[Górne Miasto] Siedziba Marevuka

1
Lokacja, w której znajdowało się lokum Marevuka była jedną z lepszych dzielnic miasta. Położona w okolicy, zapełnionej przez kupców, rzemieślników i wszelkiej maści urzędników z wyższych sfer, których majątki, wpływy i znajomości ustawiały ich na górnych szczeblach drabiny społecznej. Okolica była czysta, zadbana, pozbawiona wszelkich żebraków, biedaków i każdej innej jednostki, mogącej popsuć saranduńskiej elicie humor.

Pomimo ekskluzywnego otoczenia, wnętrze akurat tego jegomościa bardziej pasowało do zwykłego handlarza z niższych sfer. Pozbawione fikuśnych ozdób, wyszukanych obrazów i zbędnych przedmiotów, które pokazują jedynie jak bogaty jest właściciel. Cały budynek był dość obszerny, gdyż swą powierzchnią dorównywał nie jednej tawernie. Parter służył wyłącznie do celów służbowych, tj. przyjmowania petentów, potencjalnych wspólników w interesach, zwykłych pracowników i wszelkiej maści znajomych. Służyło ku temu kilka pomieszczeń zaopatrzonych jedynie w krzesła i stoły, co by można było się przy okazji posilić czy napić. Do tego skromna kuchnia, schowek z niezbędnym sprzętem domowym.

Nieopodal drzwi wejściowych znajdowały się dwa przejścia, jedno w dół ku piwnicy, drugie na górę ku pierwszemu piętru i poddaszu. Dolna część miała rolę wyłącznie magazynową. Zapełniona wszelkiego rodzaju skrzyniami, komodami, stojakami i workami wypełnionymi bogowie wiedzą czym. Górny segment również miał swoją określoną rolę, a mianowicie mieszkalną. Oczywiście jedną z izb zajmował właściciel domu, dwie były przeznaczone dla służby, a reszta w celach awaryjnych. Najciekawsze było chyba poddasze. Masywne dębowe drzwi, wzmacniane żelaznymi obiciami, skrywały biuro i archiwum. To właśnie tutaj składowane były wszelkie umowy handlowe, kontrakty i dokumenty dotyczące przeszłych, teraźniejszych i przyszłych działań Marevuka i jego wspólników. Warte uwagi były również zbiory biblioteczne (dość pokaźne jak na kupca) oraz wyjątkowo porządnie wykonane mapy z różnych zakątków świata, choć większość ukazywała ziemie kerońskie.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

2
Plan Smarova nie był misterny, odznaczający się drobnymi szczegółami, ani wyjątkowo skomplikowany. Ot, chluśnięcie kleistą mazią w twarz strażnika, aby uniemożliwić mu natychmiastowe zawołanie po pomoc. Oczy również były pokryte mazią, której nikt prócz samego gnoma pewnie by szybko nie rozpoznał. Czasem prostota jest największą zaletą obmyślanej taktyki. Jednak tym razem teoria minęła się z praktyką. Nie można było przecież przewidzieć, że dziewczyna będzie starała się pomóc obcemu, zamiast uciec. Każdy doświadczony hazardzista obstawiłby, może nawet i cały majątek, będąc pewnym, że młodej dziewczynie bardziej będzie zależeć na ojcu, niż jakimś gnomie. Jak zwykle los potrafi zaskakiwać. Młoda Salyah chcąc ratować swego tymczasowego opiekuna, sięgnęła po najmniej oczekiwany wariant wsparcia. Skorzystała ze swoich zdolności magicznych. Pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby jej umiejętności były wyćwiczone, a okoliczności mniej stresujące. Uczucie przepływającej energii życiowej było dziewczynie dobrze znane. Zazwyczaj drobne organizmy, takie jak rośliny czy owady, kończyły swe pokłady energii po chwili, jednak człowiek był znacznie większy i żywotniejszy. Było to też powodem, dla którego dziewczyna straciła panowanie nad magią i bezustannie czuła jak przepełnia ją witalność, przeobrażająca się w wewnętrzny żar. Zrobiło jej się biało przed oczami, a ostatnie co poczuła to grunt osuwający jej się spod nóg.
*** - ...toć mówiłem... coś musi... rzeczy... - Dochodzące do dziewczyny słowa gnoma były przygłuszone. Nie mogła jedynie stwierdzić definitywnie co jest tego przyczyną. Odległość rozmawiających czy może szum przepełniający jej głowę. Starała się wychwycić każdy fragment, lecz przychodziło jej to z trudem. - Jak ja teraz... uciekać... kurwa stryczek!

Salyah otworzyła oczy co sprawiało jej lekki dyskomfort. Mimo jednej świecy ustawionej na stoliku nieopodal, miała wrażenie jakby całe pomieszczenie wypełnione było intensywnym światłem. Jedynie próba podniesienia się, musiała zostać odłożona na później, gdyż ból jaki przeszył jej głowę wydawał się chyba najgorszy w jej życiu. Padła z powrotem na łóżko, przypatrując się tylko otoczeniu. Proste drewniane ściany, ściany i sufit. Z tego samego tworzywa meble ograniczające się do łóżka, okrągłego stolika, krzesła i niewielkiej komódki. Nie było czego podziwiać, zupełnie jakby pokój należał do służącego albo zwykłego chłopa. Skupiła się więc na rozmowie, która wydawała się już trochę wyraźniejsza.

- Smarov toż wiesz, że byle... Przestań panikować... a Mglak wszystko wyjaśni. O ile to co mówisz jest prawdą. - Oczywiste było, iż rozmawiają o dość poważnym problemie, przynajmniej z perspektywy gnoma. Drugi rozmówca odznaczał się dość beznamiętnym głosem. Zupełnie jakby temat dotyczył zjedzonego rano śniadania lub innej codziennie wykonywanej rutynowej czynności. Brakowało w nim melodyjności, zmiany tonacji. - Bądź realistą. Kto się w tym mieście bardziej liczy, zapity strażnik gotowy wpuścić każdego kto mu obciągnie czy majster jednego z bardziej wpływowych kupców? Nie muszę chyba za ciebie odpowiadać. Siadaj i słuchaj. Opcji mamy kilka. Oddać od razu Jakubinom, za co dałoby się uzyskać nie lada przywileje. Choć podejrzewam, że książę nie potrzebuje kolejnego rywala. Wiadomo więc jaki spotkałby dziewczynę koniec. Druga opcja to służby królewskie. Na co można liczyć z ich strony? Nie wiemy jak król zareagowałby na bękarta. Może dostalibyśmy świstek z wyrazami dozgonnej wdzięczności i najwyżej skrawek bezużytecznej dla nas nieruchomości. Albo świstek skazujący całą naszą trójkę na stryczek.

- Jak to stryczek? Do jasnej cholery, toż działalibyśmy w interesie króla! Stryczek kurwa...

- Nie przerywaj mi. - Tonacja nieznajomego nadal pozostawała bez zmian, lecz było w nim coś co zniechęcało do sprzeciwu. - Jest takie zagrożenie, dlatego nie wejdziemy od razu do pałacu obwieszczając, że mamy aidanową potomkinię. Zamachy jakie miały niedawno miejsce uniemożliwiają swobodne poruszanie się. Dodając do tego wyczyn dziewczyny, myślę, że lepiej będzie jak przeczekasz dzień lub dwa u mnie. Sam wezmę ją do pałacu jako bratanicę czy siostrzenicę, nieważne. Resztę rozegram osobiście po ocenie sytuacji. - Nic więcej Salyah usłyszeć nie mogła, gdyż najwyraźniej rozmowa dobiegła końca.
Spoiler:
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

3
Czyjeś głosy przebijały się poprzez ten okropny ból dominujący w głowie Salyah. Dziewczyna była pewna, że nigdy w życiu tak się nie czuła i zdecydowanie nie podobało jej się to. Jedynie skrawki rozmów dochodziły do niej, ale trudno było jej się na nich skupić, więc po prostu leżała z zamkniętymi oczyma, oddychając ciężko. W końcu nie wytrzymała i spróbowała wstać... no, skutek tego był marny. Światło, niezwykle ostre jak na pojedynczą świecę w pokoju zaatakowało ją z pełną mocą, wywierając na niej wrażenie ślepnięcia. Głowa, ciężka, w której wirował jej cały świat, nie pomagała jej w tym przedsięwzięciu. Opadła z powrotem na poduszkę z cichym jękiem, kuląc się w swojej pozycji. Nasłuchiwała, spod uchylonych powiek obserwując otoczenie.

Nie należało do najładniejszych, prędzej można było stwierdzić, iż było ono tylko funkcjonalne. Dlatego Salyah bardzo szybko przeniosła swą uwagę na rozmowę między gnomem, a kimś, kogo głos przywodził jej na myśl... nie wiedziała co, nie wiedziała jak to ująć, ale specjalnie nie polubiła tego posiadacza. I tak ciekawsze było to, o czym gawędzili. Czyli o niej. Nie rozumiała dokładnie, dlaczego tak muszą się kryć, tym bardziej tego, jakiego rabanu narobiła. W końcu, czyż Salyah nie była jedynie prostą dziewuszką, dla której ludzkie emocje były niczym nekromancja? Jak dla niej mogła po prostu wejść do pałacu, zapytać o tatę i się do niego udać. Najwyraźniej nic nie było takie proste, jak jej poprzednie życie.

Odczekawszy jeszcze chwilkę po zakończeniu rozmowy, dziewczyna wolniej niż ostatnio podniosła się ze swojego miejsca, przysiadając na skraju łóżka. Zerknęła na okno – powoli zaczynało świtać, co nieco ją skonsternowało. Jeśli dobrze pamiętała, to tuż przed omdleniem dopiero był wczesny wieczór, więc musiała przespać ładne parę godzin. Westchnęła do siebie i rozglądnęła się, szukając źródła głosów. Niestety nie znalazła żadnego z nich, więc ostrożnie powstała. Rozczochrane włosy odgarnęła do tyłu i ruszyła do drzwi, chcąc znaleźć gnoma, dla którego tak zaryzykowała swoje życie. Miała do niego kilka pytań, a i jego interlokutora pragnęła poznać.

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

4
Podsłuchana rozmowa gnoma i Marevuka zaintrygowała młodą dziewczyną, do tego stopnia, że pomimo zawrotów głowy, podniosła się z łóżka. Z chwilą, gdy jej nogi dotknęły ziemi i ona sama powstała, dopadło ją chwilowe uczucie, jakby znajdowała się w jakimś wirze. Szybko na szczęście zjawisko minęło, gdyż kto wie czy dłuższe nie skończyłoby się upadkiem lub omdleniem. Jedynym wyjściem wydawałoby się jest ostrożne poruszanie się bez większego wysiłku i bardziej porywistych ruchów. Tak też Salyah uczyniła kierując się w stronę drzwi. Powolnym krokiem, jeszcze czasem podpierając się o ścianę czy stolik, dotarła do celu, spróbowała delikatnie wywrzeć presję na klamce, a ta nie stawiła żadnego oporu i gładko opadła na dół odblokowując mechanizm. Na jej szczęście wszystko było naoliwione i zawiasy nie wydobyły nawet najdrobniejszego skrzypnięcia. Dziewczyna znalazła się w szerokim na dwa metry korytarzu, gdzie patrząc na prawo miało się jego jeden koniec oraz trzy kolejne pomieszczenia po drodze. Z lewej zaś widać było zakręt oraz również pokoje, jednak w ilości aż sześciu drzwi. Głosy dochodziły od strony lewej i tam się też skierowała. Jak się okazało, zakręt skrywał przed nią do tej pory schody, zarówno w górę jak i w dół, lecz to w tym drugim kierunku zeszła, gdyż tam słychać było w tej chwili gnoma. Nie uszło jednak jej uwadze, iż wejście do pomieszczenia na górze wyróżniało się dzięki pancernym drzwiom, które jakimś cudem były w tej chwili uchylone.
Salon, w którym zastała dwóch rozmawiających, sprawiał wrażenie skromnego, choć imponującego swymi rozmiarami i surowością wnętrza. Sufit nad jej głową był wysoki jak dwóch, może dwóch i pół dorosłych mężczyzn. Drewniane meble choć twarde i bez żadnych poduszeczek, były tak wykonane, jakby dopasowywały się do ciała człowieka, sprawiając bardziej przyjemność z używania ich. Gdy weszła w pełni tematyka zdążyła zejść na jakieś wydarzenia z miejsc zupełnie jej nieznanych, udało jej się dosłyszeć tylko kilka konkretnych nazw takich jak Heliar, Ząb Olbrzyma, Qerel czy Ujście. Szybko potok informacji ustał, gdy gnom zorientował się, iż jego podopieczna właśnie stoi obok i na niego patrzy.

- A cóż Ty sobie wyobrażasz? - Benno spojrzał poważnie na Salyah i ruszył powolnym krokiem w jej stronę. - Po tym co zrobiłaś, powinnaś raczej spać jeszcze ze dwa dni. - Mina dziewczyny, szybko uzmysłowiła Smarovowi, że nie jest świadoma co zrobiła. - Ten strażnik, z którym udaliśmy się za róg, on nie żyje. Gdy go złapałaś za rękę, przez chwilę nic się nie działo, lecz wystarczył moment, żeby ukazać twoje zdolności magiczne. Mówiąc w skrócie, wyssałaś z tego typa życie do cna. Musiałem się namęczyć, żeby cię tu samemu dowlec. No, ale nie ma co się zamartwiać, bo to naszej sytuacji nie zmieni. Przyjaciel, o którym ci wspominałem, stojący teraz obok mnie, wszystkim się zajął i nie powinno być żadnych podejrzeń. Możesz mówić mu Marevuk.

Mężczyzna odznaczał się średnim wzrostem, choć nadal górował nad dziewczyną o całą głowę. Odziany był skromnie, w coś osobliwy szary strój, który przypominał habit. Kruczoczarne włosy na długość palca, podgolone na bokach i z tyłu do zera. Na twarzy widniał delikatny uśmiech, którego właścicielem mógłby być dwudziestoparoletni facet, lecz po jego oczach widać było spore doświadczenie życiowe. Zarówno broda bez wąsów długości cala, tego samego czarnego koloru, mogła przydawać kilka lat. Ciężko było więc określić bardziej dokładną liczbę wiosen, które ów mężczyzna przeżył.

- Miło mi. - Głos Marevuka był wyższy niżby się można było tego po nim spodziewać, lecz jednocześnie zniewieściały też nie był. - Zapewne masz wiele pytań, a to idealna okazja, żeby je zadać.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

5
Tak dużego domu to Salyah w życiu nie widziała. Podejrzewała, sądząc po rozmiarach samego Saran Dun, że domostwa tutaj będą się różnić od tego maminego w lesie. Także i pałac królewski, do którego nieustannie zmierzała, oszołamiał ją rozmiarami, lecz dopiero w domu Marevuka przekonała się na własnej skórze, do czego zdolny jest człowiek. Idąc powoli, gdyż nadal w głowie jej szumiało i kręciło się, podziwiała cud architektury, jakim był ten dom. Trudno było jej uwierzyć, że coś takiego rzeczywiście może zostać stworzonym, toteż przechadzała się korytarzem w stronę głosów z otwartymi ustami, co i rusz kręcąc rozczochraną główką. Dotarłszy do schodów, przez chwilę się zawahała, ale finalnie wybrała zejście na dół, będąc coraz bliżej gorącej dyskusji, której sensu nijak nie rozumiała. Weszła bez pukania, z lekko zdziwioną miną.
Pomieszczenie było duże, przestronne, ale nadal zbyt duszne dla niej. Zdecydowanie wolała większe przestrzenie, najlepiej na świeżym powietrzu, wśród drzew. Niestety nie dość, że w Saran Dun uświadczyć jakikolwiek element flory było tutaj wręcz niemożliwym, to na dodatek też w samej Fenistei, którą traktowała jak swój dom, ciężko było teraz czuć się bezpiecznie. Tak naprawdę, dopóki Salyah nie znajdzie swojego ojca, nigdzie nie będzie mogła się czuć bezpiecznie... a przynajmniej ona tak myślała, bowiem rzeczywistość lubi zaskakiwać, niekoniecznie w ten dobry sposób.
Z lekko otwartymi ustami dziewczyna wpatrywała się i słuchała zdumiona Benna. W końcu podrapała się po głowie i wzruszyła ramionami, jak gdyby nic się nie stało. Spoglądając bowiem na świat natury, w którym drapieżniki zjadają swe ofiary wedle łańcucha pokarmowego, mało uświadczyła tego, co ludzie nazywają empatią. Nawet matka mało kiedy poruszała temat śmierci, a jak już, to dosyć ogólnie, a najczęściej przypominając córce, iż umieranie jest integralną częścią wszystkiego. Tak też Salyah niezbyt wiedziała, że popełniła zły uczynek. Pomogła gnomowi, do którego zapałała sympatią, a skoro śmierć jest naturalną koleją rzeczy... to co w tym złego, że jeden człowiek umarł? To tak jak ze zwierzętami, w końcu nadchodzi ich czas, niekoniecznie ten związany z naturalnym, bezinwazyjnym odejściem z tego świata. Tak musi być i chociaż dziwne uczucie, ukłucie jakby niepokoju uderzyło w Salyah, ona nie przejęła się tym. Będzie się musiała sporo namęczyć, by w pełni zrozumieć społeczeństwo.
Marevuk sprawiał wedle dziewuszki nijakie wrażenie. Nie, żeby nie interesował on ją, lecz po prostu. Ani nie czuła względem niego pozytywnych, ani negatywnych emocji. Był sobie i tyle. Tak czy siak gapiła się na niego bezwstydnie, niespecjalnie przejmując się konwenansami i dobrym zachowaniem.
Eeeee — zdołała wydusić z siebie Salyah, marszcząc brwi i myśląc intensywnie, o co chciałaby się go zapytać prócz tak oczywistego pytania, jakie zaraz zadała. W końcu wyrzuciła z siebie kolejny słowotok. — Zaprowadzisz mnie do taty? Kiedy? I ile spałam? Głodna jestem. Gdzie jesteśmy? Co ze Sebastianem? Kim jesteś?

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

6
- Z tego co widzę i słyszę, to energiczna z ciebie dziewczynka. Benno miał rację, że daleko ci do normalności, ale według mnie to dobrze. Gdy ktoś wyróżnia się z tłumu, odbiega od norm, myśli i patrzy inaczej, zapewnia mu to lepszą sytuację, bo ciężej jest go zastąpić, czasem się nawet nie da. - Słowa Marevuka były, tak jak i wcześniej, neutralne w swym brzmieniu. Nie sprawiały wrażenia ani pozytywnych, ani negatywnych. Ot informacja przekazana młodemu człowiekowi. - Lecz nie po to tu jesteś, by wysłuchiwać moich teorii i wniosków. Przyszłaś tu, bo potrzebujesz pomocy, mojej i Benna, choć on jest teraz trochę uziemiony z twojego powodu. No ale cóż, co się stało to się stało i nie ma sensu się przejmować. Przyszłaś również, żeby uzyskać informacje, które są moim, można rzec, hobby.

Do tej pory gnom wraz ze swoim rozmówcą stali, opierając się jedynie o równo ustawione przy stole krzesła. Teraz, gdy Salyah do nich dołączyła, obaj prawie jednocześnie spoczęli na siedziskach, a Marevuk wyciągnął nie wiadomo skąd mały metalowy dzwoneczek. Zamachał nim kilka razy i po chwili dziewczyna mogła się zorientował, że przyrząd zniknął tak niespodziewanie jak się pojawił. Mężczyzna spojrzał na krzesło przed sobą, wskazując je ręką.

- Nadal powinnaś odpoczywać, ale skoro już zeszłaś, to równie dobrze możesz usiąść i zjeść. Zanim jednak pojawi się strawa, postaram się odpowiedzieć na twe pytania najlepiej jak tylko mogę i o ile to nie problem, sam zadam ci kilka od siebie. No więc zaczynając od początku, tak, zaprowadzę, choć nie od razu. Jak mówiłem, musisz jeszcze odpocząć, bo nadal widać, że słaniasz się na nogach. Przespałaś całą noc. Obecnie jesteśmy w górnej części miasta, a jeśli mam być bardziej szczegółowy,
to w moim domu. Sebastiana żadnego nie znam, więc ciężko mi powiedzieć. Ja zaś nazywam się Marevuk i zajmuję się po trochu handlem, po trochu zbieraniem informacji. Tak jak wspominałem wcześniej.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

7
Dziwny był ten Marevuk, nawet jak na ludzkie standardy, co czuła i ona, Salyah. Nie oceniał mimo tego, bowiem sama, jak potwierdził to przed sekundą gospodarz, nie wliczała się do ogólnie przyjętych norm. Tak więc stała, starając się nie skupiać na świecie wirującym wokół niej, a także słuchała tego, co ów jegomość miał jej do powiedzenia. W międzyczasie zauważyła, jak dzwoneczek znikąd pojawiający się w jego dłoni, po kilkukrotnym zamachaniem nim zniknął tak szybko, jak się pojawił. Dziewczyna postanowiła także skorzystać z oferty, jakim było krzesło i odsunęła je hałaśliwie, by równie hałaśliwie przysunąć się z nim do stołu. Z szeroko otwartymi oczami nadal gapiła się na Marevuka, chłonąc to, co on mówił i kładąc także łokcie na stole.
Ale ja mogę już teraz iść! Nic mi nie jest! — odpowiedziała oburzona nastolatka, wstając gwałtownie z siedzenia i równie gwałtownie na nim siadając, gdy zakręciło jej się w głowie. Spojrzała z wyrzutem na gospodarza, jakby to jego obwiniając o zawroty, po czym nadąsana siedziała na swoim miejscu, co i rusz wiercąc się nań. Gdy mężczyzna skończył mówić, odezwała się raz jeszcze: — A ja jestem Salyah.
Dziewczyna jakby poczuła się w obowiązku przedstawić się Marevukowi, skoro i ten zdradził przed nią swoje imię. Spojrzała jeszcze na Bena, chcąc chyba o coś zapytać, lecz szybko z tego zrezygnowała sama nie wiedząc czemu. Więc siedziała niecierpliwie na krześle, cały czas poruszając jakąś częścią ciała, jakby chorowała co najmniej na nadpobudliwość.

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

8
Zanim ktokolwiek zdołał powiedzieć choćby słowo więcej, w pomieszczeniu zjawiła się starsza kobieta trzymając w jednej ręce półmisek z parującą zawartością oraz deskę z połową ciemnego bochna chleba. Zaraz za nią kroczył chłopiec młodszy od Salyah, maksymalnie o kilka lat. On niósł karafkę z płynem o kolorze wyblakłego rubinu oraz zwykły metalowy puchar. Oboje postawili naczynia przed dziewczyną i bez słowa zniknęli. Musiał być to efekt dzwonka użytego przez Marevuka.

- Najedz się do syta. Zapewne ostatni twój posiłek był już jakiś czas temu, a jeśli mamy gdziekolwiek wyruszyć, muszę być pewien, że jesteś w pełni sił i mi nie zemdlejesz ani zasłabniesz po drodze. Nie wiem co Greta dziś przygotowała, ale zapewniam, że nawet w pałacu pozazdrościliby jej talentu kulinarnego.

Benno uśmiechnął się nieznacznie kiwając przy tym głową. Najwyraźniej był w stanie potwierdzić słowa mężczyzny. Teraz, gdy Salyah siedziała przy stole, pozostała dwójka również zajęła miejsca. Gnom widocznie nie czuł się kompetentny do prowadzenia dalszych rozmów, siedział więc cicho patrząc na dziewczynę i jedynie spoglądając na karafkę.

- Mam do ciebie jeszcze tylko kilka pytań, ale możesz odpowiedzieć na nie jak już zjesz, żebyś się przypadkiem nie udławiła. A więc, skąd pochodzisz lub gdzie się wychowywałaś? Kim jest twoja matka i czemu nie ma jej z tobą? Ile wiosen już przeżyłaś? No i chyba to co najbardziej mnie nurtuje, skąd masz umiejętności magiczne i na czym dokładnie polegają?
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

9
Dzwonek okazało się, że obwieścił przybycie posiłku. Spoglądając na parującą miskę, na chleb, na karafkę z rubinowym płynem, Salyah zaburczało w brzuchu, ale tak porządnie. Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak głodna jest, aż do tej pory oczywiście. Rzuciła się na posiłek, nie zwracając nawet uwagi, co to jest. Napchała sobie usta chlebem i potrawką, po czym z tak zapchanymi ustami spoglądnęła na Marevuka niczym chomik. Potem nieco bardziej... kulturalnie jadła, chociaż rzecz jasna o kulturze w jej przypadku mowy nie powinno być.
Daleko jej było także do damy, więc pojadłszy sobie, bezceremonialnie beknęła, spoglądając na swój brzuch z błogim lenistwem. Otarła wierzchem dłoni brudne usta, a samą dłoń o swe ubranie. Dopiero wtedy, za poleceniem Marevuka, raczyła odpowiedzieć. Tyle że tutaj trochę przystopowała. Gdzieś zniknęła jej gadatliwość, zastąpiona niezręczną ciszą. Oczywiście odpowiedziała zaraz, ale widać było, że mówi niechętnie i coś ukrywa. Dobrym kłamcą to ona nie była.
Mam czternaście wiosen. Jestem z Fenistei. Tam z mamą mieszkałyśmy. Od niej się nauczyłam tego. Niewiele umiem, tylko trochę leczę, mogę też zabierać energię żywym istotom, ale tylko drobnym. Nie próbowałam z ludźmi nigdy... i... tyle umiem — była bardzo zestresowana, niepewna swego i przede wszystkim zataiła swoją najważniejszą umiejętność. Świeżą co prawda, bo nauczyła się jej niedługo przed samym odejściem z lasu, do tego zamienianie się było ryzykowne, lecz nadal najważniejszą. Ponadto celowo uniknęła odpowiedzi o tym, kim była jaj matka i dlaczego jej z nią nie ma. Niechcący tylko wypaplała, że to od niej się nauczyła magii. Spojrzała nieco ofensywnie na Marevuka, trochę jak dzikie zwierzę. Jeśli było coś, o czym wiedziała, ze nie może mówić, to była właśnie Eritte, szalona wiedźma z Fenistei, której w ciągu tylu lat zdążyło mocno odbić.

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

10
Zarówno Benno jak i Marevuk zdążyli zorientować się, że Salyah nie jest zwykłą dziewczyną. Po pierwsze była księżniczką, przynajmniej za takową się podawałą, pod drugie władała magią. Jej sposób jedzenia nie zdziwił zatem żadnego z nich. W zasadzie to każdy, kto nie miał okazji zetknąć się z wyższymi sferami pewnie by tak jadł.

- Rozumiem. - Jedyne słowo jakie padło z ust mężczyzny sprawiało wrażenie pewnego niedopowiedzenia, zupełnie jak wypowiedź dziewczyny. Coś w stylu: wszystko jasne, ale wiem, że nadal coś ukrywasz. Marevuk był bowiem obeznany z polityczną i dyplomatyczną grą. Doświadczenie podpowiadało mu kiedy ktoś kłamie lub ukrywa informacje. Wiedział też kiedy należy przestać zadawać kolejne pytania. - Dobrze, to nam wystarczy. Jednak jeśli mamy iść do pałacu to będziesz musiała się przebrać. Straż nie wpuści nas, a szczególnie ciebie noszącą takie brudne ciuchy. No i przyda ci się porządne mycie. Mamy jeszcze trochę czasu. Idź na razie do pokoju, Greta zawoła cię, gdy kąpiel będzie gotowa, a ja upewnię się, że dostaniemy się do króla bez żadnych komplikacji.

Nie czekając na reakcję dziewczyny, pożegnał się ze Smarovem i poszedł na górę do swego biura. Gnom zaś, gdy zostali we dwójkę, zbliżył się do jej krzesła, położył rękę na ramieniu i powiedział:

- Powodzenia. Mam nadzieję, że nie rozczarujesz się spotkaniem. I pamiętaj, słuchaj się Marevuka, gdyż pałac nie zawsze jest tak bezpieczny jak powinien. Szczególnie dla takich małych dziewczynek jak ty. - Na koniec uśmiechnął się jedynie i wyszedł z domu, zostawiając Salyah samą.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

11
Może i Salyah była nieobyta w społeczeństwie, zawsze pod wpływem nadopiekuńczej, toksycznej z obiektywnego punktu widzenia matki, ale szybko chłonęła nowe informacje i równie szybko przystosowywała się do otoczenia. Nadal czuła się nieswojo i wyobcowana, lecz towarzystwo dwóch mężczyzn pozwalało jej na tą nikłą naukę jako takiej kultury i wychowania. Rozumiała ona bowiem, iż całkiem inaczej żyje się tutaj, między ludźmi, a inaczej jako pustelnik.
Z punktu widzenia dziewczyny jej matka była tworem idealnym, najmądrzejszą, najpiękniejszą i najlepszą pod herbiańskim słońcem. Inną sprawą było to, że traumatyczne dla kobiety wydarzenia odbiły się na jej psychice i znalazłszy schronienie w Fenistei, jeszcze bardziej odcisnęło to na niej piętno. Córka stała się dla Eritte jedynym celem w życiu, a w tym celu zawierało się to, że chciała ona uchronić Salyah przed światem zewnętrznym, strasznym, drapieżnym i pragnącym pożreć jej biedną córeczkę. Rozpieszczała ją, zapewniając minimum wykształcenia i pozwalając na wszystko, otaczając ją szkodliwym kokonem cofającym dziewczynkę w rozwoju, zatrzymującym go, a nie prowadzącym naprzód. Wolała, by ta była dzikuską wyjętą z baśni, niż rozwijała się umysłowo, a co za tym idzie, zaczynała pytać. A potem lata odosobnienia zrobiły z Eritte kolejną baśń, wiedźmę z lasów, którą straszy się dzieci. Kobieta zdziwaczała, zaczęła być także nieostrożna, co doprowadziło do jej zniknięcia. Plotki we Wschodniej Ścianie szybko się rozprzestrzeniły, a Salyah została sama. Ona jednak nie dostrzegała wad w swej matce, nadal przyrównując ją do jakiegoś bóstwa. Wszystko to było po Nocy Spadających Gwiazd - dziewczyna nie dowiedziała się, jakim cudem matka dała radę ich ochronić, ale obłoki magii niszczące wszystko na swej drodze omijały szerokim łukiem ich chatkę. Być może Eritte tak spaczyła to miejsce, aby chronić Salyah, że nawet istoty z innego wymiaru nie chciały tego ruszać? Kto wie, sam bękart tego nie wiedział i nie interesowało go to. Wszystko to pozostawało poza zasięgiem jej pamięci i wspomnień.
Nadal zmęczona swoimi wybrykami, Salyah posłusznie poszła do swojego pokoju, gdzie jej zapał nieco ustał. Brudne, rozczochrane dziecko siedziało na łóżku i nagle, niczym niezmącona cisza w pomieszczeniu przerwana została płaczem. Cichym, niepewnym łkaniem, jakie wydobywało się z wnętrza dziewczynki. Czuła się ona bowiem samotna jak nigdy, samotna w wielkiej, dusznej przestrzeni z tyloma ludźmi. Tęskniła za matką, za domem, w którym się wychowała i poczuciem bezpieczeństwa, jakie tam miała. Tutaj kazdy jej na każdym kroku przypominał, że tutaj nie jest bezpiecznie i tak jak myśli. Że może czuć się rozczarowana spotkaniem z pozostałą jej rodziną. Ale ona nie miała gdzie iść, gdzie się podziać, odkąd Eritte zniknęła. Musiała dokądś wyruszyć, a to zdawało się być jedynym sensownym rozwiązaniem. Tego więc trzymała się jak ostatniego kawałka deski na morzu.
Wkrótce zawołano ją na kąpiel. Widać było, iż Salyah płakała, miała bowiem spuchnięte policzki i zaczerwienione oczy, ale uśmiechała się, znów czując się podekscytowaną. Czysta i pachnąca, założywszy nowe ubrania na siebie, rozczesawszy długie włosy, o które zawsze jej matka pieczołowicie dbała, dziewczyna była w pełni gotowa. Nawet siły jej w większości powróciły i pozostało jej nic innego, jak czekać na Marevuka, któremu, podobnie jak gnomowi, postanowiła zaufać. Wydawał się być uczciwy, a biedna Salyah musiała na kimś się oprzeć, żeby nie stracić resztek nadziei, która ulatniała się zaskakująco zbyt szybko w ostatnim czasie z jej duszy.

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

12
Kąpiel wraz z przygotowanym przez gosposię strojem, eleganckim ale również prostym, przywróciły młodej dziewczynie wygląd nadający się do wizyt w pałacu królewskim. Nawet na obojętnej twarzy kobiety opiekującej się domostwem, odmalował się lekki uśmiech z dobrze wykonanej pracy. Szybka transformacja zmieniły dzikiego urwisa w eleganckie, urodziwe dziewczę.

- No, teraz jesteś gotowa. - Nie wyjaśniając co dokładnie ma na myśli, gosposia po prostu wyszła z pomieszczenia i najprawdopodobniej poszła zająć się swoimi codziennymi obowiązkami.
*** Mniej więcej pół godziny po kąpieli pojawił się ponownie Marevuk. W międzyczasie Salyah miała okazję trochę lepiej rozejrzeć się po domu. Mężczyzna zastał ją w salonie na parterze i bez zbędnego owijania przeszedł od razu do sedna sprawy.

- Mam nadzieję, że jesteś gotowa na wycieczkę do pałacu? Zanim jednak wyjdziemy muszę się upewnić, że będziesz pamiętać o kilku istotnych kwestiach. Nie możesz wejść i obwieścić, że jesteś córką króla, przynajmniej nie od razu. Jeśli ktoś cię spyta kim jesteś to powiedz, że Sara, to imię będzie łatwo zapamiętać, i że jesteś moją podopieczną. Najlepiej będzie jak zostawisz rozmawianie mi. - Marevuk zrobił małą pauzę, wpatrując się w ścianę tuż obok dziewczyny. - Ah! Muszę cię też uprzedzić, że dzisiaj raczej nie spotkasz taty, gdyż jest bardzo zajęty, ma ogrom obowiązków. Na razie chcę ci głównie pokazać sam pałac i poznać z kilkoma osobami, które nam pomogą w twojej sprawie. - Wręczył jej płaszczyk, żeby mogła się okryć, gdyż nowy strój mógł być ładny, ale nie chronił przed porannym chłodem. Przed wyjściem nakazał jej powtórzyć rzeczy, które miała zapamiętać i upomniał, żeby pod żadnym pozorem nie używała swoich talentów magicznych.
"Jeśli myślisz, że jesteś zbyt mały by coś zmienić, spróbuj zasnąć z komarem latającym nad uchem"

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

13
Chociaż służąca była zadowolona z efektów swojej pracy, czyli uporządkowanie i pomoc w myciu nie tak czystej przecież dziewczyny, sama Salyah czuła się nieswojo w tych ubraniach. Ograniczały jej ruchy pomimo prostoty wykonania, a ona sama nie wiedziała nawet jak się poruszać. Dlatego też najbliższe pół godziny zwiedzała dom z połączeniem próby przyzwyczajenia się do nowej, niewygodnej odzieży. Kręciła się w kółko, dotykając wszystkiego, wspinając się czasem na półki, by czegoś dosięgnąć, oglądając ze wszech stron każdy pojedynczy przedmiot. Była zafascynowana poziomem życia Marevuka, sama znając jedynie swój rodzinny, skromny dom wybudowany dłońmi i czarami matki. Było tam krzywo i niewygodnie, ale Salyah nie znała żadnego innego domu. Była poniekąd tam więźniem, siedząc w niewygodzie i nie zaznając żadnego innego luksusu, pod surowym okiem matki, która uważała takie warunki za niezbędne do utrzymania życia Salyah w tajemnicy.
Dziewczynę zastał Marevuk, gdy akurat gapiła się w to, co dzieje się za oknem. Momentalnie odwróciła się do mężczyzny i zamieniła się w słuch, chłonąc każde jego pojedyncze słowo. Kiwała co i rusz głową, oczy trzymając szeroko otwarte. Poczuła, że jest zawiedziona, gdy usłyszała o tym, że nie zobaczy dzisiaj ojca. Liczyła na to spotkanie. Był on jedyną osobą, do której mogła się udać po zniknięciu matki i pomimo tego, jak blisko tam była, nie mogła tego zrobić. Ale Marevuk był osobą, której ufała, więc postanowiła mu i w tej kwestii zaufać.
Mam na imię Sara, jestem twoją podopieczną i mam nic nie mówić. Zrozumiałam. Możemy iść? Chciałabym jak najszybciej spotkać się z tatą — powiedziała, wczepiając się w rękaw Marevuka i spoglądając z dołu na niego. Włosy miała delikatnie podpięte, by niesforne, ciemne, podobne do tatusinych loki nie przeszkadzały jej. Po doprowadzeniu przez służącą kłaków, okazało się, że są one całkiem długie i ładne. Ogólnie była podobna do taty. Wynikało to już nie tylko z samego koloru włosów, ale i rys twarzy, które ktoś, kto widział Aidana na własne oczy, mógłby powiązać właśnie z jego. I gdyby nie ten niewinny, nic nierozumiejący wyraz twarzy istoty nieskażonej złem tego świata nie licząc zła własnej szalonej matki, to śmiało można by wysnuć wniosek, że naprawdę wiele Salyah ma z ojca. Ale osoby, które spotkała, mało miały do czynienia z tak wysoko postawionymi osobami.

Re: [Górne Miasto] Siedziba Marevuka

14
— Idziemy, idziemy. Trzymaj się mnie, mała, będzie dobrze — obiecał Marevuk i łagodnie wziął dziewczynkę za rękę. — Ale historia, ale historia... — wymamrotał do siebie, kręcąc głową i gładząc się po brodzie.

Wyszli na ulicę, dołączając do nielicznych o tak wczesnej porze przechodniów. W Górnym Mieście – wyjaśnił Marevuk – mało kto musiał wstawać rano, w przeciwieństwie do mieszkańców Dolnego Miasta, którzy już o świcie uwijali się jak mrówki. Salyah nie bardzo umiała to zrozumieć, ale zapomniała, zanim zdążyła dopytać – pewnie oczarował ją jakiś nieznany cud. Jakiś zaprzężony w dwójkę koni powozik, podobny do wielkiego kwiatowego pąka, albo jakiś człowiek z ptasimi piórami na głowie, albo malutki kudłaty piesek, albo kolorowe szybki w oknie, albo słodki zapach z cukierni, albo...

Chociaż do Saran Dun zdążyło już zajrzeć nieśmiałe lato, to jednak dzisiejszy rześki, przejrzysty, trochę wietrzny poranek zapowiadał dzień zdecydowanie bez upału. Ponad lśniącymi dachówkami wytwornych domów Górnego Miasta, tnąc na pasy jasną płachtę nieba, przemykały z furkotem jaskółki. Tam najmilej było Salyah – czy też od teraz Sarze – spoglądać, bo to było jej najbardziej znane. Niebo nad miastem nie jest tak bardzo różne od tego ponad leśną polaną. A cała reszta... Twardy bruk z białego kamienia pod stopami, drzewa posadzone w równych rzędach i ogrodzone lśniącymi płotkami, murowane domy o wymyślnych kształtach, z przedziwnie powyginanymi dachami, z przylepionymi do ścian w niewiadomym celu statuetkami ludzi czy zwierząt, ze zwodniczo zimnymi i niemiłymi w dotyku pnączami, które wiły się dokoła poręczy schodów czy wzwyż wysokich bram... To przecież nie było normalne.

A dalej miało być już tylko dziwniej, bo ledwo mała królewna-dzikuska się obejrzała, stała już u wrót Wielkiego Pałacu. Za jego murami, jak objaśnił jej Marevuk, wznosił się właśnie dom jej taty. Ten największy, najwyższy, najokazalszy i najczarowniejszy ze wszystkich. Z tymi lśniącymi płachtami, które, przyczepione gdzieś na czubku dachu, łopotały na wietrze, skrząc się paletą żywych odcieni srebra, błękitu, złota i śnieżnej bieli; nieważne, że Salyah nie pojmowała ich znaczenia – nawet na niej, nieuczonej dzikusce, robiły one niezwykle uroczyste wrażenie. A więc to tu. Zamek Królewski.
Obrazek
Specjalny medal od Aod. I od Kota.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Saran Dun”