego — mruknęła Matka Valeria. — Zachowajcie spokój. Zbierzmy się w jednym miejscu, niech nikt się nie oddala. Zaraz ktoś tutaj przyjdzie — zapewniała uspokajająco.

Wielki Pałac

24
Bycie wybrańcem było dziwne, Septo wiedział jednak że sprawa potrafiła się skomplikować. artefakt został ukryty, można wręcz powiedzieć że odebrany. Wyglądało na to że w zakonie panowało przeświadczenie że nie był gotowy, Sprawiło to że w Septo pojawiło się nieco gniewu. Czuł że mimo tego iż sama bogini mu zaufała powierzając kłos. Zakon postanowił zrobić coś wbrew jego woli. I osoby która mu go powierzyła. Sprawiło to że Septo Cały czas poświęcił wręcz na obłąkańczą naukę, dlaczego tak było? W końcu odebrano mu z dyspozycji artefakt znaczyło to że nie posiadał tego co mogło sprawić że da radę z nadchodzącym niebezpieczeństwem. Musiał więc to nadrobić. A co jak co ale on widział bardzo wiele. Nie jeden by oszalał, a już w nieszczególności ktoś z taką paranoją jak on. Septo wykorzystując jednak gościnność zakonu. Uczył się jak tylko mógł, obierając przy tym drogę na skróty. Miał poczucie że ma zbyt mało czasu. Nieustannie jeszcze plaga zdawała się coraz bardziej wdzierać na tereny stolicy. Sprawiło to że Speto nawet szukał zakonników którzy zdawali się znać na magii i byli skłonni pozwolić mu się uczyć. Potrafili czynić cuda. Aby samemu nauczyć się jak najlepiej tylko mógł. W przerwie od naprawdę ciężkiej nauki postanowił że potrzebuje jeszcze czegoś. Zamówił on siodło, jednak nie na konia a na wiwernę. Miał poczucie że powinien zrobić to już dawno. Sam nie znał się na tym jednak postanowił upewnić się że będzie wszystko dobrze powierzając to zadanie specjaliście. W końcu spadnięcie z wiwerny jest dużo niebezpieczniejsze niż z konia. Dodatkową kwestią było to że na pewno jakoś chciał się upewnić co z jego rodziną. W końcu martwił się o nią. Jak mroczne serce Neherisa nie było by w środku to zawsze znajdowało się w nim trochę miłości do rodziny. Możliwe że to ona trzymała go w całości, w tak trudnych chwilach.




I tak upłynął aż rok, zapewne ciężko było opisać wszystko co działo się przez ten rok. Ostatecznie jednak skończył zaproszony na ucztę. Do tej pory unikał takich uczt. Wręcz nie znosił, wiedział że musi jeść ale świadomość ludzi którzy głodują kiedy wiele wskazywało na to że miałeś być ich wybawcą była podła. Szczególnie gdy Megana ruszyła wraz z złotym kłosem na wyprawę podczas gdy ty utknąłeś na uczcie. Nic więc dziwnego że Septo milczał. Bez apetytu. Jak i z swoistym gniewem. Czuł że nie powinno go tu być a że powinien być na tej wyprawie. Jednak na swój sposób był bezsilny. Zdawało mu się jak by stał się sam artefaktem zakonu. Sprawiło to że wręcz nie pił wina, zjeść zjadł ale pić nie chciał kompletnie. Słysząc słowa Tyledy odpowiedział zgodnie z swym przekonaniem.
- To dobry pomysł choć tyle możemy zrobić. -
A jego słowa były w tonacji tak jadowitej że gdyby mogły truły by umysł i ciało. Na następne słowa o powodzeniu wyprawy wziął kielich w dłoń podniósł i wziął jeden łyk odkładając następnie kielich. Znów milcząc wybraniec szanował na swój sposób lady Tyldę, była zapewne najbardziej doświadczona z obecnych. Choć gdyby ono było najważniejsze...



Chwilę później gdy Septo zjadł tyle ile musiał, nie nakładał sobie za dużo jednak też z jakiegoś powodu jedzenie było dla niego ważne. Może zwyczajnie wiedział że potrzebuje siły. Słyszał jej słowa najpierw zwyczajnie milczał, aby później nagle powiedzieć.
- Wątpię aby chcieli słuchać. Nawet mnie. A niestety obfitość nie sprzyja ani wstrzemięźliwości ani cnocie. Choć przydało by się aby szanowało się domenę swej bogini. Szczególnie gdy są braki. -
Mówił to szczerze. Kiedy nagle spokojną muzykę zaburzyły słowa które zaniepokoiły. Coś się działo. Nagle pociemniało. Septo poczuł się inaczej. Nie było to przyjemne uczucie. Które zdawało się być bardzo mocne dla niego, sprawiło to że aż usiadł na krześle. Siedząc słyszał odgłosy paniki czuł jednak że w tym momencie niewiele może zrobić skupił więc więc aby w miarę godnie siedzieć a nie przewrócić się z bólu. Septo z pewnością był bardzo zaniepokojony.
Obrazek

Wielki Pałac

25
W półmroku świec wszyscy zebrali się wokół Boskiego Wybrańca i Matki Valerii. Ktoś przyklęknął przed osłabionym Septo, a gdy ten podniósł wzrok, ujrzał twarz przeoryszy Tyldy. Jedną ręką trzymała swoją laskę, a w drugiej miała kaganek ze świecą, którą oświetlała twarz Neherisa.
Co się dzieje, chłopcze? Bladyś jak ściana.
Pomarańczowy płomyk oświetlał i uwydatniał każdą najmniejszą zmarszczkę na twarzy Tyldy. Pomimo starego wieku, wciąż w jej oczach błyszczał zapał młodej dziewczyny i pogoda ducha.
Przynieście wody. Żadnego wina, tylko czysta źródlana woda.
Jedna z kapłanek usłuchała polecenia i zniknęła za drzwiami do kuchni, by powrócić z przestraszonym sługą i dzbanem pełnym wody.
Pij, młodzieńcze. — Tylda podstawiła pod usta Septo dzbanek zimnej wody.
Czy zaćmienie było przewidziane? — spytała Matka Valeria. — Nikomu nic nie obiło się o uszy?
Nie wydaje mi się — odparła Tylda. — Dziś jest dzień równonocy. Słońce, Mimbra i Zarul nie miały się dziś spotkać, nawet pomimo nieprzewidywalności błękitnego księżyca. Astrologowie przepowiedzieliby to zjawisko z wieloma miesiącami wyprzedzenia. Jeno Kariila wie co pomieszało nam dzisiaj niebo.
Jakaś zawierucha, patrzcie — zawołał jeden z lekko podpitych kapłanów.
Nagle wszyscy, poza Tyldą, Valerią i Septo, zebrali się pod oknem. Neheris z początku nic nie widział z poziomu stołu, lecz po kilku chwilach widoczne ściany sąsiedniego budynku za szybą rozbłysnęły pomarańczową poświatą. Ogień.
Pożar, ludzie! Pożar pod pałacem!
Słowa te rozbudziły umysł Septo. W żyłach zabuzowała mu krew, jak zawsze wtedy, kiedy w pobliżu czaiło się niebezpieczeństwo. Wciąż był słaby. Czuł że coś się dzieje z jego energią magiczną, jakby nagle zdestabilizowała się. Musiał włożyć wysiłek, by utrzymać ją w sobie, by nie wypuścić jej przypadkiem.
Chwila odpoczynku na krześle pozwoliła mu zebrać siły w sobie. Był w stanie powstać i utrzymać równowagę, choć nie wiadomo na jak długo. Wciąż nie uchodziło jego uwadze okno. Ponad głowami zebranych przy nim kapłanów tańczyły światła płomieni, lecz nie widział co i gdzie się pali. Wtedy świsnęło coś w powietrzu, raz, dwa razy, trzy razy. Dobiegły go krzyki, wrzaski wręcz, które przywodziły na myśl makabryczną agonię. Kapłaństwo w sali zamarło. Septo mógłby przysiąc, że słyszy bicia ich serc. Sam też poczuł, jak dudni mu w klatce piersiowej. Słabość mięśni już nie miała żadnego znaczenia. Mógł być już pewny, że zdarzy się coś złego. I nie pomyliłby się.
Potężny łoskot rozbił okno, przy którym stała ósemka kapłanów Kariili. Roztrzaskane szkło uderzyło w ich ciekawskie twarze, powbijało się w skórę, raniąc ich straszliwie. Ci co stali najbliżej poupadali na posadzkę, w głośnych jękach zaczęli zwijać się z bólu. Ci z drugiego rzędu odskoczyli w tył, łapiąc się za poranione odłamkami lica. Białe szaty służebników Kariili splamione zostały krwią.
Rozległ się drugi huk. Światła za oknem stały się tak intensywne, że rozświetliły całą salę. Migotały coraz jaśniej i jaśniej, aż do momentu, gdy w oknie pojawiła się na poły eteryczna, spowita w szalejące płomienie sylwetka. Ci co nie mieli zaciśniętych z bólu oczu krzyknęli przeraźliwie. Cała reszta odpowiedziała głośniejszym jękiem i wołaniem o pomoc. Tylda zerwała się i cofnęła w stronę drzwi, Matka Valeria postąpiła podobnie, wbijając Septo dłoń w ramię tak boleśnie, że ocucił się do końca. Ognista istota przeszła przez framugę okna, zajmując ją płomieniami. Posuwistym krokiem zbliżała się w stronę stołu. Było gorąco, niesamowicie gorąco. I jasno jak w dzień. Na wpół pełne puchary i dzbanki z trunkiem zaczęły parować, jak gdyby postawiono je na piecu. Krocząca istota pozostawiała za sobą rozżarzone do czerwoności płytki posadzki. Szata jednej z kapłanek zajęła się ogniem.
Dziewczyna najpierw zaczęła próbować gasić swoją suknię rękoma, a gdy sparzyła je sobie w akcie desperacji, zajęły się rękawy i zapłonęła w całości. W powietrzu uniósł się zapach palonych włosów i skóry. W akompaniamencie agonalnego wycia młodej kariilinki, ognisty demon uniósł niby-ręce i... zaśmiał się, głębokim, niskim głosem.

Wielki Pałac

26
Septo myślał że jest źle że ktoś go otruł a może to jakaś magia. A może to zaćmienie o którym mówili inni jednak czul że czuje się bardzo źle i słyszał coś o pożarze. Gdy tylko wiedział że pożar miał nogi. Najpierw jednak był pojony wodą wziął nawet i łyk dość niechętnie. Ale dostał aż dzbanek wody. Słuchał jedynie dość nieprzytomnie kiedy nagle Pożar przyszedł do nich, Najpierw robiąc swoje z kawałkami okna. Jednak było pewne taktyczny odwrót z budynku był dobrym rozwiązaniem. Jego stan za to był na tyle zły że nawet nie zdołał nic zrobić nim padła pierwsza ofiara. Jakaś młoda Kapłanka paliła się teraz żywcem a on widział że było już dla niej za późno. Co gorsza Septo zawsze uważał swoje zaklęcia za bardziej precyzyjne niż ofensywne. Niby władał mrozem. Ale cholera jasna ta ognista istota podpalała samą obecnością. Miał tylko jedno zaklęcie które jest w stanie wykasować w takich momentach posiadało jednak ono pewną wadę. Jedynie otaczało lodem. Więc chyba musiał jakoś dobić żywiołaka. A miał tylko sztylet i sztućce... Zamrozić i uciec? Czy to naprawdę jedyne na co go stać? Septo od razu się poirytował w końcu to coś zabijało kobietę na jego oczach. Z własnej demonicznej pychy. Pierwsze co zrobił Septo to zaczął w skupieniu inkantować, według niego najpotężniejsze jego zaklęcie i tak nagle pokazał ręką z wykrzyczał w stronę demona zaklęcie.
- Ut mihi frigus!!! -
Septo był cholernie zdeterminowany, mimo bólu starał się dosłownie pokryć lodem i unieruchomić. Nie był trochę pewien czy natura tej istoty nie wykończy jej samej w końcu nagle znajdzie się pod lodem, czy sam kontakt z lodem nie zacznie jej ranić? Nie mógł odgadnąć. Jednak następnym co zrobił to podał dzbanek z woda komuś krzycząc.
- Woda, ugaście ją...! - Do jasnej cholery... Nie chciał aby płonęła mu tu żywcem krzycząc. Choć nieustannie był skupiony na tym czymś co pojawiło się na środku pokoju, to zapewne demon albo jakaś inna istota. Septo po tym co to zrobiło nie miał absolutnie chęci z tym rozmawiać. Wiedział jedynie że mają przesrane. Jednak jasna cholera.


Jeśli udało się cokolwiek zamrozić powiedział..
- Nie dotykajcie tego lodu bezpośrednio. -
I tak mówiąc poszukiwał jakiegoś srebrnego sztućca najlepiej chochli, może jakiś spory kielich, talerz też się nada im większe i wyglądało na szlachetne to brał i zaczął znów próbować coś rzucić tym razem inkantując -Veni frigore ferrum, patientia tua dimittere - I rzucił obiektem chcąc trafić w ten ten spory sopel lodu w sam środeczek. Jeśli nie było sopla i tak rzucał. Jak miał uciekać w stanie w którym był? Nie wiedział w wyjścia. Nieruchomy cel raczej ciężko było nie trafić, to powinno co najmniej jeszcze bardziej dopiec tej istocie. Choć rzucać nie za bardzo potrafił ale byli w pomieszczeniu więc daleko nie było wystarczyło trafić, aby pierwsze zaklęcie objęło obiekt który w nie uderzył i w ten sposób drugie zacęło wysysać z całej bryły i jego wnętrza temperaturę. Chwilowo bardziej odruchowo koncentrował się na tym aby zmrozić to coś czym prędzej zanim zacznie samo coś im robić. A ból który nadal zapewne robił swoje kompletnie mu nie pomagał, Septo jednak wiedział że jeśli spartoli to umrze, nic tak nie wyostrzało zmysłów i koncentracji jak wiedza o tym gdzie jest granica. Sportowcy nazwali by ten stan Zone. W końcu nie było czasu na myślenie musiał działać za ciosem jeśli chciał przetrwać...
Obrazek

Wielki Pałac

27
Gdy Neheris inkantował pierwsze zaklęcie, poczuł że słabość, która go naszła przed paroma chwilami, swoje odbicie miała w rezerwach energii magicznej. Wzbudzenie vitea nie było takie proste, jak mógłby przypuszczać, a ponad to opuszczająca jego ciało magia zdawała się być nader niestabilna, nieusłuchana wręcz. Septo już wtedy pojął, że coś się stało ze strukturą magii albo z nim samym, a nie wykluczone, że z oboma jednocześnie.
Wysunięta ku ognistej istocie ręka zadrżała. Przestrzeń między paliczkami maga, a półeterycznym ciałem demona spowita została gęstą parą. Rozległ się głośny i przeciągły syk. W międzyczasie Matka Valeria, która stała za plecami Neherisa, przejęła dzbanek z wodą i chlusnęła nim w kierunku płonącej kapłanki. Ogień pochłaniający jej szaty przygasł, choć nie zupełnie. Dziewczyna już nie krzyczała. Być może było już za późno lub straciła przytomność, trudno było orzec w całej tej zawierusze.
Rozrzedzająca się para ukazała sylwetkę demona wyzbytą z płomieni. Półprzezroczyste, obłe, humanoidalne ciało, o czerwonych, gniewnych ślepiach. W miejscu, gdzie człowiek miałby serce, tliła się mała iskierka, którą przed ponownym wybuchnięciem żywym ogniem hamowało tylko lodowe zaklęcie Septo. Eteryczne ciało parowało jak garniec z wodą nad ogniskiem. Walka żywiołów trwała w najlepsze.
Boski pomazaniec chwycił za srebrny widelczyk, najbliższy mu sztuciec. Wypowiedział zaklęcie, wkładając w przedmiot część swojej energii. Poczuł że znów coś nie gra, nie tak to powinno przebiegać. Nie było jednak czasu na rozwodzenie się. Srebrny sztuciec poleciał w stronę parującego, piekielnego czarta i spotkał się z jego niby-brzuchem. Rozległ się trzask, podobny do pękania lodowej kry. Miejsce uderzenia pokrył biały szron, który w ciągłej walce z żywiołem ognia zeszczelinował się siecią drobnych rysek. Te zasklepiały się, nad nimi pojawiały się kolejne nadkłady białego szronu, poszerzając się na dalsze części ciała demona. Każde pęknięcie łatało się samoistnie, każdy opadnięty kawałek lodu zastępowany był przez jego podwojoną objętość. Minęło kilkanaście sekund, a w miejscu demona stała dynamicznie powiększająca się statua lodowa o zatraconych pierwotnych kształtach.
Septo opadł na kolana. Zrozumiał, co przed chwilą się stało, dlaczego reakcja wciąż przebiegała. Zaklęty widelczyk jakimś sposobem powiązał się z wewnętrznymi rezerwami vitea, ciągnąc energię z Septo jak ze studni. Musiał jakoś to powstrzymać, nim czar wyssie z niego energię do ostatniej kropli. Nim zacznie sięgać po esencję życiową — jego własną, a w najgorszym wypadku wszystkich zgromadzonych w sali.

Wielki Pałac

28
Septo upadł, nagle. Klęczał na kolanach czując jak coraz więcej energii go opuszczało. Sprawa wydawała się bardzo poważna. Jeśli tego nie przerwie umrze. Demon zdawał się już dobrze uwięziony pod lodem który chwilowo go unieruchamiał, a tymczasem magia jego jedyny atut który miał w tej walce stała się jego największym wrogiem. Sprawiło to że Septo zaczął skupiać się na tym aby opanować przepływ swojej energii powoli go ograniczać. Spowalniać aby ostatecznie go zatrzymać. Martwił się co może przez to się wydarzyć jednak czuł że musi to zrobić. Nic przy tym nie mówił był skoncentrowany na naprawie problemu, na wyczuciu jego natury. Znał się na magii czuł że może to naprawić załatać. A właściwie to zatrzymać nim będzie za późno, jak zapewne dla tej młodej kapłanki która zginęła na jego oczach podczas gdy on nic nie mógł zrobić. Nie chciał spowodować magicznej katastrofy. Więc zaczął stabilizować swój przepływ zmniejszając i zmniejszając. Aby ostatecznie odciąć swój przepływ Viteii do zaklęcia. Zakończyć jego wspieranie. Czuł jednak że już teraz było to naprawdę napompowane zaklęcie skoro pochłonęło od niego aż tyle magii. Z tego co rozumiał mógł to naprawić dlatego też próbował. Trochę metodą prób i błędów. Widział jednak mały punkt na środku istoty w którym tliła się iskra. Wiedział że to w nią trzeba trafić. Tylko czy będzie miał na to siły po tym wszystkim? Sprawiło to że powiedział.
- Zaatakujcie w ten rdzeń gdy da radę się wyrwać! -
Powiedział jak by nie znosił sprzeciwu sam wyciągnął sztylet gotowy aby spróbować pchnąć tą ognistą istotę sztyletem, było to kompletnie nierozsądne. Ale może zanim rozpali się ogniami piekielnymi choć na chwilę będzie miał szansę uderzyć w ten rdzeń srebrnym sztyletem. Cóż chyba był optymistą. Jednak najpierw musiał się pozbierać wstać opanować ból. A to nie było proste, musiał się nieustannie koncentrować na magii która zdawała się wyrwać z jego kontroli.
Obrazek

Wielki Pałac

29
Wydając polecenie, Septo rozejrzał się po pomieszczeniu. Cześć kapłanów spod okna leżało nieruchomo, wydając pojedyncze jęki i stęknięcia. Zbrukani swoją własną krwią, niezdolni do żadnego wysiłku, beznadziejnie skazani na łaskę losu. Inni czołgali się w stronę ścian i wyjścia z jadalni, wkładając całą swoją siłę w akt ucieczki. Tylko Matka Valeria i Tylda Fraise pozostały na równych nogach, choć i te uginały się pod nimi ze strachu. Przeorysza przyciśnięta do ściany, z dłońmi złożonymi do modlitwy, wznosiła modły do swej Pani. Przełożona Przytułku Kariili zaś próbowała podnosić z ziemi tych, którzy zdołali przedostać się na drugą, bezpieczniejszą stronę sali. Septo był zdany na siebie. Nikt z zebranych na uczcie nigdy zapewne nie trzymał sztyletu w ręce ani nie walczył z realnym zagrożeniem, a nie mówiąc o spotkaniu z czartem z innego wymiaru.
Próba pohamowania przesyłu energii samą myślą nie skutkowała tak dobrze, jak Septo mógłby tego pragnąć. Jego rezerwy magii były niczym przebita tama, z której spływała kaskadą woda. Mentalne zawężenie wyrwy było zbyt trudne, wymagało zbyt dużego wysiłku, na który nie było wtenczas Neherisa stać. Należało posunąć się do bardziej odważnych kroków — stłamszenia pasożytniczego zaklęcia siłą i agresją.
Udało mu się powstać o własnych siłach i dobyć schowanego sztyletu. Lodowa statua kruszyła się i powiększała jednocześnie. Jedynie miejsce istnienia iskry, serca ognistego demona, było na tyle płytko pod powierzchnią topniejącej czapy, że można było zauważyć jej świetlistą poświatę. Ostatkiem sił Neheris wcisnął ostrze noża w miejsce płonącej iskry. Lód strzelił, pękł i prysnął w kilku miejscach. Pojedyncze kawałki białego posągu zaczęły kruszyć się i odpadać. Z wnętrza tworu dobiegły niepokojące dźwięki. Sieć tysięcy spękań pokryła biały szron. Statuła napuchła, jak pęcherzowy balonik i pękła niespodziewanie z wielkim hukiem. Eksplozja odrzuciła Septo do tyłu. Chłód jego własnego zaklęcia uderzył w twarz, przesiąkł przez warstwy ubioru, dotknął całego ciała i wstrząsnął nim jakby zanurzył się w lodowatej wodzie. Neheris rąbnął plecami o posadzkę i w długim ślizgu po wypolerowanej powierzchni posunął aż pod samą ścianę, gdzie swoje swoje modły wznosiła Tylda Fraise. Ta podskoczyła aż ze strachu i zakryła twarz przed lecącymi odłamkami, nie przestając wciąż lamentować. Gdy Septo uniósł wzrok i odczekał chwilowe zawroty, w miejscu zamrożonego przed chwilą demona zobaczył tylko kupkę białego puchu. Cała sala natomiast została pokryta lodowymi odłamkami, które, jeszcze niestopniałe, trudno było odróżnić od ostrego szkła.
Do jadali wparowała nagle królewska gwardia, niosąc płonące pochodnie. W przestrzeni poniósł się dźwięk metalowych zbroi.
Na litość boską, co tak długo wam zajęło?! — krzyknęła Tylda Fraise ocierając pot z czoła.
Próbowaliśmy opanować pożar. Nie mogliśmy odnaleźć jego źródła... — tłumaczył się jeden z rycerzy.
Wasze źródło zostało poskromione przez tego oto młodzieńca. — Tylda wskazała na poturbowanego Septo leżącego u jej stóp. — Powinien zostać mianowany bohaterem stolicy!
Wezwijcie natychmiast medyków. Mamy wielu rannych— wtrąciła się Matka Valeria, próbująca opatrzyć powierzchowne rany kilku poszkodowanym. — Kilku z nas przepłaciło też życiem... — dodała, wskazując palcem na nieruchomą trójkę brodzącą we krwi pod oknem i spaloną obok dziewczynę. — Niech Panienka Kariila ma ich w swojej opiece.

Wkrótce wyniesiono z sali zwłoki, zaś rannych zaniesiono do pałacowego lazaretu. Septo, wraz z Tyldą i Valerią, jako jedni z najmniej poszkodowanych, niewymagający hospitalizacji, przetransportowani zostali do jednego z saloników, gdzie podano im ciepłego, ziołowego naparu i podarowano wełniane koce. Tam też złożyli sprawozdanie z minionych wydarzeń królewskiemu kronikarzowi oraz przedstawicielowi gwardii pałacowej.
Septo czuł się lepiej, choć całkowicie wyzuty był z pokładów vitea, co objawiało się nieustającym bólem głowy i umiarkowaną słabością. Widział jakby przez mgłę, ledwo rozpoznając twarze. Ilekroć podchodził do okna, skóra zaczynała go szczypać i piec, jak gdyby przysłonięte księżycami słońce smagało go płomiennymi jęzorami.
W mieście wybuchły zamieszki — relacjonował towarzyszący kapłankom i Neherisowi rycerz, sir Korneliusz herbu Brzoza. — Pałac został zamknięty. Dopóki zaćmienie nie minie, a chyba się na to na razie nie zapowiada, nikt nie może tu wejść ani stąd wyjść. Takie rozkazy króla. Ten... demon, o którym mówiliście, to nie jest odosobniony przypadek. W Dolnym i Górnym Mieście pojawiły się podobne, niespodziewane pożary, a relacje świadków są zgodne, co do ich natury i źródła. Mamy do czynienia z "małą inwazją", choć nie wiem czy to odpowiednie wyrażenie. Zdaje się też, że znaleźliśmy powód wybuchów pożarów w stolicy, które zaczęły się pojawiać parę lat temu. Te potwory muszą mieć gniazdo gdzieś w pobliżu Saran Dun albo bezpośrednio pod nim. Zaćmienie uaktywniło je bardziej, jednak nie znamy dokładnego powiązania, czekamy na wieści od Kolegium Czarodziejów...

Wielki Pałac

30
Świadomość tego że musisz coś zrobić sam potrafiła zdziałać cuda. Do tego nie było lepszej motywacji niż śmierć. Strach przed śmiercią w końcu w jakiś sposób był tego nauczony. A może to instynkt? Większość kapłanów dosłownie nie była w stanie nic zrobić mógł liczyć tylko na siebie. Zdając sobie sprawę z tego że przyhamowanie nie działa jak że będzie potrzebował drastyczniejszych środków i zrobił to. Wbił sztylet w rdzeń strzelał że to może zadziałać i zgadł. Szczęście zdawało się go uratować tym razem. Poleciał jednak z rozpędu wybuchającego demona czy też żywiołaka, Sunął na plecach jak jakie sanie. A jak bolało... No na pewno bolało. Sprawiło to że był nieco otumaniony. Dopiero przybycie strażników jakoś go otrzeźwiło, może dlatego że gdzieś w głębi czuł się niezbyt prawą osobą. Ale chociaż resztę ocalił Sprawiło to że opuścił głowę na podłogę i nagle powiedział.
- Nie ma za co dziękować. Sam prawie umarłem. Ale naprawdę przydało by się aby chociaż jacykolwiek słudzy Bogini obfitości potrafili się bronić... Choć straż raczej sama nie dała by rady. -
Septo podniósł wzrok aby przyjrzeć się dokładniej tym zbrojom które bardo szybko nagrzały by strażników do czerwoności. Co utwierdziło go w przekonaniu. Postanowił jednak powiedzieć.
- Radzę wam nie podchodzić do tych ognistych istot w pełnej zbroi załatwcie sobie kuszę albo łuk i celujcie gdzieś.. -
Wstał tylko po to aby pokazać mnie więcej gdzie znajdował się rdzeń.
- Tutaj, te istoty zdawały się mieć coś w rodzaju słabego punktu w tym miejscu, choć nie mam pewności że nie mogą go przemieścić. Zapamiętajcie te rady no chyba ze nie boicie się samozapłonu... -
Wówczas Septo popatrzył na niegdyś młodą kapłankę z której została teraz tylko kupka spalonego mięsa i zapach który zapewne rozchodził się po pomieszczeniu. Po to aby po chwili dołączyła do zabranych ciał. Septo coraz bardziej zastanawiał się co tutaj robi.



Postanowił jednak wstrzymać swoje dalsze słowa. Przynajmniej na chwilę i usiadł. Potrzebował odpocząć. A leżeć na podłodze nie zamierzał, z tego co rozumiał wybuchły zamieszki a oni tutaj utknęli. I tak nagle powiedział po wysłuchaniu Korneliusza.
- A jeszcze jedno, poproszę jakiś łuk. Wolał bym mieć broń gdybym znów musiał zapewnić sobie i innym bezpieczeństwo w pałacu, w razie kolejnych nieproszonych gości. To chyba nie problem? -
Zapytał nagle ostrzej strażników. W końcu poniekąd nie powinien być uzbrojony jednak tak oto wybuchły zamieszki, a ogień chodził sobie spacerkiem po mieście. Wolał mieć chociaż łuk i strzały. Najlepiej jeszcze małą armię. Septo postanowił jednak na jeszcze ostrzejszy krok.
- Mam również nadzieję że mimo tego iż pałac jest zamknięty przekażecie wskazówki jak strzelać aby zabić te istoty, poza mury pałacu. Głupio by było gdyby pół miasta wyginęło podczas gdy my musimy tu siedzieć. Czasem nawet plotka potrafi ocalić ludzkie życie. -
Powiedział zdecydowanie wykorzystując resztki tymczasowego autorytetu który chwilowo miał, w końcu wybraniec bogini obfitości, a do tego rozwalił samemu jedną z tych istot. Nie wiedział czy nieco nie obrazi Sir Korneliusza. Jednak to była wyjątkowa sytuacja, nie mógł prosić bo zignorowano by go jak jakiegoś chłopa, czasem trzeba było w delikatny sposób kazać, możliwe że nawet i Korneliusz to zrozumiał. Pewnie i on musiał siedzieć na dupie, podczas gdy zło się działo Septo w końcu był kiedyś żołnierzem. Rozumiał jak ten cyrk się kręcił. Co do zaś gniazda pod nim spodziewał się gdzie to mogło być jednak aby puścić tam całą pierdoloną gwardię.. Thom by go zabił. Dlatego też to postanowił przemilczeć. Z resztą jeśli atakowały jak oszalałe to wyprawa do gniazda pewnie była by prosta bo ich tam nie ma ale czy by coś dała? Ciężko powiedzieć. Sam nie był na siłach. Choć ciekawe czy one jakoś się rodzą czy może przybywają. Ciężko było mu określić. Do tego czuł się jak by słońce chciało go spalić, kojarzyło mu się to z jakaś legendą. Jednak nie był pewien z jaką. W końcu krwiopijcy i cała ta klątwa to skomplikowany temat.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”